Rozdział 1
Życiowa zmiana? (Zia)
Szłam właśnie na pierwszy w tym semestrze dzień zajęć na swojej uczelni. To był już mój trzeci rok studiów na Sorbonie. Lubiłam tutejszą, w sensie paryską, mentalność, która była inna niż ta, do której przywykłam w Polsce. Ludzie byli inni, miałam wrażenie, że o wiele bardziej otwarci na drugiego człowieka niż w mojej ojczyźnie.
W trakcie tego spaceru próbowałam związać sobie moje długie do połowy pleców, rude włosy w luźny kucyk. Nie lubiłam nosić ich rozpuszczonych bo wpadały mi do oczu, ale również nie wyobrażałam sobie abym mogła je jakoś mocniej podciąć, bo czułabym się z tym dziwnie, bardzo niekomfortowo. W końcu po dłuższej chwili udało mi się to, włosy były związane. Szłam więc dalej szybkim krokiem. Coś jednak podpowiadało mi, że ten dzień będzie inny.
I nie myliłam się. Kiedy tylko doszłam na uczelnię to niemal natychmiast doskoczyła do mnie pani Priscilla Jennings, starsza kobiecina, z pochodzenia Polka tak samo jak ja, mieszkająca od kilkunastu lat w Paryżu, opiekująca się szkolnym chórem, do którego należałam.
— Dzień dobry pani! — przywitałam się wesoło, widząc kobietę.
— Dzień dobry, kochanieńka. Świetnie się składa, że Cię widzę, bo mam do ciebie pewną sprawę.
— Jaką sprawę? — zapytałam uśmiechając się radośnie. Na to starsza kobieta odpowiedziała mi niemal od razu
— Słuchaj, Zia, kochanie. Wiem, że bardzo, bardzo lubisz śpiewać. Wiem też, że śpiewasz naprawdę cudownie.
— Cóż...dziękuję. Ale...co to ma do rzeczy?
— Och...No chyba mogę Ci powiedzieć. Kilka dni temu ruszyły castingi do The Voice. No i wiesz… Z racji, że ty jesteś w tym taka świetna to pomyślałam...może się zgłosisz, co?
Kiedy to usłyszałam to wręcz mnie zatkało. Ja? W The Voice? Fakt, lubiłam śpiewać, nawet bardzo, ale… Czy byłam wystarczająco dobra? Co miałabym zaśpiewać? Jak się ubrać? Co mówić? I przede wszystkim, jeśli więcej niż jeden trener by się odwrócił...Do czyjej drużyny dołączyć? Zastanowiłam się chwilę, po czym powiedziałam do kobiety
— Cóż...no...może. Chyba muszę to przemyśleć. Jutro dam Pani odpowiedź.
Kobieta przytaknęła tylko. Po skończonym dniu zajęć wróciłam więc do swojego pokoju w akademiku, gdzie czekały na mnie moje dwie przyjaciółki, Dorota i Marcela. One, tak jak ja, z pochodzenia były polkami jednak studiowały w Paryżu.
Wszystkie trzy przyjaźniłyśmy się od podstawówki. Ja jednak byłam o rok starsza od moich kumpelek. I, co by nie mówić, najbardziej się wyróżniałam.
Poza intensywnie rudymi włosami, miałam też dosyć bladą skórę, błękitne, bardzo jasne oczy. Makijaż też lubiłam lżejszy, bardziej dziewczęcy. Składała się na niego tylko szminka w odcieniu w miarę neutralnym, lekko różowym. Lubiłam też nosić pastelowe sukienki.
Marcela miała nieco ciemniejszą skórę, granatowe oczy oraz mlecznoczekoladowe włosy. Szminkę zaś miała w kolorze ni to różowym ni to liliowym… Ubierała się też zdecydowanie bardziej jak chłopczyca.
Dorota miała z kolei rudobrązowe, dużo ciemniejsze od moich włosy, jasną acz rumianą cerę, bursztynowe oczy. Pomadkę również miała w dość neutralnym odcieniu, ale bardziej wchodzącym w koral...jednak ona z kolei nosiła się w stylu lat osiemdziesiątych….
Kiedy tylko weszłam to z miejsca dziewczyny zagadały do mnie
— I jak tam dzisiaj?
— A wiecie… Ogólnie spoko...Ale Pani Jennings złożyła mi dziś...dziwną propozycję.
— Jaką?
— Wyobraźcie sobie, że zaproponowała mi, żebym zgłosiła się do The Voice…
Chwilę czekałam na reakcje przyjaciółek. Te w odpowiedzi… zaśmiały się?
— No to na co jeszcze czekasz? Laska! — zagadnęła do mnie Doris, jak pieszczotliwie nazywałam Dorotę.
— Czyli co? Myślicie, że powinnam iść? — zapytałam zaintrygowana, na co obie tylko przewróciły oczami.
— No, dobra...czemu nie.
To powiedziawszy siadłam do komputera, poszukałam formularza zgłoszeniowego, wypełniłam go… i wysłałam, włącznie z wszystkimi innymi potrzebnymi plikami. Teraz więc wystarczyło zaczekać parę dni. Myślałam oczywiście, iż na tym moja przygoda się skończy, bo nikt nawet nie weźmie mojego zgłoszenia pod uwagę i nie będziemy już wracać do tego tematu…
Jakież więc było moje zdziwienie, kiedy po kilku dniach okazało się, że na moim e-mailu jest odpowiedź zwrotna… I to pozytywna! Zapraszali mnie na przesłuchania w ciemno… Odbywające się za tydzień!
— Uszczypnijcie mnie, bo chyba śnię! — powiedziałam, dalej nie dowierzając, mimo, że razem z dziewczynami czytałyśmy tę odpowiedź już po raz piąty. Po raz piąty również prosiłam o uszczypnięcie, na co Dorota stwierdziła
— Eh. Koniec ze szczypaniem, no chyba że na przesłuchaniu w ciemno chcesz się pojawić z siniakami.
Musiałam więc wybrać piosenkę i się jej nauczyć, choć tym drugim nie miało być najmniejszego problemu. Większym problemem było właśnie samo jej wybranie. Weszłam więc jak najszybciej na YouTube i zaczęłam wertować portal od góry do dołu w poszukiwaniu czegoś adekwatnego. Przyjaciółki próbowały pomóc mi w wyborze.
— Dobra...Przede wszystkim w jakim języku zamierzasz śpiewać? — spytała Dotty.
— No chyba po francusku, nie? — spytałam może nieco retorycznie.
— Dobra… A w jaki gatunek pójdziesz? — spytała Marcela
— Albo pop albo Ballada… — zawyrokowałam
— Okej...Coś nowego? Coś starego? — spytała ponownie Dotty.
— Może coś nieco starszego ale też nie aż tak stare… Powiedzmy z przedziału lat od dwa tysiące do dwa tysiące dziesięć…
Przystąpiłyśmy więc do wybierania odpowiedniej piosenki.
W końcu zdecydowałam się na piosenkę „J’ai ne que mon âme”.
Nauka poszła, co wcale mnie nie zdziwiło, całkiem sprawnie. Tremy również nie miałam, bo występowałam już wcześniej przed jakąś tam publicznością. Nawet się nie zorientowałam, a minął już niemal tydzień oczekiwania. Dorota i Marcela miały iść na to przesłuchanie ze mną.
Oczywiście wszyscy na uczelni dowiedzieli się o moim śmiałym ruchu i gratulowali mi odwagi. Choć ja nie do końca wiedziałam, o jaką odwagę im chodzi. Prawdę mówiąc szłam tam tylko dla odrobiny dobrej zabawy i być może nowych przyjaźni.
Nie spodziewałam się, że uda mi się zajść jakoś bardzo daleko. Choć oczywiście gdybym zaszła dość daleko, a może nawet gdybym wygrała to byłoby to całkiem miłe. Całość chciałam jednak potraktować jako swego rodzaju wyzwanie. Jednak o tym, jak wielkie będzie to dla mnie wyzwanie, miałam się dopiero przekonać…
W końcu tego konkretnego dnia, w którym odbywały się przesłuchania w ciemno, w których to ja miałam wziąć udział, stawiłam się w studiu już od samego rana, zwarta i gotowa jak chyba nigdy wcześniej, tak samo jak Dorota i Marcela. Postanowiłam, że stylizacją dopnę swój występ na ostatni guzik, na przesłuchanie w ciemno zdecydowałam się więc założyć podkreślającą charakter wykonywanego przeze mnie utworu delikatną, przewiewną sukienkę w kolorze fioletowym i uzupełnić to kilkoma białymi dodatkami.
