Od Autora
Cykl książek „Mityczne Dzieje Ludzkości” jest pracą badawczą mającą na celu odtworzenie mitycznych dziejów od czasów, gdy człowiek oswoił ogień (300 tys. lat p.n.e.); przez czasy Syren i Aniołów; wygnanie zbuntowanych Aniołów z Nieba i wyjście Człowieka Współczesnego z Afryki (90 tys. lat p.n.e.); Złoty Wiek zakończony Wielkim Potopem (40 tys. lat p.n.e.); Wiek Srebrny, Brązowy i Żelazny; po Wielką Apokalipsę (10–8 tys. lat p.n.e.) i ponowne odradzanie się cywilizacji (8–4 tys. lat p.n.e.).
Część pierwsza tego cyklu „Aniołowie i Syreny” jest próbą odtworzenia najwcześniejszych ludzkich dziejów. Narzędziem, jakiego użyłam by próby tej dokonać jest: żywa mowa — głównie polska. To ona pozwoliła mi rozszyfrować mity — głównie greckie i żywe w polskiej tradycji obrzędy i obyczaje.
W części tej udowadniam istnienie Atlantydy. Przedstawiam odmienny pogląd na ewolucję człowieka. Wykazuję, że tytani spłodzeni przez Uranosa (oś nieba) i Gaję (Galaktykę), bóstwa odpowiedzialne za przyrodę i zajęcia ludzi w dwunastu porach roku, byli protoplastami znaków Zodiaku. Oddziaływali przez te znaki na bioplazmę (energię Qi) krążącą w organizmach ludzi w dwunastu merydianach, wytyczonych na ciele człowieka punktami akupunktury — merydianach tworzących podobnie jak tytani sześć małżeńskich par.
Tym samym wykazuję, że globalna cywilizacja organizująca się na Ziemi, obejmująca dziesiątki tysiącleci ludzkiej działalności, jest organizmem zasilanym energią Słońca stymulowanym do rozwoju wpływami kosmosu i planet noszących imiona starożytnych bogów. Organizmem, który powstał w Złotym Wieku, przeżył Wieki: Srebra, Brązu, Żelaza i nadal rozwija się na Ziemi dzięki niebu i Słońcu z pomocą Księżyca i planet.
Mowa
Myśl — Mowa — Słowo
W grupie pierwszoklasistów wyróżnia się kilkoro dzieci. Przewyższają pozostałe sprawnością i pasją przyswajania wiedzy. Po ukończeniu podstaw nauczania uczniowie ci kontynuują naukę w szkołach ogólnokształcących. Tu różnicują się ponownie na przeciętnych i nieliczną elitę uczniów umiejących i kochających się uczyć. Po maturze, ci najlepsi kształcą się na uczelniach. Na nich, dwukrotnie już selekcjonowany zbiór uzdolnionej i oddanej wiedzy młodzieży poddany jest kolejnej selekcji. Po raz trzeci okazuje się, że w studenckiej grupie znajdują się osoby przeciętne i kilka osób przewyższających ogół zdolnościami i umiłowaniem wiedzy. Z tych wybrańców jedynie nieliczni mają szczęście zapisać się na kartach osiągnięć ludzkiej cywilizacji.
W dziejach ludzkości zawsze jedynie nikły procent ludzi aktywnie pasjonował się wiedzą. Wiedza o świecie odkrywana i integrowana przez ten nikły procent wybrańców kierowała rozwojem ludzkiej cywilizacji. Pozostali ludzie wcielali w życie i testowali efekty działalności tych wybranych.
Wielu sądzi, że ludzie przed tysiącami lat myśleli prymitywnie. Wnioski te wysnuwają na podstawie obserwacji życia plemion zamieszkujących do dzisiaj odludne zakątki ziemi. Ludziom współczesnej cywilizacji wydaje się, że myślenie zależy od bytowania. Hasło „Byt kształtuje świadomość” interpretują mylnie. Uważają, że prymitywne warunki bytu to słabe myślenie, komfortowy byt to ekspansja myślenia.
Sądzę, że ludzie zawsze myśleli na miarę swojego pofałdowanego, ważącego półtora kilograma mózgu. Myśl nie zależy od bytowania, myśl odzwierciedla byt. Osiągnięcia myśli człowieka na przestrzeni tysiącleci są jednako wielkie. Osiągnięcia rozumu Neandertalczyka, Człowieka z Cro Magnon, człowieka Złotego Wieku i współczesnego są porównywalne, dotyczą kwestii zrozumienia świata i przetrwania, różnią się jedynie interpretacją rzeczywistości. A ta ustawicznie się zmienia. Pradawny człowiek starał się przetrwać w środowisku przyrody. By przeżyć, starał się zrozumieć swój świat. Człowiek współczesny chce przetrwać w przeludnionym i skażonym odpadami świecie i również chce go zrozumieć. Różnica leży w tym, że tamten człowiek patrzył na świat dziesiątkami zgrupowanych w koczujących plemionach oczu, a współczesny człowiek obserwuje świat oczyma i zmysłami wielomilionowej cywilizacji.
Małpolud stał się człowiekiem nie wtedy, gdy wyprostował się, nie wtedy, gdy zrobił narzędzie z kamienia. Stał się człowiekiem, gdy opanował ogień i nazwał coś z otaczającego go świata po imieniu. Ogień zaczął go grzać i rozświetlać mroki nocy. W tej odrobinie komfortu utworzonego z ciepła, światła i czasu wydartego nocy narodziło się Słowo.
Biblia głosi: Na początku było Słowo.
Od momentu nazwania przez człowieka rzeczy po imieniu, życie na Ziemi znalazło skuteczniejszy, szybszy od zapisu genetycznego sposób przekazywania informacji. Zaczęło rozwijać się lawinowo i przekształciło w cywilizację. Historia ludzkości i związane z nią zmiany środowiska są ostatnimi sekundami w miliardowej historii świata. Dzięki mowie wiedza o świecie i przystosowaniu się do zmian w nim zachodzących rozmnaża się spontanicznie w aktualnych i kolejnych pokoleniach. Obecnie dzięki mowie inżynieria genetyczna przetwarza i rozmnaża informacje zawartą w genach. Ludzka mowa rozwija się nieustannie. Rośnie zasób jej pojęć i słów.
Mowa to nie tylko aktywność mózgu na przetartych neuronowych szlakach, to także opis aktualnej rzeczywistości. Pradawna mowa zawierała niewiele słów, wielotomowe słowniki współczesnych narodów ważą kilogramy. Pradawny człowiek, im dalej w przeszłość, tym mniejszą ilością słów operował. W procesie myślowym kojarzył barwy, kształty, dźwięki, zapachy, ruch. Dzisiejszy człowiek również mało słów używa. Zapatrzony w ekran telewizora zapomina czytać. Kojarzy nie słowa, lecz obrazy i dźwięki.
Można myśleć nie używając słów. Aktywność myślowa męska Yang charakteryzuje się kojarzeniem zdarzeń. Aktywność myślowa kobieca Yin stara się myśli ubrać w słowa w celu przekazania ich innym. Kobiety i mężczyźni potrafią myśleć obydwoma sposobami. Różnice w funkcjonowaniu półkuli mózgowych u obu płci sugerują, że przeciętna statystyczna kobieta myśli bardziej Yin a przeciętny statystyczny mężczyzna myśli bardziej Yang. Potwierdzeniem tej tezy jest fakt, że mężczyzna na pytanie kobiety — O czym myślisz? Odpowiada najczęściej — O niczym.
Jak można myśleć o niczym?
On myśli, tylko nie słowami. Trudniej mu wyrazić w słowach wyobrażenia kołaczące się w jego szarych komórkach.
Mężczyźni sądzą, że intelekt kobiety jest słabszy od męskiego. Mylą się. To język chcący opisać nową myśl powstałą w głowie człowieka jest zbyt ubogi. Gdyby nie wysiłek kobiety pragnącej myśl ubrać w słowa i przekazać innym nie było by postępu i rozwoju cywilizacji.
To kobiety tworzyły mowę, ubierały myśli w słowa. Mężczyzna, od początku ludzkich dziejów, nieskrępowany bezradnością dzieci, aktywnie uczestniczył w zdarzeniach zachodzących w otoczeniu. Dostosowywał się do zmian i czynił zmiany. Kobieta ograniczana potomstwem obserwowała otoczenie, porządkowała zdobywaną informacje, ubierała ją w gesty i słowa. Rodziła dzieci, pielęgnowała je, dopingowała do życiowej aktywności, uczyła zachowań. Jeszcze dzisiaj zawód nauczyciela jest sfeminizowanym zawodem.
Ktoś powie: w szkołach wyższych nauczyciele mężczyźni przeważają liczebnie nad kobietami. Tak, lecz człowiek najintensywniej uczy się w dzieciństwie i wczesnej młodości. Potem z reguły jest samoukiem. Akademicki nauczyciel nie uczy, lecz kieruje nauczaniem.
Sądzę, że prymitywne ludy i maleńkie narody przetrwały do dzisiaj po to, byśmy mogli spojrzeć na świat ich oczyma pamiętającymi dzieciństwo i młodość ludzkości. Byśmy mogli przypomnieć sobie i docenić osiągnięcia myśli naszych praprzodków.
Analizując i porównując słowa zawarte we współczesnych językach, związane z przetrwałymi do naszych czasów strzępami archaicznej wiedzy, można wiele dowiedzieć się o zamierzchłej przeszłości człowieka i jego wielkim intelektualnym wysiłku włożonym w rozwój cywilizacji. W kulturze i mowie narodów położonych na odludziu, z dala od wydeptanych przez historię szlaków, perły osiągnięć intelektu praludzi leżą na drodze. Wystarczy się schylić i je podnieść. Na uczęszczanych cywilizacyjnych szlakach przemieszczające się ustawicznie narody przeszłość wpisaną w słowa wdeptały głęboko w ziemię i trudniej ją odszukać.
Na początku było Słowo. To biblijne stwierdzenie obrazuje fakt narodzin Świata. Nikt tych narodzin by nie spostrzegł, nikt by tymi narodzinami się nie zachwycił, gdyby jakiś afrykański małpolud nie uświadomił sobie, że można przypisać dźwięk kamiennemu tłukowi zaciśniętemu w pięści i Słońcu gorejącemu na niebie.
A Słowo ciałem się stało i mieszkało między nami.
Toż to nic innego jak tylko rozum Kosmosu wibrujący w naszych genach. Kosmiczny dorobek, który staramy się odczytać, ubrać w słowa, by mógł zaistnieć świadomie między nami, byśmy mogli z niego korzystać.
Okultyzm
Pierworodnym synem Gai i Uranosa był Okeanos.
Słowa z nim związane to Ocean, w innych językach zapisany jako Ozean i Okean. Wszystkie te nazwy mają związek z okiem, oczyma, pozieraniem, spozieraniem.
Protoplaści człowieka: Australopiteki, Pitekantropy urodzili się nad wielkimi afrykańskimi jeziorami. Kolejnymi wielkimi jeziorami w dziejach ludzkości były morza: Śródziemne, Kaspijskie, Czarne. Cofający się lodowiec pozostawiał po sobie jeziora północnej Europy i Ameryki. Wszystkie zbiorniki wodne były i są swoistymi ekosystemami. We współczesnych atlasach geograficznych ekosystem związany z jeziorem służy jako przykład obrazujący zależności w środowisku między florą i fauną. Ekosystem mógłby nazywać się okosystemem, tak jak nazywa się w Grecji.
Ignacy Kraszewski w „Starej Baśni” przyrównuje jezioro do oka. Czarna głębia na środku jeziora, to źrenica. Wokół niej szafirowa, zielona lub piwna płytsza woda, to tęczówka. Przybrzeżne wody z racji płycizn są jasne jak rogówka. Brzegi porasta sitowie, to rzęsy. Jeden brzeg jeziora, wysoki, porosły lasem to brwi, drugi z reguły niski i płaski pełen zabagnionych łąk to obszar usytuowany pod okiem.
Nie wiem, czy ten opis Ignacy Kraszewski sam stworzył, czy zaczerpnął go z ludowego przekazu. Faktem jest, że ludowe pozieranie i spozieranie podobne jest do rosyjskiego oziera i polskiego jeziora.
Słowo okultyzm wywodzi się od oka i tytana Okeanosa. Okultyzm uznawany dzisiaj za magię i zabobon był pierwszą metodą poznawania świata. Podstawowym narzędziem badawczym w tej metodzie były oczy. W jeziorze i w oczach drugiego człowieka można się przejrzeć, zobaczyć swoje odbicie. Człowiek, póki nie dojrzał w wodzie swego odbicia, nie wiedział, jaki jest. Sadzę, że okultystycznie myślący pradawny człowiek, zdawał sobie sprawę z względności patrzenia. Z tego, że obserwując świat nie widzi istoty rzeczy, lecz jej odbicie w lustrze wody. Że każdy obserwator jest nieco innym lustrem i nieco inny dostrzega świat.
Okultyzm, paleolityczny sposób dedukcji, przetrwał w symbolu Opatrzności. Jest nim oko umieszczone w równoramiennym trójkącie. Trójkąt ten był pierwszym geometrycznym prawem. Posiadał okultystyczną właściwość. Obiekty znajdujące się w trójkącie zawartym miedzy okiem obserwatora, jego stopami i punktem na horyzoncie im bardziej były odległe od obserwatora tym zdawały się być mniejsze. Człowiek nadchodzący z daleka, w miarę zbliżania się do obserwatora powiększał się a przy oddalaniu malał. Znana wysokość przemieszczającego się obiektu pozwalała ocenić jego odległość od obserwatora bez potrzeby jej przemierzania. Z pomocą tego trójkąta można było na bazie malejących i rosnących obiektów oceniać przebytą i planować dalszą drogę. Można było obserwując zbliżający się obiekt, np. stado zwierząt, przewidzieć czas spotkania i przedsięwziąć odpowiednie środki. I to właśnie była ta czuwająca Opatrzność, oko umieszczone w trójkącie.
Ktoś powie: zwierzęta też potrafią ocenić odległość.
Tak, lecz zwierzęta nie zastanawiają się nad tym. Człowiek paleolitu dostrzegł zjawisko, zrozumiał je i zapoczątkował geometrię, niezwykle użyteczną dziedzinę wiedzy.
Jezioro kształtuje klimat na dość znacznym obszarze. Wilgoć, którą wydziela do atmosfery i wód gruntowych wpływa na otoczenie jeziora. Im bliżej jeziora tym bujniejsze życie, im dalej jeziora tym klimat ostrzejszy, przyroda mniej zróżnicowana, uboższa, niklejsza. Proporcję tą dostrzegli nasi praprzodkowie. Zauważyli, że przyroda w otoczeniu jeziora zachowuje się podobnie jak obiekt oddalający się od oka. Podlega trójkątowi Opatrzności. Odkrycie to ułatwiało im orientację w terenie i efektywniejsze wykorzystanie zamieszkiwanego, stworzonego przez jezioro ekosystemu.
Okultystyczne myślenie praludzi obejmowało mikro- i makropostrzeganie. Było globalne, a nawet astralne. Zasób słów mieli niewielki. Dopiero tworzyli słowa. Nie mogli precyzować słowami swych myśli a myśleć musieli, bo mieli mózg na miarę człowieka. Myśleli obrazami. Porównywali otaczającą ich rzeczywistość, starali się znaleźć powiązania między zjawiskami otaczającego ich świata. Porównywali makroświat z mikroświatem. Znajdowali podobieństwa łączące zjawiska i elementy rzeczywistości. Z obserwacji tych wysnuwali prawdziwe wnioski. Wymieniali między sobą spostrzeżenia posługując się mimiką, gestem i rodzącym się słowem.
Pradawna okultystyczna metoda poznawania świata funkcjonuje we współczesnym okultyzmie w krańcowo odmienionej formie. Współcześni okultyści wierzą, że w świecie wszystko ze wszystkim łączy się w magiczny sposób w czasie i przestrzeni. Starają się właściwość tą wykorzystać w praktyczny sposób. Wierze tej nie można zarzucić braku logiki. Czy świat nie jest spleciony w całość oddziaływaniami elektromagnetyzmu i grawitacji? Czy czas tak naprawdę istnieje? Teologia głosi: Bóg jest wieczny a dusza ludzka nieśmiertelna. Jeśli to prawda, to czas jest nieistotny. Czas jest tylko ludzkim postrzeganiem, odbiciem rzeczywistości w lustrze świadomości człowieka. Czasu nie ma.
Współczesny okultysta: bioenergoterapeuta, wróżbita, jasnowidz koncentruje się na osobie lub przedmiocie należącym do interesującej go osoby i ponoć potrafi niekiedy w magiczny sposób osiągnąć zamierzony skutek: uzdrowić, przewidzieć przyszłość, odnaleźć zaginionego.
Nie to jest najistotniejsze w jego działalności.
