***
Południe złoci drzewa, tańczą wietrznie liście
Lato dogorywa — w tę porę obłudną
Choć jeszcze nie wiedzą, przeczuwają mgliście
I smutno im odejść, ach smutno…
Południe złoci drzewa, gonią się motyle
Śladami swych marzeń wiara je niesie
I czują, że złapią, już, zaraz, za chwilę
I zapominają, że jesień…
Południe złoci drzewa — i świergot usłyszysz
Ptaszę ci wyda, co mu sercu bliżej
Bo musi mieć wyraz uczucie miast ciszy
Bo rani je słońce chylące się niżej…
I owo, co drzewa pozłaca południem
Choć coraz ciężej mu — blaskiem się śmieje
Choć smutno samotnie tak trudzić się cudnie
Nadzieję ma jeszcze, nadzieję…
***
Biegnijmy pod gasnące wdzięki
Gdzie byle widok, gest napawa
Nie zajmie płomyk nas jutrzenki
Nie dotknie srogi szept — obawa
Biegnijmy aż się skończą ślady
Ludzkości serc i dusz natury
I stóp, i tchu, i śmiechu łez
Zostanie dotyk i… ten wtóry
A gdy fotograf wszechujęcia
Zechce nas złapać na swej kliszy
Zadrżymy głębiej w negatywach
Nawet niebo nas nie usłyszy…
***
Był jeden niebieski parasol
I jedną spotkałem cię zmokłą
I jedno otwarłaś mi na świat
Brudne, zniszczone okno
Goniliśmy słowo za słowem
Scenariusz do filmu „Nad Rajem”
Płoszyliśmy dzikie zwierzęta
Płoszyliśmy głupie zwyczaje
Pozostał niebieski parasol
I obłok, co czasem obrywa
I to, co trudno tak ścierpieć
A co się tak ślicznie nazywa
I okno zostało otwarte
Stanowczo zbyt blisko piekła;
Dlaczegoś mi wtedy skoczyła?
Dlaczegoś mi wtedy uciekła?
***
Chociaż sen się chciałby wyśnić
A mu przykro, bo nie może
Czerń zza ściany truje myśli
Skórę kłuje strasznym mrozem
Uśmiech świtu jest już blisko
Wzejdzie ponad mroczne głębie
I obejmie ciepłem wszystko
Niespodzianie, nadprzyjemnie
Niech to będzie dzień najlepszy
Co radością Cię otoczy
Niczym słońce w deszczu — szczęście
Wprawi w Twoje piękne oczy.
***
Dążymy naprzód — choć nie chcemy
Drżące tunele pełne pustką
Jaśnieją życiem naszych cieni
Matowią oczu naszych lustra
A usta skryte tego mroku
Muskają chłodno wargi suche
Ciszą równane echa kroków
Na nowo wciąż martwieją ruchem
Bagaż — niepewny niezbędnością
I droga, cel — obrzydłe snom
Na złość nam samym — naszą złością
Lecz jeśli nie my, to kto?
***
Gdy obudzą się świerszcze
Na wieczorne koncerty
Nocy nie ma tu jeszcze
Ani dnia już niestety
Jest międzyzmierzch złocisty
Ciemniejących przezroczy
No i żal osobisty
Że zapada na oczy
Są tu ci, którzy szczęście
W swoich ramionach mieszczą
I są tacy, co jeszcze
Stają się jego częścią
I są ci, co niedonoc
Podniem nazwali lekko
I wołanie o pomoc;
Oto ci, którzy ślepną…
***
Lśniły się kiedyś gwiazdy zawrotne
Słów milionami zliczonych miar
Szmaragd z szafirem łożony w wiosnę
Stawał się tylko czym wspólnie chciał