E-book
9.45
drukowana A5
25.56
drukowana A5
Kolorowa
49.26
Na pokładzie

Bezpłatny fragment - Na pokładzie


5
Objętość:
105 str.
ISBN:
978-83-8384-987-4
E-book
za 9.45
drukowana A5
za 25.56
drukowana A5
Kolorowa
za 49.26

Dedykacja

Dla tych, którzy patrzą w niebo i widzą nie tylko chmury, ale marzenia. Niech każda strona tej książki wzbudza w Was pragnienie wzbicia się jeszcze wyżej.

Prolog

Od dawna marzyłam by pracować na pokładzie samolotu. Teraz jestem stewardesą, której grafik szaleje. Większość osób leci tylko na kasę a ja wolę robić to co kocham. Latać.

Rozdział 1

Nieszczęsny budzik zadzwonił o czwartej nad ranem. Zwyzywałam go w myślach.

— Praca czeka. Sama się nie zrobi-odparłam sama do siebie.

Dzisiaj miałam lot z Paryża do Londynu. Byłam nowa. Zaczęłam pracę kilka miesięcy temu a wtedy jeszcze nie miałam pojęcia, że będzie jej już, aż tyle! Latałam jako stewardesa Kayah, która porozumiewa się po Angielsku oraz Francusku. Akurat tak jak wypadł ten lot!

Wstałam i poszłam od razu do łazienki się odświeżyć. Wzięłam szybki prysznic a zaraz po nim umyłam szybko zęby i twarz. Podeszłam do mojej toaletki by zrobić makeup. Tu nie masz wyboru czy chcesz go zrobić czy nie. To jest po prostu wymagane i bez tego nie zdołasz pracować w chmurach. Jest też taka jedna rzecz, o której ludzie rozmyślają. Mowa tu o stałym miejscu zamieszkania. U nas nie ma czegoś takiego. Raz mogę być w swojej ojczyźnie a później mogę być na drugim końcu kontynentu.

— Spokojnie Kayah. Lot trwa tylko godzinę dwadzieścia. Nie stresuj się! -to już był mój nawyk. Mimo iż była to moja praca stresowałam się jak cholera czy boeing 737, którym dzisiaj polecę nie rozbije się tak nagle. Ktoś by mnie musiał teraz pocieszyć, że nic się nie stanie. Albo jednak ja jako stewardesa.

Szybko przewiązałam mojego ulizanego koka i założyłam apaszkę linii lotniczych, po czym pojechałam na lotnisko z małą walizką. Udało mi się dotrzeć na nie w miarę szybko, bo nie było tam, aż takiego ruchu. „Boże, to przecież logiczne, że nad samym świtem nie będzie ruchu na drodze!” powiedziałam do siebie w myślach. Weszłam na lotnisko w poszukiwaniu załogi.

Zawsze przed każdym lotem spotykamy się wszyscy i musimy omówić podstawy naszego lotu. Zauważyłam ich. Czekali na mnie. Chyba się trochę spóźniłam.

— Hej! Tutaj! -zawołała stewardesa.

— Już biegnę! -dobiegłam-Przepraszam was za spóźnienie. Nawet nie wiem czym ono uległo. -wszyscy się zaśmiali. Poszliśmy szybko do naszego „specjalnego” pokoju, aby tam pogadać. Najpierw każdy ma się przedstawić.

— Jestem Kayah Davies-ależ to było krępujące. Zawsze, gdy się przedstawiałam czułam się jak w przedszkolu na dywanie, pomiędzy pluszakami.

— Nazywam się Alex Jones. Jestem pierwszym oficerem jak widać.

O mój Boże. Jaki on był przystojny! Te jego ciemnozielone oczy i przepięknie ułożone brązowe włosy!

Po jakimś czasie uświadomiłam sobie, że on widział a raczej unikał mojego wzroku, bo zobaczył, że na niego patrzę. Przez ten mój wybryk nie słyszałam, jak przedstawili się inni.

Nim się odwróciłam nasze spotkanie dobiegło końca i podeszła do mnie stewardesa, której imienia nie dosłyszałam.

— Hej Kayah! -odkrzyknęła radośnie.

— Hej…

— Julie- zaśmiała się.

— Przepraszam Julie, że nie zapamiętałam twojego imienia, naprawdę! Byłam jakaś zakręcona.

— Tak zdążyłam to zauważyć. Zdążyłam zauważyć również to jak twój wzrok uciekał w stronę Aleksa.

Ja pierniczę. Jaki wstyd! Co mi się dzisiaj dzieję?

— Ja tylko… Przyglądałam mu się, bo zauważyłam, że się trochę pomazał.

— Nie wiem Kayah. Nie zdążyłam zauważyć, ale ci wierzę. Z tego co jeszcze widziałam Alex patrzał się też na ciebie, gdy nie widziałaś.

— Co? Może też byłam gdzieś brudna? -Julie wzięła to jako żart a ja naprawdę się tym przejęłam.

— Nie no. Jesteś czysta! Musimy przyśpieszyć chodu. Trzeba wejść do samolotu i sprawdzić te wszystkie rzeczy i go po ogarniać.

— Wiem, wiem-odparłam.

— Od kiedy pracujesz Kayah?

— Od sześciu miesięcy. Dalej się trochę gubię.

— Zauważyłam, że się tak zachowujesz od początku. Dostajesz teraz ode mnie miano największej gapy! -śmiałyśmy się bardzo głośno, że przechodni się na nas krzywo patrzeli.

— Okej stop! To psuje naszą reputację. Jako stewardessy powinnyśmy chodzić dumnym krokiem z uniesioną głową- powiedziałam to tak mądrze, że aż sama się zdziwiłam.

— Woo tu mi zaimponowałaś.

— Julie?

— Tak?

— A ty? Od kiedy pracujesz?

— Jestem stewardesą już dwa lata.

Pogaworzyłyśmy sobie jeszcze trochę i weszłyśmy w końcu do samolotu. Dostałyśmy mały ochrzan od załogi więc od razu wzięłyśmy się do pracy. No może ja tak niezupełnie. Weszłam do kokpitu, żeby specjalnie zobaczyć Alexa.

— Co tu robisz? -zapytał drugi pilot.

— Cześć-powitał mnie Alex.

— Hej! Przyszłam się coś zapytać… -nie wiedziałam, jak ma na imię mężczyzna, który siedział obok Alexa, więc wymyśliłam cokolwiek-Ciebie-wskazałam palcem na tego drugiego.

— Jestem Henry. Miło mi. Czego potrzebujesz?

