E-book
8.82
drukowana A5
25.75
Myśli w słowa ubieram

Bezpłatny fragment - Myśli w słowa ubieram

Objętość:
85 str.
ISBN:
978-83-8273-951-0
E-book
za 8.82
drukowana A5
za 25.75

Kot i mysz


Siedział kot przy murze

na mysz oczekując

W okrągły otworek

ciągle się wpatrując


Zacierał swe łapki

myśląc o kolacji

Ma na oczach klapki

już z tej desperacji


Pół dnia prawie minęło

a tu ani słychu

Gdzie tą myszkę wzięło

nie ma jej na strychu?


Przymknął kotek oko

jedno ze zmęczenia

Zdrętwiał ogon- tyłek

boli od siedzenia


Mysz po drugiej stronie

z za dziury zagląda

Jak się pozbyć kota

by się tu nie plątał


Przecież soli na ogon

jemu nie nasypię

On na moje życie

tu oczami łypie


Wystawiła przed dziurę

bielusieńką flagę

drugiej łapie trzymając

dosyć dużą lagę


Kot dostaje po łbie

gwiazdozbiór zobaczył

W takim stanie myszką

nie będzie się raczył


Balonik


Baloników jest wiele

jak się zastanowić

Dmuchane na wesele

aby salę zdobić


W radiowozie razem

z panem policjantem

Gdy jedziesz pod gazem

swoim nowym autem


W wesołym miasteczku

strzelasz z wiatrówki

Nie trafiasz w balonik

i tracisz złotówki


Latasz też balonem

napełnionym gazem

Z koszem podwieszonym

i zbędnym balastem


Są jeszcze baloniki

których nikt nie dmucha

Zakładasz na siebie

i udajesz zucha


Gorzej kiedy pęknie

lub zsunie się z główki

Wtedy pot na czole

i brak okresówki


Kto mieczem wojuje

ten od miecza ginie

Balonik poniekąd

z tego również słynie


Wolna sobota


Cały tydzień na obrotach

myślisz o sobocie

Że odpoczniesz w czterech kontach

wśród żony i pociech


A tu koło piątku

chodzą zapisują

Mówią o rozsądku

lub zwyczajnie szczują


Chcą byś swój dzień wolny

zamienił na pracę

A zapłacą tobie

jak księdzu na tacę


Trują o potrzebie

byś zakład swój wspierał

Liczą tu na ciebie

choćbyś dziś umierał


Nie ważne tłumaczenia

że nie dajesz rady

Jak nie — do widzenia

takie są zasady


Jak się ktoś wyłamie

tworzy czarną listę

Podwyżka go minie

to jest oczywiste


Chorobowe przyniesiesz

premia już nie twoja

Ciesz się że pracujesz

usłyszysz od gnoja!


Ludzi jak na lekarstwo

ale norma w górę

To zwyczajne chamstwo

choć trochę kultury


Kobieta lekkich obyczajów


Stoi przy drodze tuż przy wylocie

gdzie ruch ogromny bywa

Futro na plecach jak młode kocię

klientów chce pozyskiwać


Macha torebką w prawo i lewo

blond włosy przeczesze palcami

Nie jeden przez nią zaliczył drzewo

bo się zachwycił nogami


Jak młoda zgrabna to powodzenie

ma raczej przez dzień cały

Nikt tu nie kłóci się z nią o cenę

bo jest na co zawiesić gały


Różni zdarzają się klienci

pachnący i zaniedbani

Rolnicy jak też producenci

seks nie zna żadnych granic


Gumki walają się po krzakach

jednorazowe chusteczki

Alfons opodal stoi na czatach

pilnuje swej dzieweczki


Ciężka to praca niedoceniana

na dworze lato czy zima

W kusej spódniczce zasmarkana

ogrzać się nawet gdzie nie ma


Robi na czarno więc co odłoży

na starość będzie miała

Bo też chce pewnie starości dożyć

wiecznie nie będzie dawała


Puzzle


Puzzle to nasze życie

wielka układanka

Chowane przed kimś skrycie

jak jakaś zagadka


Jedni chcą życie proste

z kilku elementów

Bez zbytnich drobnostek

i wielkich zakrętów


Inni zaś komplikują

chcą ułożyć dużo

Nawet gdy nie pasują

na siłę wciskane nie służą


Nie można zbyt nerwowo

podchodzić do tematu

Zniszczysz je daję słowo

już nie uzyskasz rabatu


W spokoju i z uczuciem

więcej zdołasz ułożyć

Pomyśl więc o pokucie

chcesz coś na później odłożyć?


