E-book
32.34
drukowana A5
67.61
Moja Polska

Bezpłatny fragment - Moja Polska


Objętość:
279 str.
ISBN:
978-83-8351-354-6
E-book
za 32.34
drukowana A5
za 67.61

Słowo wstępne

Mam wizję Polski!

Polski zasobnej, niepodległej, mającej swą dumę i potrafiącej walczyć o swoje racje; Polski nieulegającej naciskom pseudosojuszników z Zachodu ani Wschodu; Polski silnej gospodarczo, bez korupcji i afer. Marzę o Polsce, w której panuje prawo, ład i porządek; gdzie uczciwi i pracowici ludzie cieszą się poważaniem i szacunkiem; o Polsce bezpiecznej, gdzie nie ma przestępczości, a nieliczni więźniowie odpracowują wyrządzoną krzywdę. Marzę o Polsce mającej świetne szkolnictwo, wspaniale wychowaną młodzież, dobrych sportowców, sprawną i mobilną policję, silną i doskonale wyszkoloną armię; o Polsce niezżeranej przez wewnętrzne spory i waśnie; o Polsce czystej, zdrowej, estetycznej i kolorowej; dbającej o swoje środowisko przyrodnicze, pełnej zieleni i dzikich zwierząt; o dobrze prosperującym, ekologicznym rolnictwie; o Polsce w dużym stopniu niezależnej energetycznie; o Polsce oszczędnej, z pełnym budżetem państwa, bez długów zewnętrznych i wewnętrznych; mającej swoje niezawisłe i niezależne od innych państw prawo. Marzę o państwie świeckim, całkowicie neutralnym religijnie; o Polsce liczącej się i poważanej w Europie i na świecie; gdzie nie ma nędzarzy; gdzie każdy ma swój dach nad głową; gdzie każdy ma pracę; gdzie nie marnuje się grosza publicznego. O Polsce mającej dobre stosunki ze wszystkimi swymi sąsiadami i innymi państwami Europy oraz świata; pokojowo nastawionej — niewtrącającej się w wewnętrzne sprawy innych. O Polsce wspierającej swych obywateli w kraju i poza jego granicami; mającej dużo dzieci i młodzieży; o Polsce z silnym przemysłem, pozostającym w zgodzie z naturą. Marzę o Polsce — państwie demokratycznym inaczej, bez partii i sporów politycznych, o znikomej biurokracji oraz prostym i przejrzystym prawie; o Polsce zdrowych i pięknych ludzi, bez chorób dziedzicznych i wrodzonych, posiadającej dużą liczbę osób utalentowanych i wielu laureatów nagrody Nobla. Marzę o Polsce, gdzie wszyscy są zadowoleni, z ufnością patrzą w przyszłość i mają cele w życiu; o moralnym, wychowanym i wykształconym społeczeństwie. Marzę o Polakach szczerych, otwartych, uśmiechniętych, życzliwych, lojalnych i pracowitych.

Mam wizję Polski szczęśliwej.


Autor


Reprint wydania z 2005 roku.


Wszelkie prawa, włącznie z prawem do reprodukcji tekstów w całości lub części, w jakiejkolwiek formie zastrzeżone.

Zarządzanie państwem

Uważam, że na wszystkich szczeblach zarządzania państwem, a także kierowania przedsiębiorstwami, wszelkie decyzje powinny być podejmowane jednoosobowo. Przyjęcie takiej zasady zapobiegnie rozmywaniu się odpowiedzialności, dając obywatelom możliwość rozliczenia prezydenta, wojewody, starosty, burmistrza, wójta czy dyrektora z decyzji, które podjął. Ocena negatywna spowoduje odsunięcie od stanowisk kierowniczych osób niekompetentnych, nienadających się do tego; pozytywna natomiast stanie się trampoliną do awansu jednostek o pożądanych cechach.

Obecnie sytuacja przedstawia się — w uproszczeniu — w sposób następujący: większość decyzji jest podejmowana kolegialnie, a więc na szczeblu kraju podejmuje je Sejm, uchwalając takie lub inne ustawy, na szczeblu województw — wojewodowie i sejmiki wojewódzkie, na szczeblu powiatów — rady powiatu, na szczeblu gmin — rady gmin, w poszczególnych przedsiębiorstwach — zarządy i rady nadzorcze itd., itp. Sytuacja taka sprawia, że w razie błędnych decyzji nie można wskazać konkretnej osoby, odpowiedzialnej za konsekwencje nimi spowodowane. A więc nie ma kogo ukarać, nie ma od kogo zażądać wyrównania strat, ani komu chociażby wpisać do akt osobowych dowodów jego niekompetencji.

Śmiem zaryzykować twierdzenie — demokracja to największy komunizm w zarządzaniu.

Podejmowanie decyzji przez jednostkę, a nie kolektyw, zawiera w sobie także inne pozytywne cechy, do których należy m.in. szybkość jej podjęcia — co w niektórych sytuacjach ma wręcz strategiczne znaczenie — oraz ogromne oszczędności finansowe związane z wypłacaniem tylko jednej pensji, a nie kilku, kilkunastu czy też kilkuset. Poza tym decyzja podjęta przez jedną kompetentną osobę, mającą dar zarządzania oraz wizję tego, co robi, będzie niepomiernie bardziej trafna od podjętej przez kolektyw — rozumiany jako przypadkowa zbieranina wielu niekompetentnych ludzi, kierujących się sympatiami lub antagonizmami partyjnymi, czego przykładem jest Sejm polski i jego mnóstwo chybionych lub już z założenia złych dla społeczeństwa ustaw.

.

Powtórzę jeszcze raz to, o czym wyżej wspomniałem: uważam, że powinno nastąpić przejście od kolektywnego zarządzania — które jest charakterystyczne nie tylko dla gospodarki socjalistycznej, ale w o wiele jeszcze większym stopniu dla gospodarki kapitalistycznej — do zarządzania indywidualnego, przez jednego kompetentnego człowieka — menedżera.

Taka forma zarządzania powinna obowiązywać na wszystkich szczeblach administrowania krajem oraz we wszystkich przedsiębiorstwach i instytucjach państwowych.

Na czele firmy (kraju, województwa, powiatu, gminy, zakładu pracy itp.) stoi jeden człowiek i to on jednoosobowo podejmuje decyzje, on też, jednoosobowo, w pełni odpowiada za niepowodzenia będące konsekwencją tych decyzji. Ciałem doradczym może być dla takiego menedżera rada, powołana z podległego mu nadzoru, np. dla prezydenta państwa — Rada Prezydencka (złożona z wojewodów, ministrów i doradców), dla wojewody — rada wojewody (złożona ze starostów powiatów wchodzących w skład danego województwa), dla starosty — rada starosty (złożona z burmistrzów i wójtów gmin wchodzących w skład danego powiatu), dla burmistrza lub wójta — rada wójta (złożona ze sołtysów i kierowników wydziałów danej gminy), dla dyrektora przedsiębiorstwa — rada dyrektora (złożona z kierowników poszczególnych działów) itd., itp. Wszyscy wymienieni menedżerowie mogliby posiłkować się sugestiami członków danej rady, ale podjęcie ostatecznej decyzji należałoby do nich samych. Oni też indywidualnie ponosiliby całkowitą i pełną odpowiedzialność za konsekwencje z niej wynikające. Sprawdzianem skuteczności dla takiego menedżera byłyby wyniki następnych wyborów, w których mieszkańcy kraju, województwa, powiatu, gminy lub pracownicy przedsiębiorstwa poprzez głosowanie wyrażaliby swą wolę odnośnie tego, czy chcą, aby dalej zarządzał on w ich imieniu daną jednostką terytorialną lub firmą.

Kadencja wszystkich menedżerów — w tym prezydenta, wojewody, starosty, wójta lub burmistrza, dyrektora państwowego przedsiębiorstwa oraz innej państwowej organizacji lub instytucji — wynosiłaby 5 lat.

.

W Polsce, o której myślę, nie ma Sejmu ani Senatu, nie ma premiera. Na czele państwa stoi prezydent, on tworzy i nadzoruje pracę rządu. Gospodarzem województwa jest wojewoda i on tylko rządzi, nie ma sejmiku wojewódzkiego.

Gospodarzem powiatu jest starosta i on sam decyduje, nie ma rady powiatowej. Gospodarzem gminy jest wójt lub burmistrz i on o wszystkim decyduje, nie ma rady gminy.

Przedstawię teraz schemat wyboru prezydenta. Aby zostać prezydentem trzeba przejść całą drogę awansu — zaczyna się ona od wyboru na wójta lub burmistrza, a po odbyciu przynajmniej jednej kadencji wójt lub burmistrz startuje w wyborach na starostę; po przepracowaniu jednej kadencji jako starosta może startować w wyborach na wojewodę; jeżeli wygra, po odbyciu co najmniej jednej kadencji jako wojewoda, startuje w wyborach na prezydenta.

Oczywiście o tym, czy kandydat wygra wybory na danym szczeblu, zadecydują wyniki, jakie osiągnął na poprzednim stanowisku. W ten sposób wygra najlepszy gospodarz.

O tym, kto będzie pełnił dane stanowisko, zadecyduje gospodarność i troska o podległych sobie obywateli, a więc już zaistniałe dokonania, a nie, jak to się dzieje teraz, przynależność partyjna lub hasła programowe — obiecanki, które z reguły po wygraniu wyborów nie są realizowane.

Oszczędności związane z likwidacją Sejmu, Senatu, stanowiska premiera, sejmików wojewódzkich, rad powiatów oraz rad gmin wyniosłyby, lekko licząc, 6 miliardów złotych rocznie.

.

Organem ustawodawczym jest Rada Prezydencka, w której skład wchodziłby prezydent, wszyscy wojewodowie, ministrowie oraz doradcy prezydenta. Głos decydujący posiadałby prezydent. Członkowie Rady przedstawialiby swoje propozycje nowych ustaw lub zmian w dotychczasowych, Rada wypowiadałaby się na ich temat i jako całość opiniowała, a na koniec prezydent podejmowałby decyzję o wprowadzeniu lub zawetowaniu danej ustawy. Rada zbierałaby się np. raz w miesiącu, jednak w przypadku gdyby zaszła pilna potrzeba, zwoływano by także specjalne posiedzenia.

Prezydent mógłby też wydawać własne dekrety, bez konsultacji ich treści z Radą Prezydencką.

Ważniejsze ustawy, np. zmiana lub wprowadzenie poprawek do konstytucji, przegłosowywane byłyby w referendum ogólnonarodowym, które odbywałoby się za pomocą specjalnej linii Internetu, o której niżej.

Każdy pomysł, nowa ustawa czy nowy akt prawny, które by zostały zaakceptowane przez prezydenta i weszły do powszechnego użycia, automatycznie zostałby zapisane na konto pomysłodawcy. W przypadku prezydenta i wojewodów byłoby to bardzo ważne — przy najbliższych wyborach, w których by oni kandydowali, celna lub chybiona ustawa byłaby plusem lub minusem dla danego kandydata.

