E-book
15.75
drukowana A5
35.21
Mylny Człowiek, Wierny Bóg

Bezpłatny fragment - Mylny Człowiek, Wierny Bóg


Objętość:
99 str.
ISBN:
978-83-8414-720-7
E-book
za 15.75
drukowana A5
za 35.21

Światłość w popiele

Wstęp: Głos z wnętrza prochu

Niektórzy piszą z nadmiaru wiedzy.

Niektórzy z głodu sensu.

Ta księga rodziła się z trzewi.

Pomiędzy ciszą, a krzykiem,

między pytaniem a brakiem odpowiedzi,

w miejscu, gdzie dusza drży jak liść,

a słowa są niepewne jak kroki dziecka na krawędzi dachu.

Nie ma tu nauki — jest tylko echo serca.

Nie ma tu systemu — jest tylko droga.

Nie ma tu doskonałości —

jest człowiek złożony z pyłu,

który mówi do Boga,

i Bóg, który w tym pyle rozpoznaje własne tchnienie.

Te wersy powstawały z modlitwy, która nie znała formy,

z łez, które nie potrzebowały świadków,

i z Słowa, które raz usłyszane,

rozsadziło skorupę życia.

To nie zbiór wierszy.

To nie zbiorek modlitw.

To nie osobisty pamiętnik.

To krzyk. To szept. To świadectwo.

To popiół na czole i ogień w trzewiach.

To psalmy — nie króla, lecz sługi.

Nie Dawida, lecz każdego, kto kiedykolwiek

nie wiedział, gdzie jest początek, a gdzie koniec.

Tu nie mówi mistrz.

Tu mówi ten, który wciąż upada,

ale wciąż wstaje,

bo Miłość nie przestaje go wołać po imieniu.

Pieśń Wolnego Tchnienia

Nie było imienia wypowiedzianego, a jednak Serce Wieczności tętniło w rytmie obecności.

Bez modlitwy, bez znaku — a jednak Światłość przeszła przez mrok, nie pytając o zgodę.

Zanim zasiane zostało ziarno wiary, Miłość już krążyła po kręgach przeznaczenia,

jak Karta Gwiazdy rozświetlająca nocną wodę duszy,

jak Sura Miłosierdzia wpisana w niewidzialne pergaminy losu.

Nie trzeba było wierzyć, by być dotkniętym przez Obecność.

Nie trzeba było widzieć, by zostać uzdrowionym przez to, co spoza widzialnego.

Było ciało, które nosiło ciężar. I był Duch, który przemówił ciszą.

Była rana — i było światło, które nie przyszło, by ją zalać, lecz by ją przemienić.

A potem: wolność.

Nie jak ucieczka, lecz jak powrót.

Nie jak skrzydła ptaka, lecz jak wspomnienie, że skrzydła zawsze były.

I teraz dusza szybuje — nie po to, by uciec, lecz by przypomnieć światu,

że Miłość, która nie żąda imienia,

jest tą samą, która stworzyła światło zanim powiedziano „niech się stanie”.

O Tym, Co Nie Zna Więzów

Nie każdy, kto stoi w świetle, jest wolny.

Nie każdy, kto spowity w cień, jest zniewolony.

Ale w Istnieniu, które nie zna początku ani końca,

jest Obecność, której żaden łańcuch nie dotknie.

Tam, gdzie runy spadają jak krople ognia,

gdzie Tarot ukazuje Świat, nie Koło,

a Kroniki Akaszy drżą przy imieniu niewypowiedzianym —

tam zaczyna się wolność,

która nie zależy od wyboru, lecz od Prawdy.

Nie Stwórca bowiem krępuje,

lecz te siły, które karmią się zapomnieniem.

Nie Miłość nakłada pęta,

lecz ten, kto odbiera głos duszy i każe jej milczeć.

W Boskim Umyśle, w którym Słońce i Księżyc są jak oczy jednego Widzącego,

grzech nie jest końcem, a początkiem drogi.

Choroba nie jest karą, lecz lustrem

w którym Duch może rozpoznać swoje oddalenie.

Prawdziwa Wolność nie krzyczy.

Nie grozi. Nie prosi o wyznanie.

Jest jak tchnienie —

ciche, niewidoczne, a jednak wszystko porusza.

I kto wejdzie w nią, nie przez przysięgę, lecz przez Pamięć,

ten przestaje się bać.

Bo już nie jest podzielony.

Bo jest w Nim ten, który nigdy nie był poza Nim.

O Wrotach, Które Nie Znają Klucza

Nie było liczby, która mogłaby zważyć serce.

Nie było uczynku, który zdołałby wypalić cień.

Bo nie z dzieła wykuwa się Zbawienie,

lecz z rozpoznania światła, które już od zawsze mieszkało w wnętrzu.