Kiedy tylko weszłam z przyjaciółkami to najpierw zostałam zaproszona razem z nimi do jakiegoś niewielkiego pokoiku na kanapę. Po chwili przyszedł tam mężczyzna. Wysoki mężczyzna w średnim wieku o śniadej cerze, brązowych włosach oraz intensywnie brązowych oczach ubrany w elegancką marynarkę.
Kojarzyłam go. Był to Fotis Stavros, prowadzący który bardzo często przewijał się jak nie na scenie to właśnie za kulisami programu. Najczęściej rozmawiał z uczestnikami przed przesłuchaniami.
Tak tez było i tym razem. Mężczyzna przywitał się ze mną, Dorotą i Marcelą, nie wiem czy wiedział iż nie jestem tutejsza ale poza francuskim starał się też posługiwać polskim. Po chwili zagadnął
— Cześć. Zia, tak?
— Tak. A Pan musi być Fotis Stavros, prawda?
— A i owszem, we własnej osobie.
Po tym jak mężczyzna mi się przedstawił to przeszliśmy do konkretów. Zapytał mnie
— Czy jesteś gotowa na przesłuchanie w ciemno w The Voice?
— Tak. Myślę, że tak… Ćwiczę moją piosenkę od dłuższego czasu.
— A jaką piosenkę dziś zaśpiewasz?
— „J’ai ne que mon ame”.
— Wspaniale to słyszeć. Ale powiedz mi jeszcze jedno...Jesteś Polką, ale tak się złożyło, że studiujesz filozofię na paryskiej Sorbonie… Dlaczego akurat tutaj?
— Cóż...Ciągnęło mnie tu coś od dziecka, tak się złożyło że przez całe liceum dobrze się uczyłam, maturę dobrze napisałam, więc dostałam stypendium i mogłam studiować na dowolnie w sumie wybranej uczelni w Europie. No i przyjechałam tutaj.
— A powiedz mi jeszcze tylko, tak trochę w ramach formalności… Po pierwsze ile masz lat a po drugie z kim przyszłaś do naszego studia.
— Mam dwadzieścia trzy lata, a do studia przyszłam z przyjaciółkami.
— W takim razie powodzenia!
— Dzięki…
Rozdział 2
Przesłuchania w ciemno (Zia)
Po tej rozmowie udałam się korytarzem za Fotisem w czasie, gdy Dorota i Marcela zostały zaproszone do innego pomieszczenia, aby oglądać moje przesłuchanie na ekranie. Ów korytarz prowadził oczywiście na scenę. Weszłam na tę scenę.
Przede mną, w pewnej odległości od sceny stały cztery fotele. Były to fotele trenerów, póki co odwrócone tak, aby mnie nie widzieli. po obu stronach studia były zaś rozstawione trybuny, na których siedziała publiczność.
Kiedy stanęłam już na środku sceny to natychmiast poczułam uderzenie gorąca rozchodzące się po całym moim ciele.
Zaczęły drżeć mi ręce, mój puls przyspieszył, nogi miałam jak z waty. Oznaczało to jedno. Zaczęłam mimowolnie odczuwać tremę.
Starałam się więc opanować ją jak najszybciej. W końcu zaczęła grać muzyka a na scenie zamigotało delikatne, niebieskawe, mocno przygaszone jednak światło. Oznaczało to, że nadszedł czas aby zacząć mój występ.
Zaczęłam więc śpiewać. Z każdym kolejnym wyśpiewywanym przeze mnie słowem czułam się coraz pewniej. A co więcej, z każdą wyśpiewaną zwrotką odwracał się jeden fotel. W końcu odwróciły się wszystkie cztery!
Trenerami w tej edycji byli Patrick Harlow; on odwrócił swój fotel jako ostatni, Marciano Dawson, Simonne Ray, która odwróciła się do mnie jako pierwsza oraz Douglass Ready. W zasadzie cała czwórka, z tego co wiedziałam, wróciła do programu po różnej długości przerwach. I, co ciekawe, w zasadzie żadne z nich nie pochodziło stricte z Francji, ale to właśnie tu zrobili kariery.
Patrick Harlow był mężczyzną dobiegającym powoli pięćdziesiątki. Był Kanadyjczykiem. Choć jego wygląd wskazywałby pewnie bardziej na Irlandię… Był on wysokim, postawnym mężczyzną o jasnej cerze, rudych, dość krótko obciętych włosach oraz ciemnoniebieskich oczach. Ubrany był bardzo na luzie.
Marciano Dawson z kolei był Belgiem. Choć jego wygląd również na takie pochodzenie nie wskazywał. On był z kolei nieco starszym, bo dobiegającym sześćdziesiątki, mężczyzną o ciemniejszej karnacji, siwych włosach i ciemnobrązowych oczach. Ubrany jak prawdziwy „rocker”.
Kolejnym trenerów był Douglass Ready. Szwajcar. Dość młody, przed czterdziestką, wysoki, jasnoskóry szatyn o intensywnie zielonych oczach. Ubrany bardzo na pstrokato.
Ostatnim z trenerów, a zarazem jedyną kobietą w tym zacnym gronie, była Simonne Ray. Z pochodzenia Iworyjka podobnie jak Douglass dobiegająca dopiero czterdziestki. Była to dość niska, szczupła kobieta. Miała ciemną skórę, ciemnobrązowe, długie do połowy pleców włosy oraz ciemne oczy otoczone wachlarzem pięknych, długich, czarnych rzęs. Usta zaś miała pięknie podkreślone intensywnie czerwoną pomadką. Ubrana była w dość odważną sukienkę.
Cała czwórka wyglądała na podekscytowaną moim występem. Czekałam z niecierpliwością na to, kto pierwszy się odezwie. O dziwo był to Patrick
— Witaj. Jak się nazywasz?
— Jestem Zia.
— Ile masz lat?
— Mam dwadzieścia trzy lata.
— Jak się dzisiaj czujesz? — wtrącił się nieśmiało Douglass
— Szczerze mówiąc, czuję się trochę zdenerwowana. Ale jestem również bardzo szczęśliwa, że tu jestem. — odpowiedziałam z nieśmiałym uśmiechem. Na to natychmiast odpowiedziała mi Simonne
— To całkowicie zrozumiałe. Ale nie martw się. Dało się słyszeć, że podczas tego występu dałaś z siebie wszystko. Poza tym podczas tego programu najważniejsza jest dobra zabawa!
Po chwili znowu odezwał się Patrick pytając mnie
— A więc, Zia, skąd jesteś?
— Pochodzę z Polski, ale przeprowadziłam się do Paryża trzy lata temu, gdy zaczynałam tutaj studia.
— Och wow, to interesujące. Czy od tego czasu często wracasz do Polski?
— Tak, właściwie to jeżdżę tam na krótki odpoczynek po każdym semestrze. To naprawdę wspaniałe zobaczyć moją rodzinę.
— A jak w takim razie podoba Ci się w Paryżu?
— Och. Tu jest fantastycznie! To jest naprawdę wspaniałe miasto, przeplata się tu wiele fascynujących kultur.
Następnie do głosu znowu doszła podekscytowana Simonne
— Słuchaj, Zia. Jesteś niesamowita, miałam dreszcze, słuchając, jak śpiewasz. Podczas twojego występu zostałam całkowicie przyciągnięta przez twój głos. Mogłam wyczuć w nim twoją determinację i pasję. Od razu było dla mnie jasne, że masz ogromny potencjał! Wiem, że chciałabym z tobą pracować.
Po tonie tej wypowiedzi wywnioskowałam jedno. Z racji, że odwróciła się do mnie cała czwórka trenerów to ja miałam prawo wyboru, z kim chcę kontynuować przygodę. Cała czwórka miała więc przed sobą zaciętą walkę, aby przekonać mnie do dołączenia akurat do ich drużyny.