Rząd składa się wyłącznie z fachowców w swej dziedzinie. Tworzy go prezydent, angażując menedżerów, którzy mają znaczne osiągnięcia w tym, co robią.

Rozważenia wymaga jeszcze zamysł, aby niektóre resorty oddawać w swego rodzaju ajencję; myślę tu m.in. o ministrze skarbu, którego pensja mogłaby być uzależniona od wysokości wpływów do budżetu państwa. Mogłaby to być np. 1/100 000 dochodu państwa — wtedy im wyższy byłby dochód, tym wyższy i jego zarobek. Mogłaby to być znacząca motywacja do maksymalnie wydajnej pracy, z ogromnym zyskiem dla finansów kraju. W razie braku na dane stanowisko ministerialne odpowiednio dobrych fachowców w kraju, nie wykluczam możliwości zawierania kontraktów ze specjalistami najwyższej miary spoza obszaru Polski.

Sądzę, że w niedalekiej przyszłości takie zarządzanie państwem jak przedsiębiorstwem praktykowane będzie na całym świecie.

.

Uważam, że system rządów, wszystkie instytucje i akty prawne — w tym konstytucja — powinny być elastyczne i modyfikowalne, nadążające za rozwojem cywilizacyjnym świata oraz za wszelkimi zmianami jakie niesie ze sobą życie. Powinny być takie po to, aby nie dochodziło do niepokojów i gwałtownych napięć w społeczeństwie; po to, by państwo polskie było nowoczesne i sprawiedliwe.

Chodzi w tym wszystkim przecież o to, aby każdemu obywatelowi było jak najlepiej.

.

Przy urzędzie prezydenta powinna zostać powołana komisja, której zadaniem byłoby wyszukiwanie na całym świecie — w różnych państwach, systemach gospodarczych, społecznościach, a nawet poszczególnych firmach — takich elementów, które, po przeniesieniu lub zaadaptowaniu do warunków polskich, usprawniłyby funkcjonowanie państwa, zmaksymalizowały efekty pracy jego urzędów oraz spowodowały podwyższenie jakości życia i pracy obywateli.

Zamiast eksperymentować, często ze złym skutkiem, lub odkrywać od nowa to, co już ktoś kiedyś odkrył, korzystajmy z gotowych i już sprawdzonych w praktyce wzorów. Uczmy się na błędach i doświadczeniu innych.

Nie jest też ważne, że pewne elementy mogłyby pochodzić z głębokiego socjalizmu, inne z krańcowego kapitalizmu, a jeszcze inne z systemu monarchistycznego — ważne, aby były to najlepsze cechy tych ustrojów i służyły dobru ogółu.

.

Wszelkie innowacje w zarządzaniu państwem, nowe ustawy, uchwały lub dekrety, w przypadku których istniałyby wątpliwości co do ich zasadności lub trafności wyboru, powinny być wcześniej przez kilka miesięcy testowane w jednym wybranym województwie. Pozwoliłoby to uniknąć eksperymentowania na żywym organizmie całego narodu i ograniczyłoby do minimum konsekwencje ewentualnych pomyłek.

.

Wybory na wszystkie szczeble administracji państwowej powinny odbywać się przez telefoniczną sieć światłowodową, która jest już doprowadzona do większości mieszkań i domów wyposażonych w telefony stacjonarne. Głosowanie odbywa się w domach, przez zaznaczenie myszką na monitorze komputera odpowiedniej kandydatury, a następnie zatwierdzenie jej poprzez zeskanowanie odcisku całej dłoni osoby upoważnionej do głosowania. Według innych, możliwych do rozważenia wariantów, można by zatwierdzać swój głos za pomocą podpisu elektronicznego, własnego, niepowtarzalnego hasła lub PIN-u, przypisanego każdemu obywatelowi. Głosy trafiałyby bezpośrednio do Centralnej Komisji Wyborczej a wyniki głosowania byłyby znane zaraz po zakończeniu wyborów.

Prezydenta wybierałby w głosowaniu powszechnym cały naród; wojewodę wybieraliby w głosowaniu powszechnym mieszkańcy danego województwa; starostę wybieraliby w głosowaniu powszechnym mieszkańcy danego powiatu; wójta lub burmistrza wybieraliby w głosowaniu powszechnym mieszkańcy danej gminy. Nie byłoby kosztownych lokali i komisji wyborczych, nie byłoby urn, specjalnych formularzy, ani innych związanych z tym kosztów.

W związku z takim sposobem wyborów przewiduję oszczędności, rzędu 350 milionów złotych co cztery lata.

.

Przewiduję istnienie stałej — jednak obradującej tylko w razie potrzeby — Centralnej Komisji Wyborczej, złożonej z wybitnych przedstawicieli społeczeństwa polskiego. Członkostwo w tej Komisji byłoby funkcją społeczną; byłoby ono zarazem wielkim wyróżnieniem dla zasiadających w niej osób.

Centralna Komisja Wyborcza, oprócz nadzorowania wyborów na wszystkich szczeblach administracji państwowej, byłaby władna rozpisać i przeprowadzić nowe wybory np. w przypadku problemów zdrowotnych lub śmierci prezydenta, wojewody, starosty, burmistrza czy wójta, a także w razie podejrzenia o chęć wprowadzenia dyktatury.

Uważam za totalną bzdurę prowadzenie kampanii przedwyborczych opartych na walce na programy wyborcze, czyli na czysto teoretyczne hasła, będące efektem fantazji kandydatów. Jedyną logiczną i zarazem konstruktywną może być tylko walka na osiągnięcia, dokonania i sukcesy.

.

Jestem wrogiem polityki i politykierstwa. Uważam, że władzę powinni sprawować menedżerowie, którzy nie zostali wybrani z powodu swoich poglądów politycznych i deklarowanych obiecanek, lecz wyłącznie dlatego, że mogą poszczycić się udokumentowanymi osiągnięciami w zarządzaniu gospodarką.

Obecnie gospodarką polską kierują ludzie dobierani według klucza politycznego, pochodzący z układów koleżeńskich lub mający koneksje rodzinne. Niewielu z nich zna się na robocie, którą wykonują. Przykłady: ministrem obrony narodowej zostaje socjolog a Warszawską Giełdą Towarową kieruje technik-rolnik. Powstaje pytanie, jakie ci ludzie mają kwalifikacje do zajmowania takich stanowisk?

W Polsce, o której marzę, nie ma partii politycznych. Jest zakaz działania wszelkich partii oraz stronnictw.

Polacy od najdawniejszych czasów lubowali łączyć się we wszelkiego rodzaju sprzeczne partie polityczne, które zamiast pożytkować swoje siły dla dobra kraju, obracały je na walkę między sobą. Często też partia będąca u władzy przedkładała własne dobro nad dobro państwa. Tak się działo pięćset lat temu, tak jest i teraz. Politykierstwo od zawsze niszczyło Polskę. Pora z tym skończyć, pora pozbyć się darmozjadów szkodzących tylko dobru narodu.

Likwidacja partii zdecydowanie poprawiłaby stosunki między obywatelami, znikłyby wszelkie spory i waśnie spowodowane wyznawanymi poglądami, znikłoby wiele powodów do wzajemnej nienawiści i niechęci.

Na dopłatę dla partii politycznych na rok 2006 przewidziano z budżetu państwa kwotę 115 milionów złotych. Do tego trzeba dodać jeszcze inne koszty, np. zwroty wydatków na prowadzenie kampanii wyborczych dla niektórych ugrupowań. Co najmniej drugie tyle pieniędzy pójdzie ze składek członkowskich na bieżącą działalność partii.

Oszczędności związane z likwidacją partii politycznych wyniosłyby co najmniej 250 milionów złotych rocznie. Do tego trzeba dodać oszczędności związane z brakiem konieczności zwrotu kosztów ich kampanii wyborczych w kwocie około 150 milionów co cztery lata.

W Polsce powinno być tylko dwóch ludzi zajmujących się polityką — prezydent i minister spraw zagranicznych. Pozostali członkowie administracji państwowej to menedżerowie i urzędnicy.

.

Polska powinna być jak rodzinna firma lub jak rodzinne gospodarstwo rolne: prezydent, jak dobry ojciec, powinien dbać o całą swoją rodzinę, czyli o wszystkich obywateli; jak dobry gospodarz, powinien dbać o należącą do niego ziemię i inwentarz.

Prezydent jest wybierany w głosowaniu powszechnym przez cały naród. Jest wodzem narodu i wodzem sił zbrojnych (podlega mu marszałek, bo ten stopień wojskowy zostałby przywrócony). Jego kadencja trwa pięć lat i może być wielokrotna, bez ograniczenia. Jeżeli tylko naród tak zadecyduje.

.

Uważam, że prezydent Polski w swoim planie pracy powinien mieć zarezerwowany czas na rozpatrywanie wybranych skarg i wniosków pochodzących od zwykłych obywateli. Jednak ze względów fizycznych i proceduralnych nie byłby zobowiązany do udzielania pisemnych odpowiedzi. Oznaką tego, że prośba czy skarga zostały rozpatrzone, byłyby konkretne działania kompetentnych w określonej sprawie instytucji lub przyjazd do skarżącego się specjalnej grupy interwencyjnej, która szybko i skutecznie rozwiązałaby powstały problem.

.

W Polsce są 64 miasta, które oprócz praw miejskich posiadają także prawa powiatu — są to tzw. powiaty grodzkie. Uważam te sztuczne twory za niepotrzebne, dublujące pracę urzędów miejskich lub też robiące to, co równie dobrze mogą one wykonać w ramach swej działalności. Instytucje te zatrudniają tysiące niepotrzebnych urzędników i radnych.

Twierdzę, że powinna nastąpić likwidacja powiatów grodzkich a oszczędności z tego wynikłe wyniosłyby około 80 milionów złotych rocznie.

.

Ambasadorowie i konsulowie są reprezentantami kraju za granicą, dlatego niesłychanie ważne jest, aby nie byli to — jak to jest obecnie — ludzie przypadkowi, tzw. „spadochroniarze polityczni” lub ludzie z takich czy innych układów, będący protegowanymi partii politycznych. Misja i warunki pracy tych osób wymagają, aby były one wykształcone w dobrych szkołach, posiadały znajomość wielu języków, umiały posługiwać się na co dzień zasadami savoir vivre’u. Powinien cechować je wysoki współczynnik inteligencji, umiejętność zjednywania sobie ludzi, pertraktowania i stawiania na swoim, wyrobienie towarzyskie (taniec, jazda konna, tenis ziemny, golf, brydż, narty, poker, ruletka), elokwencja, miła aparycja, bystrość; powinni też być dobrymi psychologami, mieć tzw. charakter, wzbudzać zaufanie i sympatię, umieć ubierać się ładnie i gustownie. Jednak najważniejszą ich cechą powinien być ogromny patriotyzm i wielkie zaangażowanie dla dobra kraju. Wszystko to powinno sprawić, że ludzie ci stanowić będą elitę społeczeństwa, a posiadając wyżej wymienione cechy sprawią, że Polska będzie w świecie postrzegana podobnie, jak będą postrzegani oni. Będzie to miało bezpośrednie przełożenie na skuteczność polskiej polityki zagranicznej oraz wielkie korzyści dla kraju.

