Erotyki i lamenty
***
widzę cię
każdego dnia
jesteś piękniejsza
od wiśni
powiem to szpakom
***
Na twoje urodziny szesnaste
na wzgórzu buk w ogrodzie aster
wszystko dojrzewa przekwita
wczoraj osty a dziś serce moje
***
niebieski upadek
moja prywatna mała katastrofa
kiedy mówisz
za dużo o mnie myślisz
***
Ty taka wierna Bogu
spowiadasz się ze wszystkich
pocałunków
grzechów
każdego dnia
Spójrz ten guziczek
u twojej bluzki
modli się o zapięcie
***
ty jeszcze śpisz
jeszcze się w tobie budzą
zjawy przychylne
z naszego świata
jeszcze przechodzą
Platona cienie dobrotliwe
obojętne
Lecz kiedy świt
obetnie dłonie
kwitnące pod twymi powiekami
i z białych prześcieradeł
wyłonisz się jak Wenus
ja się pochylę
Ofiarowanie
Kiedy młoda Laponka trąca cię zimnym nosem
nie odwracaj się plecami
Kiedy patrzy ci w oczy
opanuj gesty
Pozwól niech rośnie w niej to ziarno
co wcale nie wymaga sierpa
I niech was połączy po latach
nieobojętność do siebie
Pamiętasz
motyla skrzydło oderwane
jest jak bluźnierstwo
tutaj odpuszczone
bo
on łąkami teraz chodzi
skrzypów narwie
dmuchawce otrzęsie
a kiedy pod dziewanną
jak kret się przemknie
rosą kielich twojego kwiatu
napełni
z rosy kielich
osuszy
***
Nie widzę cię już drugi dzień
Peri
promienie słońca od ciebie
odbite nie kwitną pod
mymi powiekami
I chociaż jest coś więcej
gorzej niż ślepiec jestem
Jestem jak Modigliani
który przestał widzieć
***
mówisz żem narcyz
a jam twój słonecznik
Moja dziewczyna w kożuszku czyli erotyk zimowy
W zimie jest jak kłębuszek wełny
Ile trzeba cierpliwości
aby go rozplątać
A nawet wtedy jeszcze
dzieli nas śnieżny jej skóry muślin
***
Kiedy odchodziłaś
mój krzyk
spłoszył czarnego kruka
który roztrzaskał lustra twoich oczu
***
Odeszłaś
kiedy brałem do ust
pierwszą czereśnię
na początku lata
w sadach ukryte
w liściach
kształty przyszłych jabłek
Dni najdłuższe
noce bezsenne i gorące
Teraz przede mną
podwójna
jesień i zima
Ale za rok
z zapachem pierwszych
truskawek…
***
Moje powroty
bez ciebie
Moje bez ciebie
półtrwanie
Moja noc samotna
nad twoim przyzwaniem
Mój ból gdy twoja
gwiazda zgasła
Mój krzyk mój płacz
smutek i strach
Wybacz i przyjdź
choć we snach
***
Chyba to był grzech
Bo dlaczego
teraz cierpię
Dlaczego wracam
w zaklętą pętlę
wspomnień
Dlaczego
ciągle okrążam
maleńkie ziarnko
nadziei
Ty w Juracie
Odjechałaś daleko
nad bezmiar błękitu
gdzie niebieskie niebo
z lazurem wody
Po złotym piasku będziesz chodzić
perłowe muszelki zbierać
— dla kogo??
Więc list do ciebie piszę
do strumyka go wrzucę
wszak wszystkie rzeki
do ciebie płyną.
***
Czy ja mam tę odwagę
której mi odmawiasz
Julio
Bo miłość to nie wiersz
gdzie mogę wyjść
i wracam
z miejsca gdzie jestem sam
Bo miłość to nie poezja
Bo miłość to nie dramat
gdy w moich trzymam twoje dłonie
nie mam maski
Bo miłość to nie życie
i milknie światło gwiazdy
Więc czy mam odwagę
***
Czy to połysk miedzi
czy złota
tak przyciąga mój wzrok
na wzgórek kędzierzawy
kiedy w słońcu
jedynie
twoimi pięcioma palcami
leżysz nakryta
***
znów widziałem cię
na niebie
w noc gwiaździstą
całowałem cień po środku
kiedy nagle
księżyc wyszedł
z twego łona
znowu śniłem cię
na niebie
***
proszę cię
wygugluj mi miłość