Morderstwo Usprawiedliwione

Bezpłatny fragment - Morderstwo Usprawiedliwione


Proza współpczesna
Polski
Objętość:
81 str.
ISBN:
978-83-8126-722-9

Należy bowiem pamiętać, że ludzi trzeba albo potraktować łagodnie albo wygubić, gdyż mszczą się za błahe krzywdy, za ciężkie zaś nie mogą. Przeto gdy się krzywdzi człowieka, należy czynić to w ten sposób, aby nie trzeba było obawiać się zemsty.

Niccolò Machiavelli 1469—1527

Meksyk

Mark Przebudził się w szpitalnym łóżku, zupełnie nieświadomy tego, gdzie się znajduje i co się właściwie dzieje. Po rozejrzeniu się po pokoju nie zauważył żadnych wskazówek, mogących mu przypomnieć sobie, co się stało. Poza łóżkiem, w którym leżał i kilkoma aparatami, do których był podłączony w pokoju była pustka. Spróbował krzyknąć, by wezwać pomoc, lecz nagły ból głowy uniemożliwił mu wykrztuszenie, jakiego kol wiek słowa, długo nie musiał się wysilać, gdyż chwilę później do pokoju weszła pielęgniarka. Wysoka brunetka o latynoskiej karnacji i zielonych oczach, figurę miała niczym modelka bikini. Gdy weszła do pokoju w stroju pielęgniarki, który odsłaniał jej długie seksowne nogi, Mark na chwile zapomniał o bólu i zdołał po cichu zapytać.

— Gdzie ja jestem?

— Spokojnie niech pan nic nie mówi, odpowiedziała pielęgniarka, nie wolno się panu przemęczać. Jest pan w szpitalu, w Meksyku zaraz dam lekarzowi znać, że się pan przebudził, przyjdzie i wszystko panu wyjaśni. Marka ogarnęła panika, nie był w stanie sobie przypomnieć, co mogło spowodować, iż trafił do szpitala.

— Jak to, a jak długo tu jestem? Zapytał, tonem, który świadczył o totalnym zagubieniu.

— Dwa tygodnie, odpowiedziała obojętnie pielęgniarka.

— Co? Jakie dwa tygodnie kobieto? O czym ty bredzisz gadaj, co się stało.

— Już mówiłam, że zaraz będzie lekarz i wszystko panu wyjaśni. -Gadaj, o co tutaj chodzi i to natychmiast, nalegał Mark.

— Niestety nawet, gdybym chciała, to nie wiem, co się panu stało. Pańska kartoteka jest utajniona, znajduje się pan tu nieoficjalnie. Na korytarzu pilnują pana funkcjonariusze policji, nic więcej nie wiem. Niestety muszę już iść, ale poinformuje lekarza, że się pan przebudził, powiedziała atrakcyjna latynoska, po czym opuściła sale. Po otrzymaniu tej informacji cera Marka dynamicznie zbladła, wtapiając się w kolor ścian. Zrozumiał, że sytuacja musi być poważna, pewnie go przed kimś ukrywają. Rozglądając się po pokoju, nie zauważył okna, co wydało mu się dziwne. Może pilnują, bym nie uciekł, ale dlaczego? Pomyślał. Nagle ogarnęła go panika, pot zalał jego czoło, gdyż przypomniał sobie fakt, że do Meksyku przyjechał w towarzystwie żony i córki. -Jasmine, córeczko gdzie jesteś aniołku! Krzyczał, nie zwracając uwagi na ból głowy, który się nasilał po każdym wypowiedzianym słowie. Ostatni raz jeszcze zdołał wykrzyczeć imię ukochanej córki, po czym stracił przytomność. Kilka godzin później przebudził się, tym razem zastał stojącego nad nim lekarza, który był po pięćdziesiątce, choć całkowite osiwienie mogło wskazywać na więcej. Lekarz przypominał psychopatę z horroru. Mocno zaczerwienione oczy i blada skóra świadczyły o przemęczeniu Doktora. W oczach Marka wyglądał, jak seryjny morderca, który ma zamiar wykonać na nim eksperyment.

— Doktorze, co się stało, zapytał przerażony Mark.

— Jesteś w szpitalu. Zostałeś postrzelony w głowę, na szczęście kula otarła się o górną część czaszki, powodując jej pęknięcie, stąd też amnezja. Musisz mi powiedzieć czy pamiętasz cokolwiek ze swojego życia i czy wiesz, kim w ogóle jesteś? Zapytał lekarz. -Tak nazywam się Mark White, pochodzę z Nowego Jorku. Przyjechałem tu z żoną i córką na wakacje, pamiętam wszystko ze swojego życia, tylko nie mogę sobie przypomnieć, co się stało, że tu trafiłem. Fakt, że pacjent nic nie pamięta, pozwolił lekarzowi odetchnąć, co wzbudziło u Marka podejrzenia.

— To dobrze Mark, bo po tym, jak mi pielęgniarka powiedziała, że nic nie pamiętasz trochę się zmartwiłem. Myślałem, że całkowicie straciłeś pamięć, co byłoby sporym kłopotem, gdyż pacjenci w takich przypadkach latami walczą z amnezją, czasami w ogóle nie są w stanie wyleczyć się całkowicie, lecz w twoim przypadku to chwilowy brak pamięci ostatnich wydarzeń. Jeśli nie będziesz się stresować, to pamięć powinna wrócić w dość krótkim czasie. -W jak krótkim? Zapytał, zdenerwowany Mark.

