Życie pełne zakrętów ma swój smak i nie jest nigdy nudne, ale można przy tym zachować przyzwoitość — Darek Rogers
Rozdział I
Wiersze i teksty piosenek — wybrane przypadkowo
Maluj swój świat
Żyjesz w niespokojnych latach,
Czasami przeszłością, czasami do przodu,
Czasami z dnia na dzień nie oglądając się wstecz
Wciąż szukasz swojej drogi, chcesz dokądś dojść
Ktoś zadaje pytania, Ty nie szukasz odpowiedzi
Choćbyś bardzo się starał i tak nikogo to nie
obchodzi.
Kiedyś polecisz sam do nieba bram w swoim śnie
Wyprostujesz zakręty, wygładzisz wzgórza
w myślach swoich
Nie musisz tłumaczyć, zrobisz jak chcesz, dla siebie,
czy dla innych
Miłe fragmenty życia zostaną zawsze zapisane
w Tobie
Dziwne zdarzenia, niedokończone rozmowy, złote
strumienie,
Wiatr wiejący do Ciebie muzyką z każdej odległej
nawet strony.
Po co komu dłoń, która nie trzyma innej dłoni,
Po co komu oczy, które nie spotkają innego wzroku
Po co komu przyjaźń martwa w samotności
Po co, tak często wymawiane.
Kiedy ktoś powie nie warto, ty to zrób
Kiedy ktoś powie przestań, ty dalej mów
Struny ktoś zabierze Ty sobą graj
Maluj zawsze sam swój własny świat.
W dniu urodzin
Przepraszam, z góry, pierwszy raz,
choć myśli dziwne wokoło,
Przepraszam, niewiele kosztuje mnie,
a proste nigdy nie jest,
Przepraszam, za to, co napisałem,
że właśnie dzisiaj to śpiewam
Przepraszam, za tu i teraz
że nie umiałem inaczej
Przepraszam, wielokrotnie, a jakby raz
za przypomnienie ile już dzisiaj
za przypomnienie ile już dzisiaj
ile już dzisiaj masz lat, ile masz lat
Życia opowieść
Idziesz przez świat, kochasz ludzi
Czasami ktoś zatrzyma Ciebie
Chce z Toba razem iść
Chce z Toba razem iść
Dajesz mu wszystko, czego nie ma
Czy możesz więcej, pokarze czas
Pokarze czas, czas pokarze
To takie miłe coś komuś dać
Bez słowa, tak po prostu
Zawieje ciepły wiatr
Zrozumienia, zrozumienia i miłości
Zatrzymać czas, niejeden chce
Różnych sposobów się imając
Twoja opowieść, nigdy
Nigdy nie zakończy się, nie zakończy się.
Tak łatwo
Zburzyć można tak łatwo
Zbudować trudniej jest
Na Świecie pełnym fałszu
Cierpienia, bezsensu i łez
Jedno słowo za dużo powiedziane
Jeden niewłaściwy gest
Szyderczy uśmiech za plecami
Uwolnić od tego nie można się
Mówić już nie chce nikt
Słuchać już dawno przestano
Czasami tylko znajdzie się ktoś
Kto wyszepta słowa — nie pozwalam
Wygodniej jest żyć nam z boku
Pokazać palcem, odwrócić wzrok
Przywalić komuś znienacka
Przecież lustro zasłonięte jest.
Twój mózg
Szalony pojazd myśli twoich
Przemknął ulicą marzeń i snów
Jedynym przejściem nieoznaczonym
Przefruniesz kiedyś na drugi brzeg
Doczekasz spełnień marzeń i snów
Siedząc w kawiarni naprzeciwko
W szalonym tempie łyków stu
Kwiatów nie tylko w butonierce
Kumple, telewizor i piwko
Czy tylko na to ciebie stać
Olewaj wszystko i wszystkich wokoło
Nie dbaj o stolik, przy którym jesz
O książki nigdy nieprzeczytane
O tornister i mózg swój też.
Postanowienie
Budzisz się rano i postanawiasz,
źycie swe zmienić od dzisiaj
Ścielisz łóżko, myjesz zęby,
Sprzątasz wczorajszy zły dzień.
Wyprasowany na glanc i uczesany
Zjadasz wzorowo mleczną zupkę
Idziesz do szkoły wcześniej niż zwykle
I w pierwszej ławce robisz notatki
Ale po lekcjach koleś cię woła
No i dziewczyny machają do ciebie
Chwilę pomyślisz o tym poranku
I postanowisz.. od jutra zmiana.
Już czas zmienić świat
Już czas, a może nie.
A może nie, a może nie.
A może nie.
