E-book
14.7
drukowana A5
40.91
Moja Wizja Nieba

Bezpłatny fragment - Moja Wizja Nieba

Objętość:
150 str.
ISBN:
978-83-8369-748-2
E-book
za 14.7
drukowana A5
za 40.91

O Autorce

Rebecca urodziła się w 1832 roku w Indianapolis w stanie Indiana; córka duchownego metodystów; ukończyła Wesleyan Female College w 1850 r., W 1859 roku, dwa lata przed wojną secesyjną, wyszła za mąż za Williama Springera, który został prawnikiem i członkiem Zgromadzenia Ogólnego stanu Illinois. Mieli jednego syna, zwanego także Williamem. W 1868 roku para wyruszyła w dwuletnią podróż po Europie, aby poprawić jej zdrowie, ale aż do jej śmierci pozostawało ono słabe. To właśnie w obliczu choroby narodziła się jej klasyczna twórczość. Intra Muros (Między ścianami), czyli „Moja wizja Nieba”, napisała ją w 1898 roku. Była to wizja, jaką otrzymała w czasie ciężkiej choroby; i przez kilka dni była nieprzytomna, kiedy otrzymała wizję — która, jak mówią, obejmuje okres lat. Ta wizja to zbiór podstawowych prawd o Niebie, dających czytelnikom pewność, że Bóg przygotował dla nich miejsce; Springer nie nazwała swego objawienia proroctwem; Skromna osoba nie przypisuje sobie zaszczytów. Jak powiedziała, napisała tę książkę z nadzieją, że może pocieszyć i podnieść na duchu niektórych czytelników, nazwała to niedoskonałym szkicem najdoskonalszej wizji. Zmarła w 1904 roku

Przedmowa do polskiego wydania

Książka Rebeki Springer jest fascynującą historią, która czyta się z zapartym tchem. Opis Nieba jest różny dla wielu ludzi, przyznam, że nie spotkałem dwóch identycznych opisów. Powód jest prosty Bóg nie pokazuje nam Nieba, abyśmy mieli wycieczkę turystyczną. Takie obrazy nie są prawdziwe, bo po co komu zobaczyć Niebo jak do niego nigdy nie wejdzie. W pierwszej kolejności, wizja ma nieść przesłanie dla ludzi tu na Ziemi. Ma zmieniać ich życie, nieść zachętę, do zmiany naszej postawy. Ludzkość od zawsze miała problem z grzechem, i niewiarą i to było i jest przesłaniem całego Starego i Nowego Testamentu. Biblia o Niebie mówi niewiele, poza kilkoma rozdziałami, czy raczej kilkoma wierszami w tych rozdziałach. Jezus powiedział: Jan.3,12 „Jeśli nie wierzycie, gdy wam mówiłem o ziemskich sprawach, jakże uwierzycie, gdy wam będę mówił o niebieskich”? Apostołowie mieli taką okazję dowiedzieć się o Niebie, ale ich oczy były przy Ziemi. Książka zawiera bardzo dużo szczegółów, szczególnie rozmowy. Książka napisana w 1898 roku doczekała się kilku wydań w j. angielskim.


Zatem co Bóg przedstawia Rebece?

To bardzo szczegółowe opisy dotyczące jej bliskich osób, pojawiają się imiona osób, których dzisiaj nie znamy. To przesłanie jest dla tamtych ludzi i tamtego wieku. Czytając o tym jej bliscy, mąż, siostra, znajomi musieli być pod ogromnym wrażeniem. Ta lektura zmieniła ich myślenie, i postępowanie. W wizji Rebeka nie wychodzi poza grono jej osób znanych, nie ma wizji Nieba poza tym co dotyczyło obrazu jej ziemskiego życia. Z dala tylko spojrzała na inne domy, inną kulturę, innych ludzi. Myślę, że różne części Nieba są odmienne od siebie. Co mówi to współczesnemu czytelnikowi? Jest to raczej ciekawostka, dla czytającej osoby która nie zna wymienionych tu imion, ludzi z którymi Rebeka był a związana. Możemy jedynie spojrzeć na szczegóły, które są ogólne i dla wszystkich. Książka ta podnosi poziom naszej wiary. Zamieszania robi nam czas, przyzwyczajeni do kolejności wydarzeń, że nic nie da się cofnąć, przenosimy do wszystkiego włącznie z Niebem. Bóg jest twórcą czasu. Wizja Rebeki obejmuje wiele lat pobytu w Niebie, ale w ziemskim wymiarze czasu trwało to zaledwie kilka dni, w których była nieprzytomna. Zastanawiałem się dlaczego Jezus na końcu, nie powiedział jej, że ma wrócić do ziemskiego życia. Myślę, że byłoby to dla niej bolesne i nie do przyjęcia. Sam w trakcie wizji, chciała wrócić na Ziemię, aby pokazać się ludziom i opowiedzieć im o Niebie. To życzenie zostało jej wysłuchane, ale po zakończeniu wizji Nieba. Jej spotkania z ludźmi i to co widzi nie jest przypadkowe. Widać, wcześniej zaplanowane, gdzie ma iść i kogo ma spotkać. Jej pragnienia są wpływem Ducha, który ją kieruje do odpowiednich miejsc. Kilka razy mówi o Trójcy, ale nie dostała żadnej teologicznej przesłanki w tym kierunku. Bóg nie prostuje żadnych z jej teorii zdobytych na Ziemi, to nie jest zadanie dla niej, aby przynieść na Ziemię nauki doktrynalne. Jej nauka o Trójcy jest dotychczasową wiedzą jaką przyniosła ze sobą. Rebeka dziwi się, że nie ma w Niebie różnych kościołów, i sama dochodzi do wniosku, że nie ma tam podziału na doktryny. Przedstawia, że Niebo jest miejscem, w którym przychodzący z Ziemi powoli zmieniają się, w osobowości i myśleniu. Dorastają do wyższego poziomu duchowego. Jest miejscem, w którym trzeba nauczyć się wszystkiego od początku, i nowego stylów życia. Wchodzimy tam z Ziemskim myśleniem. Myślę, że każdy czytelnik zauważy coś innego, i wyciągnie wnioski dla siebie. W ziemskim życiu Rebeki nie było cudów, nadzwyczajnych zjawisk. Ta wizja było jedynym przesłaniem.


Minusy

Trzeba również spojrzeć na drugą stronę, ko jest podejrzane. Nie mamy dokładnego opisu nieba, więc nie mamy też 100% porównania. 1 Minusem w całym tym opisie jest niespójność faktów, przyzwyczajeni jesteśmy do uporządkowanej kolejności wydarzeń. Tu Rebeka umiera, i jako duch bierze udział we własnym pogrzebie, ratuje swego męża z pożaru, po czym umiera jej mąż i są razem w niebie, pobyt w niebie trwa wiele lat, by następnie obudzić się w łóżku po kilku dniach nieprzytomności. Cały ten ciąg wydarzeń pobytu w niebie nie istnieje. Bóg jest Panem czasu, i nie ma dla niego problemu cofnąć czas do tyłu. Pokazać, że inaczej czas biegnie w Niebie a inaczej na Ziemi.


2 Czytelnicy zadają Rebece pytania, tepytania i oppowiedzi na nie sa na końcu ksiązki. W niebie mieszka wraz ze swoim mężem, jedno z pytań jest to, które zadano Jezusowi, kiedy kobieta mia kilku mężów i ci umierają, to który z nich w niebie będzie jej mężem. Rebeka nie umie na to odpowiedzieć, jedyne co jej przychodzi na myśl, to że w niebie nie ma z tym problemu. Ona się nie spotkała z taką sytuacją.


