E-book
22.05
drukowana A5
34.86
Nadżołnierz Ciała i Nadżołnierz Umysłu

Bezpłatny fragment - Nadżołnierz Ciała i Nadżołnierz Umysłu

Kryptonim: Drago Tom 2

Caroline V.

Objętość:
171 str.
ISBN:
978-83-8221-478-9
E-book
za 22.05
drukowana A5
za 34.86

Świadomość

Rozdział 1

Christina Drago


Czułam się bezpiecznie. Byłam zmęczona, wymizerowana, ale jakaś część mnie czuła bezpieczeństwo — to uczucie było tak silne, że pozostałam na miejscu, mimo iż — gdy otworzyłam mokre oczy — w pierwszej chwili nie rozpoznałam otoczenia.

Musiałam zasnąć, ale nie wiedziałam nawet kiedy i gdzie.

Nagle poczułam na włosach dotyk męskiej dłoni i usłyszałam:

— Pośpij jeszcze.

Logan?

Obróciłam się na plecy, by odkryć, że moja głowa spoczywa na jego twardym udzie, a on sam siedzi na swojej kanapie w strzelnicy, patrząc w dół na moją twarz.

Zamrugałam uświadomiwszy to sobie i gwałtownie poderwałam do siadu… a raczej próbowałam, bo błyskawicznie zasłonił mi oczy swoją dłonią i pchnął z powrotem na udo.

— Logan… — złapałam jego rękę, chcąc ją zdjąć, lecz od razu usłyszałam:

— Leż albo spuszczę ci łomot.

Przestałam się opierać i rozluźniłam. Po chwili zapytał:

— Już?

— Nie całkiem — wyznałam ochrypłym głosem. — Dałbyś mi coś do otarcia?

— To o to chodziło? — niedowierzał, po czym prychnął: — Kobiety.

Po chwili jednak na mojej twarzy wylądował jakiś lekki, delikatny materiał. Logan zabrał dłoń z moich oczu i pozwolił mi usiąść, bym mogła otrzeć łzy — kiedy to zrobiłam pociągnęłam ostatni raz nosem i spojrzałam na materiał.

By odkryć, że to ta sama chusta, którą już kiedyś mi oferował.

Chusta, która była zbyt kobieca, by mogła do niego należeć.

Zamknęłam oczy, a moje dłonie trzymające chustę opadły.

Właściwie od razu po tym usłyszałam:

— Co się stało?

— …nic — wyszeptałam.

Chciałam go zapytać, skąd ją ma. Czy to pamiątka po jakiejś kobiecie… czy może ukochanej. Tak bardzo chciałam wiedzieć… ale nie wiedziałam, czy mam prawo pytać go o takie rzeczy.

Jak się jednak okazało, moja odpowiedź pod żadnym kątem mu się nie spodobała…

Rozdział 2

Logan Wolf


Przecież widzę, że coś jest nie tak. Wybrałaś sobie złego faceta do okłamywania — stwierdziłem, słysząc tę lakoniczną, fałszywą odpowiedź.

Czy ona myślała, że ma obok siebie durnia?

— Nie okłamuję cię… — zaczęła, lecz wtrąciłem:

— Więc spójrz na mnie i powtórz mi to prosto w oczy.

— Ja… — ująłem jej policzek i zmusiłem, by na mnie spojrzała.

— Teraz mów.

W jej ciepłych, zielono-piwnych oczach pojawił się ból.

— Nie wiem… czy w ogóle mogę o to pytać — usłyszałem w końcu i zrozumiałem, że ona Naprawdę tego nie wie.

Dlatego — nie puszczając jej policzka — powiedziałem raz, lecz konkretnie:

— Wyjaśnijmy sobie coś. Nienawidzę kłamstw ani półprawd. Jeśli jest coś, co chcesz wiedzieć, to po prostu mnie o to spytaj — najwyżej ci powiem, że na to nie odpowiem. Rozumiesz?

Odwróciła wzrok i wyznała:

— Na to nie będziesz chciał odpowiedzieć.

— Sprawdź mnie — zasugerowałem i wyczułem, że walczy ze sobą, ściskając chustę.

No nie…

— Ta chusta… — zamknąłem oczy. — Skąd… — nie dokończyła.

Otworzyłem oczy by ujrzeć, że patrzy na mnie ze łzami.

— Widzisz? Już nie chcesz odpowiadać.

Odłożyła ją i wstała, idąc do okna.

Westchnąłem ciężko i potarłem twarz, zaraz przeczesując palcami włosy.

— Słuchaj, to nie jest dla mnie łatwy temat…

— Żona? — zapytała cicho, na co spojrzałem na nią, wyznając:

— Nie… nigdy nie byłem żonaty.

Milczała, a ja wbiłem wzrok w podłogę.

— Przepraszam — usłyszałem nagle i spojrzałem na nią.

Ciągle patrzyła w okno.

— …za co?

— …to nie moja sprawa. Nie mam prawa…

Zamilkła, bo oparłem się dłonią o szybę nad jej ramieniem i oparłem czoło o jej głowę.

— Masz prawo — zaprzeczyłem cicho. — Po prostu… nigdy nikomu tego nie opowiadałem.

Wyczułem jej smutek, aż moja dłoń na szybie zacisnęła się w pięść.

— Niech cię cholera… — obróciłem ją do siebie i przytuliłem, wciskając twarz w jej ramię. — Czasem się zastanawiam, czy nie robisz tego specjalnie.

— …czego? — zapytała cicho, naprawdę nie rozumiejąc, a ja…

— …rozbrajasz mnie, aż czuję się przy tobie bezbronny — wyznałem szczerze. — Od lat ciągle jestem w gotowości, czując się tak, jakby wróg czekał na każdym zakręcie. Dotąd myślałem, że to przez eksperyment… — otworzyłem oczy i przytuliłem ją jeszcze mocniej, przesuwając twarz tak, by wtulić ją w zgięcie jej szyi. — Ale to chyba ze mną jest coś nie tak.

Poczułem, jak niepewnie unosi dłonie i zaczyna głaskać mnie po plecach.

— To wszystko jest takie popieprzone — wyznałem, wzmacniając uścisk, by czuć ją jeszcze silniej… jeszcze bliżej. — Oboje przeszliśmy eksperyment, a jednak ja jestem jak ciemność… a ty jesteś światłem.

— ...nigdy nie sądziłam, że usłyszę od kogokolwiek coś takiego — wyznała i zabrała jedną dłoń z moich pleców, by wpleść ją rozkosznie w moje włosy.

Kiedy to poczułem moje ciało aż zadrżało.

— Ale… — zaczęła nagle. — Dla mnie to ty bardziej przypominasz światło.

To, że mnie zaskoczyła, było niedopowiedzeniem.

— To prawda, że jesteś szorstki i masz niewyparzony język… ale potrafisz też słuchać — wyznała cicho. — Jesteś silny emocjonalnie, odważny… — słuchałem to w ciszy, nie potrafiąc się odezwać. — No i… od początku czuję od ciebie coś ciepłego. To przez to uczucie nigdy się ciebie nie bałam.

Uniosłem głowę i ruszyłem do przodu, aż była zmuszona oprzeć się o okno. Przycisnąłem się do niej, łapiąc jej nadgarstki i rozsuwając je na boki.

— Jednak teraz się boisz — powiedziałem, nachylając do jej ust.

