E-book
14.7
drukowana A5
38.51
Myśli i Słowa

Bezpłatny fragment - Myśli i Słowa

Objętość:
133 str.
ISBN:
978-83-8324-615-4
E-book
za 14.7
drukowana A5
za 38.51

Bo lubię, czuję i chcę

Nic mnie nigdy nie powstrzyma od pisania…

Nigdy pisać nie przestanę…

To jest moja wielka pasja…

Można by rzec powołanie...


Zawsze będę literki składać…

Ubierać swe myśli w słowa

Wiersze z nich układać

Bez przerwy… ciągle od nowa


Tak wiele myśli mam głowie

Wiele różnych tematów

Najlepiej wyrazić je tym sposobem

Bez większych dylematów


Otaczają mnie różne rzeczy

Dobrze widzą je oczy

Uczą mnie jak patrzeć sercem

Jak w każdą małą rzecz uczucie wtłoczyć


Kocham pisać …

To we mnie śpiewa…

To we mnie gra…

W mych wierszach zawarte jest życie i cała ja


Zabronić mi pisania

To jak zatkać kneblem usta

Nie pozwolić mi oddychać kiedy czuję duszność


Nie każdy wiersze lubi dobrze o tym wiem …

Tak czy siak …

Jedno jest pewne

Pisać zawsze będę

Bo lubię…

Bo czuję…

Bo chcę…

Żyję jak chcę

Tak żyję jak mogę…

Jak lubię…

Jak chcę…

Nie ucz więc niczego mnie


Za dużo mam lat

By mówiono mi jak żyć

Co mam jeść… a co pić

Kiedy się uśmiechać… kiedy nie

Teraz żyję tak jak chcę


Już nie muszę nic

Więc proszę nie mów mi

Że muszę tak czy siak

Dla mnie minął ten czas


Jestem taka jaką chcę być

Nie robię nic na pokaz…

bo tak wypada…

Jestem taka jaka jestem

Nie lubię nikogo udawać


Nie będę inna na pokaz

Nie chcesz ...nie musisz mnie lubić… nie musisz mnie kochać


Fałszywe uśmiechy nie u mnie

Nie robię tego z przymusem

Nie uśmiecham się fałszywie bo tak po prostu tak nie umiem


Za dużo przejść już za mną

Aby być nieporadną

Za dużo zdarzeń …

Nie mów mi co mam robić

Teraz dotknąć chcę marzeń


Żyję więc jak umiem

Najpiękniej jak potrafię

Cieszę się każdą chwilą

Każdą chwilę w dłonie łapię


Biegnę z wiatrem…

Z ptakami śpiewam…

Słucham o czym szumią drzewa…

Tańczę w deszczu bo tak lubię

W nosie mam co mówią ludzie


Żyję sobie pomalutku

Tak by zawsze mi się chciało

By wciąż szczęścia przybywało

Radośnie się uśmiecham staram się nie narzekać


Jeśli Ci się nie podoba

moja osoba i nie chcesz być ze mną

Odejdź proszę …

Obojgu nam zrobisz przyjemność

Liść