Puzzle da się poskładać

chyba że brak elementów

Ale jak to zbadać

cofnąć się do fundamentów?


Takie patrzenie wstecz

to jak życie przeszłością

Nic z tego nie będziesz mieć

zajmij się teraźniejszością!


Droga do Nieba


Mowa jest tutaj o książeczce

co na komunię każdy dostał

Nosiło się ją chcąc czy nie chcąc

kiedyś to była sprawa prosta


Jak dziecko w domu zapomniało

ksiądz wziął za ucho i wygonił

By drugi raz zapamiętało

wbijał do głowy bo to lubił


Co miesiąc spowiedź i komunia

grzechy na pamięć wyklepane

Farosza nie zrobiłeś w durnia

bo miał we wszystkim rozeznanie


Stary ksiądz na emeryturze

przyszedł zaś nowy na plebanię

Czy tu zagrzeje miejsce dłużej?

Ludzi jest mało żyje się marnie


Książeczek na mszę nikt nie nosi

Śpiewy z pamięci lub w ogóle

Na tacy brzęczy marny grosik

każdy w kieszeni trzyma komórkę


Książeczki kurzem pozarastały

nie odwiedzane przez lata całe

Do nieba prowadzić nas miały

a darmo leżą — koniec świata!


Degustator


Prawdziwy degustator bierze

do ust- potem wypluje

A ja wręcz przeciwnie łykam

bo trunek słono kosztuje


Szkoda by bukiet wina

marnował się w rynsztoku

Dopiero gdy pusta butelka

to daję jej spokój


Na salonach nie bywam

nie wiem czym raczy się władza

Jakie trunki spożywa

bo tego nam nie zdradza


Ja jestem z ludu więc piję

to co przeciętny Kowalski

Nawet gdy ceny w górę

nie robią mi żadnej łaski


Ale wszystko z umiarem

przecież w końcu pracuję

Jak cały lud pracujący

na fajrant się odstresuję


Czasami dla odmiany

kupię coś z górnej póki

Lecz po tym nie jestem pijany

bo to wymaga kulturki


A tak na marginesie

degustacja jest dobra

O winach co nieco wie się

praktyka poparta teorią


Geny


Nad wózkiem niemowlaka

nachylone głowy

Obserwują wciąż biedaka

z sąsiedztwa matrony


Każda z nich się zastanawia

co z niego wyrośnie

Czy rodzicom kłopot sprawia

lub bywa z nim znośnie


Po kim odziedziczył geny

po ojcu czy matce?

Jakie buzią robi miny

lub wyczynia harce


A może się wdał w dziadziusia

będzie pił i palił

Już do majtek przecież siusia

a co będzie dalej


Chyba że to cała babcia

z moherem na głowie

Po mieszkaniu wiecznie w kapciach

przesadza ze zdrowiem


Lub też wdał się w listonosza

bo często tu bywał

W końcu biedak dostał kosza

lecz coś poużywał


Zobaczymy jak podrośnie

teraz darmo gdybać

Ważne żeby było zdrowe

nie ma co wydziwiać


Szafa


Jednego dnia zauważyłaś

że twoja szafa się nie domyka

Przez zimę troszeczkę przytyła

tak mają szafy- kwestia ryzyka


Trzeba coś zrobić z tym tematem

przejrzeć ubrania coś odłożyć

Może odsprzedać z dużym rabatem

na nowe ciuchy kasę pomnożyć


Więc wywaliłaś na podłogę

wszystko ze środka jak leciało

Są spodnie w które nie włożysz nogę

myślisz o rany- co się stało?


Niby biegałaś po pracy w parku

nieregularnie- ale co z tego

Może się zbiegły przez twoją pralkę

woda za twarda czy coś z takiego


Trudno nie szukaj teraz winnych

za małe rzeczy? Pakuj do worka

Czas był dla ciebie nieprzychylny

nie rób scen jak jakaś aktorka


Już luźniej w szafie drzwi domknięte

czeka cię szoping z koleżankami

Weź debet w banku na zachętę

nie mieszkasz przecież już z rodzicami


Transplantacja


Kiedyś to było w sferze marzeń

by móc przeszczepić ludziom narządy

Człowiek nie zdążył się postarzeć

serce wysiadło i masz dzień sądny


Nerki wątroba przestały działać

czekasz więc tylko na panią z kosą

Rodzina zacznie się przyzwyczajać

Że wnet odejdziesz lub cię wyniosą


Na szczęście czas nie stoi w miejscu

nauka szybko się rozwija

Wystarczy że się znajdzie dawca

by dłużej żyć już jest nadzieja


Jednak nie każdy na to się godzi

dla ludzi to bezczeszczenie zwłok

Ta nieświadomość bardzo szkodzi

w ten sposób stawiamy w tył krok


To że ktoś zginął w skutek wypadku

daje nadzieję dla chorego

Może dać życie komuś w dodatku

Żyć w jego ciele z sercem zmarłego


Samochód także ludzie złomują

a części z niego jeżdżą po drogach

Niech się narządy nie marnują

w tej kwestii pytał ktoś już Boga?


