E-book
13.65
drukowana A5
Kolorowa
63.82
Mój Kraków dla Ciebie

Bezpłatny fragment - Mój Kraków dla Ciebie

Stare Miasto Kazimierz Podgórze


5
Objętość:
149 str.
ISBN:
978-83-8245-067-5
E-book
za 13.65
drukowana A5
Kolorowa
za 63.82

Dziękuję mężowi — pierwszemu recenzentowi

— za wsparcie na każdym etapie powstawania tej publikacji


Dziękuję Krzysiowi i Darkowi — przewodnikom krakowskim

— za cenne uwagi, merytoryczne wskazówki i motywację

w chwilach zwątpienia



(…) Bo ja kocham, kocham mój Kraków,

Te uliczki we mgle jak ze snu

I ten Rynek z setką dziwaków,

Co im duszę skrzydlatą dał Bóg.

Kraków znalazł mi miejsce w swych dłoniach,

Zwiodły mnie tu szczęśliwe manowce,

Bo poezja jest tutaj jak Błonia,

A poetów to tutaj na kopce (…)


(… ) Są Dubaje i inne Paryże,

Gdzie i więcej, i szybciej, i modniej.

I co z tego?! Ja wolę Kazimierz,

Co niespieszny i cichy ma oddech (…)

Rafał Kmita

Wstęp

Kolejna książka o Krakowie… no ileż można?!?

W gąszczu przebogatej literatury i tysięcy przewodników na temat tego królewskiego miasta, moje małe co nieco… szumnie dumnie nazwane „książką”. Niemniej jednak bardzo się cieszę, że sięgnąłeś Drogi Czytelniku po tę publikację, w którą włożyłam swoje poznańsko-„krakoskie” serce.

Chcę oprowadzić Cię po „moim Krakowie”, opowiedzieć o miejscach mi bliskich, ważnych, wyjątkowych. Miejscach, do których zawsze wracam. Swoją wiedzę o Krakowie zdobywałam (i ciągle zdobywam) sukcesywnie, czytając zarówno książki naukowe, jak i przewodniki czy artykuły w Internecie. Jednak aby Cię nie zanudzać, zrezygnowałam z przypisów oraz odwołań do literatury naukowej i z ogromu dat, które i tak zawsze się „ulatniają”.

Zapraszam zatem do lektury i wędrówek po ścieżkach Krakowa. Spacer, na który pragnę Cię zaprosić za pośrednictwem tej książki obejmować będzie Stare Miasto, Kazimierz oraz Podgórze. Nie ukrywając, że najbliższy memu sercu jest Kazimierz.

W publikacji wykorzystałam zdjęcia swojego autorstwa (oraz 7 fotografii dzięki uprzejmości Darka Kuchty) celem zobrazowania miejsc, o których piszę. Jak słusznie zauważysz, wszystkie fotografie pokazują opisywane miejsca z zewnątrz. Jest to efekt zamierzony, by skłonić Cię do osobistego ich zwiedzenia.

***

Śmiem przypuszczać, że prawie każdy wzmianki o Krakowie zaczynał od legendy o królu Kraku, jego córce Wandzie i oczywiście smoku wawelskim. Legenda legendą lecz archeolodzy szacują, że zalążki miasta należy datować na VII wiek, czyli jakieś 1,4 tys. lat temu — a właśnie prawdopodobnie wtedy wzniesione zostały kopce Kraka (Krakusa) oraz Wandy, czyli legendarnego fundatora miasta i jego córki.

Pierwsze podania o Krakowie przedstawia w „Kronice polskiej” Wincenty Kadłubek — niezwykle wykształcony jak na XII wiek kronikarz. Kadłubek Kraka nazywa Grakch, a miasto, które założył na wzgórzu to Gracchovia — czyli Kraków. Kronikarz sugeruje jednak, że nazwa miasta mogła wziąć się od „krakania kruków”, które zleciały się do truchła potwora (smoka wawelskiego) pokonanego przez jednego z synów Grakcha.