Dlatego uważam, że powinno się powołać specjalną uczelnię kształcącą naszych przyszłych dyplomatów. Warunkiem zostania jej słuchaczem powinno być ukończenie studiów wyższych o kierunku przydatnym w dyplomacji oraz posiadanie cech charakteru predysponujących do takiej pracy.

.

Wprowadzenie w Polsce zmian — tych, które wymieniłem do tej pory i tych, które wymienię w dalszej części książki — spowodowałoby, że po kilku latach mielibyśmy wzorowo prowadzone państwo, służące jako przykład dla innych narodów i społeczeństw.

Gospodarka i finanse państwa

Państwo powinno być jak wielka firma, która musi działać tak, aby: wykazywać troskę o swych pracowników (obywateli); dać im godziwie zarobić; nie dać się przejąć innym firmom-państwom (gospodarczo lub militarnie); chronić i bronić swej własności; rozwijać swój potencjał gospodarczy i ekonomiczny. Koncern ten musi mieć jednego kompetentnego menedżera w osobie prezydenta.

W skład tego ogromnego przedsiębiorstwa wchodzą mniejsze firmy, które płacą na rzecz państwa podatki. Są to na przykład: wszystkie przedsiębiorstwa — państwowe i prywatne, Kościół Katolicki i inne wyznania, a także poszczególni obywatele. Firmami są też województwa, powiaty i gminy, które także potrzebują bardzo dobrych menedżerów.

.

Uważam, że wszyscy menedżerowie państwowych firm i instytucji przynoszących dochody powinni mieć pensje płacone w postaci określonego procentu od dochodu firmy. Procent ustalałby minister właściwego resortu. Sądzę, iż taki system wynagradzania niesłychanie mobilizowałby ludzi do efektywnej pracy.

.

Jest bardzo dużo przepisów, które są martwe — dublują się lub są ze sobą sprzeczne. Jest obecnie wiele takich, które mają po kilkanaście a nawet kilkadziesiąt nowelizacji. Nie może tak być. Powinno się przejrzeć każdy przepis, jaki będzie obowiązywał w Polsce i zbadać jego zasadność oraz kompatybilność z innymi przepisami. Wszystkie zbędne, utrudniające pracę urzędów i życie obywateli, powinny zostać usunięte.

Wszystkie przepisy powinny być jednolite.

.

Wszystkie przepisy, jakie obowiązują w Polsce, powinny być proste, przystępne i zrozumiałe nie tylko dla prawników oraz urzędników, ale też dla każdego, zwykłego obywatela.

.

Powinna nastąpić totalna walka z biurokracją. Powinno się w maksymalnym stopniu ograniczyć ilość wszelkich dokumentów, jakie codziennie produkuje biurokracja państwowa, a także w możliwie największym stopniu uprościć wszelkie procedury biurokratyczne. Oczywiście, chodzi tu o takie odbiurokratyzowanie państwa, aby przy usunięciu nadmiaru urzędników i papierków zapewnić mu jednocześnie prawidłowe i zgodne z prawem funkcjonowanie. Powinno nastąpić uproszczenie wszelkich procedur urzędniczych przy jednoczesnym zachowaniu kontroli nad załatwianą sprawą.

Odbiurokratyzowaniem kraju powinna zająć się specjalna komórka powstała w obrębie Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji. Ponieważ biurokracja ma to do siebie, że ciągle — jak łeb Hydry — odradza się i rozrasta, zadaniem tej agendy byłoby też ciągłe nadzorowanie wszystkiego, co się w obrębie urzędów i papierków dzieje, a także natychmiastowe reagowanie w razie wykrycia działań biurokratycznych.

.

Walka z biurokracją, oprócz działań polegających na zwalczaniu papieromanii i zmniejszeniu wpływu urzędników na życie człowieka, powinna także przejawiać się w ograniczaniu niepotrzebnej i bardzo obfitej dokumentacji komputerowej. Informatyzacja różnych dziedzin życia jest dobra, ale tak jak ze wszystkim, także z tym nie można przesadzać.

Podam jeden przykład: wszystkie usługi pocztowe skomputeryzowano. Dawniej, żeby wysłać przekaz pieniężny, wystarczył stempel pocztowy i podpis urzędniczki, dzisiaj oprócz powyższych czynności, pracownik poczty musi jeszcze wszystkie dane z blankietu wprowadzić do komputera. Wysłanie przekazu zajmowało dawniej 3 minuty, dzisiaj czasami i 10 minut. Stąd niekończące się kolejki w urzędach i narzekania klientów, stąd przeciążenie pracą pracowników poczty i wynikające z tego częste pomyłki. A przecież komputeryzacja Poczty Polskiej miała usprawnić jej działanie.

.

Powinny nastąpić zmiany form prawnych wszelkich spółek i innych firm państwowych z rozrośniętym pionem zarządzania. Po tzw. transformacji ustrojowej, a więc po 1989 roku, nastąpił totalny rozrost władz przedsiębiorstw. Obecnie główna kadra kierownicza takiej spółki składa się z kilkunastu lub nawet więcej osób. Najczęściej wchodzą w jej skład prezesi i członkowie zarządu, przewodniczący i członkowie rady nadzorczej oraz różni dyrektorzy. Ludzie ci pobierają kolosalne pensje za coś, co może robić jeden kompetentny człowiek.

Pora pozbyć się tych pasibrzuchów. Trzeba przeobrazić firmy o statusie spółek na przedsiębiorstwa, na czele których stoi jeden dyrektor, a jeśli taka zmiana statusu nie będzie możliwa, trzeba stworzyć nową formę prawną takiej firmy.

Pomocą dyrektorowi głównemu mogłaby służyć rada dyrektorska, złożona z podległych mu kierowników, którzy już w przydziale czynności mieliby obowiązek brania w niej udziału — a więc nie trzeba byłoby im za to dodatkowo płacić. Poza tym kierownicy niższego szczebla bardziej orientują się w potrzebach firmy, załogi, a może i konsumentów, niż żyjący w swoim „wielkim” świecie, obecni tzw. członkowie zarządu.

Zysk dla budżetu przedsiębiorstw, a więc i dla kraju, wyniósłby około 300 milionów złotych rocznie.

.

Dyrektor w przedsiębiorstwie powinien być wybierany przez załogę. Spośród menedżerów ubiegających się o to stanowisko, pracownicy — kierując się potwierdzonymi osiągnięciami kandydatów w zarządzaniu tą lub innymi firmami — wybieraliby tego, który ich zdaniem najlepiej pokieruje zakładem.

Dyrektor miałby pensję zależną procentowo od dochodów przedsiębiorstwa.

Nad bieżącymi poczynaniami dyrektorów w zakładach pracy kontrolę sprawowałyby związki zawodowe, które mogłyby ustosunkowywać się do tych działań, a także Rada Dyrektora, wystawiająca w razie potrzeby opinię dyrektorowi oraz pośrednio minister danego resortu.

.

Powinno się zlikwidować wszystkie urzędy i organizacje, których działalność jest niepotrzebna a wręcz szkodliwa. Powstały one głównie po to, aby dać synekury rodzinom lub znajomym będących swego czasu u władzy ministrów, posłów czy senatorów. Dając ogromne uposażenia i zatrudniając olbrzymie rzesze niepotrzebnych urzędników, drenują one kasę państwa na miliardy złotych rocznie.

Przykładem niech tu będzie warszawska Fundacja „Fundusz Współpracy”, która pośredniczy w kontaktach państwa z firmami wykonującymi na jego zlecenie określone zadania, np. w ramach funduszy strukturalnych. Fundacja ta zżera 1/4 przeznaczonych na te cele pieniędzy z Unii Europejskiej.

Niedawno utworzono przy Ministrze Zdrowia kilkuosobowy zespół doradców, którzy mają doradzać ministrowi, na co ma on wydawać pieniądze. Każdy z tych doradców będzie zarabiał pensję wynoszącą powyżej 7 tysięcy złotych miesięcznie.

Innym przykładem, moim zdaniem niepotrzebnej instytucji jest Rzecznik Praw Dziecka. Uważam, że wszelkimi przejawami nieuzasadnionej agresji i oznakami dyskryminacji — tak w stosunku do dorosłych, jak i dzieci — powinna się zajmować policja, prokuratura oraz sądy. Urząd Rzecznika Praw Dziecka uważam za zbędny, dublujący działania wymienionych organów i niepotrzebnie obciążający budżet państwa. Poza tym, jak wskazują fakty, jest to instytucja istniejąca sama dla siebie, gdyż nie robi ona dosłownie nic w obronie praw dzieci. W kuratoriach oświaty też są specjalni wizytatorzy, dbający o prawa dziecka. Więc jaki jest sens w istnieniu i finansowaniu tylu instytucji zajmujących się tym samym?

Przykłady niepotrzebnych instytucji można by mnożyć w nieskończoność.

Oszczędności związane z likwidacją niepotrzebnych urzędów wyniosłyby około 1,5 miliarda złotych rocznie.

.

Nawiązując do powyższego punktu, uważam, że jako instytucja zupełnie zbędna, niepotrzebna, a wręcz szkodliwa, powinien zostać zlikwidowany Instytut Pamięci Narodowej (IPN). O szkodliwości tego urzędu mógł się przekonać każdy, kiedy zdobyte w IPN teczki współpracowników SB wykorzystywano w rozgrywkach politycznych. Ulegając naciskom różnych partii, grup społecznych lub Kościoła, podawano wtedy do publicznej wiadomości informacje o wybranych agentach, ponieważ osoby te zaczęły być dla kogoś niewygodne i zaistniała potrzeba ich zniszczenia. Przykład — ojciec Hejmo.

Od zakończenia II wojny światowej upłynęło już 60 lat, zatem także i na tym polu dla IPN nie ma już pracy. Poza tym wszystkim, Instytut Pamięci Narodowej to instytucja wyciągająca ze skarbu państwa duże pieniądze. Oprócz centrali w Warszawie, istnieje kilkadziesiąt delegatur i oddziałów rozsianych po różnych miastach Polski, co oznacza dziesiątki niepotrzebnych prezesów, dyrektorów i naczelników oraz około tysiąca urzędników. Do tego trzeba dodać koszty działania sądów czy też prokuratorów, historyków i innych specjalistów.

Oszczędności powstałe w wyniku jego likwidacji wyniosłyby około 60 milionów złotych rocznie.

.

Na fali pseudohumanitaryzmu i przesadnego dbania o prawa człowieka, wzorem innych krajów utajniono w Polsce wszelkie dane osobowe. Utworzono nawet specjalny urząd Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych.