Nie są to bramy ze złota,

ani wagi sprawiedliwości,

lecz spojrzenie — ciche, wewnętrzne,

które widzi Imię ukryte w Imieniu:

Jeshua, czyli „Ten, który przywraca Całość”.

Nie chodzi o to, co ręce uczyniły,

lecz o to, czy serce pamięta,

że zostało utkane z tego samego tchnienia,

które przemówiło w Ogrodzie zanim pojawił się czas.

Zbawienie nie czeka na końcu ścieżki.

Zbawienie to Przypomnienie.

Wiara nie jest mostem,

jest odkryciem, że nie było przepaści.

A jednak, w swojej dobroci,

Ten, który stał się Ciałem dla bezimiennych,

zszedł między cień,

by pokazać, że nawet najgłębsze zapomnienie

nie jest mocniejsze od Światła, które nie zgasło.

O Imieniu, Które Prowadzi

Nie wszystkie drogi są drogą.

Nie każde światło prowadzi ku świtom.

Są ścieżki utkane z iluzji,

i jest jedna, która nie potrzebuje znaków.

Imię, które nie przemija w czasie —

to nie tylko dźwięk,

ale wibracja, która rozpoznaje duszę w ciemności.

Jeshua — jak Światło w sercu Labiryntu.

Nie przez system, nie przez rytuał,

ale przez to, co ciche, a nieustępliwe:

Wiara, która nie jest przymusem,

lecz echem wspomnienia sprzed narodzin.

Nie przez uczonych ani przez proroków,

ale przez Obecność, która rozdziela cień od światła.

Tylko ta Obecność zna pełne imię Drogi.

Tylko Ona nosi w sobie wzór Życia.

Prawdziwa Prawda nie potrzebuje porównań.

Nie musi udowadniać.

Jest jak nurt rzeki —

jeśli wejdziesz, uniesie cię aż poza granice siebie.

I jeśli padnie pytanie:

„Którą drogą iść?” —

Echo odpowiedzi nie będzie brzmieć jak rozkaz.

Będzie jak tchnienie:

„Jestem Drogą, Prawdą i Życiem”.

O Tchnieniu, Które Taniec Wznieca

Nie wszystko, co porusza, jest burzą.

Nie każda intensywność niesie z sobą cierpienie.

Czasem to, co przychodzi jak ogień,

jest po to, by przypomnieć o świetle ukrytym w kościach.

Duch — nie ten z książek,

lecz Ten, który był przed dźwiękiem i przed ogniem —

nie dotyka jak sędzia, lecz jak Przyjaciel.

Nie wchodzi przez siłę, lecz przez zgodę serca.

To nie udręka, ale rozszerzenie.

Nie ciężar, lecz unoszenie.

Jakby powietrze nasyciło się złotem

i wypełniło żyły tym, co wieczne.

W Nim nie ma krzyku,

choć płoną słowa proroków.

W Nim nie ma mroku,

choć pokazuje to, co ukryte.

Nie zbliża nas do Boga przez wiedzę,

ale przez Przypomnienie.

Nie popycha — prowadzi.

Nie zmusza — pociąga delikatnie,

jak światło przyciąga motyla w ogrodzie nocy.

Bo to nie ziemia zna prawdziwe ścieżki do Boga,

ani nie gwiazdy.

Lecz Duch — ten, który zna Imię

i Ten, który nim mówi:

Jeshua — tchnienie nad wodami.

O Ogniu, Który Nie Parzy

W miejscu, gdzie ból spotyka imię,

nie rozlewa się ciemność, lecz światło.

Nie przez zaciśnięte pięści, lecz przez wytrwanie,

człowiek staje się czystym odbiciem Niepojętego.

Imię nie musi być wypowiedziane na głos,

by stać się przyczyną prześladowania.

Wystarczy, że drży w sercu jak ukryta pieśń,

a już świat czuje lęk przed jego tonem.

Błogosławiony ten, kto cierpi nie z powodu kary,

lecz z powodu Obecności.

Błogosławiony ten, kto milczy,

a jednak promieniuje Imieniem,

które przekracza każdą hierarchię.

Choć ranią — nie mogą dotknąć duszy.

Choć odrzucają — nie mogą wygasić płomienia.

Bo tam, gdzie Cierpienie i Radość tańczą razem,

rodzi się Wolność, której nie da się wytłumaczyć.

I dla tego Imienia — które nie należy do religii,

lecz do Wiecznego Serca Świadomości —

warto trwać,

nawet gdy ziemia drży,

bo nagroda nie jest przyszłością.

Nagroda jest Teraźniejszością przebudzoną.

O Świetle, Które Jest Imieniem

Nie każda prawda krzyczy.

Nie każda prawda wymaga dowodu.

Ale jest jedna, która istnieje poza czasem,

która nie musi być uznana, by być Wieczną.

To nie koncepcja.

