***
a gdybym jak drzewo
gubił liście co sezon
odradzał się co roku
wkładał bagaż doświadczeń
na szalę
miłości smak
przyprawiał grzechem
czy uniknąłbym
twego wzroku…
a gdybym rzucił słowa
na wiatr
z czułością przesłał
to co czuję
kto będzie stał tuż obok mnie
może ty
jesteś tą której mi brakuje
***
lubię zachody słońca
niebo pokryte purpurą
gdy ziemię okrywa
płaszcz tajemniczości
w świetle przydrożnych latarń
ty i ja po kryjomu
bawimy się w grę cieni…
lubię ten mrok i ludzi
z tłumem pędzących przed siebie
ich przyśpieszony oddech
i śmiech który roznosi się echem
lubię gdy w strugach deszczu
otulasz mnie ramieniem
z czułością patrzysz w oczy…
przy tobie czuję
się bezpieczna…
***
przygarnij mnie myślami
tęsknię za tobą tak bardzo
czujesz to wewnętrzne ciepło…
me serce topnieje jak wosk
tam w jego zanadrzu
tli się płomień który wciąż
czeka na miłosne
wyznanie każdego dnia…
***
zdejmij kaptur upokorzenia
zmyj resztki wstydu
zostaw zwątpienie
zamknij przeszłość
zrób krok do przodu
spójrz wysoko do góry
sięgnij chmur pierzastych
nimi otul świeże rany
słońce niech rozświetli
zakamarki duszy
rozbudź ospałe ciało
zerwij owoc zakazany
poznaj jego smak
korzystaj z życia
pełną piersią co dnia
***
kim jestem
pyta kobieta
istotą pełną nadziei
marzeń
znającą swoją wartość
cierpiącą w ukryciu wojowniczką
opiekunką ogniska domowego
budującą mosty
jednoczącą rodziny
wyczerpaną życiem
lecz dumną z bycia sobą
***
z płatków róż
usypię twe imię
zroszę łzami by nadać
świeżość złożę pocałunek
na twych słodkich ustach
płynący z głębi
serca w dowód miłości
***
utkany pajęczą siecią
los wielu z nas
indywidualny obraz
przesycony kolorem
nakrapiany łzą
rozświetlony uśmiechem
solidny gdy w ramach
oparcie ma
kruchy jak kra
stąpaj ostrożnie
szanuj siebie
życie tylko jedno masz
***
słowny przekaz
w rytm serca
przelany na papier
wzrok przykuwa
przy głębszej analizie
porusza do głębi
łzę uronisz czasem
jednych oburzy jego zapis
myśli które oddaje
uczucia zrozumiałe nielicznym
w ciemnym pokoju
jesteś ty i on twój wierny
przyjaciel
więc pisz sonet słowny
daj mu szansę…
***
świat otwiera ramiona nocy
płaszczem myśli otula
na sercu kładzie dłoń
rozpala jasny płomień
gdy ćma krąg zatacza wśród świecy
i kładzie cień na ścianach
dreszcz przenika zmysły
dech zapiera na stałe
dłonie kurczowo wbijają się
w ciało lgną ku ciepłu doznania
szukając schronienia
w przeciągach nocy
gubią klucz na spektakl
przy otwartym oknie…
***
zmień słowa w czyny
dotykiem zniewalaj
rozpal każdą część ciała
zmysły ospałe pobudź do życia
bądź namacalnym doznaniem
splataj dłonie
jak wątek z osnową
jednocz ogniwo
przenikaj myśli
zanurz się w błogościach
płyń w tę krainę
miłosnych uniesień
przykryj jedwabnym szalem
gdy niebo gwiazdom daje gościnę
posiądź to czego tak pragniesz
uczuciem obdarz tę chwilę
***
w deszczową słotę
jesienny liść
wartki strumień niesie
podmuch wiatru zarzuca nim
co chwilę uderza o brzeg
obraca się powoli
paletą żółci i czerwieni
ubarwia świat
a gdy osiądzie gdzieś na brzegu
będzie w gromadzie liści gościem
a może jesienną porą schronieniem
dla zwierząt wielu
***
to jest mój kręgosłup moralny
twardo przestrzegam zasad
z czasem się kurczy
kręgi się ścierają
sztywność ujmuje chęci
ból wewnętrzny wraca
reguły wpajane za młodu
nikną jak perły w głębinie
na każdy kręg perłę wplotę
zanurzę się lekko i odpłynę
bólem podzielę się z
morskim stworzeniem
słona łza z błękitną wodą
udźwigną me brzemię
wzburzona fala w opiekę
weźmie me ciało
byłam cząstką ziemi
morzu oddałam siebie całą
***
zwrócę ci moje smutki
łzy zwinięte w chusteczkę
haftem przyozdobioną
tchnę w nie swój oddech
ten który często czułeś
na swej piersi
złożę pieczęć ust swoich
czerwoną od pomadki
na dowód uczucia do ciebie
abyś pamiętał o mnie
kochany
***
rozbiorę cię wzrokiem
musnę delikatnie usta
zajrzę w oczy głęboko
dziś tam panuje pustka
gdzie ten żar pożądania
zachłanność uniesień
wypalił się płomień
pękła struna miłości
będę jak lutnik
co słowem scali
puste serca
dwie cząstki rozbudzi
gorącym spoiwem
rany otuli
***
jestem pustynią
na której wiatr formuje piasek
słońce delikatnie pieści
faliste kształty
jestem pustynią
gorącą i parzącą dłonie