Uważam, że pewne poufne dane człowieka powinno się ochraniać, a na straży przestrzegania tych norm powinny stać odpowiednie przepisy, których egzekwowaniem zajmowałaby się policja i prokuratura. Ale i w tym względzie nie popadajmy w paranoję. Dlaczego na przykład mają być utajnione prywatne adresy w książkach telefonicznych? Czy rzeczywiście chodzi o zapobieganie włamaniom i kradzieżom — jak to się twierdzi? Zapewne wielu czytelników nieraz doświadczyło odmowy uzyskania numeru abonenta w informacji telefonicznej, gdy nie znali oni jego dokładnego adresu.

W nowych dowodach osobistych nie podaje się już adresu zamieszkania, czym pośrednio umożliwia się popełnianie różnego rodzaju związanych z tym wykroczeń oraz utrudnia się pracę urzędów.

Niedawno głośny śmiech wywołała u mnie informacja podana przez telewizyjne Wiadomości, że policjanci podając przez radiotelefon dane przestępcy, mają to robić szeptem. Musieli nawet przejść specjalne ćwiczenia w tym zakresie. Działania takie uważam za bezgraniczną głupotę.

Przypomnijmy sobie jak przedstawiała się sytuacja przed 20 — 30 laty. Nie było takiego urzędu, nie chroniono tak przesadnie wszystkich danych osobowych i nie było problemów z tego wynikających.

W związku z powyższym, za instytucję niepotrzebną i daremnie pochłaniającą miliony złotych rocznie, uważam urząd Generalnego Inspektora Danych Osobowych. Jestem za jego likwidacją.

Oszczędności dla budżetu państwa wyniosłyby co najmniej 20 milionów złotych rocznie.

.

W tzw. III Rzeczypospolitej namnożyło się różnego rodzaju rzeczników, którzy mają teoretycznie bronić praw określonej grupy zawodowej, społecznej czy wiekowej, jak np. wymieniony już Rzecznik Praw Dziecka. Wszyscy oni posiadają piękne i obszerne budynki oraz sztaby współpracowników; oprócz central działają też oddziały regionalne itp., itd. Utrzymanie tego wszystkiego pochłania co roku dziesiątki milionów złotych.

Uważam, że powinno się dokładnie przeanalizować konieczność i sens istnienia każdego z takich „rzeczników”. Przewiduję, że większość tych instytucji — jeśli nie wszystkie — powinna zostać zlikwidowana jako zbędna i niepotrzebnie obciążająca budżet państwa. Osobiście uważam, że rzecznicy wyręczają lub dublują pracę policji, prokuratury, związków zawodowych oraz mediów.

Oszczędności związane z likwidacją niektórych tych urzędów wyniosłyby co najmniej 100 milionów złotych rocznie.

.

Idąc dalej — powinno się dokonać analizy sensu istnienia wszystkich urzędów i instytucji działających w Polsce, a to pod kątem: czy są w ogóle potrzebne; czy ich praca nie powiela pracy innych organów; czy rozsądnie są wydawane pieniądze, którymi dysponują.

.

Jak już wcześniej pisałem w rozdziale o zarządzaniu państwem, niepotrzebnymi a wręcz szkodliwymi organizacjami są wszystkie partie polityczne. Corocznie z budżetu państwa — a więc z naszych wspólnych pieniędzy, lecz bez naszej zgody — wydaje się sto kilkanaście milionów złotych na dofinansowanie wszystkich partii, tych z lewa i z prawa. Proceder ten można określić tylko jednym słowem — skandal.

.

Powinna nastąpić likwidacja wszelkich firm niepotrzebnie pośredniczących w kontaktach gospodarczych między firmami państwowymi a podwykonawcami lub klientami. Firmy pośredniczące lub podwykonawcy to często tzw. firmy-córki, wywodzące się od firmy-matki, czyli głównego zakładu, i powstałe jego kosztem. Pośrednicy ci bezkarnie przejmują ogromną część zysków firm głównych oraz znacząco podrażają cenę produktu wyjściowego. Przekręty te dzieją się jawnie i za aprobatą kierownictw firm-matek i oczywiście państwa, jako ich właściciela. Najlepszym przykładem są tu kopalnie węgla kamiennego, gdzie koszt wydobycia 1 tony węgla waha się obecnie w granicach 150 zł, a w handlu klient musi za nią zapłacić 350 i więcej złotych. Różnicę 200 złotych przejmują pośrednicy.

Powtórzę jeszcze raz — należy wszędzie tam, gdzie jest to możliwe, zrezygnować z wszelkiego pośrednictwa. Oszczędności wyniosłyby co najmniej 4 miliardy złotych rocznie.

.

Inną formą pośrednictwa i wyciągania pieniędzy od firmy głównej, lub jeszcze częściej od klientów, jest zrzeszanie się kilku zakładów w spółki. Podam przykład: elektrownie i zakłady gazowe sprzedają prąd i gaz poprzez pośredników, czyli przez zakłady elektroenergetyczne. Te z kolei od niedawna połączone są w spółki i sprzedają nośniki energii pod ich szyldem. Między producentem energii a klientem jest faktycznie dwóch pośredników — zakład elektroenergetyczny oraz spółka. Zakłady elektroenergetyczne zatrudniają tysiące urzędników, setki dyrektorów i innej kadry. Nowo utworzone spółki również zatrudniają setki urzędników, prezesów zarządów, członków zarządów, przewodniczących rad nadzorczych, członków rad nadzorczych oraz dyrektorów. Czasami zdarza się, że członkowie władz zakładów elektroenergetycznych dodatkowo jeszcze zasiadają w zarządach lub radach nadzorczych nowo utworzonych spółek, czerpiąc ze swojego podwójnego zatrudnienia duże profity. Być może o to w tym wszystkim chodziło. Wystarczy spojrzeć na fakturę za energię i gaz, żeby dowiedzieć się, ile ci pośrednicy kosztują klienta. Około 40% ceny energii pochłaniają koszty utrzymania zakładów elektroenergetycznych oraz spółek.

Trzeba zlikwidować spółki energetyczne i maksymalnie ograniczyć ilość urzędników w zakładach elektroenergetycznych, a ceny energii elektrycznej i gazu spadną o około 20%. Oszczędności związane z tymi zmianami mogą przynieść klientom nawet 1 miliard 500 milionów złotych rocznie.

Powyższy przykład zbędnego pośrednictwa jest tylko jednym z wielu. Tak samo jest w przypadku kopalń, hut, rafinerii i innych przedsiębiorstw państwowych. Podobnie zresztą jest i w niektórych spółkach prywatnych, ale to już sprawa ich udziałowców.


.

Państwo powinno przedsięwziąć działania mające na celu odbudowę wszystkich zniszczonych małych elektrowni wodnych oraz młynów. Oprócz tego powinno się zbadać biegi wszystkich rzek, rzeczek, strumyków i potoków, pod kątem wykorzystania siły ich wód do produkcji energii elektrycznej. Po zlokalizowaniu miejsc nadających się do budowy minielektrowni, inwestycjami tymi powinno się zainteresować prywatnych przedsiębiorców, wspomagając ich poprzez darmowe udostępnienie planów budowy, pomoc w zakupie potrzebnych urządzeń, bądź udzielenie preferencyjnych kredytów. Celem tych wszystkich działań byłoby uzyskanie z elektrownii wodnych — małych, większych i dużych — około 40% zapotrzebowania kraju na energię elektryczną, i to w przeciągu 5 — 8 lat. Konsekwencją takich posunięć byłoby zmniejszenie kosztów produkcji energii, zmniejszenie zanieczyszczenia środowiska naturalnego, zmniejszenie zużycia importowanego gazu oraz ropy naftowej, co oznaczałoby poważne oszczędności dla kraju i indywidualnych obywateli.

Powinno się upowszechniać produkcję energii elektrycznej i ciepła poprzez spalanie słomy pochodzącej ze zbóż, brykietów z trocin i wiór, a także drewna pochodzącego z roślin bioenergetycznych, np. wierzby krzewiastej. Zastosowanie tych materiałów spowodowałoby:

— zagospodarowanie słomy i odpadów drzewnych, które słabo wykorzystane, w bardzo dużej mierze ulegają zniszczeniu;

— ogromne oszczędności finansowe, wynikające z ograniczenia zużycia ropy naftowej, koksu, mazutu i węgla, a więc ograniczenie zatruwania środowiska;

— zwiększenie produkcji słomy i roślin bioenergetycznych, co przyczyniłoby się do wzmożonego rozwoju rolnictwa.

.

Swego czasu dużo mówiło się o biopaliwach, a więc o dodawaniu do oleju napędowego naturalnych olejów roślinnych, jednak pod wpływem koncernów paliwowych wycofano się z pomysłu wprowadzenia ich do użycia. Uważam, że powinno się przeprowadzić dokładne badania nad wpływem naturalnych olejów roślinnych na jakość paliwa i w konsekwencji na stopień zużywania się silników. Na świecie biopaliwa stosuje się już od dawna, dlatego przy ustalaniu proporcji oleju roślinnego do oleju napędowego można skorzystać z doświadczeń innych krajów. Jestem za wprowadzeniem do powszechnego użytku tego rodzaju mieszanek.

Stosowanie w motoryzacji biopaliw zmniejszy w znacznym stopniu import ropy naftowej z zagranicy, co oznacza dla kraju duże oszczędności finansowe. Poza tym produkcja olejów roślinnych pobudzi rozwój polskiego rolnictwa oraz da rolnikom możliwości zarobku, pozwalając na zagospodarowanie tysięcy hektarów nieużytków.

Z informacji, do których dotarłem wynika, że biopaliwa stosowano w Polsce już przed II wojna światową.

.

Polska posiada fatalny stan dróg, a ograniczone środki nie pozwalają na ich szybką i trwałą naprawę. Uważam, że można poprawić w znacznym stopniu ich jakość, ograniczając poruszanie się po nich samochodów ciężarowych, które w największym stopniu rujnują ich nawierzchnię. Aby to zrobić, trzeba część zadań transportowych przenieść na tabor kolejowy poprzez:

— sprawienie, aby klientom i przewoźnikom przewóz towarów tym środkiem transportu opłacił się bardziej niż drogami asfaltowymi;

— powszechnie zastosowanie specjalnych platform do przewozu samochodów, głównie ciężarowych;

— zastosowanie takich platform do niemal całego ruchu tranzytowego, jaki odbywa się przez nasz kraj.

Aby to uczynić, powinno się:

— znacznie podnieść opłaty drogowe dla zagranicznych pojazdów jadących tranzytem przez nasz kraj;

— obniżyć koszty przewozu towarów koleją (już samo zwiększenie przewozów by je obniżyło);

— wprowadzić odpowiednie przepisy, które byłyby surowo egzekwowane.

Uważam, że zbadania wymaga problem, na jakie rzeczywiste cele są przeznaczane pieniądze pochodzące z akcyzy za paliwo, które tak naprawdę powinny iść na remonty dróg.