Zimowy sen
Wystarczy dotyk, ciepłe wspomnienie
Uśmiech, dwa słowa mailem wysłane
I czasem tylko głos twój w słuchawce
Pomoże przetrwać kolejny poranek
Szaro za oknem, rozwiane myśli
Ostatnie ptaki już odlatują
Szeleszczą liście pod stopami
Puste ławeczki w parku moim
I tylko czasem usłyszę Twój głos
Gdzieś w tłumie na deptaku
Zatrzymam się, rozejrzę się
To tylko w mojej głowie gra
Wiosna nadejdzie przecież po zimie
W blasku porannych promyków
Z długiego snu Świat się obudzi
I będzie jak dawniej- cieplutko- powiesz.
Koperta
Pokręcone jest całe życie
Pokręcony cały świat
Ci, co biorą i ci, co dają
Kręcą też, nakręcają nas.
Koniak przechodni, koniak przechodni
Zostały flaszki, płyn wylał się.
Wszyscy chcą wyrwać kopertę
Nie wszystkim dawać się chce
Światem kręcą mali ludzie
Twarze w chmurach schowali swe
Niech wsadzą sobie koperty te
I niech mnie więcej nie kręcą
Wolę spić tanie winko swoje
I się nim mocno nakręcić.
Firmówka
Z ławki w mym parku zsunął się ktoś,
Pijany, naćpany taki jak ty gość,
Nie wiedział gdzie jest odpłynął w dal
Przechodząc obok pomyślałem nie jest mi żal.
Koło mego domu siedzi sobie ktoś,
Leży przed nim kapelusz i w nim jeden grosz
Szare oczy wpatrzone na mnie przenikliwie
Spoglądam przez ramię i nie jest mi żal.
Ktoś wpadł pod auto inny z mostu spadł
Młoda dziewczyna przyćpała na śmierć
Ktoś wziął znów w łapę za obiecanki
Oglądasz to wszystko i nie jest ci żal.
Nie rusza nas nic
Nie wiemy gdzie iść
Firmówka nasz znak
Prowadzi nas dziś.
Wielorybi paw
Czasem ogarnia mnie chęć
Nieodparta i nieracjonalna
Wyjść na ulicę sobie ot tak
I dać po prostu komuś w twarz
Potem do knajpy pójść
I upijając się jak świnia
Nie obrażając przy tym świń
Wypuścić pawia jak z wieloryba
I tak przez resztę życia
Utrzymując swój stan błogi
Nie dopuszczając do kaca
Spijając napoje wyskokowe
Bo cóż warte jest nasze
Trzeźwe spojrzenie na rzeczywistość
Wyschnięte wokoło słone jeziora
I tylko wódzia wytrzyma to wszystko
Pech
Pechowy dzień otworzył oczy
I zajrzał do pokoju twego
Jak zwykle wstałeś lewa nogą
Nie przykładając się do tego
Siedząc na kubkiem z herbatą
Słuchając wiadomości i jakiejś chały
Przygryzasz bułeczkę maślaną
Jak zawsze odpływasz myślami
Jak zwykle dzień zleci ci cały
Na piciu, jedzeniu, słuchaniu
Nie zrobisz nic sensownego
Poranny pech na noc ci zostanie.
Uśmiech
Wychodzisz rano ze swojej klatki
Przechodzisz przez swoja ulicę
Kłaniasz się znajomym odwracając głowę
Szarość ogarnia Ciebie znowu.
Pochmurne dni przyjmij z pokorą
Idąc do Słońca się śmiej
Zarzuć na ramie obłok różowy
Nie deptaj trawników, będzie ci lżej
Uśmiechnij się do siebie,
Uśmiechnij się do siebie,
Zostaw grymas innym
Marzenie
Psa wyprowadzasz na spacer
Masz w końcu chwilę dla siebie
Żona nie rzęzi nad głową
Dzieci nie mącą spokoju.
Dzieci nie mącą spokoju.
Uśmiech pojawi się na twarzy
Patrząc na ławkę z dziewczętami
Wciągniesz swój brzuszek sprężysz krok
Zapomnisz o wszystkim ważnym
Piękne wokoło są alejki
kwiaty w parku pachnące
Ptaszki świerkają, świerszcze bzykają
żona i dzieci wołają.
Cafe shop
Otwarte granice, można jechać, gdzie się chce
Spakuję walizę wyjdę z domu
Bez telewizji, radia, prasy będę szedł
Do cafeshopu gdzie czeka ktoś mnie
Jesteś, jesteś, jesteś wolny
Bez zakazów i nakazów
wszystkich tych i tamtych bzdur
Co trzymały cię. Co trzymały cię. Co trzymały cię.