Zawisłem nad nimi czując, że zaczyna drżeć, a serce gna w piersi jak szalone.

— Tak — szepnęła, lecz nie wyrywała. — Jednak… nie w sposób, o którym myślisz.

Spojrzałem badawczo w jej oczy, by się przekonać, czy mówi prawdę. Jednak nie ujrzałem w nich zakłamania, ani tego rodzaju strachu, który towarzyszył większości ludzi na mój widok.

Ona bała się tego, że byłem mężczyzną. Mężczyzną… który czuła, że ją pragnie.

Zrozumiałem, że to co powiedziała — to, że nie wie, jak to jest, kiedy ktoś cię chce — nie było kłamstwem, ani ubarwieniem.

Nie miała pojęcia, jak się przy mnie teraz zachowywać, stąd jej lęki i lekka nieporadność.

Ale…

— Chris… nie odejdę tyko dlatego, że nie wiesz, jak się zachować — powiedziałem, na co spojrzała na mnie zaskoczona. — Ja nie jestem jakimś durnym chłopaczkiem, który się boi, że zrobi coś nie tak i jego dziewczyna się na niego obrazi.

— …nie — przyznała, chwilkę obserwując moje oczy. — Ty jesteś mężczyzną — wyznała cicho i odwróciła niepewnie wzrok. — Ale ja…

— Jeśli powiesz teraz coś w stylu „ale ja się boję, że zrobię coś nie tak”, to naprawdę mnie wkurzysz.

Milczała.

Westchnąłem cicho i wyznałem:

— Jesteś okrutna. Czy ja myślałem, że najgorsze już przeszedłem?

Zamrugała i spojrzała na mnie ponownie.

— O czym ty mówisz?

— O tym, że w końcu spotkałem kogoś, kto przełamał moje barykady, a teraz udaje cnotkę.

Drgnęła jej powieka.

O tak, o to chodziło.

— Nie nazywaj mnie tak.

— Dlaczego, skoro teraz jest ucieleśnieniem biednej słodyczy?

— Biednej… — aż rozdziawiła usta. — Nie wierzę, że to powiedziałeś!

Wzruszyłem ramionami i puściłem ją, idąc do drzwi.

— Dokąd idziesz? — zapytała od razu, a ja wyjawiłem:

— Wyładować frustrację na ciebie — i zamknąłem za sobą drzwi.

Rozdział 3

Christina Drago


Dość długo rozdarta miotałam się po pokoju. To nie prawda — nie byłam jakąś…

Moja myśl urwała się w chwili, gdy przypomniałam sobie swoje zachowanie — ledwo wszystko do mnie dotarło, a usiadłam zdołowana na kanapie.

Zaczynałam mieć tego serdecznie dosyć. Ja nie byłam w stanie od tak się zmienić — a on dobrze o tym wiedział. Ale w takim razie — skoro wiedział… to do czego tak naprawdę dążył?

Czyżby Logan… Chciał mi właśnie to uświadomić? Uświadomić, że muszę w końcu przestać się bać i się ruszyć, zamiast tkwić ciągle w tym samym miejscu?

Powiedział, że nie odejdzie ode mnie tylko dlatego, że nie wiem, jak się zachować. Ale to nie znaczyło przecież, że moje zachowanie go nie raniło.

Boże… kiedy sobie to wszystko uświadomiłam, poczułam się paskudnie. Logan przecież nie był maszyną — też czuł, pragnął… był cierpliwy, empatyczny i… i czasem zwyczajnie kochany.

Poznałam go od tych stron — wiedziałam, byłam pewna, że mu na mnie zależy. Mi także na nim zależało — pierwszy raz w życiu czułam, że chcę o kogoś zawalczyć.

Wstałam i przebrałam się w dżinsy i czarną bluzkę z założeniem kopertowym, zapinając ją w miejscu biustu broszką w kształcie stylizowanej głowy wilka, po czym wyszłam ze swojego pokoju, którego na razie „dostałam” od Generała.

W czasie zamykania drzwi przypomniałam sobie, jak wczoraj przyprowadził mnie tu Logan… a ja zasnęłam, objęła przez niego na kanapie.

Dziś był ubrany dokładnie tak samo, jak wtedy — musiał więc zostać i trzymać moją głowę na kolanach przez całą noc.

„Mamo” — pomyślałam, schodząc na dół do strzelnicy, gdzie czułam, że udał się Logan. — „Przepraszam, że ci wtedy nie powiedziałam. Tak, jest ktoś, kto mi się podoba… i to nawet więcej niż podoba. Spotkałam kogoś, na kim mi zależy i wiem… że jemu także zależy na mnie. Jest trochę wrednawy i mało obchodzi go zdanie innych. Jednak jest cierpliwy, potrafi słuchać… i nie przeszkadza mu, że tyle gadam. Żałuję, że go nie poznałaś — chciałabym, by tak było. Chciałabym, byś zaakceptowała mój wybór. Mam nadzieję, że jeśli mnie słyszysz… to wesprzesz mnie w moim postanowieniu”.

Postanowieniu, by w końcu zawalczyć nie tylko o niego… ale i samą siebie.

Sparing

Rozdział 1

Logan Wolf


Walczyłem rozebrany od pasa w górę z niewidzialnym przeciwnikiem. Poza mną w głównej sali ćwiczeń nie było nikogo — Generał specjalnie wybudował ją pod budynkiem, gdzie wszyscy jego ludzie mogli oddać się samodoskonaleniu w grupie lub — jak ja teraz — w samotności. Dobrze się złożyło, bo obecnie nie potrzebowałem towarzystwa — miecz był dla mnie najlepszym kompanem.

A przynajmniej lepszym niż te wszystkie wkurzające myśli, które jakoś nie chciały opuścić mojej głowy.

Chris była inteligentna i niebywale czuła. Niestety była też czasem nieznośnie wolna.

Nie mogłem jej powiedzieć wprost, że ma się ogarnąć i przestać bać — pomyślałaby, że traktuję ją jak dziecko, a ten etap miałem dawno za sobą.

Miałem nadzieję, że przemyśli to, co próbowałem jej powiedzieć.

I że uporamy się z tym razem.

Chociaż… istniało spore prawdopodobieństwo, że się przestraszy i wycofa… chociaż nie, to nie w jej stylu.

Prędzej to ja bym się wycofał. Cholera, miała rację — tamten miesiąc, gdy się do niej nie odzywałem… to było słabe. A zrobiłem to tylko dlatego, że się przestraszyłem. Przestraszyłem, bo — nie wiedząc nawet kiedy — ona rozbiła moją skorupę, aż nieświadomie pokazałem jej, jak bardzo słaby tak naprawdę jestem.

Jeszcze kilka tygodni temu nie pomyślałbym, że będzie mi na niej aż tak zależeć. Ale to się stało, a ja nie miałem zamiaru od tego uciekać.

Ona była warta tego, by o nią walczyć. Jednak… czy ona będzie w stanie walczyć o nas?

Boże — zatrzymałem się na moment, by potrzeć twarz. — „Nas”. Jak to dziwnie brzmi — od czasu eksperymentu nie byłem tak blisko żadnej kobiety. Uważałem się za potwora, a nie mężczyznę. Myślałem, że ta część mnie umarła, lecz ona sprawiła, że znów ujrzałem w sobie faceta.