Pląsa liść po ulicach niczym baletnica w tańcu

Swą delikatnością zachwyca

Unosząc się jak w walcu


Muska lekko sobą trawniki

Jak wielka sala balowa

są ulice i chodniki


Unosi się wraz z wiatrem

Tańcząc do jego muzyki

Do innych liści szelestu

Moknących na drzewach w deszczu


Wyżej i wyżej jak dźwięki skrzypiec

Leci liść w swym tańcu by na ziemię nie upaść

Jak panna jesienna która sukien zmienia kolory

Liść jest raz żółty, raz czerwony


Ucieka przed deszczem

Próbuje gdzieś się schować

Jest zbyt słaby…

Nie ma tyle siły aby go pokonać


Mokry jest już cały

Lecz porusza się z wdziękiem

Błyszczą na nim krople deszczu

Wygląda przepięknie


Tańczył długo jak szalony

Teraz leży już zmęczony pod

bezlistnym drzewem klonu


Już nie wstanie…

Skończył się jego taniec

Do mokrej trawy się przytulił

Teraz tam spokojnie

zaśnie… już na zawsze

Przy kuchennym stole

Siedzę przy kuchennym stole

Swą ciężką głowę dłońmi podpieram

Ból ciągle przybiera na sile

Złość we mnie wzbiera…


Od wczoraj nie ustaje

Siedzieć jest źle…

Leżeć też się nie daje

Spoglądam za okno

Smutno tam i szaro

Chociaż nieco śniegiem w nocy posypało


Ciepła herbata me dłonie ogrzewa

W radio ktoś smętnie śpiewa

Oczy bez wyrazu…

Usta bez uśmiechu…

W sercu smutek gości

Dłonie mocno zaciśnięte jakby w złości


Łyk herbaty gardło pieści które dzisiaj mocno ściska

Nagle z oka łza opadła i na stole się rozprysła


Zimno w koło…

Męczą dreszcze…

Smutek przybiera na sile

Ponurych myśli w głowie tyle…


Zwykle smutek w mym sercu śpi

Lecz kiedy się czasem budzi

Na próżno wtedy się trudzić

by powstrzymać płynące łzy


Smutek jest silniejszy …

Mój cały świat sobą obejmuje

Już nawet herbata mi nie smakuje


Zaśnij smutku…

Nie męcz duszy…

Wróć gdzieś w serca zakamarki

Odejdź bólu już mnie nie męcz

Już chyba wystarczy!?


Pozwól cieszyć się i wzruszać

Światem pięknym w szczęście bogatym

Pozwól ujrzeć promień słońca

W szarości dnia codziennego

Daj odrobinę radości i

uśmiechu promiennego

Zapatrzenie

Zapatrzenie…

Zamyślenie…

Szybsze serca bicie i wzruszenie…

Do pustych ścian dziś płaczę

To żaden wstyd…

Nikogo przy mnie nie ma

Nie przytula mnie nikt


Czekanie na nieoczekiwane

Rąk przed siebie wyciąganie… po coś!?