Kopce Krakusa i Wandy istnieją do dzisiaj. Kopiec Kraka znajduje się w dzielnicy Podgórze i można z niego podziwiać panoramę Krakowa oraz magiczne zachody i wschody słońca. Natomiast Kopiec Wandy usytuowany jest w Nowej Hucie, według legendy w miejscu gdzie rzeka wyrzuciła ciało królewny, która utopiła się w Wiśle nie chcąc poślubić germańskiego księcia.

Spotkałam się również z inną wersją wydarzeń dotyczącą Wandy — otóż piękna królewna miała stanąć ze swoim wojskiem naprzeciw księcia Rydygiera (który ogłosił, że jeżeli Wanda nie przyjmie jego zalotów, on napadnie na Kraków) i swoją odwagą spowodowała u niego ogromne wyrzuty sumienia. Porzucony przez swych żołnierzy (którzy w obliczu urody Wandy odmówili walki), miał nabić się na swój miecz.

Historycznie, najstarsza wzmianka o Krakowie pochodzi z roku 965, kiedy to żydowski kupiec i podróżnik Ibrahim-Ibn-Jakub w swej relacji o państwach słowiańskich wymienia Kraków (Karako) jako bogaty gród leżący na skrzyżowaniu handlowych szlaków (m.in. szlaku bursztynowego), pośredniczący w handlu nawet z Konstantynopolem. Najpierw przebywała tu ludność, która trudniła się myślistwem (łowcy mamutów i niedźwiedzi), później — prymitywnym rolnictwem i hodowlą. Osadnicy na tych terenach zmieniali się. Po ludności pochodzenia celtyckiego, w VI wieku po Chrystusie pojawili się pierwsi Słowianie. Na terenie obecnego Krakowa przybywało siedzib ludzkich, gdyż sprzyjały temu dogodne warunki naturalne (żyzne nadwiślańskie obszary).

Kraków, który przez pięć wieków był stolicą Polski, skupia aż ¼ zasobów muzealnych naszego kraju. Podróż do królewskiego miasta to spotkanie z najświetniejszym okresem naszej historii. Warto nadmienić, iż w roku 1978, Krakowskie Stare Miasto wraz z Wawelem i Kazimierzem znalazło się na pierwszej Liście Światowego Dziedzictwa UNESCO. Wówczas to prestiżowe wyróżnienie otrzymało zaledwie 12 najcenniejszych obiektów na świecie, w tym Chiński Mur oraz egipskie piramidy.

Stare Miasto

Niewątpliwie pierwszym skojarzeniem z Krakowem jest Wawel. Wawel, którego nazwa wywodzi się od staropolskiego słowa „wąwel”, oznacza suche wzniesienia nad mokradłami — takie usytuowanie zamku dawało możliwości skuteczniejszej obrony. Zamek Królewski na przestrzeni wieków przebudowywany był wielokrotnie. Prezentuje sumę stylów: romańskiego, gotyckiego oraz renesansowego.

Do wawelskiego wzgórza dochodzi się ulicą Kanoniczą. Nie mogę nie napisać paru słów o tej ulicy — jest tak malownicza, że będąc w Krakowie, po prostu musisz ją zobaczyć. To jedna z najstarszych ulic miasta, o renesansowych korzeniach, mogąca poszczycić się bogatą i długą historią, sięgającą pierwszej połowy XIV wieku. To m.in. tą ulicą spacerowali Kazimierz Wielki, Władysław Jagiełło, Jan Długosz, Wit Stwosz, Mikołaj Kopernik czy Stanisław Wyspiański.

W Domu Dziekańskim pod nr 21 mieszkał w latach 50. i 60. XX wieku Karol Wojtyła (najpierw jako kapłan, później jako biskup pomocniczy diecezji krakowskiej).