Że Logan wcale nie umarł, tylko schował się przerażony wewnątrz samego siebie myśląc, że już nikt nigdy go nie zaakceptuje.

Co za wkurzające myśli. Jak to jest, że to właśnie ona skłoniła mnie do takich refleksji?

— Patrzcie, pan zwierz — usłyszałem i zakręciłem oczami, patrząc na wchodzącego Strapa, Macho, Shadowa oraz Astro. Brakowało tylko Kiby. — Co tam Wolf? Potrzebujesz partnera do sparingu? — Strap dobył oba swoje miecze. — Jestem chętny.

Uniosłem brew i zadrwiłem:

— Schowaj te badyle, zanim wydłubiesz sobie oko.

W następnej chwili blokowałem jego podwójny cios swoją klingą. Kiedy zrobił zaskoczoną minę ja uśmiechnąłem się ostro i mocno pchnąłem, aż padł zdumiony na tyłek.

Stanąłem nad nim, lecz ten od razu odskoczył do tyłu, trzymając przed sobą miecze.

— Ty pieprzony potworze… Zaraz zedrę ten uśmieszek z twojej gęby! — krzyknął, na co ja warknąłem zadowolony:

— Dajesz.

Rozdział 2

Christina Drago


Znalazłam Logana i resztę chłopaków w podziemiach, w miejscu, gdzie Generał urządził główną salkę ćwiczebną. Kiedy weszłam do środka pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to to, że ten walczy ze Strapem… który, jak od razu pojęłam, robi wszystko, by go zranić. Zanim jednak cokolwiek zrobiłam, odezwał się do mnie oparty o ścianę Rey:

— Daj im walczyć — obu aż roznosi.

Znów na nich spojrzałam… lecz mój wzrok padł w końcu na Logana. O mój…

Oparłam się o ścianę obok Reya i gapiłam się na to boskie ciało z rozkoszą.

— Kto chce się założyć? — zapytał nagle Astro. — Stawiam pięć dyszek na Strapa. Od dłuższego czasu był napalony, żeby się z nim zmierzyć.

— Podbijam — obwieścił Macho, na co ja stwierdziłam:

— W takim razie… ja stawiam stówkę na Logana — i zerknęłam na nich z błyskiem w oczach. — Gotowi zaryzykować?

Obaj spojrzeli na siebie, po czym — po chwili namysłu — Astro stwierdził:

— Dobra.

Macho zerknął jeszcze na walczących, ale nie wydawał się przekonany.

Stwierdził jednak w końcu:

— Okej.

I obaj zaczęli dopingować Strapa.

Ja tymczasem obserwowałam walkę — nigdy z nikim się nie zakładałam, bo to była według mnie zwykła głupota… ale to, dobrze wiedziałam, były łatwe pieniądze.

Łatwe dla mnie.

Kiedy tak ich obserwowałam… poczułam w pewnej chwili, jakby coś się we mnie przestawiło. Mój uśmiech zamarł na ustach, a umysł zaczął analizować ich ruchy, technikę… w końcu zamrugałam i spojrzałam na swoją dłoń, niemal czując w niej klingę miecza.

Nagle ujrzeliśmy, jak Logan wykonuje piękny kopniak z półobrotu — Strap momentalnie wylądował na ścianie, upuszczając jeden ze swoich mieczy.

— Szlag — wydyszał, próbując podnieść się na nogi.

— Nie masz dość?

Podczas gdy Strap ledwo oddychał, Logan nie miał nawet zadyszki.

— Nigdy… załatwię cię… — Strapowi udało się unieść, lecz gołym okiem było widać, że niewiele już zdziała. Jednak jego następne słowa… — Ty cholerny potworze…

Kiedy je usłyszałam podeszłam do niego, zupełnie jakby z Loganem nie byli w trakcie walki. Ten spojrzał na mnie zaskoczony, a ja dotknęłam palcem jego czoła.

— Przeliczyłeś się — stwierdziłam.

— Co? — Strap nie rozumiał, dlatego bez słowa lekko go pchnęłam, aż padł na ziemię, nie mogąc więcej unieść.

— To było nie fair — stwierdził bez życia, patrząc na mnie wykończony i poobijany. — Mogłem jeszcze…

— Jedyne, co tu było nie fair, to twoje słowa — powiedziałam i podeszłam bliżej, by unieść jeden z jego mieczy. — Logan narażał życie, by ocalić moją mamę. Na dodatek, odkąd tu jest, robi wszystko, by zyskać wasz szacunek.

— Ode mnie go nie dostanie — stwierdził od razu, próbując jednocześnie wstać, na co ja odrzekłam:

— Więc ty właśnie straciłeś mój.

Zamarł i spojrzał na mnie w szoku, lecz ja nie przejęłam się tym, tylko podeszłam do niego i wbiłam w podłogę jego miecz — zaznaczmy betonową podłogę — po czym zostawiłam go i poszłam do Logana.

— Co powiesz na sparing ze mną?

Patrzył na mnie z góry bez słowa, więc wzruszyłam ramionami, wyminęłam go i podeszłam do ściany z bronią, by wybrać miecz.

— Chris? — dobiegł mnie niepewny głos Reya. — Co ty chcesz zrobić?

— Chcę coś komuś pokazać. A dokładniej: Wam — wybrałam miecz.

Nie za duży, o idealnej wadze — według mnie — ozdobiony tylko pojedynczym, fioletowym kamieniem, osadzonym zaraz przy rękojeści… który, jak podejrzewałam, był ametystem.

Uwielbiałam te kamienie — może dlatego ten konkretny miecz tak bardzo mnie nęcił od czasu, gdy go pierwszy raz zobaczyłam.

Znów wyminęłam Logana, lecz tylko po to, by stanąć naprzeciw niego w miejscu, gdzie przedtem stał Strap.

— Patrzcie teraz chłopcy uważnie — poinstruowałam, przybierając z łatwością swoją ulubioną pozę do walki mieczem, jaką podpatrzyłam kiedyś w telewizji. Z lewą ręką skierowaną do przodu, a prawą uniesioną nad głową, wycelowaną ostrzem w przeciwnika. — Bo mam zamiar coś wam uzmysłowić.

Kiedy to powiedziałam Logan nagle westchnął, lecz zaraz sam przybrał postawę do walki, inną niż ja.

Niech go cholera — co za przystojniak.

— …pokażę wam… — napięłam się, gotowa do ataku. — Kto tu jest prawdziwym „potworem”.

I zaatakowałam niczym błyskawica… jednak Logan zablokował mnie.

Przez chwilę napieraliśmy na siebie bez słowa, patrząc w oczy, lecz po chwili poczułam silne pchnięcie, na które byłam gotowa.

Odbiłam się dłonią od podłoża, robiąc w powietrzu salto — ledwo wylądowałam na nogach, a Logan zaatakował silnie, celując w moje ramię. To również przewidziałam i schyliłam się błyskawicznie — zaskakując nie tylko jego, lecz i pozostałych swoją szybkością, po czym zaatakowałam go w brzuch. Odskoczył ode mnie błyskawicznie, ale zdołałam zrobić coś, czego nie potrafił Strap.

Zraniłam go.

Logan zerknął w dół — na płytkie nacięcie, które od razu zaczęło delikatnie krwawić i się zasklepiać jednocześnie — po czym znów spojrzał na mnie… i uśmiechnął szeroko.

— Ciekawe — wyznał z zadowoleniem w głosie, po czym znów zaatakował.

