1. Dawid Motyka — Ojcze
u Kartaginy pomimo upływu lat
Porozmawiaj ze mną
jest jeszcze czas
Spoglądaj w me słońce
nazajutrz ranek gra
Kochaniem splątaj
Miłością płomieni
Odleć do raju we Dwoje
Co rumieni się ziemi chare
jak za czasu gwar
poetycką zmową
sepultury rugą
Nijakim się stał
nie ma,
ma…
2. Dawid Motyka — Wieś macie
Jakiem to poetom miałbym być
gdy nie ma róż
Jakim to Świeciem chciałbym być
gdy nie ma Was
Czyim spojrzeniem miałbym iść
gdy Was tu nie zastało
Jakżeż prozą trzeba być
by się dniem stało
— Razem pójdźmy
Do jednego
co winnicą świecił za dnia i w nocy
z jednym i tym samym
jak wzloty
—
Krzyżacy, coście uczynili
że zgubiliście Tatry w Rzymie w płomieni
jakiem to Królem się stali
że nikogo nie zastali
gdy brak wiary
—
To patrzcie;
Wery macie
3. Dawid Motyka — pomór
Płomienne kamienie w ustach mięli
wesołe witraże o grób dopięli
od dawna do dziś góry zsuwają
Bezbronną nić tułaczki się stają
Swój Świat oddalił się im powrotnym
Następstwo miasta budowy pomsty
Niewola się głośno lamentem zakrada
Zatrważa o krzyż faulem wieczna narada
kara
kara dziewicy chłopaka
4. Dawid Motyka — Mój
batutom przeszywam płomienne korytarze
uwierając w sukni bębniące futryny
spoglądając do wnętrza dźwięków w fortepianie
rozpinam odkrycie swoiste skamieliny z gliny
unoszę ich pędy po leśnym bursztynowym pagórku
radosnym od zapomnienia unosząc się w bielu
Sercem wołanie okrzykiem rozpatrując trwaniem
cichym wzbudzeniem na skale
już jestem
5. Dawid Motyka — tyka czas
tyka czas jak tykająca bomba w las
w mgły pościeli szata w bieli
czeka w nas
i od piątej trzydzieści nie ma nas
jest ten blask
jest dziecina mała
co w łóżeczku
ciągle świeci
widzi nas
nie ma was
jest ten czas co zgrali
u sąsiada się znów bali
mija czas
nie ma nas
jest ten blask
i pojmali go za wczas
był wczas by zgasł
ale jest nasz
mój synów blask
i prysł czas
bomby katusza
gnój zwój
co gasł
nie ma nas
i promyczek mój mały
widzi siebie cały
jak wbiega w las
to mój czas
i zgasł
6. Dawid Motyka — Bez granic
Serce bez granic to te
którego ciągle nie ma
uwidzieć jest zatem trudno
bez przerwy szuka unikać granic
bez celu dryfować w pustym pokoju
nic nie szukać
nic nie chcieć
nie mieć nie posiąść
nie rozumie nawet lęku nie zna
bez granic
nie ma ich
poszybowały nie w tym kierunku
nie zostawiając wskazówek
nawet kołka nie widać
nawet źdźbła i płotu
ani starego bo było nie właściwie
łapane
i wykorzystywane
to połączyła ich jedna brama
bez granic mowa
ucieczka do granic
by być od nowa
7. Dawid Motyka — z pod termoforem
Ciężko oddycha
Ciężko topi się krew spod tlenu powściągliwości cieniem spowija smutek łzy co dudni jak bicie Serca spod morza
które jednym tchnieniem wydobędzie same wspomnienia
smutek morza smutek
Oddycha, lecz widzi mniej detali
spoglądając w stronę w oddali
widząc co potrzeba szukać
czy to moja córa?
Nie to księżniczka, która przyszła cię uratować
na swoim płomieniu z rumem zapomnieniu
Sercem szuka
dotykiem wzrusza
podnosi poduszkę mowa duża
usłucha?
czy słyszy ten lot
8. Dawid Motyka — Na karuzeli
1.
Graj muzyko ma
Graj
jak jabłuszko unoś ten rytm
z konikiem polnym wznoś
piosnki dwie
od mowy ukołysz
obrót na raz
potem na dwa
ukołysz
Ref.
Graj
niech niesie się wszem
odbija od ucha gdy sen wesoły
Ukochaj
Graj
niech niesie się w pociechy rytm
odbija od ucha gdy sen goły
unieś ten dzień
2.
w krawacie jest
i pnie się do wszystkich łąk
pagórków i lasów
przy lesie u zbóż
uradował cię sam mistrz
chce tutaj spróbować u Róż
na całym podwórku
zwiódł i bódź
3.
I noś ten statek dookoła
Uśmiechaj się w przyjaźni
to trampolina z wysokich drzew
muzyka się w sercu chce próbować
obrócić do wszystkich głów
9. Dawid Motyka — Do kropli
czemu jesteś taka
mała
a serce widzę
takie dojrzałe
czyżbyś zmieniła pół nieba
do grzechu zmusiła
bo zbyt pięknem była twa radość
zbyt żywa
to twa doskonałość
wykąpię się w tej kropli
jest czysta i budzi mnie
do mego życia
mimo swojej przeszłości
chcę ją kochać
10. Dawid Motyka — Nim zgaśnie światło
kocham się, kocham cię
kocham cię, kocham cię
pragnę cię, szeptem chce
i wezmę
od nowa
pragnę cię, pragnę cię
wielbię cię i widzę
Jak jesteś moja i moja
od nowa
Bez mowy i żalu
i w każdym calu
Spragnionym rytmu
namaluj namaluj
i po ramieniu
gdzie szyja u róży
już jestem duży
i palę się w twych
Ust płomieniach
od dotyku co słucha
spojrzenia w twe usta
i nalej nalej
niech szczytu jest mowa
dalej i więcej
pragnąc nic więcej
unieść się w słowa
od nowa
11. Dawid Motyka — me zborze, u mistrza
Stokrotka co w polu błądzi
płodzi biedronce nasionko szczęścia
to jej pomnoży
w Podziękowaniu za dar przepiękna
żywego od fruwania, skakania z kwiatuszka do dłoni
z kapelusza do rękawiczek
do swych ulubionych nożyczek do ucha
gdy w ogrodzie słucha
podpatrując śpiącą Królewnę
którą na bal wzięli
zdejmując swoje buciki, i kapelusik
w czas, złotą karetą zabrać zdążyli
— jej piękno odkryli
jak las szumiący po same końce fal
do brzegu morza, skrytych skał
namaczając kroplą od zderzenia ciał
na piasku co serce ujrzeli
co dziecko trzymając rękę
narysowało
mnie i ten ogródek
idąc dalej z wiaderkiem po swoje szczęście
wrzucając do środka na
jak złotówkę złotą
dodając radośnie
Kocham, to po to
czy to się w mojej znalezionej muszelce nagrało?
Czy na długo tam się schowało?
i wraca stokrotka do domu uśmiechnięta
gdzie konik polny czekał
na szczawie grając w podzięce
za duże ilości traw
a stokrotka w koniku polnym włosy czesze
kręcąc je po sam koniuszek palca
zostawiając szminką namalowane Serce
spoglądając w szybę do słońca w podzięce
Płonie moje spojrzenie, kojące deszczem
bo była zmącona, szukając piaszczystych fali
w biedronce widząc siebie
dostając wszystko i nawet więcej
i Kocha co ma
12. Dawid Motyka — Na sianie
puch puchem bucha
totalna zawierucha
kto tego usłucha
puch bucha kółkiem płomienie
zwietrzyli wypiętrzyli poduchę mienie
kto tego usłucha
że bucha i Łycha syropem
i kopem młotem kilofem
podnoszą głazy co ciągle marzy
rozpina guzika zapina
ich mina
bo tu chucha buchem
w ropuchę co spina
co ma pineskę w skarpecie
13. Dawid Motyka — Moja droga…
Syna małego
chmurka otuliła
Matula owinęła,
całuskiem wzięła
do Tronu Mego
i przyszłego
by pokazać ślad u płomienia
i Kochać — wielbić
co z życia miłego dostała
Owinęła kocem
i ujrzała w niebie
Boski cud chleba
tylko pod Ciebie
w Niebie poświęcona
wtem unosi się zapach kadzidła
Święta dla Świata
poezja przepysznie stworzona
z zarysu twarzy
Narysowała Chrystusem odmieniona
nić powleczona, pępek Świata
Pobłogosławiona Matki
— Żona
Matka Stworzonego Boga
i Świata
„i liść przeplata”
14. Dawid Motyka — Twierdza nigdy nie zdobyta
Nadeszła chwila
gdy powoli im pierwsza się kula stoczyła
w dwunastu zepchnęli ją i podpalili
a twierdza zasadzki założyła
by wszystkich królów przechytrzyć
cała droga się modliła
idąc na całość z wiarą
by cudem zgasł cel
bokiem porywa bawoła krew
rzucili drugą i trzecią stroną
i linę przecięli
by dziura ogromna ich wciągnęła w dół
lecz tego nie przewiedzieli
pułapka nie wypaliła
i strach wtem
nastała cisza
i zaraz potem krzyk
do walki
trzeba unieść w dwunastu razy trzy
z pułapką cztery
nie oddamy bez obrony
i samemu nie patrząc w oczy
a jedynie z bezmiarom o ratunek
być szybszym trzeba
by ratować dla Rodziny
i miecz i ogień, i popiół się wstecz
co kula miała zdobyć
pobić, zgnieść
roznieść w pył, do upadku zmusić
parzy boli
gdzie jest Mój Duch Boży
Idzie, by zbierać żniwo
ogniwo i łańcuchem rzucając
wszystko weźmie
nawet trzody i jedzenie
wody pragnieniem
i żony i dzieci radosne
mężowie są na stracenie
całe rody
koniec
czas zemsty
i oliwy wrócił
kara za chłosty
odwieczne wyczyny
za bardzo uwierzyli
15. Dawid Motyka — Ucieczka w nim
Wzruszeniem się Serce przemieszcza
Od Miłości wzruszone do łez Szczęścia skruszone
Przepływa wszystkie granice mórz i oceanów
rzeki nalanych po brzegi dzbanów
Powidłem odkrywa wszystkie swe szlaki
gdy ścieżką błądziły te dwa ślimaki
co ma cztery rogi, dla zgody i w smaku
Z wdzięczności umywa szklanki, których mina
oto Barany
rankiem, co wspomnień już nie ma
z drogi błądząc u łąk kapusty do pełna
śpiewaków, dostojnych rybaków,
co głowy były u puszczy
zapomniał
by spojrzeć przed siebie
Chodnikiem idąc dodaje od siebie, wygodniej dla uczty
Bo talerz był pusty i próżny
wędruje, poznaje
i idzie dalej
Dodaje mu liść ten zając, ten od marchewki
co wymyka się co noc z pod kół
bo był zbyt Tłusty, za lekki
by zmienić się w stodole u Kóz
To mówi
Idź w przód, idź dalej przed siebie
a ja mam tu dobrze, i wolę spokój
jak ciągle zwiewać od światła
kręcąc łzy w oku do Brata
Wtem folwark — nalej do pustych, spragnionych kapeluszy,
od Króla dni żywym piórem, z bażantem zabarwionym
w jedną Całość
u Pióropuszy
Tu Radość
I z Niebem
zanosisz mą gałąź
do Świata Mojego
do Stworzonego
i Doprawionego
celu
Co kucharza inspiruje
Nić
16. Dawid Motyka — Budzik
zawsze o poranku
nie widząc świtu
gdy czasu nikt nie liczy
śnią mi się fabuły
tamtego lub wymyślonego życia
zdarza mi się wtedy śpiewać
całować
kochać
podkradając jemu i jej wyrazy
to co marzy
tworzy dla siebie
mi i jej
oddaje w darze
tańczy i baluje
rozkochuje
woła i ciągnie wyżej
zaczynam to akceptować
chce więcej
a ja się zapomniałem
w tym balu zalałem
w radości tańcu
popłynąłem
gdzie tylko pragnął
szczyt góry
nim się obejrzałem
był czas na ból
biedniałem
moim budzikiem
jesteś ty — bo pamiętałem
17. Dawid Motyka — upływa czas
nieopodal płynie mała rzeczka
przez krzaczka skoczę, i jest
rzeczka jest moja — ta ulubiona
bo gdy mi smutno, to tutaj udeczka zrobiona
z papieru skrojona, na wodę
wrzucona, tonąć by chciała
lecz pływa zmieniona — bo czas
od fal i kamieni
zanim utonie, z prądem umyka
lecz na zakrętach wzdycha
lubi motyle i ptaszki co śpiewa
lubi mą żabkę, co śmieci wyrywa
odtrąca, co jakiś las
skacze, gdy włożę je dalej, widzi swą nędze
umyte mam za to wybrane
drogocenne kamienie
i złote i zielone jak w trawie jelenie
i słońca promyk
odbicie swe widzę, siebie na nowo odkrywam
co działo się z moją niedokończoną budową
wspominam z lamentem, i szlocham
znów rzucę łódeczkę, piaseczkiem dodam
byle by dalej, i mocniej powspominać
i widzieć swe życie na nowo
jak dawniej zbudzoną, tą myślą i z mową
co dziełem był w nas
18. Dawid Motyka — Kochaj
Co siedzi na rowerku
i na dzbanuszku, i w pędzelku
Kochaj co widzi Mikołaj
i to, co kamyczkiem wrzuć
Wrzuć teraz do rondelka
to co Pokochasz
i Miłość jest wielka
To smoczek odkażony z zarazków
kocham co włożę od Blasku
Mój Mały pysio i Kochana Żona
Moja — Niezwyciężona
Tak Wielbię i Kocham co miałem
że zapomniałem
Kim ja się stałem
19. Dawid Motyka — kamieniem rąk
cóż uczyniłeś, że jesteś kamieniem
widziałeś siebie z mojej budowy?
czemu nie chciałeś być błogim płomieniem
to dlatego jesteś wrzucony
do mojej źródlanej wody
czyżbyś się widział ładniejszym od bieli
a może w łożu wspomnieniem pościeli
jakim się stałeś startym, twardym
skoro twe Serce odkrywa się błotem
to potem, nogami brudnym tu wchodzisz
w pasiece bez win
Oko ujrzałeś, to to cię zmieniło
do drogi pragnień i westchnień ukłoniło
w odwrotność wwiercić na dnie
stąd Serce twe bite dryfuje tu, nie
jak konar drzewa kuje — toruje — strofuje
co księcia w bajce zmieniło o grób
od burz i łez rujnuje — przywołuje
Ma woda płynie od stup do głów, do ujścia płynie
korona u róż, dla wielu pójścia pompuje
zbyt gorzkim wolałeś uwierzyć w siebie
i ziaren na niebie w ranie w ramie szedłeś
Chcesz teraz stać się zbyt oszlifowanym diamentem
wpierw wyleż na dnie okrętem, co płynie
nim sen w mogile zginie
Czekasz by i ciebie teraz wyjęli
chcieli, choć nie widziałeś ich wcześniej
wolałeś trupem i kukłą na wrony stać się — ich mętem
zamiast wiecznie być wolnym i miłym dla ludzi
nim wszystkie opadną twe kłody
co tkwią na dnie od tych dwóch
co widzieli, stój, nie wchodź ponownie do tej wody
nim ciebie do mojej rzeki pchnęli
dla liścia, co leży obok
i się starzeje
20. Dawid Motyka — Sadem po wiośnie
I idź boso przez Serce, gdy ciebie mi wzięto za wczas
Kozakami zbyt późno, bo zbyt wcześnie widzę spojrzenia w Nas
Podróż za mała jest
od końca, do siebie
— myślami wrócę tu znów do Ciebie
by poczuć Twój zapachów smak
Gdy widzę, wspominam i świecę
lecz nic nie czując oczyma dotykam ręce
— twój owoców las, co lubię rwać
wcześniej zapragnąć do życia wstać
i przyjść do Ciebie
i śpiewać
I widzę Cię w lesie i Siebie mi daj
Płomieni z deszczem
Blasku, co oświeca mój raj
Owocem, chce dziś się wznieść do nieba
zbudzić, jak kwiaty do życia
I poczułem uśmiechem radość
płynie
chwytając się dłońmi gwiazd
gdzieś, nie otwartych filiżanek
między wierszami
Niech łyk kompotu wolniej zapomni straconych dni w nas
— tamte dwa
a garaż zapasów, do woli przepełni się z wdzięczności
I łąki z podmuchem wiatru, jak taniec na raz ukoi
Widać tu wiele drzew, lecz owoców w nim brak
i filiżankę, co kawy nie ma
i są łyki dwa
21. Dawid Motyka — Wrak
Zbuduję nową Polskę
powiedziałem sobie
tak 25 lat temu
dla dzieci i Rodzin
sobie próbując spełnić marzenie
które są i tlą
wystarczyło ledwie 15 lat
absolutnego poświęcenia czas
by prysł blask pracy dla
i nie pozwolą tu być
siły odbiorą w pył
by wpierw grać
niespełnionych obietnic cienie
i nie zmieniło się nic
nadal jak gwoździe na ziemi
wszystkie zakręcone są w krzywe klucze
a wszystkie trofea zbiera ten sam
mur
widzę ból
w nowej marmurowej odsłonie
czy lepszej jak lód
co uszkodził komodę
razem zbudujemy
spowalniając rytmu mienię
ciągnąc w dół znak
licząc, że statek popłynie w bujnej czuprynie
gdy u nas Miód i ptaki w śpiewie
a w teatrzyku nieszczęść tych
patrzą kukły
i widz
a my nadal z biedy
szykując się do boju
w którym znów polegniemy
czy mamy choć gdzie schronić się?