Dzięki magicznym praktykom współczesnych okultystów zapamiętaliśmy paleolityczny okultyzm posługujący się w badaniu świata okiem. Zapamiętaliśmy podstawową zasadę okultyzmu i kultywującej okultyzm astrologii. Oto ona: Jak na niebie tak i na Ziemi.
Alfabet
Człowiek nie tylko widział. Człowiek słyszał i wydawał dźwięki. Wzbogacał nimi porozumiewanie się z pomocą mimiki i gestów. Niektóre dźwięki były łatwe, same wydobywały się z gardła. Inne trzeba było mozolnie tworzyć. Dźwięki tworzone przez człowieka starały się nie tylko naśladować dźwięki otaczającego świata. Starały się oddawać jego sens.
W miarę jak człowiek doskonalił narządy mowy wydawał coraz więcej zróżnicowanych dźwięków, wypracował sylaby i głoski. Zanim zaczął pisać stworzył alfabet, uporządkowany w logicznej kolejności zbiór podstawowych dźwięków swej mowy.
Znaki graficzne liter (litych dźwięków) i znaki graficzne cyfr powstały w późniejszych czasach. Były dziełem cywilizacji Atlantów. Pora by uniwersalizm głosek i obrazujących je liter, wypracowany i uporządkowanych przez naszych praprzodków w odwiecznym alfabetycznym indoeuropejskim szyku doczekał się zrozumienia.
Litery zapomniane w poapokaliptycznych czasach odżyły u starożytnych Fenicjan. Hebrajczycy przypisali im kolejne cyfry i w ten sposób utrwalili na kolejne wieki mityczny szyk alfabetu. Przetrwał on do naszych czasów z niewielkimi zmianami w wielu alfabetach świata opartych na hebrajskim, grece i łacinie. Indie przechowały do czasów średniowiecza znaki cyfr od jednego do dwunastu oraz zero. Odżyły one w arabskim systemie dziesiętnym.
Nazwy cyfr i liter alfabetu żyją we współczesnej kulturze. Zachwycają nas swą tajemnicą. Alfa, Beta, Gama; Jeden, Dwa, Trzy; co znaczą te tajemnicze nazwy, jaki jest sens ich tajemniczego szyku?
Sądzę, że elity intelektualne Atlantów już w Wieku Brązu potrafiły pisać literami, znały znaki graficzne cyfr wraz zerem oraz system dziesiętny. Administrowali wszak mitycznym światem, pracowali naukowo, badali przeszłość ludzkości, dociekali skąd wzięła się mowa i w jaki sposób tworzyło się słowo.
Podstawowa ilość liter w alfabecie oscyluje wokół 24. Tyle jest aminokwasów — podstawowych cegiełek budulcowych tkanki człowieka. Tyle godzin liczy doba. Cyfr mieli tuzin. Dziewięć pierwszych i zero stosowali w rachunkach. Dwanaście cyfr, z racji okrągłego Słońca, Księżyca, horyzontu i cyklicznie powtarzających się pór roku stosowali przy obliczaniu kalendarza oraz w geometrii. Dwanaście cyfr dobrze zapamiętał język niemiecki. Trzy ostatnie cyfry niemieckiego tuzina: zehn, elf, zwölf nie ustępują w prostocie dziewięciu poprzedzającym.
Głoski i cyfry powstały w paleolitycznych czasach. Atlanci, których nazwa związana jest z atlasem, ogólnym zbiorem wiedzy, usystematyzowali wiedzę praprzodków. Stworzyli teorię wyjaśniającą proces tworzenia się nazw głosek i cyfr oraz wymyślili ich zapis graficzny.
Zapis treści literami i cyframi z racji braku ogólnie dostępnych artykułów piśmiennych i praktycznych potrzeb nie rozpowszechnił się w codziennym życiu prostego mitycznego człowieka. Sądzę tak, bo jeszcze niedawno w Europie analfabetyzm był powszechny, mimo dostępności atramentu i papieru. Pismo i umiejętność liczenia dziesiętnego powiązanego przez tuzin z geometrią wykorzystywane były jedynie przez elity umysłowe świata Atlantów. Umiejętności te uległy zapomnieniu po Wielkiej Apokalipsie, która 10–8 tys. lat p.n.e. unicestwiła Atlantydę i Mityczny Świat.
Praktyczne umiejętności zdobywane przez tysiąclecia mitycznych dziejów bardzo szybko odżyły w neolicie. W miarę jak wzrastała liczebność i zorganizowanie społeczności, ludzie przypominali sobie umiejętności hodowcy, rolnika, rzemieślnika. Pisanie literami i liczenie dziesiętne długo nie miało dla nich logicznego uzasadnienia. Walka o przetrwanie i zaludnianie ziemskiego globu stała się głównym zadaniem ludzkości.
Gdy w starożytnych czasach odrodziło się rolnictwo, hodowla, rzemiosło a z nimi kalendarz, wydobyto z otchłani zapomnienia pamięć o pradawnych symbolach liter i cyfr. Lecz pamięć o tych osiągnięciach, jako, że znana jedynie mitycznym elitom, nie u wszystkich ludów w jednakowym stopniu przetrwała. I stąd te obrazkowe pisma u wielu cywilizacji zamiast uniwersalnego alfabetu.
O tym, że graficzne symbole liter i cyfr pochodzą z mitycznych czasów świadczy żydowska kabała uświęcająca litery i przypisane im cyfry oraz imię hebrajskiego Boga opisywane taką ilością liter, że nawet jak by się bardzo chciało, nie sposób jest je wymówić.
Symbolem zera znanego w Indiach i u Majów był punkt lub elipsa. Punkt jest symbolem początku i środka. Elipsa opisuje obieg Ziemi wokół Słońca.
Zero — NIC — jest symbolem nabytego doświadczenia zakodowanego w genach, zapisanego w mózgu i pamięci ludzi, zdolnego udziesięciokrotnić osiągnięcia ludzi w kolejnym astrologicznym cyklu.
Biblia głosi: Świat powstał z niczego.
Po Wielkiej Apokalipsie, po zagładzie Atlantydy i mitycznego świata, ludzkość odrodziła się z niczego, ze zdobytej w przeszłości wiedzy i doświadczenia. Od zera organizować się zaczęła w nową cywilizację.
Cyfry od jednego do dziewięciu są symbolami kolejnych faz rozwoju. Dziewiątka związana jest okultystycznie z dziewiątym znakiem zodiaku, Strzelcem i jego protoplastą tytanem Japetosem. Symbolizuje czas pełnego uformowania się nasienia rośliny, czas uformowania się płodu w łonie matki. Cyfry dziesięć, jedenaście, dwanaście związane są z zimą, ze znakami Koziorożca, Wodnika, Ryb i wstrzymaną wegetacją roślin. Niby nic nie dzieje się w przyrodzie, lecz jak wiele dzieje się w życiu ziemskim. Trzeba aż trzech podwójnych cyfr 10, 11, 12 by to wyrazić.
Samogłoski
Samogłoski są dźwiękami najłatwiejszymi do wymowy. Otwiera się usta i wraz z oddechem dźwięk z nich ulata. W zależności od kształtu, w jaki wargi się ułożą wydajemy dźwięki o różnym zabarwieniu uczuciowym.
A — Acha, Aaaa — Rozdziawił usta ze zdumienia. Samogłoska A wyraża zdumienie z pewną dozą akceptacji i chęcią dialogu powstałe w momencie zaobserwowania nowego zjawiska.
E — Eee, E tam. Samogłoska E wyraża niedowierzanie grające na zwłokę. Często nie potrafiąc kontynuować myśli w słownej wypowiedzi stosujemy przerywniki, eee, eee, eee.
O — Ooo! Ojej! Ojojoj! Samogłoska O wyraża zachwyt z pewną dozą zaniepokojenia. Zachwyt towarzyszy szczęściu, lecz szczęście nie trwa wiecznie. Strata szczęścia to ból, to rozpacz.
U — Uuuu, Auuu — Tak tęsknie wyje wilk do Księżyca. Takie głosy wydają po nocach złe duchy. Do dzisiaj dźwiękiem tym straszą się dzieci. Samogłoska U wyraża strach i tęsknotę. Nieszczęścia, trudy życia, niepokój o przyszłość. Budzi tęsknotę do lepszego jutra.
I — Iiiiii to pisk. Pisk wydajemy w stanie przerażenia przy bezpośrednim, nagłym kontakcie z obcym, nieznanym. W słowiańskich językach samogłoska I jest spójnikiem łączącym dwa równorzędne zdania lub słowa.
Y — Tak stękamy z wysiłku. Y wyraża wysiłek i trud.
Każdy naród ma inną historię rozwoju, inaczej słyszy, inaczej mówi. Inny klimat, inne środowisko urabiało jego mowę. Inaczej ma wydeptane w mózgach swego ludu, ścieżki neuronowe wiążące mowę ze słuchem i odczuwaniem. Im człowiek młodszy, tym łatwiej uczy się cudzej mowy, ponieważ zarysy wypracowanych dawno temu neuronowych ścieżek związanych z ośrodkami mowy wydeptuje w mózgu od nowa, rozwijając równocześnie mięśnie artykułujące dźwięki. Starsi ludzie z ukształtowanymi ośrodkami mowy nie słyszą prawidłowo niuansów cudzego języka, mają trudności z odtworzeniem obcego dźwięku. Samogłoski w różnych językach brzmią nieco odmiennie, liczba ich również jest zróżnicowana.
Polacy wymawiają stękające, zabarwione wysiłkiem samogłoski A, O, E zapisywane jako Ą i Ę. Cechą narodową zachowań Polaka jest aktywność podejmowana z dużym zaangażowaniem emocjonalnym. Polakowi nie wystarcza w kontakcie z nowym akceptacja nowego wyrażana uczuciami A, E, O. Polak stykając się z nowym stara się je unowocześnić. Działanie takie wymaga zwiększonego wysiłku. Zdarza się, że opóźnia realizację nowego. Upodabnia się wtedy do oporu. Stąd wzięło się u Polaków to uczuciowe stękanie.
Głoski
A — Człowiek rodzi się z okrzykiem Aaaa. Okrzykiem zdumienia i akceptacji. A — to amor i Adam.
B — Baba. Przy wymawianiu głoski B policzki nadymają się jak brzuch brzemiennej kobiety. Wybrzuszają się jak morska fala, bałwan. Baba, to połączona ze zdumieniem akceptacja kobiety brzemiennej. Litera B to schematyczny rysunek pełnych kobiecych piersi i krągłych kobiecych pośladków. Ludzie podobnie jak wszystkie stworzenia mnożą się po to, by ich potomstwo podobnie jak rozchodząca się po wodzie fala, kontynuowało ich życiowe dzieło. Brzuch kobiety jest pierwszym bezpiecznym domem człowieka. Bebe, Beee, to archaiczne słowa wyrażające przestrogę przed nieznanym i niebezpiecznym światem. Słowami tymi jeszcze dzisiaj matki ostrzegają małe dzieci przed dotknięciem, skonsumowaniem, doświadczeniem czegoś nieznanego i zakazanego.
C — Cykady. Głoska C podobnie jak grecka Dzeta naśladuje brzęczące owady. Są tak drobne, że prawie ich nie widać. Wymawiając ten dźwięk usta ma się prawie zamknięte. Głos wychodzący z ust powinien być ciszą, a jednak go słychać. Jest natarczywy i niepokojący jak rozbrzmiewające w ciszy brzęczenie komara. Jest urzekający jak gra tysięcy świerszczy w letnie wieczory. Człowiek podobnie jak owad brzęczy nerwowo, gdy czuje się samotny. Gdy tworzy rodzinę, naród, cywilizację w chórze śpiewa. Słowa: cacy, ciuciu, cycuś to słodycz owadziego miodu. To coś miłego w dotyku i smaku.
D — Dech, duch, dym, dom. Przy wymawianiu tej głoski język przylega do podniebienia, blokuje ujście oddechu. Stara się powstrzymać ducha chcącego ulecieć z człowieka. Głoska D to ziemski dualizm ciała i ducha. Człowiek paleolitu zauważył, że bez jedzenia można wytrzymać długo, bez picia krócej, bez oddechu umiera się natychmiast. Dech podtrzymuje życie ludzkie i płomień w ognisku. Gdy życie gaśnie, duch ulatuje z oddechem. Ciało stygnie.
E — Niedowierzanie.
F — Fffffu dmuchamy na gorące by ostygło. Dmuchamy na wrzątek by się nie sparzyć. Dmuchamy w gasnące ognisko. Fffffu fukamy gniewnie na niesforne dziecko. Fukamy na kogoś ze złością. Fuj! Fu! Słowa te wyrażają wstręt, obrzydzenia, niesmak, niezadowolenie z powodu czegoś. Podobne są do słowa bebe, lecz znacznie intensywniejsze w odczuciu. Bebe to wyjście poza granice bezpiecznego domu, to płyniecie w nieznaną dal na spokojnej fali. Fuj to przekroczenie ustalonych granic, to fala zdolna zatopić i ogień zdolny spalić, to obrzydliwy smród.
G — Galaktyka, Gaja, gardło, garnek, gaworzenie niemowlęcia. Pulsujący dźwięk gggg modelowany jest w głębi gardła. Pulsacja ta słyszana jest najlepiej u oseska, którego gardziołko zalewa ślina lub resztka pokarmu wyssanego z piersi matki. Pulsacja dźwięku jest cykliczna, tak jak cykliczne są zmiany zachodzące w ciągu roku w wyglądzie galaktyki na nocnym niebie.
H — Hu, hu, ha nasza zima zła. Ha, ha! He, he! Hi, hi! Hej! Ho, ho! Hu, hu! Hola! Hura! Niemy dźwięk H wydobywa się bez przeszkód z głębi otwartego gardła. Jest jak oddech Słońca, grzeje ręce, gdy zimno. Dźwięk H zabarwiony uczuciami towarzyszących mu samogłosek staje się wesoły, zadziwiony, drwiący, zaczepny, zdumiony, wystraszony, śmiały, zwycięski, lekceważący śmierć. H jest jak Słońce, które bez żywej, wrażliwej i uczuciowej Ziemi było by niczym. Było by jedną z miliardów gwiazd. Słońce dopiero w kontakcie z żywą Ziemią nabiera mocy i znaczenia.
I — To samogłoska zmiękczająca głoski. Język przy jej wymowie tworzy wgłębienie. Upodabnia się do naczynia, w którym ugotować można do miękkości każdą, nawet najbardziej twardą i żylastą głoskę. Spójnik I ma moc spajania słów i zdań. Taką moc posiadała kiedyś zupa ugotowana we wspólnym garze, spożywana przez plemię przy ognisku. Obecnie taką moc posiadają smakowite potrawy spożywane podczas rodzinnych, towarzyskich lub dyplomatycznych spotkań.
J — Ta samogłoska lubi łączyć się z innymi samogłoskami. Wzmacnia ich rolę w alfabecie. W rosyjskim alfabecie Ja, Je, Ju tworzą samodzielne głoski. W języku polskim J lubi rozkazywać. Umieszczona na końcu czasownika tworzy tryb rozkazujący np.: maluj, pracuj, graj, stukaj.
K — To stuk kamienia o kamień. Dźwięk ten słyszał człowiek przy obróbce kamiennych narzędzi.
L — Język przy wymawianiu tej głoski trzepocze jak schwytana ryba. W podobny sposób miota się żywa zdobycz w szponach lub zębach drapieżnika. Trzepoczących konwulsji doznajemy podczas orgazmu i w chwili agonii.
M — Am, am, Mama. Wargi przy wymawianiu tego dźwięku zachowują się tak, jak by chciały uchwycić pierś matki. Am, am w języku dziecka znaczy mamo chcę jeść.
N — Nos, Nuta, Nepotyzm. N to głoska nosowa, którą można wyraźnie wymówić z wywieszonym językiem. Wywieszony język posiadało kilka mitycznych bóstw. W modulowaniu tego dźwięku uczestniczą zatoki. Język to smak. Nos to węch. Bez węchu życie nie ma smaku. Uroki życia oddaje śpiewna nuta. Bez nosa i zatok nie ma śpiewania. Bez węchu nie było by seksu.
O — O jak balon pękło. O, to zdumienie z pewną dozą zaniepokojenia.
P — Papa, Pole, Polowanie, Proca. W wielu europejskich językach papa znaczy tata. Pa, pa, pa — tak mówi małe dziecko machając rączką na pożegnanie. Papu to przetrwałe do dzisiaj w dziecinnym języku określenie jedzenia.
Przy tworzeniu głoski P zamknięte wargi blokują przez moment, jak wrota, ujście powietrza z ust. Po rozchyleniu warg powietrze uchodzi z ust dynamicznie, jak kamień wyrzucony z procy. Przy tworzeniu głoski M sytuacja wygląda odwrotnie. Dźwięk M wymawiamy rozchylając wargi. M związane jest z matką karmicielką. P związane jest z ojcem żywicielem. Osobą żegnaną u wrót domostwa był z reguły ojciec, zwany w wielu językach papa. Wyruszał na polowanie, po papu. Matka pozostawała z dzieckiem w domu.