Walczyliśmy jak równy z równym, a ja byłam w autentycznej euforii — walka mieczem była cudowna, pełna adrenaliny, wymagająca ode mnie tak naprawdę całej koncentracji.

W pewnej chwili jednak zaczęłam się męczyć — nie ważne, jak bardzo wzmacniałam swoje ciało — miałam znacznie mniej siły niż Logan. Odkryliśmy jednak, że byliśmy równi do pewnego czasu.

Kiedy zrozumiałam, że przegram, zaproponowałam zdyszana:

— Remis?

Uśmiechnął się na to.

— Brakuje ci pary?

— Jakbyś nie wiedział.

Wtedy się zaśmiał — szczerze i serdecznie.

— Jesteś niemożliwa — stwierdził, lecz opuścił miecz, a ja zwyczajnie siadłam zmęczona na ziemię.

Po chwili podszedł do mnie i kucnął naprzeciw.

— Widzę, że ktoś tu się poddał.

— Nie poddał — zaprzeczyłam od razu i wtedy — przy wszystkich zebranych — objęłam go za szyję, przykładając czoło do jego czoła. — Ja się nie poddałam — zaprzeczyłam cicho, patrząc mu w oczy.

Jego wzrok spoważniał i przyjrzał mi się badawczo.

— Masz rację… nie mogę wiecznie uciekać — powiedziałam. — Dlatego… chciałabym cię o coś prosić.

— …o co?

— Spróbujesz… znieść mnie, kiedy będą się tak rzucać po omacku? — poprosiłam, wiedząc, że wie, o co mi chodzi.

Wtedy jednak zakręcił oczami i powiedział do mnie:

— Gadasz głupoty, wiesz o tym?

— Co? — przyznaję, zabolało mnie to.

Dopóki nie powiedział:

— Nie będziesz się rzucać po omacku, przecież ci mówiłem.

Patrzyłam na niego, przypominając sobie jego słowa. To… że obiecał, że przy mnie będzie.

Spuściłam szczęśliwa wzrok, po czym uśmiechnęłam czule i wyznałam:

— Tak… mówiłeś — znów na niego spojrzałam.

Kiedy ujrzałam znów z bliska jego oczy… Moje usta nieświadomie lekko się rozwarły.

I — sama nawet nie wiem kiedy — przysunęłam się do niego, by go pocałować.

Dobiegły mnie jakieś szumy i przypomniałam sobie o chłopakach — musiałam ich właśnie przyprawić o atak serca.

Chciałam się odsunąć od Logana — bałam się, że przesadziłam, lecz nim odsunęłam się więcej niż dziesięć centymetrów ten przytrzymał mnie nagle za plecy, stwierdzając:

— Mało — i posiadł moje usta w pocałunku, który ogarnął mnie całą.

Nim pojęłam sama również napierałam na jego usta, całując go z rozkoszą.

Wiedziałam, że chłopaki będą mieli gadane. Wiedziałam, że część z nich będzie miała ogromnego focha.

Jednak w tym momencie jakoś mało mnie to interesowało.

Ponieważ mężczyzna, z którym najbardziej się liczyłam… całował moje usta tak, jakby nie mógł się mną nasycić.

A ja na ten moment nie potrzebowałam niczego więcej.

Dzień pogrzebu

Rozdział 1

Christina Drago


Stałam ubrana całkowicie na czarno w swoim rodzinnym domu, rozglądając się po pudłach, które zawierały wszystkie rzeczy moje i mamy.

Generał wiedział. Wiedział, że nie będę chciała tu wrócić i zlecił komuś spakowanie tego wszystkiego.

Byłam mu za to wdzięczna, bo sama nie umiałabym tego zrobić.

Czekałam na przyjazd mojej rodziny — za trzy godziny miał odbyć się pogrzeb.

Kiedy ktoś zapukał do drzwi poszłam otworzyć i jako pierwszych ujrzałam swoich dziadków.

— Chris… — zamarli, patrząc na mnie w szoku.

Zamrugałam i pojąwszy, o co chodzi, uśmiechnęłam się smutno.

— Hej… — dotknęłam swoich włosów. — Dość spora zmiana, prawda?

Takie spojrzenie pełne szoku ujrzałam jeszcze od swoich dwóch wujków, trzech cioć i rodziny z nad morza, która już całkiem mnie długo nie widziała.

— Christino, to ty? — zapytała mnie w końcu ciocia, a ja pokiwałam głową.

— Tak… wyglądam tak od niedawna, także sama się jeszcze do końca nie przyzwyczaiłam.

Rozmawialiśmy jeszcze przez chwilkę, aż zaczął zbliżać się czas.

— Czy są wszyscy, którzy powiedzieli, że przyjdą? — zapytała babcia, a ja pokiwałam głową.

Nagle jednak drzwi od mieszkania otworzyły się i usłyszeliśmy:

— Przepraszamy za najście.

Ujrzałam Generała wraz z całą ekipą.

— Dzień dobry — powiedział do wszystkich, a reszta przywitała się bez słowa, kiwając głowami. — Jestem szefem Chris, a to reszta moich ludzi — wskazał resztę, ale pośród nich nie było Logana. — Chris nie chciała, byśmy przychodzili — twierdziła, że nie musimy się martwić… ale i tak postanowiliśmy przyjść — po tym spojrzał na mnie. — Możemy zostać?

Poczułam łzy w oczach i pokiwałam głową.

Nagle dodał:

— Logan czeka na dole. Wiesz, jaki jest — woli najpierw sam się przekonać.

Ciężar w mojej piersi zniknął.

— Logan? — zapytała moja ciocia, na co Generał:

— To ostatni z moich ludzi… — i zerknął na mnie. — Jednak na swój temat lepiej niech się wypowie osobiście.

Po tym zeszliśmy na dół — czułam, że wszystkich zżera ciekawość, co to za Logan i czemu akurat tylko jego imię padło.

Ja jednak bałam się tego, jaką podjął w związku z tym wszystkim decyzję. Czy będzie trzymał dystans? Udawał, że jest tylko kolegą z pracy?

Westchnęłam cicho. Musiałam się na to przygotować — uszanować fakt, że będzie udawał, że nic nas nie łączy.

Wyszliśmy z klatki schodowej. Od razu wyczułam jego obecność, jeszcze zanim go ujrzałam w swojej czarnej, skórzanej kurtce…

Zatrzymałam się w pół kroku na jego widok.

Czy on… był w garniturze?

— Kochanie? — usłyszałam obok siebie głos babci i spojrzałam na nią tylko siłą woli. — Czy to jest…

— Tak… to Logan — rzekłam i ten na mnie spojrzał, ubrany cały na czarno.

Ujrzałam jak bierze delikatnie oddech, po czym podchodzi do mnie, mówiąc tylko do pozostałych na przywitanie:

— Dzień dobry.

Stanął przede mną i ujął mój policzek. Zanim mnie pocałował spytał:

— Naprawdę sądziłaś, że będę takim dupkiem i udawał?

Zamknęłam oczy i oddałam jego pocałunek, czując, jak łzy spływają mi zza zamkniętych powiek.

Odsunął się delikatnie i powiedział:

— Damy radę.

Pokiwałam głową i zawzięłam w sobie.

— Chodźmy.