3 W wizji Rebeki zmarli krewni pomagają swoim bliskim żyjącym na ziemi, dla nas jest to rola aniołów, a nie zmarłych. W wielu innych wizjach aniołowie służą nam w różnych dziedzinach życia. Włącznie z Księgą Daniela 10 aniołowie walczą o wpływy polityczne, a w Apokalipsie do siedmiu kościołów opiekunami są aniołowie „A do anioła kościoła … napisz”. Natomiast w tej scenerii doradztwo zmarłych otwiera drogę do spirytyzmu, kontaktu ze zmarłymi, co jest sprzeczne z Biblią. Wrózbici mówia: Zmarła tu jest i chce ci coś przekazać. Tym samym namawiają aby złamać prawo Boże, zakazującego kontaktu ze zmarłymi. Kiedy Rebeka umarła przyszedł po nią jej kuzyn Frank, on też opiekował się jej mężem az do śmierci.

Tłumaczenie Polskie

Czesław Czyż

Przedmowa Autorki

Na stronach tego małego tomiku nie ma żadnych fantazyjnych szkiców, pisanych dla zabicia czasu; są jednak prawdziwym, choć w dużym stopniu skondensowanym zapisem przeżyć z dni, kiedy życie wisiało w równowadze pomiędzy Czasem i Wiecznością, a szala przechylała się zdecydowanie w stronę Wieczności. Mam bolesną świadomość, że nigdy nie będę w stanie namalować innym scen, jakie mi się ukazały w tych cudownych dniach. Jeśli tylko mgliście ukażę ścisły związek dwóch żyć — śmiertelnego i boskiego — tak, jak mi się wtedy ukazały, być może uda mi się częściowo oderwać zasłonę przed śmiercią, której tak się boimy, i pokazać, że są jedynie otwarte drzwi do nowego, pięknego etapu życia, w którym teraz żyjemy. Jeśli którakolwiek z przedstawionych scen wydaje ci się niewłaściwa w świetle naszego nauczania religijnego to, mogę tylko powiedzieć: „Podaję tak, jak mi to pokazano”. W tych dziwnych, szczęśliwych godzinach które dobiegają końca. Połączenie dwóch żyć, tak otoczone czujną opieką i czułą miłością Ojca; ponowne spotkanie przyjaciół, przy niezmienionych bliskich więziach ziemskich; zaspokojone pragnienia, radosne niespodzianki i boskie radości, wszystko to wzmocnione i oświetlone czcią, miłością i uwielbieniem, jakie wszystkie serca darzyły Trójcę Przenajświętszą, wydało mi się najdoskonalszym objawieniem tego „błogosławionego życia”, o którym tak tutaj mówimy. Nam nadzieję pocieszyć i podnieść na duchu niektórych czytelników, tak jak to miało miejsce wtedy i przedstawiam ten niedoskonały szkic najdoskonalszej wizji. R. R. S.


Tytuł oryginału: „Intra Muros”

Rozdział 1

Byłam wieleset mil od domu i przyjaciół i przez wiele tygodni byłam bardzo chora. Znajdowałam się zupełnie wśród obcych ludzi, a mój jedyny opiekun, chociaż miał życzliwe usposobienie, nie wiedział nic o obowiązkach w pokoju chorego; stąd nie miałam żadnej z wielu delikatnych trosk, które podtrzymują słabnące siły inwalidy. Przez prawie trzy tygodnie nie przyjmowałam żadnego pokarmu, nawet wody, i bardzo straciłam na wadze, jak i na siłach, a czasami wydawało się, że świadomość całkowicie mnie opuściła. Miałam niewypowiedzianą tęsknotę za obecnością moich drogich, odległych osób; tęskniłam za delikatnym dotykiem ukochanych dłoni i szeptanego słowa miłości i odwagi; ale nigdy nie przyszli, bo nie mogli. Odpowiedzialne obowiązki, których w moim odczuciu nie można zaniedbywać, trzymały tych bliskich przez większość czasu z dala i nie chcę o tym pamiętać. Leżałam w dużym, wygodnym pokoju na drugim piętrze domu w Kentville. Łóżko stało we wnęce w jednym końcu mieszkania i z tej wnęki wychodził duży witraż na werandę wychodzącą na ulicę. Przez większą część mojej choroby leżałam twarzą do okna, plecami do pokoju; i pamiętam, jak pomyślałam, jak łatwo byłoby przejść przez okno na werandę, gdyby ktoś sobie tego życzył. Kiedy tęsknota za ukochanymi, odległymi twarzami i głosami stała się nie do zniesienia, modliłam się, aby drogi Chrystus pomógł mi uświadomić sobie swoją błogosławioną obecność; i że skoro umiłowani na ziemi nie mogliby mi usłużyć, mogłabym odczuć wpływ innych drogich osób, które są „duchami służebnymi”. Szczególnie prosiłem o wsparcie, gdybym rzeczywiście została wezwana do samotnego przejścia przez ciemne wody. Nie była to próżna modlitwa, a odpowiedź nadeszła szybko. Wszelkie niepokoje i troski opadły ze mnie jak znoszona szata i ogarnął mnie pokój, pokój Chrystusowy. Chciałam czekać na Boży czas na przyjście tak bliskich mi osób i nieraz powtarzałam sobie: „Jeśli nie tutaj, to będzie tam; tam nie ma obawy przed rozczarowaniem”. W tych dniach udręczonego cierpienia i wielkiego spokoju poczułem, że naprawdę znalazłam, jak nigdy dotąd, schronienie „Wiecznych Ramion”. Podnieśli mnie; wspierali mnie; otoczyli mnie; i odpoczywałam w nich jak zmęczone dziecko na łonie matki. Pewnego ranka, ciemnego, zimnego i burzliwego, po dniu i nocy intensywnego cierpienia, wydawało mi się, że stoję na podłodze przy łóżku, naprzeciwko witrażowego okna. Ktoś stał obok mnie, a gdy podniosłam głowę, zobaczyłam, że to ulubiony brat mojego męża, który „przeszedł na drugą stronę życia” wiele lat temu. „Mój drogi bracie Frank!” Krzyknęłam radośnie: „Jak dobrze, że przyszedłeś!” „To była dla mnie wielka radość, że mogłem to zrobić, siostro” — powiedział łagodnie. — Czy możemy już iść? i pociągnął mnie w stronę okna. Odwróciłam głowę i spojrzałam z powrotem na pokój, który w jakiś sposób miałam wrażenie, że mam zamiar opuścić go na zawsze. Był w swoim zwykłym porządku: wesoły, ładny pokój. Służący siedział przy piecu na drugim końcu i wygodnie czytał gazetę; a na łóżku, zwróconym w stronę okna, leżała biała, nieruchoma postać, z cieniem uśmiechu na biednej, zmęczonej twarzy. Brat pociągnął mnie delikatnie, a ja ustąpiłam, przechodząc wraz z nim przez okno na werandę, a stamtąd w jakiś niewytłumaczalny sposób na ulicę. Tam zatrzymałam się i powiedziałem szczerze: „Nie mogę zostawić Willa i naszego drogiego chłopca”. „Nie ma ich tutaj, kochanie, ale setki mil stąd” — odpowiedział. „Tak, wiem, ale oni tu będą. Och, Frank! Będą mnie potrzebować — pozwól mi zostać!” błagałam. — Czy nie byłoby lepiej, gdybym przyprowadził cię z powrotem trochę później, kiedy przyjdą? — powiedział z miłym uśmiechem. — Na pewno byś to zrobił? Zapytałam. „Z pewnością, jeśli tego pragniesz. Jesteś wyczerpaay długim cierpieniem, a mały odpoczynek da ci nowe siły”. Poczułam, że ma rację, powiedziałam to w kilku słowach i powoli ruszyliśmy ulicą. Trzymał moją dłoń w swoim ramieniu i podczas spaceru starał się mnie zainteresować. Ale moje serce lgnęło do bliskich, których — jak czułam — nie zobaczę więcej na ziemi, więc kilka razy zatrzymywałam się i tęsknie spoglądałam wstecz na drogę, którą przyszliśmy. Był wobec mnie bardzo cierpliwy i delikatny, zawsze czekał, aż będę gotoway do dalszych działań; ale w końcu moje wahanie stało się tak wielkie, że powiedział uprzejmie: „Jesteś tak słaba, że myślę, że lepiej będzie, jeśli cię poniosę”. i nie czekając na odpowiedź, pochylił się i wziął mnie w ramiona, jak gdybym była małym dzieckiem; i jak dziecko uległam, opierając głowę na jego ramieniu i obejmując go za szyję. Poczułam się taka bezpieczna, taka zadowolona, że jestem pod jego opieką. Wydawało mi się to takie słodkie, że po długiej, samotnej walce, ktoś wziął na siebie odpowiedzialność i tak czułą opiekę nad mną.