Do cafe shop wjadę otwarty
kelner mi poda kolor ziemi
zagra kapela bluesa znad Warty
I kolorowa muzyka ogarnie mnie.
Jesteś wolny, jesteś wolny
Bez zakazów, bez nakazów
I wszystkich tych bzdur
Co trzymały cię.
Oddajcie Księżyc
Na zawsze jajami związani
małe okrągłe kaczory dwa
Do końca niespełnieni
zadyma wokoło to ich plan
Już od najmłodszych lat
Lekką ręką chcieli brać
Nie dając w zamian nic
Pustych frazesów pełna garść
Głupawe miny z telewizora
budzą nas rankiem kładą spać
zewsząd ciemność Świat spowija
brakuje blasku, zabraknie nas.
Oddajcie Księżyc złodzieje
Oddajcie Księżyc i już
Bez jego blasku, bez jego blasku
Smutny jest nasz Świat.
PRL — bis
Cztery kotlety ziemniaczane
Podała kelnerka na jednym talerzu
Ogórek kiszony, ziemniaki bryzgane
Przy tobie z wydętych szerokich ust
z wydętych szerokich ust
Schabowy zamawiasz w sklepie
kiełbaski pachnące miętą
Z bułeczką od Krasińskiego
Dostajesz ryj świński uśmiechnięty
ryj świński uśmiechnięty
I w elektrycznym czeka cię przygoda
Gdzie kable stoją wyprostowane
Z długopisami w swych małych dłoniach
Na nosie, na nosie ci grają
Wszyscy donoszą na wszystkich
Siedząc wieczorem przy świecy
Długopis jak zawsze rozgrzany
Adresat wszystkim jest znany
Kochany Dres
Poszedłeś z dziewczyna z sąsiedniej ulicy
Na disco grające muzykę nieznaną
Podałeś jej colę z lodem i piwem
Łańcuch na szyi błyszczał jak nowy
DJ ogolony na łysą pałę
Puszczał muzykę techno- polową
Panienki piszczały, grzały gorzałkę
Kolesie w łańcuchach coś znowu wciągali
Gościu bez szyi porwał dziewczynę
spadaj! powiedział i dał w ryja
wstałeś z parkietu, przyszła poprawka
łańcuch straciłeś i przednie zęby
Dres, dres nasz kochany
Dres, dres nasz kochany
Trzy paski na boku
Orzech wyprasowany
Miłość, muzyka
Powieki opadają same
Cholernie spać się chce
Tyle nocy nieprzespanych
Wszystkiego odechce się
Leżysz w wyrku na wznak
I robić nie chcesz już nic
Przespałeś swój najlepszy czas
Na margines wypadłeś już
Codzienne pukanie do drzwi
Każdy pomóc tobie chce
A ty w kolorowym śnie
Staczasz na samo dno się
Nie ma dla ciebie już nic
Wartości spłynęły kanałem
Do rzeki pełnej nicości
Z brzegiem poszarpanym
Zbyt wielu takich jak ty
Samotnie zasnęło w mroku
A przecież to takie proste
Miłość, muzyka i spokój.
Praca
Nie pójdę więcej do pracy
Dla niego nie zrobię już nic
Wypiję poranną pachnącą kawę
Resztki godności obronię dziś.
Usiądę w głębokim fotelu
Spojrzę przez okno w dal
Policzę obłoki na niebie
Dla siebie to będę miał
Smuga cienia za drzewami schowana
Marząca by przeżyć poranne promienie
Wyparuje gdzieś poza horyzont
Nie zostawi nawet wspomnienia
Wyjdę z domu bosymi stopami
Przejdę się po soczystej zieleni
W parku ławeczki ktoś pomalował
Przyszedł do pracy, biedny ziemianin.
Mała
Przychodzisz tu zwykle w każdą noc
Wypijasz szklaneczkę brandy z lodem
Zamieniasz z barmanem parę słów
Szukasz jej wzrokiem lustrując salę
Mała mulatka przyszła tu kiedyś
Zajęła twoje miejsce przy barze
Wypiła szklankę twojego napoju
I zostawiła zapach.....wspomnienie
Pamiętasz ją jakby przez mgłę
I to Cię jeszcze tu trzyma
Ocierając się o nocną tajemnicę
Którą tutaj mała zostawiła
Siedzisz przy barze jak zawsze
Spokojny o dziś i jutro swoje
Oczy jak zwykle rozmarzone
Mała jak mgiełka przy jest tobie.