czy starczy liści rudych od bólu i ziemi
grzechów zbyt mało i braku płodów
co roku
obumierają jak grób
z kamiennym granitu
co wiecznie chce wyżej niż ja i ty
Polaku — My
WC 11 września 2001
i wystraszyłem się
bum
terroryzmu na bark
tych ugranych kart
i dalszego braku — zielenie
widząc niespełniony dzban
odłożony w bok
dla glorii żmii i lenie
co psuli Maj
którego nie mięli
podrabiając żabę tak
kwa kwa kwa
22. Dawid Motyka — kręcę wąsem
Rozrzutni cechą „pragmatyczni” z apostrofą odgrywają łowiącemu
Kosmo pospolity w krasomówczym zdaniu z trzeciej linii
tylko po to, co mają, Kontemplując Duszą
przeobrażeni od zamierzonych świadomości powściągliwie zmieni
krocząc po swoje bez wiarygodności w minie — kminie
kto prości, a kto ci wyniośli
roztrwaniając co zdarli od ideałów — dyrdymałów chwali
czworokątnej metamorfozy — z strzałą rezolutną
bez wyrazu i bez wymowy — puch do głowy
i buch jest nowy
czegoś-my nie woleli i nie widzieli — to horyzonty i zakrętu zarys
lecz dają, to biorą kpiącym zmyśleniem — im
mrugającą nogą machają z win bez win w mienie
helotycznym wspomnieniem sprawdzają ile lin dają
że wcześniej to lenie, ale się działo w procencie w prezencie
i później spóźnieni, mniej zgrabni w męce znaczeni — dla cieni
roztrzaskując co niemi rzucają ochłapy do wody — bo głody
na czworakach zapełniając do tacy bez odkrycia znaku z raka
bez farb i ołówka — tu stówka, a tam nie dał, nie da krówka
nawet papieru — lecz jest kredka jednozgłoskowa ponęta
co trawę je i nawet pali, a mleka nie
Nikt im nie wierzy, że Świat się zwierzy o grób z haczyka zahacza
bo strach znów tu tkwi i pływa, jak wór, wyłupiając oczy w oczy
by zjeść i pić, być bez życia z obrony dla namowy do odnowy
z zmowy pył pychy wbił chochlę — karą był
23. Dawid Motyka — gałąź
Bardziej niż wcześniej chcę Was
Bardziej od wczoraj chcę Nas
Czy można tak czekać
i Kochać do woli
Ileż chcę sprostać wyzwaniu wypatrując co las
któż z Was mi to w końcu powie
że żołądź przy drodze
jakże dojrzały zgasł
co spadł, bo to był jego czas
a jabłoń rośnie o zbyt późnej porze
bo światła blask pociemniał
poczuł się gorzej
Przekwitał wypatrując czerwca
by zjadać co Sercem przywiało
tobie za mało, oj mało
by zbudzić się gdzie gałąź
od smaku róż
pośród zapachów Zielonych traw
położę się dziś do snu
głodnym ze smaku
bez kromki i wody
Tu miodem płyń
na ciepłe dni, mlekiem się zarumień
Ty, który nie powstydzi się nawet stu płomieni
Co spełnionych bohaterów zmieni
Król nie wstydzi się być tu
lecz jest z Chwałą
bo Byłeś przykładem
i idź do celu
I nigdy, prze nigdy, nie schodź z tej drogi
choćby ci, rzucili kłody
24. Dawid Motyka — Tą Mamą
Mamusiu Wszystkich Matek
Kocham Cię coraz bardziej — Tu Twój Bratek
Twój Każdy zapach twych kwiatów który poznaje
to szczyt mych wszystkich najskrytszych marzeń
Chcę pisać o tym co czuję i pragnę dla Świata
Żeby poznali pierścień Twych myśli dla sióstr i brata
trzeba być więcej i wyżej niż wielu może
jak ja — aż trzy razy ojej
Co jakiś czas spoglądam do Ciebie tam w górę
gdzie wszystko koi i łaknie — nie muszę być skrycie
To celu mistrza Cały Gaj
Bogactwo — Statek w ten ukochany Maj
Lecz tu co widać na dole — tu nic nie ma
ni błękitu nieba ni tęcza
to Wszystko było i jest już tylko u Ciebie
Pełny stan — me zapomnienie z naszych ran
I idę do Ciebie
Dla Ciebie Wszystko och Matko
gdy będę w modlitwie Ty bądź mą Tratwą
spójrz w mej bliźnie co szukam i dałem
co Kocham — bo Jesteś Najpiękniejszą z Róż
I płyń Matko do Wszystkich stron
do każdej krainy docieraj i do Twej Dzieciny
i zdobądź Serca na Zawsze Kochane
i Szlochaj z szczęścia, Wielbionej Mamie
to jest Twój Wianek
To jest Twój dzień i twa noc z kocyka
dla dzieciątka — w niebie promyka, co później pomyka
Na siwym koniu — Syn
W mej Ka-walinie w minie
gdzie rzucają kamienie bez celu
A byli jedynie w piaszczystej glinie
od Twego słoneczka — im zmora
od kubeczka i dotyku radość Wielka
wrażliwego Przytulenia Moc na sen
i dzień dla Spełnienia, co nie ma
chce tylko słaby ja
Ty nigdy nie Jesteś i nigdy nie Byłaś słaba
— nigdy, tylko ja
Nigdy u Ciebie nie ma
Wiecznie chcesz i możesz
Kochasz — Pomożesz
i ja Kocham Co Wszystkim się Zwie
I dostałem z Twego płodu i Twego Imienia
Wszystko co Twe
jest do Absolutnego Wypełnienia
minimum jest dziś
ale wróci do syta
Bo Kocham — Kochamy Cię
25. Dawid Motyka — Sarna i królik
Sarna jest jak poezja
spogląda by coś się działo
wie, co to znaczy miłość do pełna
lecz woli być małą
gdy Ktoś jej drzwi otwiera
przyjdzie poszukać pastwiska
kroczy swoimi ścieżkami
bezpiecznie, u leśniczego — z łona
by być bliższa i jaśniejsza
Kto sianem nakarmił i do poił
żyje bardziej spełniona
gdy spłoszy ją strzała nie miła
biegnie niezmiernie strudzona przed siebie
bo widzi, że Świat to już nie piona
A królik wie czym jest ucieczka
zna swe przeszkody i co to jest rzeczka
poprzeczka, nie potrafi pływać
lecz umie zwinnie inaczej wygrywać
Jest częściej zmieniany niż żaba
a Ładna jest wtedy u Pawa
i nawet jest i liliputka, co potrafi się uśmiechać duża
i pamięć jest krótka, a po co ma trwać i czekać
Kto Kocha zwiewać, gdy widzi spojrzenia
a światłem się dzielił z lenia
ten z nim jest ćma co ma farta by dostać fanta
którego nie ma, a schowa się rzewnie do lasu
i przytuli do Trabanta — Kanta
jak w trawie u bażanta wyczeka
bo światło to zgasło i nic nie ma
a wcześniej pędziła do ludzi
po drodze się nadal uczył
do życia zbudził, z jelenia
26. Dawid Motyka — Mrówki
pędzące do dziury
pracowite jak deszczem chmury
Dusze jak krwinki, ciągle pracują
i płyną w przód
rzeki, potoki i do strumieni
tak od kałuży się więcej zmieni
odmieni życie na jakie przystało
bo życie to źródło
wiele zostało
i od móż i ptaków się świat rumieni
a z Słońcem się drzewo zieleni
poezją i z wiarą ten Świat pompuje
napędza tlenem i okiem próbuje
by wszystko się w jedno złożyło
tak Bogiem z ramieniem i nogą było
i Stopą zostaniesz pobłogosławiony
bo woda sandały umyje
zmyła życie wrony
i będą plony
27. Dawid Motyka — u szczytów lat
Z każdym stawianym krokiem, szukając ciebie nazajutrz okiem, tak teraz pod strzechą z oddechem, i ptaka śpiewem, werwy obłokiem, szukam u Matki siebie, spełnienia moich wszystkich lat, barw odkrywanych namiętnym natchnieniem, bo jesteś mym czystym westchnieniem Tatr i Mórz wejrzeniem, na cały letni czas, i z wiosny obudzeniem stokrotki — tym co zerwie twoje mienie — ten jeszcze jeden raz, by z trawy kwiatkiem się stać, bez buta i pończoszek na boso zgrać, i trwając na czworaka, próbuje znów unieść co budzi do zmysłów młodego mężczyznę, dawnego chłopaka, i leżę — Króluje i szlocham wspomnieniem — cuduje, i ciebie Kocham, cały wielbię, lecz czegoś nie w pokarm, to jest gdy nasz ten las wariuje, i nagle staje się krach, gdy sedno buduję, a czapki bez gruszek nie widzę, bo jestem na jawie
a Ty tam
Z każdym okrzykiem od wewnętrznych burz wywołuję, Twym wycałowanym policzkiem od końca podkochuję, do ust kąta i kącików docierając, wyszeptanych zbereźnych uwolnień do ucha u kotka z Mą Mamą, a tam zmiotka, to mówi zarys Nas — co wiesz, w którym utworze jest Twój blask, przestając być dźwiękiem, a zaczynając grać wierszem poety, na ten jeden jedyny bal, spotkanych marzeń, zwieranych, co kocha się całym sobą jeden jedyny czas, i trwałym co zabiorę do siebie na zapas, i zasieję na ziemię, a później tym niebem po ślicznym uśmiechu namaluję, co pragnie w mym dzban-u ku wzruszenie, by ciągle kosztować się i dalej Kochać wiecznym zbłądzeniem, od sopranu i w barytonie, do czasu schodzenia gdzie bas-u brzmienie, zatrzymuje się ten jeden zegar, co bije, i przestaje mierzyć Bach, lecz rośnie dumnie jak młode drzewo, gdzie las
i jest mi żal
Z każdym nowym dotykiem fizycznych abstrakcji łykiem, zaczynam odbierać — mi sensu nadane znaczki dla koperty co śliny nie ma i wody, bo susza dla ochłody, i listu staranie, bo pióra nie utrzyma w ręku ma cierpkość, a Twój realizm nadzieniem i płaszczem był sennym natchnieniem w mej minie, na czas, to z tobą na rękach się kręcę w tym polu gdzie sad i wiszą jabłonie dostojnie, zbierałaś je i prosto z drzew jedzone, co świeci wonnie — jesteś — spłodzone
I teraz za każdym razem, gdy szukam Cię w mojej pogodzie, zabiera mi rok grad — bo jestem znów w głodzie, bez smaku zjadając co mam, pusty list i mak
ciągle obumierając tu pisz i pisz
i pisz pośród bzów i Dusz, szukam otulenia barw płatków wszystkich kolorów róż, i sprawdzam gwiazd namiastkę pozostałą żywych jak Cały Twój Świat — namalowanych w mych wszystkich snach, co trzymał pędzel, i kto pisał piórem, i był z Królem, i jeszcze z atramentem, jak młody motyl ten pierwszy raz pofrunie — do Dziecka płaczu z deszczem w podzięce glebie, by obrodziła i czeka, bo ryczy las, od nieudanych ciast, to skaczesz tu i tam jak konik polny, którego masz — bo jest wolnym
Ten pejzaż miast, co w nocy znów zgasł, tli się w mej dłoni
I jeszcze raz, na omacka o Świecie zasypanych przebiśniegów w płatkach, mieniąc się puchem od zorz polarnych Jeleniom, rzuconych sianem pejzaży, i o zachodzie zamyślonym schodzę — bo nie wiem gdzie, gdzie jestem i marzy — spokojnie, a kominek zgasł, bo nie było komu grzać, zamykam się i kocem Jelenie
i szukam niewygodnie jak pająk kąta do zbudowania własnego kącika, zamiast dłoni na pocieszenie, którym się staje, zjadając szczaw w podzięce za ukojenie i Was
i widzę jeszcze, jak ptak co frunie i pielęgnuje małe pisklę, choć nic nie oddaje i nic nie buduje, ma Matkę w podzięce Zwyciężając idzie w siłę — zbuduje mienie
i zakładając czapeczkę to ja,
który jest i mnie nie ma
jestem jak zając
w klatce zjadając — marchewkę
niczego się nie da więcej
choć mam tyle traw
i mak na łące w zieleni, szukając w fiołkach poruszeń
zaczynając ponownie siać i później zbierać
by dać
słuchając muzyki z oddali, którą przyniósł znów — uszczypliwy wiatr
z mojej fali
jak z za dawnych lat
28. Dawid Motyka — Niezaszufladkowany
z abstrahującą zmową
W Sercu mi daną wymową
Bez ołówka i gumek
I przygotowania temperówki
i z braku pióra poznania
i bez łatwych tematów poznania
ciągłego udawania
dla mnie szlifowania i darowania
by brali
by w konfrontacji mięli, nie mali
Bo wolni od grzechu chcieli być
Ciebie woleli — nić
Ciężko umierając
za wybór stając w miejscu
bez tej wojny co w Sercu mieli i z rysy — twarzy
bo nie chciał płatków
róż — co warzy
A w płomieniu siedzi wstyd
nic nie pomogli, to temu z rękę odjęli
By pod dostatek teraz było
i Miło mięli na 4 miesiące
Tu Statek i Król Wolny
Co Płynie spokojny
bez złych Wspomnień i cierpień
i wiesz — więcej
29. Dawid Motyka — Przepraszam
Przepraszam Ojcze
że Cię ignoruje
lecz piszę co czuję
Piszę, to, co mi zostało
a przecież wiesz, że jestem za mało
wiem, że nie ważne
czy mam co chciałem
to rzeczy są w Sądzie
wszystko oddałem
i każdy się może — tu zmienić i sprawdzić
poczuć Duszą, na stabilnym lądzie
wywaru napić
bo to co widzisz
to właśnie potwierdzam
To pan od tych co wzięli
i potem się w błocie widzieli
nie widzą już trawy
i ćmy i dzbanów
jedno jest pewne
są od bałwanów
a co to kamień
co to patyczek
czyżby się wszystko — skupiło od policzek
jakim ty prawem
zmieniłeś nosa
skoro ta wioska — jest od brudnego włosa
spójrz, rosa
i winę widzisz
minę zuchwałą
wpłatę, nie dałeś
— oj byłeś mało
ile ma zrobić
twój wróg, a Przyjaciel
zadęcia róg
nie tędy postawi noga
pójdź do sumienia
a stworzy się Droga
— u źródła
nie znajdziesz lenia
idź i nauczaj
i nie pouczaj
30. Dawid Motyka — Mrok
tam, gdzie pchła nie dotrze
tam nie zmieni się nawet — nikt
i wiedz
że tu, myśmy byli
ja, to nie ty, a on, to mech
nie drzewo zmienia dziś i liść spojrzeń
lecz deska — z win
to właśnie płonie
zguba od cień
31. Dawid Motyka — List do Posejdona
i znów popełnili błąd
— wrócili do żmii
Świat czeka zguba
udręka gruba
nie będziemy — mili
skorupą ziemi się dziś stała
będzie mniej ziemi
mniej Boga, i pomsta — kara
Chcesz być znów wielka
i odżyć żwawo
lecz będziesz w dół
bo Boga pokonać, to miej — mniej
niż mało
a to jest klucz i pomost drogi
do szczęścia, i Twego spełnienia
by nigdy nie błądzić, na pustyni
niech nie ma — Mój drogi
To tylko brudzi twą duszę, nie rani
i wiedź, że góra
się złem znów karmi
— Stanie
32. Dawid Motyka — Epitafium drzewa
— Nim ujrzałem to dzieło rzewne jak orła cień, słońcem spoliczkowany spoglądając w obłoku Sowy dzień, siadam
tuląc do świtu ptaka senny czar, zapachem lasów czyniąc w pełni kukułki dzban — dziś jest ten wielki — co zatacza wszem obecny byt z prababki na dziada, na młodym świecie wody deprawuje byk
— co wleci i tym latem, a widzą się tu: tak zając jak i koń sąsiada, co uciekł znów w kratkę wichrem wzburzony, tak winem spiętrzony? w beczce szukając dla ochłody kilka róż, co widzi w swoim białym ogrodzie — z niemowy, ze szmaragdowym nadzieniem umie zrobić to i tam
i z bulwaru jużem kopytem gotowym, dostając skrzydlate pomysły — łączę narody w narody, w jedno schronienie, i zmysły — skinieniem płatków — jak po burzy, jak koniczyny szczęście trzymam w rękach — za uszy dwa, nawarstwiając swoje marzenie — w Brzezinie, co miastem płynie w dźwięku łódki łyk, twierdząc, że twierdzeń jest tyle, co wyjść, tęgich zapieczonym łokciem, ususzonych świń, co są bez kości i mleka — bo wyrwanym jak kartka z belki płotu, co zęba pomiędzy zębami nie ma, do wzroku Matki uciekam — do swojego dziecięcego dworu co czekał, a ja
— gdzie brody, i pełen sad kapeluszy z piórem dograją — me córy, chadzając pagórków pełnych karą, gdzie ja tu, uschniętych patyków do-zbierając, co chrustem swym od brunatnych i złotych Saren mawiają, z zieleni się chwali, bo głodu lwa pyska dopychając podkochując wtuli — by pełno leniwego gwaru mieli i brać co dać mógł, z kuli co pulę dają
i tym zdrowym rozsądkiem co zawiódł, przygarnę pod skrzydło popiołem namaszczając gniazdo owadów — co brzydzi się, i sypie śniegiem na liście pewnie opluwając znamieniem smoczej mamy, bo zgrabnie się widzi z Australijskiego deszczu jamy — grzechu, piaszczyści szorstko próbując Koalę, Rumcajsa zaczyna uwierać stale, dumnym jak szczaw, by być małym z pod czterech skrytych kompasem lat, dla lalek, i błazna, czeka na zdobycz jak krokodyl
oby nie było was tu
nim przyjdzie następny tu — pod to drzewo w Nas, do siebie po swoje, wtem w czas uciekaj w las — co moje, jak w tym tramwaju, bo chwilę później w maju i potem i po wiośnie, i po zimie, bo tym rzucone — doniośle skraplając głębiej w korzenie — w gminie — (doleję co mienie) — niech struje ta pamięć twą uporczywość — Hieronie, korony ci odkażają — u jeden, zakorzenione w Nas Wody pływają, poszerzając horyzontu cienie — dziękuj!, by bez spadochronu i zasłony blady trup bronił, od braku ucieczki na krainy, by nacieszyć się raz słońcem, a raz trunek potrącę, byle napełnić z rzeczki, płonie las
och Erudyto, czemu mi to
33. Dawid Motyka — Ten taniec
własnych śladów myśli, wysublimowanych finezyjną kreacją dla slajdów, powiewnych od niewinnego prowadzenia z dotykiem, unoszenia się bez podłoża, i partnera co jest, i nie ma, stając się bezpiecznym w zachwycie, zaskakując w skręcie — pomocnym cierpliwie dodaniem, ujęciem euforycznego dotyku, kołysząc zgraniem, i gdy zatrzymanie — to dla złapania oddechu, pary wywołaniem — dla deszczu skraplania, i pobudzenia słońca, żywiąc dreszczem widza — do łzy, aż wiosny wyczeka, idealnie równo, na przemian dźwięcznie rytmizując swoim przemieszczaniem warg, wyrażając kwintesencje siebie, malowaniem dłoni i tuląc do siebie — od siebie wprawiając w warkoczy blask, swe Serce do Domu łaskocząc — bo czule w niebie — tam każdy siebie zna, zalety własne, i względy, sekrety, uwalnia to — gdy znów jest się razem, i wizerunek zwiewa z chmury jak zza dawnych lat, wspólnie wyłapuje chwile, dmuchawce latem, oh Mamo — gdybyśmy wiedzieli, jaki to skarb — ten pokaz barw, to jak motylem się stanie: Ty — Kochaniem dla wszystkich Ziemskich par, inspiracją i natchnieniem, przeżyciem do wszystkich poznanych lat — bo znasz szum morza, gdy bursztyn zbierasz z plaż — w ten jeden, jedyny raz — gdy Król z Królową doprawiając do apogeum interpretacji bukietów podkową, unosi się zapach wszystkich kolorów tęczy, zebranych z pośród wszystkich gwiazd — ino trwaj
34. Dawid Motyka — pod parnym niebem
Namalowałem usta, którymi mówiłbym najdoskonalszym dotykiem warg.
Naszkicowałem miliony barw dzikich róż, w gwieździstym śnie, gdy goździk śpi, a Ja gram na gitarze — potrafiąc kolorować smak od stup delikatnie sprawdzając — muskając dojrzałymi owocami płatków niezapominajka — zbaczając z ideału do perfekcji morskich i leśnych odkryć, wpisując sens, w palecie dopełniając poezją zwilżając, karmiącymi poziomkami z wzruszeniem zebranymi od sukienek w dłoni — pełnych słabości od słodkości, w delikatności aksamitu, niewidzialnych skrzydeł — zakurzonych od historii — tej podrzucanej pościeli wieszanej w nagim niebie — uśmiechu, i bez traw, na plaży turlając się, aż z upływem dnia i nocy — bez się staje, chcąc próbować jeszcze, podkochując się — od parzonych w ukochanym parku kaw — szukając o poranku, czułego spojrzenia — triumfalnego od twego uniesienia, odkrywając skrycie — najcenniejszy skarb, zbudzając to, co najczulsze, a zatrzymuje odmierzając — spinając w jedno pióro, jak skuwka zwierając i dociekając
zawleczki pomysł — z Siebie do Siebie zrywając co zostało, wymykając się z tego dzieła, już czas, chcąc więcej — Nas.