Kanibalizm

Myślałem sobie że tylko dzicy

są zdolni do takiego czynu

Upiec na ogniu kawał dziewicy

i nie przyznawać się do winy

My ludzie cywilizowani

krwi na swych rękach mieć nie chcemy

W owocach morza zasmakowani

produkty lekkostrawne jemy

Lecz nic mylnego moi drodzy

bo w skrajnej życia sytuacji

Gdy jeden z drugim na śmierć się głodzi

może dojść nagle do amputacji

Silniejszy przetrwa jedząc słabszego

w przyrodzie co dzień ma to miejsce

Era kamienia łupanego?

Dawniej przypadki były to częste

Mamuta zabić — trudna sztuka

by przeżyć zjadło się sąsiada

Jaka wypływa z tego nauka?

Starego mięsa się nie jada!

Mgła II


Jak rozlane mleko

pośród pełnej głuszy

Nawet zwykłe echo

ma problem się ruszyć


Strach dać krok do przodu

coś umysł blokuje

Jadąc samochodem

dyskomfort się czuje


Nos przy samej szybie

czujność wyostrzona

Licho na nas dybie

śmierci pcha w ramiona


Ciarki przejdą po plecach

jak stado pająków

Zwykła mgła a heca

aż ściska w żołądku


Nie ma wiatru nawet

komar nie zabrzęczy

Mgła ma kilka zalet

wszystkich w koło dręczy


Człowiek mimo wzroku

brnie jak ociemniały

Na przód krok po kroku

na wierzch wyszły gały


Dopiero gdy opadnie

cały świat ożywa

Skąd się bierze — ktoś zgadnie?

No i gdzie przebywa


Wiek niewinności


Tak błogo w łonie matki

że aż żal wychodzić

Jedzenia pod dostatkiem

nie musisz nic robić


Ciepło i przytulnie

jak w stanie nieważkości

Nagle światło przez dziurę

i ciągną za kości


Do tej pory cisza

nagle wrzeszczysz z zimna

Pani akuszerka

szorstka nieprzyjemna


Owineli w becik

przytulili cyca

Jak ciągniesz to leci

to cię nie zachwyca


Pieluszysko w nogach

moczysz je co chwila

Z płaczu zasmarkany

matka otrze gila


Komu przeszkadzało

Że leżałeś w brzuchu

Wrażeń masz za mało

mój biedny maluchu?


Nic już nie zmienimy

jesteś na tym świecie

Tak oczekiwany

berbecik!


Gra na flecie


Przymierzała się do fletu

obiema rączkami

Ciężko przytkać dziurki

przyznacie to sami


Nie tak dmuchniesz nie tak przytkasz

i dźwięk sfałszowany

Z porad innych też korzystasz

kto w tym obeznany


Nie wiem który jest trudniejszy

wzdłużny czy poprzeczny?

Każdy zły na dzień dzisiejszy

komentarz zbyteczny


Może jakiś autorytet

w kwestii tej coś powie

Na cymbałki zmień ten flet

zaoszczędzisz zdrowie


Wiem że trzeba sporo czasu

by efekty były

Nie unikniesz też hałasu

choć nerwy puściły


W końcu słychać już melodię

wytrwałość popłaca

Ciężka bywa — myślisz sobie

dyrygenta praca


Igła


Już nie tańczy igła z nitką

ma dziś lenia powiem brzydko

Owszem szyła długi czas

ale powiedziała pass


No bo ile można szyć

w tej maszynie wiecznie gnić

Spodnie bluzki lub spódnice

wyjdą sobie na ulicę


Zwiedzą świata kontynenty

w pralce kąpiel dla zachęty

Noszone przez długie lata

aż się podrą — zrobi szmata


A igiełka: w te — z powrotem

w końcu pękła przez głupotę

Bo do pracy przyszła szwaczka

co szyła zamek w kozaczkach


A to skóra już nie dla niej

ona cienka w kiepskim stanie

Posłużyła by ciut dłużej

bo to w igły jest naturze


Tak skończyła igła nasza

nikt ją nawet nie przepraszał

Po co — przecież nowych tyle

miała w końcu swoją chwilę …


Matematyka


Nigdy jej zbytnio nie lubiłem

bo umysł ścisły nie mą domeną

Nie raz się w obliczeniach gubiłem

potem płaciłem ogromną cenę


Ale się w życiu bardzo przydaje

bo obliczenia na każdym kroku

Wiesz ile reszty ci wydaje

sprzedawca płacąc w kiosku ruchu


Inżynier kreśląc dany projekt

też tu na liczbach się opiera

By się budowla nie zawaliła

to by dopiero była afera!