Następny odezwał się do mnie Marciano. Uśmiechnął się ciepło po czym zapytał miłym tonem
— A Więc, Zia, dlaczego tu dzisiaj jesteś?
— Cóż… Śpiew to moje hobby, drugie zaraz po filozofii, którą studiuję. Jeśli by się udało to chcę być piosenkarką. Zawsze chciałam to robić, odkąd pamiętam.
— Oczywiście, rozumiem. — powiedział uspokajająco Marciano po czym zapytał — jaki rodzaj muzyki lubisz śpiewać?
— Lubię każdy rodzaj muzyki… — powiedziałam z uśmiechem, po czym dodałam — Ale naprawdę lubię śpiewać ballady. Pozwalają mi wyrażać emocje i czuję, że mogę bardziej nawiązać kontakt z publicznością.
Marciano skinął głową w zamyśleniu. Po chwili starszy mężczyzna powiedział do mnie
— Myślę, że masz duży potencjał, Zia. Z odpowiednim treningiem i wskazówkami, naprawdę wierzę, że możesz zajść daleko.
Skinęłam głową w geście podziękowania za miłe słowa. Następną osobą, która się do mnie odezwała był Douglass
— Wow, Zia, masz niesamowity głos. — powiedział mężczyzna głosem pełnym podniecenia. Po chwili dodał‒ Myślę, że jesteś dokładnie tym, czego potrzebuję do mojego zespołu. Wierzę, że razem możemy zajść daleko.
Uśmiechnęłam się promiennie po usłyszeniu tych słów. Były bardzo miłe. Jako ostatni odezwał się do mnie Patrick
— Po pierwsze, wiem że to nie jest w tym show najważniejsze oczywiście, ale...Chcę Ci powiedzieć, że wybrałaś na dziś bardzo ładny strój. Uważam, że dobrze podkreśla on charakter utworu, który śpiewałaś, a po drugie twój charakter, w końcu fiolet to kolor tajemniczy, uduchowiony, kreatywny i intrygujący; ty zaś właśnie taka mi się wydajesz. Oprócz tego kolor ten reprezentuje też mądrość i duchowość. Tajemnicza natura może sprawiać, że fiolet kojarzy się z rzeczami nadprzyrodzonymi. Co więcej, jasne fiolety kojarzą się z beztroską i romantyczną energią, a wszystkie te rzeczy idealnie pasują do charakteru utworu, który wykonywałaś. To także kolor, który kojarzy się z magią, przez co fioletowy ubiór może sprawić, że będziesz wyglądać mistycznie i tajemniczo. Wydaje się więc być dobrą barwą na dodanie sobie intrygującej pewności siebie. I ty chyba właśnie tu uzyskałaś. A i nie powiem, bo ja osobiście bardzo lubię ten kolor…
— Cóż...Dziękuję. Właśnie na takim efekcie mi zależało a i sama kolor fioletowy bardzo lubię. — odpowiedziałam szczerze. Jednak
zdziwiło mnie, że mężczyzna był w stanie powiedzieć coś o moim charakterze tylko na podstawie mojego ubioru…
— A druga sprawa...Szczerze mówiąc? Wydaję mi się, że wszyscy moi przedmówcy powiedzieli już wszystko, co możliwe na twój temat. Ja mam do dodania tylko tyle, że każdy z nas wrócił do tego programu po dłuższej przerwie, chociaż nikt nie miał takiego planu. Jakby powodowała nami jakaś wyższa siła. A tą siłą chyba byłaś ty…
— Cóż...Dziękuję. To miłe, tak myślę… — odpowiedziałam nieśmiało acz chyba miło. Po chwili znowu Patrick odezwał się do mnie
— No to co? Chyba nadszedł czas najwyższy na wybór trenera, nie?
— Oj, Patrick! Co ci tak śpieszno? Ja mam jeszcze jedną kwestię do omówienia! — zakrzyknął Douglass wyraźnie zażenowany pośpiechem kolegi
— Dobra…
— Jak pewnie wiesz, z uczestnikami często przychodzą ich rodziny albo przyjaciela, by kibicować za kulisami.
— Tak, oczywiście… Wiem o tym.
— A kto przyszedł z tobą?
— Och… Dwie moje przyjaciółki ze studiów, mieszkamy w jednym pokoju w Akademiku. Dorota i Marcela.
— O! To bardzo dobrze, że przyszły z tobą i że masz wsparcie. Takie wsparcie najbliższych jest ważne na każdym etapie niezwykłej przygody, jaką niezaprzeczalnie jest ten program. A więc teraz, jak wspominał Patrick, nastał czas, abyś wybrała, z kim chcesz kontynuować tę przygodę… Tylko zastanów się dobrze, masz trochę czasu.
Rozdział 3
Czas wyboru (Zia)
Cała czwórka miała rację. Teraz był czas, abym wybrała trenera, z którym chcę kontynuować przygodę przez najbliższe tygodnie. Problem był taki,że...to absolutnie nie była łatwa decyzja!
Zanim przeprowadziłam się do Paryża to oglądałam na Youtube tutejszą wersję The voice, bardzo lubiłam oglądać zmagania uczestników i wszystkich czworo trenerów też lubiłam! I jak tu teraz miałam dokonać wyboru? Przecież każde z nich wyróżniało się jakimiś wyjątkowymi cechami.
Patrick był z jednej strony człowiekiem bardzo sumiennym, rzetelnie wykonującym powierzone mu zadanie, a z drugiej strony bardzo spontanicznym i autentycznym. Miał taką bardzo ludzką stronę, za którą uczestnicy go uwielbiali.
Simonne była bardzo inspirująca, miała w sobie wielką siłę i odznaczała się niezależnością.
Marciano był zdecydowany, bardzo pracowity ale jednocześnie dość nieśmiały.
Douglass zaś był najprawdziwszą mieszanką wybuchową! Żądny przygód, szukający ich nieustannie ale jednocześnie w każdej chwili gotów wyciągnąć pomocną dłoń do przyjaciół w potrzebie i bardzo współczujący.
Co zaś do mnie… Ja od dziecka byłam odważna, choć bardzo wrażliwa a jednocześnie nieco… ekscentryczna?
To nie pomagało mi zbytnio w podjęciu decyzji. Postanowiłam więc zapytać prosto z mostu
— Kochani. Powiedzcie mi… Jakich osób w zasadzie szukacie? Które cechy są pożądane w waszych drużynach?
Na moje pytanie pierwszy z odpowiedzią wyrwał Patrick
— Myślę, że w moim zespole z łatwością odnajdą się osoby absolutnie nieskrępowane, zdecydowane, spontaniczne, odważne, wrażliwe, ale jednocześnie żądne przygód, opiekuńcze, nieustraszone, wesołe...niezależne, może nieco dominujące nawet? Na pewno ambitne i błyskotliwe. Cenię sobie też indywidualistów, więc nuta ekscentryczności nie zaszkodzi...Jednocześnie chciałbym, aby w moim zespole znalazły się osoby pomocne, ale jednocześnie delikatnie buntownicze… Oczywiście również pracowite, bo ten program to ciągła praca nad sobą…
— Cóż. W takim razie widzę, że zależy Ci na bardo eklektycznym zespole złożonym z wielu różnych indywidualności? — zapytałam zainteresowana. Mężczyzna tylko przytaknął z uśmiechem, po czym oddał głos reszcie trenerów. Następna przemówiła Simonne
— Mnie zależy na tym, aby w mojej drużynie znalazły się osoby uprzejme, ale jednocześnie trochę uparte choć nie mniej błyskotliwe niż u Patricka. Tak jak przedmówca chciałabym mieć u siebie osoby odważne, nieco zbuntowane i ambitne. Zależy mi też na osobach ekscentrycznych, kochających zabawę. Bo poza tym, że ten program jest ciągłą pracą nad sobą, jak to określił Patrick to jest w nim też sporo frajdy! Na pewno się tu nie nudzimy. Szukam też osób pomocnych, bo mój team ma sobie pomagać. Oczywiście cenię sobie również osoby spontaniczne ale niezawodne. Może też lekko idealistyczne? Na pewno opiekuńcze. Z racji, że sama jestem niezależna to również mój zespół powinien być w dużej mierze niezależny, cenię sobie tę cechę. Sumienność też jest u mnie na duży plus. Bardzo cenię sobie też osoby po prostu mądre życiowo. Chciałabym również mieć w zespole kogoś inspirującego, abyśmy wszyscy mogli inspirować siebie nawzajem.