35. Dawid Motyka — List otwarty do Wszystkich wierzeń
Idziesz skalistą drogą
błogą, i z przestrogą
wierzysz, że to co powiesz, jest ładne
i wielbłąda warte, przykładne
Kochasz to, co wymawiasz
i błogo na świat stawiasz
Uwielbiasz płomienie i dusze
liście duże, i nawet róże
Lecz wiedź, że z tobą otwarte są wrota
do skał i jaskiń — gdzie głuchota i ciemnota
nie wierzysz, że ma siła jest większa
ani w pasterza, co zmienił jelenia?
Idź sobie swoją ścieżką wspaniały
lecz wiedź, że będąc zuchwały
upadniesz, u progu kamienia
i zgliszcza się zmienią, i powiesz — nie ma
nie ma już chwały i Boga
jest tylko Posejdon — co wzdychał, i był wyżej
lecz zmienił się jedynie w Karolinie
To są przestrogi dla Syna, i świat się zmienia
odmienił, i będzie mniej z pieca, pełen radości
i uśmiechnięty
i pójdź do mojej córy
którą Wielbię, i Kocham z góry
i ochrzcisz się, na nowo malejąc
a potem mdlejąc, kreśląc swe Łono
Widząc Leje tornad i lejąc się z Ono
To będzie kara słuszna
i posłuszna mym dzieciom
i braciom
gdyż widzieli świat u stup
a byli ograniczeni, nie znacie?
Nie chcieli dłużej żyć w Prawdzie
— bo Prawda ich — przerosła
to dlatego była Syna Mojego chłosta
Czujesz co chciałem przekazać
To Wasz jest poczęstunek na raz i powoli
kosztem baranka, ten trunek boli
a wasza to siła niezwyciężona
To kompleks — czy hipokryzja urojona
Któż wam kazał iść tędy, tą drużką
Jedyny Bóg był Drogą — z kózką — Kozą
i rzucał liny, a kłód ludzi nie chcieli
to wyście ich stworzyli — i mieli
Czciliście wszystko co wam przystało
i byliście chwałą
lecz wam mniej już zostało
bo idzie z karą
36. Dawid Motyka — Płomienne zorze
na piaszczystych fundamentach stawiając krok
I Opolskich rozstępach wsączając likieru dzwon
Wkraczając w szeroki pałac udowodnienia
przyj w zaparte, bo dostałeś to, co u innych nie ma, a wyniosłeś do głębiny — studni bez dna, zezwalając dla Obczyzny, w własnym kraju zostając i emigrujesz wracając, blizny dat zataczając swój bieg, ku innym, zmywając wady, od łuków, krzywych krawędzi — wyszlifowanych od nędzy, zbrudzonych wypomnieniami.
— Będąc zalanym na bal wielokrotnie u Mamy, stokrotek widząc głodzonych od stup nie umytych, lecz wdzięcznie ożywionych dla bytu drapacza chmury, co ma się wzbić choćby był ślepy i łeb była z małej podniety.
Bez spuchniętej broni, zapomnianych zwycięstw prowadzących do glorii, od siebie dla lal, Neapolu, Tych tryumfów znaczonych, Neandertalczykom, i dla Lizaka
co daje ćwierkać nad ranem wzdychając napiętnowaniem — bierz Dodawaniem i odejmowaniem —
Jak vivat Polonii — Staff i Napoleon Szczaw w staw do broni!
Dziś nie zamysłów brak, lecz brawurowych koni co siodła się kudłaczem, wbijając sztylet na wylot absolutu — call girl — i adoratorek, wbity dla walki o bilet dla potomstwa lub w smaczek.
Kilofem w brodaczek z baczek i smoczek jest w maczek.
37. Dawid Motyka — Bursztynowy las
W komnacie na chacie
w uwiecznionym czacie
w bursztynie po brzegi wypełnionych kredensów
na ścianie przy drabinie
— wisi obraz z berłem w ręku
co mierzy w dzbanie kamerdyner
— smak wody, co płynie menstrualni-e — Duchowym wołaniem
Ważniejszym będąc jak drogocenny głaz
— gdzie oszlifowanie
To tam się dzieje wołanie w Nas
o pomsty czekanie — ich win
Wcześniej za życia zebranych wyrzeczeń
— poświęceń, gdy wiatr w oczy wiał, poniżając w męce
— na próżno
I wszystkie zgody są tu
W pokoju zrekonstruowanym, będąc w kopalni zabieranym
— doleję Mamie Najsmaczniejszej Sercu z „Źdźbła”
— a ty, prędzej napełnisz karafkę
niż tu twa noga się ostatnie
38. Dawid Motyka — jak dwie krople piachu
— te dwa orzeszki spadające na dwoje ręce — wrzucamy dziś do
tych samych bliźniąt — co o tej samej porze, zdrowych powiek,
obdarują lubiąc — wszem wypełniają
— od zawsze jedną Duszą się razem trzymając — dopiero poznają
— za buty i sweter — Lenką w podzięce, do siebie — jak dwie góry w niebie, co roztaczają się, po tej samej chmurze — za róże
— pia-szcząc od plaży, soczystej wiśni, zerwanych z tych samych ideałów
— spożywają, rozrzucając z garści rodzynek wiele, w leśnej krainie witają
— bez własnych kropli do oczu, odbicia słońca — z jednego kroku
— od jednej stopy na jednym boku — się wytwarzając z obłoku
wyciskając do cna, z tej samej pokory — wrażliwie wyczekując co ma dostać, się stając bez jednej cytryny — na pół księżycem drobiąc
Sterem i owadem, są spełnionym, nie wierząc, w to co widzą
— za chwilę dotykiem i z kaczuszkami w wannie — wstając, na dwa licząc — pięć, bez snu do snu, jak ładunek w mannie podrzucą w górę zabawek drogi pół, by sprawdzić
— kto dojrzewa winnicą Twą, jak dwie burze sadzą Ogródek idąc do Sadu
— wtłaczając w kąpieli — wołające skrycie wibrujące takty
— od dwóch zwrotek — do kół namawiając, uderzając w cymbały — statek wypychając na głębiny, zapierające dech, od lichwy chwały — bum mały
— tu i teraz budują dwie wierze, pod murem z marmurem — i fruń do ciebie
— podobnych jak dwie krople pyłu — jak dwa sygnały, pukające łyżeczką o dno, do herbaty namawiając bo
— z Kar-patów i Rys, dwojakich czule Sandałów, wysyłali wrażenie — na raz
— by wichrem się stać, dla wód spiętrzonych nazajutrz pędzącej zwierzynie,
wolnej z kałuży — się nawadniając dziecinie, przemakając mokrym do suchej nitki — jak dwie parasolki — zamieniając kłębuszek w koniec
dla dwóch zmysłów, z szmaragdowych pomysłów
karatów i klękając — składając sobie przyrzeczenie — jak puzzle — na raz
— dwoje o likier wypełnienie — bez siebie i wzruszeń, gotowych o poczęstunek — jak Ja dla
Ty i Ja, we dwoje, pragniemy być Światem i z wielkim bratem — o Ojca zahaczając
Dla Wszystkich co mają — Serca dwa, tak będąc z krawatem — bujają — i muszką bez ziaren
a jednak wygrywasz, bo sadzę — siejąc się — rozrzucam
— Rozepchnij mnie, a będziesz w dole
— poznaj paznokci płomieni statek
— Kochaj mnie — jak w wielki Smaczek
39. Dawid Motyka — koranem wiruj
Jak na kwarantannie się bryczką uwozili
Jak na patrolu sprawdzali ę klasę
na szklanej ławie zrobić papieżem
zaległe zdanie
— więc niech się stanie
40. Dawid Motyka — Snem miej
Jakiem to poetom miałbym być
gdy nie ma róż
Jakim to Świeciem chciałbym być
gdy nie ma Was
Czyim spojrzeniem miałbym iść
gdy Was tu nie zastało
Jakżeż prozą trzeba być
by się dniem stało
— Razem pójdźmy
Do jednego
co winnicą świecił za dnia i w nocy
z jednym i tym samym
jak wzloty
—
Krzyżacy, coście uczynili
że zgubiliście Tatry w Rzymie w płomieni
jakiem to Królem się stali
że nikogo nie zostawili
gdy bez wiary
—
To patrzcie;
Wery macie
41. Dawid Motyka — Z artylerią niebiańską
z ogromnym akwenem
litując w odgłosie
ratując życie, za bale w bani
za mur, i pomór
za pomsty, i wrzask
co skały nosi
rumu blask
nie widzę co widzą
ani, nie płyń
co dają — co widzą
to rany, w min
ból — w dostatek
w troski, broń brali
za walc — co stali
i wali
42. Dawid Motyka — ser wu ple Y-Ye!
Koniaczkiem wcinam
serem zagryzam
kapciaczki kwaśni-e
aż trzaśnie
co jedzie, co furka-n
jaki burka-n?
roktorem, scenografem i semaforem kukułka-m
karramba — się wzięła
Sercem po mleku wlewam
A kanapki łyk w smak
i w mik mak — nie ma
Rap-cuchem z ropuchem
co łakomym — brzuchem
— z uchem
43. Dawid Motyka — Sanita
Rzucam do syta łubianek mały
bo zmienił się — gdy było wyżej tatr
To Ja — co Kocham Owoce
Co Wielbi się bardziej jak mak
Ja wiem, — że więcej jest dalej
a dalej — to bliżej mnie
lecz Saren mielizny mam talent
co nosi się wiecznie w Niej
Razem, to powiem do kwiatów
A wiecznie — to w trawie
— kwieciem — Niezapominajka
— da.
44. Dawid Motyka — Sedno
Namalowałaś mnie, gdy stałaś się wiosna, to klatka zmieniała miasta, cała Polska — wędziła kiełbachy co druga nostalgii cała moc, kto pierwszy? poszło do wora, a tu późna pora, nie — nie nie. Czy to ropucha?, cała Polska w dół, Niemiec się wtedy nadpisał. Bogaty był z bid, co się stało? — cały Tarnów z min
Oj — przegrały, się nastawiały na Ból, nogi wpędziły do dziury koniu — co z nur. Pękł Mój — Ty Twój. Sekund dwie i już jest w Warszawie,
45. Dawid Motyka — ja
Jestem jak wiatr,
co dotykając ustami narysowanych Tatr
roznoszę szelestu wspomnienie
niczym pejzaże, porozrzucanych marzeniem,
niczym szeptem — plecie-m róż, co dotykając całości barw
tym przecudnym spojrzeniem,
gojącym samotne ukojenie
zadartym od nieudanych gwiazd
podniebieniem skraplam co jakiś czas tętno
owieją-c piramidy w ćmach
46. Dawid Motyka — policz ile jest traw
Watacha, po flacha, co wiatr rozwiewa wrak
niegrzeczni grają, co budzi kajom, rozplątał się blady wał
i praniem porywa, co śpiącym po minach, nie widzi za smak
nasturcje wołają, bo prądu się maju, a lity co skwar
zapachem wziąć co pić
Rusałko, co policzonych lat na masce tej baśni się staje
dorywasz co wił się o boł, a ma się formujesz
bo woli się z dołem, bo not nie widać
i Sercem porannym, siebie znów dal w kuł
łożesz ty, nie wrzeszczy, co pisze co noc
woc się mość na denku uchwalił
może najwyższy raz-
do wołu, do stali, bo mości się -zgasł
47. Dawid Motyka — Kochana Hia ^
Ty Rodzisz do rana
jakim cię widział
ty jesteś znana
i gloryfikowana
bo Kochać się Ciebie chcą
Najłaskawszym to Panie
idziesz do wyjścia
własnym nagraniem
my w swoim Sercu
napisać ci Mi
Proszę dopomóż-
co Tobie wzmocnij
A wy tu nie adorujecie
co nic,
— bo wać pił, co noc
na senny, co boł
48. Dawid Motyka — mm ` 7 ról po
szedłem polną łąką
a za nią grzegrzątko
i nagle ujrzałem
się białem
za nią kaczątko
małe dzieciątko
co żółto ćmy
a dla niej fletem
czyżby diamentem
co Sercu na dnie
jedna wybrzmiała
jak pełni chwała
miłości chce, napisała
to nie wanilia, czerwona cała
ale ktuś jeszcze
o jakim ciuśnie
posmakowałem, kremowa jest
nim obejrzałem
się nawąchałem
bo jest i słonecznik
co budzi się
a to się tu puka
widzieć tu kota
niech mi nie ganie
co tobie chce
przyjrzę się wreszcie
co to czereśnie
bo wiśnie kwuśnie
a słodziej chce
byłbym napomniał
całym pokochał
co siedem jest
49. Dawid Motyka — ogień artyleryjski
do wspólnej iluminacji, co leci z góry niebios, wbijający szpic, dla nacji nie różni się niczym od dna, bo od twych adoracji co w biurokracji ćma na próżno tu kresu spogląda, w mym łyku co z hukiem się woli dospać cała ta moja pęka, a w mszy, smokiem Wawelskim stęka, mało tu racji lecz kocha, i ciągle się moim Anieli w bieli woła, za Adama i Ewę wzięli roześmianym się cały ciął woła, i tu na Baldachimie szczekanie z Króla a ja tum stary czekał, niczym sardynkiem uklękał, cóż z braterskiej krwi pływał, i w Sercu nie żali, i nic nie dali, zabiera studzienek co dzbanów niczym buchają, się swoja krowa, do swego wracają, łódeczką wpływa spływająca za denek, trzymają, co z brzuchem siada, i długa rozmowa czy to jest ta nasza wina, za czasów komuny witają, jedynie śniadania
50. Dawid Motyka — gdy hodum z pieskiem ^
z koktajlowym pocałunkiem, turkusowym trunkiem, swakiem
o smaku wanilii, i cytryny słonecznej Italii, bo z landryny lali-
wypełniają, poznawają w zalocie, co z okiem w Big Brathera,
w Love In Poland wstępują miliardera, strumieni przeżywają
w gadżetach odkrywając Lilie co na dnie było im w bzdetach
ćwierkającym lukrem, i różą stukają, umykają co dwie burze,
i są już duże, z hamakiem na dłużej, co wiek, za szminki jest
wyżej świeć i fluidem u spinki, a gumki z truskawką z wesela
wymyślając im co dzienne wyzwania, mało, to wzdychają do
zwierzenia rana, jak malunek, melduj, i w finale w Sercu wre
51. Dawid Motyka — 871 lat temu, gdzieś na zamku u wieczerzy
nastało świetliste znaczenie, rozpołowienie
wyrażające wyrzeczenie, w obfitości stołem
za wszystkie winy prostytutek co w gniewie
sprostał wybaczenie naznaczenie w chlebie
52. Dawid Motyka — dzięciółka
czym wytrwał gdy spadły ku chwały
pszeniczne sandały
czy widać mojego Jaskółka
pod nosem skrywa bliźnięta kres
nie chciano dotykać kamieni i rosy
wiadro zanosi się czym prędzej prosi
przerysowały wszystkie doliny
dotykając korali swojej Karoliny
banknoty budzą cnotę
wiecznie mokre
niech rytm powietrzem zabłyśnie
serum jest wiecznie
mąki nie dali, a ciasto wyrosło
pij skowroneczku za masło wiosną
pij brytfanno co noszą naszą młodą krówką
pij rzadko za ciasno poszło
niech powie się wreszcie za Leszno
przepływał się więcej wiewiórem
stale dodaje nim dreszczu podaje
chciałem wybawić z kangurem
Słowiczku zależnie którem
brzeżnie z ani mru mruk
53. Dawid Motyka — Undo Cando ~ zdążyć na czas ~
umyć naczynia
gdy Mama prosiła i tkwiła um brę
wróć
pomóc gdy in vi staje się tatą
prosząc z łask
Dostatnią z wielu barw widzieć
koi, doda, młoda
czy cisza była i będzie doskonalsza od naszego żywot-u?
o re vu ar
najpiękniej prosiła
długo modliła
ile się udało dostać
ile sprostać
ile Kocha i czuje
wiekuista
wędruje do swego łona
niczym zbłądzona
aby móc na nowo pisać
czy aby zmieniono?
czy aby stulono…
czemu nie widać
strażnik zwyczaju, rzekł jak w maju
54. Dawid Motyka — fonofobia
trajektoria zasysających dat
tragikomedia pozamiatanych płyt
roznegliżowanych pocałunków znów
pozamykanych od poczęstunku wydm
sprawiających jakby lekko zwisł czas
pykających oddechów gdy zdycha się świat
rozgniewanych wyć i pluć, pić fanaberii
zastudzanych momentami trawy bzykanie
kretesów wymoczonych od najskrytszych lat
heretyków za cymbały niewolniczych prac
zawstydzone tacy migających w kac
czemu mi robisz to Panie |
wolno — to na straganie
czemu mi mówisz brać
i pić wolno mi było;
czas policzy wiatr
55. Dawid Motyka — dom publiczny
przegnity — dopomóż utopijny prosi — by defraudacyjny nie wygrano —
skafander słucha co więcej jak znaną — wyjrzyj najjaskrawszy płomień — trzymano — buty — kimono | ujmowana na palec trzy złotych | wydalony za smród i lud | wycięto obraz mszy na dwa sposoby | który dym i który leci do dzieci po brzozy, skruszy skróć kurzę — wiewióry — spokój nastał za dzień i pysk
wstrętny — kaganiec dwa — poślizg | w rym
niejakim godzien wydatnych bractw
arystokracji bez biur i inwokacji image dziecię
wszech dobyła arcydzieło nakpiła — arcy | whala
56. Dawid Motyka — niczym jeden rok
alejami zatłoczonych gwiazd
ulicami zapomnianych samochodów
pistacjowych wizerunków z radosnych pocałunków
pędzić niczym konik słomiany
z każdym słowem skrycie przebranych
korytarzy opuszczonych zdarzeń, niedospanych nocy
nieosiągalnych celów, porozrzucanych
zamęczeni kuciem od igły, z lalki wodo
zanieść pragnę wszystko dla ciebie, doczekam się
57. Dawid Motyka — cały
sercu nanosi się gdzie ty i miecz buduje w rozpuście wynosi kuje
budzi koc gdy wydaje unosząc swoje kaptury podaje się z Włoch
napal słów kochanie niech nic Słowiański nie zabierze co Mamie
przeszedł swą całą wolę gdy schody a na ratunek jakby z ozdoby
całym niech budzi mój wianek rzeźby dochodziły w kole czeluści
nibym się nacieszył dla twej litości a z tacy czuli się zbyt wyniośli
spotkali pod ołtarzem trzy drogi zdjąć kule z nogi i nie być ubogi
i jeszcze raz prosimy ciebie wróć by pejzaż miast zabłysł w niebie
58. Dawid Motyka — w sednie mocium panie
stróż co siedzi w piedestale gwizd
smażalni pomidorem parkany najeżdża z facebooka
kamienne brzegi rozerwanych garniturem
przebrzmiałe telefony zasypanych kwieciem
lichtarzy dokropionych papierowym obrusikiem
dzikich naznaczeń sierpu waleniem w koce
żyrant suszony zamiatanym młotem
rośli ciuchci bez nawozu i stół
wręcz co ciągniki wraca w buli
biały liść gdzie lity różaniec
59. Dawid Motyka — Królowo Nasza — i nigdy więcej wojen | (~blitzkrieg)
Umocnij się za nami
Módl się za swymi — dzieciętami
pomódl się proszę wieczniej
by nie zbłądziły, grzecznie
— w porzeczce
Królowo Polski — litości |
Kochaj Mój cały naród — i nigdy więcej zmory — w bród,
co prości; — przeciwnie — z pokory, zamiast ci wyniośli
co śpię, i nie śnię, i budzę się w strachu-
zwiedzam, i nie wiem — co z dniem, wciąż; bez własnego dachu i wody, czekam-
Królowo Polski — Nasza pociecho kochana
i nigdy zawleczi, z rzeczki, z ucieczki | w nim | — dla „bez” win; —
z barana;
Kochaj — życie wzmacniaj, i wznieć — a co wdzięcznie… przeczekaj |
60. Dawid Motyka — i kiwi w stułki
i kiwi w stułki,
jak bez wyściółki
bo każdy z nas, ma własne, niedokończone bibułki
dla dzięciołki
jak balans w bieli
i dziki kler, — co chcieli
odpowiedź jest właśnie pisana
czy przeczytana, i odczytana?