— Kayah! Chodź!

— Oj przepraszam muszę do nich iść-i pobiegłam.

Rozdział 2

Gdy pasażerowie wchodzili na pokład, witałam ich z gorącym uśmiechem i mówiłam na zmianę „Hello”, „Bonjour”.

Wszedł ostatni pasażer a ja zamknęłam drzwi. Dziś pracowałam z przodu samolotu i byłam odpowiedzialna za drzwi. Miałam też dawać pasażerom przekąski. Dobrze, że nie był to lot na kilka bądź kilkanaście godzin. Dzisiaj leciałam na bardzo krótki dystans.

Rozpoczęliśmy pokaz bezpieczeństwa. Zawsze, gdy to robiłam byłam troszkę zestresowana, że coś pokręcę. Gdy sobie już uświadomiłam, że patrzy na mnie może tylko jakieś dziesięć osób, bo reszta ma głowę utkwioną w komórce, byłam znaczniej pewniejsza siebie. Po pokazie bezpieczeństwa, przeszłam zobaczyć, czy pasażerowie mają umieszczone mniejsze bagaże podręczne pod fotelami a te większe, u góry. Patrzałam też czy stoliki na czas startowania są zamknięte i przypominałam pasażerom, aby włączyli tryb samolotowy w swoich wszystkich elektronicznych urządzeniach.

Szłam dumnie na szpilkach usiąść na swoje miejsce. Zapięłam pasy i czekałam na moment, w którym wystartujemy. W tym czasie myślałam o Julie i Alexie. Myślałam o tym chłopaku, przy którym wyszłam na kretynkę i o tej dziewczynie, z którą się dziś razem śmiałam. Cieszyłam się, że mogłyśmy z Julie chwilę porozmawiać. Przy moich poprzednich lotach byłam cichą myszką i w większości latałam z surową załogą. Ci ludzie z przeszłości też mnie trochę zmienili. Teraz dzięki nim potrafię być równie tak samo opryskliwa co oni. Wystarczy, że tego zechcę. Ale wolę nie. Jestem taka tylko dla ludzi, którzy są tacy dla mnie.

Poczułam jak samolot gwałtownie przyspiesza i się wzbija. Wzbił się. Lecimy. Chciałam sobie chwilę odetchnąć i to zrobiłam. Ale może nie, aż tak długo jak chciałam. Zanim ktokolwiek mnie znowu o coś dzisiaj upomniał, a w tym przypadku o bufet ogarnęłam to sama. Czekałam na stewardessę z którą będę jeździła wózkiem. Widziałam ją już wcześniej. A nawet przed chwilą. Ona się do mnie uśmiechała tylko, że ja byłam w innym świecie i tego wcale nie zauważyłam.

— Cześć. Idziesz z tyłem czy przodem? -zapytała łagodnie. Poznałam, że była ode mnie kilka lat starsza.

— Mogę tyłem-uśmiechnęłam się.

Wyciągnęłam z pieca jedzenie, które wcześniej podgrzałam i razem zaczęłyśmy je umieszczać na wózku. „Lauren”, bo tak wyczytałam na jej plakietce, którą również nosiłam dała jeszcze do wózka kilka soków. Porzeczkowy, malinowy i bananowy.

Wyjechałyśmy z jedzeniem oraz piciem i zaczęłam podawać każdemu jedną tostową bułkę z serem, szynką oraz ogórkami. Lauren dawała pasażerom picie.

Lot szybko minął. Nim się obejrzałam już wylądowaliśmy. Zaczęłam żegnać wszystkich pasażerów i spokojnie czekałam aż wszyscy sobie pójdą. Gdy zostaliśmy z załogą w samolocie sami zaczęliśmy w nim sprzątać.

— Śmiecie z tych poprzednich pasażerów-wybuchła Julie.

— Dlaczego? -dopytała Lauren.

— Zostawili taki śmietnik i nawet nie posprzątali-powiedziała oburzona Julie.

— Julie, to nie wina pasażerów. Może masz rację z tym, że zostawili śmietnik, ale stewardzi i stewardessy są za to odpowiedzialni -odrzekłam. Lauren spojrzała na mnie i uniosła brew.

— Widzę, że coś już wiesz na temat lotnictwa-śmiała się.

— Pracuję jako stewardesa. Zdałam te wszystkie egzaminy i kursy. Proszę nie żartujcie ze mnie przez kilka moich pomyłek-powiedziałam.

Było to naprawdę przykre, że przez moje pomyłki i zakręcenie na początku zostałam pośmiewiskiem. Śmieją się jeszcze z ciebie osoby z pracy. Jak dobrze, że już ich nie zobaczę. Chcę o nim zapomnieć. Albo lepiej nie. Miałabym zapomnieć o Julie? Julie mojej najlepszej koleżance?… Alex szedł z kokpitu razem z Henrym. Obaj szli takim cudownym i szybkim krokiem, że oniemiałam z wrażenia.

— Witam drogie panie- przywitał się Henry.

— Cześć! Jak wam idzie? Możemy wam pomóc.

— Fajnie by było-rzekła poirytowana Lauren.


Po posprzątaniu samolotu wyszliśmy z niego prosto na lotnisko. Henry i Lauren poszli już w dwie różne strony a ja, Alex i Julie zostaliśmy razem.

Czekaliśmy na busa do hotelu. Alex i Julie ze sobą rozmawiali a ja prawie spałam. Nie wiem nawet czemu.

— Kayah? Wszystko okej? Śpisz z otwartymi oczami? -dopytywał chłopak.

Nie wiem co się ze mną działo. Szłam spać o dwudziestej i wstałam o czwartej rano. Spałam dobrze jak na swój wiek. Poczułam drobny ból głowy. Powinnam odpocząć i się położyć.

— Tak. Wszystko okej.

— Nie zachowujesz się najlepiej. Apaszka ci się podwinęła-zwróciła mi uwagę Julie.

— Myślę, że powinnam odpocząć-spuściłam głowę.

Julie i Alex popatrzeli na siebie porozumiewawczo. Alex wziął swój telefon do ręki i coś na nim przeglądał. Szczerze? Nie obchodziło mnie to co tam robi. Obchodził mnie cholerny pojazd zwany busem, na którego czekałam. Wychodzi na to, że jestem bardzo niecierpliwą osobą. Przyjechał. Chwała mu.