Q — Zrobisz sobie kuku! Tak ostrzegamy dzieci przed bólem. Uuuu, tak zawodził człowiek, gdy przy obróbce kamienia zranił się, zrobił sobie w palec kuku.
R — Podobne do warczenia drapieżnika tworzy rodzinę. Głoska R jawnie oscyluje. Koniec język intensywnie drga przy jej wymawianiu. Podobnie drgającą, lecz w mniej widoczny sposób, jest głoska G.
Komplementarność głosek M i P potwierdzona słowami mama i papa oraz am, am i papu określającymi pokarm a także oscylacyjne właściwości głosek G i R pozwalają sądzić, że człowiek paleolitu myślał relatywistycznie, że jego relatywizm był okultystyczny. Hipotezę tą potwierdza egipskie bóstwo Re symbolizujące słabe, zmęczone, zachodzące Słońce i silne wschodzące bóstwo Ra.
Jeśli Egipcjanie czcili Słońce jako zmęczonego boga Re, (jego kult wiązali z kultem Ozyrysa, z ceremoniałem pochowku, z sądem pośmiertnym nad duszą), to musieli być świadomi istnienia silnego, wschodzącego Słońca boga Ra. Powody, dla których go nie czcili, skryte w ich podświadomości, były polityczne i sięgały w głąb mitycznych dziejów. Opisałam je w kolejnych częściach „Mitycznych dziejów ludzkości” poświęconych nowej interpretacji mitologii. W odtworzeniu tych dziejów pomogła mi analiza sensu głosek zawarta w tym rozdziale oraz przeświadczenie, że litery i sylaby tworzące imiona bogów i nazwy przypisanych im atrybutów nadal żyją i nadal coś znaczą we współczesnych słowach.
Słońce na niebie pojawia się cyklicznie. Co dnia rano wyłania się zza horyzontu, wznosi na niebie a potem opada i zachodzi. Podobnie zachowuje się w cyklu rocznym. Słońce cyklicznie zmienia wysokość górowania na niebie. Najniżej jest na niebie w południe na przełomie znaków Strzelca i Koziorożca. Najwyżej jest w południe na przełomie znaków Bliźniąt i Raka. Słońce zachowuje się jak koniec języka przy wymowie dźwięku R. Niskie i zachodzące Słońce jest Re, bo przy wymowie samogłoski E wargi są słabiej otwarte. Wysokie i wschodzące Słońce jest Ra, bo przy wymowie samogłoski A usta są szeroko otwarte. Samogłoska E wyraża niedowierzanie, zaniepokojenie, wątpliwość. Słońce zbliżając się do znaku Koziorożca z dnia na dzień słabnie. Samogłoska A wyraża podziw i akceptację. Jak tu nie podziwiać i nie akceptować silnego, gorącego, wysoko świecącego na niebie w znaku Raka Słońca?
Jak intensywnie myśleli mędrcy tamtych czasów?! Jaką mieli okultystyczną wyobraźnię?! Porównali koniuszek drgającego języka do Słońca, do jego cyklicznych zachowań. A przecież z Galaktyką było jeszcze trudniej. Nie jest jaśniejącym obiektem, jest jasnym rozlewiskiem na nocnym niebie. Również zauważyli, że oscyluje i przypisali jej głoskę G oscylującą w gardle.
Kolejnym potwierdzeniem przedstawionej hipotezy są pary sąsiadujących w alfabecie liter: G–H; M–N; P–R. Tworzą odwieczne odpowiedzialne za ziemskie życie rodzicielskie pary. Oto one: Galaktyka Gaja — Słońce Helios; Matka — Nasienie; Bożek Pan personifikacja przyrody — matka Ziemia Reja.
S — Syk węża. Syk kropli wody padającej na rozgrzany w ognisku kamień. Do dzisiaj ostrzegamy dzieci przed kontaktem z gorącem słowem Si. Najstarszym babilońskim bogiem Księżyca był bóg Si.
Dlaczego Księżyc miałby być gorący?
Księżyc, zawsze odwrócony rogami od Słońca, przypomina wyglądem naczynie stojące na ogniu. Gdy zbliża się do Słońca zawartości ubywa, ulatnia się. Gdy oddala się od Słońca przybywa w nim jak ciasta drożdżowego w dzieży. Naczynie stojące na ogniu parzy. Nawet zestawione z ognia, może być gorące.
Nie tylko te spostrzeżenia przypisały Księżycowi słowo Si. Zaćmienia Słońca można obserwować bez szkody dla wzroku przez niezbyt gęste chmury. Tarcza słoneczna prześwituje przez chmury i nie oślepia oczu. Nasi praprzodkowie obserwowali wchodzenie Księżyca w bezpośredni kontakt ze Słońcem. Księżyc przykrywał stopniowo dysk Słońca, potem zsuwał się z tego rozpalonego paleniska i nic mu nie było. Taki eksperyment mógł wytrzymać tylko kamień. Księżyc był wielkim okrągłym kamieniem grzanym cyklicznie ciepłem Słońca. Był kamieniem, bo jego pośrednie kształty przypominały odłupki powstające przy obróbce kamiennych narzędzi.
Boska nazwa Księżyca przetrwała w chemicznym symbolu krzemu Si. Z krzemienia — kamienia, którego podstawowym składnikiem jest krzem, człowiek wykonywał narzędzia ułatwiające mu pracę. Paleolityczna nazwa Księżyca — Si była okultystyczną metaforą. Księżyc — Si grzał, lecz nie własnym ciepłem, grzał odbiciem Słońca. Zamieniał energię Słońca w pracę i pokarm, np. w przypływy morza. Przypływy morza karmiły ludzi owocami morza wyrzucanymi na brzeg.
Luna, rosyjska nazwa Księżyca, związana jest z lustrem. Bogini Księżyca Artemida jest poprzez Ar — rA lustrzanym odbiciem boga Ra. Luna cyklicznie kona, czym związana jest z agonalną głoską L.
T — Tata, Tchnienie, Temida, Tea, Tetis, Teologia. Aton, egipski bóg symbolizowany tarczą Słońca. Atiec to po rosyjsku ojciec. Atlantyda, Atmosfera.
Głoska T podobna do głoski D wymawiana jest nieco inaczej. Chcąc ją wymówić nabieramy w płuca powietrza by je tchnąć, przekazać innym. Dech, oddech podtrzymuje życie. Tchnienie jest twórcze. Pierwszy okrzyk napełnia noworodkowi płuca powietrzem, rodzi w nim pierwsze tchnienie, początek twórczej aktywności. Na moment pierwszego tchnienia astrolodzy liczą horoskopy. Pierwsze tchnienie uruchamia w dziecku przepływ bioplazmy w merydianach.
W paleolitycznym matriarchacie tchnienie związane było z narodzinami i kobietą. Kobieta matka, przez fakt noszenia dziecka w łonie, urodzenia go i karmienia piersią uczestniczyła w oczywisty sposób w procesie odtwarzania plemiennej społeczności. Tytanie: Temida od sprawiedliwości; Tea tworząca teologię; Tetis dająca nadzieję rychłej wiosny; odpowiedniki znaków Wagi, Wodnika i Ryb zaczynają się od głoski T.
W mitycznym patriarchacie głoska T zaczęła nabierać męskiego znaczenia, dołączyła do dynamicznych głosek D — Dziad, P — Patriarcha. Naszym mitycznym przodkom dynamizm głosek D, P, T kojarzył się z męską aktywnością podczas spółkowania. Wulgaryzmy określające tą aktywność do dzisiaj zawierają te głoski: D — dmuchać, dymać, P — pieprzyć, pierdolić, na wsi istnieje określenie zawierające głoskę T — trykać. Rosyjskie jebat w przekleństwie „jop twoju mat” także zawiera głoskę P.
Wulgaryzmy używane przez ludzi o ubogim słownictwie podobnie jak proste słowa ubogiego dziecinnego języka lepiej od kulturalnych słów pamiętają naszą paleolityczną i mityczną przeszłość. Z tej przyczyny je analizuję.
Mężczyzna spółkując z kobietą współtworzy w jej łonie zarodek. Mityczni myśliciele skojarzyli okultystycznie męską aktywność seksualną z dwoma zjawiskami: fallus przez fakt podnoszenia się podczas erekcji i opadania po niej zachowuje się podobnie jak klatka piersiowa cyklicznie unosząca się pod wpływem oddechu i jak Słońce na niebie w cyklu dziennym i rocznym.
Kobiety i samice rodzą kolejne pokolenia, lecz rośliny, podstawowy pokarm ludzi i zwierząt, żyją i rosną dzięki Słońcu zachowującemu się podobnie jak fallus. Można kilka dni przeżyć bez pokarmu i wody, lecz bez oddechu rytmicznie prężącego klatką piersiową natychmiast się umiera. W ten oto sposób podbudowano ideologicznie rodzący się patriarchat.
I zgrzeszył mężczyzna pychą, bo zapomniał, że macierzyństwo jest opoką, na której Stwórca buduje ziemskie życie. Słoneczna męska aktywność związana z ogniem i wzmagającym jego moc powietrzem byłaby jedynie energią bez życia produkowanego przez matkę Ziemię nawilżaną wodą.
U — Uuuu….Tak zawodzi wicher za oknem.
W — Woda, Wiatr. Przy wymawianiu głoski W dolna warga wywija się jak strumień wody wylewanej z naczynia. Jak trawy i drzewa przyginane wiatrem. Morskie fale gonione silnym wiatrem wywijają się w podobny sposób. Imię matki Ewy głoskę W zawiera i związane jest z wodą. Kobieta w ciąży ma łono wypełnione wodą. W tej wodzie rozwija się płód. Poród zaczyna się odpływem wód płodowych. Wraz z nimi nowy człowiek opuszcza łono matki i pojawia się na Ziemi.
X — Ksi, to uderzenia kamienia o kamień rodzące gorącą iskrę ognia. Dwa skośnie skrzyżowane patyczki, symbol graficzny tego dźwięku, obrazują zaczątek stosu mającego zapalić się od iskry.
Y — Proca, Wyrzutnia, Skumulowany wysiłek.
Z — Zuziu, tak w dziecinnym języku określamy zimno.
Z to ziąb. To zero stopni Celsjusza, zamarza wtedy woda. To zero stopni Kelwina, ruch wszelki wtedy zamiera. Z to zygzak, cykliczna sinusoida, która utraciła płynność kształtu, zamarzła. To zęby szczękające z wychłodzenia. To świst mroźnego wiatru ocierającego się o śnieżne przestrzenie. To mroźna zima. Z to także ziemia, miejsce spoczynku, grób.
Wymawiane do dzisiaj przez niemowlęta najprostsze słowa: ma, ma; ta, ta; ba, ba; na, na; pa, pa; ga, ga; da, da; ku, ku; ziu, ziu były głoskami łączonymi z samogłoskami. Rodzaj samogłoski zmieniał barwę uczuciową słowa. Słowa powiązane ze sobą logicznie powstawały na zasadzie lustrzanego odbicia.
Księżyc podobny jest do Słońca, ponieważ cyklicznie rośnie w siłę i słabnie jak Słońce; jest na niebie okrągły i duży jak Słońce; tak jak Słońce w dzień, tak on nocą włada na niebie. Bogini Artemida powiązana z Księżycem zaczyna się sylabą Ar symetryczną do boga Słońca Ra.
Słońce, Sołnce, Sun, Soone, Sol podobne jest okultystycznie poprzez S do bogini Księżyca Selene i boga Księżyca Si. Podobne jest również do syku wody wylewanej na rozpalony kamień i syku wydawanego przez węża. Łaciński rysunek tej głoski upodobnił się do węża. Wąż zmienia skórę, linieje. Pod wpływem oparzenia gorącym kamieniem, wrzątkiem, promieniami Słońca, na skórze człowieka pojawiają się pęcherze. Skóra odchodzi płatami, linieje. Przyroda spalona Słońcem również usycha, linieje. Taka działalność Słońca jest szkodliwa dla człowieka. Zły egipski bóg Set, ten, co zabił Ozyrysa; Szatan władca gorących piekieł; astrologiczne wielkie nieszczęście Saturn; zawierają głoskę S symbolizującą niszczycielską moc Słońca.
Ze słowa So oznaczającego Słońce budzące zdumienie i grozę, wymawianego często jako Sa oznaczającego Słońce podziwiane i akceptowane utworzono posługując się symetrią, słowo As — astralny, oznaczające gwiazdę. Przodkowie nasi myśląc okultystycznie wydedukowali, że Słońce i gwiazdy są podobnymi obiektami. Słońce jest położonym blisko Ziemi grzejnikiem, bo podobnie jak ognisko grzeje. Gwiazdy są takimi samymi grzejnikami jak Słońce. Położone daleko od Ziemi wydają się małe i nie grzeją, mają jednak wpływ na ziemskie życie tak samo istotny jak Słońce.
Najjaśniejszą i najbliższą Ziemi gwiazdę, Syriusza nazwano Psią Gwiazdą. Elementarzowy pies Ali to As. Najlepsza karta w talii również jest Asem. Gra w karty to połączenie kalkulacji, przewidywania i szczęścia, to karciany odpowiednik astrologii.
Ga — pierwotne imię Galaktyki — Mlecznej Drogi poprzez symetrię tworzy słowo Ag — ogień, po rosyjsku agoń. Myśliciele paleolitu porównali światła galaktyki do ognisk rozpalonych na jesiennym szlaku. Plemiona ludzi podążając jesienią ku górskim jaskiniom, zimowym siedliskom, takie ognie rozpalali na postojach.
Polskie słowa: żona i mąż również zachowały tą symetrię. Mąż z żoną chcą być rodziną, chcą mieć dzieci. Dobro dzieci wymaga od małżonków bezustannej współpracy i wzajemnego wspomagania. Oscylującej wymiany usług.
Słowa żona i mąż, by zadanie to zrealizować, wymieniły się głoskami M i N. Głoska M ma cechy matczyne. Głoska N posiada cechy nepotyczne. Ona, przedtem żoma, teraz żona, będzie rodzić, karmić, wychowywać jego dzieci, dbać o jego zdrowie i wypoczynek. On przedtem nąż (podobny do noża) teraz mąż będzie poświęcał rodzinie całą swą krwawicę oraz przelewał dla rodziny swoją krew. Słowo żona po uwzględnieniu oscylującej współpracy głosek n↔m jest lustrzanym odbiciem słowa mąż.
Nepotyzm to faworyzowanie krewnych, bratanków, wnuków, a przede wszystkim własnych dzieci. Nepos to po łacinie wnuk, bratanek. Słowo żoma składa się z greckiego słowa dzoe — życie i ma — matka. Zoma znaczy żywa matka przedłużająca życie ludzkiemu rodzajowi.
Prócz symetrii przy tworzeniu nowych słów stosowano mechanizm łączenia słów prostych w złożone. Ślady po tym procesie widoczne są do dzisiaj nie tylko w trudnych do wymówienia wielosylabowych imionach starożytnych władców, lecz także w wielu prostych słowach.
Ewolucja Człowieka
Pitekantrop
Gdy milion lat temu Pitekantrop zwany również Homo Erectusem zaludnił cały Stary Świat, Stwórca postanowił poddać go próbie zimna i zaczął stopniowo ochładzać klimat Ziemi. Po kilku falach chłodu, 800–750 tys. lat temu, nastąpiło pierwsze bardzo silne zlodowacenie. Po nim nastąpiły kolejne. Cykliczne oziębienia klimatu faworyzowały osobników inteligentnych i przyspieszyły rozwój intelektualny Pitekantropa. Objętość jego mózgu osiągnęła 1250 cm3 i zbliżyła się do dolnej granicy objętości mózgu człowieka współczesnego (średnio 1400 cm3).
Pitekantrop nadal posiadał słabo wysklepioną czaszkę, masywne wały nadoczodołowe i pochylone do tyłu czoło. Jego masywne wysunięte do przodu szczęki uzbrojone były w potężne zęby. Uzębienie Pitekantropa było prawie takie samo jak uzębienie współczesnego człowieka. Pitekantrop posługiwał się już mową. Świadczą o tym ślady ośrodka mowy Brocca, znajdowane w czaszkach Pitekantropów oraz zmiany w budowie żuchwy. Wzrost jego osiągnął 168–175 cm. Poruszał się zarówno chodząc jak i biegając całkowicie wyprostowany.
Największym osiągnięciem Pitekantropa było ujarzmienie ognia. Stało to się co najmniej 350 tys. lat temu. Pitekantrop grzał się przy ognisku i piekł w ogniu zdobyte mięso. Zapalonymi głowniami odstraszał groźnych drapieżników.
Drugim osiągnięciem Pitekantropa była umiejętność budowy szałasów, osłon przeciwwiatrowych i innych budowli chroniących przed chłodem i deszczem. Szałasy budował z żerdzi, których dolne końce wkopywał w ziemię a górne łączył. Konstrukcje te pokrywał skórami zwierząt i umacniał dołem kamieniami. Wewnątrz zakładał paleniska obkładane niekiedy kamieniami. Długość budowli sięgała 7 a czasem 13 m.