— Tego nie jestem w stanie ci powiedzieć, ale stres i głowienie się nie pomogą. Mózg musi odpocząć po takim wstrząsie, więc nie dawaj mu wysiłku, jeśli przyjechałeś do Meksyku, z żoną i córką to zapewne nic im nie jest, powiedział lekarz próbując nie wywoływać stresu u pacjenta. -To, dlaczego ich tu niema? Znam swoją zonę. Gdyby wiedziała, gdzie jestem, na pewno by przy mnie czuwała.

— No tak, ale z nieznanych mi przyczyn masz całkowity zakaz odwiedzin i panowie za drzwiami tego właśnie pilnują. Postaram się z nimi porozmawiać i dowiedzieć się gdzie obecnie przebywa twoja rodzina a ty w tym czasie odpocznij, to może wróci ci pamięć.

— Doktorze a ten okropny ból głowy, to normalne? Zapytał, trzymając się za czoło. -Tak, na to nic obecnie nie możemy poradzić. Zwykłe leki przeciwbólowe nie pomagają, na tak silny ból, jedynie morfina mogłaby pomóc, lecz niestety jest u nas na wagę złota. Mamy ograniczona ilość dla najbardziej potrzebujących, niestety twój ból głowy nie znalazł się na tej liście, wiec nie mogę podać ci morfiny bardzo mi przykro. Ciekawy jestem, na co trzeba cierpieć, by w tym szpitalu dostać morfinę skoro kulka w łeb to za mało, pomyślał Mark. -Po tym, jak się obudziłeś, kontynuował lekarz policja pytała, czy może cię przesłuchać. Powiedziałem, że nie jesteś jeszcze na to gotowy, więc dzisiaj się nie przemęczaj, to może jutro pozwolimy na wstępne przesłuchanie, chociaż wydaje mi się, że to ty się od nich więcej dowiesz niż oni od ciebie, ale nigdy nie wiadomo, może do jutra coś sobie przypomnisz. Tej nocy Mark nie mógł zasnąć, niepokój ogarniał całe jego ciało. Starał się przypomnieć sobie, co się wydarzyło, że wylądował w szpitalu z pękniętą czaszką. Miał wrażenie, że zaraz wszystko sobie przypomni. Główkował z nadzieją, że jego ukochanym nic się nie stało, lecz nic nie był w stanie sobie przypomnieć. Brak okna w pokoju tłumaczył sobie faktem, że jest w szpitalu, który zapewne nie cieszy się opinią luksusu, biorąc pod uwagę fakt, że morfina jest na wagę złota. Następnego dnia lekarz zezwolił na przesłuchanie, więc Marka odwiedziło dwóch panów. Jeden z nich był wysokim, przystojnym, dobrze prezentującym się mężczyzną około trzydziestki, po którym było widać, że dużo czasu spędza przed lustrem. Drugi natomiast był mizernie ubrany, niski, walczący z nadwagą, nieogolony, po którym widać było, że nie stawiał higieny osobistej na pierwszym miejscu. -Witam panie Mark, nazywam się Antonio Rodriguez, a to mój partner Julio Gonzales, powiedział gruby mężczyzna wskazując palcem na przystojnego kolegę. Chcieliśmy panu zadać kilka pytań. Czy pan coś w ogóle pamięta? Powiedział funkcjonariusz, drapiąc się po nieogolonej twarzy. -Niestety nic, starałem się całą noc sobie cokolwiek przypomnieć. Prawdę mówiąc to mam nadzieje, że to wy mi powiecie, co się stało i gdzie znajduje się moja rodzina? -Może ja panu wyjaśnię, odezwał się przystojny policjant, otóż bardzo mi przykro, ale pańska żona i córka nie żyją. Po reakcji aparatur, do których był podłączony, można było stwierdzić, że Markowi przyspieszył puls a ból głowy nasilił się jeszcze bardziej. Łzy zaczęły mu spływać po policzkach, a oddech zamienił się w ciężkie dyszenie. Gonzales odczekał chwile, licząc na to, że Mark się uspokoi, lecz nic z tego, więc postanowił kontynuować rozmowę. -Pan też miał być martwy, lecz jakimś cudem pan przeżył. Pańska żona i córka zostały brutalnie zgwałcone, a następnie zamordowane. Niestety nie miały tyle szczęścia, co pan. Zwłoki pańskiej żony i córki, zostały złożone na cmentarzu w Nowym Jorku zajął się tym pański przyjaciel nijaki James Tucker, jeśli dobrze pamiętam jest jedyną osobą, która wie, że pan przeżył. Niestety nie wolno się panu na razie z nikim kontaktować jest pan pod ścisła ochroną, kontynuował funkcjonariusz. Obawiamy się, że jeśli ludzie, którzy to wam zrobili dowiedzą się o tym, że pan żyje będą chcieli pana zabić. Mamy już czterech podejrzanych, lecz bez pańskich zeznań nie mamy zbyt wiele dowodów. Na miejscu zbrodni nie znaleźliśmy żadnych odcisków palców, na ciałach pańskiej żony i córki żadnego DNA. Jedyny trop, jaki posiadamy to nagranie z kamery znajdującej się dwie ulice od apartamentu, który pan wynajmował. Nagranie pokazuje jak czterech mężczyzn kieruje się w stronę pańskiego apartamentu. Niestety to tyle, co nic podejrzani zeznali, że tylko tamtędy przechodzili i nie mają z tym nic wspólnego. Z powodu braku dowodów zostali wypuszczeni z prośbą o nieopuszczanie miasta. Więc jeśli to oni, to jedyny sposób, by ich skazać to pańskie zeznania.

