Dedykuję moim kotom
Poetka
I oto jestem
po raz ostatni
Dziś jako poetka
zrodzona
z jeziornej piany, trzcin i wodorostów
Takie sobie marne zero,
wątłej postury i średniego wzrostu
Zbudzona zbyt późno,
a może przedwcześnie
w malinowym chruśniaku
bez miłosnych uniesień,
siedzę sobie i czekam
z brudnymi rękoma,
aż uniosę się nieco
i polecę dalej
albo utknę w słowach
Kukiełka na wietrze
Pożałowania godna
albo śmiechu warta
Kukiełka z papieru
tańczy na wietrze
jak jej kto zagra
Wiecznie uboga,
samotna,
bez farta
Nic nie dokona,
taka nieporadna
Spali się cała w zazdrości płomieniach,
a wkrótce potem spopieli w cieniach
tych, co to warte
grzechów i czartów,
wydawców wiernych,
etatów pełnych
i serc mężczyzn zdrajców
Pożegnanie młodości
Młodość spłynęła po szybie
wśród łez
Nie zostawiła po sobie
żadnych miłych wspomnień
ani ładnych zdjęć
Skapnęła mi z nosa
wytarłam chusteczką
Wrzuciłam do kosza
pomiętą, nie piękną
Przybyła śmieciarka
zabrała ją wnet
Przerobią ją wkrótce
na papier mâché
Życie
Przespane życie
Nie
To nie to
To nie życie, a gnicie
Gnicie i gnicie,
wyłącznie gnicie
Czasem tylko w chwilowym zachwycie,
podglądane przez dziurkę od klucza
w drzwiach do piwnicy
Zniknąć
Zniknąć w tej mgle białej,
co od lasu ciągnęła
dzikie konie
skazane na rzeźnię
Nie starać się już o nic,
ani razu
Tylko zasnąć
A potem spać
spać
spać już wiecznie
Koty
Wschody fałszywe
i zachody tkliwe
Dni od kalki odbite
sny złudnie prawdziwe
Koty jak ludzie
odchodzą
i rodzą się nowe
Choć nie moje
Nie moje już
Nie moje one
Kiedy odlecą ostatnie żurawie
Kiedy odlecą ostatnie żurawie
a klangor ich echem poniesie w świat
swą żałobną pieśń,
złote liście pod rękę z białą nicią
babiego lata
zatańczą walca
wśród tych samych co zawsze,
umierających jesienią drzew
Spadną na pewno kasztany
i wszystkie żołędzie
W cichym Kazimierzu wieczorem
szczekać będzie
już zupełnie inny pies
Mnie tu na pewno nie będzie
Ciebie, zresztą może też
Nikt nie wspomni już
smutnego lata,
mokrego od częstych ulew
i od moich łez