spragnioną deszczu
kropel życiodajnej wody
jesteś źródłem
którego strumień
nowe życie płodzi
namiętnie dłońmi
przesypuj piasek
tak jakbyś przeczesywał
moje włosy
złóż pocałunek
na oparach nocy
senne marzenia
wpleć w poranek
czułym słowem rozbudź
drzemiące uczucie w sercu
***
spadają gwiazdy z nimi
zaklęte marzenia
znikają w przestworzach nocy
grafit nieba
spokojem osłania ziemski glob
wewnętrzna pustka
ciągły niepokój
niedosyt…
zamknij przeszłość
na kłódkę kochanków
na moście pożegnań
powiedz dość
po gorzkich słowach
zatocz krąg
rzuć wyzwanie światu
szukaj miłości
w słowach
gestach
spojrzeniach
w każdym człowieku
żyjącym istnieniu
szukaj
dotknij
poczuj jej smak
***
przenikliwe spojrzenie
penetruje twe ciało
czyta gesty
układ warg
wnikliwie śledzi
każdy krok
jak miłosny detektyw
spija słowa
z namiętnych ust
w swej wyobraźni
chce posiąść cię
***
wiatr figlarny przyjaciel
czule splata warkocze
blond faliste kosmyki
opadają na czoło
słońce delikatnym
promieniem
uwydatnia piegi
które pokrywają
twarz całą
głowa pełna pomysłów
ręce piaskiem pokryte
serce czyste i szczere
cieszy się życiem
***
w dniu narodzin otwieramy się
na otaczjący nas piękny świat
światło życia ogrzewa nasze serca
cieszy nas rodziców głos
śmiech i słońca poranny blask
ptaków śpiew budzi ze snu
krople rosy opadają na stopy
woń kwiatów przenika zmysły
porywy miłości
radość i płacz po rozstaniu
życiu towarzyszy
żal opuszczać ten przyziemny świat…
w dniu śmierci podążamy w inny wymiar
tam w głębokiej ciszy wzywa nas Bóg
u progu Jego domu panuje spokój
anioł stróżem tu
niebiański blask okala drzwi
wita radością
gdy nadejdzie nasz czas…
***
za kurtyną życia
blaski i cienie kryją się
w zakamarkach duszy
są dni gdy
zaznajemy poklasku
potrzebujemy czuć
bliskość spojrzeń
pochwał stos
gdy los rzuci kłody
zostajemy sami
kryjąc swój wstyd
wokół nas zwęża się
grono znajomych
zostają oddani
ci dla których
jesteśmy ważni…
***
spływają słowa potokiem
splatają się z łańcuchem łez
serce otula cierń doznań
dłonie o czoło oparte
w zamyśle drżą
szept ciszy po kątach
daje o sobie znać
dreszcz ciało przeszywa
w nocy nie daje spać
zerka ukradkiem
spija oddechu ślad
krąży wśród nas…
***
tak bardzo chciałam
wtulić cię w ramiona
w mym śnie mnie odwiedziłaś
im bardziej objąć ciebie chciałam
zmniejszałaś się jak szklana bryła
i gdy w mych dłoniach twarz twa
promienna była
chciałam zatrzymać cię dla siebie
lecz znów rzeczywistość oczy
me szeroko otworzyła
jak mgła się rozmyłaś
tyle miałam ci do powiedzenia
teraz modlitwa koi
udręczone ciało
miłość i tęsknota za tobą
zamieszkuje serce małe
***
kobieta niewolnica
męskiego tłumu
inkubator w potrzebie
kobieta strzępek nerwów
stłumiona w emocjach
gasnąca za życia
wyjałowiona jak ziemia
strumień życia
tętniący nadzieją
wątła kobieta
***
rozpływasz się jak we mgle
znika zarys twej postaci
z kropel rosy utkany o poranku
wraca wspomnienie co boli
gardło ściska
łzę roni
wręcza czarną pożegnalną mowę
obraca to co było namacalne
w nicość
***
skarbnica wiedzy sumienie pokoleń
biblia na stole
lekcja porad życiowych
uczy pokory
wybaczać
miłość w życie wplatać
każdy dojrzewa z wiekiem
by pojąć jej przekaz
uczymy się żyć na ziemi
a czas tak szybko ucieka
***
szerokie ulice miasta
pętlą łączą neony
blask latarni oświetla twarz
kręte zaułki skrywają tajemnice
strach nasz codzienny towarzysz
po bruku echo niesie
pęknięta dusza rzuca
cień na ceglany mur
płaszcz nadziei na ramiona
kładzie przed snem
zmęczone powieki koi świecy płomień
księżyc przebłyskujący zza chmur
jak strzała uderza w serce
wraca uczucie co dręczy
uczucie tęsknoty
które nie daje spać
***
róże dumnie pną się ku słońcu
kolorem wabią motyle
ciężkim kwiatostanem
kłaniają się ziemi
płatkami usypany
miękki dywan
drobnym owadom
daje schronienie
róże dostojne
opiekunki ogrodu
wyniosłe królowe kwiatów
kradną serca
gdy wyciągasz po nie rękę
dotkliwie ranią kolcem
***
gdy ze sceny życia
czas już zejść
szyderczo śmierć z nas drwi
odsłania karty z pakietem
podróż w jedną stronę
los bezpowrotnie zamyka drzwi
rzuca na szalę ziemski byt
waży grzeszny żywot
nie pomoże skrucha i płacz
gdy śmierć u schyłku drogi
będzie stać
***