Szedł dalej pewnymi, szybkimi krokami i chyba spałam; przez następną chwilę siedziałam w osłoniętym zakątku, otoczonym kwitnącymi krzewami, na najmiększej i najpiękniejszej trawie, gęsto usianej pachnącymi kwiatami, z których wiele znałam i kochałam na ziemi. Pamiętam, że zauważyłam heliotrop, fiołki, konwalie i mignonetę oraz wiele innych o podobnym charakterze, które były mi całkowicie nieznane. Ale już w tej pierwszej chwili zauważyłam, jak doskonała na swój sposób była każda roślina i kwiat. Na przykład heliotrop, który u nas często tworzy długie, postrzępione pędy, rósł na krótkich, gładkich łodygach, a każdy liść był doskonały, gładki i błyszczący, a nie szorstki i grubo wyglądający; a kwiaty wyłaniały się z głębokiej trawy, jak aksamit, o słodkich, szczęśliwych twarzach, jakby zapraszały do podziwu, którego nie można było powstrzymać. I cóż to była za scena, na którą patrzyłam, odpoczywając na tej miękkiej, pachnącej poduszce, odosobnionej, a jednak nie ukrytej! Daleko, daleko — daleko poza zasięgiem mojego wzroku, dobrze wiedziałam — rozciągała się ta cudowna darń doskonałej trawy i kwiatów; a z niego wyrosły równie wspaniałe drzewa, których opadające gałęzie były obładowane wspaniałymi kwiatami i różnego rodzaju owocami. Przyłapałam się na myśleniu o wizji św. Jana na wyspie Patmos i o „drzewie życia”, które rosło pośrodku ogrodu, rodząc „dwanaście rodzajów owoców i którego liście służyły uzdrawianiu narodów”. Pod drzewami, w wielu szczęśliwych grupach, Byli małe dzieci. śmiejąc się i bawiąc, biegając tu i tam z radości i chwytają w swoje maleńkie rączki jasnoskrzydłe ptaki, które przemykały między nimi, jakby brały udział w ich zabawach, co niewątpliwie było prawdą. Po całym terenie spacerowali starsi ludzie, czasem w grupach, czasem parami, czasem samotnie, ale wszyscy w atmosferze spokoju i szczęścia, którą odczułam nawet ja, obca tutaj. Wszystkie były w nieskazitelnej bieli, choć wielu z nich nosiło na sobie lub nosiło w swoich opaskach bukiety pięknych kwiatów. Kiedy patrzyłam na ich szczęśliwe twarze i ich nieskazitelne szaty, ponownie pomyślałam: „To są ci, którzy wyprali swoje szaty i wybielili je we krwi Baranka”. Gdzie bym tylko nie spojrzała, widziałam, na wpół ukryte wśród drzew, eleganckie i piękne domy o dziwnie atrakcyjnej architekturze, które w moim odczuciu musiały być domami szczęśliwych mieszkańców tego zaczarowanego miejsca. W wielu kierunkach dostrzegłam błyszczące fontanny, a blisko mnie płynęła spokojnie rzeka o wodzie czystej jak kryształ. Ścieżki biegły w wielu kierunkach przez teren, a później odkryłem, że były z perły, nieskazitelne i czyste, otoczone po obu stronach wąskimi strumieniami przejrzystej wody spływającej po złotych kamieniach. Jedyne słowa, które powracały do mnie, gdy patrzyłam na tę scenę bez tchu i bez słów, brzmiały: „Czystość, czystość!” Żadnego cienia kurzu; brak śladów zgnilizny na owocach i kwiatach; wszystko doskonałe, wszystko czyste. Trawa i kwiaty wyglądały, jakby zostały świeżo umyte przez letni deszcz, a ani jedno źdźbło nie miało innego koloru niż najjaśniejsza zieleń. Powietrze było miękkie i kojące, choć orzeźwiające; i zamiast światła słonecznego wszędzie była złota i różowa chwała; coś w rodzaju poświaty południowego zachodu słońca w środku lata. Kiedy wciągnęłam powietrze z krótkim, szybkim westchnieniem zachwytu, usłyszałam, jak mój brat, który stał obok mnie, powiedział cicho: „No cóż?” i patrząc w górę, odkryłam, że przyglądał mi się z wielką przyjemnością. W swoim wielkim zdziwieniu i zachwycie zupełnie zapomniałam o jego obecności. Przypomniawszy sobie jego pytanie, zawahałam się: „Och, Frank, że ja…”, ogarnęło mnie tak przemożne poczucie Bożej dobroci i mojej własnej niegodności, że schowałem twarz w dłoniach i wybuchnąłem niekontrolowanym i bardzo ludzkim płaczem. „Ach!” powiedział mój brat i delikatnie podnosząc mnie na nogi, powiedział: „Chodź, chcę ci pokazać rzekę”. Kiedy dotarliśmy do brzegu rzeki, oddalonym o kilka kroków, odkryłam, że piękna darń sięgała aż do brzegu, a w niektórych miejscach widziałam kwiaty spokojnie kwitnące w głębinach, wśród wielobarwnych kamyków z których wyłożone było całe koryto rzeki.