— Będzie pan przebywał w tym szpitalu dopóki nie odzyska pan pamięci, wtrącił komisarz Rodriguez. Bardzo mi przykro z powodu pańskiej straty, ale na razie nic nie możemy zrobić. Gdy funkcjonariusze opuścili prowizoryczną sale chorych, Mark patrzył w sufit jak, gdyby informacje otrzymane od funkcjonariuszy w ogóle do niego nie dotarły. Z niedowierzaniem próbował odtworzyć słowa funkcjonariusza, które informowały go o śmierci ukochanej córeczki i żony. Po kilku minutowym patrzeniu w sufit zaczęła wracać mu pamięć nie w zupełności, ale miał przed sobą obraz, obraz, w którym siedzi przywiązany do krzesła i ma pistolet z tłumikiem przystawiony do głowy. Widzi twarz człowieka trzymającego pistolet, lecz nie na nim się skupia, stara się dojrzeć, co się dzieje za jego plecami w nadziei, że ujrzy żonę i córkę. Twarz człowieka trzymającego mu pistolet przy głowie była szczupła i o wyraźnych rysach z odznaczającą się szczęką. Wiedząc, że nie jest w stanie, przypomnieć sobie, co działo się za tym człowiekiem ani chwile wcześniej, wezwał lekarza, który zjawił się natychmiastowo, jakby właśnie stał pod drzwiami i czekał, aż go zawoła.

— Słucham Mark, coś się stało?

— Tak doktorze chyba wraca mi pamięć. Jestem w stanie opisać człowieka, który posłał mi kulkę. -Świetnie Mark, poproszę funkcjonariuszy policji, by się wrócili, opowiesz im całą historie, powiedział lekarz, po czym szybkim ruchem skierował się ku drzwiom. Niestety policjanci zdążyli opuścić szpital. Doktor wrócił do sali, w której leżał Mark i poinformował go o nieobecności policjantów. Lekarz zaczął pocieszać pacjenta, twierdząc, że przypomnienie sobie twarzy zbrodniarza to bardzo dobry znak i wkrótce wróci mu pamięć. Uznał także, iż zeznania powinien złożyć, dopiero po w pełni odzyskaniu pamięci, by upewnić się, że świadomość nie podsuwa mu błędnych informacji.

— Jak długo może potrwać przywrócenie pamięci? Zapytał Mark. -Nikt nie jest w stanie ci tego powiedzieć. Wszystko zależy od organizmu. Odpocznij, trochę to może jutro będziesz mógł wyjść na nasze podwórko, świeże powietrze dobrze ci zrobi. A teraz wybacz, lecz muszę lecieć, mam coś ważnego do załatwienia. Zachowanie lekarza wydawało się Markowi coraz bardziej podejrzane, lecz tłumaczył je sobie ilością obowiązków, jakie posiada starszy lekarz. Kolejna noc w szpitalu była trudniejsza od poprzedniej, cały czas miał przed oczami twarz mężczyzny trzymającego lufę przy jego głowie. Starał się przypomnieć sobie więcej szczegółów tej tragicznej nocy, lecz im więcej wkładał w to wysiłku, tym bardziej jego mózg odmawiał posłuszeństwa. Postanowił, więc nie myśleć o tym i poczekać aż znów mu się objawi kolejny obraz.

Mark White

Mark White, rodowity Amerykanin. Urodzony i wychowany na jednej z wielu ubogich dzielnic Nowego Jorku. Matka bez wykształcenia ojciec weteran wojenny. Do nie tak dawna żonaty z delikatną blondynką o długich nogach, niebieskich oczach i anielskiej twarzy o imieniu Margaret, z którą miał jedno dziecko, jedenastoletnią córkę o imieniu Jasmine, która urodę odziedziczyła po mamie. Wysoki piwnooki mężczyzna o brązowych włosach. Adwokat cieszący się ogromnym szacunkiem w Sądzie, jak i w życiu prywatnym. Sędziowie, prokuratorzy i adwokaci szanowali i podziwiali go za inteligencje spostrzegawczość i powagę. Pewny siebie mężczyzna często miał zaszczyt usłyszeć od podkochujących się w nim koleżanek w pracy, komplementy typu, zamiast w Nowojorskim Sądzie powinieneś być w hollywoodzkich filmach. Stał się legendą. Gdyby sam Szatan stanął, przed Sądem wynająłby Marka, jako obrońcę i zapewne zostałby oczyszczony z zarzutów. Powodem, przez który Mark cieszył się, także szacunkiem ze świata przestępczego był jego najlepszy przyjaciel z dzieciństwa James Tucker. Jeden z największych szefów mafii Nowego Jorku. Mimo że wybrali w życiu całkiem inne kierunki, pozostali wiernymi przyjaciółmi.