Efekty takich działań to: oszczędności finansowe związane ze zmniejszeniem nakładów na remonty dróg; polepszenie ich nawierzchni; poprawienie kondycji finansowej PKP; zwiększenie bezpieczeństwa na drogach; zwiększone wpływy do skarbu państwa.

.

Powinien zostać utworzony Państwowy Bank Wspierania Przedsiębiorczości (PBWP). Zadaniem tej instytucji byłoby udzielanie kredytów na rozwój nowo powstających przedsiębiorstw. Oprocentowanie pożyczek wynosiłoby tylko 2% powyżej poziomu inflacji. Te 2% przeznaczone byłoby na pokrycie kosztów związanych z działalnością banku. Fundusze na działalność pochodziłyby z części pieniędzy odzyskanych z afer gospodarczych, ART-BI, FOZZ, PZU i innych. Oczywiście przyznanie kredytów wiązałoby się z dokładną analizą biznesplanu przedsiębiorcy ubiegającego się o kredyt.

.

Powinien obowiązywać zakaz sprzedawania ziemi obywatelom innych krajów. Myślę tu szczególnie o Niemcach i Żydach.

Niemcom — dlatego, by uniemożliwić odzyskanie dawnych ziem, będących obecnie polskimi Ziemiami Zachodnimi. Istnieje niebezpieczeństwo, że bogate Niemcy odbiorą te ziemie, lecz nie w wyniku wojny — a po prostu wykupując je z polskich rąk.

Żydom — dlatego, by nie dopuścić do sytuacji, która była powszechna przed drugą wojną światową: „Wasze ulice — nasze kamienice”.

Ziemię można by jedynie wydzierżawiać na określony czas, z możliwością ewentualnego przedłużania umów.

.

Śląsk i Zagłębie od dawien dawna kojarzyły się z kopalniami i hutami. Od zawsze były przykładem potęgi polskiego przemysłu. W Polsce Ludowej mówiono: „Śląsk stoi węglem i żelazem”, i była to prawda. Rozwój tego regionu po II wojnie światowej spowodował, że stał się on przysłowiowym motorem polskiej gospodarki. Niezliczona ilość kopalń, hut i innych zakładów przemysłowych, dawała zatrudnienie milionom osób. Do pracy na Śląsku zjeżdżali ludzie z całej Polski. Kusiła jej obfitość i o wiele wyższe zarobki w porównaniu z innymi częściami kraju. Rozrastały się stare miasta, budowano nowe — region szczycił się bogactwem i zamożnością swych mieszkańców.

I nadszedł rok 1989, a po nim tak zwana transformacja ustrojowa. Możemy się przekonać na czym ona polegała, przechadzając się ulicami dowolnego śląskiego lub zagłębiowskiego miasta. Co widzimy? Pozamykane w większości kopalnie, zlikwidowane huty, straszące wybitymi szybami wraki nieczynnych zakładów produkcyjnych, mnóstwo wałęsających się po ulicach meneli; można rzec — brud, smród i ubóstwo. Region ten posiada też kilkaset tysięcy bezrobotnych.

Paradoks polega na tym, że to robotnicy Śląska stanowili największe i najbardziej aktywne zaplecze „Solidarności” i sami ci robotnicy, w konsekwencji swych działań, doprowadzili do dzisiejszej, tragicznej sytuacji regionu.

Wielu starszych Ślązaków z łezką w oku wspomina czasy Edwarda Gierka. I nie ma się czemu dziwić, przecież wtedy nastąpił największy rozkwit ich miast.

Uważam, że najwyższy czas, aby Śląsk i Zagłębie powróciły na należne im miejsce w Polsce. Czas na odrodzenie przemysłu, ponowne uruchomienie kopalń i hut. Jednak aby to zrobić, trzeba w Polsce dokonać zmian, które przedstawiam w tej książce. Najpierw trzeba pozbyć się darmozjadów, próżniaków, nawiedzonych oszołomów religijnych, łapówkarzy, sprzedawczyków i hochsztaplerów politycznych — a więc tych, którzy do takiej sytuacji doprowadzili. Pora pozbyć się tak zwanych polityków.

.

Polska powinna w końcu odebrać długi, które są nam winne inne państwa. Nie stać nas na to, aby wielkopańskim gestem anulować te zadłużenia, bo tak sobie życzy Ameryka. Rząd, który wykonał już takie działania, powinien zostać pociągnięty do odpowiedzialności karnej, a jego decyzje powinno się anulować jako godzące w dobro państwa.


.

Polska powinna domagać się od Francji zwrotu zawłaszczonego podczas drugiej wojny światowej Skarbu Polski.

Przypomnę, że we wrześniu 1939 roku, chcąc chronić Skarb Polski przed Niemcami, wywieziono go z kraju. Po kilku miesiącach wędrówki tranzytem przez Bliski Wschód trafił on w końcu na teren Francji, pod „opiekę” rządu francuskiego. Do dnia dzisiejszego Francja nie zwróciła Polsce nawet grama złota z jej Skarbu. We wrześniu 1939 roku jego wartość szacowano na 65 milionów dolarów. Obecna wartość Skarbu to dziesiątki miliardów dolarów, które powinny być przez Francję zwrócone Polsce.

.

Powinno się też zbadać, jakie jeszcze inne złoto, kosztowności i dzieła sztuki zostały przed II wojną lub w czasie jej trwania wywiezione, do jakich krajów trafiły, jakie były ich dalsze losy i czy wróciły do Polski, a jeśli nie — należy przedsięwziąć odpowiednie środki w celu ich odzyskania.

.

Mimo, że od zakończenia II wojny światowej minęło sześćdziesiąt lat, Polska do tej pory nie otrzymała od Niemiec rekompensaty za straty poniesione w jej wyniku. Uważam, że wzorem innych państw Polska powinna otrzymać od Niemiec odszkodowania za zniszczenia i straty powstałe w wyniku II wojny światowej. W związku z tym należy podjąć szeroko zakrojoną akcję — jeśli trzeba, to i w mediach światowych, i przed Trybunałem Sprawiedliwości w Strasburgu — aby te pieniądze nam wypłacono. Chodzi o kwoty rzędu setek miliardów dolarów, mówi się nawet o 2,5 bilionie dolarów.

.

Jestem za wprowadzeniem kas fiskalnych lub obowiązku wystawiania faktur i innych rachunków dla ludzi prowadzących prywatne praktyki i uprawiających zawody, w których do tej pory takiego obowiązku nie było, np. adwokatów, lekarzy, księży i artystów. Każda operacja finansowa, przeprowadzona między dwoma podmiotami, powinna mieć potwierdzenie w postaci faktury, rachunku uproszczonego czy paragonu i od każdej powinien zostać odprowadzony stosowny podatek do skarbu państwa.

.

Uważam, że istnieje potrzeba dokładnej analizy polskiego zadłużenia zagranicznego. Na początku lat osiemdziesiątych XX wieku mówiono Polakom o 27 miliardach dolarów zadłużenia, później w latach 90-tych już o 42 miliardach, a teraz (dane z końca czerwca 2005 roku) zadłużenie wynosi 130,7 miliardów dolarów. Zadłużenie wielokrotnie wzrosło mimo ciągłego spłacania.

Trzeba sprawdzić, czy rzeczywiście w latach 90-tych kilkakrotnie redukowano nam zadłużenie, tak jak nam to Zachód obiecywał? Czy Stany Zjednoczone rzeczywiście anulowały nasze zadłużenie po wywozie przez nasz wywiad agentów CIA z Iraku? Trzeba też sprawdzić, na co poszły kolejne pożyczki zaciągane przez dotychczasowe rządy, a raport z analizy przedstawić społeczeństwu.

.

Sądzę, że tak jak powinno się dogłębnie zanalizować polskie długi zagraniczne, w podobny sposób powinno się przeanalizować pochodzenie długu wewnętrznego państwa. Cały sektor finansów publicznych na koniec marca 2005 roku był zadłużony na kwotę 449,7 miliardów złotych, czyli około 135 miliardów dolarów.

.

Powinno nastąpić opodatkowanie wszystkich działających w Polsce megasamów, typu: Auchan, Real, Ikea, Tesco, Biedronka, Żabka itd. Sklepy te korzystają od lat ze zwolnień od podatków, co w konsekwencji pozwala im na zaniżanie cen towarów i tym samym nie daje równych szans konkurencji małym polskim sklepom, doprowadzając systematycznie do ich upadku.

Zyski z opodatkowania to: zwiększenie konkurencyjności polskich sklepów, zahamowanie spadku a nawet wzrost ich liczby oraz zmniejszenie bezrobocia. Zarobek skarbu państwa wyniósłby co najmniej 2,5 miliarda złotych rocznie.

.

Powinno się zwiększyć procent sprzedawanych w megasamach towarów pochodzących od polskich producentów.

Efektem tych zmian będzie zwiększenie produkcji w polskich zakładach, a więc zwiększenie dochodów polskich przedsiębiorców oraz ograniczenie bezrobocia.

.

Oblicza się oficjalnie, że w Polsce jest około 20 tysięcy prostytutek, nieoficjalnie mówi się o ponad 100 tysiącach. Rynek ich usług jest opanowany przez gangi lub pojedynczych sutenerów. Często, aby nadać swym działaniom znamiona legalności, organizują się oni w tak zwane agencje towarzyskie lub salony masażu erotycznego. Cały ten biznes jest poza jakąkolwiek kontrolą państwa.

Uważam, że powinno się zalegalizować w Polsce prostytucję. Działanie takie zlikwidowałoby przestępcze podziemie zajmujące się tą profesją, a także pozwoliłoby państwu oficjalnie kontrolować zdrowie osób zajmujących się tym procederem — np. prowadzić intensywną kampanię przeciw AIDS i chorobom wenerycznym. Jednak najważniejsze jest to, że zalegalizowanie tego zawodu dałoby dla budżetu państwa corocznie około 1 miliarda złotych dochodu w formie podatków.

Nie bądźmy obłudni — prostytucja istniała, istnieje i będzie istnieć, bez względu na to czy będzie zalegalizowana, czy też nie, a państwo powinno mieć możliwość kontrolowania tego rynku usług i czerpania z niego znacznych dochodów.

Przestępstwa gospodarcze i korupcja

Przez ostatnie 16 lat, od przełomu 1989 roku, co kadencję zmieniała się partia polityczna, która rządziła krajem. Aby utrzymać się przy władzy poprzez wykazanie się mniejszym deficytem budżetowym — a więc lepszymi wynikami gospodarczymi — wyprzedawano za grosze najlepsze polskie przedsiębiorstwa. Firmy te przynosiły stały, duży zysk dla budżetu państwa, jednak nie był on aż tak wielki, jak jednorazowy zastrzyk gotówki, która napływała po ich sprzedaży. Krótkotrwały, duży dopływ pieniędzy poprawiał kondycję budżetu i notowania partii, która w danym momencie była przy władzy. Postępowanie takie doprowadziło do tego, że powoli ale systematycznie wyprzedano polską gospodarkę. Zamiast szukać innych sposobów poprawienia sytuacji ekonomicznej państwa, sprzedawano państwowe firmy.