Pod nr 25 zobaczymy Dom Długosza pochodzący z XIV wieku. Sam średniowieczny polski historyk — Jan Długosz — zamieszkiwał tę kamienicę w XV stuleciu. Pod koniec XIX wieku mieszkanie i pracownię miał tam utalentowany krakowski rzeźbiarz Franciszek Wyspiański. Synem Franciszka był sławny artysta Stanisław Wyspiański, który w młodości znany był przede wszystkim z… łobuzerki — czego dowodem jest jedna z jego przygód.

Młody Stanisław w 1882 roku razem z trzema (nie mniej później sławnymi) kompanami: Józefem Mehofferem, Henrykiem Opieńskim i Stanisławem Estreicherem zakradli się na katedralną wieżę i rozkołysali dzwon Zygmunta. Dostojny dźwięk dzwonu, słyszany bez żadnej okazji, przykuł oczywiście uwagę krakowian i katedralnych świątników, którzy bez trudu ujęli samozwańczych dzwonników. Młodzież postawiono przed samym biskupem Albinem Dunajewskim. Na szczęście biskup znany był z łagodnego usposobienia. Zapytał więc Wyspiańskiego, który okazał się głównym prowodyrem, dlaczego namówił kolegów do poruszenia Zygmunta. Wyspiański odrzekł, że chciał, aby dzwon zadzwonił tylko dla nich. Na to biskup odrzekł: A czy wiesz, że na to trzeba być znakomitym mężem?, i tym pouczeniem duchowny zakończył sprawę.

I tak oto po latach okazało się, że Stanisław Wyspiański „znakomitym mężem” był. Dzwon Zygmunt zadzwonił tylko dla niego podczas pogrzebu, który miał miejsce 2 grudnia 1907 roku (w uroczystościach pogrzebowych uczestniczyło aż 40 tys. osób). Należy wspomnieć, iż sam Wyspiański nie życzył sobie mów pogrzebowych. Nad jego trumną „przemawiał” tylko Zygmunt. Po raz drugi tylko dla niego.

Nasuwa się jednak pytanie, jak czterech nastolatków mogło rozkołysać Zygmunta tak, by zadzwonił? Przecież do jego uruchomienia potrzeba kilkunastu dzwonników. Aby to sprawdzić, w 2011 roku w katedralnej wieży przeprowadzono eksperyment. Czterech gimnazjalistów, pod czujnym okiem proboszcza katedry i starszego dzwonnika chwyciło za liny i mimo wszystkich sił, Zygmunt nawet nie drgnął. Jedynym sposobem, aby wydobyć dźwięk było poruszanie samym sercem dzwonu, co podczas eksperymentu udało się przy pierwszej próbie. I zapewne tę możliwość wykorzystał Wyspiański z kolegami ponad sto lat wcześniej.

Według legendy w XIV wieku w budynku przy ulicy Kanoniczej mieściła się także łaźnia królewska. Ponoć właśnie tam dworzanin młodziutkiej królowej Jadwigi Andegaweńskiej podglądał przyszłego króla Polski — Władysława Jagiełłę. Zrobił to na polecenie królowej, która nasłuchała się, że Litwin był gburem, dzikusem i obrośniętym futrem potworem, bardziej przypominającym dzikie zwierzę aniżeli człowieka.

Gdy wspominam królową Jadwigę, przypomina mi się historia pewnych jabłek.

Młoda księżniczka węgierska, wyjeżdżając z rodzinnej Budy by objąć tron w Krakowie, podróżowała bardzo długo, więc orszak zatrzymywał się na noclegi i strawę w różnych miejscach. Nocowano w magnackich zamkach, dworach, w klasztorach a także w karczmach. Zdarzenie, o którym chcę napisać miało miejsce właśnie w jednej z karczm. Gospoda była w biednej okolicy, na wykwintny posiłek dwór wraz z królową nie mógł liczyć. Chcąc wynagrodzić w jakimś stopniu niedogodności, na deser podano miejscowe jabłka (niektórzy twierdzą, że mogło to być w Łącku słynącym po dziś dzień ze swych sadów). Okazało się, że tak pachnących, smacznych i dorodnych królowa nigdy nie jadła. Poleciła zatem dworskiemu ogrodnikowi, aby zabrał szczepki tychże owoców i po przyjeździe do Krakowa posadził je w wawelskich ogrodach. Tak też się stało.