Most co przez rzekę auta jadą

też odpowiedni nacisk wytrzyma

Matematyka na wszystko radą

bez niej zbudować nic się nie da


Więc kiedy dziecko ci odburknie

że mu to w życiu się nie przyda

Rodzic niech kieszonkowe mu utnie

nie umiesz liczyć — to się nie wyda!


Globalne ocieplenie


Od paru dobrych lat

naukowcy straszą

że kończy się świat

pod domeną naszą


Zbytnia eksploatacja

planecie nie służy

Przyrody degradacja

nie wytrzyma dłużej


Wszędzie hałdy śmieci

nie ma czym oddychać

Chorują nam dzieci

poprawy nie widać


Lodowce topnieją

klimat się ociepla

Huragany wieją

usychają drzewa


Człowiek już powoli

ma się tu za Boga

Straszny w swojej roli

że aż bierze trwoga


Jaka przyszłość nasza

tylko można gdybać

Za późno przepraszać

czas już to powstrzymać!


stypia


Jedna z okazji aby rodzina

mogła się wreszcie spotkać

Każdy zmarłego z żalem wspomina

przy grobie z pięć minut mus odstać


A potem każdy już się spieszy

przy stole miejsce zająć

Porospłaszczali się z odzieży

na boki się rozglądając


Ciepły rosołek ukoi nerwy

łzy na policzku osuszy

Polewa wódkę ktoś bez przerwy

od procentów czerwone uszy


Dobrze tak spotkać się z rodziną

co kurczy się z roku na rok

Stypy z frekwencji nadal słyną

wciąż gwarno choć zapadł już mrok


Jedni po drugich się zbierają

jeszcze ostatnie uściski

Niektórzy kawał drogi mają

zostaje ten co ma blisko


Same pogrzeby w ostatnim czasie

wesel i chrzcin nie widać

Coś społeczeństwo wyludnia nam się

kogo o radę tu pytać?


Wiejskie drogi

Kręte i wąskie do przesady

problem ominąć się bez otarcia

Dziury na które nie ma rady

znikąd pomocy ani wsparcia

Latem pobocza zarośnięte

z których wyskoczy jakiś zwierz

Zimą zawiane nieodgarnięte

nieposypane — choć rób co chcesz


Musisz slalomem jeździć autem

bo zawieszenie w mig wybite

Te nasze drogi guzik warte

chociaż podatki płacisz sowite

Wszędzie widnieją tylko znaki

by ograniczać prędkość naszą

Szybciej się nie da wyprujesz flaki

a jeszcze w krzakach suszarką straszą


Czy coś się zmieni tu na lepsze

wątpię bo przecież to prowincja

Po szosie spacerują wieprze

psy nie widziały dawno hycla


Ja jestem stąd więc obeznane

mam wszystkie dziury w całej gminie

Gorzej z przejezdnym obcym panem

co furą swą dziury nie minie

Pusty dom


Kiedyś tętniło w nim życie

drzwi się nie zamykały

A dzisiaj totalne rozbicie

dachówki pospadały


Płot się chyli ku drodze

dawno farby nie widział

Pleśń i kurz na podłodze

myszy grasują w śmieciach


Łóżko niepościelone

dawno pierze ostygło

Tam gdzie mąż kochał żonę

dzielił się z nią modlitwą


Zdjęcia wiszące na ścianie

pragną nam coś przekazać

W pająki poustrajane

chciałyby upadłość zmazać


Piec w którym ogień tańczył

i chleb był wypiekany

Na popiół tylko patrzy

i okopcone ściany


Dlaczego tu nikt nie mieszka

zabrakło dobrej woli?

Praca była za ciężka

dlaczego samotnie stoi?


A może jakieś fatum

zawisło nad rodziną

Brat nie chciał spłacić brata

kłótniami rody żyją


Tego się nie dowiemy

jedynie chaty szkoda

Miałaby gdzie mieszkać

jakaś rodzina młoda


Strugawka


Strugawka jak chomik

lubiła się napychać

Od obierków nie stroni

do kredek wciąż wzdycha


Struga wszystkie kolory

czeka aż się złamią

Ołówek nie był skory

zadzierać z tą panią


Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 8.82
drukowana A5
za 25.75