Zakłady, które nie zostały sprzedane zagranicznym koncernom, zostały rozkradzione przez byłą nomenklaturę komunistyczną lub przejęte przez hochsztaplerów i cwaniaków wywodzących się z nowych „elit politycznych”. Resztę majątku rozdano za darmo: a to Kościołowi, a to jako zwroty majątków „byłym” właścicielom, a to jako zwroty majątków Żydom i innym cudzoziemcom, a to w ramach rekompensat za utracone mienie na Wschodzie. W ten sposób majątek Polski rozkradziono doszczętnie. Nie przesadzę, gdy powiem, że dokonano kolejnego, czwartego rozbioru Polski, i zrobili to Polacy, własnymi rękami.

Uważam, że trzeba dokonać szczegółowej analizy formy sprzedaży lub przejęcia każdego sprzedanego przedsiębiorstwa, każdego domu czy gruntu. Odpowiedzialne za nadużycia rządy i polityków na dobrą sprawę powinno się postawić pod ścianą i rozstrzelać za zdradę narodu polskiego. Należy zbadać sposoby, w jaki zostały sprzedane lub przejęte wszystkie firmy, budynki i grunty należące kiedyś do państwa, a w razie stwierdzenia nieprawidłowości powinno się je odebrać lub zażądać dopłaty w celu wyrównania zaniżonej ceny. Na pewno powinno się odebrać majątek przekazany Kościołowi, „byłym właścicielom”, repatriantom, Żydom oraz innym cudzoziemcom.

Powinna nastąpić totalna walka z łapówkarstwem i korupcją. Weryfikacją w tym zakresie powinny zostać objęte: wszystkie służby mundurowe, w tym wojsko (także WSI i inne agencje) oraz policja; wywiad; administracja rządowa, państwowa i lokalna, a także wszyscy sędziowie i prokuratorzy. Weryfikacji dokonywałyby specjalne służby wewnętrzne państwa. Powinna zostać sprawdzona każda informacja o korupcji lub podejrzeniu o korupcję. Udowodnienie zarzutów powinno automatycznie spowodować zwolnienie z pracy, zakaz piastowania danego stanowiska w przyszłości a także nałożenie bardzo wysokiej kary finansowej, nie wyłączając możliwości konfiskaty całości mienia oraz kary więzienia. W przypadku służb mundurowych — ze względu na posiadaną przez winnego rangę (im wyższa, tym gorzej) oraz stopień udziału w przestępstwie — przewidziana byłaby nawet kara śmierci.

Wszyscy wymienieni powinni składać co roku deklaracje majątkowe, które byłyby poddawane ostrej kontroli.

.

Powinno się zweryfikować stan majątkowy wszystkich byłych i obecnych posłów, senatorów, ministrów oraz prezydentów. Trzeba stwierdzić, czy ich często ogromne majątki nie pochodzą aby z korupcji. Osoby uczciwe nie powinny się niczego obawiać, natomiast te, które mają na sumieniu wykroczenia lub przestępstwa, powinny mieć szansę dobrowolnego przyznania się do wszystkich złych czynów, co wpłynęłoby na złagodzenie zastosowanej wobec nich kary. Osoby bardziej uparte i próbujące mataczyć w śledztwie powinny zostać ukarane z całą surowością prawa.

Wszyscy nowi urzędnicy państwowi, począwszy od zwykłego gryzipiórka, po ministrów i prezydenta, powinni corocznie składać deklaracje podatkowe, które byłyby sprawdzane pod kątem ich wiarygodności.

.

Istnieją potwierdzone informacje, że niektóre partie polityczne, a także poszczególni politycy, byli obficie finansowani przez świat przestępczy. W zamian za pieniądze, ustanawiali przepisy umożliwiające dokonywanie bandytom miliardowych przewałów.

Uważam, że powinno się dokładnie zbadać i wyjaśnić powiązania polityków ze światem przestępczym, w tym z mafią i z różnej maści indywidualnymi gangsterami. Powinno się też odebrać każdy zdobyty w ten sposób majątek, a winnych surowo ukarać.

.

W ramach walki z korupcją powinno się dokładnie zbadać dziwne i podejrzane działania członków wszystkich dotychczasowych rządów po 1989 roku, a także wszystkich prezydentów.

Wszystkich zastanawia np. fakt ułaskawienia przez Wałęsę szefa największego gangu w Polsce, o pseudonimie „Słowik”. Trzeba też wyjaśnić dogłębnie, jaką rolę pełnił w tym ewenemencie jeden z jego ministrów oraz wszcząć postępowanie wyjaśniające w sprawie ewentualnych innych przestępstw tego człowieka.

.

Powinno się powołać w Ministerstwie Sprawiedliwości specjalną komórkę, składającą się z wybranych sędziów, prokuratorów i policjantów, której zadaniem byłoby ściganie afer gospodarczych. W pierwszej kolejności zajęłaby się ona wszystkimi aferami, jakie zdarzyły się w przeszłości i do tej pory nie zostały wyjaśnione lub w których przypadku nie doszło do zwrotu zagarniętych kwot. Myślę tu np. o aferach FOZZ, ART-BI lub dawnych, np. ŻELAZO. Celem wymienionej komórki byłoby nie tylko postawienie przed sądem sprawców wszystkich afer gospodarczych, ale też odzyskanie co do grosza wszystkich zagarniętych kwot. I nie miałoby tu żadnego znaczenia, że sprawca np. przepisał swój majątek na kogoś z rodziny, przez co stał się on, w ramach dotychczasowego prawa, nie do odzyskania. Skradzionych sum szukano by u wszystkich osób, które mogłyby je mieć, nie tylko u rodziny złodzieja. Oczywiście sprawca na przesłuchaniu na pewno wyjawiłby, gdzie ulokował skradzione kwoty.

Liczę, że w ciągu roku państwo odzyskałoby majątek rzędu 6 miliardów złotych.

.

Uważam, że skradziony, wyłudzony, pochodzący z korupcji lub w inny nieprawny sposób zdobyty majątek, powinno się odebrać nawet po śmierci przestępcy. Te sprzeniewierzone dobra gdzieś dalej istnieją i ktoś z nich korzysta lub nimi zarządza.

.

Po 1989 roku nastąpił w Polsce ogromny rozwój przestępczości zorganizowanej. Na uprawianiu swojego procederu — w wyniku różnego rodzaju przestępstw, w tym rabunków, prostytucji, handlu narkotykami, wymuszaniu haraczy a nawet morderstw — wielu kryminalistów dorobiło się prawdziwych fortun. Uważam, że wszystkim tym, którzy należeli w przeszłości lub należą obecnie do takich organizacji, powinno się zarekwirować cały posiadany przez nich majątek. Dotyczy to również ich rodzin i innych bliskich, na których mogli go częściowo przepisać. Trzeba by było dokładnie zbadać majętność tych osób oraz dokładnie „wypytać” głównych przestępców.

Zysk dla skarbu państwa to około 13 miliardów złotych.

.

Uważam, że powinno się schwytać i dostarczyć do Polski wszystkich złodziei i oszustów, którym obecne sprzyjające przestępcom prawo polskie umożliwiło ucieczkę za granicę kraju. Podam przykład jednego — Gąsiorowski, były współwłaściciel ART-BI. Za tym powinny iść działania zmierzające do odzyskania za wszelką cenę wywiezionego przez nich majątku. Powinno się także doprowadzić do odzyskania pieniędzy wyprowadzonych przez drugiego współwłaściciela tej firmy, Bogusława Bagsika.

Powinno się też odebrać majątki i odpowiednio ukarać osoby, które pomogły w ucieczkach tych przestępców.

Kwota odzyskanych dla państwa pieniędzy wyniosłaby około 2,5 miliarda złotych.

.

W tzw. III Rzeczypospolitej powstało wiele fortun o podejrzanym pochodzeniu. Zalicza się do nich majątki gangsterów, majątki ludzi powiązanych mniej lub bardziej ze światem przestępczym, a także te, które wiążą się z wykonywanymi profesjami ich właścicieli (np. niektórzy byli i obecni posłowie, senatorowie, ministrowie, prezesi państwowych spółek itd.).

Należy między innymi zbadać, w jaki sposób jeden z obecnych posłów a były policjant wszedł w posiadanie majątku szacowanego na miliony dolarów, w tym wielu sportowych samochodów, takich marek jak Maserati, Lamborghini czy Porsche.

Czy i jakie powiązania ze światem przestępczym ma jeden z ministrów Wałęsy i skąd się wziął jego wielki majątek?

Jestem za dokładnym, szczegółowym i wyczerpującym sprawdzeniem pochodzenia tych fortun. W razie stwierdzenia, że przy ich gromadzeniu nastąpiło działanie na szkodę państwa polskiego lub poszczególnych obywateli — powinno się je w całości odebrać, a sprawców odpowiednio ukarać.

.

Od początku przemian ustrojowych, tj. od 1989 roku, Polska stała się rajem dla wszelkiej maści oszustów i hochsztaplerów. Objawiło się to m.in.:

— powstaniem oszukańczych „firm”, działających na zasadach tzw. systemu argentyńskiego, które nabierając naiwnych klientów na sprzedaż samochodów, mieszkań czy domów w tym systemie, wyłudziły od nich nieprawdopodobne pieniądze;

— powstaniem oszukańczych „firm”, obiecujących udzielenie nieprawdopodobnie niskooprocentowanych pożyczek, które okradły Polaków na setki milionów złotych. Firmy te przybierały różne nazwy — Funduszy Wspierania Inicjatyw, Funduszy Rozwoju, Unii Rozwoju i Wspierania Finansowego itp.;

— powstaniem pseudofirm rozpowszechniających gry oparte na tzw. piramidzie, które też niesamowicie obłowiły się na krzywdzie i naiwności łaknących grosza prostych ludzi. Wymienię tylko kilka nazw takich gier — Profit (w kilku odmianach), Sukces, Formuła, Va banque, Wspierajmy się.

Uważam, że powinien powstać urząd do walki z tego rodzaju oszustami. Urząd ten zbierałby skargi od oszukanych obywateli i bezzwłocznie interweniował, doprowadzając do aresztowania właścicieli takich firm i ich pracowników, a także do odzyskania przez pokrzywdzonych ukradzionych pieniędzy — i to co do grosza, wraz z odsetkami. Obecnie, mimo tysięcy skarg na takich oszustów, składanych na policję i prokuraturę, działają oni dalej, jawnie i bezkarnie, co zakrawa na skandal.

Urząd ten zajmowałby się każdym zgłoszonym tego rodzaju oszustwem, nie tylko zaistniałym obecnie, ale też 15 czy 20 lat temu. Współpracowałaby z nim ściśle policja i prokuratura. Aby nie obciążać skarbu państwa, kosztami działań Urzędu i pomagających mu instytucji obciążeni byliby złapani oszuści.