Weszłam do pojazdu jako pierwsza i zajęłam miejsce przy oknie. Nie rozumiem sensu wysyłania busa po 3 osoby. Nie lepiej taxi? Widocznie nie. Bus wyjechał z terenu lotniska wprost na ruchliwą drogę. Spojrzałam dyskretnie na nawigację i pokazywało, że zostało nam jeszcze pół godziny drogi. Zajrzałam za okno. Widziałam dużo różnych aut. No ciekawe co miałam zobaczyć innego. Dalej widoczne było też przepiękne pole, które…

Nagle przejechał tir i nic z tego nie zauważyłam. No pięknie.

Ostatnią połowę drogi, którą jechałam spędziłam gapiąc się w komórkę i szczerząc zęby do zdjęć samolotów zrobionych przez jakiegoś fana. Przyznam szczerze, że czasami się zastanawiałam czy ja faktycznie nie jestem chora psychicznie.

Zareagowałam na zdjęcia tej osoby serduszkiem i napisałam komentarz, w którym umieściłam emotikonkę samolotu i niebieskiego serca. Gdy spoglądałam na swój pusty profil na Instagramie coś w moim umyśle krzyczało bym zaczęła prowadzić bloga. Nie umiem powiedzieć dokładnie co. Dobra. Wzięłam się w garść i zmieniłam zdjęcie profilowe z czarnego. Zmieniłam je na mnie w stroju stewardessy stojącą przy samolocie. Później ustawiłam swój biogram jako:

„-Stewardesa

— 21yo

— Aviation girl”

Popatrzałam na ten biogram jeszcze raz i się zaśmiałam. Ale ten opis był basic. Ten opis wyglądał jak u jakiejś młodej fanki samolotów.

Musiałam go szybko zmienić.

„Stewardesa Kayah

Podróżniczka

Dzielę się pasją”

Ten opis był już wiele lepszy. Zostawiłam go. Teraz musiałam dobrać jakieś zdjęcie. Wzięłam podobne do tego co mam na profilowym. Postanowiłam, że w tym poście się krótko przedstawię i opowiem życie stewardessy z bardziej otwartej strony.

— Kayah, jesteśmy już. Siedzisz tylko w tym telefonie. Może go już odłożysz? -mówiła do mnie Julie- Halo! Ziemia do Kayah! -klasnęła mi dłoniami prosto przed oczami.

— Jestem-mały uśmiech odwiedził moją twarz.

Wysiadłam z busa i wzięłam moją walizkę. Szliśmy trójką do hotelu. Hotel był duży i miał przyjemny beżowy kolor. Wielkie w nim okna bardzo przyciągały w nim uwagę.

Zaczął padać deszcz. Pośpiesznie weszliśmy do wielkiego budynku.

Rozdział 3

Otworzyłam swój pokój kartą, którą dostałam na recepcji i byłam trochę mokra przez deszcz. Gdy otworzyłam drzwi, od razu wpadłam na wygodne i mięciutkie łóżko. Spojrzałam na siebie w lustrze i od razu wzięłam szybki prysznic.

Gdy wyszłam spod prysznica akurat była godzina późniejszego obiadu, na który stwierdziłam, że się wybiorę. Na dole spotkałam Julie i Alexa.

— No witam was znów-powiedziałam pełna entuzjazmu

— Cześć. Zdążyłaś zrobić sobie już jakąś drzemkę? -chciał dopytać Alex.

— Nie zdążyłam jeszcze.

— Gdzie i kiedy macie kolejny lot w planie? -zapytałam.

— Ja lecę za cztery dni do Frankfurtu-rzekł Alex.

— Ja do Stambułu-ledwo co powiedziała Julie a ja od razu wypaliłam:

— Alex, ja też lecę do Frankfurtu-powiedziałam szczęśliwa i jednocześnie zszokowana tą informacją.

— Super! Spotkamy się w locie.

Popatrzałam na biedną Julie. W tym momencie pokazała swoje sztuczne obrażanie się. W sumie jak by to tak pomyśleć to ja się jej nie dziwię. Też byłoby mi smutno, gdyby moi znajomi mieli kolejno ten sam lot ze sobą a ja bym nie miała. Julie leciała do innego kraju.

— Julie, i tak się pewnie jeszcze zobaczymy albo spotkamy. Nie martw się. Świat jest mały! -postanowiłam ją przytulić i pocieszyć.

Po skończonym daniu każdy udał się do swoich pokoi. Otworzyłam drzwi i poszłam na łóżko. Zmęczenie dalej nie ustało więc postanowiłam zasnąć. Nie potrafiłam. Z całego serca pragnęłam już noc. Nie miałam nic czym mogłabym się zająć teraz. Chwyciłam za telefon. Blog! No właśnie ja mam bloga! Weszłam w powiadomienia i tam zastałam całą skrzynkę w powiadomieniach. Od polubionych postów aż po oznaczanie w relacjach i wiadomości prywatne. Ucieszyłam się. Weszłam w mój post który łącznie miał aż sto dwadzieścia serduszek.

— Wow-powiedziałam w lekkim szoku sama do siebie.

Moje kąciki ust automatycznie podniosły się ku górze. Zobaczyłam w komentarze. Ludzie byli zachwyceni moim zdjęciem, gdyż każdy w nich pisał emotikonkę zdziwienia, samolotu oraz kolorowe serca. Miałam w co klikać. Teraz kliknęłam w wiadomości prywatne. Ludzie gratulowali mi takiej „super” pracy i miałam nawet kilka zapytań jak to jest być stewardessą. Na wszystkie wiadomości odpowiedziałam pozytywnie, bo mogłam coś doradzić albo powiedzieć coś o tej pracy. W oznaczeniach w relacji głównie był udostępniony mój post i słowa typu „ale ładne zdjęcie”, „patrzcie jaka piękna stewardesa”.

Poleciała mi łezka. Łezka szczęścia, że są tacy ludzie, na świecie którzy mnie zauważyli. W końcu udało mi się przysnąć.

Obudziłam się. Zobaczyłam, że jest już wieczór. Była siódma wieczorem i już mogłam zejść na kolację. Gdy już poszłam do łazienki już nie odczuwałam jakiegokolwiek zmęczenia. Opłukałam twarz zimną wodą i ubrałam się schludnie a następnie wyszłam na kolację.

Na stołówce było dużo osób a ja postarałam się odszukać wzrokiem moich znajomych co poszło mi bardzo szybko.

— No hej-powiedział Alex.

— Cześć. Gdzie jest Julie?

— Jeszcze nie przyszła. Pisała ci coś?

— Czekaj sprawdzę-powiedziałam.

O boże. Czy ja teraz byłam z nim SAM na SAM??!!