„Chcę, żebyś zobaczyła te piękne kamienie” — powiedział mój brat, wchodząc do wody i namawiając mnie, abym zrobiła to samo. Odsunęłam się nieśmiało i powiedziałem: „Obawiam się, że jest zimno”. — Ani trochę — odparł z uspokajającym uśmiechem. „Chodź.” „Tak jak ja?” Powiedziałam, spoglądając na moją piękną szatę, która ku mojej wielkiej radości wyglądała, tak samo jak szaty mieszkańców tego szczęśliwego miejsca. „Wejdź taka jaka jesteś” z kolejnym uspokajającym uśmiechem. Tak zachęcona, ja również weszłam do „łagodnie płynącej rzeki” i ku mojemu wielkiemu zdziwieniu stwierdziłam, że woda, zarówno pod względem temperatury, jak i gęstości, jest prawie identyczna z powietrzem. W miarę jak mijaliśmy, strumień stawał się coraz głębszy, aż poczułem miękkie, słodkie zmarszczki wokół mojego gardła. Kiedy się zatrzymałam, mój brat powiedział: „Jeszcze trochę dalej”. To mnie przerośnie” — upierałem się. No i co wtedy? Nie mogę oddychać pod wodą, uduszę się.” Błysk rozbawienia pojawił się w jego oczach, chociaż powiedział dość trzeźwo: „Tutaj nie robimy takich rzeczy”. Zdałam sobie sprawę z absurdalności mojego stanowiska i z radosnym śmiechem powiedziałam, „W porządku; chodź” i rzucił się w głąb jasnej wody, która wkrótce zabulgotała i zafalowała kilka stóp nad moją głową. Ku mojemu zaskoczeniu i radości odkryłam, że mogę nie tylko oddychać, ale także śmiać się i rozmawiać, widzieć i słyszeć równie naturalnie pod wodą, jak i nad nią. Usiadłam pośród różnobarwnych kamyków i napełniłam nimi ręce, jak zrobiłoby to dziecko. Mój brat położył się na nich, jak to zrobiłby na zielonej murawie, śmiał się i radośnie ze mną rozmawiał. „Zrób to” — powiedział, przecierając twarz dłońmi i przeczesując palcami ciemne włosy. Zrobiłam, jak mi powiedział, i uczucie było zachwycające. Odrzuciłam luźne rękawy i potarłam ramiona, potem gardło i ponownie wsunęłam palce w moje długie, rozpuszczone włosy, myśląc wtedy, jak bardzo będą splątane, kiedy wyjdę z wody. Potem, gdy w końcu wstaliśmy, żeby wrócić, pojawiła się myśl: „Co mamy zrobić z ręcznikami?” bo ziemskie myśli wciąż mnie trzymały; i ja też się zastanawiałam, czy ta piękna szata nie została całkowicie zniszczona. Ale oto, gdy zbliżyliśmy się do brzegu i moja głowa ponownie wynurzyła się z wody, w chwili, gdy powietrze uderzyło w moją twarz i włosy, zdałem sobie sprawę, że nie będę potrzebowała ręcznika ani szczotki. Moje ciało, moje włosy, a nawet moje piękne szaty były miękkie i suche, jak zanim dotknęła ich woda. Materiał, z którego została uszyta moja szata, nie przypominał niczego, co kiedykolwiek widziałam. Był miękki, lekki i lśnił słabym połyskiem, bardziej przypominał mi jedwabną krepę niż cokolwiek, co tylko pamiętałam ale i nieskończenie piękniejsze. Opadała wokół mnie miękkimi, wdzięcznymi fałdami, którym woda zdawała się nadawać jeszcze większy połysk niż wcześniej. „Co za cudowna woda! Co za cudowne powietrze!” Zagadnęłam brata, gdy znów stąpaliśmy po kwiecistej darni. Czy wszystkie rzeki tutaj są takie jak ta? „Nie takie same, ale podobne” — odpowiedział. Przeszliśmy kilka stopni, a potem odwróciłam się i spojrzałam z powrotem na lśniącą rzekę, płynącą spokojnie. „Frank, co ta woda zrobiła dla mnie?” Zapytałam. „Czuję się, jakbym mogła latać”. Spojrzał na mnie poważnymi, czułymi oczami i odpowiedział łagodnie: „Zmyło resztki ziemskiego życia i przygotowało cię do nowego życia, w które wkroczyłeś.” „To jest boskie!” powiedziałam. „Tak, jest boskie” — powiedział.

Rozdział 2

Szliśmy kawałek w milczeniu, serce biło mi z myślami o nowym, dziwnym życiu, a oczy na każdym kroku chłonęły świeże piękno. Domy, gdy się do nich zbliżaliśmy i mijaliśmy, wydawały mi się cudownie piękne. Były zbudowane z najlepszych marmurów, otoczone szerokimi werandami, których dachy lub kopuły wsparte były na masywnych lub delikatnych filarach lub kolumnach; a kręte stopnie prowadziły w dół do perłowych i złotych ścieżek. Styl architektury nie przypominał niczego, co kiedykolwiek widziałam, a kwiaty i winorośl, które rosły bujnie wszędzie, przewyższały pięknem nawet te z moich najjaśniejszych snów. Z tych kolumnowych ścian spoglądały szczęśliwe twarze, a w czystym powietrzu rozbrzmiewały radosne głosy z wielu niebiańskich domów. — Frank, dokąd idziemy? w końcu zapytałam. „Do domu, siostrzyczko” — odpowiedział czule. „Dom? Czy mamy dom, bracie? Czy jest coś takiego?” — zapytałem z dzikim pragnieniem w sercu, aby krzyczeć z radości. Chodź i zobacz” — brzmiała jego jedyna odpowiedź, gdy skręcił w boczną ścieżkę prowadzącą do niezwykle pięknego domu, którego kolumny z bardzo jasnoszarego marmuru prześwitywały przez zieleń zwisających drzew niezwykle kuszącym pięknem. Zanim mogłam do niego dołączyć, usłyszałem dobrze zapamiętany głos mówiący blisko mnie: „Musiałam być pierwszą, która cię powita!” i rozglądając się, zobaczyłem ukochaną twarz mojej dawnej przyjaciółki, pani Wickham. „Och! Och!” Płakałam, gdy spotkaliśmy się w ciepłym uścisku. „Wybaczy mi pan, pułkowniku Sprague” — powiedziała chwilę później, serdecznie podając rękę mojemu bratu. „Wydaje się niewybaczalne, że przeszkadzam ci w ten sposób, prawie przez pierwszą godzinę, ale słyszałam, że nadchodzi, i nie mogłam czekać. Ale teraz, kiedy spojrzałam na jej twarz i usłyszałam jej kochany głos, będę cierpliwa. Mogę z nią przeprowadzić długą, długą rozmowę. Musisz wejść i spotkać się z nami teraz. Powiedział mój brat serdecznie, wejdź, wejdź, nalegałam. „Nie, drodzy przyjaciele, nie teraz. Wiesz, kochany Blossom” (stare, ulubione imię, które stosowałem wiele lat temu) „mamy przed sobą całą wieczność! Ale wkrótce przyprowadzisz ją do mnie, pułkowniku Sprague?” powiedziała. — Tak szybko, jak tylko będę mógł, droga pani — odpowiedział, patrząc jej wymownie w oczy. Tak, rozumiem” — powiedziała cicho, rzucając mi współczujące spojrzenie. Następnie, ściskając ciepłą dłoń na pożegnanie: „Przyjdź wkrótce”, szybko zniknęła mi z oczu. „Błogosławiona kobieto!” Powiedziałam: „co za radość znów ją spotkać!” „Jej dom nie jest daleko; często ją można spotkać. To naprawdę urocza kobieta. A teraz chodź, siostrzyczko, pragnę cię powitać w naszym domu” — mówiąc to, wziął mnie za rękę i poprowadził po niskich schodach na szeroką werandę z piękną, inkrustowaną podłogą z rzadkich i kosztownych marmurów, i jego masywne kolumny szarości, pomiędzy którymi pnącza pokryte bogatymi, błyszczącymi liśćmi zieleni przeplatały się z kwiatami o wyszukanych kolorach i delikatnych perfumach wiszących w ciężkich girlandach. Zatrzymaliśmy się tutaj na chwilę, abym mogła zobaczyć czarujący widok roztaczający się ze wszystkich stron. „To jest niebiańskie!” Powiedziałam. „To jest niebiańskie” — odpowiedział. „Nie mogło być inaczej”. Uśmiechnęłam się, potwierdzając tę prawdę — moje serce było zbyt pełne, by wyrazić je słowami. „Cały dom, zarówno na dole, jak i na górze, otoczony jest tymi szerokimi werandami. Ale wejdź do środka”.


