E-book
11.03
drukowana A5
25.99
drukowana A5
Kolorowa
48.75
Myśli Niechciane

Bezpłatny fragment - Myśli Niechciane

Wiersze i bajki dla dorosłych


Objętość:
68 str.
ISBN:
978-83-8414-545-6
E-book
za 11.03
drukowana A5
za 25.99
drukowana A5
Kolorowa
za 48.75


Czy można pisać o erotyce? Jak widać — można.

A czy można o niej czytać? Spróbuj.

Autorka

Wiersze

BAŁWAN W SWETRZE

Czegóż to pragnie kobieta

tak na co dzień? Podnieta?

Gdy wyciera kurze z szafki?

Cieszyć się rolą przystawki?

Z podziwem znosić nastroje?

Nie własne. Jakby we dwoje.

Samotnie? Choć razem przecież.

Ech, życie! Tylko się nie ciesz

z mirażu. Myśli się wiją,

a oczy jej blaskiem biją,

gdy otwiera drzwi radosna.

Może dziś? Czy dziś jest wiosna?

Dalej! Niech hamulce puszczą!

Ejże! Niech klapki się złuszczą!

Niech od dziś się wszystko zmienia,

niechaj dziś wrócą marzenia!

Nie będzie więcej już znosić,

nie będzie już o nic prosić!

Rzucać się w łóżku nocami

mokra. Chciwymi biodrami

zgarniać zgęstniałe powietrze.

Jak na wiosnę bałwan w swetrze,

gdy przecieka czas przez ręce.

Ona marzy o sukience,

dłoniach gotowych na całość,

o ustach, bo się nie dało

ich skusić. Marzy nieładnie.

Czy tego kobieta pragnie?


Czego pragnie dziewczyna?

Lampki czerwonego wina,

przygody niespodziewanej,

skradania się tuż przed ranem,

wolności, która nie boli,

ciszy, gdy nikt nie biadoli.

Chciałaby być już kobietą.

Spokojnie. Zdążysz z tą dietą.

CIARKI

Czujesz, jak się wzbiera?

Czujesz to gorąco?

Nie mów do mnie teraz,

bo się myśli mącą.

Daj pomarzyć chwilę,

myślą nie podrapię.

Po co gadać tyle?

Stop, bo oddech łapię.


Twój dotyk, jak ostrze,

kładzie się oddechem

na pierś lub jej siostrze,

z obłędnym uśmiechem.

Nie bój się tego,

co się nie zdarzyło.

W marzeniach nic złego.

Chcesz, by więcej było?


Więc zamknij oczy,

poczuj niespełnione,

a w ciebie się stoczy

to, co utajone.

Rano, gdy podniesiesz

z ciała swego ducha,

duch już ciarki niesie.

On już nie chce słuchać.

FRASZKA NA STEFANA

Gdy moje piersi szaleją

Stefan rusz się

Ty gapo

Nie żeby zaraz łapą

Z wyczuciem

Pomału

Nie chciałbyś spłoszyć motyla

Który usiadł na kwiatku

I skrzydła swoje rozchyla


Gdy moje piersi szaleją

Stefan rusz się

Ty ciołku

Nawet na tym stołku

Zrób to

Po prostu zrób to

Jakbyśmy jeszcze nie robili

W szaleństwie

Takiej chwili


Gdy moje piersi szaleją

Stefan rusz się

Ty zbóju

I nie myśl o swym kroku

Daj spokój

Odważnie

Otwórz się na nowe

Niemoralne wizje

Choć nieco niezdrowe


Gdy moje piersi szaleją

Stefan rusz się

Fujaro

Czy to dla ciebie karą

Czy pracą

No dalej

Już oddech ledwo łapię

Trudno

Nawet gdy cię podrapię


Gdy moje piersi szaleją

Stefan rusz się

Żonkilu

Facetów wkoło tylu

Czarownie

No ściągaj spodnie

I nie martw się o dzieci

Spokojnie

Nasz bocian bokiem leci


Gdy moje piersi szaleją

Stefan rusz się

Ty leniu

Igraszki nasze

W cieniu

A chęć się znów wyrywa

Cierpliwość już stuka

Bo potem

Czegoś może poszukam

GDY PATRZĘ

Patrzę na ciebie w pościeli —

zasnęłaś wyciszona.

Czy ranek nas rozdzieli

i ta chwila skona?


Wczoraj, gdy razem z kawą

podałaś mi dużo radości,

stanąłem żwawo.

Pełen dziwnej młodości.


Zatopić się w twoich ustach.

Posiąść myśli twoje.

I widzieć, niczym w lustrach,

w twych oczach nas dwoje.


Patrzę i dech mi zapiera,

miarowo twa pierś się unosi.

Znów ciebie wzrok mój rozbiera,

o chwilę obłędu prosi.


Przesuwam drżącą ręką

po obłych częściach ciała.

Naturo, chcę krzyczeć z udręką,

że takie ciało jej dałaś.


