drukowana A5
19.18
Myśli Wirujące

Bezpłatny fragment - Myśli Wirujące

Tom IV Pamięć


Objętość:
81 str.
Blok tekstowy:
papier offsetowy 90 g/m2
Format:
145 × 205 mm
Okładka:
miękka
Rodzaj oprawy:
blok klejony
ISBN:
978-83-8104-495-0

Odkrywam przed Tobą świat słowem malowany.

Zapraszam

Życie

Przemijanie dni przemijanie po prostu

Każdy dzień ani chwila nie są jednakie

Trzeba do portu dopłynąć

Pogodzić się że życie jest takie właśnie


Tęsknimy za tym czego nie mamy

A jak już jest to powszednieje

Może z tchórzostwa wciąż uciekamy

I znów zdziwienie że się źle dzieje.

Zguba

rozsypały się moje słowa

po kartkach białych i niesfornych

nie wiem czy pozbierać je zdołam


poeta co dzień otwiera serce

przed Tobą i światem

a czasem w poniewierce gubi

to co dla niego drogie


tęsknota za wczoraj

jeśli nie jest dobrze dzisiaj…

popatrz na świat i oddaj

to co masz najlepszego w myślach

Pogodzenie

pogodzić się z przemijaniem

chociaż ci z tym nie do twarzy

nie spotkasz się z tym samym

dniem możesz sobie jednak wymarzyć

to co spełnić się może


jesień życia to jak jesień aury

zakwita złotem i kasztanem

włosami białymi blaskami natury

i wszystkim tym co zdołasz dniem

lub nocą podziwiać i przeżyć


to nie jest takie złe patrzeć inaczej

na to wszystko co kiedyś było trudne

a teraz widzisz po swojemu i łatwiej

z uśmiechem i niedowierzaniem

że już nic nie musisz…

masz wolne

Dziś za…

Dziś za wszystko trzeba płacić

Za złe gadanie za złe pisanie

Za inny sposób myślenia

Wszystko do zapłacenia


A ja wolę blask poranny

Wiatr co zrzuca resztki liści

Jeszcze słońca te ostatki

I zgubione moje myśli


Na czekanie tego zimna

Które może lada podejść

Wspomnień kilka co się przyśnią

Na dnie serca małą boleść


Za tym wszystkim co już było

Wrócić więcej już nie może

Lubię spokój ciszę wokół

I ze wszystkim święty spokój

To moje

Kocham tych moich ścian kilka.

Kocham samotność i wiatr w kominie,

Bo życie to tylko chwilka.

Szczęście jest a później i tak minie.


Cienie też kocham gdy zmrok nadchodzi,

Dumanie przy świecach…

Myśl, kiedy w głowie błądzi,

I kiedy łamie po plecach.


Smutek przychodzi czasem znienacka,

Kiedy w jesieni słońce mniej świeci.

Gdy w lustrze odbija się każda zmarszczka,

A czas do przodu zbyt szybko leci.

Chwila

Jest taka chwila że ci wszystko jedno

czy jutro będzie dzień czy noc

czy słońce świeci czy gwiazdy zbledną

czy świt będzie miał jeszcze jakąś moc


chodzisz z kąta w kąt i wypatrujesz

sam nie wiesz czego… za czym tęsknisz

tak naprawdę to wiesz


ale boisz się przyznać przed sobą

kiedy zbliża się jesień masz obraz

tego co dawno minęło i już nie wróci


widzisz wszystko inaczej ale ten cień

jak ekran wraca i jak kotwica wierci

bliznę która nigdy się nie zaleczy

Wzgórza Krynicy

Zielone szczyty gór Krynicy

z jesienną nuta żółci

jeśli tu byłeś na pewno wrócisz


szum płynących potoków

skrywanych w gęstwinie wąwozów

inne jesienią inne zimą podczas mrozów


tu czas płynie leniwie

krajobraz rajem dla malarzy

a ty to wszystko zapamiętaj

i nawet złej pogodzie wybaczysz

Jeszcze lato

Upałem żegna nas lato zgłodniałe

wody i jesiennych chłodów

lekko zrudziałe liście

skrywają dorodne owoce


jeszcze lato jeszcze lato

powtarza lekki wiatr na tarasie

targając dzikim winem a na to

wróble ćwierkają jak w transie


ja w tym wszystkim szukam człowieka

w tym pięknie i w pogodzie

bo życie zbyt szybko ucieka

nie pozwól i daj się zawładnąć przyrodzie.