Winko
Siedzisz jak zwykle na ławce przed sklepem
Spijasz swe winko bez marki i szaty
Studzisz powoli wrzące półmyśli
Pogrążasz się na swoim dnie
Pogrążasz się na swoim dnie
Znika powoli brzeg za horyzontem
Wir ciemności wciąga Ciebie znowu
Nieważne czy oczy masz otwarte
Nie widzisz nic, nie widzi Ciebie nikt.
A kiedy Słońce przywróci cię życiu
I głowa jak żona naparza znowu
Wzrok wytęż poszukaj swój koszyk
I kup swoje winko bez marki jak ty.
I kup swoje winko bez marki jak ty.
Etykieta przylepiona
W metrykę wpisana
Zmienić już nic, Nie może Ciebie
Zmienić już nic, Nie może Ciebie
Promienie
Ciepła dłoń podana przez lustro
Ogrzewa zmarznięte serce twoje
Wieczorny przypływ przynosi uczucie
Odchodzi jak zawsze ze wschodem słońca
Próbujesz obudzić się kolejny raz
W porannym brzasku pierwszych promieni
Zatrzymać w sobie choćby małe okruchy
Obrazy zamglone gdzieś w oddali
Żaluzja życia przesłoni słońce
Może uczucie zagości w twym domu
W ciemności przytulisz je mocno do siebie
Zegar na ścianie zatrzyma się znowu.
Zegar na ścianie zatrzyma się znowu.
Zegar na ścianie zatrzyma się znowu.
Kolory
Scena już znika za powiekami
Muzyka ściszona gdzieś w oddali
Nie nucisz już nawet jej dokładnie
Szum wiatru we włosach gra
Wypadłeś z obiegu, bo chciałeś tego
Wylądowałeś gdzieś na zadupiu
Gdzie rytm twój wyznacza paru facetów
W czarno- czerwonych strojach
Nie wrócisz już tutaj nawet przypadkiem
Nie czeka na ciebie ze słowem już nikt
Wszystko wokoło zmieniło barwy
Na szare i szaro- zielone
Stary przyjaciel stoi na scenie
Od dawna utwory śpiewa Twoje
Tłum ludzi faluje muzyka ich niesie
A ciebie już nie ma, już nie ma
Kolory zmieniają się
Jak liście spadają
Kolory zmieniają się
A Ty, a Ty nie
Przestroga
Panienki przychodzą na koncert
Takie, że aż zapiera dech
Musisz odśpiewać swoją kwestię
Choć zerwałbyś do nich się
Stoisz z mikrofonem w dłoni
Język jakoś plącze się
I tylko dotrwać do końca
Kasa potrzebna ci jest.
Zaprosisz je wszystkie do siebie
Niezwykłe dziewczyny z koncertu
Położysz na wielkim łożu
Namiętność rozgrzeje twoje serce
Poranek, koszmarem się okaże
Bez głowy znowu obudzisz się
Bez kasy, pamięci i smaku
Z piekącą częścią ciała na d.
Swojsko
W pokojach hotelowych gwar
Windziarz naciska góra — dół
Beznamiętny portier wita nas
Smutny boy otwiera drzwi
Pokój przed tobą jak z obrazka
Ogromne łoże pełne kwiatów
I widok, widok z okna
Tłum w szarych taksówkach
Szampan z truskawką, masło z kawiorem
Siedząc w fotelu spoglądam przez ramię
Ktoś rozsypuje na stoliku drobne
Smutne oczy patrzą na ciebie
Kolejna szklanka do dna wypita
Różowo już robi się wokoło
Szarość za uśmiechem znika
Po Polsku, swojsko, wesoło.
Teatr
Teatr otwarty, zamknięta scena
Światła przygasły, wyłączony mikrofon
I ty stojący samotnie gdzieś z tyłu
Nie doczekałeś niczego znowu
Jak zwykle nie załapałeś się
Teksty kłują białe koszule
Możesz je śpiewać paru kolesiom
Takim jak ty, gdzieś za kotarą
W twym świecie przyjemnych zdarzeń
Dopiszesz kolejne słowa do snów
Ogromny samochód bez tablic
Przejedzie po gryfie gitary Twojej
Nie zagrasz już nic na strunach
Ochrypły głos odleciał gdzieś
Stoisz za parawanem wydarzeń
Usiąść nie masz nawet już gdzie.
Poseł
Przyszedł do mnie gość, smutny gość
Zapukał z łoskotem do drzwi
Blachą przed oczyma mignął mi
I musiałem z nim razem iść
Przed blokiem stała duża buda
I w blasku świateł jak z dyskoteki
Musiałem wsiąść do niej do środka
Sąsiedzi bili brawo, śmieli się w głos
Zawieźli mnie do wielkiej chaty
Gdzie nie ma klamek i szyb
Dookoła otaczają mnie szare kraty
I znów aplauz zewsząd i śmiech
Jeszcze wczoraj byłem na górze wygrany
Otaczał mnie przyjaciół szczerych tłum
Nikt cię nie ruszy, bo jesteś nasz mawiali
A dzisiaj smutny i samotny jak pies.
