Bieguny określają zazwyczaj miejsce z jakiegoś powodu najdalsze lub posiadające ekstremalne cechy. Wbrew pozorom, ta nazwa nie odnosi się tylko do pojęć geograficznych. O biegunach można mówić w kontekście uczuć, racji czy motywacji. „Bieguni”, to również ludzie rozrzuceni po całym świecie, którzy próbują oswoić rzeczywistość i zejść z utartych szlaków, to bohaterowie wykreowani przez wyobraźnię Olgi Tokarczuk po to, by mogli przekraczać granice. Takie granice łamie również bohater książki pani Magdaleny Bartnickiej - Sasza, cierpiący na chorobę afektywną dwubiegunową, trzydziestoczteroletni biseksualista. Na jednym krańcu tego bieguna czuje bolesną depresję, zaś na drugim stan euforii. Czasem odnosi wrażenie, „jakby było ich dwóch”, jakby „brat bliźniak” dyktował mu niechciane słowa, budził w nim antagonistę i zmuszał do niewłaściwych wyborów. Sasza jest jedną wielką sprzecznością. Ani choroba, ani jego orientacja seksualna nie pomagają mu w byciu sobą i podejmowaniu właściwych wyborów. Dlatego, oprócz siebie, rani po drodze jeszcze wiele innych osób. Ma głęboko zakorzenioną urazę do całego świata. To właśnie ona czyni z niego wiecznego uciekiniera. Najpierw wyrywa go z rodzinnej Jugosławii i nakazuje mierzyć się z rzeczywistością w obcym kraju. Potem nie pozwala wziąć odpowiedzialności za kolejne związki i sugeruje nie do końca przemyślane decyzje, których pokłosiem jest pogłębiająca się choroba. Depresja zabiera mu przestrzeń i zamyka w ciasnej poczekalni życia, z której trudno mu się wydostać. Tkwi w niej bez widoku na kolejny etap podróży. Dlatego lubi bardziej swoje drugie wcielenie - tkwiącego w nim iluzjonistę, który sprawia, że świat nabiera odpowiedniego kolorytu. Uwielbia to wcielenie i to z nim chce iść przez życie. By utrzymać ten stan umysłu, nie bierze leków, które skutecznie hamują tę nieokiełznaną energię. Manipuluje lekarzami i sprytnie dostosowuje świat do własnych potrzeb. A one jawią mu się z takiej perspektywy jako jedna wielka balanga, zaś ciągłe towarzystwo „doktora Danielsa” i Johnnie Walkera wprawia go w błogi chillout, sprawiając, że rzeczywistość wydaje się być znośniejsza. Gdy Sasza pierwszy raz wiąże się z mężczyzną czuje, że to nie tylko „bunt i manifestacja wolności”, ale prawdziwe uczucie. Pozwala mu ono znowu uwierzyć w siebie i poczuć się kimś wartościowym. Ta miłość zespala dwa bieguny, które stają się na chwilę jednością. Niestety, ten stan trwa zbyt krótko, bo Sasza kolejny raz salwuje się ucieczką od miłości i odpowiedzialności, czyniąc Szmaragdową Wyspę swoją małą ojczyzną. Jednak ta ucieczka do Irlandii nie staje się antidotum na jego rozterki, a pobyt tam, uświadamia mu, że nie może być wiecznym pielgrzymem, że nie ucieknie od przeszłości, bo jej demony podążą za nim gdziekolwiek by był. Wróciły z nim również do Polski, by tu znaczyć drogę jego poczynań, wbijały się coraz głębiej w umęczony umysł, czyniąc w nim ogromne spustoszenie. Z każdym napotkanym znajomym, przeszłość brutalnie chwytała go za gardło, nie pozwalając na racjonalną ocenę sytuacji. Było coraz gorzej, bo biegun porywającej ekstazy przejął nad nim kontrolę. Z jednej strony wprowadzał go w stan euforii, a z drugiej czynił samotnym i sfrustrowanym. Dopiero w epilogu Sasza budzi się z letargu, odbywa swego rodzaju spowiedź, która staje się dla niego prawdziwym oczyszczeniem. Szczera rozmowa z matką pozwala brakującym fragmentom zdarzeń nabrać właściwego kształtu, a niepokojąca go obecność „złego bliźniaka” otrzymuje wyraźną twarz…. *** Pani Magdalenie udało się stworzyć nieprzeciętną historię o człowieku obarczonym wieloma piętnami. Doskonale zbudowany portret psychologiczny bohatera i lekki język dają poczucie obcowania ze zwykłym człowiekiem, a nie literacką kreacją. Z tego samego powodu mamy wrażenie, że życie Saszy toczy się tuż za rogiem, w naszym sąsiedztwie, na osiedlu albo wśród naszych znajomych. Mimo tego, że Sasza wiele razy przekonał się, jak boli inność, jak postrzegane są osoby, które nie wpisują się w szeroko pojęte ramy, to jednak fabuła niesie dużo pozytywnej energii. Tolerancja i akceptacja młodych ludzi jest tu niezwykle budująca i bardzo dobrze rokuje na przyszłość. Sasza nie doznał odrzucenia ze strony przyjaciół, wprost przeciwnie, to on był wyjątkowym ignorantem, widzącym tylko koniuszek własnego nosa i własne potrzeby. Zanurzył się w świat, w którym łatwo zapominał o ludziach, którzy razem z nim tę rzeczywistość tworzyli. Nałożył na swe ramiona zbędny krzyż, celebrując swe cierpienie, a w końcu tak się w nim zatracił, że zapomniał, jak być dobrym człowiekiem. Chodzi o to, że dobra wola powinna towarzyszyć społeczeństwu zarówno po jednej, jak i po drugiej stronie „barykady”. A najlepiej, gdyby świat w ogóle takich barykad nie budował. Ale póki co, one są i trzeba wzajemnego zrozumienia. Trzeba porzucić postawy roszczeniowe i po prostu żyć i dać żyć innym… Pani Magdalena zwraca również uwagę na ogromną różnicę w poziomie tolerancji u dorosłych i młodzieży. Przykra prawda jest taka, że największe odrzucenie spotyka Saszę ze strony najbliższych. Przyjaciele ten jego coming out przyjmują bez problemu, dla nich „normalny” związek oznacza nic innego jak to, że ktoś, kogo kochamy, czuje to samo… Dlatego powtórzę za @marcelmoss.autor, że „w naszych czasach wyrazem najwyższej odwagi jest być sobą”. *** Pani Magdalenie udała się jeszcze jedna ważna rzecz: nie używając moralizatorskiego tonu i pozwalając czytelnikowi na własną ocenę bohatera, pokazała, że życie ma różne odcienie, nie jest ani czarne, ani białe, czasem bywa szare, ale to od nas zależy czy nadamy mu właściwego kolorytu… A szacując bilans złych i dobrych doświadczeń Saszy, weryfikując ich wpływ na jego zachowanie, powierzyła czytelnikowi głęboką refleksję: że nawet najgorsza prawda lepsza jest od niewiedzy, bo przynosi ulgę, działa jak katharsis, zdejmuje ogromny ciężar i pozwala stawić życiu czoła już bez zbędnego balastu… *** Zachęcam do lektury tej wyjątkowej książki, stanowiącej kompendium przemyśleń o jestestwie człowieka.