Pitekantrop powoli, lecz stale rozwijał się i wzbogacał swą kulturę materialną. Wykonywał narzędzia otoczakowe zwane nacinakami o dwustronnym ostrzu, pięściaki o ostrzu tnącokłującym, rozłupce i zgrzebła. Przy obróbce kamienia posługiwał się kościanymi i rogowymi tłukami. Wykonywał również narzędzia z drewna.
Pitekantrop zdobywał pożywienie polując grupowo głównie na duże zwierzęta. Obiektem łowów były słonie, hipopotamy, konie i inne kopytne a nawet wielkie lwy i nosorożce. Grupy Pitekantropów składały się z kilkunastu lub kilkudziesięciu osób. Wspólnoty te mieszkały w stacjonarnych obozowiskach zakładanych w pobliżu źródeł wody. Z obozowisk tych wychodzono na łowy i wracano do nich z łupem. Do obozowisk tych przynoszono ze znacznych odległości, nieraz dziesiątków kilometrów, surowiec do produkcji kamiennych narzędzi.
Okres cyklicznych ochłodzeń klimatu trwający prawie pół miliona lat zakończył się nagle po ostatnim długim okresie zimna. W krótkim, trwającym 2–3 tys. lat okresie czasu, około 550 tys. lat temu, temperatura wzrosła nagle powyżej temperatur aktualnie panujących na Ziemi. Stopiły się nagromadzone masy górskich i okołobiegunowych lodowców. Zatopione zostały szerokie nadbrzeża mórz i oceanów, brzegi wielkich jezior, doliny wielkich rzek. Ożyły wulkany. Rozchwiał się klimat. Nastał koniec pitekantropowego świata. Zdziesiątkowana populacja Pitekantropa ostała się jedynie w niszach ekologicznych na terenach oszczędzonych przez apokalipsę.
Po apokalipsie klimat unormował się nieco. Oziębienia klimatyczne nie osiągały granic temperaturowo i czasowo ekstremalnych. Okresy ociepleń przebiegały podobnie. Zdziesiątkowane i odizolowane od siebie grupy Pitekantropa ewoluowały w różnych kierunkach. Powstało wiele form ludzkich o dużych mózgach, posiadających mieszankę cech archaicznych i współczesnych. Ludzie ci zaludniali obszary Ziemi o łagodnym klimacie, niedoświadczone okresem długiej mroźnej zimy. Kontynuowali osiadły tryb życia Pitekantropów.
W Europie, 230–150 tys. lat temu, Archaiczny Homo Sapiens przekształcił się w Neandertalczyka, człowieka wielce zasłużonego dla rozwoju ludzkości. Zasługi jego polegały na tym, że zdołał przetrwać kolejny okres oziębiania się klimatu w stepach i tundrze Eurazji, na terenach corocznie nawiedzanych przez mroźną zimę. Był pierwszym człowiekiem, który podjął walkę z mrozem. Walczył z nim przez okres dwóch ostatnich wielkich ostatnich zlodowaceń. Zdobył w tej walce mnóstwo wiedzy i doświadczenia. Przez 60 tysięcy lat ostatniego, najdłuższego i najsilniejszego zlodowacenia wraz z Człowiekiem Współczesnym tworzył mityczną historię ludzkości. Odszedł 30 tysięcy lat temu zastąpiony przez Współczesnego Człowieka. Przetrwał w naszych wspomnieniach w symbolu Anioła.
Neandertalczyk Aniołem?!
Niemożliwe!
A jednak…
Neandertalczyk — Świetlisty Anioł
Objętość mózgu pierwszych Neandertalczyków osiągnęła 1400–1450 cm3. Tak dużym mózgiem nie każdy współczesny człowiek poszczycić się może. Mózg Neandertalczyka różnił się od naszego budową. Jego płat czołowy był mniejszy a potyliczny większy. Neandertalczycy mieli pionową twarz. Silnie rozwinięte wały nadoczodołowe chroniły ich oczy przed urazami. Nieco wypukłe czoło było wyraźnie pochylone ku tyłowi. Posiadali potężne szczęki nieco wysunięte do przodu i nieco wykształconą brodę. Byli niskiego wzrostu, mieli średnio 160 cm. Posiadali krępą i masywną budowę ciała.
W początkach ostatniego zimnego okresu epoki lodowcowej obok wczesnego, opisanego wyżej typu Neandertalczyka zwanego progresywnym, pojawił się tak zwany Neandertalczyk klasyczny. Jego mózg o objętości aż 1700 cm3. chroniony był w mocarnej czaszce o potężnych wałach nadoczodołowych i poprzecznym wale kostnym na potylicy. Zlikwidowała mu się bródka.
Neandertalczycy posługiwali się mową, być może nie wszyscy w równym stopniu. Neandertalczycy zachodniej Europy posiadali zdolność mówienia słabszą od swych bliskowschodnich krewniaków. Ci mogli mówić prawie tak dobrze jak współczesny im Homo Sapiens.
Neandertalczyk zaludnił tereny nawiedzane rokrocznie przez mroźną zimę dzięki udoskonalonym umiejętnościom zdobywania pokarmu, wytwarzania narzędzi i ciepłego odzienia, dzięki udoskonalonym umiejętnościom budowy domostw i zabezpieczania ich przed zimnem. Umiejętności te były jednak niewystarczające, by osiedlić się na stałe w mroźnej Europie, by pokonać mróz.
Neandertalczykowi udało się zaludnić mroźną Eurazję, dlatego, bo dostrzegł i zrozumiał przyczynę sezonowej wędrówki ptaków i zwierząt. To uświadomione spostrzeżenie pozwoliło mu stać się rozumnym koczownikiem. W świadomie planowany sposób wędrował jesienią na południowe, cieplejsze, zalesione tereny zasobne w zwierzynę łowną i pełne skalnych kryjówek dających schronienie przed mrozem.
Koczowanie zsynchronizowane z porami roku, dopingowane groźbą nadejścia mroźnej zimy, uświadomiło Neandertalczykowi pojęcie czasu. Skojarzył czas z przebytą drogą opisaną zmianami obserwowanymi w środowisku i przyrodzie oraz z prędkością przemieszczania się ograniczoną sprawnością ruchową.
Droga to prędkość mnożona przez czas.
Neandertalczyk był pierwszym człowiekiem, który uświadomił sobie to podstawowe prawo fizyki. Zrozumienie tego prawa było skutkiem powstania w mózgu Neandertalczyka neuronowych powiązań między płatami: czołowym, ciemieniowym, rozrośniętym płatem potylicznym odpowiedzialnym za wzrokowe postrzeganie i analizowanie otoczenia oraz móżdżkiem odpowiedzialnym za sprawny ruch.
Neandertalczyk rozumiał czas jako groźbę cyklicznie nachodzącego mrozu, głodu i śmierci oraz jako radość cyklicznie odradzającego się wiosną życia, dostatku pokarmu i ciepła. Takie rozumienie czasu stało się podstawą do tworzenia kalendarza.
Neandertalczyk, koczujący łowca i zbieracz, wędrował od wiosny do jesieni podążając za stadami pasących się w stepie i w tundrze zwierząt. W cyklu rocznym przemierzał setki kilometrów. To cykliczne koczowanie przyspieszyło rozwój potylicznej części jego mózgu. W tym obszarze mózgu tworzą się i są interpretowane obrazy wzrokowe. Tutaj mózg kojarzy spostrzeżenia.
Potyliczny płat wzrokowy u Neandertalczyka progresywnego był dużo pojemniejszy od naszego i nieustannie się rozwijał, u Neandertalczyka klasycznego osiągnął niebywałe rozmiary. Postrzeganie Neandertalczyka było sprawniejsze od postrzegania współczesnego człowieka. Widział on dokładniej i wyraźniej zarówno z bliska jak i z daleka. Posiadał niebywałą pamięć wzrokową i w okultystyczny sposób kojarzył obserwowane zdarzenia w czasie i przestrzeni. Te dodatkowe ćwierć kilo mózgu w czaszce Neandertalczyka nie było puste. Zawierało okultystyczną wiedzę o świecie. Wiedzę wypracowaną zmysłem wykorzystującym światło.
Mitologie i wierzenia religijne kojarzą Aniołów z jasnością i światłem. Nawet Lucyfer — Anioł Ciemności utożsamiony z Jutrzenką świeci jasno. Biblijne Anioły zostały stworzone przez Boga na długo przed człowiekiem, bo na długo przed Homo Sapiens zmagały się z klimatem Eurazji doświadczanej cykliczną słabością Słońca, objawiającą się niedostatkiem światła i ciepła. Wiedza zdobyta przez Neandertalczyków oświeciła kolejny rodzaj ludzki, oświeciła Współczesnego Człowieka.
Do dzisiaj religie oparte na hebrajskich Księgach Rodzaju uznają dogmat istnienia świetlistych Aniołów, istot wspomagających Boga w dziele tworzenia. Do dzisiaj polskie słowo wiedza — widzi. Słowo oświata — świeci.
Spośród pięciu narządów zmysłu narząd wzroku jest najbardziej złożony i wyspecjalizowany. Węchem steruje jedna para czaszkowych nerwów węchowych. Słuchem i zmysłem równowagi również steruje jedna para nerwów. Działanie oczu sterowane jest przez cztery pary nerwów czaszkowych II, III, IV, VI oraz gałązki V i VII nerwu czaszkowego.
Nerw II wzrokowy wysyła sygnały wzrokowe z siatkówek oczu do mózgu. Nerwy III, IV, VI sterują ruchami gałek ocznych i powiek, rozszerzaniem źrenicy i zmianami grubości soczewki w procesie nastawiania ostrości wzroku. Gałązka nerwu V trójdzielnego jest nerwem czuciowym. Gałązka nerwu VII twarzowego unerwia gruczoły łzowe.
Zaburzenia ostrości widzenia z bliska lub z daleka, jeśli nie są spowodowane starzeniem się organizmu, wynikają ze zbyt krótkiego lub zbyt długiego wymiaru podłużnego gałki ocznej. Wymiaru mierzonego między rogówką — przednią częścią oka a siatkówką — tylną częścią oka. Nieregularna krzywizna rogówki jest również przyczyną astygmatyzmu. Wówczas niektóre części obrazu widziane są nieostro. Wadę dużej krótkowzroczności próbuje się usuwać operacyjnie przez ścinanie laserem mikroskopijnych ilości tkanki przedniej części rogówki. Zmienia się w ten sposób kształt gałki ocznej. Obraz przechodzący przez pocienioną rogówkę a następnie soczewkę wyświetla się prawidłowo na siatkówce.
Trudno akceptować fakt, by tak skomplikowany organ, jakim jest oko ostrość widzenia uzależniał od mikroskopijnych różnic długości oka, od mikroskopijnych nieregularności krzywizny rogówki. Sądzę, że wady te są następstwem utraconej zdolności regulacji krzywizny rogówki, jaką kiedyś posiadał Neandertalczyk.
Ptaki drapieżne mają wzrok doskonały. Widzą z kilometrowych odległości mysz w szarym polu. Soczewki oczu ptaka prócz regulacji ogniskowej posiadają również regulację odległości soczewki od siatkówki. Oczy Neandertalczyka musiały posiadać podobny układ regulacji ostrości widzenia.
Istnieje jeszcze inna możliwość regulacji ostrości wzroku. Jest nią układ dwu soczewek. Obecnie drugimi soczewkami są soczewki okularów lub szkieł kontaktowych. U Neandertalczyka dodatkową soczewką była przezroczysta, wypukła, elastyczna przednia część oka zwana rogówką. Mięśnie regulujące krzywiznę soczewki wspomagane mięśniami poruszającymi gałką oka mogły regulować krzywiznę rogówki i usprawniać ostrość widzenia.
Jaskra, choroba oczu, polega na wzroście ciśnienia płynu w komorze oka utworzonej między rogówką a soczewką. Płyn ten ustawicznie doprowadzany do komory i odprowadzany z niej odpowiednim kanałem odżywia soczewkę i rogówkę. Gdy kanał odprowadzający płyn ulegnie zwężeniu, ciśnienie płynu w przedniej komorze oka rośnie i niszczy unerwienie oka.
Mechanizm precyzyjnej regulacji odprowadzania płynu z przedniej komory oka, mógł u Neandertalczyka regulować krzywiznę rogówki i odległość soczewki od siatkówki. Pod wpływem kontrolowanych wahań ciśnienia w komorze przedniej oka promień krzywizny rogówki ulegałby zmianom. Regulowane parcie płynu na tarczę soczewki regulowałoby jej odległość od siatkówki.
Człowiek, w miarę jak skupiał przez długie godziny wzrok na detalach umieszczonych w pobliżu oczu, tracił zdolność sokolego widzenia. Przyczyniło się do tego w dużej mierze przędzenie i tkanie lnu, wszelkiego rodzaju precyzyjne rękodzieło, oraz osiadły bezpieczny tryb życia zwalniający człowieka z potrzeby bacznego obserwowania horyzontu i gwiazd na niebie. Mechanizmy odpowiedzialne za sprawność widzenia zdegenerowały się. Jedyną pociechą jest to, że nie do końca. Jeszcze obecnie część ludzkiej populacji do późnej starości potrafi bez okularów nawlec igłę i równocześnie bardzo dobrze widzi obiekty znajdujące się na horyzoncie. Można więc zadać sobie intrygujące pytanie.
Czy czasy neolitu i współczesne czasy, łącznie 8 +2 = 10 tysięcy lat, były wystarczająco długim okresem by przędzenie i tkanie lnu, wszelkiego rodzaju precyzyjne rękodzieło oraz osiadły bezpieczny tryb życia zwalniający człowieka z potrzeby bacznego obserwowania horyzontu i gwiazd na niebie aż tak zdegenerowały ludziom wzrok?
A może już przed Wielką Apokalipsą długi okres mitycznych dziejów, w którym tkano len, wełnę, wykonywano wszelkiego rodzaju precyzyjne rękodzieło, prowadzono osiadły bezpieczny tryb życia, zniszczył ludziom sokoli wzrok?
Spotkałam kiedyś na deptaku jednego z kurortów człowieka wykonującego od ręki, na zamówienie zadziwiające wisiorki. Człowiek ten pisał cieniutkim pisakiem na ziarnku ryżu imię zamawiającego. Nie był krótkowidzem i nie wspomagał wzroku lupą. Opisane ziarnko wkładał do szklanego pojemniczka z konserwującym kolorowym, przezroczystym płynem, szczelnie lakował i mocował pojemniczek na rzemyku. Płyn zawarty w pojemniczku tworzył soczewkę powiększającą napis na ziarnku. Napis wykonany był pięknym stylizowanym pismem.
Niedawno, w programie telewizyjnym, wysokiej klasy optyk okulista omawiał swe najnowsze osiągnięcia. Specjalista ten projektuje i wykonuje z pomocą komputera soczewki kontaktowe. Kształt soczewek projektuje indywidualnie dla każdego pacjenta. Tak wykonane soczewki przylegają idealnie do powierzchni rogówki. Wielkim zaskoczeniem w tej metodzie okazało się to, że prócz likwidacji wady wzroku uzyskano niesamowitą poprawę ostrości widzenia, ilości dostrzeganych szczegółów. Oko wyposażone w komputerowo wykonaną soczewkę rozróżnia z bliska i z daleka wielokrotnie więcej szczegółów od oka dobrze widzącego człowieka. Zjawiska tego specjalista nie wytłumaczył dostatecznie jasno.
Problem można wyjaśnić następująco.
Wykonane soczewki mają idealne, wyliczone komputerowo według matematycznych wzorów krzywizny. Rogówka pacjenta nawet najdokładniej wymierzona posiada odkształcenia nieuwzględnione pomiarem. Szczelina między soczewką a powierzchnią rogówki jest tak mała, iż siły lepkości przyciągają elastyczną powierzchnie rogówki do soczewki i nadają jej idealny wyliczony matematycznie kształt. Likwiduje to wszelkiego rodzaju mini astygmatyzmy wynikające z nierówności powierzchni rogówki powstałe pod wpływem nieskoordynowanych naciągów mięśniami oka. Te właśnie mini astygmatyzmy rozpraszają światło docierające na siatkówkę przeciętnego człowieka i rozmywają szczegóły przekazywanego obrazu.
Osiadły Pitekantrop chcąc przetrwać w środowisku uczył się życia od okolicznej przyrody i zwierząt zasiedlających jego najbliższe otoczenie. Neandertalczyk, przemierzający w cyklu rocznym znaczne przestrzenie, chcąc przetrwać musiał poznać środowisko tundry, stepu, pogórza i gór, ekosystem mijanych rzek, jezior i wybrzeży mórz. Musiał poznać klimat przemierzanych krain, ich roślinność, sposoby zachowań zamieszkujących mijane krainy zwierząt. Musiał nauczyć się od tych zwierząt zachowań umożliwiających mu przetrwanie. Musiał zgromadzić znacznie obszerniejszą od Pitekantropa wiedzę i posiąść znacznie więcej umiejętności.