Nie wiem po co …taki los

Czekam może przyjdzie ktoś


Usłyszę do drzwi pukanie

Skończy się wyczekiwanie

Zbyt słaba by wyruszyć gdzieś sama

Zbyt nieśmiała na nowe doznania


Chciałabym móc otworzyć drzwi

Ot tak po prostu z domu wyjść

Bez strachu, obaw i lęków

Tak normalnie o poranku nie po ciemku


Żałuję wszystkich straconych chwil

Uciekających jak woda przez palce

Być może przegrywam dziś

Lecz jutro wygram w tej walce


Pozbieram wszystkie wylane łzy

Śladu po nich nie będzie

Będę wtedy się uśmiechać

Zawsze i wszędzie…

Optymistycznie patrząc w przyszłość

Kołysanka z morza

Każdej nocy zasypiam

Rano ze snu się budzę

Zamykam oczy …

Nic nie słyszę i nie widzę

Dotykam i czuję


Śnię…


Moczę stopy w chłodnej wodzie

Spokojne jest dziś morze …

Po jego tafli jak po lodzie chodzę


Wiatr mnie po policzku głaszczę

Jak brokatem delikatnie

obsypuje złotym piaskiem


Słychać cichy szept mego serca

Księżyc swe ucho nastawia i w mą stronę zerka

Nie mąci serce ciszy…

Nawet księżyc tego szeptu nie usłyszy


Ślady na wodzie zostawiam

Ślady swego istnienia

Każdy ślad zaznaczam… pierwszą literą imienia


Jestem jak Nimfa morska otoczona ogona cieniem

Wydając dźwięki syrenie

W pustej muszli śpiewam

Śpiew niczym echo się rozlega


Kołysanka z morza płynie…

Otwieram oczy na chwilę …

Potem już zniknę w morskiej głębinie

Każdy milczy

Każdy milczy o cierpieniu

Nikt nie chce o nim słyszeć

Lepiej usiąść gdzieś w cieniu i po prostu milczeć


Nikt nie chce słuchać o bólu o cudzych zmartwieniach

Lepiej jest się odwrócić

Nie męczą wyrzuty sumienia…


Jest tyle ciekawych rzeczy

Które można zobaczyć

Tam stawia miło się stopę…

Po co więc cudzym bólem zaprzątać sobie głowę


Płyną łzy po policzkach…

Czasem wielkie jak wodospady

Nikt nawet chusteczki nie poda

No bo po co?....bez przesady


Takie to przyszły czasy…

Serca twarde jak ze skały

Niczym nie przejęte wielce

Nawet nie chcą myśleć o cudzej udręce


Gdzieś tam...niemal na świata końcu

W samotności…

W bólu …

W cierpieniu…

Żyją sobie ludzie w wielkim zapomnieniu…


Obudź się człowieku…

Obudź swoje serce…

Otwórz szerzej oczy …

Zobacz nieco więcej…


Tam w wielkiej samotności inne od Twojego życie się toczy

Mieszka tam prawda naga i bosa

Spróbuj dostrzec ciut więcej

Niż tylko czubek swego nosa

We śnie

Noc mnie otula…

Bierze w ramiona…

Do snu nuci już kołysankę…

Głaszczę swą dłonią po policzku…

Czeka chwilkę aż oczy zamknę…

Jestem już w śnie pogrążona


Noc do zakamarków snów mnie zabiera

Mocno jestem nią otulona…

Nieznane bramy otwiera

Niby śpię a jakbym nie spała

Choć jestem zmęczona


Tyle dzieje się dookoła

Słyszę jak w liściach drzew ptak pięknie śpiewa

Tuż przy mych stopach płynie ze strumienia woda


A wszędzie barwne motyle

Niczym zwiewne rusałki

Rozsypują zaczarowany pyłek

Na kwitnące barwne kwiatki


Wszędzie jest kolorowo

Słońce świeci nad mą głową

Zewsząd płyną dźwięki muzyki

Chwytam je swych uszu zmysłami

Próbuje coś cicho nucić

Poruszam delikatnie ustami…


Noc mnie dziś zawiodła do krainy z baśni

Bym ujrzała to…

Czego nie zobaczę jeżeli nie zasnę


Jestem taka lekka i nic mnie nie boli…

Stąpam boso po zielonej łące

Sam widok wszystkie rany koi


Nie oglądam się za siebie

By nie zobaczyć nic złego

Prowadź mnie nocy

Nieś mnie w ramionach do snu dobrego


Przytul mnie jedynie ciepłem i sercem z miłości gorącym

Bym w jakąś przepaść nie spadła

Pędząc w dal na koniu rączym


Co to nagle znika pode mną...nie wiedząc czemu

Staje się strasznie..

Wokół jest ciemność …

Uciec chcę i nie mogę

Ciężką mam rękę…

Ciężką mam nogę…

Uciec chcę a w miejscu stoję

Czuję strach i się boję


W oczach mych przerażenie…

Szybkie serca bicie…

Nagłe przebudzenie…

Nie chcę takich snów …

Nie chcę tak się budzić…

Nie prowadź mnie nocy w snu brzydkie zakamarki

Na samą myśl o tym mam na ciele ciarki


Prowadź mnie przez sen cały jak dziecko za rękę

Tylko w te miejsca gdzie jest i będzie pięknie

Gdy przyjdzie już budzić się pora

Do domu mego mnie zaprowadź

Bym dotarła tam bez obaw


Połóż mą głowę na poduszkę

Szepnij jak matka dziecku do uszka

Czas się obudzić …!

Wstawać pora…!