Czułam, jak robię się cała czerwona i zamiast sprawdzić czy Julie coś napisała, sprawdzałam prognozę pogody w Tokio i sama nie wiedziałam co robiłam.

— Napisała coś?

— Nie-powiedziałam akurat, gdy przyszła od niej wiadomość-Nie, czekaj! Napisała, że dzisiaj na kolacji się nie… zjawi.-powiedziałam to jednak ze smutkiem, ale jednocześnie byłam podekscytowana, że zostanę z Aleksem.

— Alex, mam pytanie.

— Co tam?

— Wiesz może dlaczego sprzątaliśmy ostatni samolot zamiast ekipy sprzątającej?

— Tak. Zapomnieliśmy powiedzieć Cabin Crew, ale mimo że to ich praca to każdy z nich był zajęty dzisiaj innym lotem a pozostali właśnie pracowali. Przepraszamy za takie zamieszanie.

— Nie no luz. Przecież to nie z twojej… Znaczy waszej winy! -szybko się poprawiłam.

W jego obecności, gdy nikogo w pobliżu nie było zachowywałam się jak ostatni błazen. Szczerze? Nie mogłam się doczekać aż wrócę do pracy, czyli po jutrze. W końcu będę pracować i myśleć o pasażerach a nie o tym idiocie! Popatrzałam na niego kątem oka i właśnie kręcił widelcem w makaronie jedząc spaghetti bolognese. Od razu odwzajemnił te niezręczne spojrzenie i ukradkiem spojrzał na mnie, gdy ja jadłam swoje krewetki.

Po skończonym posiłku napisałam do Julie który ma numer pokoju, żeby do niej wpaść. Odpisała, że jest piętro wyżej z numerem 209. Kulturalnie poczekałam aż Alex zjadł i poszłam do niej. Zapukałam a ta otworzyła.

— Julie, czemu nie byłaś na kolacji??

— Przepraszam, ale nie miałam ochoty.

— Zostawiłaś mnie samą z …

— Czyli jednak ci się podoba? -ale ona jest wścibska!

— No dobra. Wygrałaś. Tak, podoba mi się-przyznałam z trudem.

— Ciężko nie zauważyć. Weź bardziej się postaraj.

— O co mam się postarać?

— No kryj te uczucia. Chyba, że chcesz wyjść na gapę, która się zakochała po kilku godzinach i mu to zaraz powiesz.

— E tam. Daj spokój.

— Umm no tak! Chciałabyś wyjść dzisiaj do sklepów? -zapytała Julie.

— Ty taka jesteś? -oburzyłam się-To ty nie przyszłaś dzisiaj na kolację a po sklepach chcesz się targać, gdy jest późno! -mówiłam oskarżycielsko.

— Sorki tak jakoś wyszło-przyznała.

Z racji tego, że już się wcześniej ubrałam w schludne ciuchy to teraz czekałam aż Julie, ubierze się schludnie. Gdy już się ubrała i całkiem ładnie pomalowała, byłyśmy gotowe wyjść. Szliśmy przez długie uliczki Londynu i rozglądałyśmy się za jakimiś fajnymi sklepami. Gdy już chwilę chodziłam po ulicy mogłam doświadczyć, że faktycznie Londyn jest tak naprawdę szary. Spodziewałam się więcej ciekawych po nim rzeczy.

Jechałyśmy słynnym brytyjskim czerwonym dwupiętrowym busem. Wyrosłam już z tego, żeby siadać zawsze na piętro w takich busach, ale najwidoczniej Julie nie bo próbowała mnie tam zaciągnąć i zrobiła nam mały przypał. Żeby się bardziej nie upokorzyć przed anglikami po prostu z nią poszłam. Wszystkie miejsca u góry były puste a na dole o dziwo każdy się ściskał. Usiadłyśmy i chwyciłam za telefon. Gdy Julie nie patrzała, weszłam szybko na mój profil zobaczyć co się dzieje.

Znowu byłam w lekkim szoku, gdy skrzynka powiadomień szalała. Miałam już ponad 200 obserwujących i ponad 300 polubień pod postem. Stwierdziłam, że muszę dodać jakieś nowe zdjęcie i jakąś relację. Ale o tym myśleć chciałam już w samolocie.

— Kayah, wysiadamy tutaj-zapytała niepewnie Julie.

— O Boże Julie miałyśmy wysiąść dwie stacje wcześniej! -zdziwiłam się. Przez moje wgapianie w telefon ominęłyśmy stację. Super.

— To szykuj się do wyjścia. Zaraz znów będzie przystanek to wysiądziemy.

Tym razem to ja się jej faktycznie posłuchałam i zeszłyśmy na dół ku drzwiom czekając aż bus się zatrzyma i wysiądziemy. Wysiadłyśmy pospiesznie i poprosiłam Julie, żeby odpaliła nawigację w telefonie.

— Julie odpalisz mapę? Nie wiem, gdzie jesteśmy-od razu wzięła telefon do ręki i wykonała polecenie.-I jak?

— Eee. No niby mamy iść tam-gestykulowała palcami-a później tam i skręcić w prawo-zaśmiała się niewinnie.

— Żartujesz sobie? -powiedziałam na poważnie a ta oderwała ode mnie wzrok-Daj mi go-powiedziałam wskazując na jej telefon po czym wpisałam „Najbliższe centrum handlowe”. Była to najprostsza opcja by sprawdzić, gdzie są jakieś sklepy i na pewno było to szybsze niż błąkanie się razem z Julie po Londynie. Nawigacja pokazywała, że najbliższe centrum handlowe jest bliżej niż nam się wydawało, bo dosłownie za nami. Od razu powiedziałam Julie i ze śmiechem udałyśmy się ku sklepom.

Po wejściu do centrum od razu zobaczyłyśmy budkę z kawą mrożoną. Poszłyśmy szybko do kolejki i w niej stanęłyśmy. Przed nami było jakieś pięć osób. Wszystko szło w miarę szybko. Gdy nastała nasza kolej na złożenie zamówienia. Zamówiłyśmy dwie mrożone frappe i udałyśmy się do sklepu z ciuchami. Po wejściu do sklepu zobaczyłam coś idealnego dla siebie. Jasnożółta marynarka. Powiedziałam koleżance, że idę do tego działu a ona poszła sobie w swoje strony. Zobaczyłam na cenę i nie była taka zła. Siedem funtów za jedną. Była jeszcze promocja, że przy zakupie trzech marynarek płacisz 16 funtów, ale stwierdziłam, że po co mi kolejne. Udałam się do Julie i oznajmiłam, że zmierzam do kasy. Powiedziała, że idzie ze mną więc jej nie zatrzymywałam. Później poszłyśmy do jakiegoś sklepu z elektroniką, bo potrzebowałam nowego kabla do telefonu.