Martin Cooper

Zakuty w kajdanki, siedział w więziennym autobusie, odbywając podróż do stanowego więzienia, po tym jak Sąd uznał go winnym próby uprowadzenia dziesięcioletniej dziewczynki z zamiarem gwałtu. Sędzia uznał, że skoro bez skrupułów miał zamiar wyrządzać krzywdę bezbronnemu dziecku, Sąd też nie będzie miał wobec niego skrupułów i skazał go na dziesięć lat pozbawienia wolności. Podczas podróży do więzienia siedział przerażony. Niepewny tego, czego doświadczy w miejscu zwanym piekłem, w modlitwie prosił o pomoc. Świadomy faktu, że nie ma najmniejszych szans, obronić się przed dorosłym mężczyzną prosił Boga o cud. Nigdy nie uczestniczył w bójce, był słaby psychicznie a jego otyłe ciało, uniemożliwiało mu bycie sprawnym fizycznie. Autobus zwolnił, Martin spojrzał przez szybę, gdzie ujrzał szereg wysokich płotów, które przez kolejne dziesięć lat miały odcinać go od świata. Z przodu autobusu, pojawił się szczupły blondyn, trzymając strzelbę w ręku głębokim głosem zaczął mówić -Panie i panowie wkrótce będziemy się zbliżać do piekła, gdzie ten autokar kończy bieg. Dziękujemy za korzystanie z naszych linii i życzymy miłego pobytu. Autobus się zatrzymał. Martin miał coraz mniej kontroli nad własnym ciałem, skurcz żołądka sprawiał, że powstrzymywał potrzebę zwymiotowania. Z przodu autobusu pojawił się ten sam głęboki głos. -Dobra dziewczyny podróż dobiegła końca, ruszcie więc cipki i won z autobusu. Po opuszczeniu autobusu kazano Martinowi wraz z innymi więźniami ustawić się w szeregu. Zza wielkiego płotu, do którego Martin stał plecami wydobywały się głosy bezlitosnych zbrodniarzy oczekujących na świeże mięso, którzy wykrzykując przezwiska witali nowych więźniów. Choć wraz z nim w szeregu stało dwadzieścia osób, to miał wrażenie, że więźniowie zza płotu przyglądają się tylko jemu. Ja tu umrę, pomyślał Martin, który nie potrafił powstrzymać łez. Otworzyły się metalowe drzwi, z których wyszedł niski mężczyzna z widoczną łysiną na głowie. Przechodząc wzdłuż szeregu, przyglądał się każdemu nowemu więźniu. Przerażony umysł Martina wmawiał mu, że mężczyzna przyglądał mu się znacznie dłużej niż pozostałym. -Witam was w moim więzieniu, powiedział niski naczelnik, gdzie ja ustalam zasady i ja decyduje o waszym losie. Przez cały okres waszego pobytu w moim więzieniu będziecie przestrzegać moich zasad. Złamanie, którejkolwiek z zasad będzie ciężko karane. A teraz won pod prysznic zawszone bydlaki. Po zimnym prysznicu, o ile bycie oblewanym szlałfem można nazwać prysznicem, Martin dostał ubranie, prześcieradło oraz śmierdzący koc, po czym wyznaczono mu celę. Więzienny blok, w którym Martin miał spędzić dziesięć lat był złą sławą owiany, słyną z licznych pobić, gwałtów oraz mordów, co jeszcze bardziej dobijało załamanego Martina. Podążał ponurym korytarzem, którego szare ściany odbierały nowym więźniom nadzieje. Po żelaznym półpiętrze z opuszczoną głową szedł do nowej celi. Wchodząc do dwuosobowej celi zauważył, że dolne łóżko jest pościelone. Po tym, jak położył swą pościel na górne łóżko, opar głowę o ścianę i zaczął się modlić, prosząc Boga o wyrozumiałego więźnia, z którym będzie dzielił celę. Chwilę później do celi wszedł wysoki dobrze zbudowany mężczyzna. Zapuszczona broda oraz liczne tatuaże sprawiały, że wyglądał jak przywódca gangu motorowego. Brodaty mężczyzna podszedł do Martina i wyciągnął rękę, by się przywitać.

— Cześć jestem Dave, powiedział brodaty olbrzym. Martin uszczęśliwiony, że modlitwy się spełniły, gdyż mężczyzna był całkiem miły, wyciągnął rękę, by odwzajemnić uścisk i się przedstawić. -Martin jestem, miło cię poznać.

— Dobra Martin to teraz padniesz na kolana i possiesz mi penisa. Martin zesztywniał strach, który nad nim zapanował, nie pozwolił mu w żaden sposób odreagować. Starał się odzyskać nad sobą kontrolę, lecz nim zdołał to zrobić, kątem oka zauważył potężną pięść kierującą się w jego stronę. Cios, który otrzymał w szczękę powalił go z nóg, lecąc na podłogę uderzył głową w ścianę i stracił przytomność. Gdy się obudził, leżał na dolnym łóżku, miał upuszczone spodnie i głowę przyciśniętą do łóżka silną ręką Dave’a, którego siła nie dawała Martinowi najmniejszych szans walki. Tłuścioch, lubię takich. Usłyszał Martin, po czym poczuł potężny ból i wchodzącego w niego mężczyznę. Krzyczał, prosił, lecz daremnie. Został zgwałcony, jeśli kiedykolwiek w życiu czuł się mężczyzną, to właśnie mu to odebrano. Gdy olbrzym z nim skończył, z uśmiechem na twarzy wstał i zapiął rozporek. Martin wciąż leżał na łózko, płakał jak małe dziecko, krztusił się we własnej ślinie i nie mógł złapać oddechu.