Zwierzęta, szczególnie drapieżne, bronią zasiedlonego terytorium przed osobnikami własnego gatunku. Osiadły Pitekantrop zachowywał się podobnie. Mężczyźni regularnie obchodzili teren, znaczyli moczem granice i przepędzali lub zabijali spotykanych na swym terytorium intruzów.
Neandertalczyk miał znacznie trudniejsze zadanie. Ustawicznie wędrował za stadami roślinożernych zwierząt. Towarzyszył wybranemu stadu póki miał szansę coś z niego odłowić. Gdy szansa malała musiał szukać nowego stada. Zatrzymywał się na dłużej, gdy stado się zatrzymywało. Wyruszał w drogę, gdy stado ruszało dalej lub zbiegło wystraszone przez drapieżników.
Neandertalczyk poświęcał cały swój czas koczowaniu i czynnościom z nim związanym. Nie mógł tak jak Pitekantrop systematycznie nadzorować swego terytorium. Instynktowne terytorialne zachowania zmodyfikował rozumowo. Jeśli nie był zmuszony głodem, dla własnego dobra nie wchodził na teren sąsiada. Tu właśnie przydał mu się sokoli wzrok. Obserwował odległy horyzont. Gdy widział na horyzoncie dymy lub blaski ognisk sąsiadów oddalał się. Jeśli nie musiał to nie naruszał granic sąsiadów. Jeśli potrzebował pomocy lub wsparcia sygnalizował swe potrzeby ogniem lub dymem.
Sokoli wzrok pozwalał mu obserwować zachowania ptaków na niebie, krążących nad stadami pasących się zwierząt. Obserwując ptaki orientował się w gatunku i liczebności stada, oceniał jego oddalenie. Tam gdzie podążały stada musiała być woda. Obserwacja ptaków ułatwiała mu odszukanie wody do picia. Obserwując zachowanie padlinożernych ptaków mógł zorientować się jak silne są stada drapieżników w okolicy.
Ptaki były źródłem tak wielu informacji niezbędnych Neandertalczykowi do przetrwania, iż jeszcze w starożytnym Rzymie wróżono z ich lotu przyszłość. Wróżenie to miało niewiele wspólnego z neandertalską wiedzą o świecie. Było jedynie wspomnieniem odległej neandertalskiej przeszłości.
Wiedza o środowisku, jaką posiadł Neandertalczyk obserwując ptaki uskrzydliła jego postać, przeobraziła go w Anioła.
Ptasi móżdżek
Pod tylną potyliczną częścią mózgu znajduje się móżdżek określany w polszczyźnie jako ptasi. Ten drugi, co do wielkości organ mózgowia również osiągnął u Neandertalczyka wymiary większe od móżdżku współczesnego człowieka.
Móżdżek gromadzi informację o aktualnym stanie wszystkich narządów ruchu, o sile skurczu poszczególnych grup mięśni oraz o położeniu głowy w stosunku do tułowia. Odbiera informację wysyłaną przez receptory siatkówki oka i błędnika ucha. Gdy zachodzi potrzeba szybko zmienia napięcie we wszystkich mięśniach.
Dzięki czynności móżdżku możemy nie przewracając się biegać i przeskakiwać przeszkody. Móżdżek ułatwia zgrabne, płynne i precyzyjne wykonywanie ruchów. Móżdżek pozwala nam tańczyć. Działalność móżdżku pozwala wykonywać płynne ruchy głową i równocześnie obserwować nieruchomy i szybko poruszający się obiekt.
Neandertalczyka można porównać do zawodnika biegającego na przełaj. W sezonie koczowania pokonywał z obciążeniem: małymi dziećmi, podręcznym dobytkiem i uzbieranymi na szlaku użytecznymi znaleziskami bezdroża tundry, stepu, tajgi i lasów pogórza. Forsował strumienie, rzeki i bagna. Przy tym łowił, polował, zbierał owoce, grzyby i zioła. Zakładał coraz to nowe obozowiska. To wszystko czynił w pośpiechu. Pośpiech nie mógł tłumaczyć fuszerki. Każda niestaranność, każda opieszałość i nieuwaga mogła być opłacona życiem. Sprawnie funkcjonujący i pojemniejszy od naszego móżdżek był niezbędny Neandertalczykowi do przeżycia.
Móżdżek ptaka jest również niebywale sprawny. Gdyby taki nie był, ptak nie potrafiłby latać i nie złowiłby w locie żadnej muchy, żadnego komara.
Wszyscy znamy ukraińską dumkę o sokołach.
Hej, hej, hej sokoły!
Omijajcie góry, lasy, doły.
Po co miałby nasz młody sokół z Ukrainy omijać góry, lasy, doły. Mógłby przecież wzbić się wysoko w niebo i przelecieć bez trudu nad nimi. Sokół w dumce pamięta neandertalskiego Anioła. Niebywale sprawny ptasi móżdżek pozwalał mu omijać doły i wądoły gór, lasów i dolin.
Poeci — twórcy wielkich epopei i dramatów; narodowych i religijnych pieśni; dumek i wiejskich przyśpiewek; dziecinnych wierszyków i śpiewek — w chwilach natchnienia zaklinają w rymowane strofy naszą wspólną przeszłość, która im w duszy wibruje po to, by poruszała nasze serca, dodawała nam ducha i przypominała nam o sobie.
Godłami Rosji, Polski, Niemiec, państw leżących w północnym pasie obszarów zaludnionych kiedyś przez Neandertalczyka są orły.
Głowa neandertalczyka przypominała z profilu głowę orła. Z pod silnie zarysowanych łuków brwiowych bystrymi oczyma obserwował świat. W głębi jego oczu skrzyła się duma wynikająca z faktu posiadania niebywałej wiedzy o świecie. Jego wyrazisty nos jak dziób orła górował nad nikłym jeszcze podbródkiem. Rozbudowaną potyliczną część głowy kryły włosy podobne do piór zdobiących szyję królewskiego ptaka.
Przypisywanie Neandertalczykowi płaskiego nosa spowodowane jest, jak sadzę, spontaniczną akceptacją teorii ewolucji człowieka. Teorię tą wyrażał i nadal wyraża sugestywny slogan „Człowiek od małpy pochodzi” a naczelne małpy nie posiadają wydatnych nosów. Odtworzenie kształtu nosa na podstawie czaszki jest trudne, sądzę, że niewykonalne. Czy ktoś widział czaszkę z zachowanym nosem? W miejscu nosa, nawet we współczesnych czaszkach, jest otwór.
Bezustanny pośpiech na wędrownym szlaku i ustawiczna zorganizowana w grupie praca w czasie krótkich postojów spowodowały, że Neandertalczyk opanował do perfekcji umiejętność planowania codziennych zajęć, technologię wytwarzania niezbędnych mu do przeżycia przedmiotów i umiejętność współżycia z przyrodą. Wiedzę tą kodował w rozrastającej się potylicznej części mózgu, móżdżku i płacie czołowym.
Neandertalczyk klasyczny zapisywał w mózgu, znacznie przekraczającym pojemność mózgu współczesnego człowieka, wszystkie zaobserwowane w środowisku, dopracowane do perfekcji recepty na życie. Posiadł maksimum wiedzy praktycznej o przystosowaniu do życia w otaczającym go rozległym świecie. Stał się specjalistą z ogromnym zasobem wiedzy zamkniętej w solidnie obwałowanej tylnej części czaszki, wiedzy ustawicznie powiększanej informacją dostarczaną przez oczy chronione grubymi nadoczodołowymi wałami.
Gdy między 70 a 20 tysiącleciem p.n.e. nastało ostatnie, najintensywniejsze, najdłużej trwające ochłodzenie tereny cyklicznych wędrówek Neandertalczyka uległy okrojeniu. Wielkie połacie północnych terenów kontynentu znalazły się pod lodem. Mrozy ogołociły z roślinności szeroki pas terenów graniczących z lodowcem. Południe kontynentu zaczął zaludniać Homo Sapiens. Neandertalczyk, w okrojonym terytorialnie i gęsto zaludnionym świecie nie mógł rozwinąć skrzydeł. Nie mógł wykorzystać posiadanej wiedzy. Starał się usilnie, bohatersko walczył o życie do końca, lecz świat skurczył mu się niebywale.
Nim odszedł przekazał dziedzictwo swej myśli nowemu rodzajowi człowieka. Człowiekowi o wysoko wysklepionej czaszce i wypukłym czole. Człowiekowi potrafiącemu niebywale szybko uczyć się i kojarzyć spostrzeżenia. Człowiekowi posiadającemu niebywałą wrażliwość i wielką wyobraźnię. Cechy te Homo Sapiens zawdzięczał zwiększonej pojemności płata czołowego i płata ciemieniowego mózgu.
Płat czołowy mózgu zawiaduje tworzeniem mowy, myśli i emocji oraz precyzyjnymi ruchami. W obszarze płata ciemieniowego odczuwane są i interpretowane wrażenia dotyku, temperatury, ucisku i bólu.
Syreny — Ewolucja czaszki i mózgu człowieka
Dlaczego człowiekowi uwypuklała się i delikatniała czaszka? Dlaczego ustawicznie przybywało mu mózgu?
Ziemia przeżyła wiele wielkich zlodowaceń, między zlodowaceniami były okresy znacznego ocieplenia. Każde wielkie zlodowacenie dzieliło się na kilka mniejszych, te mniejsze na jeszcze mniejsze podokresy. Człowiek przez ostatni milion lat ulepszany był jak stal naprzemiennymi cyklami oziębień i ociepleń klimatu. W okresach wielkich ociepleń czapy lodowe o grubości dochodzącej do 3000 metrów topniały prawie całkowicie i uwalniały masy wód. Poziom oceanów i mórz podnosił się zatapiając przybrzeżne gęsto zaludnione tereny. Były okresy, gdy poziom wód oceanów przekraczał dzisiejszy o 50 metrów, były okresy, gdy był niższy od obecnego poziomu o 200 metrów.
Cykliczne przemieszczanie się zasobów ziemskiej wody, zamienianej w lód w okresie oziębienia i ponownie topionej w okresie ocieplenia, kumulowało naprężenia w skorupie ziemskiej będące przyczyną okresowego nasilania się procesów sejsmicznych. Odciążone polodowcowe obszary skorupy ziemskiej unosiły się, powodując obniżanie terenów nie objętych lodowcem. Ruchom tym towarzyszyły wzmożone trzęsienia ziemi i silne erupcje wulkanów. Eksplodujące wulkany zadymiały i zatruwały atmosferę. Wpływało to destrukcyjnie na klimat i przyrodę.
Z wielkim mozołem wygrzebaliśmy z ziemi szczątki naszych praprzodków zamieszkujących wyższej położone tereny Ziemi. Odtworzyliśmy na ich podstawie połowę dziejów ludzkiego gatunku. Druga połowa szczątków, komplementarna do znalezionych, zamieniła się w muł zalegający przybrzeżne szelfy mórz i oceanów. Szczątków tych nie odgrzebiemy. Jeszcze długo poziom wód nad tymi wielokrotnie w dziejach ludzkości zaludnianymi ziemiami będzie się podnosił. Chyba nigdy nie znajdziemy materialnych świadectw istnienia ludzi zamieszkujących zatopione ziemie. Dowodów ich istnienia możemy szukać w tradycji zawartej w słowie, w mitach, obrzędach religijnych i starożytnych filozofiach wschodu.
Tereny położone na płaskich, obecnie zatopionych brzegach okołozwrotnikowych mórz i oceanów zaludniali ludzie, których podstawowym pożywieniem były ryby, owoce morza oraz jadalne rośliny nadmorskich lasów. Mnożyli się szybko. Sprzyjał temu dostatek pożywienia i ciepły klimat. Życie w wielkich gromadach rozwinęło u nich zachowania społeczne i osłabiło zachowania agresywne. Zakładali rodziny łącząc się jak ptaki w pary. Wymagał tego pracochłonny obowiązek odchowania potomstwa. Budowali szałasy na palach lub wzniesieniach usypanych z muszli. Chronili się w nich przed deszczem, przypływami morza i sztormami. Muszle i skorupy tykwy lub kokosa bardzo wcześnie zaczęły pełnić u nich rolę naczyń. Picie wody z naczyń oraz odżywianie się delikatnym pokarmem wydelikatniło im kości szczęk i stopniowo likwidowało prognatyzm odziedziczony po Pitekantropie. Wymyślili sieci, trójzębne oszczepy, plecione z trzcin kosze i maty. Nie musieli krzemienia obrabiać, ostre krawędzie muszli służyły im za ostrza. Twarde skorupy krabów i małży rozbijali zwykłym kamieniem. Przewagę liczebną w tych gromadach miały kobiety. Natura do dzisiaj faworyzuje w żywotności płeć żeńską.
Populacja ludzka zamieszkująca nadbrzeża ciepłych mórz i oceanów ewoluowała w kierunku człowieka społecznego, pokojowego i monogamicznego. Człowieka z kształtująca się brodą i żuchwą usprawniającą mówienie. Człowiek ten przetrwał do naszych czasów w żywym do dzisiaj u wielu narodów symbolu Syreny — do pasa kobiety, a od pasa ryby. Syrena była do pasa kobietą, bo w tym nowym rodzaju Pitekantropa przeważały liczebnie kobiety. Od pasa była rybą, bo ten rodzaj Pitekantropa gro życia spędzał brodząc, pływając i nurkując w przybrzeżnych morskich wodach.
W miarę jak zwiększało się zaludnienie wybrzeży Syreny specjalizowały się w pływaniu pod wodą i długotrwałym nurkowaniu. W poszukiwaniu pożywnych krabów penetrowały groty i tunele koralowych raf. Pływanie wysmukliło nadmorskim ludziom sylwetkę, wykształciło jak u większości ssaków morskich podskórną warstwę tłuszczu, i tak jak u wielu ssaków przebywających w wodzie (delfiny, foki, wydry) wysklepiło czaszkę.
O tym, że współczesny człowiek dziedziczy geny po Syrenach świadczą fakty. Owłosienie ludzkiego ciała sugeruje, że w pewnym okresie rozwoju człowiek dużo czasu spędzał pływając. Kierunek owłosienia układa się zgodnie z prądem opływającej go wody. Noworodek trzymany w pionie, gdy dotknie stopami materialnego podłoża przebiera nóżkami jakby chciał chodzić. W kolejnych dniach życia nabiera odruchu odpychania się obu nóżkami od podłoża. Odruchy te po kilku tygodniach zatraca. Noworodek przebierając i odpychając się nóżkami od podłoża nie trenuje chodzenia po lądzie. Trenuje poruszanie się w wodzie. Macha nóżkami by pływać. Odpycha się nóżkami by wypłynąć na powierzchnię. Odruchy te z czasem zatraca, ponieważ nie przebywa, na co dzień w wodzie. Noworodki zanurzone w wodzie potrafią pływać i nie zachłystują się wodą. Nie jest to umiejętność wyniesiona z życia płodowego. Płód nie oddycha płucami. Noworodek odziedziczył umiejętność radzenia sobie w wodzie po Syrenach, swych dalekich nadmorskich przodkach.
Głowa ssaka lądowego jest ciężka. To, że większość lądowych ssaków pływa spowodowane jest poziomo ułożoną osią ciała i odchyloną ku górze głową usytuowaną na szyi. Ludzie mają głowę umieszczoną w osi ciała. To utrudnia pływanie. Twarz pływającego zanurza się w wodzie. Nieudolny pływak zachłystuje się wodą i może się utopić. Podczas przebywania w głębokiej wodzie naturalne dążenie głowy pływającego do zajmowania położenia wyższego od korpusu ciała jest bardzo przydatne.
Ewolucja głowy Pitekantropa zamieszkującego brzegi morza dążyła w kierunku zwiększenia wyporności. Wykształciła komory zatok przynosowych. Pojemność zatok sięga 100 cm3. Wysklepiła czaszkę, zwiększyła komorę nosa, zmieniła jamę ustną tak, by mogła pomieścić jak największy zapas powietrza potrzebny nurkującemu. Policzki, pionowa twarz i zmieniona żuchwa z bródką są efektem tych przystosowań. Mózg zawierający dużo tłuszczu, tłuszcz jest lżejszy od wody, również odciąża głowę człowieka, kieruje ją ku powierzchni, ułatwia pływanie i orientację na znacznych głębokościach.
Nadmorski człowiek chcąc złapać wielkiego smakowitego kraba głęboko nurkował i przebywał pod wodą tak długo jak na to pozwalał mu pozbawiony dopływu tlenu organizm. Pracujący mózg zużywa duże ilości tlenu. Wystarczy na kilka minut pozbawić mózg tlenu, by uległ nieodwracalnemu zniszczeniu. Człowiek polujący pod wodą często zbliżał się niebezpiecznie a nawet przekraczał granicę wytrzymałości własnego mózgu. Słabsze, niedotlenione komórki mózgu ginęły. W procesie ewolucji selekcja naturalna faworyzowała ludzi posiadających nieco większą ilość komórek mózgowych. To oni wydobywali z morza więcej pokarmu, dłużej żyli i dłużej mogli się rozmnażać. Dzięki ich aktywności coraz większy mózg wypełniał coraz przestronniejszą czaszkę człowieka.