Rozdział 2

Logan Wolf


Pogrzeby nigdy nie są przyjemne. W swoim życiu pożegnałem wielu przyjaciół, rodzinę, najbliższych. Jednak pierwszy raz nie pomyślałem, że taka jest kolej rzeczy.

Ta kobieta miała przed sobą jeszcze wiele życia. I nie odczuwałbym tego tak personalnie, gdyby nie kobieta obok mnie, robiąca wszystko, by nie okazać, jak bardzo cierpi. Jedyne nad czym nie panowała to łzy. Znałem ją już na tyle by wiedzieć, że — gdy raz się ukażą — nie zatrzyma ich, póki nie będzie nimi wykończona.

Czułem, że wszyscy się na mnie gapią — ale byłem na to przygotowany. Pozwoliłem im na to dla Chris. Nie chciałem by myślała, że na czas ich pobytu odsunę się od niej.

A to właśnie to uczucie — ten lęk ujrzałem, gdy na mnie spojrzała.

Może i byłem dupkiem… ale nie aż takim.

Nabożeństwo w kościele się skończyło i ludzie zaczęli wychodzić. Chris i jej dziadkowie jednak stali nadal, a ja zostałem na miejscu, patrząc tylko na jej twarz.

Twarz przepełnioną bólem. Jeśli miałem być szczery, to chciałem zabrać od niej ten ból. Chciałem by się uśmiechała, by patrzyła złośliwe, by konfrontowała się ze mną… a nie płakała zdruzgotana, kiedy ja stałem obok, nie mogąc uczynić nic, co by jej choć trochę to wszystko ułatwiło.

Kiedy jakiś czas później chowano trumnę do ziemi, zauważyłem, że doszło do nas trochę ludzi. W tym mężczyzna, wyglądający na sporo starszego, który bardziej niż pogrzeb obserwował Chris…

Nagle poczułem, jak jej babcia delikatnie ciągnie mnie za rękaw.

Spojrzałem na nią, a ta rzekła, jakby dobrze wiedziała, o czym myślę:

— To ojciec Chris… były mąż mojej córki.

Chris była akurat z ciotkami, stojąc obok grobu. Zerknąłem na nią, by się upewnić, czy nie słucha i zwróciłem do jej babci:

— Dlaczego się rozstali?

— Kristofer to alkoholik i manipulant — usłyszałem. — Według mnie nigdy nie był dość dobry dla nich… należy do tych alkoholików, co piją raz na jakiś czas, ale wtedy są wręcz nieobliczalni.

Poczułem, jak wysuwają mi się pazury, a dłoń zaciska w pięść.

— Dziękuję, że mnie pani ostrzegła.

Pokiwała głową.

— Nie wiem, skąd Chrisi wzięła takiego mężczyznę jak ty… ale cieszę się, że nie jest z tym wszystkim sama.

— …takiego jak ja? — zapytałem, zanim odeszła. — Co ma pani na myśli?

Milczała przez chwilkę, zanim wyznała:

— Chrisi nigdy nikt nie adorował. Do tego to, co się działo za czasów szkoły… — zamilkła. — Zniszczono w niej poczucie kobiecości.

Co takiego?

— Dopiero jak jej rodzice się rozwiedli i skończyła szkołę, zaczęła odbudowywać samą siebie. Jednak nadal z nikim się nie widywała, wiecznie zamknięta w czterech ścianach. Kiedy dowiedziałam się od córki, że Chrisi chce iść do normalnej pracy… nie dawałyśmy jej wielkich szans, że tam zostanie — wyznała ze wstydem. — Myślałyśmy, że rzuci ją już po kilku dniach, znów szukając miejsca, w którym mogłaby się zaszyć. Ale ona tam pracowała i nadal pracuje, choć minęło kilka miesięcy. A teraz widzę… że zyskała tam nie tylko przyjaciół, ale i pana.

— …to nie ona mnie zyskała — wyznałem, patrząc znów na Chris. — To ja zyskałem Ją.

Rozdział 3

Christina Drago


Jesteś pewna, że nie jedziesz z nami? — zapytała moja ciocia, kiedy następnego ranka stałam z nimi na dworcu autobusowym, czekając, aż przyjedzie ich transport do domu. — Nie boisz się zostać tu sama?

— Nie jestem sama — zauważyłam zmęczona.

W nocy prawie nie spałam, wspominając z nimi przeszłość i mamę.

— Chodzi o tego Logana? — zapytał wujek, na co wyznałam:

— Nie tylko. Wszyscy, których wczoraj poznaliście… naprawdę wiele mi dali.

Spojrzeli na siebie.

— Kochasz tego faceta? — zapytała ciocia, a ja zdałam sobie sprawę, że dotąd bałam się nawet myśleć w tych kategoriach.

— Ja… — zamilkłam, czując zaskoczona, jak niekontrolowane łzy zbierają się w moich oczach.

Zaczęłam je ocierać, zdając sobie od razu sprawę, skąd się wzięły.

Kiedy… od kiedy tak naprawdę to czułam? Nie wiedziałam i nie potrafiłam tego powiedzieć. Jeszcze nie, dlatego jedyne co mogłam zrobić to pokiwać głową na potwierdzenie.

— … — chyba ich zamurowało.

W końcu podjechał autobus i musieliśmy się pożegnać.

— Dzwoń kiedykolwiek będziesz chciała — powiedziała ciocia. — I pamiętaj, że możesz przyjechać w każdej chwili… z nim również.

— O ile nie okaże się dupkiem — dodał wujek, na co poczułam, że w końcu zaczynam się uśmiechać.

— On bardzo często zachowuje się jak dupek… ale nie w stosunku do mnie — wyznałam i wuj w końcu się zaśmiał.

— To może go jednak polubię.

Po tych słowach odjechali, a ja stałam jeszcze jakiś czas, machając im na pożegnanie.

Nagle coś wytrąciło mnie z równowagi. Odskoczyłam, unikając pocisku, lecz jednocześnie poczułam ukłucie w ramieniu.

Spojrzałam na nie czując, jak mój wzrok się rozmywa — zdołałam jednak ujrzeć staromodny pocisk z trucizną, taki jak czasem pokazują w filmach.

Nic dziwnego, że się nie połapałam…

Padłam na kolana i zaraz wylądowałam na ziemi. Zdołałam jednak usłyszeć:

— A więc tak się sprawy mają.

Poczułam, jak ktoś nogą przewraca mnie na plecy i nachyla do mnie.

Ujrzałam twarz, której nie sposób zapomnieć — a szczególnie te wiecznie naostrzone trójki.

— Witaj mała — przywitał się Helsing z uśmiechem. — A teraz śpij. Potrzebuję cię żywą… — resztę usłyszałam jak przez mgłę. — A przynajmniej do czasu, aż nie przyjdzie po ciebie twój ukochany.

Serum

Rozdział 1

Logan Wolf


Miotałem się po pokoju jak w klatce. W pewnej chwili zwyczajnie wbiłem dłoń w betonową ścianę rozwalając ją i przy okazji swoją dłoń.

Usłyszałem:

— Wiesz, że ranny jej nie uratujesz?

— Zaleczy się szybciej, niż to zrobiłem — warknąłem i wyrwałem zakrwawioną rękę ze ściany.

Kiedy podszedłem do reszty już była prawie uleczona.

— Zlokalizowaliście ją w końcu?

— Nie jestem komputerowcem jak Chris, daj mi trochę więcej czasu — zabłagał Strap.