ah! o przyszłości rozpocznij, —
na mym hamaku, — wędrownym wypocznij
o jakim to widział ciebie z bociana
i nie zapomnij, przenosić z barana
61. Dawid Motyka — pójdę piesso
pieszo pójdę, gdy czas nie nadgoniony
piesso za nas
pójdę tu gdzie moje wyznaczenie, a właściwie trony
za twój i mój zgiełk
pójdę lekkim na właściwym w oczu w maju, gdy blaknie w twoim własnym tramwaju
kto mi po drodze, po mej Brytanii brodzę, łaknę dla me,
całkiem; może
stopy odmłodzone
nogi stale zastudzone
kto je odczepi
62. Dawid Motyka — człowiek z morza
szumi wozem tchórzem z wody
szumi oku w zgliszczu w z boży
szumi afro człowiek żeglarz wyzna
czekać z ranek czyim rzekoma przyzna
kutry w łajnach dzikie futryny
dziury w bajkach w łatki z maliny
docześni w smoku skamieniali
głuchy w cmoku w biednych w melony znały
i co pręt czym skwierczy kocim milczały
mruczy androidy fochów tlimy miau czy
bęcwał zwały co z swej zwyrodniały
prysł, co do kołysze, bo był mały
wam z kapeluszy, samo uczy
wodniście duszny z kropli cydru chwały w mórz z dmy
dźwięku zataimy, kropel do poimy
słowikom zaś, zezwolimy
63. Dawid Motyka — zainspirowani bohaterów
naturystycznie choć raz, — roz chocz o oranymi grzęzawiskami
dong ding, — Hierro warkot za wmył z ateistycznymi zlewkami
a bank na kraje antropogenu ulicznym wyznani
chochliki do swego sen co wdaje, —
depcz coś w Leś, im ostro utopijny wnieś pleśń
wysforowany dong nosem z wrzód wyznany
Conopeum i już, — artefakty swym w rozdarty w Wenus, — cóż
ho hu! diurnistę w pały, a mu, — cumulusy z wały w piół zagrały
każ nachlupać co w wyformowani, ten idioci, — czasu zgrani
Gdym wątło; w dym za wił co spił w; Mił żądłem rządził
Bom! Afonetycznie narodzisz się, — w krawatów mocy|
dość z czosnyków — blizn i kił, a w mąk w pąków rósł gdy zgnił
odwiecznym się świecił, zarumieni co w sumieni w dzwon bum!
strażaków cieszył|
lecz wklęsł wyklętym, powietrznym zdaniem zmienił|
W bagatelizowanym, — rozpuszczanym, w marcepanie skrzaty znanym
na chybił, trafił, him, — Potrafił|
tudzież dezodoranty, utopijne z maty; — zasysani w kanty z kraty, —
za gwóźdź do gwóźdź — w dym posprzątani wtem za wpuści
— bo wleci w; dziecko — w pałągu świeć | za złoto… z Lur |
Zdementyzowani, — z wodnistymi kulami, — coś leci się; za w gbur | |
64. Dawid Motyka — Paola
ze stołu tu w stadzie czuwają
zaśmiała się twa trampolina
a gniazdo w bękarta w Ankarach gniła
co kompot z winogrona ma z nana, za mało
i inna co manna się spływa w chleb
i łoś, co począł się za cielesny cios
i wtem nadaje w rydwanie kłosa
spostrzegł się, mąci się w mość,
a trabant za ładnie przegranie, się nie zna
tu wątli, — co w grób zatrważa strudzonym
policzmy… ile jest nut odliczanych
i precli — upodlonych
me w kije kocha się w coś co wlazło
i nieś się do ciebie, co dziura spłodzona
i śpiocha, i czuwa, a lanie z Włocha
bo miła już dawno z byka, — szlocha
właśnie mi
65. Dawid Motyka — ulululu
walcz jak nigdy wciśnij za pogan i oligarchów wal co woła w liści podparty
nowym wydaniem niech w nim się stanie mokrym za lód Boży, który to zstąpił w ból się stanie Bożym płomieniem nadchodzi kłód co swoim w niedziele podniebnym w ból staro ja widzę za wieś a czereśń za wiśnie obchodzi sześć a jeden został bez kłodu niech winien raczej w dziele a sen wyznaczy granica podpiętnica czarownica z ukrycia
66. Dawid Motyka — kruszwica mać, Kolumba wlać
uwiera wy jasna dozbiera co niedziela
policzki z litości im damy co mamy i chce
karety wydaje w pocieszenie udaje co je — o taaak
kam tu me szpargały w pustynny nagot — pioruny im daje
wypłowiały cudzołoży swe czyste andruty co Michałki
astrologiczny kunszt spokoju w ból napierały
bzyk i mik w orchidee co zwyczaje o pych
nowym wydaje co powiek doda zapodaje
szarga się swetrem po polu zwale uchwały
hen wyżej kutry ustaje dał w rekinie czuwanie
nowy pejzaż foki częstowanie gdy pachli w hu.
zbulwersowanym kafarzem kościotrupim rozegranym
podekscytowanym awangarda kunszt Szarza Konficjuszy
hofen hofery dzięcieliny Seeforu w Wezewiuszy co suszy
Ali potęgując małe chlewy deformuje w twe gacie
nie chrzci, — macie, ani tacie, ani wrony po kulfony
zastygł w bacie, wrednym; znacie swe ogony
czy ktoś odgaduje te wszystkie żary i kalmary | koniczyny
dewolucje i pac zwany hipokryci i zdemonizowani — w rezolucje popaprany
kogóż wymiękł, niech stęka, wy z denka ćpanie
jak pajaca mączka w sreberkach kopci się w mękach |
A w szczękach, ciche szczekanie, Gargamelem otchłanie
w miotle pędzi po swe, co koniec kruszy w Me
67. Dawid Motyka — popaprany
nie sztos co wleci w twe wszystkie własne okna nie pajęczyna co za dniem nigdy nie omija czym wolno za stanie dziki raj z pełni róż
czym to się stanie naleć w Orfeuszu
Nosicielski kraniec depcze w beczce z misia
w masce zapomnianym podśmiechy
a po idealnie nękany co córy
Sajgon uwertury lecz nozdrzem zadanym w policzy
ciernisty aborygenem moment menstrualny
twa własna broń wypaliła komu drzwi ubiła
dragon uciemiężały w zabobony brały
rozhisteryzowane damy które wydamy
cyrkiel zachwalę kręć się i wzdęć opalę
gandzia wspomaga ależ szkarada
banialuki
łachudry o włos i nos
68. Dawid Motyka — odczytane
rwące potoki rzek w krew obłoki zwlecze
kuszą napędzanych pragnień w punkt zwarcie
suszących pocałunków bez ucieczki z kapelusza broni
kasztany, orzechy laskowe, kosze przy drodze w drzewie wbite w wronę
góra świętej paki znaki widziane i uwięzione w one
wyrzucone jednym tchnieniem woli w mego Ojca złodzieja kpiąca popisowa
szałasy budowane z ucieczki wymazane bólem spowija się wrzody drogi
powylewane potoki, fosy pozatykane, bez ucieczki do sąsiada w bramę
pozamiatane wycieczki, dla czasu wypoczynku socjale zza oceanu
za szybko, wcale
wycieraczki pomalowane zadbane dywaniki małych marzeń dla chwil zdarzeń
ucieczki w nerwie spływających złamanych w barze
niedoczytanych pism, wyśpiewanych psalmów i powieści bez kalki jako atrament
niedomówionych spraw za każdy diament co chylił się ku nam
_
i ujrzeli światło mocniejsze od trzech słońca
z oddali zgasło, co wbiło się w rym z końca ram
69. Dawid Motyka — Miłosne litanie
ogniseczko mi tutaj zaświeciło
kochanym o raju przytulam
dziewczyno ma moja racucha
zaczaruj obdaruj
wycałuj mnie proszę i w ucho
i mocnym teraz się staje
człowiek o wielkim rozsądku tu
kochliwie się tutaj wystaje
za dawne motyle w tyle
modlineczko siebie dodaje
aj laj laj laj
moje są dwaj
i la la laj
mi tu się daj
la la mi mu
twemu tu
o moje jak ja
tak często się dali
70. Dawid Motyka — łozeń się
tak słoneczko się opiło,
że się w noc oświeciło
pomodliły się i poszło
kaszlu w mroźne nałożyło
i za późno uwierzyło
coś mi tu wyrosło w puszczy
kicuś micuś na patyki
Romek woła zgadł kamienie
a Modliny wypuściły swe właściwe sanie
kapusty mi daj oj litości pod raj
wyleć się na łąki cały
żebyś pomścił swe migdały
kapucyny mi pomijaj
jakoś takoś zapominaj
a po ryju nie proś wcale
włoś się niesie po pedale
bajduli hajduli ciapki mi tu wtuli
kiciusie motyli zakochaj mi się
a kapcioszki, zapomnij se
71. Dawid Motyka — Sokoły
hej Sokole mój wędrowny
w laj koniku słodko wonny
hej w Słowiku boś ty w panie
mój ty wianek w Marcepanie
witam cię ty mój kwiatuszku
co pączuszku łakomczuszku
witam cię wielbłądzie trwałym
dotknij po mnie wypomniałym
la la laj motyli daj
napełnij mój kosz
słodyczy grosz
la la laj
otwieraj Maj
72. Dawid Motyka — Twój miś
dwa kochające się pieski
cudowne robaki
okropne zwierzaki
pruderyjni bezpieczni
zapomniane maki
73. Dawid Motyka — Rusałeczko
gnój rusałko
grzej czym prędzej
i nie moim się znój
owinę cię
podrzucę w kłębuszek
nie zliczę, tych minionych dat
graj
strunami z samych Tatr
moimi, przepysznymi
co pałeczek dorzucę
perkusji donoszę wianuszek
twój kopciuszek,
74. Dawid Motyka — pucy ta
czy sto? — nieboskłony,
Dejvid otulony,
dwieście sześćset czy to mało?.
— komu nieście, za co to bolało…
i ochrzczony!
wreszcie w wrony, — w brony!
i czym więcej, to się miało, śmiało,
czym mniej, to prędzej- brało!
w gwoździe -zabolało!
i lecą setki, i tryliony,
Bogu noszą zabobony!
ależ Anioł wtula się w me płuca
och do buca, bez zawleczek
kawałeczkiem kuca
i kicu ca, nasza lina zła
i amu trwa, bo bębenkiem gra!.
Tomkiem nasuwa się ta trampolina…
ale kmina, zwiędła mina, —
i kominków da, —
tra tata -łapu da, Marków wina? :)
nie ma?…
szczekająca łuna hiena?.
75. Dawid Motyka — przestawieni mili za, — w „cieni”
niby podobni, a jednak całkiem inni, szlachetnie wdzięczni
przecie dwie krople wody z wód prawdziwie wydobyci
obudzeni otuleni
oburzeni za dwa ziarenka piasku w pestek pomarańczy zasuszają miastu
z woni opaleni w słońcu gasną w cieście wypieczeni ponaglają
i to dają przemoknięci za pasterza poskromieni w swą pamięci trwają
natarczywość rozrzucają rozpromieni świat co za słońca znają dni
w piedestale ambaras przetacza się myśl ma, jakoś ta znana ci
błazna za dwa i reszta ta nic nie da moja ma, która dla włoski pysk
76. Dawid Motyka — skrzydlate trzepoczą
rozchylam gałęzie i twe doliny
ustami rysuję morską winnicę
rozpiera dech z ostatnią prostą
skrzydlate trzepoczą w kamienicę
dosiewa w glebach i na parkingach
usłani wieloma paciorkami róż
trzydzieści cztery temu latami
zaśpiewał z tonących mórz
rozwiewaj mi pośród polami
dogrzewaj w słoneczku mym
w pościeli dziś dawno wtulani
otwieraj i rozchmurz twórz rym
77. Dawid Motyka — zabierz mnie stąd
zabierz mnie stąd na koniec świata
gdzie wszystko olśniewa od krańców brata
zabierz mnie wyżej gdzie koniec ziemi
tam spojrzę wysoko już od jesieni
zabierz mnie stąd gdzie ktoś zuchwały
nie prędko się wyrwie Bolesław Śmiały
to zabierz mnie do kołysania
taka to moja wieczna mania
78. Dawid Motyka — Mój
batutom przeszywam płomienne korytarze
uwierając w sukni bębniące futryny
spoglądając do wnętrza dźwięków w fortepianie
rozpinam odkrycie swoiste skamieliny z gliny
unoszę ich pędy po leśnym bursztynowym pagórku
radosnym od zapomnienia unosząc się w bielu
Sercem wołanie okrzykiem rozpatrując trwaniem
cichym wzbudzeniem na skale
już jestem
79. Dawid Motyka — ciągle otulona, nie wzgardzona
dotknęła w namacalnych ramionach
w przyszłej wyobraźni poznanych słów
utuliła od źdźbła i kaźni nie wzgardzona
nauczyła ile to więcej jest mądrych głów
pojęta żona niniejszego chłopaka
co lata jak młody duch
wszystkim się wyznał z dziećmi na czworakach
jego witalny słychać poranny trucht
80. Dawid Motyka — niczym jeden rok
alejami zatłoczonych gwiazd
ulicami zapomnianych samochodów
pistacjowych wizerunków z radosnych pocałunków
pędzić niczym konik słomiany
z każdym słowem skrycie przebranych
korytarzy opuszczonych zdarzeń, niedospanych nocy
nieosiągalnych celów, porozrzucanych
zamęczeni kłuciem od igły, z lalki voodoo
zanieść pragnę wszystko dla ciebie, doczekam się
81. Dawid Motyka — zaświecony świat
temu deszczem mnie zaniesiesz
niosąc bulwarowy gaj, spadających bibek
dokąd tworzyć śpiące w cieście belwederu
wokół warzysz zostawiając wątłych kiść
zatrzymanych mrozem czuł prism
czemu stawiasz blask ich w oczy
lewym młotem spajasz otępiałą długopisem
w prawym oku, żegnasz z kapelusza chat
czekających w tramwajowy walc | od baletnicy afiszem
o podobnym korytarzem ulewanych konew
chowasz cały rytm i świt — bez łez z kropelek
dotykasz, całym w nas
w kim chcesz iść na wietrze — w zielnicy podkowy,
pomyślny chody,
parasoli z głowy? niech porwie, niech wypowie,
i proszę — niech płynie w ciągły głębinowy Czesław; kaw
nostalgicznie przesiąkanych, do cna morza — wstaw
82. Dawid Motyka — Miłość
ta największa i ta Ukochana
Miłość moja
taka wybrana
miłość oh Ty jaśniejesz
prze piękniejesz
wydostań w zen ze mnie
to co w aniele
bez przerwy o tobie kocham
i pięknieję
oh miłość ma moja wydana
najdroższa co w dostatku,
w cieple ubrana roztapiana
miłość mą kocham i pragnę
tym widzieć chcę siebie
niech zgadnę
i rozchmurz chmurę
furę wypełniam twą Miłością
mą czule prośnością z mą grzecznością
w smaku lazurowym
83. Dawid Motyka — bogatym być
i ja chcę tak ciągle sobie brać
aż moje liście zaczną kropli ssać
i będzie w mej gitarze jaśniej i weselej
aż się zgaśnie tudzież bielej
i całkowitego rozchmurzonego Nieba
i błękitów mi więc trzeba
i tych Fiołków zakrapianych Tulipanów
pięknych lasów i tapczanów
i pościeli lukrowanych
kwietnic narzucanych nauczanych
słodkich wiśni i popiołów
Ambroziaków w zgon betonów
i harmidru mi Go trzeba
słodko winne tego chleba
i Rumcajsów i Anieli
często sobie ciepło ścieli
u Bocianów
84. Dawid Motyka — w Maj
malowniczo widać szlaki
niedaleki tu jest las
wszystkie wrony wszystkie ptaki
otulają wokół czas
widniejące są pagórki
rozweselą choćby mnie
takim sobie tu pościelą
panią jedną lub we dwie
współczesne doliny współczesne morza
szumem wiatr okołysze
znaczy sianko pani z z boża
i przywdzieje o to co usłyszę
niemy bocian niemy kraj
w każdym z nas to dziś nie minie
zapalczywie rwie się w pola daj
zobaczymy czym przeminie
85. Dawid Motyka — małe okienko na świat
ciebie mi brak, w dostatek brać
co letnim popołudniem nagrywać piosenki
jak za dawnych lat
i ciebie mi brak, jak popielniczki smak
tobie mi żal, przeźroczyste lampiony
wodniste ciała dwa
przebarwionych tatuaży
rozsypanych po pokoju ciepłych tac
rozkochanych niczym malowniczy dach
po brzegi roześmianych ław
kamiennych szlaków,
rozgniewanych ptaków
co pędzi nocny lir
pośpiechów odrywanych, zakropionych wierszy
trudem odmłodzonych…
gdy liście szumią wokół nas
jak pościeli traw
86. Dawid Motyka — niebo skłoni
skruszone serce pozostawia wiele do życzenia
to jak uwikłane w otchłań baśni nieme ukojenia
zbliża pewne niuanse Aborygenów niedostatek
jest jak w musującym niebie radosny bratek
przesycone myśli dwa przenikające jako się zgra
87. Dawid Motyka — północ i południe
gdzie grzmoty zakuwały zakłamany byt uroczy
przekuły obłudnie chwiejny stary chwyt nim huczy
rozpętało się morze cnót i ideałów dramaturgii żalu
braterskim spojrzeniem pnie się tchnieniem w naród
i złotym bzem zahacza kraj
mocnym jak mądrzejszym w baj
cinkciarza nie żal z winorośli od tych palm dorośnij
co złowieszczy brzegiem i kolczasty widać siewem
88. Dawid Motyka — zapatrzone myśli
gdzie świt unosi swe godności
i poranek mierzy się w trudności
zapatrzone myśli chowam w sobie
jako coś co chodzi mi po głowie
namokniętym kranem wrzasku
ochrzczę gdzie noc w potrzasku
zostawię trendy w tyle tam gdzie wiry w piasku
zapatrzone myśli noszę zaś motyle
one lecą w dal chociaż tyle
89. Dawid Motyka — zaciśnięty pierścionek
o czym złym myślisz Człowiecze
dokąd wiara cię zaniesie
gdy w pałacu twym wyznali
godność swą pochowali
zagubiony pierścionek krąży w lesie
po owocach w Internecie wniesie
któż poezji namacalnie dziś wędruje
przypuszczalnie zafunduje
czy miarą się go nosić będzie
gdy kłuje wszędzie
zaciśnięty pierścionek nim ubędzie
90. Dawid Motyka — dom niezaparty
dom niedomkniętych drzwi
gdzie wiatr kołysze stale
a dźwięk umila mi
dom który ma pana w zaufaniu
siebie oddaniu
gdzie ogrodnik dziś do słońca
wygląda i zająca
dom niedomkniętych alej
po drodze tykające życia stale
uchylę drzwi dalej
91. Dawid Motyka — pamiątkowa
tylko ludzie, stworzyli sobie głuche brony
tylko liście suszą groby wrony
tylko nauszniki kropią wiodczą mamą
tylko tylko licho prysło w znaną
ah podrzuci mi ty rycerzem
staje do walki o zryli pancerzem
ah mój jasny świeci w Jasnej skórze
przecie patrzą kurczy się o burzę
już mi zabieraj sercu zapomina
kawałeczkiem dzbanów i z komina
cham do wiosła zakpi z lala
o wyskoczy w mości zdana
i pyta się jabłko do broni
czy kamień zawita do skroni
a wita się puka za wiadro
o pyta niech zgadną
i liczy czy wyszła kalarepa duża
co duża to oddłuża
za stanie w trójkąta w porzeczkach
nie grzeczna sprzeczka
i mydłem się Wcisło za trwaniem
zastyga w ohydnym braniem
kicz i kiczem powiela
zabiela swego onieśmiela
cham! chamidłem się staje
kram do kranu wydaje
i chyco za pico powoła
kalarepa z grzegoła
myśli i myśli oh panie
czemuś ty był w tym dzbanie
i kiczowaty wystaje mu róg
podły włochaty mój wróg!