Otwieram oczy ...skończyła się ze snem piękna przygoda

Moje SPA

Moje nadmorskie SPA

Na mokrym piasku …tuż przy morzu...siedzę sobie wygodnie…

Woda me nogi i stopy głaszczę

Wiatr włosy układa

Tylko sobie techniką znaną

Plącze, rozwiewa, zaplata


Ciekawa fryzura się pojawia

Długie palce zatapia we włosach

Dotyka skóry mej głowy …

Muskając ją delikatne …

Cudowny masaż robi…


Na koniec wszystko skrapia kroplami morskiej wody

którą do rąk wiatru ciągle fala przynosi

Mewa wizytę umila

Ni to śpiewem...ni krzykami

Słońce opala jak solarium swymi promieniami


Piach ze stóp peelingiem mocno się uwija…

Dokładnie się nimi zajmuje…

Palców nie omija…


Teraz fala już mnie zabiera

Dalej...na spokojne morze

Gładko ścieli prześcieradła

Na nich się położę


Szumu morza będę słuchać

Dodatkowo masaż brzucha

Fala mnie obejmuje …

Kołysze w swoich objęciach…

Z pewnością me nerwy ukoi

Jakie nerwy?..Już nic nie pamiętam


Wracam do domu odnowiona…

Zupełnie inna..

Radosna i zadowolona…

Więc tak myślę sobie …

Lubię to nadmorskie SPA …

Częściej muszę tutaj chodzić aby upust sobie dać…

Może nieco się odmłodzić

Szybsze serca bicie poczuć…

Trochę w morzu się zamoczyć…

By wykrzyczeć żale swoje…

Bo to SPA jest tylko moje

Kłótnia

Nic nie słyszę tylko krzyk…

Nic z tej mowy nie rozumiem…

Nie odpowiem na zarzuty…

Bo po prostu nie umiem…


Pośród krzyku …

Wrzawy wielkiej …

Tyle różnych jest pretensji

Nasza miłość się zgubiła

Kto wie...może wcale jej nie było


Nic nie słyszę tylko krzyk …

Mowa do mnie nie dociera

Spróbuj mówić do mnie ciszej

Od krzyku w bezdechu zamieram


Albo lepiej nie mów nic

Daj już spokój… pozwól żyć

Nic się w życiu nie naprawi obciążając zarzutami

Zarzutami bez pokrycia

No i krzykiem …


Odejdź już…

Ranisz jak nóż…

Daj w końcu chwilę wytchnienia…

Wynoś się stąd…

Nie mam Ci już nic do powiedzenia

Dotyk słońca

Czuję przyjemnie ciepło na twarzy

To słońce się po niej przechadza …

Otula mnie sobą jak złotym welonem

Wcale mi to nie przeszkadza…


Tylko swój oddech słyszę i spokojne serca bicie

Promienie muskają moje całe ciało…

Wszystko zamknięte jest w ciszę …

Delikatnie dotykają ramion…


Myśli łagodnie płyną …

Jak piękna muzyka

Słońce jak czuły kochanek coraz więcej miejsc dotyka…


Pieści ciepłem plecy i szyję

Niemal całą mnie przenika…

Czuję się jak w sennych marzeniach …

Więc swe oczy zamykam…


Dając słońcu przyzwolenie na jego pieszczoty…

Jest miło…

Chłodny wiatr wieje…

Rozwiewa mi włosy …


Igra sobie ze mną… jak ze swą kochanką

Nie w alkowie lecz na plaży

Jest nasze miłosne gniazdko…


Mewa w oddali się śmieje…

Ciszę na chwilę mąci…

Słońce znowu ręce wyciąga

Masuje mi stopy…


Toniemy oboje jak w wielkiej ekstazie…

Powiem to tylko raz i teraz…

Amorom słońca nigdy się nie opieram…


Kocham go całym sercem swoim

Więc co tylko sobie zechce…

Niech to ze mną robi

Powrót zimy

Znowu zima przyszła do nas

Tak po prostu...nie proszona

Wszystko w biały płaszcz ubrała

Na guziki go zapięła

Tak by mocno przylegał do ziemi

Bardzo zimno jest teraz

Widok za oknem się zmienił…


Wiatr zacina z każdej strony…

Sypie śnieg jak szalony…

Mróz ścisnął tak mocno jak tylko potrafi..

Zima chyba na dłużej zagości

Bardzo mnie to martwi...


Zupełnie tego nie rozumiem…!?

Na wiosnę już czekam…

Na słońce…

Na ciepła odrobinę…

Na śpiew ptaków na drzewach…

A tu znowu mam zimę..!Więc ptak żaden nie śpiewa


Wracaj zimo tam skąd przyszłaś

Ciebie mi tutaj nie potrzeba

Daj zakwitnąć zielonym liściem …

Na ogołoconych drzewach

Wraz z tańcem i muzyką

Muzykę i taniec

jak poezję w sobie noszę

Ta dwójka pisze teksty dla mojego ciała

Muzyka w głębi mej duszy żyje…

Taniec ruchy wyzwala...