— Złaź z mojego łóżka świnio, pogardliwie krzyknął brodaty olbrzym. Martin nie reagował, leżał w bezruchu, plamiąc łzami poduszkę olbrzyma. Zdenerwowany brakiem reakcji Dave, chwycił Martina za wsiaż, podnosząc go do góry. Dwoma potężnymi ciosami z otwartej ręki ukarał, Martina nie posłuszeństwo, po czym rzucił nim o podłogę. -Teraz słuchaj uważnie, powiedział Dave. Martin nie reagował schował głowę w skulone kolana pozwalając, by łzy spływały na podłogę. Jesteś teraz moją własnością, kontynuował Dave, będziesz robił, co ci każe i kiedy ci każe. Jeśli w środku nocy cię obudzę i każe ssać fiuta to z uśmiechem na twarzy, wykonasz polecenie. Potężny Dave głośno się roześmiał, po czym dodał. Nie masz wyboru, jeśli będziesz nie posłuszny, to będziesz brany siłą, ja zawsze dostaję to, czego chcę. Zrozumiałeś? Martin nie odpowiadał jego otyłe ciało, trzęsło się niczym galaretka. Dopiero, gdy zauważył jak potężny Dave kieruję się w jego stronę, by ponownie go ukarać szybko wykrzyknął.

— Tak rozumiem. -To odpowiadaj na pytania, bym nie musiał się denerwować. Będziesz wszystkim, czego mi brakuję żoną sprzątaczką i wiele więcej rozumiesz? -Tak odpowiedział przerażony Martin. -To jak będzie, będziesz posłuszny czy chcesz być brany siłą? Zamyślony Martin nie odpowiadał, próbując znaleźć wyjście z sytuacji. Nie miał pojęcia, co mógłby zrobić, by odmienić swój los. Stawianie oporu wielkiemu mężczyźnie nie wchodziło w rachubę. Strach nie pozwoliłby mu podjąć walki a nawet gdyby się odważył nie miałby szans. Pozostały mu, więc dwie opcje. Słuchać bezlitosnego olbrzyma i spełniać jego ohydne zachcianki bądź poskarżyć się strażnikom. Co, jeśli skarżenie się pogorszy moją sytuację? Pomyślał. W miejscu nazywanym piekłem strażnicy byli przekupni i za paczkę papierosów przymykali oko na krzywdę, jaką doświadczali słabsi więźniowie. -Pytam się ciebie kurwo, wykrzyczał, zdenerwowany brakiem reakcji Dave. Chcesz być katowany i brany siłą czy będziesz posłuszny? Bo za chwilę moja cierpliwość się skończy i sam podejmę za ciebie decyzję. -Dobrze będę posłuszny, odpowiedział pozostawiony bez wyboru Martin.

Meksyk

Następnego ranka po skromnym śniadaniu składającym się z dwóch kromek chleba, kostki masła oraz plasterka szynki, przyszedł czas na Marka pierwsze wyście od ponad dwóch tygodni na świeże powietrze. Wyszedł na podwórko zdziwiony, że ogród jest tak piękny i zadbany. Równo skoszona trawa, jabłonie i kwiaty wszelkich gatunków sprawiały, że podwórko wyglądało niczym rajski ogród. Spojrzał na lekarza, który zauważając zdziwioną minę Marka, natychmiast wyjaśnił.

— Dostaliśmy dodatek na remont podwórka a tak się złożyło, że nasz konserwator był kiedyś ogrodnikiem. Po wyjściu na podwórko, Mark poczuł pieczenie słońca, którego promienie raziły twarz osłabionego pacjenta. Zazwyczaj dobrze prezentujący się Mark teraz wyglądał jak wrak człowieka. Nieogolony i w szpitalnej piżamie spacerował po podwórku pod nadzorem dwóch uzbrojonych policjantów. Zastanawiał się, co dalej począć. Po takiej stracie nie widział sensu życia, lecz z tyłu głowy coś mu wciąż mówiło, że to wszystko nieprawda, że to tylko jeden wielki koszmar i, że niebawem się obudzi. Po chwili spacerowania poczuł ogromny ucisk w głowie. Strumień obrazów, za którymi nie był w stanie nadążyć, zalał jego umysł. Pozbawiony kontroli nad własnym ciałem zaczął się chwiać, co zauważył strażnik, lecz nim zdążył dobiec, Mark mdlejąc rozłożył się na podłodze. Po dwudziestu minutach przebudził się w swoim pozbawionym okien pokoju. Doktorze, krzyknął. Lekarz pojawił się natychmiastowo, uspakajając pacjenta faktem, że stracenie przytomności świadczy tylko o tym, iż nie odzyskał w pełni sił. Z łzami w oczach Mark odpowiedział.

— Doktorze ja wszystko pamiętam, proszę wezwać policjantów, którzy mnie wcześniej przesłuchiwali. Lekarz natychmiast poleciał poinformować dwóch policjantów stojących za drzwiami o zaistniałej sytuacji, nakazując im, by wezwali funkcjonariuszy prowadzących śledztwo. Pół godziny później do pokoju weszli funkcjonariusze Rodriguez i Gonzales. Mark nakazał policjantom usiąść, po czym drżącym głosem rozpoczął zeznania.