— Cóż...Czyli z jednej strony dużo pokrywa się z Patrickiem, bo widzę, że oboje chcecie mieć eklektyczne zespoły ale z drugiej strony widzę też pewne rozstrzelenie w cechach, których poszukujecie… — stwierdziłam. Simonne i Patrck przytaknęli tylko.
Kolejny odezwał się drugi z kolei pan, czyli Marciano
— Ja w mojej drużynie chcę mieć również osoby odważne i niezależne, ale też mądre życiowo i nieco uparte tak jak moi przedmówcy. Zależy mi też na osobach obdarzonych wyobraźnią oraz zdecydowanych. Choć spontaniczność i odwaga to też duży plus. Chciałbym też, aby członkowie mojej drużyny byli życzliwi i troskliwi wobec siebie nawzajem. Nieco optymistów również chętnie przyjmę. Ktoś inspirujący i niezawodny również na pewno się tu odnajdzie. Poszukuję również uczestników sumiennych, wrażliwych ale jednocześnie pomysłowych. Ale chcę też kogoś lekko beztroskiego dla rozluźnienia atmosfery.
Jako ostatni odezwał się Douglass, który powiedział
— Dołączam się do poprzedników szukających osób ambitnych, odważnych, mądrych, i optymistycznych. Chciałbym również kogoś wrażliwego i troskliwego. Ale również niezależnego oraz odważnego. Opiekuńczość to moim zdaniem też pożądana cecha. Zdecydowanie i idealizm również są w cenie. Fajnie by było, gdyby w drużynie był również ktoś, kto inspirowałby innych. Od swoich talentów będę również oczekiwał bycia życzliwym dla siebie nawzajem. W moim teamie odnajdą się również z łatwością osoby energiczne.
Paradoksalnie jakoś nie ułatwiło mi to wyboru… Wręcz nawet chyba mi go utrudniło, bo wszyscy trenerzy chcieli stworzyć bardzo eklektyczne i różnorodne zespoły, złożone z różnych osobowości. Miałam więc wrażenie, że we wszystkich czterech zespołach znakomicie bym się odnalazła… A musiałam wybrać tylko jeden!
Zdecydowałam się jednak iść za głosem swojej intuicji… A ona podpowiadała mi jedno…
— Cóż...Myślę, że chcę kontynuować tę przygodę tak długo, jak tylko będzie mi dane… W drużynie Patricka.‒ powiedziałam radośnie się uśmiechając. Mężczyzna po usłyszeniu tych słów podszedł do mnie szybkim krokiem, pocałował mnie w rękę i uśmiechnął się.
— Cóż...Mam szczerą nadzieję, że nasza współpraca będzie owocna.
— Też na to liczę...Myślę, że się polubimy. — odpowiedziałam mu mrugając do niego.
Zastanawiałam się, kto poza mną znalazł się w tej całkiem zacnej ekipie. Po chwili jednak mój trener postanowił rozwiać moje wątpliwości mówiąc
— Cóż...Skoro udało mi się już skompletować cały zespół to chodź. Zapoznamy się wszyscy.
Poszłam więc z mężczyzną do jakiegoś bliżej nieokreślonego pomieszczenia na korytarzu. Wyglądało podobnie jak to, w którym rozmawiałam z Fotisem, było jednak większe. W owym pomieszczeniu na kanapach siedziało dziesięć osób, dziewięć dziewczyn i jeden zaledwie chłopak.
Jako pierwsza podeszła do mnie jedna z dziewczyn. Była to dość wysoka i szczupła dziewczyna o dosyć jasnej karnacji, czekoladowo brązowych włosach oraz oczach w kolorze morskim. Na ustach miała jakiś bardzo jasny błyszczyk. Ubrana była w sukienkę o odcieniu podobnym do odcienia jej tęczówek połączoną z ciemnogranatowymi dodatkami.
Po chwili dziewczyna wyciągnęła do mnie rękę i powiedziała radośnie
— Hej...Jestem Agatha Smeets, urodziłam się w Kambodży ale studiuję tu już czwarty rok.
— Hej. Ja jestem Zia. Jestem z Polski, ale studiuję w Paryżu od trzech lat.‒ Odpowiedziałam nowej znajomej.
Po chwili Agatha wróciła na swoje miejsce a do mnie podeszła kolejna dziewczyna. Ona miała ciemniejszą karnację, ciemne; niemal czarne włosy oraz błękitne oczy, które w tym oświetleniu wydawały się być fioletowe. Na ustach miała intensywnie fioletową pomadkę, ubrana była we fioletowy kombinezon do którego dobrała akcesoria o barwie chabrowej.
— Cześć. Jestem Davena Preston. Urodziłam się w Nigerze, ale studiuję tu już od pięciu lat.
Ja z uprzejmym uśmiechem powtórzyłam informację o sobie. Ani się spostrzegłam, a już podeszła do mnie kolejna dziewczyna.
Miała jasną karnację, o ciepłych tonach, zielone oczy oraz intensywnie rude włosy, podobne do moich ale jednak nieco ciemniejsze. Na jej ustach była różowa szminka. Na sobie zaś miała fioletową sukienkę, do której dobrała akcesoria o barwie pistacjowo zielonej.
— Hej. Jestem Hailee Goodwin. Pochodzę z Saint-Barthélemy, no wiesz, Antyle Francuskie. Obecnie jestem na pierwszym roku studiów w Paryżu.
Cóż...Była to pierwsza osoba z grupy młodsza ode mnie. Do tej pory podchodzili do mnie ludzie albo nieco ode mnie starsi albo moi rówieśnicy…
Po chwili podeszła do mnie kolejna dziewczyna.
Miała ciemniejsza karnację, włosy w kolorze karmelowym; niebieskie oczy znowu dające wrażenie wpadania we fioletowe tony. Na jej ustach była pomadka, której kolor był czymś pomiędzy śliwką a czerwonym winem… Miała na sobie dosyć elegancki „mundurek” z niewyjaśnionych przyczyn też fioletowy…
— Cześć. Isabella Christopher, ale mów mi Isa. Pochodzę z Majotty, ale w Paryżu mieszkam już od roku, czyli odkąd zaczęłam tu studia.
To oznaczało, że znowu trafiłam na kogoś młodszego od siebie. A to oznaczało, że nasz zespół był zróżnicowany nie tylko pod względem charakteru ale też lekko zróżnicowany wiekowo. Po chwili znowu podeszła do nas jakaś dziewczyna. Ona również miała ciemniejszą karnację, czarne włosy, bardzo ciemne niebieskie oczy. Na ustach zaś miała fioletowo-niebieską pomadkę… Ubrana była na sportowo… i fioletowo.
— Hej. Jestem Julianne Rettig. Pochodzę z Gujany, ale w Paryżu mieszkam od roku, bo zaczęłam tu studia.
Nie za wiele zdążyłam odpowiedzieć młodszej koleżance, bo już po chwili podeszła kolejna dziewczyna. Miała bardzo ciemną karnację, ciemnobrązowe włosy oraz bursztynowe oczy. Na ustach miała czerwoną szminkę, ubrana była bardzo… kolorowo, ale raczej luźno. O dziwo w tej jej pstrokatości z jakiejś przyczyny też przeważał fiolet.
— Hej. Jestem Maurizia King. Pochodzę z Mauretanii, ale jestem tu na pierwszym roku studiów.
Z każdą chwilą „przybywało” mi w ekipie młodszych koleżanek, co sprawiło, że poczułam się...nieco staro. Nie zdążyłam jednak głębiej się nad tym zastanowić, bowiem już po chwili doszła do mnie kolejna osoba, aby mi się przedstawić. Była to dziewczyna o karmelowej cerze, rudo-brązowych włosach, oraz oczach o interesującym zielonym odcieniu. Na ustach miała intensywnie czerwoną pomadkę, ubrana była w elegancką ale dzienną sukienkę. Oczywiście fioletową.