Wszystko co w środku jest we mnie …

Pragnie wyjść na zewnątrz…

Taniec to cudowne uczucie …sprawia mi przyjemność


Każdy ruch najmniejszy ma jakieś znaczenie

Dusza już śpiewa…

Twarz promienieje…


Płynę w zapomnienie…

Niczym ptak wzlatam…

Już we mnie...mnie nie ma…

Tańczę… z muzyką się splatam


Czuję ją całą sobą…

Wszystko we mnie się śmieje …

Nic nie widzę…

Nie wiem co wokół się dzieje…


Wraz z falą płynie każdy skrawek mego ciała

Taniec mnie maluje jak wytworny malarz…


Obraz który mnie całą wyraża …

Ulotna jak puch jestem

Który w powietrzu się rozpływa

Niech nie milknie muzyka…

Niech ciało tańczy…

Tak jak umie

Ładnie lub nieporadnie

Nieważne …

Ważne że wyzwolą pozytywnych emocji tyle…

Choćby przez chwile…

Ach życie

Ach życie…

Mego serca bicie…

Mój śmiech od rana…

Radość gdy otwieram oczy...


A ty życie …

Ty nadal się toczysz…


Pomału…


Moje chore ciało które tak wiele by chciało…

Łzy bezwiednie płynące…

Nie wiem w końcu…

czy z bólu czy z radości


Litości…!


Nie ciebie nie potrzebuję…!

Ty u mnie nie zagościsz…

Już prawie nie widzę…

Nie słyszę…

Ciągle jednak za rękę mocno cię trzymam… życie


W mocnym uścisku splecione palce

W ciągłej… o każdy dzień walce…


To ty wielką siłę mi dajesz

Każdego dnia gdy rano wstaję…

Na zwątpienie nie pozwalasz..

Więc żyję dalej…

Choć czasem na kolana padam


Życie nie puszczaj mej dłoni… proszę

Bez twego uścisku za nic się nie podniosę

Wiem...nie ucieknę przed niechybnym końcem

Lecz póki co...ciągle chcę cieszyć się słońcem

Droga do domu

Jak z mgły się wynurzasz…

Z wielkiego mroku..

Idziesz z daleka…

Bolą zmęczone stopy…


Przeszedłeś już dróg wiele…

Krętych i wyboistych…

Łza z oczu leciała …

Z przyczyn oczywistych


Stopy poranione…

Plecy przygarbione…

Oczy od łez szkliste…

Mówią niemal wszystko...