Po dłuższym czasie, będąc już na Wawelu, królowa przypomniała sobie o jabłkach, które jadła w drodze do Krakowa i poprosiła służbę, by przyniesiono jej jabłka z ogrodu. Podano nieduży koszyk jabłek, które w ogóle nie przypominały tamtych dorodnych owoców z karczmy. Były nieduże, wyglądały biednie, niezdrowo — jedynie zapach był ten sam. Zdziwiona królowa z niedowierzaniem zapytała z polska po węgiersku, gdyż jeszcze myliła się jej ta mowa: „Kosz telo?” — co miało oznaczać: Tylko koszyk? Dworzanin odpowiedział jej, że to wszystko co urosło, jeden koszyk. Andegawenka poleciła by szczepy jabłoni wyrzuć z zamkowego ogrodu. Wycięte drzewka trafiły w ręce wawelskiej służby, która rozdała jabłonie krewnym i przyjaciołom. Ci, sadząc je w swoich ogrodach doczekali się po jakimś czasie niezwykle smacznych i pachnących owoców.

Od słów królowej Jadwigi nazwano je kosztelami, i pod tą nazwą znane są w Polsce aż po dziś.

Wracając jednak do Wawelu.

Na wzgórzu polecam zwiedzić katedrę z grobami królewskimi, które są dowodem naszej tożsamości narodowej. To jedna z największych w świecie nekropolii królewskich. Pierwszym z władców, który spoczął na Wawelu był Władysław Łokietek, zmarły w 1333 roku. Poza nim, na Wawelu pochowani zostali niemal wszyscy polscy monarchowie.

W katedrze i jej podziemiach znajdują się groby królów, królowych, dzieci monarszych oraz książąt kościoła, wielkich poetów i bohaterów narodowych. Warto zobaczyć także — wspomniany wcześniej — ogromny dzwon Zygmunta bijący tylko z okazji najdonioślejszych dla miasta oraz kraju wydarzeń. Odlany w XVI wieku z przetopionych armatnich luf olbrzym waży ponad 12 ton. Do jego uruchomienia potrzeba 12 dzwonników (Bractwo Dzwonników Wawelskich liczy ok. 30 osób a przynależność do bractwa to wielki zaszczyt. Na co dzień, osoby te są architektami, dyrektorami przedsiębiorstw, historykami sztuki, uczniami i studentami), a głos niesie się w promieniu 12 km od Krakowa.

Zamkowe wnętrza to przede wszystkim wystawy: kolekcja wschodniej sztuki i trofea wojenne, królewskie komnaty, unikalny zbiór flamandzkich arrasów oraz archeologiczne odkrycia świadczące o ponad tysiącletniej obecności chrześcijaństwa na ziemiach polskich. Arrasy na Wawel sprowadziła z Włoch księżniczka mediolańska Bona ze Sforców, późniejsza królowa Bona. Następnie Zygmunt Stary zakupił w Antwerpii 18 kolejnych tkanin. I tak, od czasu swojego panowania, czyli od roku 1549, zaczął zamawiać w brukselskich zakładach nowe, przepiękne — jak wówczas je nazywano — tapiserie lub opony flandryjskie. Pasjonatem arrasów oraz kupcem był również ich syn — Zygmunt August. Cała kolekcja liczyła 356 gobelinów, do dziś pozostało 136 sztuk. Mimo tego, krakowska kolekcja wyszywanych złotem i srebrem tkanin jest jedną z największych na świecie.