— Kayah czy ten sklep jest obowiązkowy?

— Jest. Wiem, że ci się nie chce, ale najwyższa pora by ci się tam zachciało wejść, gdzie tym razem ja zechcę! -mówiłam przez śmiech.-No chodź, daj spokój.

Poszła niechętnie, ale jakoś dała radę. Oglądanie innych rzeczy w tym sklepie nie było zbędne więc poszłam kupić nowy kabel do mojego iPhone. Szybko zapłaciłam przy kasie i poszłam do Julie, która była przy wejściu.

— Gratuluję zrobienia szybkich zakupów panno Kayah-powiedziała wywracając oczami.

— Taa dzięki. Gdzie idziemy?

— Przed siebie.

— Ale przed nami jest kosz na śmieci ciamajdo!

— Rety, faktycznie powinnam nosić okulary-oznajmiła Julie.

— To wracamy się do sklepu? -zapytałam śmiejąc się.


Ten wieczór spędziłyśmy chodząc po centrum handlowym które było dzisiaj wyjątkowo otwarte do północy. Wróciłyśmy gubiąc busy które jechały w stronę hotelu, ale ostatecznie dotarłyśmy całe i… zdrowe?

Rozdział 4

Obudziłam się ze świadomością, że mój kolejny lot będzie jutro i to są moje ostatnie chwile z Julie. Wierzę, że uda mi się z nią jeszcze spotkać w chmurach. Z Aleksem będę się widziała w kolejnym locie. Ciekawe jak to wszystko wyjdzie.

Wstałam i wzięłam moją jasnożółtą marynarkę, którą kupiłam wczoraj. Przebrałam się i gdy wyszłam z łazienki usłyszałam, jak ktoś puka do drzwi. Otworzyłam je i zastałam w nich moją koleżankę Julie.

— Gotowa? -zapytała.

— Na śniadanie? Yyy tak. Już zaraz wychodzę. Jeżeli chcesz możesz już tam iść-oznajmiłam w pośpiechu.

— Nie. Poczekam na ciebie-powiedziała po czym poszła w stronę mojego łóżka i usiadła. Przejechała palcem po drewnianej desce i przypominała mi osoby z białą rękawiczką. Uśmiechnęłam się w duchu i spuściłam z niej wzrok. Ubrałam szybko buty na obcasie i powiedziałam, że jestem gotowa.

W tym hotelu nikt nie wychodził ubrany jak po domu tylko każdy był schludnie ubrany. Niektórzy co mnie zszokowało nosili nawet krawaty i byli ubrani na galowo. Gdyby powiedzieli mi o tym wcześniej, wzięłabym też coś ładnego.

— Co będziesz chciała zjeść? -zaczęłam temat niezręcznej bardzo długiej ciszy.

— Myślę, że wezmę sobie jajecznicę i boczek. O i do tego espresso z rana by dobre było!

— Mmm, masz rację z tym espresso. Chyba sama je sobie wezmę. Ja bym zjadła tosty z sałatką i do tego pankejki z czekoladą.

— Wow zaszalejesz!

Z uśmiechem na twarzy zaczęłyśmy brać jedzenie ze złotych otwieranych tac. Dla mnie było to trochę dziwne, ale normalne dla osób, które były w tym hotelu. Usiadłam z pełną tacą jedzenia razem z Julie. Cieszyłam się, że nie było przy mnie osoby, przy której zachowywałam się beznadziejnie, czyli Aleksa. Aby mieć zapewnioną większą widoczność, usiadłam na miejscu, przy którym było widać kto wchodzi na stołówkę.

Jadłam sobie spokojnie już z jakieś dziesięć minut aż nagle moje oczy coś dostrzegły. Zamarłam. To COŚ to był wchodzący na stołówkę Alex, który był odwalony jak szczur na imprezkę. Patrzałam jak jego kroki zmierzają ku… mnie?? Zmierzyłam go od stóp do głów i gdy spojrzałam na jego twarz, podniósł rękę i mi pomachał. Odmachałam mu a Julie wszystko obserwując śmiała się jak niepoważna.

— Witam drogie panie! Co dobrego jecie? -spytał mrużąc oczy.

— Jajecznicę-rzekła Julie.

— A ty Kayah? Co dobrego jesz?

— Ja yyy jem… Hmm jak to danie nazwać? -udawałam zakłopotaną.

— Kayah je sałatkę-powiedziała za mnie za co jestem jej ogromnie wdzięczna.

Mój wzrok wylądował na Julie okazując serdeczne podziękowania. Nie wiem co jest ze mną nie tak. Przeważnie tym sposobem mówienia mówią zakochane nastolatki a ja jestem dorosła! Czasami, gdy ogarnę co ja naprawdę powiem albo jakim sposobem to powiedziałam przypominam Marinette z bajki Miraculum. Obejrzałam się dookoła na szczęście chłopaka tu już nie było.

— Julie dziękuję! Uratowałaś mnie!

— No nie ma sprawy, ale naprawdę przy jego towarzystwie zachowujesz się jak wariatka. Bądź lepiej sobą proszę.

— Ja nie mam na to wpływu. Nie kontroluję tego! Dla mnie to też dziwne, że zachowuję się w takim wieku jak wariatka! Wyjście jest proste, muszę go unikać.

— Ale Kayah ty pracujesz! Nie wiadomo przy którym locie Alex będzie pilotował a przy którym nie-mówiąc to potrząsnęła moimi ramionami i wróciła do jedzenia a może bardziej do dyskusji ze mną. Miałam dyskutować z nią dalej, ale przyszedł pan piękniś. CO. O czym ja właśnie pomyślałam? Czasami pragnę by nie wymyślać własnych scenariuszy w głowie i tych paskudnych przezwisk. Talerz miał naładowany samymi naleśnikami z dżemem truskawkowym i usiadł koło mnie.

— Alex, co ty robisz? Jesteśmy w eleganckim hotelu a ty nałożyłeś same naleśniki? Czy ciebie coś pogięło? -oburzyłam się.

— Wyluzuj kochaniutka. To nie żaden grzech, aby się z niego spowiadać. Zjem to. To mój ostatni dzień tutaj, czyli moje ostatnie śniadanie. Czemu nie zaszalałaś z całym talerzem czegokolwiek?