Porwanie Chris sprawiło, że stosunki pomiędzy nami wszystkimi się poprawiły. Znów walczyliśmy o jedno.

O odzyskanie jej.

— Do diabła, dlaczego mi nie powiedziała, gdzie jedzie, zanim to zrobiła! — wściekłem się po raz kolejny.

Dostałem od niej wiadomość dopiero w chwili, kiedy była już na dworcu z wujostwem. Napisała mi, jak to ona: „Pojechałam z wujostwem na dworzec autobusowy — jadą za godzinę do domu. Wybacz, że nie dałam znać wcześniej, ale nie chciałam zawracać ci głowy — piszę, byś się w razie czego nie martwił”.

I na końcu dała uśmiechniętą minkę, wyglądającą jak twarz z jakiejś bajki. Do cholery dlaczego? Przecież wiedziała, że Mark jest na wolności, dlaczego nie mogła mi powiedzieć od razu? No i co to miał być ze tekst do diabła? Że zawraca głowę? Niech ją szlag!

Nagle rozdzwonił się mój telefon.

— …prywatny — powiedziałem i odebrałem go, doskonale wiedząc, kto to.

— Cześć braciszku, uwierzysz? Chciałem zadzwonić do ciebie z telefonu twojej dziewczyny, ale nawet nie miała zapisanego twojego numeru — zaśmiał się, a ja mimowolnie zmarszczyłem brwi. Nie miała? Ale pisała przecież do mnie kuźwa. — Marnie o nią dbasz — stwierdził, a ja wróciłem do najważniejszego. — Tak łatwo wpadła mi w ręce, że zaczynam się zastanawiać, czy ona faktycznie jest tym Nadżołnierzem… może to sprawdzimy?

— Nie tykaj jej — warknął i krzyknąłem wściekle: — Gdzie jesteś?!

— No proszę, czyli jednak ci zależy — powiedział, a ja wziąłem głęboki oddech.

Złością nic nie zdziałam.

— Mark, to mnie chcesz. Oddaj ją — wymień ją na mnie. Twój pracodawca na pewno też będzie szczęśliwy.

— Jaki hojny… tyle że, niestety, muszę cię zmartwić. Zmieniłem plany, kiedy odkryłem, co ta mała do ciebie czuje — zamarłem. — Chcesz to usłyszeć? Jest w takim stanie, że powie wszystko, co rozkażę.

— …co jej zrobiłeś?

— Chciałbyś wiedzieć, co? Sam zobaczysz, jak do mnie przyjdziesz. A ja ci wszystko opowiem. Ale mam warunek. Jeśli ci twoi koledzy znajdą się promieniu dziesięciu kilometrów od nas, twoja mała zostanie przeze mnie nie tylko zabita, jeśli wiesz, o czym mówię — i zaczął się śmiać, a ja zdałem sobie sprawę, że drży mi ręka.

— Gdzie jesteś? — zapytałem, na co usłyszałem:

— Na północnym brzegu miasta, w pewnej starej fabryce… i pamiętaj, masz być sam. O ile, oczywiście, zależy ci na jej życiu… i ciele.

Rozłączył się, a ja spojrzałem na Strapa, który już szukał tego miejsca.

— Mam: stara fabryka obuwia. Dookoła jest prawie pusto — nawet nie ma gdzie się ukryć.

— I tak idę sam — stwierdziłem, chowając telefon. — On nie żartuje — jeśli tylko się zbliżycie, dorwie się do niej.

— Wolf — wtedy odezwał się Shadow. — Jeśli pójdziesz sam…

— Nie jestem jakimś cieniasem, który zginie od srebrnej kulki, czy przekręci się od byle trucizny — spojrzałem na Generała, który patrzył na mnie bez słowa. — Jestem Nadżołnierzem Ciała. I czas, żebym w końcu zrobił z tego użytek. Jeśli on tknie ją choć palcem… — ruszyłem do zbrojowni — …umrze, udławiony własnymi zębami.

Rozdział 2

Logan Wolf


Dojechałem do fabryki swoim samochodem, lecz zostawiłem go kilometr dalej, idąc bezdźwięcznie do środka, skradając w głąb budynku.

Czułem, że znajdują się w nim poza mną dwie osoby.

Mark… i Chris, której zapach unosił się w powietrzu. I to nie tylko zapach ciała.

Lecz i delikatny, lecz mocno wyczuwalny dla mnie zapach krwi.

Zacisnąłem zęby, walcząc oto, by zachować spokój, po czym ruszyłem dalej.

Zapach tych dwoje zaprowadził mnie do głównego pomieszczenia budynku. Jednak ledwo przekroczyłem jego próg i zamarłem, nie wierząc w to, co widzę.

— Cześć braciszku — przywitał się ze mną Mark, siedząc na ustawionym naprzeciw ściany krześle… i głaszcząc po głowie klęczącą, półnagą Chris, która patrzyła się w ziemię pustym wzrokiem. — Widzę, że dotrzymałeś słowa. Christine, przywitaj się z Loganem.

Chris uniosła wzrok… i ujrzałem martwe spojrzenie, które od razu rozpoznałem.

— Cześć… Logan.

Jej głos był płaski, bez wyrazu, bez krztyny tego, kim była.

— Nie… — powiedziałem i poczułem, że moja bestia zrywa się z łańcucha. — Mark!

Wstał z uśmiechem.

— Na to czekałem — wyznał, kiedy ja zmieniałem się w potwora. — Na chwilę, kiedy spuścisz swoja bestię i dowiemy się, kto jest większym potworem.

— Dlaczego?! — zaryczałem. — Dlaczego jej to zrobiłeś?!

— Czy to nie oczywiste? — zapytał już się nie uśmiechając. — Powiedziałem ci już dawno temu: nie pozwolę, by ktoś cię kochał — nagle znów parsknął śmiechem. — Nie sądziłem jednak, że będziesz na tyle głupi, by samemu spróbować. Obserwowanie tego, jak próbujesz się nią opiekować, było zabawne. Ale ty nie jesteś obrońcą, Logan. Tylko Potworem.

Krzyknąłem i ruszyłem na niego — zwarliśmy się w walce.

Nie miałem już niczego. Straciłem wszystkich, na których mi kiedykolwiek zależało.

Jedna decyzja zniszczyła całe moje życie.

Generał miał rację. To nie eksperyment mnie zniszczył — on tylko dopełnił czary.

Byłem potworem zanim stałem się Nadżołnierzem. Ale w tym wszystkim — od chwili poznania jej — zapomniałem o tym.

Zapomniałem, że nie mam prawa być szczęśliwy. Nie mam prawa pragnąć.

A teraz ona za to zapłaciła.

Stan, w którym była… to stan półśmierci. Mark wstrzyknął jej serum sugestii — broń biologiczną, która zabijała osobowość, lecz nie mózg. Taka osoba traciła samego siebie, lecz ciągle żyła, stając się maszyną wykonującą wszystkie rozkazy tego, kto go zmienił.

Ostatnie światło, jakie mogło zabrać mnie z ciemności…

Bezpowrotnie zgasło.

Rozdział 3

Logan Wolf


Cóż to braciszku? — usłyszałem, kiedy sobie to wszystko uświadomiłem i po chwili Mark wbił mnie w ścianę, głęboko raniąc mnie swoimi pazurami.