— Hej. Jestem Roxane Good. Jestem z Tunezji ale jestem w Paryżu na pierwszym roku studiów.
Ani się nie obejrzałam a w tym czasie, jak Roxane skończyła mówić, podeszła ku nam kolejna dziewczyna.
Miała jasną skórę, rude włosy w kolorze bardzo zbliżonym do moich. Na ustach znowu miała fioletową pomadkę. Ubrana była również bardzo dziewczęco i też na fioletowo.
Jednak moją największa uwagę przykuły jej oczy. Miała bowiem heterochromię. Jej lewe oko było w kolorze bardzo jasnego błękitu, prawe zaś było stalowo szare.
Dziewczyna po chwili odezwała się
— Cześć. Jestem Vanessa Freud. Urodziłam się w Burundi, ale moi rodzice są stąd, niedawno tu wróciliśmy. Aktualnie jestem w trakcie piątego roku studiów. Znowu więc natrafiłam na kogoś starszego od siebie. Zaciekawiło mnie jednak nazwisko nowej koleżanki.
— Freud? A jesteś może jakoś spokrewniona z Sigmuntem Freudem? — zapytałam zaciekawiona
— Być może jest jakieś pokrewieństwo, ale raczej nie bardzo bliskie. — stwierdziła krótko moja nowa znajoma.
Po chwili podszedł do nas jedyny chłopak w ekipie. Miał nieco ciemniejszą karnację, dość ciemne brązowe włosy oraz intensywnie niebieskie oczy. Był ubrany w podkoszulek i sportowe spodnie. Wiadomo, fioletowe… Zaczęło mnie to już coraz bardziej dziwić.
— Hej. Jestem Jaycob Pace, urodziłem się w Czadzie, jednak studiuję tu już drugi rok.
Znałam już więc całą ekipę, z którą przyjdzie mi spędzić kilka najbliższych tygodni. Wydawało mi się, że są to raczej ludzie sympatyczni. Patrick; który swoją drogą nie wydawał się przejmować przesytem koloru fioletowego w ubiorze swojej drużyny, stwierdził, że skoro to nasz pierwszy dzień to dziś mamy trochę luzu i da nam czas na oswojenie się z tą nową dla nas sytuacją. Już od jutra jednak mieliśmy zacząć trenować do etapu bitew, który odbywał się za tydzień.
Był jednak jeden problem. Tak na dobrą sprawę żadne z nas nie wiedziało, jak powinniśmy wykorzystać ten czas...Jedyne, na co wpadliśmy to usiąść na kanapach w pomieszczeniu i jeszcze trochę pogadać, aby lepiej się poznać.
W tym właśnie momencie Patrick przyszedł nam z pomocą, bo zapytał
— Hej… Widzę, że mam ekipę złożoną z samych studentów, co zdarza mi się szczerze mówiąc pierwszy raz, zresztą tak samo zdarza mi się po raz pierwszy w trenerskiej karierze, a to już jest dla mnie siódmy rok tejże kariery, mieć drużynę złożoną praktycznie z samych dziewczyn. Ale tak z ciekawości zapytam… Powiedzcie mi, co studiujecie?
— Ja filozofię.‒ wyrwałam się pierwsza do odpowiedzi
— Ja fizykę.‒ powiedziała Agatha radośnie.
— Psychologia.‒ padło z ust Daveny.
— Socjologia.‒ dodała Hailee.
— Etnologia.‒ powiedziała z uśmiechem Isabella.
— Parapsychologia.‒ Jaycob powiedział to takim tonem, że wywołało w nas to spore zdziwienie. Trzeba przyznać, był to dość niecodzienny kierunek studiów.
— Ornitologia.‒ rzekła Julianne.
— Hematologia.‒ dodała Maurizia.
— Astrologia.‒ Roxane dorzuciła do naszej rozmowy kolejny ciekawy kierunek studiów.
— Hipnologia.‒ Vanessa zakończyła naszą dyskusję niemniej ciekawym kierunkiem. Ten kierunek dał mi do myślenia, że może ona rzeczywiście być spokrewniona z Sigmuntem Freudem, bo przecież on był zafascynowany możliwością wywołania oraz cofnięcia symptomów histerycznych właśnie za pomocą hipnozy. Patrick wydawał się zainteresowany każdym kierunkiem, który żeśmy wymienili.
Rozdział 4
Bitwy czas zacząć (Zia)
Nasz pierwszy dzień na planie the voice minął bardzo miło. Drugiego dnia jednak miało nastąpić wyznaczenie duetów do bitew i treningi. Tego dnia wszyscy stawiliśmy się w studiu wcześnie rano.
Ja znowu postanowiłam założyć na siebie, jakoś tak odruchowo, coś fioletowego. Tym razem padło na Cardigan, który połączyłam z jasnoniebieskim topem, dżinsami w kolorze ciemnej śliwki i beżowymi tenisówkami. Kiedy dotarłam do studia okazało się, że nie tylko ja miałam ten dziwny odruch. Reszta naszej ekipy też. A cała reszta uczestników z pozostałych trzech drużyn poubierali się na najróżniejsze inne kolory. Od progu powitał nas Patrick mówiąc
— Dobra. Słuchajcie. Generalnie bitwy dzielą się na dwa odcinki, z czego w każdym odcinku z drużyny jednego trenera występują po trzy duety. Czyli łącznie sześć. I my dzisiaj mamy za zadanie wszystkie te duety wyznaczyć. Jesteście gotowi?
Przytaknęliśmy, bo i tak za bardzo nie mieliśmy wyboru.
— Dobra. W takim razie pierwszy duet to… — tu mężczyzna przerwał na chwilę i popatrzył na nas analitycznym wzrokiem, po cym rzekł‒…Davena i Jaycob.
Wspomniana dwójka przybiła sobie piątkę, jakby już teraz chcąc życzyć sobie powodzenia, bo wiadomym było, że po bitwie któreś z nich będzie musiało pożegnać się z programem.
Tymczasem Patrick znowu zmierzył nas od góry do dołu i powiedział
— Drugim duetem będą… Julianne i Hailee.
Tutaj sytuacja z życzeniami powodzenia powtórzyła się. Tymczasem nasz trener powiedział
— Skład trzeciego duetu to… Maurizia i Isabella.
Kolejne osoby życzyły sobie powodzenia podczas bitew. Patrick tymczasem przeszedł już do ogłaszania składu czwartego duetu
— Jako czwarty duet zaprezentują się...Roxane i Agatha.
Sytuacja powtórzyła się. Zostały do utworzenia tylko dwa duety. Z czego w jednym z nich miałam być ja...Trochę się bałam.
— Dobra...nie będę was dłużej trzymał w niepewności...naszym piątym duetem będą...Vanessa i… Zia.
Odetchnęłam z ulgą. To nie powinno pójść najgorzej. Jednak na tym etapie coś nam nie pasowało, bowiem okazało się, że… W naszej drużynie jest tylko pięć duetów zamiast sześciu! W naszej drużynie jakimś cudem było w ogóle tylko dziesięć osób, wszyscy, łącznie z Patrickiem, byliśmy tym bardzo zdziwieni, nie bardzo jednak wiedzieliśmy, co z tym fantem zrobić. Teraz pozostał nam więc tylko dobór piosenek.
— Dobra...Ma ktoś jakieś sugestie co do piosenek w etapie bitew? — zapytał Patrick z zaciekawieniem.
— Może „Hiding in the blue”? — zaproponowała Davena.
— TheFatRat & RIELL? — zapytał Jaycob, dziewczyna tylko przytaknęła.
— Zgoda.‒ powiedział Patrick uśmiechnąwszy się lekko. Potem do głosu doszedł nasz drugi duet czyli Hailee i Julianne
— Może piosenka „Like My Father” Jax? — zaproponowała ta pierwsza, ta druga zawtórowała. Patrick z radością się zgodził.
Swoją propozycję rzucił więc też trzeci duet, czyli Isabella i Maurizia. Ich propozycją było „Lady of the Dark” Sabatonu.
Propozycją czwartego duetu, w którego skład wchodziły Agatha i Roxane było „Running In The 90'S” w wykonaniu Maxa Coveri.