Inwigilacja
Kiedy wyjdziesz z brudnej klatki na ulicę
swego miasta
w którym żuli coraz więcej, po wypiciu tanich winek
śpi na brudnych ławkach,
smród i odór wali zewsząd, brud totalnie nas zalewa
ale w górze gdzieś na murze przyczepiona jest
kamera
Władza odnawia fasady i kwietniki przy urzędach
dobra jest w igrzyskach letnich w telewizji
i gazetach
Scena zawsze taka sama, stadion, dom Kultury,
Śledzi to i rejestruje kamer w mieście kilkanaście
bo gdziekolwiek się odlejesz rejestracja jest na
taśmie
Stare odrapane hale, pustej dzisiaj już fabryki
kiedyś życiem tu dudniło była kasa, puste sklepy
I ci sami w garniturach zamienili się sumieniem
napełnili puste sklepy kasą, którą nam zabrali
i co nam zafundowali — kamer pełno na budynkach
na urzędach i ulicach,
Tylko ludzi jakoś mało w pustych halach tej fabryki
Pozostało tylko echo zapisane gdzieś na dysku.
Sterty kurzu wiatr przenosi pomiędzy halami
Ludzie dzisiaj siedzą w domach i gotują tanią zupę
Władza za to żyje super i funduje nam wciąż nowe
Trzecie oko, co zapisze myśli wszystkich na
komputer
Inwigilacja, inwigilacja, Inwigilacja, inwigilacja
To jest duma mego miasta, To jest duma mego
miasta
Wesoły bar
Wesoły gościu przyszedł do baru
Gdzie smętnie siedziałeś z kumplami
Pokazał kilka śmiesznych sztuczek
Uśmiech na twarzach się pojawił
Jakiś ponurak stanął w drzwiach
Przerwa — krzyknął… i kuflem dostał
Impreza na wysokich obrotach
Jakaś dziewczyna tańczy przy rurce
Ludzie przychodzą zewsząd nowi
Wszyscy weseli i tańczący,
Kapela rock and rolla przygrywa
Piwko szerokim strumieniem się leje
Zabawa, zabawa do rana samego
Nie kończy się nigdy już wiesz
Kiedy przekraczasz próg tego baru
Troski odchodzą na zawsze… hen.
Zmiany
Wyszedł gość z baru chwiejnym krokiem
Trzymając w ręce niewinność swoją
Myślał o statkach nad małą zatoką
Górach wysokich, księżycu i raju.
Wędrował przez brudne swoje ulice
W dziurawych butach i płaszczu starym
Pomyślał o trudnych problemach swoich
Które zostawił innym, których się pozbył.
Nie wróci już tutaj do swego stolika
Zatrzasnął za sobą na zawsze drzwi
Podpalił mosty, zaorał swoją ulicę
I zniknął w nowej otchłani swej.
Potrzeba zostawić za sobą to wszystko
i zmienić, zmienić coś w nas.
Marietta — o takiej jednej…
Wesołe knajpki za każdym rogiem
W moim domu przy mojej ulicy
Przechadzasz się po nich z uśmiechem
Nie zawsze dopijając złocisty napój
Wokoło twarze pełne namiętności
Nie mogą od ciebie oderwać wzroku
Muzyka gra tobie we włosach
Otacza ciebie z każdej strony
To lubisz, to lubisz Marietta
Aplauz i grad dzikich spojrzeń
Promienie rozdajesz wszystkim wokoło
Promienie zachodzącego słońca.
Wzrok twój obietnice rozdaje
Na ulicy, w tramwaju i na koncercie
Tłok przy sąsiednich stolikach się robi
Kiedy zastygasz na krótką chwilę
Wybierasz, zdobywasz ranną zwierzynę
Bez woli, bez walki, bez zbędnych słów
I tylko myśli nie dopuszczasz
Że kiedyś, wyludni się tu, wyludni się tu
Zapal jointa
Na północy miasta jest szalone miejsce te
Gdzie każdej nocy menele, panienki i paru grajków
Schodzą się, do takiego miejsca przyciąga ich sen
Na haju jest kolorowo, wszystkim możesz być
Kelnerem, profesorem, sprzątaczem czy bufetową
Mieć wybór to piękna rzecz, lecz ty, weź bibułkę i sobie skręć
Nie myśl, co będzie rano żyj tym, co jest dziś
W kolorowym bluesie dojedziesz do nirwany
Poezja myśli i uczuć przemknie przez twój mózg
Jak zawsze będziesz sam. Jak zawsze będziesz sam.