92. Dawid Motyka — pomacaj o troszka
Gdy noc nastała pierwsza
Jestem Stworzycielem
początków nie widać
i słychać i czuć
Zaprawdę Moja
Gdy Światłem się nocem w zieleni
spójrz do Moich
początkiem zmienisz
bardziej się wychłostałem
niż ciebie bałem
o moje:
przeto warczy znaczy wróg
po twe
wre stu
Gdy pociech narasta pół Mój wzrasta
poczekaj aż wyjdą me sandały
przegrały, wygrając, był przecież mniejszy
bardzo głęboka nie wzruszy, po kuszy, bo uszy tu widzę wystaje:
po pierwszych naradach w zły duch wydajesz
po drugich o kocach nie wypominasz procach
zawsze tak samo, o licho o mamo,
litościwszym napomnij po mnie
bardziej zadłużonym wspomnij o mnie
najwyżej schłostam z wywrotki
panie słodki:
pół Mój: poproszę cię drogi
zapomnij od drogi, czcij — baranek Mój, —
gdy wszem obecnie i dookoła
grzecznie, wydostań mnie z dna proszę
na chwilę unoszę,… lecz ciągle mnie boli
boli, oh boli, to jak grzecznie są wszyscy grzesznie
powoli… umarło pół miasta, za kilo jedyne ciasta
umarli po troszkę, za włosy unoszę
uniośli i ci pomarli
wszem dookoła, za piwo obdarci
obdarci są brzuchem, obdartym mułem
za wyło się w wyżej i bliżej, i bliżej
za bydło owiane, i słonko wybrane
za kochaj mnie proszę i słodko wynoszę
wyniosłem co ci wydaje się mi:
i piło się po to by biło za ci…
ostrzeżeniem, wynocha
zaostrzenie, paprocha
za grożenie, za łajza
za gniota i kupę łajna
za capa i panie rucha
za lito i serce słucha
za prosię i wracaj do siana
za procę i kilo z banana
za ciało co nigdy nie brało
za chłosty, królewny z wyrosty
za kazirodztwo i wino olane
za pomsty chłostą i często gnane
za miło i mało, co tobie za dużo
za wracaj i spadaj, po wycieruchom
zacne są twe wszystkie ubrane
każdą niosą zawsze w mamę
i pij i… i słodziej mi: śpij:
i Kochaj na zawsze
Moja — ta Twa urodzona za dnia
i Moja już była i będzie
na zawsze i Wszędzie.
93. Dawid Motyka — w lesie jesieni
zmieniające się jabłko
z zieleni w czerwieni
gdy się zbliża od ludzi
mój świat się mieni
94. Dawid Motyka — tchu…
zepsutych liści
nierówny los człowieka
nie równy los ziemi wiedzie
poćwiartowani
w żądło oddychanych ulic oddani
postrach na wróblach zwiódł
gustlików wycumcanych
cacanych chałupników
obrzędom zapodzianych
w sznurek owinięty kłęb
i kłębią z dymu
od tego w kino
chołoty rozwrzeszczonej w pies
pokątne w myśleniu i bez uśmiechu
spokojniej wydawać udaje
95. Dawid Motyka — Gostyk cmentarny
u bibuły się przyznawał
założył swe trzy w rękawie
od chocheleczek i z miotełek
przykładniej
przyszła ta własna cześć
dobiła za kilo sera
zamiótł ulic trochę i kaloszek mały
od lipnych zagadek z bombonierek
zamiatał po trochę do wczoraj
ale namiękli bolał
liczy ciągle co mu się należeć
poleży
i teraz naród przyjdzie otwarcie
przeczyśćcie mnie od panny
włosom czasem pogrywa
zawsze zapominali
pałaj ulala usrawaj!!!
96. Dawid Motyka — spoko
własnym witrażom nie omywam oka
za wszystko zapominam
czekam i wiem co zdaje się
potem nie bywam tu i jem co jem
proszę o łaski i wielu da
zapomina ta ruda
moja, moja własna prośba
gdy dotrę do końca
nie wiem ile uwiecznię lat
zapamięta ten, który zwodzi cały czas
czy przyjdzie po siebie
a może ciebie
moim zdaniem — nie trzeba nas
97. Dawid Motyka — gromady
trzy dni zagłady pruderyjne pogięło mosty
sto dni zarazem zakpiło z chłosty
po zrytej ziemi kunszt zrywanych korzeni
afisz i bez zieleni betonów zwychwalanych
chodników zapomnianych
rzek i mórz płynących, pomieszanych ról
zagubiły się w porze roku
ostygając od wyroku
schnie
98. Dawid Motyka — czyszczarka pierwsza
szło sobie bydło do swego zboża,
a ziarna nie widać
pędzący pociąg od uszka do ucha brzucha
zapomniał szyneczek sweterka w duchowa
nie przedostaje się do talerzyka
taka wisienka pędząca z pacierzyska
pędzący rosół zawitał w literach
pomyśl, polizał co swemu teraz
i niemym przyznaje się dudni do wiocha
zawsze bajem dobra kokocha dudunia
pędzący kościół się znów nie zatrzymał
nie wypominał; leczy ciągle zapinał
nowe za stare się znów im wydaje;
a tu kołderką coś mi przyznaje
czemu się drzwi nie chcą domykać
aby zapłakać w mokrych pościelkach
chyba już widzę Cię; własne z okienka
taka radosna co czyści sreberka z żeberka
pędząco mocno mi tu podrzucają
czają; za ciągle żyją i mają
widełki za wiosłem o ciało Króla
nowa narada podniosła bula
ah trzeba tak trzeba z mego to łóżka
co często gasło i przęsło z brzuszka
bydło za ciało a oko za Mistrza
chyba głęboko opowiesz w zgliszcza
i stoję tu ciągle w świetle trabanta
cała kraina nim stała się otwarta
jakimż to cudem pędzić zza bani~
wód zabrakowało od Wieczystej pani:
i nic już nie trzeba aż wydma zagrała
pełno żonglerki sobie nabrała:
i krety napinał po wielkich kałużach
mocarz tu udasz w zgodach budach; —
przyszło zdziwienie, że ktoś mi napisał:
takim to cudem siebie w mym niebie: przyklęknął
i przecież jest za mało za słucho bom głucho;
co im zostało, za miłość okruchom
czyż nie w zalotach się wlazło w złocisto rudą:
nagle zostało udo w gruchę
Takiej Panienki się ciągle oszukał w mi: skrucho:
Jam zawitał się w słodkim papaju
pociągiem pędzę do swego kraju
przyszła i chwila głupiego jełopa
za ciało do ciała co będzie w grocha
Mnie kochaj na prawdę i mi: tu wytrawiaj:
mocniej do siebie tak: zawsze zostawaj blisko:
czemu prędzej się musisz wydostać do kina
panie konduktorze bo lepiej „off mamma mija
przecież ujrzałam ta kilo paposzka
za chwile chwasta wychlustać z gruboszka
przecieraj zdumieniem ze swego zająca
brudnieje kamieniem co grosza o kpiąca żryj;
i pykło coś nagle zastygło na wczoraj
wreszcie bez panienek gdy nowa zmowa gnoja i h…a!
przemowa gnuja.
99. Dawid Motyka — trójkąt
trzy słowny i zmówiony
zabrało ciało
trzy
za tył, zatkało
magia która doskwiera w strachu emancypacji i abdykacji
nie wielu zostało
kolorem tęczy uruchomiono przestrzeń ziemi
tyle onieśmielało
wydostane fragmenty czach w spokój zostawiam w dach
są niczym pamięć o deszcz uderzająco podobne
wydech
wklęsa wydęta podle za
nie moc niczemu nie może sfolgować
a jedyny pomorze temu, który zna co to wybierać
idąc płonącą ścieżką zaczynasz pojmować
czy ten naród mógłby choć raz sfolgować
idąc za flagą zaczynasz nabierać
obierać,
mocna jest zawsze taka właściwsza forma wymowna
na dźwięku nie warto wygrywać
pomocna to żywa
i rzucam te brzydkie kaczeńce
zanoszę swe chłodne dolinę
i pykam w obłudne zwierzęce
nie minę
filetu mi tu daj,
zamykaj swe błędne spojrzenia
miłości swemu tkaj
owczymi zabieraj
krew spływa od czoła i zdziera złoto dookoła
błaga
dźwięk syren zatacza swój smród
schludnie zmywają swój ród
nie boty o wota i roztocza
zapadła się własna z moca
nikt nie spojrzałby mi w mój róg
ten
kasztanów moc to moc zaprzyjaźniona
drakoński on ta woń nie zwyciężona
w złoto zasługa w peleryna
nie widzę się w słowie słów swych zapomina
ból — dotyka cały stół.
Gdy położyłem się spać, tak wolniej
swawolniej już kły zapodziały
gdy swoje dłonie położyłem na twe pościele
się zapomniały
i bito! złoty Raj
przepito!
Ty nie nasz!
Ty nie ćpasz!
a ty, dawasz
i przyszło przęsło, co koło zatyka
zapyta pan czy bita
ani bit coin
ani ty!
dokąd to zmierzasz
pytaj nie stąd
i wiara wróciła
Moc aniołów umywa twe serca
pospieszaj na ratunek, gdzie moje
przeklinam przeto za wszeszm w weto
co cóżo łożnica zakarmiła
dała mi jeść, i siedem córek
dała mi cześć i kichem w maturę
dała co mogłam
podnieść się!
przygarnij mniej
potem zapodli się w bucha
niby ubyło, aby za było
a czemu pięść jest na uchach
ten dziki dzicz zawsze musi stawiać pierwszy ruch
a kto stracił
ten nowy duch?
Nie Ty i Ja
pierwszy wschód, nie umiem, potrafić
abym mógł
drugi schód, za naród — obym mógł
idę po schodach, lecz nie chce zgoda
jakbym nachodził na jeden schód
trzymam się w palec
za nic zakalec
czemu to zwierzę, za powiek mógł
siąść już trzeba do przemyślenia z nieba
kto mi dopomóż Bóg
Mój Bóg, wie ile trzeba
do dzieła!
trzy schody dalej idę w malej
jakim to cudem, zapomniał mnie brudem
zapach nie dogrzewał, a ciepło owiewał
trzy winogrona zawsze w zdjęciu dokona
a masz!!!
i idę dalej, swemu pomalej
pogadam coś tam pośpiewam
ptaszku mój, którego słucham, a ciągle nie mam
czy byłbyś Mój
Tak ciepło zwiewam, twój?
i schodek cztery, zawsze w litery, złożę je
a ja tylko płaczę i bzu wypaczę
Kocham Cię — Ty Mój!
dopiero startuję
dopiero wędruję
ja tylko stoję — to stój
ja tylko powiem,
patrzę się i chyba cię znam
boczę się, ej wolniej w maj
zaraz pozbieram
ten trójkąt jest mój
zaraz pościeram
ten wujek to gnuj
znam te sytuacje bez wyjścia
co z liścia panna w wiśniach
nie warto polemizować
od cholery można zlitować
i rafa przestała pana słuchać
stała się mniej niebieska i zielona
przestała szlochać i sercu pajać
nawet w gitary dodawać
co teraz!?
będziemy kichać — a macie?
swoje swemu dodacie
ja tylko płakać.
Do Mego Domu, — tak niedaleko widać
czy pływać i skakać
zawsze pokiwać
ja tylko macham, zawsze patrzałem
miło dodać to jak siebie Kochałem
gdy bzy zaczną pachnieć mocniej jak łzy
zaczarowane od Miłego swemu
a Pannie ku Memu
dostaj mnie
wydaj i polej
ku Mojemu
ku własnemu
co pościel zanosi w dni
przezorni nieśli ręce
zagniotli w nędzę
i zaorali
a tak się bali
przezorni w słoje
a w podłe moje
czym prędzej zostań mym mistrzem
damy Mu:
w jednym jedynym swemu dniu
przy drodze zawsze widać tylko jedno
to co zostaje tu w sedno
100. Dawid Motyka — Człowiek Człowiekowi równa
gdy zaczniesz pojmować”
me wszystkie słowa
człowieka, zaczniesz słuchać — pojmować
101. Dawid Motyka — co my z tego życia mamy
złap sobie moją chwilę
twoją wreszcie załapałem
złap sobie motylem
sobą wreszcie okrzesałem
zapomnij co sobie pamiętać
niczego nie wymiękać
wolniejszym będę dopiero wcale
tak zamuliło mnie w; pale
złap mnie za rękę
i kochać i nie żegnać
postara się z wdziękiem
tu i teraz.
,że papierek za cukierek
nigdy się nie znamy
za pół winy po mielimy
sokół był już brany
bez tęsknotek tych zalotek
kawalątek zapomnienia
mętnych zwątpień w tym flakonie
rośnie sobie kawał lenia
i niech śpiewa i przytupie
zacnej świeci przecie pupie
posprzątane dziś naprane
spokój, oto umie; zgrane
przemokli ręce strachliwie w pędzę
zalaną of maną za obrzezaną
za swoich z miodem swoiście z kłodem
w szczęki mamucie ssą kościotrupie
ich u padliny za wyczko plany
serduszkiem pajom kaczki skakają
i przezywamy a masz!.
102. Dawid Motyka — dotyk anioła
nie krzywdź
apostrofa lgnie wyostrzona burza
:nie krzywdź motyla, mnie
postaw do schoda, nim nastanie noga
…który nie rozpieszcza,
spotyka jedynie nagle,
i nie rozciera, i nie rozcieńcza,
chwali się tylko; pan wie…
dotyk miłosny zawsze radośnie
nie chce być tyle ile żałosny
dotyk gitary zastępuje pary
aprobuje swobodnie wygodnie, — ssuwaj się;
musk pajęczyn, brudnych od jędzy zajęczych
zwierzęcych podstępnie upadanych ujadanych
zwietrzałe; zachłysnął się w: małe
lecz i: kroczy w Mesajah ten w oczy proroczy
dotyk piramid brudnych rękawic
omyka konsternacje podły Michale
i: Archaniele Boży, co duch nie tworzy
dusi się oddech!
dusi się modnie i jęczyć dokuczy.
:i chorzy już nie będą w cierpieniach,
głodni w ramieniach, — nie uda się podróż Aborygena;
;zawsze w płomieniach,
pochodniach, i cieniach;
Ujrzyj mnie i rozprzestrzeniaj:
nim rzucisz falę… do góry wodą
— nie wejdź niżej, aby tylko Mi: Ufaj
— bo kochaj za wczas powiedziane…
stale dom wen na czekaj i uprochaj…
— ten litości, zbyt prości, a ryba; oby bez kości,
— ;u podłości — twoja wina, twoja wina, twoja wielka wina.
Rana moja — gmina.
103. Dawid Motyka — zakazana panna
swymi długimi paznokciami się nie rozpycha
czulej nie dotyka, lecz wie co stanie się
oczyma zagląda gdy słodko sobie spisz
na prawdę dogodna
z warkocza nie wiele udaje
przygląda się zawsze w panienki
a słowom nie wyznaje swe wdzięki
bo otóż litość zapomniała się
na dnie morza nigdy nic nie wydobywa
zaprawdę powiadała nabywa
policzyć może jedynie za swe
kochaj mnie
gdy ta szczotka posiądzie się w me pogorzelisko
ochyszcza
nie widzę nic więcej
co chcę
104. Dawid Motyka — dokąd idziesz — świat zbrudzony
dokąd idziesz, przecież świat chromosomy
dopłyń do siebie czym prędzej po winie za twe kielony
dokąd zmierzch swój zapuszczasz absolutum
przecie przecierów już gąszcz oh w puszczach z drutu
nie patrz co tyłem, za wstecz i wskroś o maluj:
zatańcuj jeszcze pomału
niech płynie twa wioska i miastem dopieści
się znów promieni, kaczeńcem jeleni
gdy smaków zabrano nie wpędzaj o wdziano
przywołaj go do grobów co sny zatarli o siano
zawsze możemy powrócić przywrócić to wiano
kochliwym spojrzeniem nie tęgą mamą
przyćmij swój zakolisty zagaj
prze mokro o jakże wysoko
dotrę do celów zbóż i oceanów owoców niczyim pościeli
zawsze tu w bieli miałczkiem nie wymiękli
gdy już zatoczę te wszystkie doliny
podle podmoknę za swoje dzieciny
kichnij w ten Raj, błagaj i paj
przewróci się słodko niczym blada w wrotką
wtedy ich nie mieli
schód schodkowi nie ułamuje
wrót wrotom nie przedostaje się
kłuj kłują za bociany i parą
chłód w głód wędruje się działo mało
gryzoni nigdy za wiele
gdy do broni się siodło onieśmielę
stój.
Kosmopolita. Znój. Oligarch!