Hola, hola. Czy on powiedział mi „kochaniutka”? Mówił też dużo słów do mnie. Do mnie. Myślałam, że nie robię nic złego, ale właśnie wprowadzałam niezręczną ciszę.

— Ja jem co lubię. Nie przepadam za sporą ilością naleśników.

— Każdy lubi co chce. Smacznego dziewczyny-powiedział a ja i Julie podziękowałyśmy.

Po kolacji poszliśmy do pokoi i ubraliśmy się wszyscy na deszczową pogodę po czym wyszliśmy na miasto. Dzień przeleciał niesamowicie szybko a ja już tęskniłam za Julie.

Obudził mnie mój wkurzający budzik. To oznaczało, że była już po dziewiątej rano. Wstałam. Wykąpałam się i umyłam. Schowałam moje wszystkie rzeczy do higieny do nie za dużej walizki. Przebrałam się z piżamy w mundur z pracy i schowałam piżamę do walizki. Pomalowałam się w niecałe pół godziny i schowałam również kosmetyki. Zaścieliłam łóżko i opuściłam pokój. Udałam się na recepcję, gdyż musiałam oddać klucz i zastałam tam również Alexa i moją kochaną koleżankę. Było mi smutno, że musi być tu jeszcze dalej sama. Fajnie, że miałam jej numer w kontaktach jak przyjechaliśmy. Oddałam klucz po czym pobiegłam to tej dwójki.

— Cześć! Alex super wyglądasz a ty Julie olśniewająco w tej piżamie! -byłam przemiła po czym przytuliłam krótko chłopaka a moją koleżankę bardzo długo.-Będę tęsknić. Szkoda, że też nie lecisz.

— No lot mam za dwa dni. Ale przynajmniej możemy ze sobą pisać.

— Tak! To jeden z pozytywów.

— To co Kayah na nas już czas. Busik czeka tylko na nas.

— Widzę. Papa Julie!

— Do zobaczenia Kayah! -żegnałyśmy się jeszcze przez krótką chwilę po czym udałam się po chodniku z Aleksem do prywatnego busa. Kierowca dał nasze walizki do bagażnika a my usiedliśmy na tylnych miejscach.

— Może wymienimy się też numerami telefonów? Co ty na to? Bo wiesz zawsze może być różnie.

— To fakt. Podaj telefon to się zapiszę-nakazałam. Zastanawia mnie co miał na myśli poprzez powiedzenie „może być różnie”. Wpisałam się do kontaktów telefonicznych na smartfonie chłopaka i się uśmiechnęłam.

— Dzięki.

— Spoko.

Resztę drogi spędziliśmy w ciszy. Alex słuchał muzyki na swoich słuchawkach a ja pisałam do Julie.

K: Siemka i jak tam??

J: No hej u mnie spoko

K: Sorki, że przez nas nie zjadłaś śniadania

J: Nie no spoko

J: A jak tam sytuacja z Aleksem?

K: No git. Poprosił mnie o numer, bo „zawsze może być różnie”

J: Ooo

J: Wow

J: Serio

J: To już może być coś

K: Dobra już nie wyolbrzymiaj!!!

J: Nie no serio to może być faktycznie coś

K: E tam

J: Napisz mi jak już będziesz we Frankfurcie paa!!!

K: Buźka333

Dojechaliśmy na lotnisko. Wzięłam z Aleksem bagaże i podziękowaliśmy kierowcy i udaliśmy się w stronę punktu naszej zbiórki.


Szliśmy już do samolotu z bagażami podręcznymi, bo walizki oddaliśmy już wcześniej. Stewardzi (dzisiaj bez stewardess) wydawali się mili tak samo jak oficer i kapitan. Alex był oficerem. Weszliśmy i przygotowaliśmy samolot do startu i sprawdziliśmy wszystkie zabezpieczenia. Pasażerowie po jakiejś godzinie zaczęli wchodzić już do samolotu. Kilku pasażerom musiałam wskazać ich miejsce. Po pokazie bezpieczeństwa poszłam usiąść na moje miejsce i jakoś zacząć myśleć o tym locie.

Samolot kołował na pasie startowym i zaczął powoli się rozpędzać. Szybko pojawiliśmy się w powietrzu. Usłyszałam płacz jakiegoś dziecka, ale nie mogłam do niego podejść. Dopiero gdy wzbijemy się już na wyznaczoną wysokość dopiero wtedy będzie można. Wzbiliśmy się a ja podeszłam do rodziny płaczącego dziecka.

— Czy mogę wam jakoś pomóc? -zapytałam matki dziecka pokazując wzrokiem na jej bobasa.

— Na razie dziękuję. Dziękuję też za troskę- odpowiedziała pasażerka przemiłą barwą w głosie.

— Dobrze. W razie czego proszę mnie powiadomić-uśmiechnęłam się.

Na tym polegała moja praca. By uśmiechać się bez końca. Moje mięśnie twarzy nie mają odpoczynku. Gdy byłam dzieckiem kochałam się uśmiechać. Teraz dla mnie to lekki wysiłek podczas tego lotu. W sumie to nie tylko tego lotu. Jednak największy wysiłek jest wtedy, gdy pasażerowie wchodzą do samolotu lub z niego wychodzą. Tylko powitania lub pożegnania. Nie mówię, że to źle! Gdy tak myślałam podszedł do mnie jeden ze stewardów i zapytał się mnie czy wrzucę kanapki do pieca. Przytaknęłam głową po czym zasłoniłam firankę, żeby pasażerowie nie mogli widzieć co ja dokładnie robię. Po jej zasłonięciu firanki wyciągnęłam z szafki bułki zapakowane w plastik po czym wbiłam w piecu odpowiednią temperaturę i je tam wrzuciłam. Stojąc, odczekałam trzy minuty i już były gotowe. Zaczęłam pakować wszystkie po kolei do firmowych opakowań papierowych i dawałam je na tacę. Musiałam działać szybko, bo kto wie czy jakiś z pasażerów nie był śmiertelnie głodny. Dobra wyolbrzymiam.

Szłam razem ze stewardem rozdając po kanapce, która była jeszcze ciepła. Uśmiechałam się i pytałam również każdego kogo mijałam czy nie chce może wody lub jakiegoś soku. Do wyboru z soków był malinowy, jabłkowy i arbuzowy który smakował jak plastik.