Poprowadził mnie przez drzwi, pomiędzy marmurowymi kolumnami, do dużej sali recepcyjnej, której inkrustowana podłoga, wielodzielne okno i szerokie, niskie schody na drugim końcu od razu przypadły mi do gustu. Zanim… zdążyłem przemówić, mój brat zwrócił się do mnie i biorąc mnie za obie ręce, powiedział: „Witaj, po stokroć witaj, najdroższa siostro, w twoim niebieskim domu!” „Czy to naprawdę piękne miejsce ma być moim domem?” Zapytałam. na tyle, na ile pozwalały mi emocje. „Tak, kochanie” — odpowiedział. „Zbudowałem go dla ciebie i mojego brata i zapewniam cię, że był to wysiłek miłości”. „To jest twój dom i mam z tobą przebywać?” Powiedziałam trochę zdezorientowana. „Nie, to jest twój dom i mam zostać z tobą, dopóki nie przyjedzie mój brat”. „Zawsze, drogi bracie, zawsze!” Płakałam, trzymając się jego ramienia. Uśmiechnął się i powiedział: „Będziemy cieszyć się teraźniejszością; nigdy więcej nie będziemy już daleko od siebie. Ale chodź, bardzo chcę ci wszystko pokazać”. Skręcając w lewo, poprowadził mnie, wciąż przez piękne marmurowe kolumny, które wszędzie zdawały się zastępować drzwi, do dużego, podłużnego pokoju, u progu którego zatrzymałam się z zachwytem. Całe ściany i podłoga pokoju nadal były z tego wspaniałego jasnoszarego marmuru, wypolerowanego na największy połysk; ale na ścianach i podłogach wisiały wykwintne róże na długich łodygach, najróżniejszych odmian i kolorów, od najgłębszego szkarłatu po najdelikatniejsze odcienie różu i żółci. „Wejdź do środka” — powiedział mój brat. „Nie chcę zmiażdżyć tych doskonałych kwiatów” — odpowiedziałam. — No cóż, załóżmy, że zbierzemy ich trochę. Pochyliłam się, żeby wziąć jednego z podłogi blisko moich stóp, kiedy oto! Znalazłam, że był osadzony w marmurze. Spróbowałam innego z tym samym zdumiewającym skutkiem, a potem zwracając się do brata, zapytałam: „Co to znaczy? Chyba nie mówisz mi, że żaden z nich nie jest naturalnym kwiatem?” Pokiwał głową z zadowolonym uśmiechem, po czym powiedział: „Ten pokój ma historię. Wejdź i usiądź ze mną tutaj, na tym siedzeniu przy oknie, skąd możesz zobaczyć cały pokój, i pozwól, że ci o tym opowiem”. Zrobiłam, jak chciał, a on mówił dalej: „Pewnego dnia, gdy byłem zajęty pracą w domu, grupa młodych ludzi, chłopców i dziewcząt, podeszła do drzwi i zapytała, czy mogą wejść. Chętnie wyraziłem zgodę i wtedy jeden z nich powiedział: „Czy ten dom naprawdę jest dla państwa Sprague?” „Tak jest” — odpowiedziałem. „„Kiedyś ich znaliśmy i kochaliśmy. Są naszymi przyjaciółmi i przyjaciółmi naszych rodziców. Chcielibyśmy wiedzieć, czy nie moglibyśmy zrobić czegoś, żeby pomóc ci uczynić je pięknym?” „Rzeczywiście, możesz” — powiedziałem, wzruszony tą prośbą. „Co możesz zrobić?” „Byliśmy tu wtedy i rozglądając się, jeden z nich zapytał: «Czy możemy upiększyć ten pokój?» „Bez wątpienia” — powiedziałem, zastanawiając się, co spróbują zrobić. „Natychmiast dziewczęta, które miały w rękach ogromne bukiety róż, zaczęły rzucać rozsiane kwiaty na podłogę i na ściany. Gdziekolwiek uderzyły w ściany, ku mojemu zaskoczeniu, pozostawały, jak gdyby w jakiś sposób na stałe przymocowane. Kiedy wszystkie róże zostały rozrzucone, pokój wyglądał tak samo jak teraz, tylko że kwiaty były naprawdę świeżymi, zebranymi różami. Potem każdy z chłopców przygotował małe pudełko z delikatnymi narzędziami i za chwilę wszyscy, chłopcy i dziewczęta leżały na marmurowej posadzce i były zajęte pracą. Jak to zrobiły, nie wiem — jest to jedna ze sztuk niebiańskich, której uczą osoby o wysoce artystycznych gustach — ale osadziły każdy żywy kwiat dokładnie tam, gdzie i jak upadł w marmurze i zachował go w postaci, którą widzisz przed sobą. Przychodziły kilka razy, zanim prace zostały ukończone, bo kwiaty tutaj nie więdną, nie więdną, ale zawsze są świeże i doskonałe. I takiego wesołego, szczęśliwego towarzystwa młodych ludzi, jakiego nigdy wcześniej nie widziałem. Pracując, śmiali się, rozmawiali i śpiewali; i nie mogłem powstrzymać się od pragnienia więcej niż raz, aby przyjaciele, których pozostawili w żałobie po nich, spojrzeli na tę szczęśliwą grupę i zobaczyli, jak niewiele mieli powodów do smutku. W końcu, kiedy wszystko było już gotowe, zawołali mnie, abym zobaczył ich dzieło, i nie wzbraniałem się od pochwał ani za piękno dzieła, ani za umiejętność jego wykonania. Potem, mówiąc, że na pewno wrócą, kiedy któreś z was przyjdzie, odeszli razem, nie wątpię, aby zrobić coś podobnego gdzie indziej.” Szczęśliwe łzy kapały na moje ręce, bezczynnie złożone na kolanach, przez wiele lat tej opowieści i teraz zapytałam na wpół załamana, bo bardzo mnie wzruszył: „Kim byli ci cudowni ludzie, Frank? Czy ich znasz?” „Oczywiście, teraz ich znam; ale wszystkie były mi obce, dopóki nie przyszły tu pierwszego ranka, z wyjątkiem Lulu Sprague. — Kim one są? — Były trzy Mary: Mary Green, Mary Bates, Mary Chalmers; Lulu Sprague i Mae Camden. Tam były dziewczęta ładne i piekne.