105. Dawid Motyka — otwarte okno na świat
czy są wspomniane twe o zmierzchu i o świcie
jak świergot płonące zakrycie o liście widniejące
prze miłe są oczywiście, i idą soczyście
kochać za brak talara dzbanuszka i para
spokojnie witam maj zaglądnie poczekaj
kochaj mnie o wiośnie nim się w tobie przerośnie
czy te ptaki mogą doganiać nas i ten świat
powiekom dogodnie służy zaczym gonić w smak
przeminie ten wiatr doskonały tu pełen chwały
czuj się przy mnie zanim zapomnisz o minie
wysoko płoną moje zaloty z tęsknoty
do góry zanosisz me chmury przecież ominie mnie
106. Dawid Motyka — w białą suknię
gdy człowieka marność chwyta
zapaść wita, kolcem łapie pyta
gdy pościeli zasłoniona twarz
za tułaczki, tego marszcz
gdy alkohol wodni spłynie
za brody, nim ominie
gdy swobody zawołają karz
przebacz sowie, za to mać a”
i przemija długi walc
spokój w ciszy mocni trwaj
grają tudzież do panienki
o wisienki, patrzaj wdzięki
nim chwycisz do broni
zatańcz jeszcze z Moni:
burburzyńca
107. Dawid Motyka — treściwa kur
na makaronie powstała kura
sekunda bura; za dwójki w hula
oj lipa licho zawitoł wiocha
pastuch okrychoł bardzo wynosiła
przebrała się miara!
zakpiła, — zapiła para
miło za litro, liter nie wcale
wiertło uwiło w pału pale
dół za kilka lat — a jak!
bu bu a! zaćma twa
bu bu grzmi polej mi!
hipokryzja absolutna
rezolutnie obłudna
gdzie dźwięk w kółkach, to w półka
a słonecznik bywa wcale, za gitarę palę
bardzo wygodna sofa
zassaj mnie kokocha
108. Dawid Motyka — w: dziecinkach ~ za Ankach-
w jagódkach sosenka Agnieszce piosenka
zamaluj zamaluj herbaty parz
bursztynów bukietem owoców wymielę
uspokój uspokój czas
dzieciaczkiem z cukierem figlasem z zacierem
ah ty mój! a ty mój ty mój nasz!
przemieszczasz w wiosenkę przemiłą panienkę
otwieraj otwieraj w naszej pokorze
baj duli baj słoneczkiem przebiorą
baj duli poproszę trufli naniosę
i kochaj kochaj Nas o każdej porze
dotykaj owoców i raju daj Boże
109. Moja mała
gdy nikt nie spojrzał nie ujrzał Arkadii
przeminął jak ptak przeżynają
wyście zgrzeszyli, by było do skroni florę
tulicie swoje żony jak: swe
karmicie się tym co monarchistą
nie płać, nie wypoć się
są i mają
kulą dostali w bęben
walczą dzielnie jak siedmiu nie mojej
proś, i znaj się dla wygód
zapominaj co zostało zapewnione…
kul kilka zapewniło sobie przysposobienie obronne
jako Matką moją nie mają
gromadzą sobie dary
jako sytuacyjna z wyjścia
pryśnie tylko blizna
110. Dawid Motyka — tłumy i Ja, Ty i ja sam, MY!
zrobiłem tyle kilometrów
żeby odnaleźć swą twarz
twą ujrzeć pragnąłem i Kochać
wykonałem czynności wiele za dnia
bo w nocy, nie można już spać, za zbyt wiele — poświęcenia
ta za wolna
uchyliłem rąbek tajemnicy
tej zdobywczyni
czy czyni, czy prosi się o coś tam
zdobiąca
bogacze cudzołożyli
a tkacze sobie byli
jakby z twojego dna
uruchomili, wiele szczodrych czynności
ja sam
zapomnieli kim byli
bardzo mnie upodlili
I: teraz idzie nowy świat
nowe życie
nie pomyl się z mas
wrogo postawiona postać
nie wspierać!
coś narobił, ty bałwanie
tobie pływać w kanie
do sukcesów, nie dociera się zbierając złomy
złoty dąb, —
już nie mieni się w makaronie,
a słowika zapomniał pan z gąszcza którym płonie,
o podal leży laj,
kamyk stuka w baj,
rumie się płynie, ostoi i w winie,
czemu zapytał ów pan, spocznij na dwa klaska,
zapomnij o” wyrazka,
i teraz zrób sobie tyla,
motyla
— wal w tynki ile cza
kurza łapka — a jak!
to nie Nasz Kochanie:*
wyrodek iż z iglaszka, — to taka czaszka
Obcymi nie zagramy
111. Dawid Motyka — z naszych narodzin
i w wszystkich zgodach, pociechach
otwierasz moje wszystkie drzwi i bramy
czym prędzej do domu wróć abym żył i był godnym mu
następnych dni, nie będziemy liczyć
zawsze pamiętać wartości w sny
powiedź czemu, czy można zabierać ci mi
napisz, co skrywasz na ustach swych w sercu mych
nici zaplatamy
o jasnym garnuszku i patelniach po troszkę
i mocnych z uszków i czosnkiem owocnem
nimi się splatamy
zagąszcz wisi mi za dniem ku swego Ojczyma i pra swemu
czym wyżej tym bliżej zacnemu
112. Dawid Motyka — zrywanym kwiatu
upalne lata słońcem sypkim promieni
wrzosowiskom i drzewom kamieniom śpiewi
przez twaróg łąk i wzgórz pagórem
odkrytym polem i leśnym piórem
przebiega się w słonku do wód krainę
przetwarza fiołka na prawdziwą koniunkturę
przefiltrowany raj słońcu się daj
oddaj się w me dłonie, które płonie i czyste
polnego niesie się letni cień wolnego się
i błogo spoczywa sercu napełnij z wina
i częstuj się mój kochany
bo bardzo żywa znanym
113. Dawid Motyka — tworząc życie
nim niszczycie
zapomina się wielu ludzi, są skrycie
są obłudni, za bardzo obelgi tną
wytrwale mną Dawidem
tak im łatwiej
zwalić winę
szukając szczęścia na dnie morza
docierając do szczytów zboża
łaknąc nieba
próbując siebie u ciebie
114. Dawid Motyka — przecierana ozdoba
Moją poezją mógłbym nagrać,
zakryte wrota, otwarte drzwi,
moim marzeniom możliwie śpiewa,
słodko za ścianą oh miło mi,
Serduszkiem pukać do tamtym taniec
ochoczą nutką w okrzyku dni
lekko za umieć, słonecznym zdaniem
tak witaj wiosno, okiennic pij
laj duli laj
Lileczko Ma:
kocham Cię Moja
już widzę Twa
twa róża nowa, słodko się wzbija
oczkiem zaśmiała bukietom Mi:
bucikiem swoim Lileczka Kocha:
Taka to Miłość co wiankiem tli:
115. Dawid Motyka — Dejf bez pieniędzy i: kona — nie nie — wpierw płać!!
kury!! bury!!! wioska.
Ikona Boska
co wyście mi narobili,
nawet głos mój mi zmienili,
nawet siłę oddechu, i bez brechu,
zmienili czoło i uszy, i bez pośpiechu
w brzuchu pociągiem pędzili, gdy w wędkach słodzili
w oczach liść otwarcie napluwa,
wrzątkiem zalewa aż pępek z soczewek za zguba
w tych cholewiakach gumiastych — butach za ciasnych
żądło mi w jelito wstawili zażarcie, śruba — dotrwajcie
co pomodliła się za wioski śpiewaka — za bardzo miło — choć do strażaka
już ledwo w Kłótnie, widzę i mają
czują, że noszą, się tobie znają
coś mi tu dziwnie zabrało,
chyba piorunem sponiewierało
i czuję Cię Całą za Boga
czemu w sielanki w zza grobach
i ciało już padło na trupach,
ma głowa umarła w zza słupach
za mego strupa (lepiej mu) — zamiast niszczonemu Mojemu Mi:
nie widzę już nic poza brumami z mórz
szumami w uszach i w głowie co hasiu ból — o mami, bo Boże zboże
w tych drutach kolczastych w kajutach o nutach:
i cieplej już nie pomaga, o drutach
nawet miłości się nie wydaje, zabawa — niech daje — a nie udaje
— nic już nie jest jak dawniej,
rozebrano mnie monstrualnie, za zgrabnie,
na 6 milionów części, jak to z zdziczałej parówy bo pięści,
zdziczałka działeczka na działce w wywrotach
niech pędzi wół bury
bo ksiądz był ponury
nie warto już słuchać u Trampa
trzeba założyć Barbury
I: moja zrzutka jest już kpiąca
i bez upadku woła,
z mego pierwszego zgonu (2016 r.)
nie alkoholowego
byle nie jego!
nic nie zebrałem — jedynie kpina brzęcząca, za kłótnie, bo kpiąca
— nie wspomnij nic o Mamie,
co liczył na mnie a byli — bez pychy i umowy
ci, którzy nie chcieli, a obrazili ze zmowy
musiałem opuszczać pytaniem, za brata
czy nie wypadnie tak wołać, się o kata
i: II miejsce dostali, pierwszego nie chcą: bo się bali, —
I: wracam powoli do życia, pędzel zaschnięty
takiego, bez ukrycia
bliżej i słodziej
czym wyżej, tym młodziej:
pędź moja stodoła — złocie pajacyków
I: liczę na Wasze poparcie, woleli wsparcie — niech strąca kota — zza półek, bom zbliża:
poparciem nie trzeba, wystarczy dać w nieba, co taca kpiąca od spadającego chleba:
Moje wnętrze było wam otwarciem wszem dokoła:
a to śmierć przecie Moja, nie słuszna, za zgrzewa zwarciem goła:
niech klei ten co wiązał w dach:
lecz moją głowę i ciało zostaw spokoju, co sobie brodę do macha, — do kłodu. Ubiera (krzyż).
— bym żył na co zasługiwał, a moja żona była nim błysł
tym co zostawiła, a głucha była,
i potem Dawid podziękował
z powrotem sfolgował
Me życie bije otwarciej od nowa | tak to kolejna pomoc wy dmym
pieniędzy nadal mina
Lili: & Dejf Kocha: <3 wiocha <3 kokocha starucha
a w ciemni przylepa Zawierucha, zawirusowanego serducha
od złego zrozumiania, świat się nie zmienia w niania
a krzywd nie ubywa — wandali przybywa
przecież jesteście matoły, uważacie się za stodoły,
wyście przecież mnie zepsuli, nim się odkujecie!!
116. Dawid Motyka — księżycowe branie
Orchidee szlakami morskimi zbudowani
zapalczywie przesiąkły swe wszystkie skruszone wołania
od pastucha postury pokory, zaduchy i kury
kary poniewierania
we wszem wrzosowiska przecierom
i moje mogiły mogły sprostać w ręce swoje nagrania
w zeszycie umywać pomsty pogrywać zapisywać co nie chcę
czule powietrze
i Brzezinami życie ciche chichrocze
te lenie, proce
stara wywłoka włochata moknina
i zielenina parzysta pajęczyna
i nici się już wplótł do schoweczka
sztorm miotełką zza młotka wcina
w lipcowym kalendarzu
Czorsztyńska zmiotka Akacyja
włóczykija pogania Jarmoszka
stopień tragarza żadna zza płotka ptak
pchlim targu dostatkiem udaje
ta co kotletów uwija że daje
odcedził się wolno za tydzień Kajfasza
Natasza, stado Judasza
kokoszka zza błotka stułami
pani kija, miodzio pijar ów
117. Dawid Motyka — oboje szaleni
ta twoja siła, i moc braterska
unosi mnie do góry, jak twa poezja
unosi wyżej, i wyżej i dalej
całkiem przezornie o w bale
czułe spojrzenia ostatkiem z zasypu
wreszcie z ramienia bezludni z zachwytu
obmacywani czułymi warami
kochani, sobie dani
moja najdroższa im dłużej czeka
ma skromna miłość do siebie zwleka
przenika nasze suwanie
nawet w najdroższej mamie
przecież to tobie się chcę spodobać
tobie wyczęstować i miodować
prześlicznie dziś wyglądasz
jak zawsze
118. Dawid Motyka — Boża roztropność: i: wyczekuj Mnie
Czy Twoja Twarz mocą Roma może nagrywać
Wolą wspólną, wyczekuję Cię Ojcze ubogi i: jakże sto dni drogi
Czy własne ukrzyżowanie, można ożywać w zapominanie,
Ciebie mi właśnie potrzeba, często w staranie
Czy światłem wdzięczności, prosi się czerń w kolorach
Tak Wszystkie wianki pomału tuptają, na trzy korony
Jak bardzo można się w Tobie nasłuchać potulonym,
śrubą za wartość słodziej Miłości promienniej wytrzymać możesz
Dawidem psalmy przefaluję w swej czułości namiętniej orzeczenie
Oddaniem za troski i: więcej jak pół a, Chojnie czekaniem, i: w nic więcej:
Twa Moc nie truchleje, tu kiedy światkiem się śmieje
w moc podarunków od nocnych zdarzeń u belzebuba kłamie!
,i wszem nacieszył się w pełni zdumienia,
od kropli na ramienia, w całej ziemskiej w omamie:
promieni się Boska wdzięczność rzeczywista
ta kto komu dopowie, dopomóż temu co Ciało klęka i: nie ulęka się:
Błogo zasypiaj w naszej Damie o przywołanie do snu,
niczym patrzaniem do luster, co często trzęsło w piuł:
Królowej prze czystej: za swe starannie przy mojej Mamie
wystarczy tak: jedno pragnienie, abym pomoczył twe oczy, w skinienie
jakimż to Ty: My, Bożym dowartościowaniem, przysięga za kamień
za twe dwie czyste wody, i rzeki z ochłody, od twego spojrzenia:
do ratunku, co prze litości, żołądź w bąbelkach prości się tu prosi: bez trunków i ranienia:
i: zmienia się Świat
119. Dawid Motyka — Świętą
pośród zgliszczy palm
i naleśników rozciągniętych u mamy
pośród porzuconych traw
wielbłądy znanych
pośród zapomnianych pałeczników
rozciąganych żywym potem
za tym własnym z całuśników
Sercem uwikłanem
moim wzniosłym zastyganem
oczętom spojrzałbym owczym Jagniętom
następnym razem, Panem
120. Dawid Motyka — czołem bohaterom
widzę wasze twarze spełnione
niczym moje marzenie
zamiast czuć co się w niebie
jestem sobie całkowicie zmienione
ciało i moja mowa, serca zmowa
kochliwym zastanawianiem nie chciwym
pamiętników nie spisałbym w zapamiętanie
tylko twe czucie, i sen błogo sprawiedliwy
zapomni mi, to co zabijaniem
przywołam wen ciebie nie pierwszy raz
zawsze moje oko patrzało na wczas
pożądliwości wam nie grzeszyłem
nie wrzeszczałem, bo byłem Miłem
tak mocno chciałem was spierać
i ubierać słowami zakrytych lat
przeto moje wiosny zaczynają kwiatać
a liście splatać się w jedne motyle
121. Dawid Motyka — Kocham
czułym serca nie spojrzałbym
nie zaglądałbym nikomu głębiej jak Twym Ramionom
Gdybym tak dotykał Ciebie jeszcze dziś, sam nie wiem
czy wytrzymam się,
czuję się specjalnie omijanym
prędzej w swym uciemiężonym konanym,
wydaje mi się tak nie wiele, o córkach
możesz być kochanym
gdy idę dalej, pewności mi już brak…
to nie mój lęk, a pomijam siebie
ku Twych włosów podróż niosę w czas
męskich wzlotów zasług lak do Ciebie
tyle mógłbym brać, ile kawałków przemokniętych wyowija
któż to śpiewa
jakiż tu świat,
gdy słowików w maju w kawałeczku trzyma
ta podróż za często zwiewa
trzeba by pójść już spać: Tu do nieba
122. Dawid Motyka — tłoczą pulicera
patrzą się, Włoszczą, a czy wyskoczą, aj wykroczą, tym warkoczą, i przetoczą się z gniota, majestat obczyzny — głupota.
,obyczajem, tankując z inżyniera; tu udaje,
przypomina, lata kmina;
a, tu przyprostują, się protestują, potem ripostują i wyprostują, dziękując, za zbudowanie swoje w haje, które tu kury w bury maki zadziobaniem w znaki
a traktorzyści są w buldożerach
za rysują, za szkicują, za szachują, za szlochają, i królują, lecz kreskując nie umiemy iść już za,
to z trajektorii schód, minionych gwiazd, do Jingli a masz;
a w Afrykach, słodziak w bykach, —
mmm, prze pycha nim otwiera Zdzicha;
zaskakująca jest ta historia z mas, co nas pożera, już nas otwiera:
I zamaskują się w nas, nim odwiecznie odwiedzą się w pyra z horoskopem w czas;
chodzi o to, co sobie o tobie, nie teraz, nie myślę, czy w tobie, czy po tobie-
tak dochodzą mnie dziś słuchy; że toną kolejna słupy
lecz czy ty pójdziesz sobie swobodnie po pas,
i tak bez wodnie, samotnie, jakby od brodnie, obronię cię co nasz;
I stamtąd przyleci stado płonie płodnie, w błonie się u ciebie minie
za te wszystkie ludy- co budują, a w barburki są za baby buby, zgadniecie się, nim w pył wyjedzie, z jeży się zjawi za kawą do nas;
to te wszystkie latające płoty, i kasztany, wzloty
pędzą się do jabłoni, znani oni,
,a zza kury bury, koło wozi się do woni, same gbury?.
— to za co to boli!
witajcie, —
mości się nie znajcie, ale macie;
,a z zachodniego chodnika, śruby niebem utyka, nie wolno ich ruszać, wiele ich zostało,
— lecz leczy się moje ciało!…
czemu to tak bolało!.!. hmm?.