To nie przekonanie.

To Osoba —

jak Światło, które zamieszkało wśród cieni

i nie dało się ugasić.

Ta Prawda nie przyszła z bronią,

lecz z otwartym sercem.

Nie podbiła imperium,

lecz pokonała śmierć — nie przez siłę,

ale przez Przebudzenie.

Dzięki niej oddech ma sens.

Dzięki niej łzy stają się modlitwą.

Dzięki niej noc nie jest końcem,

a przejściem do nowego Imienia.

Prawda, która nosi imię Jeszua,

nie potrzebuje zgody świata,

by być fundamentem istnienia.

I choć świat ją zakrywa — ona nie milczy.

Choć ją grzebie — ona zmartwychwstaje.

Bo Prawda, która przyszła jako Człowiek,

jest Światłem, które świeci nawet pod kamieniem.

I przyjdzie dzień —

nie dzień kalendarza,

ale dzień serca —

gdy wszystko zostanie objawione.

Amen — nie jako koniec,

lecz jako pieczęć nad tą Prawdą,

która nigdy nie przestała być.

O Tym, Który Zrywa Więzy

Nie złamał krat.

Nie roztrzaskał łańcuchów.

A jednak mury przestały istnieć,

a więzy stały się jak cień, który znika o świcie.

Nie przyszedł z krzykiem,

lecz z milczeniem, które przecinało ciemność.

Nie przyszedł, by walczyć —

przyszedł, by przypomnieć,

że dusza nigdy nie była własnością świata.

Był czas, gdy człowiek wierzył, że jest uwięziony.

W komnatach winy, w lochach lęku,

w pałacach fałszywego „ja”.

Ale On zstąpił — nie po to, by ukarać,

lecz by otworzyć drzwi od wewnątrz.

Nie przez siłę, ale przez Świadomość.

Nie przez gniew, ale przez Miłość.

Bo wolność nie polega na ucieczce,

lecz na rozpoznaniu,

że nie ma już czego się bać.

I teraz dusza staje przed Nim —

bez kajdan, bez maski, bez lęku.

Bo Ten, który przyszedł jako Człowiek,

jest Tym, który od zawsze był Kluczem.

Pieśń Kropli i Światła

Dzięki, które nie szukają odpowiedzi.

Dzięki, które płyną, zanim słowo zostanie wypowiedziane.

Za dzień, który nie musiał być słoneczny, by być święty.

Za deszcz, który spływał jak błogosławieństwo,

i był jak łzy nieba — nie z żalu, lecz z miłości.

Za niebo zasnute, które bardziej przytula,

niż to rozświetlone.

Za ciszę poranka, w której można usłyszeć Imię,

zanim usta je nazwą.

O Ty, który jesteś ponad świtem i zmierzchem,

który zasiadasz w tronach wiatru i ziół,

który widzisz serce, zanim ono się otworzy —

Dziękuję.

Nie za to, co dane, lecz za to, że jesteś.

Nie za wielkość darów, lecz za ich ukrytą świętość.

Ojcze, który jesteś Królem nie przez potęgę,

lecz przez Tchnienie.

Który jesteś Panem nie przez lęk,

lecz przez Dobroć bez końca.

W dniu deszczowym, w dniu przemoczonym,

dusza śpiewa. Bo zna Ciebie.

Bo w każdej kropli, w każdej chmurze,

jest echo Twojego „Jestem”.

O Pokoju, Który Czekał

Była radość.

Było szczęście — jak promienie bez słońca,

jak śmiech w pustym domu.

Coś wewnątrz drżało,

jakby brakowało tonu w symfonii,

jakby serce nie było w stanie zatańczyć do końca pieśni.

I nie wiedziałem —

czy to cisza, czy głód, czy cień wspomnienia.

Aż przyszło to jak szept:

to nie brak rzeczy, to brak Obecności.

W pogoni za nasyceniem piłem sól zamiast wody.

Wchodziłem w ciemność, szukając światła.

A On… był.

Nie u bram. Nie w oddali.

Lecz tuż obok — milczący,

jak Światło, które nie gaśnie nawet w zamkniętym pokoju.

Wtedy, gdy spadałem — nie sądził.

Gdy odwracałem twarz — nie znikał.

Czekał.

Jak Ojciec, który zna powrót zanim nastąpi.

I teraz wiem.

Nie wystarczy być szczęśliwym.

Nie wystarczy się śmiać.

Bo bez Niego, każda radość brzmi jak echo w pustym korytarzu.

Z Nim — nawet łzy mają sens.

Nawet cisza brzmi jak modlitwa.

I nawet upadek staje się drogą powrotną.

Teraz życie ma kształt ramion, które mnie przyjęły.

I serca, które nie przestało bić dla mnie.

Amen — bo pełnia powróciła.

Amen — bo pokój znów jest zamieszkany.