— Wszystko sobie przypomniałem. Teraz bardzo żałuje, wolałbym do końca życia pozostać nieświadomy. Tego lata postanowiliśmy spędzić wakacje w Puerto vallarta. Po wylądowaniu z żoną i jedenastoletnią córką pojechaliśmy prosto do apartamentu, gdzie czekała na nas właścicielka z kluczami. Pierwszy dzień w Meksyku spędziliśmy w apartamencie, nie wychodząc na krok. Na drugi dzień, po długim dniu zwiedzania i relaksu na plaży udaliśmy się na kolacje. W restauracji było wiele gości wśród nich czterech zbirów, którzy nam to zrobili. Zauważyłem już podczas posiłku, że uważnie się nam przyglądają, lecz nie zwracałem na to większej uwagi a poza tym, gdy weszliśmy byli już w połowie swoich posiłków, założyłem więc, że niedługo wyjdą i tak właśnie było. Po kolacji wsiedliśmy do taksówki, która przywiozła nas do domu, gdzie córka oznajmiła, że jest zmęczona i idzie się położyć. Żona natomiast włączyła po cichu muzykę i nalała nam po lampce wina, siedzieliśmy tak sobie w romantycznej atmosferze i rozmawialiśmy. Mark napił się wody i z łzami spływającymi mu po policzku kontynuował zeznania. Około północy zadzwonił dzwonek, podszedłem do drzwi troszkę zaniepokojony i spytałem, kto tam. Tajemniczy głos odezwał się, twierdząc, że jest taksówkarzem i, że córka zostawiła w jego samochodzie telefon. Nie zastanawiając się otworzyłem drzwi. Do domu wtargnęło czterech mężczyzn z restauracji. Dwóch z nich rzuciło mnie na podłogę i zaczęło kopać a pozostałych dwóch rozeszło się po domu. Z podłogi zauważyłem jak jeden podbiegł do mojej żony. Uderzył ją pięścią w brzuch, po czym zakleił usta taśmą. Drugi natomiast pobiegł na górę. Gdy skończyli mnie okładać podnieśli mnie, zakleili usta taśmą i przywiązali do krzesła. Chwilę później zauważyłem, że facet, który pobiegł na górę trzymał moją córkę z taśmą na ustach i odciskiem palców na policzku. Przywiązany do krzesła i bezradny spojrzałem na swoją przerażoną żonę, która wskazywała tym bandytom na taśmę na ustach, jak gdyby miała coś do powiedzenia. Facet, który założył jej taśmę na usta chwycił, ją za włosy i zerwał taśmę z jej ust. Grożąc, że jeśli powie coś, czego nie chce usłyszeć bądź głośniej niż powinna gorzko pożałuje. Żona drżącym głosem błagała o litość prosząc, by wzięli pieniądze i nie robili nam krzywdy. Chudy napastnik ze spokojem ją wysłuchał, po czym założył taśmę na jej usta i uderzył pięścią w brzuch wykrzykując.

— Ty głupia amerykańska ździro, nie jesteśmy tu by was okraść z waszych marnych groszy. Dwóch napastników okładających mnie pięściami uniemożliwiło moją próbę wyrwania się z krzesła. Okładali mnie przez około minutę i kiedy przestali byłem już pół przytomny i nie miałem sił drgnąć. Pamiętam ich dokładnie tych drani wszyscy mieli latynoską karnacje prócz jednego. Pierwszy był wysokim i bardzo chudym mężczyzna około trzydziestki, miał czarne długie włosy u plątane w kitkę i bardzo kościstą twarz. Wyraźnie odciskającą się szczękę i przerażające spojrzenie skrzywdzonego psychopaty pragnącego zemsty na całym świecie. To właśnie on był przywódcą tych bezlitosnych drani i to właśnie on posłał mi kulkę. Drugi był szczupłym brunetem też dość wysokim. Włosy miał uczesane w górę i pamiętam, że na szyi miał wytatuowany jakiś napis. Trzeci zaś był gruby i niski z dużym czołem i o czarnych kręconych włosach. Po minach, jakich robił odniosłem wrażenie, że jest upośledzony. Czwarty natomiast nie miał latynoskiej cery, był bardzo blady. Włosów też nie miał czarnych, tylko blond i niebieskie oczy. Pozostali wołali na niego gringo. Po tym jak zostałem obłożony pięściami przez dwóch napastników, bladego i tego z tatuażem na szyi podszedł do mnie ich przywódca, trzymając Margaret za włosy powiedział. -Twoja głupia żona chciała nam dać pieniądze, lecz nie po to tu jesteśmy. Roześmiał się, po czym dodał, pokaże ci, po co tu przyszliśmy. Chwycił Margaret za ręce, nawet nie stawiała oporu. Przerażona wystawiła ręce pozwalając mu owijać wokół nich taśmę. Następnie rzucił ją na sofę, na której wcześniej piliśmy wino i zaczął zdzierać z niej ubranie. Żona spojrzała na mnie wzrokiem nakazującym milczenie, gdyż widać było, że nasz krzyk i cierpienie sprawiały sprawcą przyjemność. Chcieli bym wszystko widział, bo gdy kuliłem głowę, by na to nie patrzeć to mi ją podnosili upewniając się, że wszystko oglądam. Margaret była w stanie znieść krzywdę jaką jej wyrządzał w nadziei, że nie skrzywdzą naszej córki, którą w jednej ręce trzymał, ten grubas a drugą ręką macał się po kroczu, patrząc jak z mojej żony są zdzierane ciuchy. Po zerwaniu z niej wszystkich ubrań zaczął ją obmacywać po piersiach i ściskać za pośladki mówiąc.