Ściągam kołdrę powoli,

już głaszczę je moja ręka.

I słyszę: głowa mnie boli.

A mi serce pęka.

GRZECHEM PISANE

Grzechem jest brać za dużo,

chociaż to bardzo względne,

bo kiedy w zębach z różą

przed tobą z rana klęknę

i powiem o miłości,

o naszych przyszłych czasach,

dasz mi wszystko z radości.

Już rozkosz po nas hasa.


Miodem ciała płynące.

Grzechem nie brać, gdy dają.

A w nich żądze gorące

w lubieżne pląsy grają.

I chwała tym swawolom —

bez nich nie będzie jutra.

Niektórzy dumać wolą —

to taka czynność smutna.


Zdrożność jest nieodzowna.

Grzechem nie myśleć o niej.

Jest piękna i szykowna

i w trudach czasem broni.

Czy pisać o tym można?

Ruszać temat skrywany?

Można, ale z ostrożna,

bo takie czasy mamy.

JAK MOTYLE

Czasem takie chwile

Zwiewne jak motyle

Zaskakują nieraz

Taka przyszła teraz

Patrzysz na mnie właśnie

Niech mnie piorun trzaśnie

Ciało jak anioła

Chyba już nie zdołam

Zbliżę się na chwilę

Pozwól że się schylę

Leżysz w miękkiej trawie

Jak śmietanka w kawie

Jak w cieście brzoskwinie

Już się nie wywiniesz

Głowę już przytulam

W gardle rośnie gula

Czuję jak zadrżałaś

Jakbyś tego chciała

Twój oddech mnie wchłania

Mam dość już czekania

Po omacku ruszam

Szukam gdzie jest dusza

Lecz nie mogę znaleźć

A więc szukam dalej

Coś ze mnie się zdarło

Coś do mnie przywarło

Coś mnie opętało

Coś oddech zabrało

Teraz mruczę w środku

Gdy mówisz mi kotku

Drapiesz mnie za uszkiem

Będę twym kopciuszkiem

Czochrasz mnie po włosach

Widzę już niebiosa

I mógłbym już skonać

Ale przyszła żona

KIELICH WINA

Czemu jestem więźniem roli

Jaką pisze mi natura

Czemu nawet przeciw woli

Rodzi kwiaty jak datura


Przecież miłość wznosi skrzydła

Daje moce i motyle

Drżenie łona i powidła

By jak łyżką czerpać chwile


Czy ją można zamurować

By namiętność trwała długo

Zdrowa była i gotowa

Gdy gorącą spływa strugą


Spijać krople czar nektaru

Wyciskane z mocą ciału

Rwie zasłony nie do wiary

Potem wraca choć pomału


Czemu mimo wielkich chęci

Trudno czasem to utrzymać

Zadrą między coś się wkręci

Trzeba nowe znów zaczynać


Chcę wyrywać wszystkie włosy

By zrozumieć moją rolę

W głowie klekot w duszy głosy

Kielich wina chyba wolę

KUSZENIE

Naprawdę to jestem subtelna z natury.

Czujesz to. Dlatego patrzysz na mnie z góry.

Twój wzrok — jakby nienaturalnie zamglony.

Czy to przez mój dekolt trochę rozchylony?

Ups! Moja torebka na ziemię upadła.

Czekasz? Podniosę. Czyżbym twe myśli zgadła?

No popatrz! Nie włożyłam dzisiaj stanika.

Łapię twe spojrzenie. Och, co za panika.

Widzę twój rumieniec i zadowolenie.

W oczach masz błyski i niemoralne cienie.

Co dalej? Wiesz przecież. Gra jest rozpoczęta.

Gładzę sukienkę, jakby była pomięta,

trochę po brzuchu, potem w dół, wzdłuż uda.

To żywa natura, to są moje cuda.

Podążasz nieśmiało tam, gdzie palce drżące

odgarnęły włosy, jakby tak niechcący.

Jeszcze ruch rzęsami. Poczułeś me spojrzenie?

Jesteśmy złączeni i tego nie zmienię.

Nic się nie liczy, jakbyśmy byli w studni.

Słyszę twoje serce. Ależ ono dudni!

Idę krok dalej. Mój język zwilża usta.

I to wystarczy? W twych oczach już rozpusta?

Rozchylam je zalotnie, a westchnień kilka

zmienia twój świat. Wystarczyła tylko chwilka.

Twe oczy jak piłki skaczą po mym ciele.

Spokojnie, oślepniesz, mój męski aniele.

Bo zrobisz mi krzywdę ostrymi myślami.

Rozejrzyj się wkoło, nie jesteśmy sami.

Zamknij oczy, zrób przerwę, nie zniknę może.

Daj szansę wyobraźni, choć o tej porze.

Czy taka historia przytrafia się komuś?

Wystarczy, chłopcze, spadaj, idę do domu.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 11.03
drukowana A5
za 25.99
drukowana A5
Kolorowa
za 48.75