Godny uwagi jest także wawelski dziedziniec, na który prowadzi przejazd bramny umieszczony w zachodnim skrzydle. Dzięki takiemu usytuowaniu wejścia, zwiedzający mogą zobaczyć najbardziej okazałą i dekoracyjną część dziedzińca. Przechodząc przez długi, zacieniony tunel bramy wjazdowej, zobaczysz piękne, oświetlone słońcem ażurowe krużganki otaczające rozległy dziedziniec.

Od lipca 2020 roku uruchomiono nową trasę plenerową obejmującą m.in. zwiedzanie zachodniego skrzydła Zamku Królewskiego, który w swych podziemiach kryje relikty Kościoła pw. św. Gereona. Według legendy właśnie w tych reliktach znajduje się czakram, czyli cudowny, „kosmiczny” kamień będący tajemnym źródłem energii, budującym harmonię w umyśle człowieka, wzrost wiedzy oraz błyskotliwość myślenia i rozumowania. A skąd wziął się cudowny kamień na Wawelu? Ponoć umieścił go tam mag Apoloniusz, filozof pitagorejski, który uważał się za pośrednika między ludzkością a bogami.

Na świecie jest siedem czakramów i każdy jest przypisany do innego ciała niebieskiego. W Jerozolimie (Izrael) — Słońcu; w Mekce (Arabia Saudyjska) — Merkuremu; w Delhi (Indie) — Księżycowi; w Delfy (Grecja) — Wenus; w Velehrad (Czechy) — Saturnowi; w Rzymie (Włochy) — Marsowi, natomiast w Krakowie — Jowiszowi.

Schodząc z Wawelu nad brzeg rzeki Wisły, zobaczymy rzeźbę smoka wawelskiego i wejście do Smoczej Jamy. Rzeźbę smoka wykonał w 1972 roku Bronisław Chromy, krakowski artysta, uczeń Xawerego Dunikowskiego. Odlany z brązu smok osadzony jest na wapiennej skale, a dzięki wbudowanej instalacji gazowej zionie ogniem z otwartego pyska. Artysta miał jednak inną koncepcję rzeźby smoka — chciał aby rzeźba znajdowała się w nurcie Wisły, jakieś 30 m od brzegu. Smok miałby mieć wówczas głowę buchającą ogniem, a na bulwarze pod Smoczą Jamą miałyby znajdować się olbrzymie smocze łapy odnosząc się do wyobraźni turystów, jaki był ogromy. Pomysł ten jednak nie doczekał się realizacji, gdyż uznano, że rzeźba w Wiśle zatrzymywałaby płynące rzeką zanieczyszczenia.

Wielu turystów myśli, że olbrzymie kości, które można zobaczyć pod zachodnim wejściem do katedry wawelskiej należały do legendarnego smoka wawelskiego. Kości te prawdopodobnie zostały w Średniowieczu wyłowione z Wisły i mogły należeć do wielkiego zwierza epoki lodowcowej typu mamut, waleń czy nosorożec włochaty a umieszczenie ich w najważniejszym wówczas miejscu w Krakowie miało odstraszać od niego złe moce — podobnie jak w katedrach nadreńskich.

Kości umocowane są na żelaznym łańcuchu, a według jednego z przesądów, jeśli spadną — katedra wawelska się zawali. Według innej legendy — gdy łańcuchy pękną a kości spadną na katedralne schody, zakończy się historia Krakowa.

Ulica Kanonicza w stronę Wawelu — fot. Ewa Głowacka
Ulica Kanonicza w stronę Placu św. Marii Magdaleny — fot. Ewa Głowacka
Widok na ulicę Kanoniczą z tarasu hotelu Bogoria — fot. Ewa Głowacka
Wawel od strony Wisły — fot. Ewa Głowacka
Wawel — fot. Ewa Głowacka
Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 13.65
drukowana A5
Kolorowa
za 63.82