Lądowanie wywołało u mnie zatkanie prawego ucha. Przełykałam ślinę i wstrzymywałam powietrze by próbować jakoś załagodzić sytuację. Gdy podwozie dotknęło ziemi a ja odetchnęłam z ulgą. Później, gdy już było można, otworzyłam drzwi i wypuszczałam niecierpliwych pasażerów. Po upewnieniu się, że wypuściłam faktycznie wszystkich pasażerów poszłam do kokpitu, gdzie chciałam zagadać do Aleksa.

— Cześć Wam! Hej Alex i jak tam? Lot był super. Cieszysz się, że jesteś już w końcu coraz bliżej swojej ojczyzny?

— Hej, dziękuję i tak cieszę się. W końcu niedługo zobaczę się ze swoją dziewczyną! -powiedział szczęśliwie.

Dziewczyną? On ma swoją dziewczynę? Miałam wrażenie, że ktoś mi właśnie złamał serce. Bo faktycznie tak było. Złamał mi serce. Byłam na skraju rozpłakania się, gdy oczy już zrobiły mi się przeszklone.

— A. Okej to pa.

— Kayah czekaj!

— Co?

— Dziękuję, że ze mną chwilę gadałaś przez te kilka dni.

— No nie ma za co-rzekłam nie spoglądając już mu w oczy.

Poszłam w samolocie do łazienki i się rozpłakałam. Od razu chwyciłam za moją fioletową kosmetyczkę i zakryłam ślady łez. Starałam się szybko ochłonąć. Musiałam już iść. Po tej myśli szybko opuściłam pokład, gdyż cała załoga zrobiła to już wcześniej wychodząc w grupie.

Rozdział 5

Urwał mi się film. Kompletnie nie wiedziałam co robiłam wczoraj od południa. Obudziłam się kolejnego dnia i sięgnęłam po telefon, żeby zobaczyć która jest godzina. Była szósta rano, więc stwierdziłam, że pójdę jeszcze spać. Niestety zasnąć nie umiałam, mimo że naprawdę próbowałam.

Gdy w jechałam taksówką, która prowadziła mnie do domu. Jechałam do moich rodziców. Nic nie wiedzieli o tym, że do nich przyjadę więc chciałam zrobić im taką mini niespodziankę. By zająć czas zabity w taksówce czytałam książkę. A przynajmniej próbowałam, bo moje natrętne myśli o chłopaku z kokpitu nie dawały mi spokoju. Nie umiałam przeczytać zdania, które moje oczy czytają już ósmy raz. Odłożyłam książkę z powrotem do torby i sięgnęłam po słuchawki. Wzięłam swój telefon i sparowałam z nim słuchawki. Puściłam moją smutną playliste. To już chyba była u mnie normalka, że gdy mi smutno zawsze puszczam sobie smutne piosenki, żeby było mi jeszcze smutniej. Mało brakowało bym się nie rozkleiła przy taksówkarzu. Na szczęście właśnie dojechałam ku celu. Zapłaciłam i wzięłam moją walizkę wraz z bagażem podręcznym. Zapukałam do drzwi rodziców po czym otworzył mi tata.

— Córeczko! Córeczko wróciłaś! Tęskniliśmy za tobą. Mama, gdy cię zobaczy na pewno się ucieszy. Wchodź do nas! -bardzo ucieszył się tata po czym wykonał ruch ręką w stronę domu- Kochanie, mamy gościa! -krzyknął tata a ja usłyszałam malutkie kroczki po schodach, na których szła mama.

— Kayah, o skarbie!!! -mama mnie podbiegła przytulić-Tęskniłam za tobą-oznajmiła szczerze.

— Daj spokój mamo, nie widziałyśmy się osiem dni-zaśmiałam się i tym wprowadziłam bardziej rodzinną atmosferę.

— Kiedy masz kolejny lot kochanie? -dopytał tata.

— Za dwa dni. Za dwa dni znów się z wami pożegnam-odparłam ze smutkiem.

Zauważyłam, że rodzice posmutnieli tą informacją. Niestety dla nich moja praca była niefajna z tego względu, że nie było mnie praktycznie u nich w domu. Bardzo ich kochałam, ale najwidoczniej nie umieli się pogodzić z tym, że już od dłuższego czasu byłam pełnoletnia. Nie mieszkam z nimi, odkąd ukończyłam dziewiętnaście lat. Wyprowadziłam się od nich jeszcze w wieku nastoletnim.

Mama powiedziała żebym poszła na górę do mojego starego pokoju, który jest teraz pokojem gościnnym. W tym pokoju rozpakowałam moje rzeczy, z którymi się tu zabrałam. Padłam na łóżko i chwilę odetchnęłam, gdy chwilę później przypomniałam sobie, że muszę zejść do rodziców. Bardzo ich kochałam a oni mnie, ale zanim do nich poszłam dostałam wiadomość. Spojrzałam na ekran telefonu i się grubo zdziwiłam.

Alex: Hej Kayah

Alex: Obraziłaś się o coś, że tak nagle wyszłaś?

Weszłam w czat i szybko odpisałam.

K: Nie, nie wszystko jest okej

Alex: Na pewno? Mocno się zdziwiłem tą akcją

K: Na pewno.

Alex: Pisz, gdyby się coś działo

K: Spoko. Co robisz?

Alex/ Piszę z tobą. Odpisuję też mojej dziewczynie

Jak on mnie wkurzał! Naprawdę musi podkreślać JEGO DZIEWCZYNĘ??!! Postanowiłam z nim skończyć tę konwersację jak najszybciej.

Alex: A ty?

K: Ja nic. Kończę, pa.

Alex: Pa.


Rzuciłam telefonem do jeszcze otwartej walizki i byłam zła oraz smutna. Otarłam się chusteczką, na której było widać już później mój makijaż.

„Ogarnij się idiotko nawet nie wiesz przez co taka jesteś”

Po czym faktycznie się ogarnęłam i w końcu zeszłam na dół od rodziców. Gdy byli zajęci w kuchni ja poszłam usiąść na kanapie. Czułam się jak u siebie. W końcu był to mój dom tylko że czasów przeszłych. Siedziałam sobie na kanapie dosłownie chwilę i przyszła mama z obiadem.

— Dzisiaj mamy na obiad zupę z pomidorów. Sama ją wymyśliłam i oby ci smakowała słonko! -powiedziała serdecznie. Skosztowałam łyżkę zupy i wypaliłam:

— Mamo! Tej zupy sama nie wymyślałaś! To nie jest „zupa z pomidorów” tylko pomidorowa! Jadłam ją kiedyś w Polsce. Smakuje tak samo dobrze jak i tam-pochwaliłam i upomniałam ją. No widzisz ja nie wiedziałam a teraz już wiem! Czasami te twoje podróże z pracy się na coś przydają.