Ja i Vanessa naradziłyśmy się chwilę, aż w końcu też rzuciliśmy swoją propozycję, „Love&Money” autorstwa Za-za. Spotkało się to z ogólną radością.
Kiedy już wybraliśmy wszystkie duety i wszystkie piosenki do bitew to nie zostało nam nic innego jak trenować. Zastanawiałam się tylko, jakie duety powstały w drużynach innych trenerów… Jakie talenty ostatecznie znalazły się w pozostałych drużynach… I jakie piosenki wybrali?
Jednak miałam się o tym dowiedzieć najprędzej podczas bitew krzyżowych. Aż żałowałam, że do tego etapu show jest jeszcze tyle czasu… A z drugiej strony nie miałam przecież pewności, że to właśnie ja do tego etapu dotrę! Równie dobrze mogłam odpaść po bitwach. Tego samego dnia Patrick podszedł do mnie i stwierdził
— No… Znowu widzę fiolet. Chyba na serio uwielbiasz ten kolor.
— Ehe. Sądząc po tym, że to zauważyłeś też musisz uwielbiać ten kolor, co raczej jest chyba rzadkie u mężczyzn...Przynajmniej ja jakoś tak nie kojarzę, żebym znała jakiegokolwiek mężczyznę, którego ulubionym kolorem byłby fiolet.
— No widzisz… Cóż… Miło być w czymś pierwszym.
Ja nagle postanowiłam spytać Patricka o coś, co mnie nurtowało
— Hej, Patrick, słuchaj…
— Tak?
— A mogę cię o coś spytać? Z naciskiem na to, że to może być lekko… osobiste pytanie.
— Jasne, spoko. Pytaj.
— Powiedz mi...Masz kogoś? W sensie wiesz...dziewczynę? narzeczoną? żonę?
— Cóż...Ciekawe, że pytasz. Okej, to jest osobiste pytanie. Ale tobie z chęcią odpowiem. Tak. Mam narzeczoną.
— O! A… Opowiesz mi coś o niej? Znaczy...Jeśli zechcesz…
— Jasne, z miłą chęcią. Moja kochana Aveline jest smukła i wysoka, nieco młodsza ode mnie, o zgrabnej budowie ciała i eleganckich ruchach. Ma jasną, gładką cerę i piękne, zielone oczy. Jej włosy są długie i czarne, spływające w miękkich falach po plecach. Zwykle nosi sukienki, które akcentują jej wysoką sylwetkę, ale lubi także wygląd bardziej wygodny, wiesz- dresy, t-shirty, jeansy…
— Cóż musi być w takim razie naprawdę śliczna.. Na to mężczyzna wyjął z kieszeni telefon i pokazał mi zdjęcie swojej narzeczonej...Serio była prześliczna. Po chwili Patrick powiedział
— Planujemy w niedalekiej przyszłości wziąć ślub i wspólnie przejść przez życie.
— A...dzieci? Macie? Albo planujecie?
— W tym momencie nie mamy dzieci, ale w przyszłości chcemy mieć i założyć razem rodzinę.
Kolejny tydzień był naznaczony bardzo ciężkimi, trwającymi po wiele godzin treningami do bitew. Choć te treningi poza tym, że były oczywiście bardzo ciężkie i wymagające to były też bardzo śmieszne.
Plan na początku był taki, że każdy duet będzie ćwiczyć z Patrickiem „indywidualnie”...Ale w praktyce wyszło to tak, żeśmy wszyscy trenowali w jednym czasie.
W końcu nadszedł jeden z wielu, zaraz po przesłuchaniach w ciemno a przed ogromem innych etapów, decydujący dzień. Pierwszy dzień bitew. Ten pierwszy dzień miał się zacząć od występu Daveny i Jaycoba, cała reszta drużyny miała zaś oglądać występ na ekranie z pokoju prób.
Nasz pierwszy duet wyszedł więc na scenę. Davena ubrała się na dzisiejsze bitwy w bardzo ładną sukienkę w kolorze fioletowym do której dobrała akcesoria o barwie ciemnego różu. Zresztą nie tylko ona, bowiem Patrick nas wszystkich poprosił, abyśmy w miarę możliwości mieli na sobie coś fioletowego, toteż Jaycob miał na sobie fioletową kamizelkę, do której dobrał różne dodatki o barwie łososiowej.
Na scenie zaś paliło się takie samo niebieskie światło jak podczas mojego przesłuchania w ciemno. Takie miało się zresztą palić podczas wszystkich występów naszej drużyny. Dowiedziałam się zresztą, że takie samo światło paliło się podczas przesłuchań w ciemno każdego z członków naszej drużyny. Widocznie fioletowy i niebieski to były znaki rozpoznawcze Patricka.
Zaczęli śpiewać. Ich głosy pięknie się ze sobą przenikały, tworząc niesamowicie spójną całość. Z każdym kolejnym wyśpiewanym przez nich dźwiękiem myśmy wszyscy, zarówno trenerzy jak i reszta drużyny, byli pod jeszcze większym wrażeniem. W końcu jednak utwór zakończył się. Patrick musiał teraz ogłosić, kto przechodzi dalej, a kto niestety na tym etapie odpada.
— Davena, Jaycob… Cóż… Oczywiście jestem pod wrażeniem obu głosów, bo oboje wypadliście świetnie...Ale niestety przejść dalej może tylko jedno z was, nad czym ubolewam niesamowicie. I… Będzie to Jaycob.‒ powiedział rudowłosy niemal na jednym wdechu.
Jaycob oczywiście bardzo się ucieszył. Davena również nie wyglądała na bardzo rozczarowaną tak szybkim pożegnaniem z programem. Raczej była dumna z nowego kumpla, któremu na odchodne życzyła powodzenia na dalszych etapach konkursu.
Drugi duet tego wieczoru był z drużyny Marciano. Była to para, chłopak i dziewczyna. Chłopak miał delikatnie ciemniejszą skórę, niebieskie oczy oraz czarne włosy. Nazywał się George. Był on ubrany w szarą marynarkę. Dziewczyna zaś miała bardzo jasną skórę, zielone oczy, również czarne włosy a na ustach różową szminkę. Na imię miała Pauline. Ona z kolei była ubrana w intensywnie żółtą sukienkę.
Zdziwiłam się bardzo, bo… Znałam piosenkę, którą śpiewali! Było to „River” reprezentujące Polskę na Eurowizji rok temu! I… Wychodziło im zaskakująco dobrze. Byłam pod niemałym wrażeniem.
W końcu ich czas na występ skończył się, a Marciano ogłosił swój werdykt, według którego To Pauline miała przejść dalej, zaś George żegnał się z programem. Nie było to dla mnie szczególnie zaskakujące, bo dziewczyna zaśpiewała bardzo dobrze. Zaskoczyło mnie jednak coś innego. A mianowicie to, że Patrick podczas tej bitwy bardzo nagle zamilkł i tak jakby przestał reagować na bodźce z otoczenia.
Kolejną bitwę mieli stoczyć między sobą uczestnicy z drużyny Douglassa. Dwóch chłopaków. Jeden z nich znów miał ciemniejszą karnację, jego włosy były jasnobrązowe a oczy zielone. Z tego, co usłyszałam nazywał się Benjamin. Miał na sobie sportową kurtkę w odcieniu bardzo intensywnej czerwieni którą dopełnił akcesoriami w kolorze intensywnej pomarańczy.
Drugi z chłopaków miał całkiem jasną karnację, włosy w odcieniu ciemniejszego blondu i brązowe oczy. On miał na imię Cédric. Miał na sobie bluzę z kapturem w kolorze intensywnej zieleni dopełnioną białymi dodatkami. Chłopaki zaśpiewały piosenkę „Lay All Your Love On Me”, którą oryginalnie śpiewał zespół Abba, a potem jeszcze duet Dominic Cooper oraz Amanda Seyfried, także usłyszenie tego w wykonaniu dwóch chłopaków było ciekawe.
Ostatecznie jednak według werdyktu Douglassa to Benjamin miał przejść dalej, a Cédric żegnał się z programem. Robiło się więc coraz ciekawiej, bo na razie do dalszego etapu przeszło dwóch chłopaków i tylko jedna dziewczyna! Ciekawił mnie więc bardzo pierwszy duet z drużyny Simonne.