— Lubię takie spokojne dziwki, po czym zaczął ją brutalnie bić i gwałcić. W tym momencie gruby napastnik rzucił Jasmine na podłogę, po czym zaczął zdzierać z niej ubranie. Próbowałem, się podnieść a Margaret próbowała się wyrwać, lecz żadnemu z nas się nie powiodło. Próbowaliśmy też krzyczeć w nadziei, że ktoś przyjdzie nam z pomocą, lecz taśmy na ustach tłumiły nasz krzyk. Mark zaprzestał, na chwile wziął głęboki oddech, napił się wody i spojrzał na gliniarzy, którzy uważnie słuchali jego zeznań.

— Może chce pan byśmy zrobili sobie przerwę, wtargnął Rodriguez. -Nie, będę kontynuował, odpowiedział Mark. Więc siedziałem przymocowany do krzesła. Obity niemal do nieprzytomności i bezradny niczym dziecko pozostawione na pustyni. Musiałem się przyglądać jak gruby drań zdziera, ubranie z mojej małej córeczki a następnie bezlitośnie ją gwałci. Mimo taśmy na jej ustach słyszałem, jak próbuję krzyczeć.

— Tatusiu proszę pomóż mi. Policjanci przesłali Markowowi spojrzenie pełne współczucia. Mark po kolejnym łyku wody kontynuował zeznania. Gdy ten drań, bez serca skończył z moją żoną, była już tak wyczerpana krzykiem i tą cała sytuacją, że przestała stawiać opór. Leżała w bez ruchu patrząc się w sufit, jak gdyby wstydziła się spojrzeć mi w oczy. Chudy napastnik, który właśnie skończył ją gwałcić podszedł do nas i powiedział do dwóch pilnujących mnie zbirów. -Skończyłem, zabawcie się teraz wy a ja dopilnuję, żeby wszystko widział. Chwycił mnie za głowę, mocno przytrzymując zmusił, do patrzenia jak dwóch gwałcicieli zabawia się moją żoną. Brali ją po kolei, jakby w pełni chcieli wykorzystać pieniądze zapłacone taniej prostytutce. Margaret nawet nie reagowała, jakby znajdowała się w innym miejscu, bądź była martwa. Gdy cała czwórka już się nasyciła moją żoną i córką, trzech z nich stanęło, u mego boku a chudy długowłosy napastnik wyciągnął pistolet. Przyciągnął Jasmine między krzesło, na którym siedziałem a sofę, na której leżała Margaret. Upewnił się, że obaj patrzymy i strzelił jej w głowę. Jej krew zalała mi twarz. Gdy Margaret ujrzała na oczy śmierć własnego dziecka, podniosła się i biegiem ruszyła w jego kierunku, niczym dzikie zwierzę planujące atak, lecz nim zdążyła, się do niego zbliżyć morderca wycelował w nią broń i pociągnął za spust. Jej ciało opadło, pozostawiając na podłodze kałużę krwi, po czym podszedł do mnie i powiedział.

— Podobał ci się seans? Mam nadzieje, że tak, bo to był twój ostatni. Wycelował pistolet w moją głowę, odwrócił się bokiem, jakby nie chciał tego widzieć, bądź raczej nie chciał się ubrudzić krwią i strzelił. Pistolet, z którego strzelał miał tłumik i nie narobił żadnego hałasu, więc może byście mi wyjaśnili jakim cudem trafiłem do szpitala, spytał Mark

— Otóż właśnie, odezwał się Gonzales. Wyjaśniając, że podczas wręczania kluczy właścicielka zapomniała poprosić o podpis i po nieudanych próbach skontaktowania się z Markiem telefonicznie, postanowiła przyjechać. Po daremnym pukaniu zauważyła, że drzwi są otwarte. Weszła do mieszkania, w którym znalazła trzy ciała. -Mam tu dla pana dziesięć zdjęć wtrącił, się Rodriguez podając Markowi kopertę i prosząc, by wśród nich rozpoznał i odłożył na bok zdjęcia morderców. Mark otworzył kopertę i zaczął przeglądać zdjęcia. Po kamiennym wyrazie twarzy można było stwierdzić, że rozpoznaję na nich mężczyzn odpowiedzialnych za tragedię, jaką go spotkała. Odłożył na bok cztery zdjęcia jedno koło drugiego.

— To oni stwierdził. W tym momencie otworzyły się drzwi, przez które do sali wszedł lekarz.