— coś tu szczeka, gdzieś tu po bólu jakaś ręka, rzeka czeka,
dłońmi moimi, marzeniami upragnionymi,
a tam taka samotna mama, i tak ulizana, sama się uczę w powiekach do rana;
coś tu potem, jak to mam, mać z zgniotem przepisać;
,a przecież jestem bratem, jakimś chwatem?…
— jasno się tli tu dookoła, i z powrotem, mogę mu dać w dół, a ja wlać — pomogę, — znów mam doła, —
— hallo, całkiem sama, okiem mrugam mu, ale Mama;
no to balon, mi to coś potrzeba, —
a szczęść Boże.. resztę w drzewa, może,
…i konopi Włoskiej trzyma szalup, maciek w kilof i dolina balów;
wtem wyskoczą się z wiosełka;
cała jesień, już z miotełka,
a ta niosła, ta dorosła, a w nim w wyn porosła,
całe ciało onieśmielało; ciosła:
123. Dawid Motyka — szkielet nijaki
kondensować zamazaki
sztylet w barbury
byle tyle bez skóry
niechciane mury
nie do burzenia
wury rury
sztylet jaskinia
bardzo nie żyła mordy nijakie
nie do przebycia
nie do zbicia
nie do wstydzenia
krzty chłodzenia orły orzem
wnętrze nie żywem
byle nie zbożem
warzy choć wiekuiście parzy
co nić
walcz byle nie skonasz w brony
ruś włochaczem wołasz o wyć
kielem wypartym
zaparta nieopodal wodna przygodna
byku krasy buły w zawiasy
zastrzyk po klasy zaczyna konać
124. Namalunkiem
i: kłebuszkiem i wargami ciała, zamokniętym
różowianych otulani: o łodzi dziś nadani niani, gdy pierwszy raz tacy sami:
mami: daj mi całusia, co z cumelkiem siusia
„o wazoni, z głogowej szałwy, twe ciało płonie glazur wydmy chałwy
w miody świt Orchidei męsko słodzi świeci grzęsko w wodzie siedzi
zasuszanej tratwy trawi, w pal papierowej kawy przeco są w paproci
wstawani cicho purpurowej z siennic, wstawiennic z Polski
o orzeszku pszenic, szkarlatyni w dłoni od szlachetnic i: w wierności
zwilżę winnych donic z wonnych jaskiń pędnych koni zaproszonych goni
światów w przebiśniegi szumnym rzucających liści w bieli oniemieli
echem zasłon lasów, i soczyście wiśni zabierz w nas, rozkołysz
pędzą wen wiatr płomienni, tacy nadzy w dwojga wrót zielenię morskim
włosem nakrywani z Calineczki ciał kamiennic Kaczennic Bożym siał
o strumienić mi tu chodzi owoc zakochanych pędzli w modzić w: pas:
w niezapominajki boś ty Mój wlazł taki czas kici moje ma:
kopciuszku mój spleciony, otwórz wszystko w me nim spóźnionym; wetywerii:
błogo spokój ducha w śnie…
125. Dawid Motyka — w księgach Jungli
czułemu Sercu, nie można zakrywać
czułym szeptom pytają się z wrzosem
za pięknych chwil pragnieniem wybywać
rozkochiwaniem się z czułych ciszy w dłonie
i ptaków dogonił, podrzucając swe łzy
które tak błogo pamięta, radując się, boś Ty:
Konwaliowe drzwi, ukoronowane w księgach
zapachem poezji, dziecinnie są czule, Jacy Ty
proszę me Moje Sercem wołaniem przynoszę:
zanoszę swe naszyjniki na dnie morza skraplaniem
wydostań odkryty czar, bez owijania w zapominanie
jedyny, własny wstań, od Mojego z: przeniku kochaniem
126. Dawid Motyka — okrutny wiersz
śpisz i nie wstajesz
a kysz;
oglądasz ludzi i co teraz,
;a mysz
idziesz po sobie i do nikomu, i do Wrzeszcza,
,a wyż,
i co po kryjomu,
400 złotych mi tu ciebie zabija
mnie cała gmina — z pomyja; —
nie wie, co to miliardy, na cztery razy
matematyk zgaśnie, bo był obdarty
nie wie, co to polonista i kusza;
własna chałupa i: wita się w zgliszcza, po uszach,
nie wie, co to Michałek,
czy to w szarlotek z głupawek?.
,i idzie narada w piołuna,
co kopnie się; i ujrzy w o trumnach,
i idzie się swoja historia,
a w mordę łagodna, wygodna;
i idzie się; szerszeń po ciele, —
…to łapu capu, jak co niedzielę,
,i idzie kraina tragarza,
pani była pierwsza, a” u lekarza,
…i idzie lęk i noga „cała
,czyżby bez przerwy się chwała kiwała?;
— nie ma już setek tysięcy, skończona;
jedynie se leży na koncie bez przerwy, ta omylona,
;jako skamielina opalona…
,głucha dziecina widnieje i kona,
nie słucha się, w niby liczy w dół dna,
coś tam pokwiczy, a nawet okrzyczy się; w zacna ćma,
,i idzie, idzie do swego łona,
matka Maryja, ów kona, znów ona; —
zabrało dziecię, zabrało z łoża,
żadna z was wieruszka „kokoszka, pipuszka”, skoro położna;
niby to żyje, niby se je;
a z siebie wyje, i ciągle coś chce; …
,ale prawda, — niech błogo spoczywa,
;taka kapustka była, i zmywa,
…a muszę się nażreć; i: nawet przyznać,
oh; — kokaina; —
,ta czterolistna; taka Swobodna;
127. Dawid Motyka — z dnia na dzień
gdym popiół zamienił w diament
z dnia na dzień, taki to: atrament,
nim zgasła się; wszystkie ostatnie w świecach
z dnia na dzień, mnie już podnieca
nim urosły się wszystkie twe krzaki i krzewy
bez przerwy, zeżarły, w polewy
nim popłynęły się wszystkie fale i wody
zaskoczył mnie; z cichej palety mi wskoczył
I: z dnia na dzień, próbuję się zmienić;
to tak jak Ja,:w siebie znów wierzyć mniemam,
:Ukochać, zwierzyć mu swoje ideały:
, — nie umiem już nic od tak:
a byle palec, przecie policjo, to twój był, jest znak,
— ;zakalec, …
posłuchaj się w siebie, w Mym Niebie:
,za bardzo mi słodzisz, co skoro w glebie,
o nie; ta gęba — głupota;
To i ja powalczyłem, aś walczył w polach do mich;
czemuś mi się nie podjął a” w zgniotach; o pych?!.
I: nie tak jak trzeba,
wojny już nie ma?,
nie tak jak chciałem,
a: Ciebie I: oszalałem!.
,nie tak, więc leci się ptak, nie z tamtego bochenku chleba,
nie tęczy, znów Mi: pieniędzy potrzeba,
co później, to skończy się,
a po cóż mi tu tyle, jak chciałem cofanym motylem,
niech nas ubywa, byś był Ukochanym:
I: jesteś już po czasie,
a, tu są w masie, otacza się; w waszej klasie, był znanym,
warto sfolgować na wczas,
zanim kariera zabije się w nas:
:warto poczekać, …
,leć, do swojego Raju,
niech trzyma się ten pełen las w Zagaju
,co zgasł w płomieniach w tramwaju w UK
rozterek nieszczęścia, zachcianka, wybranka
i: tylko pamiętaj… się o nas, ciocia Krysia:,ta; — Anka; —
128. Dawid Motyka — Niemiec czy Żona: co czuje
własność nijaka, jak jedność zerowa, za Kasanova, trzeba od nowa,
te śruby mi tu za często latały;
doprawiaj — dogrywaj, chlebiarza cementarzem o Włosim pozywaj,
jak po złodzieju, w twym wyklęciu, —
o cheblowanie z rana, patrzaj w me zdania,:niebo nastaje:
I: płynie się w rajaskich Rajach, ci tylko w swych zaklęciach,
sporo zakrętów tu widać, zakazaj — omijaj;
nie do sprzedania, po wszech dobroci Szwedzi się; zwolnij
młodzi zastali, starzy, niby dorośli, leczy ten lęk, z życiem dorzucali
soczyście dobrani, samo istnie, im zgodniej w pogardzie się śmiali — podzięce zwęglonym, w stawach,
czy noszą się, przenoszą, a może łowić się zachciewa;
ta pusta żaba, jak mi omdlewa, zaczęła sapać, napinać, wybierać,
oh czysta żona mi śpiewa,
— otóż ona;
czy cztery łapy tu trzeba wpadać, skoro pieniądza nie widać,
czują się — kpiąca, śpiąca, zatrważali; —
a, kasza kipiąca, taka wrzeszcząca padliny parodia moknąca w sianie, od burzy wyzywać;
w piedestale palmy i białego puchu po nudnym popołudniu, co o grochach w ścianie, widzisz tu siebie?
Po tym jaśniejszym przekonaniu, stworzonym w pniu i: w oku
co wszystkim Polem, z Rosyjskim Mongołem, przeto tu,
— w Śląsku, zjadłem te kluski w pół: byś był w mroku,
— nie do przesłania, ta z żalenia utopia,
chwalona w chłopów, żelazna kona.
— na domykanie mych drzwi proszę wstawać!
,niech wyprzedzi swój cień, wyjedzie of ciebie w się;
,szczekiem, szczekaniem, rzekłem z mniemaniem,
swemu wolno zachlapać,
— niczym dorodniej, bez zgub doczłapaj, w śpiącym rydwanie w pogodnie — i jedzim, I: uważaj:
chciano wygodniej i szybciej, jak jeden wół, nie bódł
wieś pokocha się tęga wywłoka, tu tyle kręgli, i kul,
krowa niemrawa, w gnój,
I: mierzy się własna mama, która to Kocha, nie niania,
,mierzy się po swemu Ojcowi, i nim był błogi, to tu
Bogowi się wie;
Stałemu, co prości, do ku radości wyniośli się tu: wyczuwają
a bo i: Kochają Cię***
wyznacza się tor, przyjedzie o nos,
I: już się ptaki witają, — przyznaje w me obyczaje i obłoki
Tych cudów natury, nie wyzna się nikt co niosą
,któż tu był, a któż mi tu rośnie:
drewno zasusza mi, oddaję, to ci w baje,
129. Dawid Motyka -:to: po co te zrzutki., -;Są;
niczym napiszę te wszystkie słowa, uleczę się od nowa, a i uwierzyłem, że podasz Mi swą Pomocną dłoń,
wcześniej buliłem słono, nie poddawałem się, a i oddawałem ile mogłem, widzisz, oddawałem się Całym Sobą — ze Mną:
…twe wszystkie Błagania, starania, dziś już ich nie ma,
i od niechcenia,
prości za … przykryci W: ścisłości, wiecznej -;przykrości; — z wyboru „drania” — i: olania, — (i: Ocalenia)…
.-Tego Największego, a zarazem głuchego kamienia; —
„ohydni ludzie, —
jeszcze są; —
muszą mieć wszystko, co tylko chcą
aby być miłym, to tylko wchodzą, —
nie pomagają, jedynie udają, i boczą się tak byle jak
— krytykują, —
— uważając za właściwszych, że Foczą się tak,
gdy ssą; buntują swój lud; —
ohydni ludzie, — krzywdzą z niedowierzania;
nie umierają, za kawał drania,
umieją pojąć, co miał i był do stracenia,
dodawał, a innych nie miał,
nie do płacenia, za czas starania się:
— nie wiedzą po cóż żyją, a co tylko chce,
— i tylko pogardą mówią; ludzkim wspomnienia; —
byle brną; —
nawet nie czynić potrafią, tak są bez nóg i rąk, — do wód:
jedynie rózgą na człapią, tak wymachując niczym pędzący pociąg, bez ładu i porządku, dla bomb;
co w ustach swych ich gorzki smak, do wypełnienia:
od żyta do morza, tego szerokiego koryta; — ożywia,
którem potem jest inny, jak Ja, też chcą, — tylko se wziąć, —
powiedźmy wprost, kipnąć, i zaraz klękać — ty kląć, — …
„bezwstydni ludzie o pyszni są, —
,a i bogaci, tyle bez ducha, brudzić chcą, pogardzając kpiny;
:Prze czyści: Są: Właściwi::możliwie życzliwi:
ohydzą się siejąc same zgorszenia;
o zgrozę z czyjegoś Błagania następnie istnienia, —
i chcą; —
— bezwstydni ludzie, lepszymi się uważają; —
ohydni znoszą swą dumę; wywyższali się,
zataczając o krąg: piorunem!
nic z siebie nie dali; — bo ucieka stąd; —
z nie dowierzenia, jak i: nie zadowolenia, — że są;
,a wiedzmy jacy przecież jest życie mną…,
tu z czyhego mienia; — nim obumierają z kamienia; —
Rodzą się bez serca i ludzkiej fali; —
Z twarzy Hitlera, i z wapienia, by ludzie się bali,
gubiąc sporo długich lat…
śpią tuż obok lenia, ich cienia, nastawiając na sporo głucho ślepotnych sępów nakarmienia,
głupio budząc same rozterki, rodzące nieszczęścia, i od godzenia; —
Me wszystkie marzenia, które: i miał; — i czego to Pragnął i chciał: od lat, wyczekał:
co które to są potem, by iść gdzieś do siebie,
tu się spojrzało, w parzyste westchnienia: w Mym niebie*
,a i stawiając ten pierwszy kroczek:
,a i nie: a: do kwieciem, dudnić się z roczkiem, i otrzeć łzy szerokiem, gdy Mój: tato wie,
,on dudnić huśtawką; — chce, nastawiając, — kto zwiewa, za;,,,
,i potem śpi, za jeden rok, słuchając swą broń; —
z pukawką, — zwalniają; — swe życia,
którym to słodko się witał, — policja.
:Wtem głaz idzie i płynie się w oddali:
niczym po sobie, to echem się zgrali:
a„ i tyle jest i był skłonniejszy od Piotra, sławniejszy o w pali:: ich wrota…
Słowo (nie jakimi) — to jakim Harańczykami, Harcerzami Lojalnymi i słownymi się wdali,
— którego nikt przecie nie widział, a uśmiał,
:została histeria przebita; —
„skoro ciał” — tu: wyklęta, była obita, — czekała na swego chłopa, tyle lat, by wyjść ze smoka, prawie w obłoku tu lał-
I: widziano, widziano widmo proroków, — gdy ich wbijano o smutnym wzroku
:wdzięczności się szuka, o gołej słowności, skromni, i prości,
niczym: Doskonałe Bożemu w Skłonności: W: Miłości. I: z uroku-
I Prawd jest już kilka, nie jedna, druga, …
co ich nie widać, nie słuchać, a gołym okiem, co ciąży na niebie, iść już do siebie — łzy smoków, to sobie tak swobodnie spływać, —
— mu podał dłoni przecie nie raz,
jak czysta rzeka: po swój skarb: nie trzecia,
— nie jakaś kłoda, zamulająca dziś szczeka; a o zachodu, poezja czeka, w mym progu:
I: Walcz! i Bądź dzielny: Bez przerwy!*
,i niechaj nastanie się wiekuista nagroda — cała zagroda, moja woda:
co od piłkarza, jest i druga, i: dla pieniędzy, cała druga.
Teraz jest i była mowa:
dobitna głowa!.
I: przyszło słono do kamienia, to ono, to ono go zmienia!.
I: przeszła się cała dolina, oh mina, ta gmina, nie wina!.
I: poszła do swego zbawienia, od chrzczenia, bez własnego mienia…
czym blisko się trzyma ta rafa koralowa, dudni ta nowa, dudni ta wiekuista zaraz, zmowa!!.
czym bliżej się zbliża do Serca, to zbliża się ta kałuża pozerca!! Nie duża, nie ładna, lecz Sprawiedliwa, jedynie zgrabna*
czym jaśniej się zgaśnie, tym światło się cała ta nowina, kraina bezludna, w Belzebuba, i kmina; —
czym zgaśnie się w światłach okrutna, zbłądzi się własna mucha w o uchach!.
I: beznadzieja — bryndza duża, jaka to wielka, i hała|. pistacje są w figurkach i chałach, I: gracje, —
w pazerkach i strzałach, i literkach:
Mości się właśnie ocudza: co Kocha się własna Róża: Miło mi, Ah Mi: Mi: * Mi: **
130. Dawid Motyka -,i złe myśli są,; źli ojcowie
złe matki jeszcze są;
nie ma tych złych dzieci, które następnie śpią;
złe myśli, można wyśpiewać,
lekko na Sercu zapukać, owiewać,
i trzeba przemilczeć się dniu, — do ucha,
I: -,zło myśli- nie trzeba posłuchać,
— wysłuchać oh, w balet,
:trzeba okochać,
i: wiosny ochuchać za palec,
,tak ciepło nocą, Sercu nabrzmiewa,
i: dzieci się kocą; co Sercu trzeba,
w złym Sercu, nie da się usiąść wcale, —
— przykrości nauczać, zgodności zuchwalę,
,co szukać: po trochu do grochu,
i złemu dniu — już po mym popłochu,
tu słonko już dawno: się zajaśniało,
i: witaj się; witaj, i: niebo zagrało,
;złemu, nie trzeba się pouczać,
w złu, nie wolno douczać,
:nie trzeba się widzieć, choć starać trochę,
,wystarczy uczynkiem: o wody i źdźbło i Li: położę,
:i tak już miło, jak koło kominka:
toczy się toczy, ta własna melinka gminka,
131. Dawid Motyka — W Soplicy: stolicy
o storczyku”, o storczyku: czemuś mi taki słodny,
wody daj, miodem siej, przenieś się mnie do słonecznej Walii,
:bom głodny, —
kryształku mój, kryształku z mórz i oceanów; zagraj mi w swej dziecinie,
cymbałku twórz, cymbałku róż, przerzuć się mnie do w swej krainie; —
i ciałku kobiecy, do pana do rzeczy, — czy to się tak ładnie spodoba;
olśnij mnie w swym rytuale, czasem czekaniem dowalim, — niech włosem: a grzecznym, podgrzewaj:
i pieścili się; zachciewali -;o mewach tu śpiewaj, i Dunaj polewaj,
:leć, Gołębiu Mój proszę: nie zważaj do swego losu, bo wnoszę;
,i czystego od stu kłosów, a” lasem Sokolim, płynącym w oddali -:wschodzącym nie bolim,
:zatańcz tu swoje marzenia:
:i zaparz mi wiecznego chleba, wierzeniem od nieba:
i zaparz mi się w stokrotę, szalupie przypatrz za wojnę, —
— storczyku mój w Płotkę, bom płonę; —
:Fiołeczkami, zalatywały mi się i arbuzami, —
:szyszek spadających wprost do Eukaliptusowej się; w błyszczącej fali nadziani, —
do sadu, do sadu poproszę, żeby się nie bali, coś wniosę, przyniosę;
;czosynku coś wisiał tak sobie, byłeś pełen winy,
am był przy tobie, —
Twoich to malin i zielem naskładali tu w; cielem, —
dla Akacji i Lipy wschodzącej: biurokracji; —
I: słodkiego wina” a wiśni w: zalana kraina, — przeminie, —
:nie pryśnij się od pomarańczy:
,za wyplatana mama, wiosenka, do nana nana — tu tańczy:
spoczywaj sobie wen w dłoni Koali, którzy to byli wędrowni, a się nie tułali,
:przezorny mi tu zapisał, kto Kocha, przypisał:
,a ty se, a ty se: podlewaj:
I: Kochaj* mnie tak*
132. Dawid Motyka — to po co mi tu wracać
gdy mama serce proszę:
nieme odbłyski: i czułe szepty;
odblaski nawet z kołyski,
szafirowe nagrania
słoneczników zadania
otworzone serca aż dwa
spoglądnięte za wczas
w owczej wyobraźni
kochającej* się maźnij:
czekoladkowy z zakrapiania
z wód czystości wytrwania
płomienniej się wznosi zorze
o rosi zahacza się za pól:
i wybacza polarnej
przeniosę was wszystkich do moich traw
do moich pantofli
które słodziej o nosi się i młodzi
przeniósł bym cię:
teraz już wiem;
Kocham Cię co słodko se śpi:
przynoszę tu całe Mi: Jaki chce
przeniosę cię:
i tylko proszę,
tak proś:
sekundę za dwa, zaledwie, zadania twe zdania;
piorunem to zamknę litania się;
nie boim pozazdrościć cię:
za prości, zbyt w kości:
możliwie, są spokojni,
szumią się; niby lasem potrafią,
przesuwający się w czas, a wie:
uspokajający Nas czas:
i kładę się już spać:
już trzeba lulu la: :
słodziej zaśpiewam ci:
ty zaśnij: może, podusią brzmi:
trzymaj się za rączkę mnie:
pokochaj: i Mamę chcę:
i drzewo znów witać tu,
płomieniem zaświtać,
i siadaj: tu rosnę w zadania:
niebo serduszko do Mi:
133. Dawid Motyka — Miłości Raj…
I: Gdy nie masz już sił, a Twój Świat się nie domyka jak drzwi,
niczym powieka otwieraj mi usta swoje,
abym i ja za swoje dni, Wyczekał się co i Twoje:
Gdy świat Twój się zamienia w rozkosz oceanów
pomykasz włosem o aksamit pachnących tu kasztanów
płonącym Aloesem, z wietrzystym niebo skłania wersem
a„ Orchideę błogo spoglądam się: Ciebie Mój aż:
zazielenianej w traw, od włosów i liści, ptak co wrzosom powiewa
zauroczonym w dziecinnym Świecie jak Ja.