Z moich ust momentalnie trysnęła krew, lecz pomimo tego patrzyłem na jego uśmiechniętą gębę z pogardą.

— To zaczyna być nudne — powiedział. — Myślałem, że będziesz bardziej chętny do walki… czyżbyś stracił chęć do życia?

— Wal się — naplułem mu w twarz, ale ten uśmiechną się jeszcze szerzej.

— Dobrze wiem, jak zmusić cię do walki — i spojrzał na ciągle siedzącą na miejscu Chris. — Christino, chodź tu do nas.

„Nie…” — pomyślałem, lecz ona wstała bez słowa i zaczęła iść do nas jak zwykła kukła.

Mark zerknął na mnie, po czym jednym ruchem rozerwał pazurami moją pierś, aż padłem z krzykiem na ziemię, bryzgając krwią.

Ból był okropny — normalny człowiek byłby już martwy lub stracił przytomność z cierpienia, czekając na nieuchronną śmierć… lecz ja patrzyłem na tych dwoje, niezdolny odwrócić wzroku.

Chris…

Ujrzałem, jak Mark zlizuje krew z pazurów, po czym podstawia rękę pod usta Chris.

— Poliż i poznaj smak swojego ukochanego.

Przybliżyła twarz… i bez słowa zlizała trochę krwi z jego palców.

— Chris… — ledwo mogłem mówić. Obrażenia były za duże — moje ciało się leczyło, lecz za wolno. Za wolno… — Chris, błagam cię…

— Nie sądziłem, że to będzie aż taki widok — wyznał nagle Mark i kucnął koło mnie, ciągnąc do góry za włosy. — Ale co by tu jeszcze… — nagle uśmiechnął się obleśnie. — Co powiesz na to, żeby zrobiła mi laskę na twoich oczach?

Zebrałem całą swoją odzyskaną siłę i rzuciłem się na niego, chcąc zabić.

Lecz bezosobowe ciało Chris… kiedy na nie znów spojrzałem, straciłem całą wolę walki. Mark wykorzystał to i po raz kolejny rozerwał moją pierś — upadłem wręcz dusząc się, by nie dać mu satysfakcji i nie krzyczeć z bólu. Wiedziałem, że tym razem z rany widać kości.

Wtedy ujrzałem jak wstaje na nogi — już nie był taki zadowolony.

— Christine, usiądź na nim. Niech się nie rusza.

Patrzyłem przejęty, jak Chris podchodzi do mnie, po czym siada okrakiem na moich spodniach. Poczułem, jak układa swoje gołe nogi na moich, by je przytrzymać, po czym kładzie ręce na moich ramionach, by docisnąć je do podłoża.

Pomimo bólu mój wzrok chłonął jej widok — ujrzałem na jej ramieniu ciągle gojącą się ranę. To z niej musiała sączyć się krew, którą poczułem, kiedy wszedłem do budynku — poza tym jednym miejscem nie miała żadnych oznak obrażeń — Mark musiał zrobić to specjalnie, by zwiększyć już od progu mój strach. Strach o nią.

Chris… Mój wzrok ponownie spoczął na jej twarzy.

Była tak blisko… lecz jej oczy już nigdy nie spojrzą na mnie tak, jak do tej pory. Jak na człowieka… na mężczyznę.

Nie ujrzę ciepła w jej spojrzeniu. Nie ujrzę bystrości. Nie zobaczę tego cudownego błysku, kiedy się śmiała — światełka, które przyciągało mnie do niej od początku, niczym błędny ognik czyhający na zagubione dusze.

Bo byłem zagubiony — nie wiedziałem, gdzie jest moje miejsce, czy takie w ogóle istnieje. Błąkałem się po świecie gotów umrzeć… lecz nie umierałem, jakbym cały czas na coś czekał.

I teraz wiedziałem… że to odnalazłem, jednocześnie tracąc to bezpowrotnie.

— Przepraszam Chris…

Wtedy odezwał się Mark:

— Tego mi właśnie przez lata brakowało. Widoku, jak kompletnie się załamujesz pokazując, jakim cieniasem tak naprawdę jesteś

Nagle kucnął obok nas, trzymając w ręku strzykawkę.

Dobrze wiedziałem, co to jest — sukinsyn chciał podać mi serum.

— Wiesz, dam ci jeszcze jedną przyjemność, zanim i ciebie pozbawię woli. Christino… pożegnaj się ze swoim ukochanym. Powiedz mu to, czego nie potrafiłaś powiedzieć bliskim, a potem wstrzyknij mu to — podał jej strzykawkę.

Chris wzięła bezwolnie strzykawkę i spojrzała na mnie.

Nie ruszałem się — nie uciekałem. Jeśli to miała być ostatnia rzecz, jaką zapamiętam przed śmiercią… to niech tak będzie.

— Kocham cię, Logan — powiedziała, patrząc mi w oczy i zaczęła nachylać ze strzykawką.

— …Ja też cię kocham… i przepraszam.

Wtedy nachyliła twarz do miejsca, gdzie niemal wbiła strzykawkę… i zaskoczony poczułem, że — zamiast poczuć ukłucie i ból odbieranego życia — ta delikatnie całuje moją skórę.

— Co do… — zaczął Mark, lecz nie skończył.

Chris nagle oparła się dłońmi po bokach mojej szyi i wykonała niesamowity obrót tuż nad moim ciałem, trafiając go z całą mocą prosto w twarz — widziałem już nie raz, że jej ręce są silne kiedy je wzmocni, lecz ona użyła nogi, a konkretnie stopy, która od razu pojąłem miała jeszcze więcej siły niż jej ręce. Mark pięknie poleciał na przeciwległą ścianę, przebijając ją na wskroś, lecz ja nie mogłem oderwać zszokowanego wzroku od Chris, choć nie widziałem jej twarzy — tę zasłaniały włosy.

Po chwili jednak… spojrzała na mnie.

A jej oczy były świadome.

— …Chris… — jej dłoń wylądowała sztywno na moich ustach.

Po chwili jednak odsunęła ją, pocierając jednocześnie palcem moje usta.

— Odpoczywaj — wyszeptała cichutko. — On może zaraz wrócić… a mnie za dużo to kosztowało.

— Chris… — uniosłem się, tuląc ją do siebie i czując, że tym razem nie stanę na jednej łzie.

Wymsknęła mi się, kiedy zrozumiałem, że ją straciłem — to ta łza tak bardzo ucieszyła Marka, fakt, że po raz pierwszy sprawił, iż cierpię tak bardzo, że pokazuję swoją słabą, ludzką stronę.

— Jak? — mój głos się załamał.

W innych okolicznościach byłoby mi wstyd, że pokazuję tę część siebie… lecz ulga, jaką czułem, była silniejsza niż cierpienie.

— Potem — powiedziała Chris. — Ja… muszę dojść do siebie.

Zamarłem. Boże… czy ona mnie nienawidziła?

— Potem… — nagle dodała cichutko: — Się po miziamy.

Zamknąłem na moment oczy, po czym położyłem ją delikatnie na ziemi i ująłem jej dłoń.

— Zaraz wrócę… poczekaj, nie ruszaj się stąd.

Jej ciało trochę się rozluźniło, lecz jeszcze przez moment obserwowała mnie bez słowa. W końcu pokiwała głową.

Pobiegłem za zapachem Marka. Węszyłem za nim tak długo, aż odkryłem, że opuścił fabrykę.