Zapal jointa, zapal jointa sobie
I nie oglądaj, nie oglądaj się wstecz
Słuchaj muzy mój kolego
W kłębach dymu mój śpiew
Puchar
Stanąłeś w kolejce po bilet na scenę
Marzyłeś niewinnie o szczytach sławy
Liczyłeś oklaski, co były dla ciebie
Blask jupitera, cień znikał powoli
I zostałbyś sam ze swoim marzeniem
Chodził jak zawsze samotnie do domu
Ktoś z tłumu wypchnął ciebie na scenę
Podał gitarę, nakarmił muzyką
Puchar przechodni dostałeś od tłumu
Twój wyczyn uwiecznił fotograf
Znajomym jest dzisiaj każdy wokoło
Nie chodzisz samotnie do domu.
Czas
Niedościgniony obraz twój
Negatyw nigdy niewywołany
I słowa, brakujące w zdaniu
Za późno powiedzianym
Myśli rozwiane w mroku
Pędzące w przeciwne strony
I sen, którego nie było
W muzyce niedokończonej
Mgiełka unosząc ramiona
Odsłania dzień bez słońca
Trawa skoszona i beton
Białe kwiaty rozsypane
Czas wrócić dokończyć obraz
Wywołać zdjęcia, dopisać słowa
I myśli, myśli zatrzymać
W pełnym słońcu się obudzić
Zatrzymaj się, stój i patrz
Do siebie przytul czas
Orzeł
Ogarnia mnie znów beznadzieja
Szare ulice, brud i kurz
Tyle tu jeszcze do zrobienia
Mnóstwo pomysłów,
Flaszeczkę wezmę na ukojenie
Siądę na ławce w parku moim
Obejrzę sobie dno jej różowe
Świat znów zobaczę w kolorach
Ruszę przed siebie piechotką
Ukłonię się starszej pani
Uśmiechy wokoło rozdawał będę
Wesoły jak dawniej pośród ludzi
Szarość jesieni obdarzę kolorem
I serce na dłoni podam każdemu
Rozepnę koszulę, wyciągnę ramiona
Jak orzeł będę szybował.
Przemiana
Rozstałem się wczoraj z procentami
knajpą, kumplami i panienkami
Wróciłem do domu niezwykle
Kolacja pachnąca czekała mnie
Wypiję poranna z mlekiem kawę
Po raz pierwszy bez bólu głowy
Moje oczy nie są przekrwione
Ręce nie wylewają już napojów
Wesoły jestem cały dzień
Uśmiechy rozdaje już wszystkim
Staruszce pomagam przez jezdnie przejść
Śniadanie podaje Tobie do łóżka
Co można więcej chcieć od życia
Co można więcej chcieć od Ciebie
Co można więcej chcieć od Siebie
Co można, co można więcej chcieć
Pięć minut
Szmal, który chce zmienić każdego
Jednym da szczęście innych zgubi
Zostałeś właśnie tym innym
Trawa i piwko wygrały z tobą
Przychodzisz wieczorem do tego baru
Przynosisz ze sobą swoją gitarę
Czekasz jak zawsze na moment
By zagrać pomiędzy piwami
Przed tobą magik wyciąga królika
Z cylindra i wstążki z rękawa
Za tobą dziewczyna już czeka
Rozebrać się za kasę
Wychodzisz z gitarą na scenę
Blask świateł oślepia cię znowu
Nie możesz wydobyć żadnego słowa
Gitara rytmicznie śpiewać zaczyna
Słowa twej piosnki już płyną
Po gwarnej, zadymionej sali
Usta bywalców powoli milkną
Kufelek odstawił już każdy
Zaczynasz swoje wieczorne pięć minut
I marzysz by nie ostatnie
Masz w pamięci ostatnie lata
Na dworcu grać możesz zawsze
Na linie
Kolejny dzień za tobą został
Oddalasz się od celu znów
Wszystko dla ciebie takie proste
Nieważne, bzdurne, parę słów.
Chciałbyś zacząć od początku
Nowe zabawki kupujesz już
Ale spoglądasz wciąż do tyłu
Parę drobiazgów starych jest tu.
Nie umiesz sam postanowić
O tak koniecznej zmianie tej
Porządek zrobić chcesz to z jednej
Zostawić stare z drugiej złej.
I tak na kładce nad przepaścią
Kołyszesz się trzymając liny
Odpadniesz, myślisz, to na zawsze
Zostaniesz, cofniesz się tam znowu.