Chłopcy, wszyscy męscy, wspaniali chłopcy, to Carroll Ashland, Stanley i David Chalmers. „Kochane dzieci!” Powiedziałam. „Jak mało myślałam, że moja miłość do nich w dawnych czasach przyniesie mi to dodatkowe szczęście Tutaj! Jak mało wiemy o powiązaniach łączących oba światy!” „Ach, tak”, powiedział mój brat, „to właśnie to. Jak mało wiemy! Gdybyśmy tylko mogli zdać sobie sprawę, gdy jesteśmy jeszcze śmiertelnikami, że dzień po dniu budujemy na wieczność, jakże inne byłoby nasze życie pod wieloma względami! Każde łagodne słowo, każda hojna myśl, każdy bezinteresowny czyn stanie się filarem wiecznego piękna w życiu, które nadejdzie. Nie możemy być samolubni i niekochani w jednym życiu, a hojni i kochający w następnym; te dwa życia są zbyt ściśle ze sobą powiązane — jedno jest kontynuacją drugiego. Ale chodź teraz do biblioteki. Wstając, przeszliśmy przez pokój, który odtąd miał budzić we mnie tak czułe skojarzenia, i weszliśmy do biblioteki. Było to wspaniałe mieszkanie — ściany od sufitu do podłogi wyłożone były rzadkimi i kosztownymi książkami. duże, witrażowe okno wychodziło na frontową werandę, a dwa duże okna wykuszowe, niedaleko od siebie, znajdowały się w tylnej części pokoju. Półkolisty rząd półek, wsparty na bardzo delikatnych filarach z szarego marmuru, wysokich na około sześć stóp, rozciągał się jakieś piętnaście stóp do przestronnego pokoju głównego i przeciął go na dwie części, sekcje wzdłuż, każda z jednym z wygiętych okien z tyłu, pozostawiając wciąż dużą przestrzeń poza linią podziału, gdzie obie sekcje ponownie połączyły się w jedną. Wklęsła strona półkola półek skierowana była w stronę wejścia do pokoju; a blisko niego, niedaleko od wygiętego okna, stało piękne biurko, ze wszystkim gotowym do użycia; a na niej stała nieskazitelna złota misa wypełniona szkarłatnymi goździkami, których ostry zapach był przez jakiś czas mgliście świadomy. „Biurko mojego brata” — powiedział Frank. — I jego ulubione kwiaty — dodałam. „Tak, to wynika. Tutaj nigdy nie zapominamy o gustach i preferencjach tych, których kochamy”. Nie należy przypuszczać, że te szczegóły zostały przeze mnie natychmiast zauważone, ale ujawniały się one stopniowo, gdy rozmawialiśmy razem. Moim pierwszym odczuciem po wejściu do pokoju było autentyczne zdziwienie na widok książek i moje pierwsze słowa brzmiały: „Dlaczego mamy książki w niebie?” „Dlaczego nie?” zapytał mój brat. „Jakie dziwne wyobrażenia mamy my, śmiertelnicy, o przyjemnościach i obowiązkach tego błogosławionego życia! Wydaje nam się, że śmierć ciała oznacza całkowitą przemianę duszy. Ale w żadnym wypadku tak nie jest. Wprowadzamy do tego życia te same gusta, te same pragnienia, tę samą wiedzę, którą mieliśmy przed śmiercią. Jeśli nie były one wystarczająco czyste i dobre, aby stanowić część tego życia, wówczas sami nie moglibyśmy wejść. Jaki byłby pożytek z naszego, często długiego życia, poświęconego dążeniu do pewnej wartościowej i uzasadnionej wiedzy, jeśli w chwili śmierci wszystko to liczy się jako nic i zaczynamy to życie z zupełnie innym tokiem myślenia i studiowania? Nie? Nie; oby wszyscy zrozumieli, jak już mówiłem, że podczas naszego ziemskiego życia budujemy na wieczność! Im czystsze myśli, tym szlachetniejsze ambicje, im wznioślejsze aspiracje, tym wyższą rangę zajmujemy wśród zastępów niebieskich; im gorliwiej będziemy podążać za studiami i obowiązkami w naszym okresie próbnym, tym lepiej będziemy przygotowani do kontynuowania ich tutaj, dalej, aż do ukończenia i doskonałości tutaj. „Ale książki… kto je pisze? Czy są wśród nich książki, które znaliśmy i kochaliśmy poniżej?” „Bez wątpienia wiele z nich, w istocie wszystkie, które w jakikolwiek sposób pomogły wznieść ludzki umysł lub nieśmiertelną duszę. Następnie wiele z najrzadszych umysłów w życiu ziemskim, wchodząc do tego wyższego życia, zyskuje tak wzniosłe i rozszerzone poglądy na tematy, które studiowali przez całe życie, które realizując je z zapałem, wypisują na rzecz tych mniej zdolnych, im wyższe, tym silniejsze poglądy sami nabyli, pozostając tym samym liderami i nauczycielami w tym rzadszym życiu, jak byli jeszcze na świecie. Czy można się spodziewać, że wspaniała dusza, która tak niedawno dołączyła do nas szeregowców, podniosła na duchu tak wiele istnień na ziemi, powinna odłożyć pióro, gdy jego jasny umysł i wielkie serce przeczytają tajemnicę wyższej wiedzy? Bynajmniej. Kiedy dobrze przeprowadzi swoje lekcje, napisze je dla pożytku innych, mniej utalentowanych, którzy muszą ich naśladować. W tym boskim życiu, tak jak w poprzednim życiu, zawsze muszą być przywódcy — przywódcy i nauczyciele reprezentujący wiele różnych sposobów myślenia. Ale cała ta wiedza przyjdzie do ciebie prosto i naturalnie, gdy dorośniesz do nowego życia.

Rozdział 3

Po krótkim odpoczynku w tym uroczym pokoju wśród książek, mój brat oprowadził mnie po wszystkich pozostałych pokojach w domu, każdy doskonały i piękny na swój sposób, a każdy wyraźny i niezniszczalny został sfotografowany w mojej pamięci. W tej chwili będę mówiła tylko o jednym. Odsuwając zwiewne szare draperie, podszyte najdelikatniejszym odcieniem bursztynu, które wisiały przed kolumnowymi drzwiami pięknego pokoju na drugim piętrze domu, powiedział:


„Twoje własne, wyjątkowe miejsce do odpoczynku i nauki”. Całe drugie piętro domu, wewnątrz, zamiast być wykończone szarym marmurem, jak pierwsze piętro, zostało wykończone inkrustowanym drewnem o delikatnej, satynowej fakturze i rzadkim połysku; a pokój, do którego teraz weszliśmy, był znakomity zarówno pod względem projektu, jak i wykończenia. Miał podłużny kształt, z dużym, wygiętym oknem na jednym końcu, podobnym do tych w bibliotece, którego część znajdowała się bezpośrednio pod tym pokojem. W tym oknie, po jednej stronie, stało biurko z litej kości słoniowej, ze srebrnymi dodatkami; Wśród książek znalazłem później wielu moich ulubionych autorów. Na podłodze leżały bogate dywany w kolorze srebrnoszarym, a wszystkie zasłony w pokoju miały ten sam delikatny odcień i fakturę, co te przy wejściu. Rama mebli była z kości słoniowej; tapicerka krzeseł i otoman ze srebrnoszarej tkaniny z wykończeniem z najlepszej satyny; poduszki i nakrycie eleganckiej kanapy były takie same. Na stole niedaleko frontowego okna stała duża misa z kutego srebra, wypełniona różowymi i żółtymi różami, których zapach wypełniał powietrze; i kilka następnych ładnych wazonów wypełnionych różami. Całe mieszkanie było piękne nie do opisania; ale widziałam to wiele razy, zanim byłam w stanie w pełni pojąć jego doskonałą kompletność. Na ścianach wisiał tylko jeden obraz i był to portret Chrystusa naturalnej wielkości, ustawiony naprzeciwko kanapy. Nie była to artystyczna koncepcja ludzkiego Chrystusa uginającego się pod ciężarem grzechów świata, ani też głowa ukrzyżowanego Zbawiciela ludzkości w koronie cierniowej; ale podobieństwo żywego Mistrza, Chrystusa zwycięskiego, Chrystusa ukoronowanego. Cudowne oczy patrzyły bezpośrednio i czule w twoje, a usta zdawały się wypowiadać błogosławieństwo pokoju. Niewysłowione piękno boskiej twarzy zdawało się oświetlać pokój świętym światłem, upadłam na kolana i przycisnęłam usta do obutych w sandały stóp, tak wiernie przedstawionych na płótnie, a moje serce wołało: „Mistrzu, umiłowany Mistrzu i Zbawicielu!” Minęło dużo czasu, zanim mogłam skupić swoją uwagę na czymkolwiek innym; cała moja istota była pełna uwielbienia i dziękczynienia za wielką miłość, która zaprowadziła mnie do tej przystani odpoczynku, tego cudownego domu pokoju i radości. Po pewnym czasie spędzonym w tym urokliwym miejscu przeszliśmy przez otwarte okno na marmurowy taras. Schody z artystycznie wykończonego marmuru wiły się z wdziękiem w dół z tego tarasu na trawnik pod drzewami, u ich podnóża nie prowadziła żadna ścieżka — jedynie kwiecista trawa. Obciążone owocami gałęzie drzew zwisały z tarasu w niewielkiej odległości i stojąc tam tego ranka zauważyłem siedem odmian. Jeden rodzaj przypominał naszą wspaniałą gruszkę Bartlett, tylko był znacznie większy i nieskończenie smaczniejszy w smaku, jak wkrótce się przekonałem. Inna odmiana występowała w gronach, owoce również miały kształt gruszki, ale były mniejsze od poprzedniej, a ich konsystencja i smak przypominały najlepszą mrożoną śmietankę. Trzeci, przypominający kształtem banana, nazywali chlebem; nie różniło się to od naszych delikatnych bułeczek według smaku. Wydawało mi się wówczas i rzeczywiście tak było, że w różnorodności i doskonałości jedzenie było na najbardziej wytworną ucztę i można było ją tu zapewnić bez pracy i starania. Mój brat zebrał kilka różnych odmian i kazał mi je wypróbować. Zrobiłam to z wielką przyjemnością i orzeźwieniem. Pewien bogaty sok z perłowego owocu (którego charakterystycznej nazwy zapomniałem, jeśli w ogóle ją znałam) obficie spłynął po moich dłoniach i przodzie sukni. „Och!” płakałam” Obawiam się, że zniszczyłam moją sukienkę!” Mój brat zaśmiał się wesoło i powiedział: „Pokaż mi plamy”. Ku mojemu zdumieniu nie mogłam znaleźć żadnego miejsca. „Spójrz na swoje ręce” — powiedział. Znalazłam je czyste i świeże, jakby prosto z kąpieli. „Co to znaczy? Moje dłonie pokryły się gęstym sokiem owocowym.” „Po prostu” — odpowiedział — „żeby w tym powietrzu nie mogła ani przez chwilę pozostać żadna nieczystość. Nic nie ulega rozkładowi, nic nie matowieje, ani w żaden sposób nie zniekształca lub nie zniekształca powszechnej czystości i piękna tego miejsca. Tak szybko, jak owoc dojrzewa i opada wszystko, co nie zostanie natychmiast zebrane, wyparuje, nawet resztki nasion.” Zauważyłem, że pod drzewami nie było żadnych owoców — więc to był powód. „I nie wejdzie do niego nic, co skala” — zacytowałam w zamyśleniu. „Tak, i tak” — odpowiedział; Zeszliśmy po schodach i ponownie weszliśmy do „pokoju kwiatowego”. Kiedy ponownie stałam i podziwiałam inkrustowane róże, mój brat zapytał: „Kogo ze wszystkich przyjaciół, których masz w niebie, najbardziej chciałabyś zobaczyć?” „Mojego ojca i matkę” — odpowiedziałam szybko. Uśmiechnął się tak znacząco, że pospiesznie się odwróciłam i tam, zbliżając się do mnie przez długi pokój, zobaczyłam mojego drogiego ojca i matkę, a wraz z nimi moją najmłodszą siostrę. Z okrzykiem radości wpadłam w wyciągnięte ramiona mojego ojca i usłyszałam z dreszczem radości jego drogie, znajome: „Moja kochana córeczka!” „W końcu! w końcu!” Płakałam, przytulając się do niego. „W końcu znowu cię mam!”„W końcu!” — powtórzył z głęboko wciągniętym oddechem radości. Potem oddał mnie mojej drogiej matce i wkrótce zostaliśmy przytuleni do siebie. „Moja kochana mamo!” „Moje drogie, drogie dziecko!” płakaliśmy jednocześnie; i moja siostra, obejmując nas oboje w ramionach, — zawołała ze śmiechem radosnym: „Nie mogę się doczekać! Nie zostawiaj mnie na zewnątrz!” i odłączając jedno ramię, rzuciłam je na nią w szczęśliwy krąg naszej zjednoczonej miłości. Ach, co to była za godzina! Nie marzyłam, że nawet niebo może pomieścić taką radość. Po pewnym czasie mój brat, który podzielał naszą radość, powiedział: „Teraz mogę bezpiecznie zostawić was na kilka godzin na tym błogosławionym spotkaniu, ponieważ mam przed sobą inną pracę”. „Tak”, powiedział mój ojciec, „musisz iść. Z radością zaopiekujemy się naszym drogim dzieckiem”. „W takim razie do widzenia na chwilę” — powiedział uprzejmie mój brat. „Nie zapominajcie, że odpoczynek, szczególnie dla tych, którzy niedawno rozpoczęli nowe życie, jest nie tylko jedną z przyjemności, ale i jednym z obowiązków nieba”. „Tak, dopilnujemy, żeby o tym nie zapomniała” — powiedział mój ojciec z życzliwym uśmiechem i spojrzeniem.