Oj ta mama. „Podróże z pracy”. To już chyba ten wiek, w którym ludzie zaczynają już powoli zapominać na czym niektóre rzeczy polegają.

Obiad zjadłam cały ze smakiem. Zjadłam go bardzo szybko, bo był taki pyszny!

Poinformowałam mamę, że już pojadłam i zabrałam się do góry.

Chwyciłam za telefon i weszłam na instagrama. W tym samym czasie, gdy wchodziłam zobaczyć powiadomienia na mojej skrzynce odbiorczej doszedł mi nowy obserwujący. Osoba, która mnie zaobserwowała miała nazwę ustawioną jako „alex.jones_”. Niby zwykły chłopak, ale gdy weszłam na jego profil grubo się zdziwiłam. To był Alex! Byłam zdziwiona i szczęśliwa tym faktem. Cieszyłam się, że miałam jego insta! Postanowiłam także zobaczyć jego zdjęcia co wstawiał. Trzecie zdjęcie od góry mnie zaniepokoiło. Był to Alex ze swoją… dziewczyną? Tak to przynajmniej wyglądało, gdy dziewczyna pocałowała go na zdjęciu w policzek. Chłopak na zdjęciu wyglądał na dość szczęśliwego co mnie zasmuciło. Cieszyłam się jego szczęściem tak jak każdego na tej planecie, ale to rozryło mi serce.

Odłożyłam telefon na szafkę nocną i położyłam się prosto na plecach z rękami z obu stron na brzuchu gapiąc się w biały sufit. Zaczęłam rozmyślać o życiu. O tym co by się stało gdybym została sama. Boję się. Panicznie boję się zostać sama. Boję się, że nadejdzie taki dzień, gdy każdy się ode mnie odsunie. Myślami odpłynęłam też do A… Julie. Julie. Bardzo stęskniłam się już za Julie a spędziłyśmy ze sobą tylko kilka dni. Przywiązuję się do ludzi za szybko. To rzecz, którą robię i nienawidzę. A co jak komuś się znudzę po tygodniu i mnie zostawi a ja się do niego przywiążę? A co jak… Miałam dużo takich myśli. Byłam cholernie zestresowana nawet nie wiem czym. Do moich myśli przypłynęła nawet nie wiadomo skąd myśl o mojej pasji, czyli lotnictwie.

Myśl o lotnictwie mnie uspokoiła. Przypomniałam sobie jak to jest słyszeć silniki startującego boeinga, a tu lądującego airbusa, a tu odwiedziny lotnisk zarazem tych małych i dużych, a tu wchodzący pasażerowie na pokład. No właśnie pasażerowie! Zawsze, gdy lecę gdzieś na jakiś rejs z pasażerami, czuję się jak mama. Tego trzeba nakarmić, tego trzeba uspokoić, temu pokazać, gdzie siedzi. Czułam się naprawdę jak matka setki dzieci. Nie narzekałam na to. Było to bardzo satysfakcjonujące!

W końcu mój overthinking powiedział, że musi się zdrzemnąć. Poległam.

Rozdział 6

W końcu zrozumiałam, że z mojego smacznego wypoczywania nici poszłam do łazienki.

W łazience poszłam pod prysznic się wykąpać wraz z moimi tłustymi włosami. Po wyjściu spod prysznica związałam włosy w turban i się szybko powycierałam. Gdy już się ubrałam to wyszłam z łazienki. Poszłam do mojej toaletki się pomalować. Dzisiaj stawiałam tylko na korektor i błyszczyk. Było to jedno z bardziej naturalnych makijaży.

W dniu wolnym od pracy naprawdę wolałam stawiać na naturalność. Codzienne chodzenie w tapecie i szmince nie było tak zupełnie dla mnie. To wymóg mojej pracy. Muszę się malować. Gdy już się pomalowałam spojrzałam na godzinę i było wpół do ósmej. To oznaczało, że rodzice już wstali i mogę sobie spokojnie zjeść śniadanie. Bardzo się cieszyłam jutrzejszym lotem, który oznaczał, że w końcu będę w domu. W Paryżu. Razem z tym szczęśliwym faktem szedł jeszcze ten smutny. Mianowicie będę musiała opuścić rodziców. Wiem, że jestem już dorosła i wszystko, ale zawsze trochę tam jednak tęsknię.

Zeszłam na dół a tam czekało potężne śniadanie. Cały stół był zapełniony jedzeniem. Były na nim szynki, sery, mleka, pieczywo, jogurty i masę innych rzeczy.

— Mamo a cóż to za szwedzki stół! Ostatnio takiego nie było-odparłam zdziwiona.

— Wtedy nie było, ale nie patrzymy w przeszłość kochanie. Częstuj się wszystkim na co tylko masz ochotę! -powiedziała uśmiechnięta mama.

Usiadłam do stołu i kulturalnie zaczekałam na rodziców, którzy mieli się do mnie dosiąść i zjeść posiłek wraz ze mną. Długo czekać nie musiałam, bo mama już była przy stole tylko czekałyśmy na tatę. W końcu zszedł już ubrany elegancko z sypialni i usiadł z nami. Zaczęliśmy spożywać posiłek w ciszy i każdy sobie nakładał na talerz co chciał. Ja nałożyłam sobie jogurt, który posypałam musli. Do tego dołożyłam sobie obok, banany i truskawki. Mama pochwaliła moje śniadanie a ja w podziękowaniu się do niej uśmiechnęłam. Zjadłam śniadanie szybko i ze smakiem. Byłam nim trochę najedzona, ale nie aż tak. Stwierdziłam jednak, że więcej już nie będę chciałam zjeść. Przytuliłam mamę i podziękowałam za posiłek. Tacie byłam wdzięczna, bo to jednak, gdyby nie on to nie jedlibyśmy nic.

Pobiegłam na palcach po dwudziestu schodach, ale tak naprawdę pobiegłam do mojego starego pokoju po jedną rzecz, którą specjalnie wzięłam moim kochanym rodzicom. Wzięłam ze sobą czekoladę, w której były za jednym razem dwa smaki. Dwa smaki które znajdowały się w tej czekoladzie to były ulubione smaki mamy i taty. Mama kochała czekoladę z piankami a tata był miłośnikiem czekolady z orzechami laskowymi. Wzięłam czekoladę do rąk i miałam dylemat czy wręczyć ją rodzicom osobiście czy dać ją do ich sypialni.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 9.45
drukowana A5
za 25.56
drukowana A5
Kolorowa
za 49.26