W okresach oziębienia klimatu nadmorscy ludzie graniczyli bezpośrednio z ludźmi kontynentu. Prowadziło to do krzyżowania się gatunków. Mieszańcy urodzeni na kontynencie umierali w wieku niemowlęcym i wczesnym dzieciństwie. Życie w głębi lądu było trudne i niebezpieczne. Niedopracowanym mieszańcom trudno było przeżyć. Na terenach nadmorskich mieszańcy przeżywali, mnożyli się i stabilizowali nowy genotyp. W liczebnych pokojowych i tolerancyjnych społecznościach łatwiej było im przetrwać. Morze dzień w dzień wyrzucało na brzeg pokarm. Wystarczyło schylić się, by zaspokoić głód.
Potopy powodowane topnieniem lodowców i gigantycznymi falami tsunami wywołanymi przez trzęsienia ziemi i erupcje wulkanów, dziesiątkowały nadmorskie ludy. Z pośród mutantów przeżywali osobnicy najdoskonalej przystosowani do życia, z pojemniejszą czaszką, większym mózgiem i użytecznymi cechami ułatwiającymi życie w głębi kontynentu.
Syreny a Hatha Joga
Hatha Joga nie jest gimnastyką w europejskim tego słowa znaczeniu, jest częścią prastarego, liczącego kilka tysięcy lat systemu filozoficznego Indii zwanego Joga. Ideę przewodnią tej filozofii stanowi dążenie do doskonałości. Hatha Joga jest sposobem dążenia do pełnego rozwoju osobowości poprzez ćwiczenia psychofizyczne i oddechowe.
Każdy system filozoficzny w jakimś stopniu zakłada doskonalenie osobowości oraz międzyludzkich zachowań. Joga jest jedyną filozofią, która w swych spekulacjach uwzględnia fizjologię człowieka. Według Jogi wszelkie próby rozwijania swych zdolności i wytrwania w zamiarach nie mogą być w pełni zrealizowane bez posiadania dobrej kondycji psychicznej i fizycznej, czyli zdrowia. Zdrowie jest podstawą, na której trzeba się oprzeć, by osiągnąć wytknięty sobie cel. Aby do późnego wieku zachować zdrowie i sprawność fizyczną a w dziedzinie psychiki posiąść samokontrolę i umiejętność koncentracji Jogowie stworzyli system ćwiczeń gimnastycznych zwanych w sanskrycie asanami. Opracowali też specjalny system oddychania zwany pranajamą.
W starożytnych Indiach Ha oznaczało Słońce, jego dodatnio i pozytywnie odczuwaną energię zwaną pokarmem życia. Sylaba Ha to głębokie westchnienie ulgi. By wydać z siebie tą sylabę należy najpierw wchłonąć w płuca maksymalną porcję powietrza nasyconego światłem Słońca, potem wstrzymać na chwilę oddech a następnie wolno wydalić z siebie powietrze pozbawione słonecznych wartości.
Dział medycyny zwany fizjologią tłumaczy powód tego westchnienia następująco: W pęcherzykach płucnych znajdują się nieliczne komórki zaopatrzone w mikrokosmki. Współpracują one z zakończeniami czaszkowego nerwu błędnego. Mechaniczne podrażnienie kosmków ściankami niedostatecznie wypełnionego powietrzem pęcherzyka płucnego pobudza nerw błędny. Powoduje to silny wdech zakończony wydechem w postaci głębokiego westchnienia.
Powiązanie w Hatha Jodze oddychania ze Słońcem jest logiczne. Rośliny żyją i wytwarzają tlen dzięki Słońcu. Rośliny bezpośrednio i pośrednio karmią wszystkie zwierzęta. Zwierzętom prócz pokarmu niezbędny do życia jest tlen.
Sylaba Tha współtworząca słowo Hatha oznaczała w starożytnych Indiach Księżyc i jego energię odczuwaną przez człowieka ujemnie, negatywnie. Księżyc symbolizuje zmiany, ponieważ ma zmienny cyklicznie kształt. Wywołuje przypływy i odpływy morza. Właśnie te przypływy i odpływy wyrzuciły kiedyś życie z morza na ląd. Zmusiły życie do dalszej ewolucji. Zmiany nie tylko niepokoją, także fascynują ludzi.
Słowo Joga oznacza jarzmo, dyscyplinę, a także połączenie. Hatha Joga jest metodą ujarzmiania słonecznej energii podarowanej organizmowi człowieka. Jest pragnieniem poznania i opanowania własnej fizjologii w celu realizacji zamierzeń.
Księżyc rosnący to wolno napełniające się powietrzem płuca. Pełnia to zatrzymany w płucach oddech. Księżyc malejący to płuca wolno opróżniane z powietrza. Nów to bezdech. Człowiek zaczął oswajać własną fizjologię naśladując fazy Księżyca — ćwicząc oddechy — pranajamę.
U ludzi wpływ kory mózgowej na odruchy oddechowe jest w porównaniu z innymi ssakami wyjątkowo silnie zaznaczony. Człowiek może świadomie przyspieszać, zwalniać, wstrzymywać i modulować oddychanie. Dzięki temu potrafi mówić, śpiewać i śmiać się. Bez kontroli oddechu i uzyskanych dzięki niej umiejętnościom nie zdołalibyśmy stworzyć cywilizacji.
Ćwiczenia Hatha Jogi to asany. Podstawowych asan jest 84. Niemal wszystkie asany noszą nazwy zwierząt, ptaków i gadów. Jogowie tworząc asany podpatrywali zwierzęta, ich ruch, celowość wysiłku oraz szybkość regeneracji organizmu. Ćwiczenia Jogi pozwalają osiągnąć maksimum regeneracyjnego efektu w minimalnym czasie. Nie wymagają sprzętu i wielkich powierzchni do ćwiczeń. Wystarcza koc i kąt w przewietrzonym zacisznym pomieszczeniu.
Chcąc z pożytkiem dla ciała i ducha uprawiać Hatha Jogę musimy wyrobić w sobie pewną postawę filozoficzną wobec życia. Zasadą tej filozofii jest, nie krzywdzić i nie zadawać nikomu bólu. Być życzliwym wobec otoczenia. Nic tak nie rujnuje naszej równowagi psychicznej i zdrowia, jak ciągłe utarczki. Trzeba również wyrobić w sobie pewien dystans wobec codziennych przykrości, podchodzić do nich obiektywnie, nie powinny one całkowicie pochłaniać naszej uwagi.
Taką filozofię życia mogły wypracować jedynie bardzo liczebne, nadmiernie zagęszczone społeczności. W takich społecznościach kultura obcowania z innymi jest we współżyciu niezbędnie potrzebna. W takich społecznościach człowiek styka się bezpośrednio z cierpieniem innych ludzi i nabiera dystansu do życia. Łatwiej jest mu pogodzić się z własnym nieszczęściem. Podstawy takiej filozofii mogły stworzyć jedynie Syreny. To one gęsto zaludniały wynurzone z morza nadbrzeża.
Gdy przyjrzymy się współczesnej mapie świata, zauważymy w rejonach południowych i wschodnich brzegów Azji ogromne połacie szelfów. Zaznaczone są białym kolorem. To zatopione ziemie Syren. Brzegi płd.-wsch. Azji są obecnie najludniejszymi rejonami Ziemi. Pokarm wyławiany z przybrzeżnych mórz nadal karmi miliony ludzi.
Filozofia życia wypracowana przez Syreny została odziedziczona przez ludy kontynentu Azji i dotrwała do dzisiaj w starożytnych filozofiach Wschodu. Nadanie asanom nazw totemicznych zwierząt jest dowodem tego dziedziczenia. Kilka asan zachowało nazwy zwierząt morskich takich jak: Rekin, Ostryga, Żółw, Ryba. Asana Ryba wykonana w wodzie nie pozwala utonąć. Nazwy te pochodzą z czasów Syren. Hinduistyczni twórcy Jogi mieszkali w głębi lądu a filozofia Joga kultywowana jest do dzisiaj w górach Tybetu. Wyznawcy Hatha Jogi tworząc asany mogli naśladować zachowania ryb, małż podobnych do ostryg i żółwi bytujących w górskich rzekach. Nie mogli naśladować zachowania rekina.
Ćwiczenia Jogi zaczynają się od nauki oddychania. Prana oznacza oddech. Prana to również praelement życia, energia, która ożywia materię. W chińskim Taoizmie energia ta nazywa się Qi. Pranajama to oddech kontrolowany.
Pełny wdech składa się z trzech części: wdechu brzusznego, wdechu dolno-żebrowego i wdechu górno-żebrowego. Płynne zrealizowanie wszystkich części wdechu dokładnie wypełnia powietrzem wszystkie pęcherzyki w płucach. Od przepony po szczyty płuc.
Oddech kontrolowany składa się z czterech świadomie kontrolowanych faz: fazy wdechu, fazy zatrzymania wdechu, fazy wydechu i fazy bezdechu. Wielokrotne rytmiczne powtórzenie tych faz dokładnie dotlenia wszystkie komórki ludzkiego organizmu.
W pierwszym etapie nauki oddychania trzy pierwsze fazy oddechu: wdech, zatrzymanie wdechu, wydech są równe, trwają po osiem sekund 8/8/8. W miarę osiąganego postępu w ćwiczeniach osiąga się proporcje 8/16/16 lub 8/32/16 a nawet 8/40/16 i więcej. Wdech trwa zawsze 8 sekund. Okres zatrzymania powietrza w płucach sukcesywnie wzrasta i jest wielokrotnością trwania wdechu. Wydychanie powietrza przebiega w równych odcinkach czasu i trwa 16 sekund. Naukę oddychania należy prowadzić pod nadzorem mistrza. Niedoświadczony uczeń ćwicząc nieprawidłowo oddychanie może rozregulować fizjologiczne działanie swego organizmu, dostać ataku duszności lub stracić przytomność.
Asana jest ćwiczeniem statycznym. Końcowy jej efekt zwany pozycją, wykonywany jest w rytm kontrolowanych oddechów. Osiągnięcie idealnej pozycji wymaga krańcowego rozciągnięcia mięśni i cięgien oraz uelastycznienia stawów. Po osiągnięciu ćwiczonej pozycji należy kontemplować ją w czasie kilku kontrolowanych oddechów. Przećwiczenie podstawowych 84 asan uaktywnia wszystkie mięśnie, cięgna i stawy.
Ze wszystkich ćwiczeń Hatha Jogi za najważniejszą uważa się pozycję Sirsasanę, jest nią stanie na głowie. Pozycja ta jest królem wszystkich asan. Przed podjęciem ćwiczeń i po ich zakończeniu wskazany jest pełny relaks. Pełny relaks to Sawasana. Sawa w sanskrycie znaczy nieżywy lub martwy. Sawasana to pozycja martwa, bezwładna. Asanę tą stosuje się często między ćwiczeniami. Joga nie pozwala na wykonywanie następnej pozycji z serii ćwiczeń dopóki jesteśmy zmęczeni poprzednią. Sawasana odradza fizyczne i psychiczne siły, regeneruje zmęczony organizm.
Aby zrelaksować się w Sawasanie należy położyć się na macie na wznak, zamknąć oczy i rozluźnić wszystkie mięśnie. Nogi ułożyć lekko rozwarte, stopy rozchylić bezwładnie na zewnątrz. Ręce spodem dłoni odchylone do góry ułożyć nieco dalej od tułowia. Aby rozluźnić mięśnie szyi i bezwładnie ułożyć głowę należy kilka razy obrócić ją leżąc w lewo i prawo. Ruch ten sprawi, że głowa wyda się nam szczególnie ciężka. Aby rozluźnić wszystkie mięśnie należy sobie wyobrazić, że ciało nasze ma wielki ciężar, jest z ołowiu albo z kamienia. Ciężar ten odczuwamy szczególnie w miejscach zetknięcia ciała z ziemią: pięty, łydki, pośladki, łopatki, głowa, łokcie i dłonie. Język nie może przylegać do zębów ani podniebienia. Ma być luźny jak płatek kwiatu. Wtedy rozluźniają się nam również mięśnie twarzy. Trwać należy w tej pozycji około pięciu minut, nic nie myśląc, jedynie kontemplując własny ciężar.
Ćwiczenia Hatha Jogi przypominają ćwiczenia kondycyjne poławiacza pereł lub nurkujących w celu zdobycia pokarmu paleolitycznych Syren. Poławiacz pereł nim zanurkuje kilkakrotnie głęboko oddycha, silnie dotlenia organizm. Ćwiczy Pranajamę. Następnie wstrzymuje wdech i nurkuje głęboko do dna. Nurkuje głową w dół, realizuje Sirsasanę najważniejszą pozycję Hatha Jogi, króla wszystkich asan. Po dotarciu do dna jak najdłużej zatrzymuje wdech i zbiera ostrygi. Realizuje drugą, bardzo długą fazę Pranajamy. Następnie wolno wydycha powietrze i podąża w górę za tworzącymi się pęcherzykami. Bąbelki powietrza wskazują mu najkrótszą drogę ku powierzchni. Po wynurzeniu, ostatkiem sił musi dopłynąć do towarzyszy oczekujących go w łodzi lub na lądzie. Gdy nie ma sił odpoczywa chwilę przyjmując pozycję Ryba tą, która utrzymuje ciało na powierzchni wody i nie pozwala utonąć. Jeśli tego nie uczyni, to po dopłynięciu do bliskich, pada jak martwy z wyczerpania. Nie ma siły ruszyć ani ręką, ani nogą. Leży bezwładnie, jak martwy. Całym swym ciałem kontempluje odzyskany własny ciężar zlikwidowany w czasie przebywania w morzu siłą wyporu. Realizuje Sawasanę, pełny relaks. Gdy w relaksie zregeneruje siły fizyczne, gdy odzyska równowagę psychiczną ponownie dotleni kontrolowanymi oddechami organizm i zanurkuje by penetrować rafę.
Poławiacze krabów, pięknych muszli, smakowitych mięczaków i pereł nurkują na rafach koralowych. Kraby i mięczaki kryją się w wąskich szczelinach, jamach i tunelach rafy. Krawędzie rafy są ostre, łatwo zdzierają naskórek i kaleczą ciało. Aby móc penetrować rafę należy mieć niebywale elastyczne mięśnie, ścięgna i stawy. Nie siła, lecz sprawność mięśni, ścięgien i stawów gwarantuje pochwycenie zdobyczy i wycofanie się z zaułka rafy.
Dlaczego metody nurkowania wypracowane przez Syreny przetrwały w tybetańskich górskich klasztorach jako asany Hatha Jogi?
Nurkowanie jest bardzo podobne do wysokogórskiej wspinaczki. W obu przypadkach organizm człowieka cierpi na krańcowe niedotlenienie. Niedotlenienie alpinisty w porównaniu z niedotlenieniem nurka rozciągnięte jest w czasie. W miarę wspinania się ku szczytowi coraz mniej tlenu znajduje się w atmosferze. Na szczycie prawie go nie ma. W czasie nurkowania sytuacja jest podobna, coraz mniej tlenu znajduje się w krwi nurka. Alpinista pnąc się w górę pokonuje siłę ciążenia. Nagły upadek w dół zagraża jego życiu. Nurek pchany jest ustawicznie siłą wyporu ku powierzchni wody. Nagłe wynurzenie ze znacznych głębokości również zagraża jego życiu. Gazy zawarte we krwi, rozprężając się, mogą rozerwać mu tkanki.
Himalaista wyruszając w góry pełen jest sił, entuzjazmu i wiary w osiągnięcie celu. Podobnie czuje się nurek. Potem następuje długi etap zdobywania szczytu lub etap połowu. Organizmy w obu przypadkach odtleniają się stopniowo. Po osiągnięciu celu, zdobyciu szczytu lub schwytaniu kraba, jeden i drugi musi ostatkiem sił przebyć niebezpieczną drogę powrotną. W drodze tej ich energia wypala się do końca. Stają się prawie martwi z wyczerpania. Przy życiu trzyma ich zwierzęcy instynkt samozachowawczy oraz miłość przyjaciół i bliskich. Pragną do nich wrócić. Wiedzą, że gdy padną z wyczerpania prawie martwi u ich stóp, ci zrobią wszystko by przywrócić ich do życia.
Fizjologia ludzkiego oddychania
Procesy fizjologiczne zachodzące w organizmie człowieka pozwalają sądzić, że w przeszłości istniał gatunek ludzki przystosowany do długotrwałego nurkowania w wodzie morskiej.
