Przedmowa
Po debiucie Dziewczyny z kluczem i refleksyjnym tomiku Prawda na peronie, Martin Jose oddaje w ręce czytelników swój trzeci zbiór wierszy — Na ścieżkach życia. To wyjątkowa pozycja w jego dorobku: swoisty wybór i zarazem zapis poetyckiej drogi, która nieustannie prowadzi przez osobiste doświadczenia, spotkania i pejzaże — zewnętrzne i wewnętrzne.
W najnowszym tomiku szczególnie wyraźnie wybrzmiewa związek autora z miejscem, w którym żyje i tworzy. Obok uniwersalnych rozważań o czasie, przemijaniu, miłości czy samotności, pojawia się wiele lokalnych akcentów — ślady Babiej Góry, duch dawnych zbójników, opowieści krążące po beskidzkich dolinach i szczytach. Wiersze te mają w sobie zarówno powiew górskiego wiatru, jak i ciszę starej ścieżki znanej tylko wtajemniczonym. Są zakorzenione w przyrodzie, w tradycji, w ziemi, która niejedno widziała.
Martin Jose — pisarz, podróżnik, dziennikarz i pilot — po trudnych osobistych doświadczeniach odnalazł nową drogę twórczą właśnie w poezji. Mieszkając w malowniczej Zawoi, pod majestatyczną Babią Górą, odkrywa na nowo sens słowa, pozwalając mu stać się narzędziem zarówno opowieści, jak i uzdrowienia. Ta poezja nie krzyczy — ona szepcze, zadaje pytania, prowadzi — czasem przez mrok, ale zawsze ku światłu.
Na ścieżkach życia jest pozycją literacką, do której się wraca — nie tylko po piękne frazy, ale po spokój, zadumę i poczucie, że nawet najbardziej kręte ścieżki prowadzą tam, gdzie ich przeznaczenie.
red. Agnieszka Kuchnia-Wołosiewicz
Na ścieżkach życia
Na życiowych drogach
człowiek się nie schowa…
przed cierpieniem,
przeznaczeniem…
I choć każdy dzień jest nowy,
i nieznany, niespodziany,
to w nim jakiś cel tajemny —
dla wieczności widać cenny.
Trzeba przyjąć to zadanie —
dnia każdego przeżywanie…
Nie dla siebie, lecz dla brata,
co ich razem los zaplata.
I choć czasem los przymusi,
nie raz głazem też przydusi…
aby właśnie to wyzwanie
było razem przeżywane.
I tak idzie człowiek chory,
wraz ze zdrowym…
Razem na splątanych ścieżkach —
na tych ścieżkach, tych życiowych.
Przemijanie
Wszystko przemija…
i każda chwila
już nie powróci.
Nigdy nie wróci.
Tak dzień za dniem
nowym się staje.
Czy to coś daje?
Co nam zostaje?
Czy coś zostaje
z dnia przebytego,
już straconego?
Czy coś dobrego?
Czy ziarno piasku
doczeka blasku?
Czy pozostanie
jedynie same?
Gdzie życia kres?
Co celem jest?
Czy tylko trwanie?
Czy korzystanie?
Czy dobra sianie?
Z drugim spotkanie?
Czy poświęcanie?
Siebie dawanie?
Jak wykorzystać
To przemijanie?
To jest pytanie,
to jest zadanie…
Coś…
Coś tam w chaszczach chrzęści,
coś w gąszczu szeleści…
Wytrwale i spokojnie,
zwyczajnie, niepozornie…
Budzi się do życia,
łatwe do odkrycia,
trudne do ukrycia —
to… pragnienie życia.
Na szlakach słowa
Słownym smakiem,
jak gór szlakiem,
idę sobie sam
zygzakiem.
Zakosami schodzę z grani…
tam potykam się czasami.
Później wracam…
Znów, od nowa
i układam w wiersze słowa.
Raz słodziutkie,
to znów kwaśne,
niezbyt pieprzne,
Ale własne!
Idę raźno
wprost do celu,
w słowach prostych
niezbyt wielu.
By słowami nie zalewać,
tylko jasno w cel uderzać.
Bo pisanie tak… bez celu,
to nie dla mnie, przyjacielu.
Więc przesłanie,
puenta wiersza,
to dla mnie sprawa
najpierwsza.
Wszystkie inne ozdobniki
temu służą jak słowiki.
W pieśń się czasem układają
i niekiedy się… udają…
Zanikanie
Prawie wszystko
kiedyś się kończy…
i jak wiosną śnieg zanika.
To z widzenia… znika.
Jednakże — w rzeczywistości —
nie zanika w zupełności.
Tylko postać swoją zmienia
i ten świat przemienia…
Nie przepada on zupełnie.
Żyje w Tobie, żyje we mnie.
On jest o poranku rosą,
wodą, którą chmury niosą…
Dokąd, wiatry je zawiodą?
Spuszczą ożywienia deszczem?
Hen tam… gdzie spękana ziemia
czeka w nadziei spełnienia?
Ożywienia?…
Górskie drogi
Górskie drogi,
jak życiowe…
Zawsze inne,
zawsze nowe!
Raz są chore
a raz zdrowe.
Górskie drogi,
te życiowe…
Ciągle w górę…
albo w dół!
Raz przyjemność
a raz ból…
Cel swój mają?
Co nim jest?
Gdzie tej drogi
będzie kres?
Niepojęte…
Raz są proste,
jasne, piękne…
To znów ciemne,
mokre, kręte…
Raz są długie,
to znów krótkie.