Luzak dla Pabla
Nie chce się Tobie otworzyć oczu
Spać do południa to ci pasuje
Śniadanko podane wprost do łóżeczka
Kąpiel gotowa w wannie już czeka
Po takim wstępie włączasz komputer
Czytasz wczorajszą pocztę mailową
Weźmiesz gitarę uderzysz w struny
Pójdziesz na obiad podany do stołu
I tak do wieczora czas ci przeleci
Pobiegniesz jak zwykle do baru
Gdzie kumple, panienki już zaczynają
Zabawę na nowo rozkręcać rytmicznie
Wczesnym porankiem powrócisz do domu
Wśród śpiewów chóralnych i tańców
Wskoczysz do wyrka ze świeżą pościelą
W południe śniadanie ktoś poda znowu.
Nie przejmuj się, Na luzie żyj
Nie zmieniaj nic, Tak właśnie jest
Wiersz
Ogromna czarna lokomotywa
Przejechała przez myśli moje
Z kawałków poukładać
Nie dało się już nic
Stojący w długiej kolejce
Po resztki, strzępy wierszy
Napisanych kredą na ścianie
Nie dostali już nic
Wiadukt kolejowy ze stali
Odwrócił się od nas
A ludzie wokoło krzyczeli
Nie ma już nic
O wszystkim można zapomnieć
Złote monety na szali
Wyrwane kartki z zeszytu
Nie ma już wierszy
Czarodziej
Chciałbym być czarodziejem takim jak z prawdziwej
bajki
Spełniałbym życzenia wszystkich uśmiechniętych
ludzi
Nieważne skąd by przychodzili, jaki cel by ich
przywiódł
Musieliby tylko się uśmiechać przez czas cały do
wszystkich
Cały czas, cały czas, uśmiechaj się do wszystkich
Zdejmij grymas ze swojej twarzy i śmiej się w głos
Wszystko będzie dookoła ciebie takie barwne,
różowe
Wszyscy będą tak jak dawniej, wolni, będą
kochać się.
Wszystkie troski, drogi pod górę, wiatry w oczy,
deszcz
Odejdą, znikną na zawsze gdzieś za niewidocznym
horyzontem
Będziemy wszyscy już teraz żyli jak w kolorowej
bajce
Radość dookoła nas zastąpi nam dzisiejszy
pochmurny dzień
Otwórzcie szeroko dłonie połóżcie na nie swoje
serca
Zapomnijcie o wszystkim, co do tej pory było złe
Dzisiaj jest tutaj jeden, chciałbym żeby, nie ostatni
dzień
W którym wszystkie wszystkim marzenia spełnią się.
Rzeka
Nad rzekę przychodzisz codziennie
I myślisz, przypłynie tu znów
Parowiec, co kiedyś rozwoził
Nadzieje na cieplejsze dni
Dawno jej tutaj nie było
Przystań zamknięta już jest
A ty uparcie wciąż czekasz
Choć wokół tyko chłód i deszcz
Było tu kiedyś wesoło
Pamiętasz to jeszcze jak dziś
Kolorowe wstążki we włosach
Kolorowe też były twe sny
Nic nie musiało się zmieniać
I mogło wiecznie tak trwać
Ktoś wybudował obok fabrykę
Wyschła rzeka, wysechł twój cały świat
Sny twoje są czarnobiałe
Wstążek we włosach nie nosi już nikt
Smutne wokoło ciebie twarze
Musisz jak inni do fabryki iść.
Niekończąca się melodia
Wesoły dzień, rozpoczął się
Od porannego, zimnego napoju
Ostudzałem, przegrzane struny
Przegnałem nocną, nocną chrypkę
Jestem wesoły, beztroski Świat
Wszystko uśmiecha się do mnie
Wczorajsza muzyka wypełnia mnie
Promyczek słońca rytmicznie tańczy
Nowe pomysły wpadają do głowy
Nowe zapiski, nowe wiersze
Wciąż wypełniają stary kalendarz
Kartki zostają na swoim miejscu
Nigdy nie kończy się ta melodia
Nutek przybywa tysiące nowych
I tylko zimne piwko studzi
Myśli wciąż kwieciste takie.
Ksero
Nie masz recepty na życie
Nie wiesz nawet tego
W którą stronę skręcić
W prawo czy w lewo
Samotny jesteś i niepotrzebny
Utrącić każdy może cię
Omijasz szczyty, bo za wysokie
Pochylasz głowę przed każdym
Zrób sobie ksero
To będzie was dwoje
Łatwiej we dwójkę
Przez życie iść
I już nie ja tylko my
Idziemy zdobywać cały świat
To my wystawiamy wam recepty
Dla wszystkich, dla mas
Robić nie musimy nic
Tylko palcem pokazać i już
Spełni się każde marzenie
Bo przecież jest nas dwóch.
