E-book
7.88
drukowana A5
10.31
Monolog Boga

Bezpłatny fragment - Monolog Boga


Objętość:
24 str.
ISBN:
978-83-8431-685-6
E-book
za 7.88
drukowana A5
za 10.31

Wstęp

Obiecuję, iż żadnego zdania nie wypowiem w złości. Obiecuję też, że wszystko wytłumaczę i pocieszę cierpiące dusze. Nie jestem tym, za kogo mnie macie. Nie jestem tym, którego stworzyliście na podobieństwo Waszej wyobraźni. Jestem znacznie skromniejszy, mniejszy i do Was niepodobny zupełnie. Nie wyglądam, ja po prostu jestem, jako byt, którego wyobrazić sobie nie umiecie. Nie mam głosu, przeto nie przemawiam do Was w sposób, w jaki byście sobie życzyli. Ten kto moim językiem włada, ten mnie usłyszy, lecz nie władacie nim wszyscy. Chodząc na mszę świętą, nie wszyscy do mnie przemawiacie, nie wszystkich Was słyszę i w moim imieniu działając zbrodnie, bądź cuda- podpisujecie się krwią wiernych Wam, bowiem to wy owym Bogiem wówczas jesteście.

Znam Was wszystkich doskonale, pamiętam, jak byliście jeszcze noworodkami, z ciekawością w waszych ogromnych, rozumnych oczach wchłaniającą to, co jeszcze nieznane. Pamiętam Wasze pierwsze słowa i pierwsze zachwyty. Pamiętam wszystko, co robiliście pierwszy raz i raz ostatni. Pamiętam wszystkie wasze przysięgi i to ciężkie zwątpienie w sens życia. Ja to wszystko wiem. Możecie mnie pytać, czy nad Wami czuwam. Odpowiem Wam wówczas, że czuwam nad wami bezustannie. Zapytacie mnie, czy Was kocham. Kocham każdego z Was całym moim sercem. Wiem, nurtuje Was, dlaczego pozwoliłem, by ciężka choroba zabrała Waszych bliskich, by dotknęła Was wojna, tortury, by umarło Wasze dziecko- takie dobre i niewinne i jeszcze we mnie wierzące. Posłuchajcie mnie uważnie, byście nie wtargnęli na grząski teren, mówiący, że Bóg tak chciał, kreując swój boski plan. Jakżebym mógł chcieć Waszej śmierci? Jakżebym mógł zabrać Wasze dziecię w imię jakiegoś planu? Jakżebym mógł, niezmącony niepokojem patrzeć, jak pożera Was choroba, wojna, bądź niekiedy nawet Wasza głowa? Posłuchajcie mnie uważnie- jedyne, co mogę wówczas uczynić, to płakać nad Waszym losem z Wami, nie ma żadnego boskiego planu. Nie ja jestem panem waszego życia i waszej śmierci, za to jestem Waszym przyjacielem. Zupełnie nie jestem taki, jakiego mnie opisaliście. Jestem znacznie mniejszy. Nie mam czterech metrów wzrostu, nie mam ciągnącej się po niebiańskich pokojach białej brody i nie mam płci- nie cechuje mnie Wasza ludzkość. Wiem, że chcieliście mnie po prostu zrozumieć, zbliżyć się do mnie- toteż wybraliście drogę mnie uczłowieczającą. Wiem, że każdy mnie zna, wiem, że historia dyktując zniewieściałe zbrodnie, miała mnie rzekomo na czele. Nie przyjmuję Waszej ofiary. Ja nigdy nie chciałem od Was żadnej ofiary i jeżeli sprezentujecie mi takowąż- nie przyjmę jej, bo ona nigdy dla mnie nie była.

Spowiadacie się ze swych grzechów księżom, którzy rzekomo władają mym językiem. Bądźcie uważni, bardzo niewielu rzeczywiście potrafi władać tymże językiem. Pamiętajcie, iż jeżeli nosicie w sercu swym dobro, czyniąc je naokoło- jesteście wolni od grzechu. Nie ufajcie zniewieściałym, rządnym boskiej władzy, niby- świętym przestrogom, mówiącym, żeście grzesznikami. Nie ufajcie tym zbyt skomplikowanym ustom, mówiącym że grzechem jest coś, co nim nie jest. Stworzyliście kościół- mieliście do tego prawo, lecz nie czyńcie bliźniemu krzywdy, iż do niego nie uczęszcza. Nie to jest grzechem. Słucham Was wtedy, gdy otwieracie na mnie serca- czy w kościele, czy na łonie natury, czy gdziekolwiek poprowadzi was dzień. Bądźcie wrażliwsi na prostoduszność miłości was otaczającej. Zwróćcie na nią uwagę, ujrzyjcie, jakaż ona prosta. Skomplikowana miłość zazwyczaj z miłością nie ma nic wspólnego. Nie kocham was w skomplikowany sposób, nie czuwam nad wami w sposób nieprosty. To wszystko jest prostoduszne, kocham Was, rzeczywiście pojmując ducha miłości. Kocham Was naprawdę. I nigdy nie przestanę Was kochać. Kocham Was szczególnie wtedy, gdy błądzicie. To właśnie wtedy potrzebujecie najwięcej mojej miłości. Wtedy Wam ją daję, nic nie tracąc z tej przyczyny, nie zabierając jej także przy tym nikomu. Widzicie? To proste. Na tym polega miłość.

Wojna

Buddyzm, chrześcijaństwo, islamizm, hinduizm, sikhizm, judaizm, bahaizm… Mam do Was pytanie. Dlaczego tak to skomplikowaliście? Dlaczego język miłości, który powinien być uniwersalny, tak się od siebie różni? Dlaczego kochacie się w innych językach? Widzę, że boicie się miłości, bardziej niż czegokolwiek. Niektórzy z was postanowili ją zwyczajnie zabrać, wygrażając przed jej dobroduszną twarzą palcem. A palec zamienił się pewnego dnia w wojnę. To straszne słowo, na którego dźwięk przechodzą ciarki. Dlaczego walcząc w moim imieniu, czyiś sztylet zanurza się w czyimś sercu? Żadne imię nie pragnie takiego poświęcenia. Grzechem jest nazwanie tego poświęceniem. Powiem Wam, czyje imię pragnie wojny- zło. Nienawiść. Władza. Niektórzy z Was mają ambicję zostania Bogiem, przeto wypowiadają boskie wojny i zdawać by się mogło, że wszystko o boskości wiedzą. Nie warto z tego powodu umierać i nie wolno z tego powodu zabijać. Bo jakże to tak można prześladować, gdy ktoś nieco inaczej patrzy na świat? Oni nigdy nie walczyli dla mnie, oni wszyscy walczyli dla władzy. A ci co walczą dla władzy, ci co kierują się złem, nie mają czasu we mnie wierzyć. Nie ufajcie nigdy żądnym krwi cudzych ambicjom. To nigdy nie jest dla Boga.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 7.88
drukowana A5
za 10.31