.

Także od 1989 roku rozwinął się niesamowicie rynek mniej lub bardziej ambitnej prasy. Każde wydawnictwo, aby pozyskać klientów, ogłasza w swych czasopismach ogromne ilości różnego rodzaju konkursów, oferując czasami bardzo cenne i pożądane przez ludzi nagrody. Szkopuł polega na tym, że większość tych konkursów jest oszustwem. Same ich reguły są tak ułożone, że nikt nie jest w stanie sprawdzić, czy podane wyniki i laureaci są prawdziwi. Czasami dla uwiarygodnienia drukuje się zdjęcie któregoś z nich, ale jest to właśnie ta jedna osoba, której celowo pozwolono coś wygrać. Oszukuje się łatwowiernych czytelników i wyciąga od nich setki milionów złotych rocznie.

Wnioskuję o powołanie specjalnego urzędu — może to być też specjalna komórka w Urzędzie Ochrony Konsumenta, jeżeli dalej by on istniał — pod nazwą Nadzór Gier i Konkursów. Zadaniem tej instytucji byłoby nadzorowanie wszelkich konkursów i gier (łącznie z lotto). Organizator konkursu, a więc wydawnictwo, totalizator sportowy, stacja radiowa czy telewizyjna, miałby obowiązek przed ogłoszeniem konkursu przesłać do NGiK dokładny jego regulamin. Konkurs mógłby zostać wyemitowany w mediach dopiero po zatwierdzeniu tego regulaminu. Niezwłocznie po jego zakończeniu i losowaniu nagród do NGiK powinna zostać przesłana lista zwycięzców wraz z dokładnymi ich danymi. Zadaniem NGiK byłoby wyrywkowe sprawdzenie prawdziwości danych laureatów i nagród, jakie otrzymali. Nie muszę chyba dodawać, że wszystkie dane przesłane do NGiK byłyby objęte całkowitą tajemnicą.

W przypadku wykrycia oszustwa, organizator płaciłby karę wynoszącą np. 500% wartości nagród przewidzianych w danym konkursie, a informację o tym podawano by do wiadomości publicznej, co byłoby dla niego chyba największą karą.

Koszty działania Nadzoru Gier i Konkursów pokrywaliby organizatorzy i wynosiłyby one np. 5% kwoty przeznaczonej na nagrody.

Inne rozwiązanie mogłoby polegać na tym, że kary za oszukańcze konkursy, płacone przez ich organizatorów, w całości szłyby na konto NGiK i byłyby w pewnej części dzielone między jej pracowników, procentowo od zarobionej dla urzędu kwoty. Spowodowałoby to ich wielką aktywność w sprawdzaniu wiarygodności zwycięzców, gdyż zależałoby im na wysokich zarobkach.

.

Jestem przeciwny oszukańczym praktykom, stosowanym wobec klientów przez niektóre firmy, a polegającym na ukrywaniu rzeczywistych kosztów zakupu towaru lub usług. Przykład — firmy telekomunikacyjne. Przekręt polega na ukrywaniu rzeczywistych kosztów zakupu i użytkowania aparatów komórkowych. Treści ulotek i wyjaśnienia personelu tak są skonstruowane, że klient, który się dobrze nie zastanowi i wszystkiego sobie spokojnie nie przeliczy na kalkulatorze, może podpisać umowę, której będzie żałował przez następne dwa lata, gdyż na tyle opiewa umowa.

Inny przykład to banki, które do niedawna ukrywały koszty rzeczywiste przyznawanych kredytów. Niektóre dalej to czynią.

.

Także w ramach walki z korupcją powinno się utworzyć Komisję Skarg i Zażaleń, do której zwykli obywatele mogliby składać skargi związane z przejawami korupcji, ze wszystkimi małymi i dużymi aferami, kantami czy przekrętami, powstałymi obecnie i w przeszłości. Reakcją komisji byłoby wysłanie specjalnej grupy interwencyjnej, która szybko i zdecydowanie wyjaśniłaby przedstawione zarzuty i pociągnęłaby sprawców do odpowiedzialności bądź skierowała sprawę do prokuratury lub sądu.

.

Wielu ze współczesnych polityków, zanim zostało posłami czy senatorami, brało udział w malwersacjach, oszustwach bądź wyłudzeniach pieniędzy. Mandat do Sejmu lub Senatu zapewniał im nietykalność. Wielu z polityków zostało przestępcami dopiero po wejściu do parlamentu, gdy zorientowali się, że wpływy, jakie w związku z tym mają, pozwalają na wyciągnięcie z posady posła naprawdę wielkich pieniędzy. Niektórzy z nich byli pokazywani w telewizji, robiono z nimi wywiady, a więc niejako przedstawiano ich jako wzór dla rodaków, w tym dla młodego pokolenia. Dobrze, że w końcu się zorientowano, kim są naprawdę. Jednak, jak wskazuje praktyka, podobne przypadki w obecnym systemie rządów powtórzą się jeszcze, i to nie raz.

.

Niedawno obchodzono rocznicę 25-lecia powstania „Solidarności”. Fetę urządzono na ruinach Stoczni Gdańskiej.

Przypomnijmy — powstanie „Solidarności” stało się początkiem przemian ustrojowych w Polsce, które w konsekwencji doprowadziły m.in. do zniszczenia przemysłu, w tym stoczni okrętowych, także Stoczni Gdańskiej, z której to z kolei wyrzucono na bruk tysiące robotników. Teraz na ruinach tego zakładu świętuje się to, że doprowadzono do jego zniszczenia. Ohyda!

Jest to jeszcze jeden przykład na to, jak obecni politycy nie liczą się z opinią i uczuciami innych ludzi; jest to kolejny przykład ich obłudy i zakłamania. Dlatego najwyższa pora, aby się ich pozbyć. Trzeba zlikwidować wszystkie istniejące w Polsce partie polityczne oraz zakazać tworzenia i działalności nowych.

Zwroty majątków

Po roku 1989 doszło do niezrozumiałego dla mnie ewenementu, jakim była akcja zwracania nieruchomości właścicielom, którym zostały one odebrane zaraz po wojnie w wyniku ustawy nacjonalizacyjnej.

Sytuacja wygląda tak. Biedna, potężnie zadłużona za granicą i u swych obywateli Polska, oddaje za darmo swój majątek. Majątek ten w postaci gruntów, fabryk, kamienic, dworów, pałaców itd. państwo polskie przez kilkadziesiąt lat pomnażało, opiekowało się nim, a wcześniej odbudowało ze straszliwych zniszczeń wojennych. Teraz jest on za darmo oddawany byłym właścicielom, choć właściwie to nie byłym właścicielom, bo z tych już 90% nie żyje, ale jakimś ich dzieciom, wnukom czy prawnukom, a czasami bardzo dalekim krewnym. W większości ci „byli właściciele” od czasów wojny, niekiedy nawet przez całe swoje życie, mieszkali na Zachodzie, a więc z tego powodu, choć czasem także z powodu swego pochodzenia, są ludźmi zamożnymi, a nawet bardzo zamożnymi. Ich bogactwo jest jeszcze większe, gdy porówna się je z zamożnością Polaków mieszkających w kraju. I biedna Polska tym zamożnym, mającym w większości obce obywatelstwo ludziom rozdaje za darmo swój majątek. Jest to skandal.

Uważam, że jeżeli ci szlachetnie — i nie tylko szlachetnie — urodzeni chcą wrócić na swe rodowe włości, to powinni sobie je kupić od państwa polskiego, i to na licytacjach. Takie rozwiązanie byłoby sprawiedliwe dla wszystkich: dla Polski, bo ze sprzedaży uzyskałaby ogromne sumy pieniędzy, które zasiliłyby budżet państwa; dla „byłych właścicieli”, bo dano by im szansę powrotu do swych rodzinnych dóbr, a samo to już jest dla nich wielkim przywilejem.

Mając na względzie powyższe, jestem za tym, aby cały rozdany w ten sposób majątek wystawić na licytację. Jeżeli byli właściciele, którym zwrócono już majątek, chcieliby go zachować, musieliby wziąć udział w licytacji i sobie go kupić, w przeciwnym razie majątek nabyłby ten, kto da wyższą cenę lub — jeżeli nie byłoby chętnych do kupienia za cenę wywoławczą — przeszedłby on z powrotem na własność państwa. Budżety państwa i gmin zarobiłby w ten sposób dziesiątki miliardów złotych.

Procedura zastosowana w przypadku „byłych właścicieli” prywatnych, powinna także objąć wszystkie występujące w Polsce kościoły i wyznania, z Kościołem Katolickim na czele. Jak o tym piszę w rozdziale: Państwo a kościoły, powinno im się odebrać nieprawnie rozdane po roku 1989 majątki i, tak jak w przypadku właścicieli prywatnych, wystawić je na licytację. Jeżeli Kościół chce mieć jakąś nieruchomość, to niech ją sobie kupi.

.

Kolejny absurd, jaki niszczy finansowo państwo polskie, dotyczy niezwykłego procederu wypłacania rekompensat za mienie pozostawione na Wschodzie. Nie chcę tu urazić ludzi, którzy po wojnie musieli zostawić swe domy rodzinne i z garstką najbardziej potrzebnych rzeczy udać się ze wschodnich rubieży dawnej Rzeczypospolitej na Ziemie Odzyskane, ale jeżeli chcecie odszkodowań za utracone mienie, to domagajcie się ich od Białorusi, Litwy i Ukrainy lub od uczestników porozumień jałtańskich — Ameryki, Wielkiej Brytanii i Rosji. Oni ten majątek wam zabrali i niech wam teraz za niego zapłacą. Czemu ma wam płacić niewinne temu państwo polskie, a więc i ja, i wielu innych niezwiązanych z tą sprawą Polaków? — bo przecież to z kieszeni wszystkich podatników idą do was te pieniądze. Poza tym — podobnie jak w przypadku „byłych właścicieli” — wielu przesiedleńców ze Wschodu już nie żyje i odszkodowania trafiają nie do nich, a do ich zstępnych.

Jestem za tym, aby wstrzymać wypłaty rekompensat za mienie pozostawione na Wschodzie, uważam też, że powinno się odebrać już wypłacone pieniądze.

Państwo w ten sposób wzbogaciłoby swój budżet o co najmniej 12 miliardów złotych.

.

Jestem przeciwny „zwracaniu” majątków osobom narodowości żydowskiej. Podobnie jak w przypadku polskich „byłych właścicieli”, państwo polskie po wojnie musiało odbudować zniszczone nieruchomości, przez wiele lat utrzymywać je i rozbudowywać. Nie może sobie pozwolić na to, aby oddawać je teraz za darmo i to obywatelom innych krajów. Poza tym większość Żydów polskich zginęła podczas II wojny światowej lub już po wojnie zmarła na emigracji, tak więc często osoby zgłaszające pretensje do ich majątku są tylko dalekimi krewnymi dawnych właścicieli lub są to tzw. gminy żydowskie, które nie mają już żadnego prawa do tych dóbr. A w ogóle to czemu biedna Polska ma dawać swój majątek bogatym Żydom z Zachodu? Jeżeli chcą oni jakichś rekompensat z tego powodu, niech się ich domagają od Niemców, gdyż to oni są winni powstania takiej właśnie sytuacji.

