.
Opowieści w dawnym stylu, nie tylko dla dzieci.
Biedronka Aldonka
Na słonecznej, pachnącej łące, gdzie pracowały mrówki i pasły się zające, spacerowała biedronka Aldonka, intensywnie rozmyślając.
Zainteresowało się słonko:
— O czym myślisz Aldonko?
— Ach, chciałabym śpiewać! Gdybym umiała, całą radość życia bym wyśpiewała.
— Ależ jesteś tylko biedronką — odpowiedziało słonko — a biedronki nie grają i nie śpiewają, tylko swoją obecnością innym radość dają.
Posmutniała na chwilkę biedronka, wysłuchawszy słonka. Dlaczego inni maja radość z muzykowania i śpiewania, a Aldonka niczym myszy, ma życie spędzać w ciszy?
Posmutniało też słonko, czując co dzieje się z biedronką.
— Aldonko, nie smuć się. Poproś o radę Amadeusza.
Pasikonik Amadeusz łąkę przemierzał skokami, a wszyscy wiedzieli że jest muzykantem nad muzykantami. Gdy wieczorem skrzypce swe nastroił i dźwięk z nich wydobył piękny, wiele wrażliwych serc jednoczył w zachwycie. Wtedy wokół cisza skupienia trwała — cała łąka go słuchała.
Ach, Amadeusz, mistrz nad mistrzami! Czy zaszczyci Aldonkę swoimi słowami?
Aldonka niepewna i lekko strwożona, czekała na pasikonika na kępce trawy, lękając się Amadeusza sławy. Gdy wreszcie się zjawił nieomal zemdlała. Jego mistrzowski majestat to sprawił.
— Amadeuszu, proszę wybacz moją śmiałość. Bardzo bym chciała śpiewać, ale nie umiem.
Amadeusz spoważniał, w oczy jej spojrzał rezolutnie, już wszystko rozumie.
— Aldonko szlachetna, wiesz, ze grać pięknie potrafię, lecz śpiew nie moją jest domeną. Tu ptaki, w przestworzach przebywające, prym wiodą. Zwłaszcza słowik Tezeusz, pięknie mi wieczorami wtóruje, gdy zdarzy nam się koncertować na skraju lasu. Poproś Tezeusza. On mistrzostwem swym się nie wynosi i lekcji śpiewu chętnie udziela.
Zabiło żywiej serce Aldonki. Nadzieję wzięła ze słów Amadeusza. Na skraj lasu, do słowika rusza.
Czeka tu do wieczora na Tezeusza. Gdy słowik wreszcie przybywa, w te słowa się do niego odzywa:
— Słowiku, słowiku, śpiewaku najsłodszy. Naucz mnie śpiewać, tak pięknie, jak sam potrafisz.
Zmarkotniał słowik, bo wiedział, że nie każdy pięknie dźwięk wydawać może, a entuzjazmu Aldonki łamać — nie daj Boże… Delikatnie zaczyna Aldonce tłumaczyć: