Fetysze
Agalmatofilia
Proszę Państwa, był raz człowiek,
Co w muzeum nigdy nie zamykał powiek,
Bo w muzeach, ku radości,
Wciąż doznawał przyjemności.
Nie zabytki, nie obrazy,
Ale rzeźby prowadzą go do ekstazy.
Tak też raz (chyba we wtorek)
Mile mijał mu wieczorek,
Bo w Warszawie, w Królikarni
Wszystkie swoje zmysły karmił.
Stojąc tam pod postumentem
Poczuł, że jest — impotentem.
Już nie wznieci rzeźba żadna,
Miłość jego jest bezwładna.
Chodził wszędzie do lekarzy,
Może jakiś cud się zdarzy.
Nic niestety nie pomogło,
jeno chęć doświadczeń wzmogło.
Odtąd był już z tego znany,
Że wciąż chodził sfrustrowany.
Agorafilia
Z innym za to był raz kawał,
Bo ten człowiek wciąż doznawał
Mocnych wrażeń erotycznych
w miejscach publicznych.
Przeto będąc raz w teatrze,
Siadam sobie, ano patrzę
— obok ktoś wciąż postękuje
— widać źle się czuje.
A ja pytam: Proszę pana,
Choć historia dosyć znana,
To czy jednak Antygona
Nie jest czyjaś żona*?
A on na to odpowiada:
Ęh — niech pan — Ęh — nic nie gada.
A — Ęh — jej mąż — Ęh — też był Włoch.**
Ęh — Ach — Och — Ach — Oooch!
Tutaj zrobił dużą spację
I zakończył… dywagację.
Tak właśnie bywa czasami
Z agorafilami.
*nie, nie jest
**jej potencjalny mąż, Hajmon, ani sama Antygona nie byli Włochami, a Grekami
Agreksofilia
Był pan taki,
Co ignorował kobiece znaki.
Nie nęciły go płci wdzięki,
Ale cudzych pieszczot dźwięki.
Gdy coś słyszał,
To już z podniecenia dyszał
I nadstawia swego ucha,
Czy ktoś się tam nie… Mucha?!
W tej minucie,
Gdy akurat zaspokaja chucie?!
Musi być taką nieznośną,
Żeby bzyczeć dosyć głośno.
Ów pan wstaje
Zrezygnowan jak się zdaje.
Już on słuchu nie wytęża,
Bo nie słyszy nawet męża.
Agreksofilowie,
Każdy człowiek ci to powie,
Już nie liczą na konspekty,
Gdy w grę wchodzą złe insekty.
Akrofilia
Był pan, taki fetyszysta, Co na wysokości trzysta
[metrów]
Doznań niemało miał
I wciąż więcej chciał,
Więc się w górę pchał.
A gdy szczęście osiągnięte
(Oczywiście spodnie zdjęte)
To już wracał, Drogę skracał
I co chwilę gdzieś się macał.
Akromotofilia
Bywają również i tacy ludzie,
Których tylko trochę nęci podudzie,
Ale wolą, aby kolor skóry
Był inny, niż ten, który
Mają.
Czarni otóż wolą białe
Lub w kolorze żółtym całe.
Biali lubią fioletowe,
Bo im doświadczenia nowe
Dają.
Żółci za to tylko czarne,
Choć mają u nich szanse marne.