Słowo

słowem możesz wszystko

zranić i pochwalić

zabić i nieść uśmiech

możesz być daleko lub blisko


świat słowem malowany

jak najpiękniejszy obraz

zostaje w wyobraźni

nie wyblaknie i nie będzie zapomniany

Jesień życia

a u mnie jesień w parze chodzi

moja życiowa i ta od aury

kiedy barwami astrów zwodzi

i daje z wrzosów swoje polany


z akordem burzy przebłyskiem słońca

pierwszymi mgłami co ścielą łąki

takie widoki nie mają końca

żeby nas w to przemijanie włączyć


w parkach dywany żółtobrązowe

już wytrzepane wiatrem jesiennym

a my „jesienni” miejmy w głowie

choć trochę wiosny w uśmiechu codziennym

Ostatki lata

jeszcze mi zieleń oko zachwyca

z maleńką żółcią co skrywa się w sadzie

o popatrz już astry na drodze widać

a ranek srebrną mgłę na nie kładzie


w południe nitki zagoszczą w kwiatach

to babie lato daje swój znak

i znowu będzie jak w innych latach

opowiem ci wszystko tylko w snach


wiatr zacznie swoje balety na łąkach

w parkach liście nam pozamiata

myśli z tęsknoty się będą błąkać

czekać znowu do następnego lata

Rozmowa z sobą

to co los ci dał ucieka

nie zatrzymasz czasu i chwil

wszystko przez palce przecieka

przecież byłeś… a może to się śni


codzienność jak zdarta płyta

kręci się w jedną stronę

jednak za szybko przemija

biegnę… jednak nie dogonię


z maleńkich nasion wyrasta

coś czego nazwać nie umiesz

to pewnie uczuć kastrat

i chyba sam tego nie rozumiesz

Po co

po co mój wietrze rozbierasz drzewa

z tych kolorowych sukienek

do twarzy im w żółci i czerwieni

nie wiej nam zimnem po plecach


jeszcze nam słońca potrzeba w dzień

jeszcze widoków co cieszą oko

ptaki zrobiły na łące sejm

i widać ich odlot wysoko


nie cieszy zimno wczesnego poranka

chociaż ci wróbel za oknem ćwierka

nie oddam lata nie oddam lata

mówisz… i smętnie w kalendarz zerkasz

Odgłosy nocy

Wieczór zakłada ciemne suknie

zasłania niebo granatem nocy

uciszył ptaki ciepłem jeszcze

ostatnim o wrześniowej mocy


a gdzieś daleko za miasta krańcem

na obwodnicach szybkich dróg

inne odgłosy nocy z pędem

tego co zbliży się kiedyś pod próg


ostatnia gwiazda spada za drzewa

usypia księżyc na nieboskłonie

a mnie już więcej nic nie trzeba

mam w myślach Twoje silne dłonie

Otworzyłam

otworzyłam stare listy Twoje

te z jesieni z liściem w środku

zasuszonym z barwą brązu

otworzyłam myśli swoje


tyle barw karminu z dawnych lat

tyle czerwieni w tych słowach

dawno to było ale został ślad

i tego nic nie zmieni

Wspomnienia

kiedy październik wchodzi w kalendarz

to nieuchronnie przyjdą wspomnienia

na pewno odwiedzę także cmentarz

zapalę znicz ocalę od zapomnienia


to takie dziwne jak szybko czas ucieka

jakby to było przecież wczoraj

te dwie jesienie niby z daleka

a jednak siedzą głęboko w Tobie


inny jest teraz dzień o poranku

inne są kwiaty inny czas

nie zniknie jednak pamięć

gdy wraca ten czas

W płomieniu

w płomieniu świecy gaśnie

to co w sercu jest na dnie

i kładzie się cieniem nadziei

tym czym może się stać


ulotność zdarzeń zostawia to

czego złapać w locie nie można

omijasz wszelkie zło

bo nie chcesz tego spotkać


ale tam gdzieś w szczelinie małej

skrywasz prawdę tylko dla siebie

wiesz że wszystko co oddałeś

nigdy do ciebie nie wróci

Tryby

Czy tak naprawdę mój losie

Pleciesz swoje nitki takie marne

Dajesz prztyka raz po raz po nosie

Czasem śnisz wątki koszmarne


Szybko ucieka każda minuta

Już się nie spotkasz z wczorajszym dniem

Czasem go jeszcze szukasz

Ale zapomnieć nie bardzo chcesz


Do drzwi już puka tylko samotność

Okrasę daje słońce przez szyby

Myślisz jak tylko zachować godność

I nie dać się wkręcić w te złudne tryby

Jesienna niedziela

taki zwyczajny jesienny dzień

tyle tylko że niedziela

pochmurne niebo zabiera cień

samotność od ludzi oddziela


za oknem jeszcze jesienny pejzaż

kolorem wabi przyjaźnie

idziesz w przyrodę i zaglądasz

w znajome swoje miejsca


szczęściu sprzyja park przeogromny

z wszystkimi swoimi cudami

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.