Zabawa na placu
Zabawa na placu rozkręca już się
Ktoś rzucił butelką na scenę
W dłoni puszkę piwa każdy trzyma
Nie wszyscy wiedzą, co tu jest.
Konferansjerka blond długonoga
Bredzi cos o tradycji i innych bzdetach
Nikt tak naprawdę jej nie słucha
Piwo leje się dużym strumieniem
Wystraszone matki chowają dzieciaki
Poważni ojcowie poszli do baru
Bo na placyku bawi się młodzież
Grzeczna, pijana i uczesana
Ktoś dostał w ryja, inny kopniaka
Muza ze sceny płynie falami
Nikt już nad tym nie panuje
Ochrona pod bramką leży pijana
PKP
Nikt zasnąć nie może tu
Tylko konduktor i sokista
Schowali się, zabrali klucz, zabrali klucz
Wszyscy spijają, co się da
I zaczepiają wciąż panienki
I nawet ta, co zeza ma
Nie może się opędzić.
Zawiany tłum faluje już
W przedziałach jak z westernu
Kolory nocy bledną tuż
Niebiescy wtapiają się w tłum.
Już atrybuty idą w ruch
I czerwień ich zalewa
Białe mundurki mają ruch
Interes wprost z łódzkiego.
Zerówka
Wesoły tramwaj linii zero
Wraz z dzwonkiem zamyka drzwi
Z głośników płynie radosna muzyka
Ruszamy przed siebie, zabawa trwa
Motorniczy ciepłym głosem oznajmia
Tramwaj ten od dzisiaj jest
Muzycznym pojazdem miasta Wrocławia
Każdy zaśpiewać może, co chce
Mikrofon już krąży z rąk do rąk
Tłumek faluje w rytmie muzy
Wszyscy czekają, aż mistrz ceremonii
Donośnym głosem oznajmi już
Strzelają korki od szampana
Płyn z bąbelkami rozlewa się
Jakaś dziewczyna przy rurce tańczy
Walory swoje pokazać nam chce
Kanary z pasażerami z pierwszych rzędów
Chóralnym głosem śpiewają znaną pieśń
O Wrocławiu, chuliganach i milicji
O czterdziestoletnich dziewicach też
Policja w tych samych mundurkach
W kolorach chabrów wśród zbóż
Tramwaj nasz w końcu zatrzyma
Zaprosi na nocleg do izdebki swej.
Maszyna do szycia
Jesteś rozdarty na strzępy
I znowu pomysłów ci brak
Ktoś palcem pokazuje na ciebie
Ktoś inny odwraca twarz
Zabawa, zabawa trwa dalej
Zmęczone panienki zasnęły
Kapela coś tam z dala rzępoli
Bez sensu, bez rytmu, bez słowa
Maszynę do szycia włączyłeś
I pozszywałeś się znowu
Wiosło do ręki chwyciłeś
Zacząłeś tworzyć od nowa
Piękne są zawsze początki
I piękny może być koniec
Ty wiesz, ty to przeżyłeś
W muzyce do końca zostaniesz
Chwasty
Pierwsze poranne Słońca promienie
Drażnią twe oczy niewyspane
Za ścianą kumpel przytula czule
Wymarzone kolorowe kwiaty twoje
Przyniosłeś je prosto z kwiaciarni za rogiem
Ułożyłeś na świeżej pachnącej pościeli
Noc pchnęła ciebie jak zawsze za ścianę
Na stary materac bez barwy, czarnobiały
Przy kubku porannej kawy
Rozmyślasz o ostatnich dniach
Nie ma w tym nic z romantycznej poezji
Rozpad się kolorów twój piękny Świat
Przyniosłeś kwiaty takie niezwykłe
Lśniące w kolorach tysiąca tęczy
Rano znalazłeś przy swoim stole
Chwasty, wysuszone, najzwyklejsze.
Instrukcje
Spotkałem gościa na mojej ulicy
Problemy swoje na mnie wylewa
Znajomi, kumple, żona, rodzina
Wszyscy mi mówią jak mam żyć
Instrukcje, przepisy, zakazy, nakazy
Dzienniki, gazety, palce i ręce
Wszystkie oczy na mnie wpatrzone
Zrób to, zrób tamto, tam idź
Wkurza już mnie to wszystko
Spakuję plecak i pójdę gdzieś
Przed siebie kamienną ścieżką
Zaszyję się w wielkim lesie
Jagody, grzybki będę zbierał
Dokarmiał czystą dziką zwierzynę
Nic mnie tutaj nie dosięgnie
Nic mnie tutaj nie ukłuje.