Uważam, że Żydzi, jeżeli posiadają swój honor, to powinni zrezygnować z tego rodzaju roszczeń. Powinni sobie w końcu uzmysłowić, że wielu z nich przeżyło II wojnę tylko dlatego, że uratowali ich Polacy, i to z narażeniem własnego życia. Wśród uhonorowanych medalem Sprawiedliwy wśród narodów świata najwięcej jest przecież Polaków.

Już zwrócony majątek powinien zostać odebrany. Nie przewiduję, tak jak to było w przypadku „byłych właścicieli” polskich, kupowania pożydowskich nieruchomości poprzez licytacje, w których mogliby wziąć udział Żydzi z zagranicy. Problem zwrotu dóbr powinien zostać w taki sam sposób rozwiązany w odniesieniu do innych narodowości.

W związku z powyższym, także tu przewiduję bardzo duże — idące w miliardy złotych — oszczędności dla budżetu państwa.

.

Nie można zawracać koła historii. Doszlibyśmy do paradoksu, gdyby każdy powszechnie domagał się zwrotu tego, co utracił on, czy też jego przodkowie w przeszłości. Przekładając to zjawisko na sytuację międzynarodową, Polska powinna domagać się od Szwecji zwrotu dóbr zagrabionych podczas „potopu szwedzkiego”, od Rosji zwrotu lub zapłaty za majątek przejęty lub zniszczony podczas wszystkich wojen i rozbiorów; podobnie od Niemiec i Austrii; od Ukrainy, Litwy i Białorusi zwrotu dóbr pozostawionych na ich terenach.

Zapewne i sama Polska musiałaby komuś coś zwrócić lub za coś zapłacić. Toż to paranoja. W takiej sytuacji świat popadłby w obłęd, mogłoby dojść do kolejnej wojny ogólnoświatowej. Historia jest taka, jaka jest, stało się to, co się stało i nie można próbować jej zawracać.

Państwo a kościoły

Kościół Katolicki w Polsce powinien wrócić na pozycje sprzed roku 1979, a więc sprzed pierwszej wizyty w Polsce papieża Jana Pawła II. Wtedy nastąpił zwrot w polityce ówczesnego państwa polskiego wobec kościoła katolickiego i pierwsze zmiany, które z czasem doprowadziły do absurdu, jaki istnieje dzisiaj.

.

W Polsce, o której myślę, istnieje całkowity rozdział Kościoła od Państwa. Istnieje całkowity zakaz używania symboli religijnych na terenie państwowych instytucji, np. szkół, szpitali i urzędów.

.

Nie może być tak, że religia jest nauczana w szkołach za państwowe pieniądze. To jest skandal. Taka sytuacja oznacza koszty dla szkoły i dla Państwa, w postaci zajmowania lokalu (koszty ogrzewania, sprzątania, wyposażenia w pomoce naukowe, itp.) i płacenia pensji dla nauczycieli religii. A już zupełnym dla mnie absurdem jest zatrudnianie w charakterze nauczycieli religii księży i zakonnic oraz płacenie im za to pensji. Przecież oni robią to, co mają przewidziane w swoich obowiązkach duszpasterskich, za co już pobierają jedną pensję, płaconą im przez parafian.

Trzeba tu też zwrócić uwagę na inny aspekt tej sprawy, mianowicie nauczanie religii w szkołach spowodowało, że młodzież zaczęła ją traktować jak każdy inny przedmiot, którego musi się uczyć — przez co, jak uważam, bardzo obniżyła się jej wartość dydaktyczna i wychowawcza.

Nauczanie religii w szkołach powoduje też powstanie przymusu uczęszczania na te lekcje dla takich uczniów, którzy chodzą na nie wbrew sobie, aby nie być postrzegani przez rówieśników jako niewierzący.

Uważam, że nauczaniem religii powinien zajmować się tylko Kościół, i powinien to robić we własnych domach czy salach katechetycznych, które jeszcze za czasów Polski Ludowej licznie powstały w każdej parafii. Powinni to robić księża lub zakonnice w ramach swoich obowiązków. Jeżeli zaś stać na to Kościół czy konkretną parafię, to mogą też zatrudniać katechetów świeckich.

Według aktualnych danych MSWiA sam koszt pensji dla kilkudziesięciu tysięcy katechetów wynosi ponad 80 milionów złotych miesięcznie, czyli 1 miliard złotych rocznie. Do tego dochodzą pozostałe koszty, które wyżej wymieniłem.

Zaprzestanie nauczania religii w szkołach przyniosłoby budżetowi państwa oszczędności w wysokości około 1 miliarda 200 milionów złotych rocznie.

.

Do powyższych kosztów dochodzi — również według aktualnych danych MSWiA (2005 r.) — utrzymanie 364 szkół katolickich, 57 ośrodków wychowawczych i 21 przedszkoli, pochłaniające 225 milionów złotych rocznie.

Trzeba tu jeszcze wymienić koszty utrzymania wydziałów teologicznych na uczelniach państwowych, sięgające około 100 milionów złotych rocznie.

Oszczędności wynikające z zaniechania finansowania tych wyznaniowych instytucji to co najmniej 325 milionów złotych rocznie.

.

Powinno się anulować Konkordat ze Stolicą Apostolską, który jest dokumentem niepotrzebnym i szkodliwym dla Polski — dającym przywileje tylko Kościołowi Katolickiemu, a państwo polskie traktującym przedmiotowo. Daje on też Kościołowi Katolickiemu w Polsce podstawy do wyciągania grubych miliardów z budżetu naszego państwa.

.

Państwo powinno bacznie przyjrzeć się wszystkim pieniądzom przekazywanym do Rzymu przez polski Kościół Katolicki. W razie konieczności powinno się je ograniczyć. Powinno się też pobierać od świętopietrza podatek dla Skarbu Państwa. Najlepszym rozwiązaniem byłoby zakazanie płacenia jakichkolwiek kwot, które w ten sposób pozostałyby w kraju. Sprawa wymaga dogłębnej analizy, opartej na prawdziwych danych.

.

Polska powinna zainicjować światową akcję nacisków na Rzym w celu doprowadzenia do zniesienia celibatu wśród księży. Przymus celibatu to zupełnie sztuczny wymóg stawiany duchownym katolickim, który nie ma jakiegokolwiek umocowania w Starym czy Nowym Testamencie.

Uważam, że każdy ksiądz jest też zwykłym człowiekiem, który oprócz powołania i wpisanego weń umiłowania Boga, ma także potrzebę kochania drugiego człowieka i posiadania własnej rodziny, a więc żony i dzieci. Poza tym idąc do kościoła, na mszę czy do spowiedzi, miło byłoby mieć świadomość tego, że ten gość w sutannie, mówiący tak gorliwie o rodzinie i miłości do drugiego człowieka, wie naprawdę, o czym mówi. Wie, bo sam to przeżył, doświadczając tego w codziennym życiu. Nie powinien to być li tylko czysto teoretyczny, akademicki wywód.

Akcja na rzecz zniesienia celibatu powinna zostać poprzedzona anonimową ankietą wśród wszystkich księży, w której mogliby się oni wypowiedzieć „za” lub „przeciw” proponowanej zmianie.

.

Po roku 1989, w okresie tzw. przemian ustrojowych, ówczesne ekipy rządzące przekazały na rzecz Kościoła Katolickiego, a także innych wyznań, olbrzymi majątek narodowy w postaci ziemi, budynków (czasami wręcz całych ulic), placów, lasów itp. Często z budynków wyrzucano szkoły czy szpitale, aby przekazać Kościołowi obiekty bez lokatorów. Wszystko to oddano za darmo lub sprzedano za grosze, twierdząc, że jest to zwrot majątku, który został odebrany Kościołowi po II wojnie światowej, chociaż czasami te „zwroty” dotyczyły nieruchomości, które Kościół sprzedał czy w inny sposób utracił nawet w XIX i XVII wieku.

Uważam, że tak samo jak nie można zawrócić biegu rzeki, tak nie powinno się cofać koła historii. Los tak chciał, że nadeszła II wojna światowa, że zaistniał w Polsce taki ustrój jak socjalizm i że wtedy znacjonalizowano wszelkie majątki. Trudno, stało się. Poza tym, przecież Kościół Katolicki był w Polsce do czasów II wojny światowej jednym z największych właścicieli, nie tylko ziemskich. Był też wyzyskiwaczem biedoty, która na niego pracowała. Są to fakty historyczne. Uważam, że dobrze się stało, iż po II wojnie światowej odebrano mu większość tego majątku. Jestem też za tym, aby Kościołowi na powrót odebrać moim zdaniem niesłusznie przekazany majątek, który de facto należy do całego narodu polskiego. Państwo odzyskałoby nieruchomości warte kilkanaście miliardów złotych.

Jak już wspomniałem, Kościół „odbiera” też ziemię. Z informacji Agencji Nieruchomości Rolnych Skarbu Państwa wynika, iż do tej pory kościołom różnych wyznań oddano 72 tys. ha ziemi, w tym 66 000 ha Kościołowi Katolickiemu. Oddano majątek państwa (a więc i nasz), w postaci ziemi o wartości co najmniej 320 mln złotych. Obecnie, w roku 2005 — po 16 latach „zwrotów” majątków, Kościół Katolicki nadal domaga się kolejnych.

Kościół Katolicki ponownie stał się największym posiadaczem ziemskim w Polsce.

.

Uważam, że powinno się wpłynąć na Kościół w Polsce, nawet poprzez nakaz, aby praktykować tylko jedną formę przyjmowania komunii świętej — na rozłożone dłonie przyjmującego, i to za pomocą specjalnych szczypiec. W czasach, gdy tak wiele chorób przenosi się poprzez płyny ustrojowe, w tym ślinę, wydaje się to jedynym rozsądnym rozwiązaniem. W naciskach na Kościół dużą rolę powinien odegrać Sanepid.

.

Powinno się zlikwidować Fundusz Kościelny, który jest instytucją finansowaną przez państwo, a więc przez nas wszystkich. Oszczędności wyniosłyby 80 milionów złotych rocznie.

.

Księża katoliccy oraz zakonnicy i zakonnice, powinni — na ogólnych zasadach, obowiązkowo — sami opłacać składki na ubezpieczenie społeczne oraz inne. Teraz składkę emerytalną, rentową, chorobową i wypadkową płaci za nich wymieniony już Fundusz Kościelny, któremu pieniądze daje państwo, a więc faktycznie składki te opłacamy my — wszyscy obywatele, wierzący i niewierzący.

Powyższa kwestia dotyczy także wszystkich innych wyznań działających na terenie Polski.

.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 32.34
drukowana A5
za 67.61