W dłoniach dzierżysz szmaciany tobołek

Cały swój dobytek…

Jeden małym worek…

Ciężkie Twoje życie i mały dorobek


A Ty ciągle walczysz…

Nie poddajesz się nawet na chwilę…

Życie dla Ciebie nie było łaskawe

Wiele burz przeżyłeś…


Dziś ręce swe składasz w modlitwie

Ona jest Twoim przyjacielem…

Padasz na kolana…

Nie przeszkadza nawet

Krwią brocząca rana…


Jak długo jeszcze iść będziesz

Tego nikt nie wie…

Niech więc Cię Anioł Stróż strzeże …


Niech Cię przytuli …

Pod skrzydłami swymi schroni…

Mimo wielkiej trwogi…

Powiedzie Cię bezpiecznie do kresu Twojej drogi…


Do bram miasta Twego domu

Byś odpocząć mógł wygodnie w swoim własnym łożu

Zapłakane niebo

Niebo pociemniało…

Chmury napływają…

Ktoś chyba po niebie maże szarą farbą…


Pokryte szarością niemal niebo całe

Nie jest jasne i błękitne …tylko zapłakane


Ciemno jest nad lasem i nad polami

Zerwał się wiatr silny i szaleje nad głowami


Plącze moje włosy…

Szarpie mi sukienkę …

Żeby mnie nie porwał …

Złap mocno mą rękę…


Bym nie odfrunęła jak piórko na wietrze…

Jak ptak co przed burzą ucieka…

Nie znajdziesz mnie potem

Wiatr poniesie mnie daleko

Tak jak głos mój w lesie

Często niesie echo…


Za góry za lasy…

Schowaj mnie przed wiatrem…

Mało mamy czasu…


Ukryj mnie w ciepłych poduszkach

Takich z gęsiego pierza…

Otul mnie nimi dokładnie…

Wiatr mnie nie zabierze…


Poczekam tam na błękit…

Poczekam na słońce…

Poczekam na kwiaty kwitnące na łące


Przeczekam w poduszkach tą brzydką pogodę

Nie wystawię nosa z łóżka…

Nie wstanę ...nie chcę...nie mogę


Nie proś mnie o to… zatem

Przynieś mi do łóżka gorącą malinową herbatę

Szalona

Znowu muzyka zagląda w moje marzenia

Grać w duszy zaczyna z wielką mocą …

Nic mnie już nie powstrzyma …

Chcę tańczyć …

Do marzeń tych wskoczyć...


Wystarczy że dźwięki jakieś usłyszę…

Zaraz kręcą się w mojej głowie …

Wirują jak karuzela …

Na parkiet czym prędzej chcę pobiec…


Serce szybciej uderza…

Już się do rytmu nogi ruszają …

Za nimi podążają ręce…

Po chwili dołącza już całe ciało...


Mieszają się ruchy naprędce …

W górę ręce…

W bok nogi..

Dziwne ruchy biodro robi…

Kręci się głowa jak w amoku…

Chcąc dotrzymać innym kroku…


Oddechy łapię… jak ryba wodę

Chcę ciągle tańczyć...choć już nie mogę


Liczę minuty…

Z sił już opadam…

W końcu zmęczona na fotel siadam…


Pot ocieram z czoła…

Zagrajcie coś jeszcze!

W przestrzeń wołam…


Ciągle w duszy roztańczona …daję ciału odrobinę wytchnienia

Myślę sobie…

Jestem szalona…!

Lecz wcale tego nie chcę zmieniać

Dystans

Zagubiona pośród własnych myśli

Szczelnie w ich świecie zamknięta

Konam czasem ze zmęczenia…

Bezbronna, nieporadna, jutra niepewna…


Wyjść próbuję na zewnątrz…

Głęboki oddech złapać…

By w myślach się nie zamotać z niepewności nie płakać


Do poduszki tulę głowę…

Aby była nieco lżejsza…

Znikają gdzieś wszystkie myśli…

O niczym nie pamiętam…


Widzę nieco inaczej…

Nieśmiało się uśmiecham…

Nad głową pojawia się światło…

Promieniami słońca ociekam…


Wszystko ma jasne i barwne kolory…

Takie różowe…

Jakbym patrzyła przez różowe okulary…


Różem wyczyściła głowę…

Dokuczliwe myśli odpływają…

Z pewnością powrócą i

znowu to wewnętrzne z zewnętrznym się pokłócą


Myśli nie zawsze żyją w zgodzie z tym co oczy widzą

Coś staje im na przeszkodzie…

Potem się wstydzą…


Zawczasu myśli się przejmują

Tym samym spać nie dając…

Wielkie przeszkody budują

Mocno tym serce ranią…


Więc by myśli uspokoić

Odcinam się od nich na chwilę…

Przestaję się zastanawiać…

Wokół piękna jest tyle…


Siadam spokojnie na kanapie …

Dystansu nabieram…

Głęboki oddech łapię…

Rozsypane życia losy

Rozsypało życie ludzkie losy

Jak pęknięty sznur korali…

Pełno jest ich wszędzie…

Toczą się po ulicy…

Codziennie dalej i dalej


Trzeba je szybko pozbierać..

Koralik każdy znaleźć…

Ponawlekać je potem na sznurek…

Robiąc to bardzo dokładnie…

Aby znów wyglądały pięknie i nienagannie


Muszą być bez żadnego ubytku…

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 14.7
drukowana A5
za 38.51