Hymn do miłości
Zanim w śmiertelnym grobie
przyjdzie mi spocząć
i nekrologów imiona witać nieczuły
przyjdź do mnie choć raz
duchu mój miłosny,
co nęcisz zmysły kształtnymi piersiami,
by przekazać życia niewinnego pałeczkę,
nie lekceważ mnie już więcej
duchu mój miłosny…
Samotność
Miłość zestarzała upływem pragnień
od zmysłów odjęła kromkę uśmiechu.
Z potarganą koronką włosów
przemierza w szalonym amoku pola
wyścielone bruzdami codzienności,
a za nią gawrony, jak śmierć
czarnieją coraz bardziej;
otwiera ramiona w pędzie zatrzymana
i klęka czekając na błogosławieństwo
lecz tylko skowyt wilków
z oddali słychać dziki i płacz dziecka,
które już nigdy…, nigdy…
*** [Gdyby można było otrzymać]
Gdyby można było otrzymać
Rodzinę za jeden uśmiech,
uśmiechnąłbym się najszerzej,
jak tylko potrafię;
a kiedy miłość odnalazłaby
nasze imiona
radość byłaby niezmierzona.
Samotnemu różne myśli przychodzą.
Rodzina za jeden uśmiech.
Gdyby tylko można było…
*** [Zanurzyć dłoń w sercu]
Zanurzyć dłoń w sercu,
by poczuć uczucie bijące
w nim słabym tonem —
a więc nie wszystko stracone
może miłość jeszcze zakwitnie…
*** [Gdy wszedłem w Jasność]
Gdy wszedłem w Jasność
rozkrzyczały się moje dzieci.
Twarzyczki, które mogły
przybrać ziemskie rysy
zbiegły się wokół mnie.
Każde z nich miało szansę…
Niektóre wyrywają się,
nie chcą iść na ręce, wiedzą,
że już nie zaistnieją,
że ich matki rodzą teraz innym.
Te, najbardziej promieniste
stoją tuż przede mną,
uśmiechają się oczekując
mojego skinienia, w każdej chwili…,
byle by tylko była możliwość…,
aby tylko dało się ich wszczepienie
jakoś wytłumaczyć…
dać niemożliwemu alibi.
Tak, duszyczek tutaj dużo
a wszystkie przeznaczone
dla moich dzieci.
*** [Kiedy stąpam skrajem rzeki]
Kiedy stąpam skrajem rzeki
na drugim brzegu pojawia się
moje dziecko