Jednak z drugiej strony martwił mnie bardzo stan zawieszenia, w którym dalej znajdował się Patrick. Nie zareagował on na występ duetu z drużyny Douglassa. Obawiałam się więc, czy zareaguje na występ duetu z drużyny Simonne.
W końcu tenże duet wyszedł na scenę. Znów składał się on z pary, chłopaka i dziewczyny. Chłopak miał ciemniejszą skórę, rudobrązowe włosy i intensywnie zielone oczy.
Z tego, co usłyszałam to miał na imię Filippo. Ubrany był dość neutralnie, w t-shirt, szorty i trampki w odcieniach brązu. Dziewczyna również należała do tych o nieco ciemniejszej karnacji, jej włosy były czarne, a oczy miały odcień błękitu, który w odpowiednim świetle stawał się fioletem. Miała na imię Yolanda. Ona też miała na sobie beżowy strój. Prostą sukienkę.
Zaśpiewali piosenkę „Alejandro” Lady Gagi. Wyszło im oczywiście przepięknie. Znowu wszyscy obecni byli pod wrażeniem...Jednak dalej mogła przejść tylko jedna osoba… I był to Filippo!
Oznaczało to, że w kolejnym etapie póki co jest trzech chłopaków i jedna tylko dziewczyna. Ale były to dopiero pierwsze cztery duety dzisiejszego wieczoru. Bardzo jednak martwił mnie dalszy brak reakcji ze strony Patricka, miałam nadzieję, że chociaż na duety z naszej drużyny będzie reagował. Nadszedł więc czas na drugi duet z naszej drużyny czyli Hailee i Julianne. Obie ubrane w piękne, purpurowe suknie.
Śpiewały piosenkę „Like My Father” w wykonaniu Jax. Obie miały piękne głosy, jednak oczywiście do dalszego etapu mogła przejść tylko jedna z nich i po pierwsze Patrick w końcu zaczął ponownie reagować na otoczenie a po drugie jego werdyktem osobą, która przeszła dalej...była Julianne. Hailee zaś pożegnała się z programem.
W dalszej kolejności zaprezentował się drugi duet z ekipy Marciano. O dziwo również były to dwie dziewczyny. Jedna z nich miała rumianą cerę, bardzo jasne blond włosy i niebieskie oczy o bardzo ciekawym odcieniu. Miała na imię Aude. Na sobie miała wiązany na szyi top o barwie intensywnie szmaragdowej; do tego spodnie dzwony w kolorze pomarańczowym i japonki o barwie popielatej.
Druga z dziewczyn miała wygląd...bardzo niecodzienny. Miała wręcz trupiobladą cerę, brązowe, ale bardzo matowe i wręcz wypłowiałe włosy, błękitne oczy. Imię też miała dość niespotykane, bowiem nazywała się Azaria. Ubrana była w bluzę w kolorze szarym, niebieskie dżinsy i granatowe balerinki.
Obie zaśpiewały „Can’t Hold Us” Macklemore & Ryana Lewisa. One obie również miały piękne głosy… Głos Azarii zdecydowanie odbiegał od jej wyglądu, był bowiem bardzo śpiewny, łagodny… śliczny. Z ciekawością więc słuchałam, która z nich przejdzie dalej...Padło właśnie na Azarię! Jednak znowu zaobserwowałam, że Patrick zamilkł i tak jakby przestał zwracać uwagę na bodźce z otoczenia. Martwiło mnie to coraz bardziej. Doszłam do wniosku, że po bitwach muszę go zapytać, co mu jest.
Kolejny był duet z drużyny Douglassa… Też składał się z dwóch dziewczyn! Jedna z nich miała jasną cerę w ciepłej tonacji, czekoladowobrązowe włosy i zielone oczy...Na imię było jej Brooke. Miała na sobie suknię w kolorze cyjanu i granatowe buty na obcasie.
Druga z dziewczyn zaś była jasną blondynką z nieco bardziej opaloną cerą jednak też miała zielone oczy, Na imię miała Irène. Na jej ubiór składały się dres o barwie cyjanowej i ciemne buty.
Śpiewały one piosenkę” Gimme! Gimme! Gimme!” z repertuaru Abby. Ich głosy również bardzo pięknie ze sobą współdziałały, zresztą po samych dziewczynach też było widać bardzo fajny współudział na scenie. Jednak zasady były nieprzejednane i przejść musiała tylko jedna...Padło na Brooke. Ale żal było patrzeć, jak ten cudny duet zostaje rozdzielony.
Nadszedł czas, aby Simonne zaprezentowała swój drugi duet. O dziwo znowu była to para mieszana, chłopak i dziewczyna. Dziewczyna miała jasną cerę, bardzo ciemne niebieskie oczy oraz blond włosy. Na imię miała Cloé. Ubrana była w bardzo rażące kolory.
Chłopak zaś znowu był z tych o ciemniejszej karnacji, miał brązowe włosy, w których jednak dostrzegłam delikatny rudy poblask, oraz bardzo ciemne, prawie czarne oczy. Miał na imię Timothy. Ubrany był podobnie do swojej towarzyszki. Zaśpiewali wspólnie „Bad Habits” Eda Sheerana.
Wykonanie było piękne, oba głosy zasługiwały na uwagę...Jednak zaszczytne miejsce w kolejnym etapie przypadło Cloé. Oznaczało to, że w tym odcinku bitew każdy z trenerów miał do zaprezentowania już tylko jeden duet, co było ciekawe zważywszy na to, że w naszej drużynie duety były już tylko dwa. I znów zatoczyliśmy koło, bo kolejny był duet z naszej drużyny, który tworzyły kolejne dwie dziewczyny; Isabella i Mauricia. Patrick znowu ożywił się dopiero, kiedy nasze dziewczyny, ubrane w fioletowe suknie, wyszły na scenę.
Jak zostało już wcześniej ustalone śpiewały one „Lady Of The Dark” Sabatonu. Obie spisały się tak świetnie, że gdyby to zależało ode mnie to ja miałabym spory problem z wybraniem tylko jednej… I Patrick też go miał. Jednak ostatecznie, po długim namyśle wybrał...Isabellę.
W trzecim tego wieczora duecie z drużyny Marciano też były tylko panie. Jedna z nich miała jasną, ale nieco opaloną słońcem karnację, zielone oczy oraz włosy, których kolor był czymś pomiędzy brudnym blondem a bardzo jasnym brązem...Na imię było jej Florianne. Była ubrana na pstrokato i neonowo. Druga znowu odznaczała się ciemną cerą, Nazywała się Pansy. Ona z kolei ubrana była prawie w całości na czarno. Dziewczyny zaśpiewały utwór” Unity” Alana Walkera. I dziwnym przypadkiem podczas tego występu Patrick znowu się „wyłączył”.
Obie zaśpiewały to przepięknie...Jednak „przepustkę” do kolejnego etapu, decyzją Mariano, dostała Pansy. Florianne zaś szybko pożegnała się z programem, ale nie wyglądała na smutną z tego powodu. Przedostatni duet tego wieczoru był z drużyny Douglassa. I w końcu znowu na scenie zawitał przedstawiciel płci męskiej, oczywiście nie licząc Fotisa który od początku zapowiadał uczestników bitew i potem oddawał głos trenerom.
Ów młody chłopak znowu miał ciemną skórę, powiedziałabym iż był mulatem, jego włosy znowu miały brązowy kolor z delikatnym rudawym refleksem, oczy zaś miał bardzo ciemnobrązowe. Nazywał się Denzel. Ubrany był na szaro. Dziewczyna również była mulatką, miała czarne włosy i niebieskie oczy. Ona z kolei znowu postawiła na pstrokaciznę.
Gdy Fotis ją przedstawiał to padło imię Mona. Śpiewali oni „Who’s Laughing Now?” Avy Max. Wyszło im to bardzo pięknie. Głosy znowu nieprawdopodobnie dobrze się ze sobą połączyły, jednak tym razem to znowu płeć piękna miała przewagę, bowiem do kolejnego etapu przeszła Mona! Denzel zas pożegnał się z programem z lekką tylko nutką żalu.