Drogi wielkie
i malutkie.
Kiedy życia
będzie szczyt?
Może był już?
Nie wie nikt!
Jak to jest
z tymi drogami?
Co za nami…
i przed nami?
Co nas zachwyca?
Co nas zachwyca?…
Czy… co ulotne?
Czy to, co zwiewne?
Czy delikatne?
Może nietrwałe?
Co nas zachwyca?
Już nie wiem wcale…
Czy… co potężne?
Czy niedostępne?
Nieosiągalne?
Czy wyjątkowe?
Już tego nie wiem.
Zachodzę w głowę…
Majestatyczne?
Czy egzotyczne?
Czy niecodzienne?
Czy… co praktyczne?
Czy… co kunsztowne?
Może… kosztowne?
Co wzbudza zachwyt?
I ma ten blask?
A może to, czego nam brak?
Za czym tęsknimy…,
Jak rajski ptak?…
Nagła… burza w górach
Nagle… niebo pociemniało,
nocą jakby zapachniało.
Nagle… szkwał gwałtowny,
dmuchnął nieprawdopodobny…
I błysnęło… i zagrzmiało!
Co stać miało, już nie stało,
Nagle… się poprzewracało!
Nagle… piorun, błysk i światło!…
Jakby tego było mało,
nie padało, tylko…
Jakby się rozlało
i strugami z nieba lało!
A do tego gradobicie,
że aż można stracić życie!
Tu natura — jak się wkurzy —
to już jesteś w środku burzy…
Lecz… jak nagle się zaczęło…
Końca nie ma… się zdawało.
Tak tu nagle… już przestało…
Cisza.
Już gotowy… łuk tęczowy.
Wichry i górale
W górach chmury szybko płyną,
jakby szybciej pędził czas.
Zakołyszą raz czupryną,
to położą się w dolinie,
jak pierzyną las okryją…
W górach ludzie żyją bliżej,
może prościej, może trudniej…
Jednak z wiarą i szczerością
dają radę przeciwnościom.
I gdy znów zawieją nowe,
zmienne wichry, te dziejowe,
To górale, zwykli, prości,
oni będą — w swej mądrości —
nam ostoją normalności.
Bezrozumny
Bezrozumny, lecz planowy.
Bezmyślny, lecz celowy.
Bezlitosny, choć łaskawy.
Bezsensowny, choć ciekawy.
Bezwzględny, ale namiętny.
Bezimienny, ale natrętny.
Beznadziejny, lecz ponętny.
Beztroski, lecz zawzięty.
Bezsprzecznie, choć niekoniecznie.
Bezdyskusyjnie choć ostatecznie…
Taki bywa czas żywiołu,
zgodnego i sprzecznego…
Pospołu.
Zimny maj
Zimny maj,
w duszy raj,
Ty mi daj,
serce daj…
W sercu maj,
dłoń mi daj.
Patrz mi w oczy
aż do nocy…
Patrz głęboko.
Ciemną nocą
Ty i ja —
serca dwa…
Zimny maj,
nocy trwaj.
Nie mów nic…
tylko śnij!
Wiosenne pejzaże
Wiosenne pejzaże
rozchmurzają twarze.
Nawet te zawzięte
są jak wniebowzięte.
Słońcem są ogrzane
głowy rozczochrane.
W nich kosmate myśli
mogą im się przyśnić…
Wiosenne pejzaże
znają marynarze.
Znają doskonale
i starzy górale…
Bo od gór do morza
wiosna nam przychodzi
z kwiatów kolorami
i długimi dniami.
Wiosenne pejzaże…
O nich już nie marzę.
Na co dzień je mamy,
z wiosny korzystamy.
Chłód i upał
Chłód i upał nie są zgodne.
Chłody nie są nam wygodne.
Będąc w chłodzie, to wytrwale,
wciąż marzymy o upale…
Gdy upału doczekamy,
to go dosyć zaraz mamy…
I szukamy, co nas schłodzi.
Wybrednemu żadna aura nie dogodzi!
Ideału wciąż szukamy,
na pogodę… narzekamy.
Gdy jest upał, chłodu chcemy,
a gdy chłodno, to marzniemy…
Kropla
Ta, która skałę drąży,
łza, która w oku krąży…
Jedna ze strużki potu,
drobina nadziei,
żalu… i kłopotu.
Kropla namiętności,
wysiłku i radości.
Kropla niewielka…
Taka malutka,
a jednak… tak wielka.
Zalążek życia,
świadectwo bycia.
Kropla rozpaczy,
taka maleńka…
A tak wiele znaczy!
Zbójnickie rewiry
Babia Góra z tego słynie
na jej stokach i w dolinie,
że tu zbójcy zbójowali…
napadali, rabowali.
A Policzne — część Zawoi,
ta jej nazwa z tego stoi,
że tu zbójcy rachowali
skarby, co nazbójowali.
Niech to każdy spisze w głowie…
Różni byli ci zbójowie!
Jedni… wielcy okrutnicy
i zabójcy, i szkodnicy.
Inni… jakby szlachetniejsi,
jakby i nieco mądrzejsi…
Bogatemu zabierali,
a biednemu oddawali.
Hersztem bandy zbójców raz
kobieta została wraz.
Za siedzibę wzięła górę.
Jaką górę? Babią Górę!
Na babiogórskim szlaku
Na zielonym kamieniu,
na słońcu, a nie w cieniu,
wygrzewa się żmija…
Może ją dostrzeżesz,
jeśli los ci sprzyja.