E-book
Bezpłatnie
drukowana A5
24.63
Muza leciutka

Bezpłatny fragment - Muza leciutka


5
Objętość:
141 str.
ISBN:
978-83-8189-424-1
E-book
Bezpłatnie
drukowana A5
za 24.63

Pobierz bezpłatnie

Część I
Chichotki

Fraszka — onko — logiczna

Na co dziewicy cyc?

Czy dziewica ma coś z cyca?

Nic!

Bobasa nie napaja,

małżonka nie nasyca.

Żadnych pociech nie ma z cyca dziewica!

A jak się co zalęgnie!

Ile strachu, roboty!

Czy dziewica ma coś z cyca?

Kłopoty!

Depresja, albo zrywne życie konia pociągowego

Biegną mi lata

od bata do bata

Korekta

Usnął raz nad kielnią

Pan Bóg utrudzony.

Zaraz zły wiatr przywiał

diabła w tamte strony.


„Przeciem ja nie gorszy —

ulepię człowieka!”

Raźno wziął się do pracy —

lecz wyszła … kaleka!


Tutaj czegoś brakuje,

tam czegoś nie stało —

tak diabeł-beztalencie

zepsuł ludzkie ciało.


Wygrażał czartu pięścią

Pan Bóg gniewny srodze!

„Czymże ja teraz ciału

braki wynagrodzę?”


I łzę żalu uronił,

i pełen frasunku

zaczął tkać ciału duszę

w najlepszym gatunku.


Wziął ptaków lot, bzu zapach,

letnim wiatrem owiał,

a na koniec duszyczkę

szczerze ucałował.


Boskiego pocałunku

nic z duszy nie zetrze!

Pała w kalekim ciele —

jak płomień na wietrze!

Nauka

W czasach mojej młodości

dalekiej, pryszczatej,

po południu, gdy dom cały

zbierał się na herbatę,

na szklanym naszym ekranie

pojawiał się pan

i zachęcał: Zrób to sam!

                 Zrób to sam!

                 Zrób to sam!


(Nie było nic zdrożnego

w owym zawołaniu —

pan ten mówił po prostu

o majsterkowaniu.)


Ucz się, dziecię! — rodzina

zachęcała cała,

pilnując, bym coraz więcej

sama robić umiała.


Dopadła mnie dorosłość.

Garb rozpaczy noszę.

Uwiera, więc też często

o śmierć Boga proszę.


Wykręca się, że zajęty …

Udaje, że nie może,

że teraz nie ma czasu …


Nie szkodzi, Panie Boże!


Pamiętam przecież dobrze

dewizę pana Adama.

Nie przejmuj się mną.

Ja świetnie umiem to zrobić sama…

Pocieszyciel

Wiesz czym się karmi poezja?

Nie wiem…

Bólem, tęsknotą i cierpieniem. Patrz, moja

muza z głodu kona odkąd poznałam twe

ramiona.

Przeznaczenie

Od sklepu do sklepu

szukałam koszyka.


Rzekł przyjaciel:

wiesz, koszyk ten wart jest

wierszyka.


Dlaczego?


Bo czerwony.

W czerwieni miłość siedzi.


A mnie smutno się zrobiło.

Bo to był kosz na śmieci.

Wiersz do wykorzystania dla każdego kto ma przyjaciela

Markowi

Czym morze bez wody

ciało bez urody

wanna bez kąpieli

a czym czerń bez bieli

czym nitka bez igły

a bez zębów widły

czym gawron bez dzioba

Warszawa bez snoba

usta bez uśmiechu

penitent bez grzechu

czym panna bez wianka

baba bez kochanka

gałąź bez wisielca

łyżka bez widelca

długopis bez wkładu

sjesta bez obiadu

bez Erosa seks

a bez budy Reks

czym tory bez szyn

a Francja bez win

doktor bez pacjenta

bez suczki szczenięta

czym tęcza bez słońca

początek bez końca

kosmos bez rakiety

a zaś start bez mety

pędzel bez malarza

piłka bez piłkarza

czym piwo bez pianki

a bez śniegu sanki

Dziewiąta bez chórów

oficer bez ciurów

małpa bez banana

Paryż bez kankana

czym lipiec bez lip

czym..ty bez. i.

czym biegun bez fok

bez miesięcy rok

czym sad bez owoców

a Budda bez jaźni

tym byłoby życie

bez naszej przyjaźni!