— Dzień dobry przepraszam, że przeszkadzam, ale mam coś, co pomoże, w dalszym przesłuchaniu, powiedział, lekarz trzymając strzykawkę w ręku. Udało mi się zdobyć trochę morfiny. Podam zastrzyk, by pacjent był w stanie kontynuować. Po wstrzyknięciu morfiny lekarz jeszcze raz przeprosił i pospiesznie opuścił salę. Po wyjściu policji Mark leżał na swym łóżku i rozmyślał. Zastanawiał się czy nie popełnił błędu, składając zeznań. Czy jego żądza zemsty zaspokoiłaby się widokiem czterech gwałcicieli posłanych za kratki? Zaczął żałować złożenia zeznań, gdy przypomniał sobie, że gdy siedział przywiązany do krzesła zaprzysiągł zemstę. Oczywiście wiedział, że w każdej chwili mógł wycofać złożone zeznania mówiąc, że był pod wpływem środków znieczulających, lecz wiedział też, że będzie to nieco podejrzane w oczach organów ścigania i, że jeśli coś by się stało czterem mordercom, to byłby pierwszym podejrzanym. Postanowił, więc przystać na tym i zobaczyć, co będzie. Mijały tygodnie, spacery po szpitalnym podwórku były, coraz dłuższe a Mark powoli dochodził do siebie. Choć od ostatniego przesłuchania minęło parę tygodni to Gonzales i Rodriguez nie odwiedzili Marka ani razu. Starał się tym nie przejmować. Wiedział, że takie procedury mogą długo trwać, zwłaszcza, jeśli chodzi o morderstwo. Dziwił go jednak fakt, że lekarza, którego się nim wcześniej opiekował zastąpił młodszy i mniej doświadczony. To pewnie świadczy, o poprawie mojego zdrowia tłumaczył sobie Mark. Zastanawiał się także czy zostać w Meksyku aż ten cały koszmar się skończy, czy też powinien wrócić do Stanów i wstawiać się, kiedy tylko będzie potrzebny. W końcu był już w pełni sprawny i wolałby opuścić miejsce, w którym spotkało go tyle nieszczęścia. Po paru dniach Marka odwiedziło trzech gości. Dwóch funkcjonariuszy policji Gonzales i Rodriguez, oraz jego najlepszy przyjaciel James Tucker. Mark trochę się zdziwił widząc Jamesa a równocześnie ucieszył, że końcu jest ktoś na kim mógłby polegać w tych ciężkich dla niego chwilach. Oceniając, po smutnych minach zauważył, że nie mają dobrych wieści.

— Co się stało? Spytał za niepojony Mark.

— To na nic oni zwiali, odpowiedział zasmucony James

— Próbowaliśmy ich, odnaleźć wtrącił się Rodriguez. Szukaliśmy wszędzie u przyjaciół, po rodzinie, lecz nie zostawili po sobie żadnych śladów. Obawiamy się, że już dawno mogą być poza granicami naszego kraju. Mark nie zareagował, na to zbyt nerwowo przyjął tą wiadomość, jakby się tego spodziewał, bądź nawet na to liczył. Spojrzał na Jamesa, który właśnie zaczął mówić, wyjaśniając przyjacielowi, że dalsza hospitalizacja nie ma sensu, gdyż na czas poszukiwań śledztwo zostało zawieszone i policja nie jest w stanie zagwarantować mu dalszej ochrony. Podał Markowi garnitur prosząc, by go włożył, gdyż zabiera go do domu, gdzie będzie w stanie zapewnić mu bezpieczeństwo. Policjanci spojrzeli na Jamesa ze zdziwieniem, zastanawiając się czy jest osobą ważną typu komendant policji, czy raczej typu Don Vito Corleone. James kontynuował rozmowę.

— Będziesz mógł odwiedzać groby Margaret i Jasmine i spokojnie czekać aż organy ścigania znajdą tych bydlaków. Wymawiając organy ścigania rzucił spojrzenie dwóm policjantom podkreślając, że o nich mowa. Zbieraj się za dwie godziny mamy samolot, na dole czeka samochód z dwoma moimi ludźmi. W drodze na lotnisko panowała śmiertelna cisza, dopiero w połowie drogi James się odezwał. -Sporo się dowiedziałem podczas twojego pobytu w szpitalu. Wszystko ci opowiem, gdy będziemy w domu ok Jackie? Mark uśmiechnął się usłyszawszy przezwisko Jackie. James był jedyną osobą, która się tak do niego zwracała właściwie to James nadal mu to przezwisko i nie pozwalał nikomu innemu się do niego tak zwracać. Przezwisko nadał mu w dzieciństwie, gdyż Mark często kaleczył się podczas prób odtwarzanie kaskaderskich wyczynów Jackiego Chana.

Martin Cooper

Resztę dnia Martin spędził siedząc na podłodze, dopiero o 21.30 otrzymał pozwolenie wejścia do łóżka. Gdy już się wdrapał na górne łóżko, wtulił się w poduszkę i przepłakał całą noc. Zaczął szczerze żałować wszystkich złych rzeczy, jakich się w życiu dopuścił. Jednocześnie zdawał sobie sprawę z faktu, że nie był w stanie oprzeć się małym dzieciom. Następnego ranka strażnicy zaczęli walić pałkami o kraty cel, następnie wchodzili do każdej celi upewniając się, że liczba więźniów się zgadza. Po tym jak strażnicy opuścili cele, Dave podszedł do kranu, by opłukać zaspaną buzię zimną wodą, po czym z pełną powagą zaczął rozmowę.

— Dziś podczas obiadu i spacerniaka nie oddalisz się ode mnie na krok, rozumiesz?

— Tak rozumiem, odpowiedział potulny Martin.

— Tak, co? Martin osłupiał, nie wiedział czego dryblas oczekuję. Panicznie bał się udzielić błędnej odpowiedzi, gdyż to mogło prowadzić do agresywnego zachowania wielkiego Dave’a.

— Jesteś moją własnością i masz się do mnie zwracać mistrzu, rozumiesz?

— Tak.

— Tak co? Wykrzyczał pełen agresji Dave.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.