W wodzie można utonąć. Brak dostaw powietrza powoduje niedotlenienie organizmu, w pierwszej kolejności mózgu i siatkówki oka. Równocześnie narasta w ustroju zawartość dwutlenku węgla (CO2). Utonięcie w słodkiej wodzie powoduje szybki wzrost objętości krwi spowodowany przenikaniem wody z przewodu pokarmowego i oskrzeli do systemu krążenia. Utonięcie w wodzie morskiej jest bardziej fizjologiczne. Powoduje przesączanie surowicy do pęcherzyków płucnych. Surowica w pęcherzykach płucnych pojawia się nie tylko u topielców. Przyczyną obrzęku płuc jest niedotlenienie organizmu wywołane np. chorobą serca, lub długotrwałym leżeniem u obłożnie chorych.
Czas przeżycia po przerwaniu oddychania wskutek utonięcia jest znacznie dłuższy od czasu przeżycia wskutek uduszenia. Mózg niedotleniony wskutek uduszenia zamiera po 4–8 minutach. Topielca można uratować po 15–20 min. od momentu utonięcia a nawet po dłuższym czasie. Sztuczne oddychanie należy podjąć natychmiast, sprawdzić jedynie czy w ustach ratowanego nie ma wodorostów lub sztucznej szczęki. Nie należy usuwać wody z dróg oddechowych. Jest to strata drogocennego czasu. Niewielka ilość wody zalegająca w tchawicy i oskrzelach wdmuchnięta do płuc nie zagraża życiu ratowanego. Surowicę i wodę wypełniającą płuca organizm sam z czasem wydali.
To, że człowiek pozbawiony powietrza w wodzie zdolny jest przeżyć znacznie dłużej od człowieka pozbawionego powietrza na lądzie, świadczy o utraconej przez ludzi zdolności długotrwałego nurkowania.
Długotrwałe niedotlenienie nurka zwiększa w płynach jego organizmu zawartość CO2. Powoduje to hiperkapnie. Anomalia ta rozszerza naczynia mózgowe i powoduje wzrost ciśnienia płynu mózgowo–rdzeniowego. Nim wystąpi drżenie i śpiączka chorzy są bardzo podnieceni.
Wzmożone ciśnienie płynu mózgowego w czasie nurkowania Syren rozpierało czaszkę i spowodowało w procesie ewolucji wzrost jej pojemności. Stan podniecenia sygnalizował Syrenom potrzebę opuszczenia głębin i wynurzenia się na powierzchnię morza.
U osób chorych, z długotrwałą hiperkapnią, ośrodek regulacji oddychania wrażliwy na CO2 umieszczony w zatoce tętnicy szyjnej traci wrażliwość i przestaje działać. Podanie tlenu może zagrozić życiu pacjenta, spowodować całkowite ustanie oddychania. Sytuacja ta wymaga natychmiastowego podjęcia sztucznej wentylacji płuc zwanej sztucznym oddychaniem.
Syreny zajmowały się podwodnymi łowami na rafie. Organizm ich wielokrotnie i długo doświadczany hiperkapnią przystosował się do niej. Człowiek nadmorski nim zanurkował, dotleniał kontrolowanymi oddechami organizm do czasu, aż stężenie tlenu we krwi wyłączyło mu proces oddychania. Nie czując potrzeby oddychania przebywał pod wodą zbierając kraby, małże i ostrygi dotąd, aż poczuł ożywienie spowodowane wzrostem CO2 w płynach ustrojowych, trwało to około 20 minut. Wtedy zaczynał stopniowo wypuszczać z płuc powietrze i wynurzał się wolno kierując jego śladem. Szybkie wynurzenie spowodowałoby chorobę nurków. Zbyt szybko rozprężające się we krwi, pod wpływem malejącego ciśnienia hydrostatycznego, pęcherzyki gazów tworzyłyby zatory w jego naczyniach krwionośnych i nawet rozrywały mu tkanki.
Rytm cyklu oddechowego pranajamy 8/16/16; 8/32/16; 8/40/16 nakazuje po długim i głębokim zanurzeniu wynurzać się wolno w czasie trwania wydechu, tak by równo wydychane bąbelki powietrza do końca wskazywały drogę ku powierzchni.
Tlen pobierany z płuc przez krew magazynowany jest w hemoglobinie zawartej w czerwonych krwinkach. Nie jest to jedyny magazyn tlenu w organizmie człowieka. Tlen dyfunduje z krwi do komórek mięśniowych, gdzie w sposób odwracalny wiązany jest przez zawartą w mięśniach mioglobinę. Powinowactwo mioglobiny do tlenu jest dużo większe niż hemoglobiny. U większości gatunków zwierząt stężenie mioglobiny w mięśniach nie przekracza 1%. U ssaków przebywających dłuższy czas pod wodą zawartość mioglobiny w mięśniach jest wyższa i wynosi np. u delfina 3,5%, u foki 7,7%. W czasie treningów i wytężonej pracy zawartość mioglobiny u człowieka ulega podwyższeniu. Mioglobina nasycona tlenem stanowi w komórce mięśniowej jej wewnętrzny magazyn tlenu.
Joga podczas ćwiczeń napina mięśnie i w kontrolowany sposób oddycha. Dotlenia wszystkie pęcherzyki w płucach. Dotlenia krew krążącą oraz zmagazynowaną we wszelkiego rodzaju zbiornikach krwi znajdujących się w jego organizmie (np. w wątrobie, śledzionie). Dotlenia także mioglobinę zawartą w komórkach mięśni. Zmagazynowany tlen pozwala Jodze minimalnie oddychając trwać godzinami bez ruchu. Podczas medytacji Joga koncentruje świadomość na własnej fizjologii. Chce nią świadomie sterować. Doświadczony Joga potrafi regulować: rytm serca, temperaturę ciała, sen, zapotrzebowanie na pokarm i wodę oraz długość trwania w bezruchu.
W obecnych czasach podstawowym celem Hatha Jogi jest normować rozkojarzone stresującym życiem fizjologiczne funkcje ludzkiego organizmu. W czasach Syren ćwiczenia Hatha Jogi były sposobem na życie. Umożliwiały zdobycie pokarmu.
W miarę jak rosło zaludnienie wybrzeży pokarm wyrzucany na brzeg przez przypływy i sztormy, w coraz mniejszym stopniu zaspakajał ludzkie potrzeby. Trening oddechu i sprawności ciała pozwalał nurkom wydobywać brakujący pokarm z głębin morza.
W łuku aorty, tętnicy doprowadzającej krew do dużego krwioobiegu, znajdują się kłębki nerwowe wyposażone w chemoreceptory wrażliwe na zawartość CO2 we krwi. Wzrost ponad normę zawartości CO2 we krwi powoduje zwężenie naczyń krwionośnych skóry, trzewi, naczyń żylnych w wątrobie i śledzionie oraz naczyń płucnych i przesunięcie wygospodarowanej tym sposobem krwi do naczyń wieńcowych serca oraz do mózgu. Reakcja ta pozwala przetrwać organizmowi w niekorzystnych warunkach niedoboru tlenu.
Częściowe wyłączenie z obiegu krwi naczyń krwionośnych skóry, trzewi, naczyń żylnych w wątrobie i śledzionie wydaje się słuszne. Wyłączenie z obiegu naczyń płucnych wydaje się pozbawione sensu. Chyba, że reakcja ta powstała w czasach, gdy płuca mogły być okresowo słabiej krwią zasilane, bo należały do osobnika penetrującego dno morza. Rolę płuc przejmowały wtedy mięśnie. Uwalniały do krwi pompowanej przez serce tlen zgromadzony w mioglobinie.
Pozostał jeszcze jeden problem do omówienia.
Człowiek nadmorski w momencie nurkowania miał wyłączony z racji nadmiernego natlenienia organizmu mechanizm oddychania. Było to korzystne, nie oddychał, więc nie dławił się wodą. W końcu jednak musiał zacząć oddychać.
Jak ponownie uruchamiał oddychanie?
Pływanie pod wodą nie wymaga zbytniego wysiłku. Lekkie ruchy nogami dają wystarczający napęd. Pływanie po powierzchni morza wymaga intensywnego ruchu ramion. Rozgarnianie wody ramionami zmienia cyklicznie pojemność klatki piersiowej. Powoduje mechaniczne zasysanie i wytłaczanie powietrza z płuc, stymuluje proces oddychania, działa jak sztuczne oddychanie.
Paranoiczne wizje
Zmniejszenie dostaw tlenu i wydalania dwutlenku węgla z organizmu powoduje zwężenie naczyń krwionośnych skóry, trzewi, naczyń żylnych w wątrobie i śledzionie oraz naczyń płucnych. Wygospodarowana krew zasila mózg i nerwy wzrokowe siatkówek oczu. Bez dostaw tlenu organy te natychmiast uległy by uszkodzeniu. Mózg kieruje organizmem człowieka. Narząd wzroku jest jego najważniejszym zmysłem. Organizm za wszelką cenę chce zachować sprawność tych organów. W codziennych, naturalnych, normalnych warunkach, gdy płuca są zdrowe i powietrza jest pod dostatkiem, sytuacja taka nie powinna mieć miejsca. Skąd więc to fizjologiczne, wypracowane przez ewolucję przystosowanie?
Człowiek zmęczony wyczerpującym biegiem lub innym nadmiernym wysiłkiem fizycznym odczuwa brak tchu, serce chce mu z piersi wyskoczyć, twarz ma przekrwioną i oczy wychodzą mu z orbit. Ma nadmiernie przekrwione serce i głowę kosztem niedokrwienia: płuc, skóry, trzewi, wątroby i śledziony. Ograniczenie dostaw tlenu do komórek skóry, trzewi, wątroby, śledziony i płuc zmusza niedotlenione komórki tych organów do uruchomienia stosowanego w zamierzchłej przeszłości beztlenowego metabolizmu, w celu podtrzymania życiowej aktywności. Produktami beztlenowego metabolizmu jest: metan i metanol, etan i etanol, amoniak, aceton, siarkowodór i wiele pośrednich mniej lub bardziej złożonych substancji.
Beztlenowe organizmy były pierwszymi ziemskimi organizmami. Zamieszkiwały Ziemię w jej pradziejach, w czasach, gdy w ziemskiej atmosferze nie było jeszcze tlenu. Energię i budulec dla tworzenia swych struktur i podtrzymania życia czerpały z procesu fermentacji zużytej materii organicznej i redukcji nieorganicznych związków azotu, siarki, węgla, żelaza.
Niedotleniony i nadmiernie nasączony dwutlenkiem węgla organizm rozdwaja swój wewnętrzny metabolizm. Komórki niedotlenionych organów cofają swój metabolizm w odległą przeszłość. W czasy, gdy w atmosferze ziemskiej nie było tlenu. Dotleniony mózg znajduje się w teraźniejszości. Analizuje metabolity docierające do niego z krwią pompowaną przez serce. Analizuje odległą przeszłość. Pragnie znaleźć w niej zapomniane recepty na życie. Stymulowany toksynami beztlenowego metabolizmu tworzy wzrokowe halucynacje, wizje i sny. Zachowuje się jak człowiek po zażyciu metanolu z etanolem. Oba alkohole w pierwszej fazie działania poprawiają samopoczucie i dodają ducha. Potem działanie alkoholi staje się odmienne. Metanol oślepia. Etanol rozdwaja widzenie.
Na oślep można podążać dobrze znaną drogą prowadzącą w przeszłość, wytyczoną przez cykliczne kręgi zrealizowanego życia. Drogą tą jest starzenie się organizmu. Metą tej drogi jest śmierć, rozkład umierającego ciała realizowany przez beztlenowy metabolizm mikroorganizmów.
Podwójne etanolowe widzenie jest wzrokiem ducha widzącego przyszłość i wzrokiem realizującego przyszłość żywego ciała. Człowiek chce czy nie chce zdąża ku przyszłości chwiejnym krokiem alkoholika.
Rozdwojony metabolizm człowieka podobny jest do działania ludzkiego umysłu. Człowiek potrafi cofać się myślą w przeszłość, porównać przeszłość z teraźniejszością i wyobrażać sobie przyszłość. Czyni to tak jakby się rozdwoił, jakby wyszedł na zewnątrz swego ciała po to by mu się przyjrzeć, po to by z perspektywy dziejów lepiej widzieć realizowany w przyszłości cel.
Pranajama (oddech kontrolowany) tworzą słowa: pra, ana i jama. Pra to pra, pra. Ana to anno — rok. Prana to prapradzieje. Słowo prana podobne jest także do paranoi. Wystarczy dodać po p samogłoskę a oraz a na o zamienić. Jama to hinduski bóg śmierci podobny do egipskiego Ozyrysa. Bóg ten sądził w zaświatach dusze umarłych. Jama to także jama w ziemi — ciemny, wilgotny grób. Zwłoki ludzkie umieszczone w grobie gniją. Konsumowane są przez organizmy beztlenowe. Paranoja to obłęd, rodzaj psychozy, na którą składają się logicznie usystematyzowane urojenia. Typowym urojeniem paranoika jest mania prześladowcza. Paranoik bardzo silnie odczuwa strach. Najsilniejszy strach to strach przed śmiercią.
Każdy człowiek pragnie swe uczucia wyrazić. Strach przed śmiercią jest bardzo trudny do wyrażenia. Paranoik chcąc wyrazić swój strach wymyśla zagrożenie. Twierdzi, że ktoś chce go otruć lub zabić. Komuś z otoczenia przypisuje rolę prześladowcy. Może to być żona, sąsiad, kolega z pracy. W swoim codziennym, nieodbiegającym od normy życiu bezustannie poszukuje dowodów potwierdzających jego urojenie. Przerażony zebranymi wyimaginowanymi dowodami, przeświadczony, że lada chwila zginie zdolny jest nawet zabić domniemanego prześladowcę. Paranoika trudno przekonać o absurdalności jego podejrzeń i niedorzeczności zebranych dowodów. Twierdzi, że był obok i wszystko dokładnie widział.
Para w grece znaczy obok.
Alpiniści przebywając długo na dużych wysokościach, na skutek wyczerpania i niedotlenienia organizmu zagrażającego życiu, przeżywają dziwne stany psychiczne. Mają wrażenie, że obok nich ustawicznie przebywa inna tajemnicza osoba lub czują jakby sami wyszli z siebie i szli obok, bacznie obserwując własną osobę z wysiłkiem forsującą górę.
Podobne halucynacje mają osoby śmiertelnie ranne w wypadkach, te, u których na skutek utraty krwi nastąpiło znaczne niedotlenienie organizmu. Wydaje im się, że szybują nad własnym pokiereszowanym ciałem i obserwują zachowania zgromadzonych wokół ludzi. Spokojnie przyglądają się dramatycznym próbom niesienia pomocy ich ciału. Mózg alpinisty lub ciężko rannego, stymulowany bodźcem niedotlenienia i bodźcem nadmiaru CO2, tworzy na bazie informacji docierającej z działających ostatkiem sił zmysłów paranoiczne, wirtualne, podobne do snów obrazy zaistniałej sytuacji.
Istnieje jeszcze jedna halucynacja wywołana krańcowym niedotlenieniem organizmu. Towarzyszy śmierci klinicznej. Niektórym ludziom w tej fazie śmierci wydaje się, że podążają wąskim, ciasnym i ciemnym tunelem ku jaśniejącemu w oddali światłu. Światło zbliża się, zamienia w smugę światła a potem w jasność. Po osiągnięciu jasności człowiek dostrzega postacie oczekujących go, życzliwych mu osób. Postacie te odziane są w białe szaty. Tu wizja się kończy. Reanimowany człowiek powraca do życia.
Halucynacja ta jest wyrwanym z głębi ludzkiej podświadomości przeżyciem paleolitycznych i mitycznych nurków. Jest odległym, zakodowanym w strukturach mózgu, dramatycznym wspomnieniem podobnych sytuacji, bardzo często przeżywanych przez mitycznych nadmorskich ludzi.
Człowiek nadmorski w pogoni za krabem lub innym pożywnym stworzeniem zapuszczał się w ciasne korytarze podwodnych raf. Zdarzało się, że gdy chciał zawrócić, korytarz okazywał się za ciasny. Gdy w końcu dzięki wyćwiczonym giętkim stawom i sprawnym mięśniom zwrot uczynił, organizm jego znajdował się z racji niedotlenienia na granicy śmierci.
Co rejestrowały zmysły walczącego o życie nurka? Jakie obrazy tworzyły się w strukturach jego krańcowo wyczerpanego mózgu?
Ciasny, bardzo ciasny i długi tunel.
Na końcu tunelu nikłe światło.
Podążaj ku światłu, podążaj ku światłu!
Światło w tunelu zbliża się, jest coraz jaśniejsze.
Koniec tunelu. Koniec tunelu.
Smuga światła. Smuga światła.
To światło Słońca przedzierające się przez morską toń.
Za smugą światła podążaj ku górze!
Podążaj ku górze!
Jest.
Jasność.
Pojawiła się jasność.
To rozświetlona Słońcem atmosfera.
Są…
Postacie odziane w białe szaty.
To dobrze.
Są życzliwe.
Pomogą.