Ab calendas

Złączył przeszłe i przyszłe dni

i otworzył

księgę dobrych spełnionych życzeń

to STYCZEŃ


Białe drzewa śnieżną bajkę śnią

leśny staw srebrnym lodem skuty

w swe zwierciadło patrzy pani Zima

to LUTY


Wytęskniony MARZEC

pierwszy miesiąc wiosenny

natura woła „wio”!

a Tyś jest taki senny


Górskie hale całe w piegach lila

na te piegi pada śnieg co chwila

teraz już wiecie

to KWIECIEŃ


Nie lubię MAJA

w maju

z gałęzi ciała zwisają

najchętniej pędzą do raju

źle zakochani — w maju

tak statystyki podają


W kielich kwiatu pszczółka pracowita

wkłada miękko włochaty tyłeczek

a Ty kichasz i kichasz i kichasz

bo nie służy Ci CZERWCOWY pyłeczek


Już wieczór, upał zelżał

namiętne tony pasikońskich skrzypiec

to LIPIEC


Gwiazda spada

pająk tka pajęczą tęczę

Ty smutny. Bo to SIERPIEŃ

czas zadumy i miłosnych cierpień


W łagodnej ciszy

czy słyszysz?

lato przechodzi w jesień

to WRZESIEŃ


Drzewa jak słodkie ciasteczka

tam miód złoty

ówdzie rudy piernik

to PAŹDZIERNIK


Nawałnica gnie akację i dąb

tańczy wicher, tańczy zamieć i ziąb

w zimny kalosz obuta stopa

to LISTOPAD


Smukłe sople jak piszczałki organów

zaśpiewają kolędę o Panu

już się bieli opłatek, pachnie kutia

ta makowo-miodna

słodycz GRUDNIA

Tempus fugit

Główka siwieje,

brzuszek tłuścieje,

tu coś się marszczy

tam coś wiotczeje!


Cóż, wiosna nie trwa

przez roczek cały!

Już wichry życia

jesień przywiały!

Balladka biologiczna

„Człowiek czyni zło, którego nie chce, zamiast dobra, którego pragnie”

Cóż wolna wola?

Chciej, co chcesz!

Lecz czyny i decyzja?

Te zaplątane w genów gąszcz —

złośliwy, musisz przyznać!

Ciągle nam wadzi móżdżek gadzi —

człek temu nijak nie zaradzi!

A chemia mózgu? Gdy szwankuje,

anioła w diabła przenicuje!

Więc gdy coś wścieka —

barkiem wzrusz.

I bliźnich nie oceniaj.

Bo nie ich wola winna tu,

lecz genów głupia chemia.

Fraszka klimakteryjna

sobie

Przyjrzała się swemu ciału

i orzekła: „Do przemiału!”

Do melomana-ateisty

Mężowi

Nie odmawiaj nadziei mej durnej tęsknocie,

niechaj głosy umarłych nie na darmo słyszę.

Wierzę w muzykę spotkań gdzieś po tamtej stronie.

A Ty mi ciągle wmawiasz wiekuistą… ciszę?!

Do melomanki-agnostyczki

Żonie

Nie odmawiam Ci przecież tej durnej tęsknoty

za umarłymi, których głosy ciągle słyszysz

(choć leczą to najlepiej ponoć psychotropy)

a ja wierzę i pragnę wiekuistej ciszy.