Rozdział 4

Wkrótce po odejściu brata mama powiedziała, chwytając mnie za rękę: „Chod, bardzo chcę cię mieć w naszym własnym domu”; i wszyscy wyszliśmy tylnym wejściem, przeszliśmy kilkaset metrów po miękkiej murawie i weszliśmy do uroczego domu, nieco podobnego do naszego, ale wciąż różniącego się od niego w wielu szczegółach. On także był zbudowany z marmuru, ale ciemniejszy niż dom mojego brata. Każdy pokój świadczył o skromnym wyrafinowaniu i wyrafinowanym guście, a panująca w nim domowa atmosfera była od razu rozkosznie wyczuwalna. Gabinet mojego ojca znajdował się na drugim piętrze i pierwszą rzeczą, jaką zauważyłam po wejściu, były bujne gałęzie i kwiaty staromodnego stulistnego drzewa różanego, które zasłaniały okno przy jego biurku. „Ach!” Płakałam: „Kiedy patrzę na to okno, prawie mogę sobie wyobrazić siebie w twoim starym gabinecie w domu”. — Czy to nie jest wspomnienie? — powiedział, śmiejąc się radośnie. „Niemal mam wrażenie, że czasami jest to ten sam kochany stary krzak, przesadzony tutaj”. — I to nadal jest twój ulubiony kwiat? — zapytałam. Skinął głową i powiedział z uśmiechem: „Widzę, że wciąż pamiętasz czasy dzieciństwa”. I poklepał mnie po policzku, gdy zrywałam różę i przyczepiałam ją do jego piersi. „Wydaje mi się, że to powinien być twój dom, kochanie; to jest dom naszego ojca” — powiedziała tęsknie moja siostra. — Nie — wtrącił szybko mój ojciec. — „Czyż mój brat nie jest cudowną postacią?” Zapytałam. Rzeczywiście piękny; i stoi bardzo blisko Mistrza. Niewielu ma jaśniejszą wiedzę o Woli Bożej; dlatego niewielu jest lepiej przygotowanych na instruktorów. Ale ja też mam obowiązki, które wzywają mnie na jakiś czas. Jakże błogosławiona jest świadomość, że nigdy więcej nie będzie długich rozłąk! Będziesz mieć teraz dwa domy drogie dziecko, twój i nasz. „Tak, tak!” Powiedziałam. „Podejrzewam, że będę tu prawie tak samo często jak tam”. W tym momencie do mojego ojca podszedł posłaniec i powiedział kilka cichych słów. „Tak, pójdę natychmiast” — odpowiedział i machając ręką na pożegnanie, odszedł z anielskim przewodnikiem. „Na czym polegają głównie obowiązki mojego ojca?” Zapytałam moją matkę. „Zwykle jest powołany do tych, którzy wchodzą do życia z niewielkim przygotowaniem — to, co na ziemi nazywamy pokutą na łożu śmierci. Wiecie, jaki wspaniały sukces zawsze odnosił w pozyskiwaniu dusz dla Chrystusa; i te biedne duchy należy uczyć od samego początku Zaczynają. Wchodzą w najniższą fazę życia duchowego i przyjemnym obowiązkiem twojego ojca jest prowadzenie ich krok po kroku w górę. Jest oddany swojej pracy i bardzo kochany przez tych, którym w ten sposób pomaga. Często pozwala mi towarzyszyć i pracować z nim, i to jest dla mnie wielka przyjemność! A czy wiesz — z nieopisaną radością na twarzy — „Teraz niczego nie zapominam!” To było jej wielkie brzemię, na kilka lat przed śmiercią pamięć ją niestety zawodziła, a ja mogłem zrozumieć i współczuć jej obecnej radości. „Moja droga!” Płakałam, obejmując ją czule ramionami. „Więc znowu przypominasz sobie wczesne lata życia małżeńskiego?” — Właśnie — odpowiedziała radośnie. Nieco później moja siostra czule odciągnęła mnie na bok i szepnęła: „Opowiedz mi o moim chłopcu, o moim drogim synu. Często go widuję, ale nie zawsze wolno nam wiedzieć o życiu ziemskim tyle, ile kiedyś uważaliśmy, że powinniśmy. Czuła mądrość Ojca przekazuje nam wiedzę, którą uważa za najlepszą, a my z radością czekamy na jego czas nadejścia. Wszystko, co możesz powiedzieć, nie zostanie mi odmówione. Czy na pewno kiedyś do mnie przyjdzie? Czy go przytulę znowu w moich ramionach, mój kochany chłopiec?” — Jestem pewna… tak, jestem pewna, że tak. Twoja pamięć jest dla niego bardzo cenna. Następnie opowiedziałam jej wszystko, co pamiętałam o synu, z którym się rozstała, gdy był jeszcze dzieckiem — teraz wyrósł na mężczyznę, szanowany i kochany, mający dom, żonę i syna, którzy go pocieszali i błogosławili. „Więc mogę poczekać” — powiedziała — „jeśli na pewno przyjdzie do mnie w końcu, gdy zakończy się jego ziemska praca, przyprowadzając żonę i syna. Jakże będę ich też kochać!” W tej chwili poczułam, że otaczają mnie czułe ramiona i delikatnie położono dłoń na moich oczach. „Kto to jest?” ktoś szepnął cicho. — Och, znam ten głos, ten dotyk! — najdroższa, najdroższa Nel! Płakałam i odwracając się szybko, zarzuciłem ramiona na szyję mego jedynego brata. Przyciągnął mnie na chwilę ciepło do swego serca, po czym na swój dawny, żartobliwy sposób podniósł mnie w swoich silnych ramionach, mówiąc: Nie urosła ani o cal; i nie jest, jak sądzę, ani o dzień starszy niż wtedy, gdy ostatni raz się rozstaliśmy! Czy to ona, Joe?” Zwracając się do naszej siostry. „Na to nie wygląda” — powiedziała moja siostra — „ale myślałam, że ona nigdy nie przyjdzie”. „Zaufaj jej w tej kwestii!” — powiedział. „Ale chodź teraz; mieli Cię wystarczająco długo, jak na pierwszą wizytę; reszta z nas pragnie Ciebie na chwilę. Chodź z nami, Jodie. Mamo, może na krótki czas będę mieć ich oboje, prawda? czy ty też przyjdziesz?” Zwracając się do naszej matki z pieszczotą. „Nie mogę iść, drogi chłopcze; Muszę tu być, kiedy wróci twój ojciec. Zabierz swoje siostry; to błogosławiony widok widzieć was wszystkich ponownie razem.” „Chodźmy więc” — powiedział; i biorąc mnie za rękę, wyszliśmy razem. „Stój!” — zawołał nagle, na swój dawny wojskowy sposób, po krótkim spacerze i zatrzymaliśmy się nagle przed eleganckim domem zbudowanym z najlepszego, wypolerowanego drewna. Było pięknie zarówno pod względem architektury, jak i wykończenia. „Jak słodko!” płakałam; i z uroczą kokardką.


Z pokorą powiedział: „Do domu pokornego sługi twego. Wejdź”. Zatrzymałam się na chwilę na szerokiej werandzie, aby przyjrzeć się winorośli oplecionej wdzięcznymi kolumnami z wypolerowanego drewna, a mój brat ze śmiechem powiedział do mojej siostry: „To ta sama stara siostra! Nie wyciągniemy z niej wiele dobrego, dopóki ona nie nauczył się nazwy każdego kwiatu, winorośli i rośliny w niebie.” „Tak, to zrobię” — powiedziałam, kręcąc głową na widok jego szczęśliwej twarzy — „ale zamierzam cię wykorzystać, kiedy tylko będę mogła. Muszę się jeszcze wiele nauczyć”. — Tak zrobisz, kochanie — odpowiedział łagodnie. — Ale wejdź. Wchodząc do uroczego przedsionka, w którym otwierały się ze wszystkich stron przestronne pokoje, zawołał cicho „Alma!” Zaraz z jednego z nich podeszła do nas piękna kobieta. „Moje drogie dziecko!” Powiedziałam: „To nie wydaje się możliwe! Byłaś jeszcze dzieckiem, kiedy cię ostatni raz widziałam”. „Ona jest nadal córką swego ojca” — powiedział mój brat z czułym spojrzeniem. „Ona i Carrie, których nigdy nie widziałaś, tworzą dla mnie błogosławiony dom. Gdzie jest twoja siostra i córka?” „Jest w wielkiej sali koncertowej. Ma bardzo bogaty głos, który pielęgnuje” — powiedziała Alma, zwracając się do mnie. Odszukamy ciotkę, kiedy wróci” — dodała. „To prawda, prawda” — powiedział mój brat; „więc chodź”. Następnie pokazali mi piękny dom, idealny i uroczy w każdym szczególe. Kiedy wyszliśmy na boczną werandę, zauważyłam, że jesteśmy tak blisko sąsiedniego domu, że mogliśmy z łatwością przejść z jednej werandy na drugą. „Tam!” — powiedział mój brat, lekko prowadząc mnie nad przestrzeń pomiędzy nimi. — Jest tu ktoś, kogo chciałabyś zobaczyć. Zanim zdążyłam go wysłuchac, poprowadził mnie przez drzwi z kolumnami, mówiąc: „Ludzie w niebie nigdy nie są «nie u siebie» wobec swoich przyjaciół”. Dom, do którego weszliśmy, był prawie identyczny w budowie i wykończeniu jak dom mojego brata Nel, a kiedy weszliśmy, trzy osoby niecierpliwie podeszły, aby mnie przywitać. „Droga ciociu Gray!” płakałam. „Moja droga Mary, mój drogi Martinie! Co za radość znów cię spotkać!” I tutaj — powiedziała z szacunkiem ciocia. Tak, tutaj — odpowiedziałam podobnym tonem. Była to siostra mojego ojca, zawsze ulubiona ciocia, z synem i jego żoną. Jakże rozmawialiśmy, przytulaliśmy się do siebie, zadawaliśmy pytania i odpowiadaliśmy na nie! „Pallas też tu jest i Will, ale poszli z Carrie do sali muzycznej” — powiedział Martin.


Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 14.7
drukowana A5
za 40.91