o poezji w flakonim dobijającym o” skroni:
i okien wszystkich mórz szerokiem:
i przeszłym w zdarzeniach:
po oku znów chowasz swą Wszystką twarz:
jakże prze miłym w spojrzeniach
skrywa słowa ku w zapomnieniach
Tak śpiewa w snach:
134. Dawid Motyka -:to: po co te zrzutki., -;Są;
niczym napiszę, a uwierzyłem, że podasz Mi swą Pomocną dłoń:
słono buliłem, i oddawałem się Mną:
…te wszystkie Błagania,
i od niechcenia,
...przykryci -;przykrości; — z wyboru „drania” olania, — (Ocalenia)…
.-Tego Największego, a zarazem głuchego kamienia; —
„ohydni ludzie, —
muszą wszystko mieć i wszystko wziąć, —
aby mieć miłym, i tylko se siąść, —
nie pomagając, jedynie boczą, wziąć; —
i krytykują, —
— uważając że właściwszych Foczą gdy ssą; butując; —
ohydni ludzie, — krzywdzą z niedowierzania;
nie umieją pojąć, co miał i był do stracenia,
i dodania: od płacenia, za czas starania:
— nie wiedzą po co żyją, a co tylko chcą;
— pogardą mówić; ludzkim wspomnieniom; —
i byle brną; —
nawet nie czynić potrafią, tak są bez nóg i rąk kłapią, —
jedynie rózgą naczłapają, wymachując niczym pędzący z łąk z bomby;
co w ustach ich gorzki smak, do pełna zażywać…
od a do żyta, tego szerokiego koryta; — ożywiać,
którego potem i inni też chcą, — tylko se wziąć, —
powiedźmy już kipnąć, zaraz kląć, — …
„bezwstydni ludzie pyszni są, —
,a i bogaci, byle bez duszni, brudzą, pogardzić chcą;
:Prze czyści są: Właściwi:
ohyda się sieje z same gorszenia;
o zgrozo z czyjegoś Błagania, i sensu istnienia, —
i chcą; —
— bezwstydni ludzie, lepszymi się uważali; —
ohydni znoszą dumę; siebie wywyższając,
zataczając o krąg:
nic z siebie nie dali; — uciekając; —
z nie dowierzenia, do swego istnienia, —
,a wiedzą jak przecież jest życie…, z czychego mamienia; — kto jest z kamienia; —
Rodzą się bez serca i ludzkich ciał; —
O twarzy Hitlera z wapienia, z szumiących fal; — gubiących niechcenia, —
tuż obok lenia, ich cienia, nastawiając na sporo ślepotnych głuchego mienia; —
budząc tym samym rodzące nieszczęścia, tym samym co od godzenia; —
Me wszystkie marzenia, które: i miał; — i czego to Pragnął i chciał: od lat, wyczekał:
co które są potem by iść gdzieś do siebie,
tu się spojrzało, w parzyste westchnienia: w Mym niebie*
a i stawiając ten pierwszy kroczek:
a i nie: a do kwieciem, dudnić rockiem, otrzeć łzy z okiem, gdy Mój: ojciec: on wie,
od donic huśtawką; — nastawiając, —
i potem śpią się za jeden roczek, siebie kochając,
z pukawką, — siebie zwalniają; — swe życia,
którym to słodko się witał, — policja.
wtem głaz idzie i płynie się w dal:
niczym po sobie, to echem się zgadł:
a„ i tyle jest i był skłonniejszy do Piotra, sławniejszy o w pali:: o wrota…
Słowo (nie jakimi) — to Harcerzami, Lojalnymi i słownymi się wdali, i k. m.
— którego nikt przecie nie miał, bo nie chciał:
pamiętać; —
lecz gdy został dobity; — za jego zaborcze zdobycze, trofea, bo był bity…
przyszła nędza…
:została historia przebita; —
„sporo ciał” — ta: wyklęta, —
gdy widziano widmo proroków, — wbijano ich z: wdzięczności, o gołej słowności, skromności,
jak: Doskonałe Bożemu w Skłonności: W: Miłości. Z wyroku!!!
I Prawd jest już kilka, nie jedna, druga,
co ich już nie widać, a gołym okiem, o łzy smoków, sobie tak swobodnie spływać, —
— mu podał dłoni przecie nie raz,
jak czysta rzeka: poi swój skarb: nie w twarz;
— nie jakaś kłoda, zamulająca dziś czeka;
Walcz!
i niechaj nastanie się wiekuista zagłada, —
co od i dla pieniądza, się zrzutkę wkłada
Teraz jest i była mowa:
dobitna Woda; —
135. Dawid Motyka — wyjść nikomu, gdy ciągle pada — to tylko on: niech spada
czy to koła, o morze figlarne tak idealne:
co mi tu zalata, ten mi tu chrupka zajada sałata
czy w wiośle są czyjeś litery na południe; —
A mi w dzięciole, słodko czeka se w swym rosole iś wolę;
a czy kaszel można narzucać, odrzuca się;
co mi tu gruchać, nakryjcie się: I niech z kopułka se je
czy mistrz tu ustaje się w chrupkich, — zawiera”
jak w rzeczkach, taka tu Kawka, czemu zastawki tli ptaszki:
czy mój czołg mógł mówić teraz i nieraz:
a zgniótł ten zgnity rok w; bęben, jedyny pył; i młot,
a czy niesie się ta cała baranina owiec i chmurka:
tak jemu się trzyma, tuż obok mnie,:słodka słonina malina:
jak słodko se śpi, to niech chrapie mi:
a brzuszkiem to sobie łapię, —
i co tu widać a wyżej powiew w zakonnicach
niech siada nim złodziej się zakrada o łupu cupu z: szpica; bucu:
w rajskiej krainie, i z mojego słodziaka, mucha się tu: zatacza zakrada;
ta cała koszulka, przemiło otula w roszpółka, krótko.
I: kiedy się w tobie znajdzie na piętrach:
taka Wybiera, co sobie w parterkach::Kocha: Moim: W::Kołderkach:
i mów mu Kochaj, i teraz: Cała wyśniona, tam będę w piosenkach ocałuj::i pełni w milionach:
136. Dawid Motyka — Kochaj: co Maj
ta” przepióreczka była moja mała,
co ciągle o żądło w: sidełko się bała
a w szarych, w kaloszach: kokoszach porusza,
słodziej oh” słodko dawaj dwa całusa,
a była sobie ta zima niewielka:
co ciągniki w chliwie za pęka:
a sercu nanosi się kamień tak: usunęły, —
omiń mnie proszę mój: litościwy mały:
i poszły se razem do lasu w mego pastucha:
pomylił kościelny w: weselnego ducha przyniosę:
i licho daj podnieś się zaraz o proszę,
mi: często za garnek się tobą uproszę:
i Lili laj: motylkiem mi:_ daj:
Kocham cię ach: moje tym słodziej:
kocham: co bardziej, w mej wodzie:
Kochaj swój złocisty Maj:
Kochaj oh: Kochaj co daj:
czym prędzej załapaj się wianucha:
ma słodko wiernista: co była z Serducha:
i w moim we: dwoje: niechaj najmodniej się zgra * * * * *
oj Lili La: Kocham cię i Da*****
i czystym nagraniem, kładę w swej Mamie i: Ja*****
czym wyżej, tym możesz się nanieść, oh nieźle ułożę się,
czym prędzej, to tym jaśniej, przyniosę, zaniosę się:
Przędzę, mym dzwonnistym Dniem: Przyjdę,: *
137. Dawid Motyka — a, jednak, polecą
Mój miód:: częstuj się wygodnie, —
gdyż w mój; brud; to potem konnie; —
Koliber Mój mały: —
Kochaj mnie całym *****
ah* daj kocyk ciepłym dziś małym:…
Kochaj się z: wrześniem: toż pełen uniesień;:tak tudzież u: wyniesień:-
* * * * * W: Umiłowanym * * * * *
Kochaj się: gdyż moje: są wszystkie pełne: do Chwały: … idąc tak… do ciernistych: *Wzruszeń * * żywym: popołudniem:
:słuchaj mnie: tak jak Ja się czuję: oh: właśnie: — tera dziękuję_ *.*
Kichnij mnie wiosną, — niechaj sanki nam cisną: Mam: Te: Wszystkie::: nocą Przyniosą: tak mocno W: czułościach:
* * * * * wyrosną * * * * *
: o to śliczni, gdym się tak nocą miłosną wydaje, — w: modelki niechaj se kroczą:- porosną w: zwyczaje:-
tym żyznym powietrzem, grzesznym cieniem, ukrytym spojrzenia błaganiem dziś nie wiem którym to się stanie:
138. Dawid Motyka — aleja w drzewnym śpiewie ***Błogostaju
i od mokrutkiego drzewa, i od zwietrzonego nieba, oh: ciebie mi trzeba*
i od ptaszków zwisających koraliczków buchających kawałoczka w miód i chleba
kwiecistego moc spojrzenia, winogrona i poziomek dla twych drabin i koronek*
i puszystego dla kołderek jego, mięsistego od Aniołka, właściwego umywania fletu ugrywania:
:i czystego prania, za co mi zabrania; — szukaj siebie mój wygasły w glebie;
poproś malin stale, czemuś był w gitarę, poproś teraz prosę, kochasz nim poniosę:
dziękuj moim wcale, Sercu nanoś żale, *miłości oddaję wiemy, w całości i Kocham Lili: Dajemy * * * * * nim prości, niech ponosi, niech uskacze i wypłacze* ale kocham mniam, moje sią te wszystkie tam* Wszystkie Nasze dziś błagania, i już bez* zapominania* tam tam tam: tu *Miłości Lili dam*****
139. Dawid Motyka — powywracane marzenia
jak: Twój jeden krok, przewracają się: na sianku, w bok, — Pomurnika,
w: rok o: dzban:
jak śpiew ptaków, zatrważają, — o wąsko rwący gniew; — o panie; —
u tych wszystkich fortepianów, co porzeczek i agrestu nabirają:
rysujących w cumeleczkach, w niemych buteleczkach:
na flecikach i skrzypeczkach grają:
:w flakonikach mi się tu wtulili, nim się pomodlili: Jer witają:
my tu pożywamy:
częstowani, tu mi koniku gnaj***
jak jeden Lili laj* * dla Mami*** tu chciej*** tu graj*
daj Mojej Miłości aj* W: każdą stronę dźwięków, — chcę ci płonę: graj*
daj w orzeszku: co mi: jemy* kawałecków wiemy:
:otwieramy słonko wyżej hen: tego mi miej:
dla tych wszystkich Kwiatów u: jeleni: omlecikiem i owocem:
:pocałunków i w zieleni:
zjem poezją, którą często gnają ci; —
mi tu gęsto się nadal w wonii tli: aj: nim zawiruje zarumieni w ten wieczysty świat króluje:
putem: śnieżni: wiozą ciebie:
Wszystkie narastacie* mi:
dla mojej Ukochanej ***** Lili * * * * * aż: Po te wszystkie dni:
140. Dawid Motyka — ***** niczym spłodzona *****
Kochana:,a mi to lata; —
a co tam cała sałatka, dzisiaj do Bratka:
a wołam, niechaj se spływa; —
niczym babka, — całkiem nie żywa; —
i okrzesana, za dnia, — znów jest zalana, —
pędni nie biorą; — a po Włosku pobiorą;
e, — co tam, — za w: Gaju: To po Hiszpańsku:
W: Hipopotamku maleńkim*
Jest taki słodzieńki: W: podzięki*
bez pomyślenia: tak jakby od niechcenia:
a ku jedynego ratunku, co znów łona:
a śpi se, i ciągle se kona, — si Halleluja*****
— ;niby zwietrzona; żona, — wybrzusza;
a czy tak to wiątko, a” grząsko, w cielątko:
ot: tak wysoko, i po okrąglutko; Mi: milutko:
taka maleńka* Matula *oh: Moja* — Nim utrudza***
:i się wzbudza, — ta cała Watka: przewyższona;
:Niech ta piąteczka* a, znów się; — wywraca; —
gdzie jedzie bez kółek; — ależ z: Jaskółek; —
byle do Rooma; — ta cała Prawda przemieniona: -,
są: W: cztery latka***** niczym cała w: za: Światkach*
A w: Mym Ideale* Kochanym co: W bale:
Przytulaj::i Ukochaj***** i słodko mi: śpiochaj* | *
:i Przybywaj***** i usiądź tutaj*****
Moja Ukochana Lilianna***** Tylko Najdroższa*****
141. Dawid Motyka — już nie trzeba iść
nie trzeba się starać, tak bardzo:
ani dodawać, udawać, przyklasnąć:
nie trzeba myśleć nic:
ciągle wyśnię, to trzeba pic:
nie trzeba wybierać, ani żeglować:
co Polskę Wspierać, Kochać, przyjmować:
już nie wolno mi tu zaglądać się do okna wcale:
żegnam, co Kochać się stale:
i Moje są wszystkie te słowa:
I czyje nie twe, o nie: od nowa:
czemu mojemu tu ciągle chcę, a chciej, pomykać. —
choć do mnie dziecię, —
Ja Kocham Cię***** I oddaję się*****
142. Dawid Motyka — Rzemiosło Uciemiężane::i Cała zmieniona|. ~ ~ ~ | *** | |
Gdzie statek dopływa|
Cudne: mi dane* czego nie słyszy się; — a widzi:
Jury: mi tu zaglądało: gdy słonko: czerwone:
siebie witało:
Jury: czy ciebie mi tu widywać?…
ah słodko mi*
och mało, za mało, by się zagrało: —
Jak mocno siebie można słuchać, — niechaj wydmuszka pływa:
Taka bez końca: —
Wygłuszka Zawieruszka:::
a, mi jest prze mało: — Moje Kochanie*****
Jury, — tak ważne są: Te Nasze:
Wszystkie_ *Maleństwa***, i: Moje są wszystkie drzwi: —
i: policzone są całe te dni:
Tak duże i ładne: i cenne: Mi: Tak* Mi: mniej,
:i czym prędzej się rozpędza; —
* [*], —
Pouczę się, by wyjść wyżej,:i nim zacnę zejść: —
Pościelaj się, i siej: dłużej:
i Ślicznej***** i stoję/
Tak Mocno::i Kochaj: Chciej*****
Moje Jury: jest nadal Tym; — Moim Szczęściem*****
— co wyznacza tory zaklęciem: przejęciem* się:
w Bory: Jasielskie: w Jagnięciem: i stróżem: wiem:
i: Nasza Żywa Woda: Warzywom* daj:
I: Życiem wyznacza: —
i *Ciebie Lili***** Mi*****:i Tylko Ciebie Chcę***** Moje Lili*****
143. Dawid Motyka — normalni ludzie, jeszcze są, —
cieszą swe michy,
:i jeszcze tlą,
Kochają się z: Wdzięczności*
dziękując, że żyją, W: radości:
Wstydliwi ludzie, nieszczęśliwie za: Mili; —
siebie malują, są; — ukąśliwi; —
a któż je opłacze, — o krzyż bogacze: —
Cierpi za jego chacie: —
oh! czy wy są Szczęśliwi: w Miłosnym Baju** Prawdziwi?!.
niech się: Promiennieje* słonecznikiem *po niebie*
W całym Naszym kraju* niczym Blue jay
oh* Mój ty byłeś, — eh, — *Jesteś Ty* W: *Raju*****
Kwiatuszku Mój drogi* toż tyle drogi* proszę pomału*
Niech wstaną Twe* wszystkie rosy i W: Tęczę:
w dzikie kaczeńce, W: Anielskim Pacierzem*****
i: W: Jej Ręce*****
144. Dawid Motyka — przywołaj się ty: — mój brat;!
i Będziecie siebie nie kochać cię wcale; —
i nie szlochać; —
i nie wspomagać wspierać nim bat; —
będziecie cierpieć nieraz, i uciekaj!.
i narzekać chce; —
i uciekać chciej,
i nie wzmagać, przecie wie; —
będziecie szli pieszo w złym; — co z rzeki; — # pływa se:::
które do drwiny chciej; — z żywą kłodą; — i meliną, ' Sową; — chciwą; —
i łapczywą;
_______________________________________________________
***** i gdy góry tych dwojga, dziś ku sobie mają *****
i Kochają***
byś potem sierpień: zapełnił z polnych dróg i nieba#
abyś było w srogie zimy, tym drewienkiem trzeba*****
:i byś mógł: słodko winnego chleba*** w Aniołeczku*****
tak tu wyjrzy *słonko co W: Niej***** dzwięcznej: dziewczyny miej:
a W: Serducho Ciebie Kochaj***** Chcę owoców
i ujrzy mą Jabłonką*****
co kto ujrzy i: podniesie się;
to w mej burzy, co w me zboże, a co nie:
i kto zacznie wielbić Ciebie Całym*****
przyjmie się: w Motyle*****
~ ~ ~ Pełen Chwały ~ ~ ~
145. Dawid Motyka — Kajzerkowa sałata
z twych oczu ziaren, nie można przeklinać, —
gleb mokrych jak lód:
nie można przedostać walczyć napominać; —
w pokątnych z ust nim zawołać
w talent, przepiszczę, w sen warto podołać
uczynków wydostań zen w swą modlitwą;
nim wygłodzoną hieną podbić z blizn
i przestępstw twardzielką okrąglejszej do piły wodnej
przywołaj pogodnej
i klucz dopasuj do z pędzącej sauny wagonim
głucho niemej Warszawy, o Kajzer skały płodni:
zahaczali”
by być przerażona, ta taka zatwardziała żona
trzydzieści Kamczatek ohydą się śmiała odmłodzona
a o bawoła o grosz mi się; nie zawstydzaj
mętnie poczekaj nim tu zakryta, nie wybrzydzaj;
_______________________________________________
|i spała… i tli, aż miała, ta ważka spełniona
sto dźwięków na miotle do idę wtulona:
wygrywaj se w plotę, to tera do pełna;
***** znów złotopiękna *****
a skoro sześć niespełna chata
umywaj se z błotem, po noce
com potem, pędzelku bunt z płotem|
W; trzydziści owiec trza Sercem pic,
nie tylko siać, wstać i goło nic;
146. Dawid Motyka — przywitają
hen patrzają gdzie te wszystkie łąki zielone
perliczki malowane pod niebosy wychwycone
i krasnalim nalewomy
cudowianki wam wtulomy
i przesmyki kolorowe
skoro ranki głaskom sowe
koteczkami przywdziewamy
własne dzbanki ochrzczę mamy
i cukierów dorzucimy
skoro wianków w włos rzucimy
i ltianiem uśpiochamy
przewdziewamy co schowamy
i Miłości mi tu graj
u lu laj — laj laj laj
i przezornym wać o sianie
wychodź proszę w mym bałwanie
i suń do reniferów
płyń wielorybim i z kamieni wiemy wsio i rybim
co piłę gro i ho a choj Jo!
Suwaj Dunaj, siadaj turlaj się w wannie
przychadzaj się do mnie w Pannie