Dlatego teraz kocham muzykę doczesną

i naszą wspólną cichą rozmowę codzienną.

Wybór imienia

Mąż najdroższy marszczy nosek psi

i od rana chodzi trochę zły

Zjadł śniadanko, wypił kawkę, lecz

męczy mi Go frustrująca rzecz…

Ona ma już dwa dni! Dni istnienia!

A ja ciągle nie znam jej imienia!

No spójrz, spójrz na uszka mojej córy!

Wiem na pewno: kocha Haendla chóry!

Ale, ale — jęczy dusza ma rozdarta —

może jednak woli słuchać coś z Mozarta?

Bo wiadomo, że organizm maleńki

bardzo lubi jego fletów dźwięki

Albo — tu ogarnia męża wena —

romantycznie? No to tylko z Beethovena!

Więc … Eliza? Albo Muza? Albo Koda?

Wiem! Symfonia! Nic ująć, nic dodać!

Lecz zdrobnienie… Symfka? Głupie! Ach,

najpiękniejszy będzie jednak Bach!

Fuga? Aria? Nutka? Flet?

Mąż od strapień oszaleje wnet!

Jego mistrz Bach motetów był twórcą

Ale dzidziuś nie synek! Jest córcią!

Więc nie Motet, choć cudownie brzmi.

Mąż za chwilę zwariuje mi.

Idźmy dalej. Rok Chopina. Więc — Wariacja.

Nie… to trochę zbyt psychiczna kombinacja.

A współcześniej? Penderecki, Rachmaninow?

Będzie jednak z tym imieniem niezłe kino!

A na męża sennie zerka słodka

biało-czarna mięciutka istotka.

Piano… Piano… ot, posłuchaj jej myśli

teraz właśnie TO imię jej się przyśni.

Jestem — mówi — biało-czarna jak klawisze

i jak one nieraz przerwę smutną ciszę,

umiem śpiewać w każdej tonacji

znam tysiące pieśni i wariacji,

Więc w słoneczne poranki tej wiosny

będę witać Was w A-dur radosnej,

a gdy dżdżysto będzie na polu

to rozpłaczę się w rzewnym g-mollu…

Lecz najczęściej w wasze smutne dni

będę skakać, tańczyć, śpiewać i

nos przytulę do waszego nosa

by nie trwała długo lacrimosa!

I zaśpiewam jak wy mi zagracie,

bo was kocham! A me imię?

Chyba znacie…

Tak! Już wiemy! Że ta śliczna dama

musi przecież mieć na imię GAMA!

Podskoczylim radośnie do góry:

cudne imię dla naszej córy!

Wymarzonej, wytęsknionej psiny,

która wejdzie do naszej rodziny.

Zamiast Prozacu

Pieniądze? Sława? Teka premiera?

Nic nie zastąpi boston teriera!

Forsy niedużo? Mała kariera?

Kup na osłodę boston teriera!

Żal serce ściska? Rozpacz w nim wzbiera?

Spraw na pociechę boston teriera!

Życie jest smutne jak pieśń Mahlera?

Posłuchaj pisków boston teriera!

Czasem nadzieja nawet umiera —

natychmiast pogłaszcz boston teriera!

Tak się zaczyna wesoła era,

że trzeba kupić boston teriera!

Chandra wnet zniknie, całkiem, do zera,

pod wpływem skoków boston teriera!

Głody ni chłody — nic nie doskwiera,

gdy masz przy boku boston teriera!

A gdy Cię życie w ścianę przypiera

spójrz w mądre oczy boston teriera…

Bo gdy nas Bozia z raju wypędzał

tam, gdzie na zewnątrz czekała nędza,

z raju się wymknął, w ślad pierwszych ludzi,

niewielki piesek, by radość budzić.

I tak od wieków boston terierek

w raj nam zamienia dni szarych szereg!

Limeryk — Gameryk

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
Bezpłatnie
drukowana A5
za 24.63

Pobierz bezpłatnie