Ostatni duet dzisiejszego wieczoru to trzeci duet z drużyny Simonne. Na scenę znowu weszły dwie przedstawicielki płci pięknej. Jedna z nich miała jasną cerę o chłodnym tonie, rude włosy oraz szare oczy. Miała na imię Carole. Ubrana była w strój o barwie intensywnej czerwieni.
Drugą z nich była, znowu, mulatka o intensywnie brązowych włosach oraz niebieskich oczach. Indiana, o ile dobrze usłyszałam. Ona z kolei postawiła na równie intensywną zieleń. „Ich” piosenką było „The Cost Of The Crown” oryginalnie wykonywane przez Mercedes Lackey & Shandeen.
Ponownie obie z nich miały piękne głosy, które równie dobrze sprawdziły się w tej piosence. Ponownie jednak w dalszym etapie mogła znaleźć się tylko jedna z nich… I tą szczęściarą została...Indiana!
Tak oto zakończył się pierwszy dzień bitew. Jutro miał odbyć się dzień drugi naszych zmagań na tym etapie, gdzie miały się rozstrzygnąć między innymi moje losy w tym programie. Stresowałam się tym nieco. Później tego dnia przyszedł do nas Patrick, aby trochę z nami porozmawiać.
— No, ekipo. Pierwsze bitwy poszły dobrze, jutro będą drugie. Jesteście gotowi?
Cała nasza drużyna, uszczuplona już o kilka osób, przytaknęła. Ja jednak tym razem obserwowałam Patricka nieco uważniej niż przez poprzednie parę dni… Zauważyłam u niego poza tym „wyłączaniem się” również pewne powtarzalne ruchy...to sprawiło, że przez moją głowę przemknęła jedna, bardzo nietypowa myśl...Ale wolałam się nad tym póki co nie zastanawiać. Być może jeszcze na późniejszych etapach show nadarzy się okazja do rozmowy na temat moich przypuszczeń. Póki co spytałam go tylko
— Hej, Patrick...Dobrze się czujesz?
— Hm? Co masz na myśli?
— Podczas niektórych dzisiejszych bitew sprawiałeś wrażenie niepokojąco nieobecnego. Jakbyś odgradzał się od otoczenia. Trochę mnie to zmartwiło.
— A, to...Nic się nie martw. Jestem dziś tylko trochę zmęczony. Poprzedniej nocy kiepsko spałem, to tyle.
— Na pewno?
— Tak. Jasne.
Nie uwierzyłam za bardzo w słowa przyjaciela. Wolałam jednak nie zmuszać go do wyznań, których nie chciał. Postanowiłam poczekać, aż sam będzie miał odwagę mi powiedzieć, o co naprawdę chodziło.
Tymczasem reszta tego dnia minęła całkiem spokojnie. Nazajutrz od rana wszyscy stawiliśmy się w tym samym pomieszczeniu, co wczoraj. Dzisiejsze bitwy miał zainaugurować duet z drużyny Marciano.
Była to znowu jedna dziewczyna i jeden chłopak. Dziewczyna miała lekko ciemniejszą karnację, blond włosy; widocznie rozjaśniane oraz zielone oczy. Miała na imię Coralie. Miała na sobie top o barwie ciemnozielonej, niebieskie dżinsy oraz szare trampki.
Chłopak zaś również miał ciemniejszą skórę, jego włosy miały brązową barwę a oczy były stalowo-niebieskie. Miał na imię Trevor. On z kolei miał na sobie intensywnie czerwoną, flanelową koszulę, czarne dżinsy i pomarańczowe trampki. Zaśpiewali oni piosenkę ”Dandelions” Ruth B.
Pierwszy duet tego dnia zrobił nieprawdopodobne wrażenie na wszystkich obecnych, oboje byli bardzo dobrze przygotowani...Jednak dziś dobra passa była po stronie Trevora. Coralie zaś miała pożegnać się z programem. Zaniepokoiło mnie jednak to, że był to pierwszy duet dzisiejszego wieczoru a Patrick już się „wyłączył”. Tak samo jak wczoraj… Zaczęłam więc podejrzewać, że mój przyjaciel poprzedniego dnia mnie okłamał i nie była to kwestia zmęczenia…
Kolejny duet dzisiejszego dnia był z naszej drużyny. Były to Agatha i Roxane, jedyne co mnie przerażało to to, że był to nasz przedostatni duet. Obie miały na sobie piękne, fioletowe suknie. Miały śpiewać, jak już żeśmy ustalili wcześniej, „Running In The 90'S” Maxa Coveriego.
Znowu obie dziewczyny odznaczały się tak pięknymi, niesamowicie silnymi głosami, iz Patrick miał nieprawdopodobną gratkę z wyborem… Ostatecznie jednak zadecydował, iż do kolejnego etapu zakwalifikowała się Roxanne, zaś Agatha opuszczała program… Oznaczało to ni mniej, ni więcej niż to, iż za jakiś czas rozstrzygną się również i moje losy w tym programie…
Trzeci duet w tych bitwach był z drużyny Simonne. Również były to dwie dziewczyny. Jedna z nich miała dość mocno ciemną skórę, brązowe włosy z rudawymi refleksami oraz nieprawdopodobne, niebieskie oczy. Na imię miała Blair. Miała na sobie intensywnie żółtą suknię i białe balerinki.
Druga z dziewczyn miała raczej jasną, acz troszeczkę opaloną skórę, ciemnorude, nawet troszeczkę czerwonawe, włosy oraz brązowe oczy. O ile dobrze usłyszałam była to Emma. Ona ubrana była podobnie. Dziewczyny śpiewały piosenkę „Brother” oryginalnie wykonywaną przez Madds Buckley.
To połączenie głosów było chyba najbardziej nietypowe ze wszystkich prezentowanych dotychczas. O ile głos Blair był bardzo delikatny, dziewczęcy i momentami cichy to głos Emmy był bardzo mocny, ze słyszalną chrypką i po prostu bardzo donośny...Jednak tym razem mimo wszystko poszczęściło się Blair… Emma pożegnała się z programem w bardzo eleganckim stylu. Jednak o wiele bardziej niż finalny wynik tej bitwy przejęło mnie to, że Patricka znowu odcięło od otoczenia...To było coraz bardziej niepokojące.
Nadszedł czas na duet z drużyny Douglassa. Sama nie wiem, jakim cudem to tak wyszło...Jednak był to kolejny duet złożony z samych dziewczyn!
Pierwsza z dziewczyn, które wyszły na scenę, była mulatką z włosami, których kolor był czymś pomiędzy bardzo, bardzo jasnym brązem a brudnym blondem. Jej oczy zaś były znowu szaro-niebieskie lub subtelnie szaro-zielone, nie potrafiłam dobrze tego określić. Dziewczyna miała na imię Cadance. Miała na sobie pastelowo różową suknię i białe buty na obcasie.
Druga z uczestniczek tego duetu była ciemnoskóra, miała również ciemnobrązowe włosy, jedynym, co bardzo się odznaczało, były jej piękne, błękitne oczy. Miała ona na imię Darcie. Ona miała na sobie suknię w kolorze intensywnej czerwieni oraz szpilki w podobnej kolorystyce Dziewczęta śpiewały piosenkę pod tytułem „2002” oryginalnie wykonywaną przez Anne Marie.
Przy tym konkretnym występie nie miałam już aż takiego dylematu, jak przy wielu, wielu poprzednich. Gdybym to ja miała wybierać to do kolejnego etapu przeszłaby Darcie… I, gdy Douglass ogłaszał swój werdykt… Tak też się stało! Jednak Patrick dalej był jakby odcięty od otoczenia, co mnie martwiło niezmiernie.
Teraz każdemu z trenerów, oprócz Patricka, pozostawały do zaprezentowania jeszcze po dwa duety. Szybko znowu na scenę wyszedł duet z drużyny Marciano. I był to duet mieszany, chłopak i dziewczyna.
Chłopak miał rumianą cerę, włosy w odcieniu ciemniejszego blondu oraz stalowo szare oczy. Miał na imię Fredrick. Był ubrany w całości na szaro, miał na sobie dres i trampki. Dziewczyna zaś miała miodową cerę, jasnobrązowe włosy oraz orzechowe oczy. Na imię zaś miała Jessika. Ona była ubrana dość podobnie do Darcie.