Wróciłem biegiem do Chris, która siedziała teraz przy ścianie, drżąc tak bardzo, jakby poraził ją prąd. Obejmowała się silnie i zrozumiałem, że jest wyziębiona dlatego zdjąłem z siebie resztki kurtki i otuliłem ją nią.

— Zabieram cię stąd — powiedziałem, a ona pokiwała głową, drżąc tak bardzo, jakby nigdy nie wcześniej nie czuła ciepła.

Wziąłem ją na ręce i ruszyłem biegiem do samochodu. Chris objęła mnie od razu — wtuliła się we mnie tak mocno, że nawet przez kurtkę czułem jej dreszcze.

Wsadziłem ją do auta, siadłem za kierownicą i pierwsze, co zrobiłem, to włączyłem na pełny regulator ogrzewanie — dopiero potem zadzwoniłem do reszty.

— Mam ją. Wracamy.

— Wszystko z nią dobrze? — zapytał Generał, lecz ja tak naprawdę nie wiedziałem, co na to odpowiedzieć.

— Nie… a właściwie nie wiem — wyznałem, po czym spojrzałem na Chris, która stwierdziła, dosłownie szczękając zębami:

— N-Nic mi… n-nie będzie. M-Muszę to… p-przetrwać.

— Opowie nam wszystko, jak dojedziemy — powiedziałem do słuchawki, po czym znów spojrzałem na Chris. — Ja pierdolę — gwałtownie zahamowałem, dotykając przestraszony jej czoła.

I odkrywając, że straciła przytomność.

Przeszłość Logana

Rozdział 1

Christina Drago


Zimno… było mi tak cholernie zimno. Dosłownie przed chwilką się obudziłam, czując okropne fale dreszczy.

— Chris? — usłyszałam, po czym ujrzałam siadającego obok mnie Logana, który bez ostrzeżenia przykrył moje czoło swoją wielką dłonią. — Zimno ci?

— Jak diabli — przyznałam, szczękając zębami i ten odszedł na moment, by zarzucić na mnie jeszcze chyba ze dwa koce polarowe.

Czułam ich ciężar… ale nadal było mi zimno.

— Dalej? — zapytał, a ja pokiwałam bezradnie głową.

Wtedy dotknął mój policzek… a jego dłoń okazała się rozkosznie ciepła.

Złapałam ją i przycisnęłam do policzka.

— Jesteś taki ciepły… — wyszeptałam drżąc. — Myślałam już, że od teraz będę czuła tylko zimno… Może w końcu mi przejdzie — i puściłam go, nie wiedząc czy dobrze robię, czy nie jest na mnie zły albo…

On jednak, zamiast zabrać dłoń, pogładził nią mój policzek.

— Posuń się — usłyszałam i zapytałam drżąco:

— C-Co?

Był półmrok — na dworze chyba dopiero zaczęło się przejaśniać. Ale i tak to zobaczyłam — w tym półmroku Logan zdjął koszulkę, potem spodnie i po chwili unosił kołdrę, włażąc do mnie do łóżka.

— C-Co ty robisz? — ledwo mogłam mówić przez zimno i nagły stres.

— Nie domyślasz się? Chcę cię ogrzać.

— A-Ale…

— Żadnych „ale” — jego głos spoważniał.

Objął mnie, wplatając dłoń w moje włosy, po czym przyciągnął do siebie mocno.

Bardzo mocno.

— P-Przestań… wiem, że jestem lodowata — powiedziałam zażenowana, próbując odsunąć od jego twardego ciała, ale on się tym nie przejął — co więcej poczułam, jak zmienia uścisk.

Już mnie nie obejmował… lecz tulił do siebie, a ja czułam, że od jego bliskości zimno ustępuje nieznośnemu gorącu.

W pewnej chwili wzięłam głęboki oddech z nadzieją, że mnie trochę uspokoi — niestety w tym momencie poczułam, jak atakuje mnie jego zapach.

Od pierwszej chwili, gdy go poczułam, ten jednocześnie pobudzał i uspokajał mnie. Logan pachniał trochę jak natura — ziemią, drewnem… kojąco i niebezpiecznie zarazem.

Położyłam dłoń na jego piersi i nagle przypomniało mi się coś.

— Boże, przecież ty tu miałeś paskudną ranę — chciałam się odsunąć, lecz przytrzymał mnie, stwierdzając:

— Zaleczyła się. A teraz nie świruj, tylko daj się rozgrzać.

— … — milczałam przejęta. — Bardzo jesteś na mnie zły? — zapytałam w końcu, na co wziął głęboki oddech, aż zacisnęłam powieki, gotowa na ochrzan.

— Dlaczego, do diabła, mam być na ciebie zły?

— Bo tak łatwo dałam się podejść… bo niemal zginąłeś przeze mnie.

— Chris, wyjaśnijmy sobie jedno. Jedyne, o co mogę być nie tylko zły, ale i wkurwiony to to, że kiedy jechałaś ich odprowadzić nie zadzwoniłaś po mnie. Czemu, do jasnej cholery, tego nie zrobiłaś?

— Ja… nie chciałam się narzucać.

Milczał dobrą chwilę, a ja czułam, jak rośnie w nim złość.

— Wiesz, to największy problem z tobą. Nie chcesz się narzucać, za wszystko przepraszasz… przez ciebie czuje się tak, jakbym był kolejnym nieznajomym na drodze.

— Co? — zapytałam, na co usłyszałam:

— A nawet czuje się jeszcze gorzej niż nieznajomy. Nieznajomemu byś cokolwiek powiedziała, a mnie we wszystkim pomijasz. Nie powiesz, gdzie idziesz. Nawet nie zastanowisz się nad tym, że mogę chcieć iść z tobą, czy mogę chcieć ci jakoś pomoc.

Nagle oderwał od siebie moje głowę, zmuszając, bym na niego spojrzała.

— Powiedz mi: Kim ja dla ciebie tak naprawdę jestem? Mark zmusił cię, byś mi to powiedziała, o to chodzi? Tak naprawdę wcale mnie nie kochasz, chciał mnie tylko dalej dręczyć.

— Poczekaj! — rzuciłam się za nim, oplatając go od tyłu w pasie i przykładając czoło do jego pleców. — Nie idź — zapłakałam.

Poczułam, że się poruszył — niemal widziałam, jak pociera twarz, po czym przeczesuje nerwowo włosy.

— Wyjaśnij mi to w końcu, bo oszaleję — poprosił trochę spokojniej, a ja zacisnęłam wokół niego ramiona… i wyznałam całą prawdę.

Rozdział 2

Logan Wolf


Mark nie kłamał… ani ja — powiedziała ze łzami w głosie, trzymając mnie mocno w pasie. — Kocham cię… ale uświadomiłam to sobie dopiero w chwili, kiedy moja ciocia mnie o to spytała. Helsing to widział… i wziął mnie z zaskoczenia, ale to nie to jest tu najważniejsze. Logan ja… ja nie wiem, jak to jest z kimś być — usłyszałem i bez słowa zamknąłem oczy. — Nie wiem, co to znaczy na kimś polegać, nie wiem, co mogę, a czego nie. Jak wiele jest za dużo, a ile za mało… nigdy wcześniej nawet nie czułam potrzeby, by o kogoś zawalczyć — płakała.

Wziąłem głęboki oddech, lecz nadal milczałem.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 22.05
drukowana A5
za 34.86