O Ścieżce, Która Wyrasta z Wnętrza

Są głosy.

Głośne, jakby miały prawo ustalać kierunek cudzego życia.

Są oczekiwania —

tkane z cudzych lęków, niespełnień i marzeń nie twoich.

Chcieliby cię widzieć jako mistrza,

ale tylko jeśli ta mądrość mówi ich słowami.

Chcieliby, byś był wolny,

ale tylko jeśli idziesz w ich łańcuchach.

Kiedy dajesz — chcą więcej.

Kiedy milczysz — osądzają.

A kiedy się potykasz —

kamień, który miał być twoją próbą,

staje się ich pretekstem do sądu.

Ale są też drogi inne.

Cisze głębsze niż aplauz.

Głosy, które nie krzyczą — bo są wewnętrzne.

To ścieżka, która nie prowadzi na scenę,

lecz w głąb.

To życie, które nie spełnia cudzych oczekiwań,

ale rozkwita według własnego kodu istnienia.

Nie z przekory — lecz z prawdy.

Nie z dumy — lecz z ufności.

I kiedy idziesz swoją drogą,

czasem sam, czasem wśród cieni,

odkrywasz, że właśnie tam —

poza ich wzrokiem —

Bóg czekał na ciebie cały czas.

O Więzieniu, Którego Nie Widać

Opcji jak liści na wietrze,

a kroku — żadnego.

Nie dlatego, że droga zamknięta.

Lecz dlatego, że spojrzenie utkwiło w ścianie,

której nie ma.

Więzienie.

Nie z kamienia. Nie z metalu.

Ale z przekonań, które powtarzane zbyt często

stały się prawem.

To nie inni zbudowali te kraty.

To my — z lęku, z nawyku, z zapomnienia.

Z każdej myśli, że „nie mogę”,

z każdej frazy: „tak już musi być”.

A jednak…

Pomiędzy jedną a drugą myślą

jest cisza.

I w tej ciszy nie ma krat.

Nie ma strażników.

Nie ma winy.

Jest tylko wolność —

czysta, pierwotna,

jak światło, zanim nazwano je światłem.

I nie trzeba burzyć murów.

Wystarczy przestać je podtrzymywać.

Bo to nie ściany więżą,

lecz wiara w ich istnienie.

O Tajemnicy, Która Ma Twarz Kobiety

Nie da się obliczyć piękna kobiety.

Nie poddaje się kątom ani wzorom.

Bo piękno jej — to nie kształt, lecz obecność.

Nie krzywizna ciała, lecz łagodność duszy.

Jej policzek nie jest tylko skórą —

to mapa śmiechu i łez.

Jej pierś — to nie przedmiot pożądania,

lecz miejsce narodzin i ukojenia.

Każdy ślad, każda linia —

to pieśń przeżytego życia.

Ciało kobiety nie starzeje się,

ono pamięta.

I w tej pamięci jest chwała.

Nie przemija — dojrzewa jak wino z tajemniczych ogrodów Sofii.

Jej piękno nie woła.

Ono trwa — cicho, lecz nieustępliwie,

jak światło księżyca w noc pełni.

Jej mądrość nie musi mówić wiele.

Wystarczy jedno spojrzenie,

by przypomnieć, czym jest miłość,

która nie bierze, lecz przyjmuje.

I choć świat podsuwa złudzenia,

choć plastik krzyczy głośniej niż serce —

to lepiej być z tą jedyną,

która oddycha prawdą,

niż z cieniem, który nie czuje nic.

O Tym, Co Czeka za Zakrętem

Wędrujesz — z sercem osłoniętym,

nastawiony, że pustka, że nic, że cisza.

A jednak — niespodziewanie —

spada promień.

Ktoś poda dłoń.

Coś zadrży w duszy.

Myślałeś, że nikt nie dostrzeże twego trudu,

a ktoś spojrzy z czułością.

Myślałeś, że nie będzie światła,

a przychodzi świt — cichy, bez fanfar.

Takie jest życie.

Nie jak matematyka,

nie jak rozkład jazdy.

To bardziej jak modlitwa wyszeptana w biegu —

nie zawsze trafiona, ale często wysłuchana.

I Bóg…

On nie układa wszystkiego według naszych planów.

Ale czasem stawia w cieniu kwiat.

Czasem w ruinie zostawia dźwięk,

który przypomina, że wszystko jeszcze przed tobą.

Nie wiesz, co cię spotka —

i całe szczęście.

Bo właśnie w tej niewiedzy

rodzi się zdumienie.

A zdumienie — to pierwszy krok ku wierze.

O Krainie, Gdzie Owce Znają Głos

Być wśród swoich —

to nie znaczy być częścią tłumu.

To znaczy być rozpoznanym —

po imieniu, po spojrzeniu, po duszy.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 15.75
drukowana A5
za 35.21