Intrygujący jest biały strój osób oczekujących półżywego nurka. Jeśli ta zapisana w mózgu halucynacja jest autentycznym, nagminnie występującym, towarzyszącym codziennej pracy nadmorskich ludów przeżyciem, to lniane białe szaty też muszą być prawdziwe. Białe lniane szaty były strojami mitycznych bogów i starożytnych kapłanów. Współcześni chrześcijańscy duchowni — słudzy Boga również noszą białe komże.
Sądzę, że ten zakodowany w mózgu zapis sięga czasów cywilizacji Atlantów. Uzależniona przez Atlantów ludność nadmorska wydobywała z dna morza nie tylko pokarm, lecz również czerwony koral, perły, małże i ślimaki zawierające purpurę oraz glony o leczniczych właściwościach. Przypuszczam, że nadzorcy poławiaczy oraz personel medyczny zajmujący się reanimacją niedotlenionych nurków nosił w tamtych odległych czasach białe lniane szaty.
Wizje i halucynacje towarzyszą zażywaniu niektórych narkotyków i środków odurzających. Mniej lub bardziej urozmaicone wizje przeżywamy śniąc sny. Sny i wizje przeżywane w czasie krańcowego niedotlenienia organizmu utwierdzały i nadal utwierdzają wielu ludzi w wierze w istnienie duszy ludzkiej, niematerialnej istoty zintegrowanej za życia z ciałem człowieka.
Mózg ludzki steruje świadomie, podświadomie i automatycznie niezwykle skomplikowanym organizmem człowieka. Sterowanie to jest niebywale energochłonne. Szczególnie energochłonne są procesy myślowe zachodzące w korze mózgu. Myślenie ludzkie polega na kojarzeniu informacji dostarczanych przez zmysły z informacjami zgromadzonymi w mózgu w celu podjęcia prawidłowej decyzji związanej z realizacją przyszłości. Podejmowanie tych decyzji dopingowane jest strachem przed śmiercią i pragnieniem przeżycia.
Krążenie krwi i chłonki ledwo nadąża z dostawami do mózgu tlenu i z usuwaniem z mózgu dwutlenku węgla. Procesom myślowym człowieka towarzyszy bezustanne łaknienie tlenu i przesyt CO2. Myślenie odbywa na krawędzi niedoboru tlenu i nadmiaru dwutlenku węgla. Życie ziemskie podobnie jak myślenie również na tej krawędzi oscyluje. Świat roślin i zwierząt stara się jak tylko może nadążyć z produkcją i wymianą tych składników. Gdy równowaga zostaje zakłócona cofa się w przeszłość by odnaleźć w niej jakiś zapomniany, sprawdzony przepis na przeżycie.
Z tej to przyczyny posiadamy w jądrach komórek wielki zapas zdawać by się mogło zbędnych genów, oraz wielki nadmiar neuronów w mózgu. Z tej to przyczyny gromadzimy w bibliotekach tony starodruków a w piwnicach, na strychach i w muzeach całe masy przestarzałego sprzętu.
Wysokoenergetyczne wirtualne myślenie Współczesnego Człowieka przebiegające w odziedziczonych po Syrenach płatach czołowych i ciemieniowych mózgu, myślenie, któremu towarzyszy ustawiczne niedotlenienie, zadecydowało o wyższości jego intelektu nad intelektem Pitekantropa i neandertalskiego Anioła.
Gdyby Neandertalczyk mógł uczestniczyć w obecnych czasach w teście sprawdzającym przygotowanie do samodzielnego życia w znanym mu środowisku, osiągnąłby wskaźnik przekraczający poziom inteligencji współczesnego człowieka podobnie jak on przygotowanego do testu. Neandertalczyk szybciej kojarzyłby fakty zawarte w wiedzy skumulowanej pod czaszką i sprawniej wybierał z podanych mu kilku rozwiązań to najlepiej pasujące do sytuacji określonej zadanym pytaniem. Z wszystkich zapamiętanych, możliwych do zrealizowania sytuacji wybrałby najlepszą i nie zastanawiał się nad nie zawsze pomyślnym efektem tego wyboru.
Syrena uczestnicząca w podobnym teście, trudny do rozwiązania problem obserwowałaby oczyma wyobraźni. Rozgrywałaby w otaczającym ją środowisku sobą i swymi współziomkami wyimaginowaną partię szachów. Przewidywałaby kolejne ruchy i konsekwencje tych ruchów. Widząc siebie oczyma wyobraźni w mającym nastąpić wydarzeniu, widząc, że wyuczone sposoby mogą się nie sprawdzić, nie chwytałaby się rutynowych rozwiązań, lecz starała znaleźć nowy pomysł na życie. Nowe pomysły nie biorą się z niczego. Powstają w wyniku konfrontacji nowej sytuacji z przyswojoną, uporządkowaną i zintegrowaną dotychczasową wiedzą o świecie. Syrena, rozpieszczone dziecko morza niewiele świata widziała i niewiele przyswoiła wiedzy o nim. W teście osiągnęłaby wyniki gorsze od współczesnego człowieka.
Homo Sapiens, posiadacz mózgu dziedziczącego zintegrowane cechy i wiedzę mózgów Syren i Aniołów poznawał otaczający go świat zmysłami i uczył się zachowań od otaczającej go przyrody. Potrafił oczyma niezależnej od ciała duszy w ustawicznie zmieniającym się świecie analizować działania swoje i współziomków. Analizował przeszłość, planował daleką przyszłość i wyobrażał sobie konsekwencje swych działań.
W dzieciństwie na lekcjach religii nauczano mnie, że Anioł jest duchem czystym. Ma rozum, wolną wolę, lecz nie posiada ciała.
Neandertalczyk posiadał czystą, ekologiczną wiedzę o świecie. Miał rozum, poszerzał tą wiedzę i rozsądnie się nią posługiwał. Nie miał własnego ciała, był częścią swojej rodziny. To rodzina była jego ciałem, on był jej małym ułamkiem, bez niej nie istniał, bez niej nie zdołałby przeżyć.
Syrena zamieszkująca gęsto zaludnione wybrzeże wyraźniej od Anioła odczuwała własną tożsamość. Posiadała swojego stałego partnera, wspólnie z nim wychowywane własne potomstwo. Widziała i czuła jak kręci się wokół niej życie wielkiej nadmorskiej społeczności.
Współcześni ludzie lubią żyć w wielkich miastach między innymi z tego powodu, że w wielkim mieście łatwiej jest zachować anonimowość, pozostać nieznanym, móc bez skrępowania realizować własną odrębność. W małych skupiskach ludzi człowiek, chce czy nie chce, musi podporządkować się grupie. Czyni to kosztem własnego ja.
Dwie drogi ewolucji człowieka
Czaszka Sinantropa, tak nazwano Pitekantropa z rejonu Chin, posiadała podobnie jak czaszka Neandertalczyka wały nadoczodołowe i małą bródkę. Czaszki obu gatunków różniło to, że czaszka Sinantropa uwypuklała się systematycznie w rejonie ciemienia a czaszka Neandertalczyka i osobników neandertalopodobnych zamieszkujących płn. Afrykę powiększała się w rejonie potylicy.
Czym można wytłumaczyć te różnice?
Człowiek nadmorski płd.-wsch. Azji zamieszkiwał wybrzeża Pacyfiku. Ludy tych wybrzeży doświadczane były nie tylko następującymi co kilka lub kilkadziesiąt tysięcy lat globalnymi roztopami lodowców, lecz również gigantycznymi falami tsunami wywoływanymi tektonicznymi wstrząsami oceanicznego dna oraz corocznymi tajfunami nękającymi wybrzeża. Kataklizmy te często i skutecznie mieszały genotyp nadmorskiego Pitekantropa z genotypem Pitekantropa z kontynentu. Sinantrop systematycznie, w sposób ciągły, przyswajał ewolucyjne zmiany zachodzące w budowie czaszki i mózgu Syren.
Syreny śródziemnomorskie zamieszkiwały południowe wybrzeża Śródziemnego Morza. Było ono co najmniej dwa razy większego niż obecne. Tego wielkiego wewnętrznego morza, ograniczonego kontynentem Afryki, Azji Mniejszej, Europy i Atlantydy nie nękały tajfuny i fale tsunami. Jego wybrzeża doświadczane były jedynie co kilka lub kilkanaście tysięcy lat, globalnymi roztopami lodowców i apokaliptycznymi katastrofami powodowanymi sejsmicznymi destrukcjami Atlantydy. Kontynentalne ludy śródziemnomorskiego rejonu i ludy nadmorskie przez długie tysiąclecia rozwijały się indywidualnie i tylko w rzadkich okresach apokaliptycznych kataklizmów krzyżowały swój genotyp. Z tego to powodu w Afryce i Europie znaleziono wiele zróżnicowanych form archaicznego człowieka, dziedziczącego cechy Neandertalczyka i Syren. W płd.-wsch. Azji takich form nie znaleziono. Homo Sapiens krzyżując się z ulepszanym na bieżąco przez Syreny Sinantropem miał znacznie mniej genetycznych różnic do zmodyfikowania od Homo Sapiens krzyżującego się z Neandertalczykiem, Syreną lub ich mieszańcem. Łatwiej narzucił Sinantropowi swój nowatorski genotyp.
Ślady po Syrenach i Aniołach
Syreny żyły na ciepłych wybrzeżach Atlantydy, Afryki, Wyspy Arabów w skupiskach liczących setki a może i tysiące osób. Potrafiły organizować się w codziennej pracy oraz w sytuacjach zagrożenia. Tworzyły mowę, wymieniały informacje, zdobywały wiedzę, pielęgnowały tradycję, tworzyły pierwsze obrzędy i pozyskiwały sól z wody morskiej.
Słowa sól, słony w wielu językach podobne są do Słońca. Ciepło Słońca odparowywało wodę w naturalnych solankach utworzonych na odciętych od morza lagunach. Syreny dbały o solanki. Groblami usypanymi z muszli, kamieni i piachu chroniły je przed zalewaniem i zbierały wykrystalizowaną sól. Wielkie ławice ryb przypływały okresowo do nadbrzeży, potem długo ich nie było. Trzeba było zgromadzone zapasy ryb suszyć lub konserwować solą. Nadwyżki soli wymieniały Syreny z Aniołami na kamienne i kościane narzędzia oraz skóry zwierząt. Neandertalczyk zmuszony był uzupełniać zapasy soli w organizmie. Północne polodowcowe gleby tundry były doszczętnie wypłukane z soli. Potrzebował jej również do konserwacji zapasów mięsa na zimę i do wyprawiania skór.
Społeczności Syren dorównywały liczebnością stadom nadmorskich ptaków i podobnie jak ptaki wytwarzały mnóstwo odchodów i odpadów. Pojawiły się pierwsze problemy związane ze skażeniem środowiska. W zanieczyszczonych odchodami wodach przybrzeżnych ubożało życie. Zmniejszała się ilość ryb, morskich zwierząt i glonów. Skażenie wód było przyczyną głodu i chorób. Syreny zrozumiały ten problem. Gnijące odpady i odchody przenosiły w głąb lądu. Zakopywały w dołach, uprzednio dezynfekując je gaszonym lub chlorowanym wapnem. Tamtych czasów sięga przysłowie: „Zły to ptak, który kala własne gniazdo”; słowo kalcium (wapno) podobne do kału; słowo kloaka podobne do cyklopa i chloru.
Syreny budowały siedziby na podłożu usypanym z muszli. Nasyp z muszli zabezpieczał ich domostwa przed podtapianiem falami przypływu i sztormu. Na podłożu z muszli paliły ogniska. Muszle utworzone z węglanu wapnia (CaCO3), wypalone w ogniu i zmoczone wodą zamieniały się w wapno gaszone zwane też sodą kaustyczną Ca(OH)2. Zgromadzona obok na pryzmie sól (NaCl) wydzielała chlor. Zdarzyło się, że chlor podziałał na wapno gaszone i powstało wapno chlorowane zwane potocznie chlorkiem lub bielinką. Chlor pozbawiony głoski H podobny jest do cloaki. Bielinka jest biała i czysta. Do dzisiaj wybielamy bielinką zapuszczone białe ścierki, ręczniki, pościel oraz urządzenia sanitarne. Wapno gaszone i wapno chlorowane były pierwszymi środkami odkażającymi wyprodukowanymi przez człowieka. Środki te były wielce przydatne w zagęszczonych nadmorskich osadach. Dezynfekowano nimi fekalia i usuwane z brzegów gnijące glony. Przypływy i sztormy wyrzucały na brzeg masy glonów i morskich stworzeń. Nie wszystkie były jadalne. Wszystkie szybko się psuły. Co dzień uprzątano wybrzeże z obumarłej biomaterii, by po odpływie łatwiej było zbierać świeże owoce morza. Zabiegi te chroniły ludzi przed zatruciami i zarazą.
Syreny zapamiętane w greckich i rzymskich mitach zamieszkiwały Sycylię i niczym nie przypominały Syren z gorącego południa. Były wielkimi drapieżnymi ptakami o kobiecych głowach. Urzekającym śpiewem wabiły żeglarzy na skały po to by ich pożreć.
W paleolicie, na chłodnym europejskim wybrzeżu wielkiego morza nie było Syren. Zjawiły się tam dopiero w mitycznych czasach Złotego Wieku, gdy upodobniły się nieco do Homo Sapiens, gdy zostały nieco ucywilizowane przez boga Enki z Atlantydy. Syreny posiadały wykształcone częstym nurkowaniem zatoki czołowe i nosowe. Rezonatory te uszlachetniały i wzmacniały im głos. Ich chóralne śpiewy zadziwiały i zachwycały miejscowych Neandertalczyków, niezdolnych śpiewać z racji braku takich rezonatorów.
Syreny, żywiące się głównie owocami morza, w miarę jak postępował proces cywilizacji północnych wybrzeży (od Azji Mniejszej, przez mityczną Helladę, Sycylię, Baleary po wybrzeża dzisiejszej Hiszpanii) awansowały społecznie i pozbyły się rybich ogonów. Zamieniły się w Nimfy, ludy uprawiające ziemię przy ujściach i w dolinach rzek.
Greckie i rzymskie Syreny scaliły się z Aniołami w postać śpiewającego drapieżnego ptaka z kobiecą głową. Wyrzekły się swego archaicznego afrykańskiego wyglądu i pochodzenia. W myśl przysłowia „Zamienił stryjek laseczkę na kijek” przybrały postać Anioła podobnego do ptaka, równie archaicznego jak Syrena. Stało się tak, bo koczujące plemiona Aniołów jeszcze długo nękały osady Nimf.
Syreny przybrały ptasią postać również dlatego, bo żyły jak nadmorskie ptaki w wielkich stadach i śpiewały tak pięknie jak ptaki. To, że rybie ogony zamieniły na skrzydła jest logiczne. Ryby głosu nie mają, więc śpiewać nie mogą a ptaki pięknie śpiewają. Zamiana rybich ogonów na skrzydła spowodowała, że ich piękne chóralne śpiewanie przypisano biblijnym Aniołom śpiewającym Bogu w chórach anielskich. Biblijni Aniołowie odziedziczyli po Syrenach nie tylko piękne głosy. Po Cyklopach, mędrcach Syren, odziedziczyli bambusowe tuby (trąby) służące do obserwacji nieba i horyzontu. Cyklopi w chwilach zagrożenia dęli w tuby. Dźwięk syren wydobywający się z tub ostrzegał nadmorską społeczność przed nadchodzącym sztormem lub wrogiem. Biblia głosi, że w takie cyklopie trąby tyle, że złote, bo Złoty Wiek pamiętające, dąć będą biblijni Aniołowie przed końcem naszego świata.
Neandertalczykom podobały się nie tylko chóralne śpiewy Syren. Podobały się także kobiety Syren. Paleolityczne posążki Wenus, figurki chorobliwie tęgich kobiet podobnych z kształtu do fok, są podobiznami nadmorskich kobiet. Neandertalska kobieta koczująca w tundrze, dźwigająca dobytek i dziecko w ramionach, nie mogłaby aż tak utyć.
Aniołowie, oglądani na chrześcijańskich ołtarzach są z wyglądu hermafrodytami. Cecha ta przylgnęła do nich za sprawą Syren. Z powodu gorącego klimatu i pławienia się w morzu Syreny były nagie. Otwarcie manifestowały swą płeć. Neandertalczycy, z racji zimnego klimatu, nosili ukrywające płeć ubiory. Aniołowie zdobiący ołtarze nie posiadają zarostu. Sądzę, że neandertalscy mężczyźni, podobnie jak koczujący do niedawna Indianie, również go nie posiadali.
Słowo Anioł zawiera głoskę N. Głoska N symbolizuje nepotyzm preferujący pokrewieństwo. Neandertalska grupa była rodziną. Panowała w niej specyficzna poligamia. Przywódca grupy, jeśli żył długo, był wielopokoleniowym ojcem rodziny. Reszta mężczyzn spółkowała z kobietami w nagrodę za przyniesione mięso lub inną wymagającą siły i męstwa przysługę, nigdy w okresie gotowości prokreacyjnej kobiet.