E-book
26.78
drukowana A5
47.66
drukowana A5
Kolorowa
70.35
miłość.com 1

Bezpłatny fragment - miłość.com 1

Nieznajomy z Sieci


Objętość:
198 str.
ISBN:
978-83-8351-333-1
E-book
za 26.78
drukowana A5
za 47.66
drukowana A5
Kolorowa
za 70.35

ZAMIAST WSTĘPU


Najgorsza jest ciemność. Moment, w którym patrzysz na zasłonięte okna sąsiadów, a twoja wyobraźnia podkręca pragnienie.


Hormony sterydowe aktywują pożądanie. Czujesz, że będziesz szczytować na samą myśl o nieznajomym. Od dziś droga od ekranu do przycisku „Enter” staje się nagrodą każdej wilgotnej nocy. Potem stygniesz gdzieś między światem wirtualnym a rzeczywistością. Poznałaś właśnie fizyczną stronę miłości i romansu na odległość.


Wciąż jesteś wolna. Błogość i spokój — tylko tyle czujesz, gdy raz jeszcze patrzysz na uśmiech po drugiej stronie ekranu. Wprawiona w ruch aorta wskazuje zaniepokojenie, bo już nie wzrasta arogancja namiętności. Łamiesz wszelkie konwenanse na rzecz czegoś głębszego, czegoś bardziej pasjonującego. Przestajesz być pewna swoich uczuć, zachowań i ekscytacji. Zaczynasz poznawać siebie na nowo i zgłębiać miłość astralną. Po łączach płynie duchowe uniesienie.


Stajesz z nim twarzą w twarz, aby wzajemnie kusić siebie zniewalającą potrzebą miłości.

***

Pozwoliłam sobie na dygresję, zanim zaczniesz czytać surrealistyczną historię o miłości.

Czasami opowieść nie kończy się happy endem. Czasami odczuwasz rozżalenie, przeklinasz ten moment, media społecznościowe, portale randkowe i wszystkich facetów. Tak długo karmisz w sobie złośnicę, że nie dostrzegasz przestrzeni, którą dopiero po latach dostrzegłam i ja.

A może nie…?

Może od dawna jesteś w związku, który tylko z powodu ograniczonej liczby sztuk bielizny, mentorów, poradników, pozycji seksualnych i romantycznych kolacji zastygł w miejscu. I teraz poszukujesz sposobu na rozbudzenie pożądliwości, zapominając o wykorzystaniu wytworzonej przestrzeni, jak i ja kiedyś zapomniałam.

Zatopiona w tęsknocie za czymś, czego nawet nie znałam, dotarłam do miejsca, w którym należy się pokłonić swojemu wiekowi, swoim oczekiwaniom i zagubionym po drodze marzeniom. To wówczas zrozumiałam, że nigdy nie byłam wolnym człowiekiem. Przechodziłam z rąk ojców w ręce mężów i kochanków. Przyjmowałam każdą rolę, która dawał mi poczucie iluzorycznego bezpieczeństwa. A przecież nawet w małżeństwie mogłam żyć w wolnej przestrzeni. Zatrzymać się na chwilę, pozwolić odejść złości, uciszyć nadzieję na zmianę innych i roztoczyć przed sobą paletę możliwości. Mogłam spojrzeć na siebie jak na odrębny byt, który nikomu nie jest nic winien, który ma prawo żyć tak, jak pragnie, który niczego od nikogo nie wymaga. Teraz już wiem, że jedyny moment, w którym masz możliwość w pełni świadomie poznawać nie tylko swój umysł, lecz także zakrzepłe pod wpływem rytuałów ciało, pojawia się między miłością a miłością.


1.


Dziś, w tak uroczystym dla mnie dniu, Dniu Matki, mam randkę. Planowaliśmy ten dzień. On wszystko planuje.

Mam mieszane uczucia, ponieważ zobaczę go po raz pierwszy. Piszemy do siebie od ponad dwóch tygodni.

Znajomość zaczęła się przez pomyłkę. Zaczepił mnie w Sieci pytaniem, czy jestem kobietą, którą spotkał w szpitalu. Niestety, musiałam zaprzeczyć.

Przejrzałam jego zdjęcia. Był wysoki, przystojny, miał czarne oczy. Z ekranu komputera unosił się zapach elegancji w sportowym wydaniu.

„Mój Big” — pomyślałam tamtego dnia i wyłączyłam komputer.

Wyszłam pobiegać, ale nie mogłam przestać o nim myśleć. Ciekawe, jaki jest. Czy taki jak Big? Szarmancki, odrobinę romantyczny, a zarazem męski i decyzyjny?

Po rozwodzie nie byłam pewna, czego i kogo chcę. Nie wiedziałam nawet, jaki jest mój idealny typ mężczyzny. Owszem, po roku samotności poznałam fajnego faceta, ale romans trwał krótko. Kolejny kandydat mieszkał na drugim końcu Polski. Był jeszcze pan z teatru, dla którego mogłabym stracić głowę, gdyby tylko chciał. Każdy z nich zupełnie inny. Element wspólny? Może po prostu rzucałam się na każdego, który okazywał mi swoje zainteresowanie? Akt desperacji czy odwieczne prawo singielki?

Bo przecież to niezwykłe uczucie na nowo być singielką — można bezkarnie przeżywać wspaniałe emocje, poszukując swojego ideału, można smakować wiele opcji. Wystarczy otworzyć się na nowy stan, na nową rolę. Zaakceptować siebie, swoje życie i świadomość, że nie każda pocałowana żaba okaże się księciem.

Wzięłam prysznic i włączyłam komputer. Miałam zamiar napisać kolejny artykuł, ale nie mogłam sobie odmówić obejrzenia profilu Nieznajomego na Facebooku. „Tylko popatrzę” — usprawiedliwiałam samą siebie.

Napisał, ale co? Przecież już przeprosił, że pomylił mnie z kimś innym. Zanim przeczytałam, milion myśli przebiegło mi przez głowę. A może jeszcze raz przeprosił? Może podziękował za wyrozumiałość? Czas sprawdzić.

***

Czasami wolisz czegoś nie wiedzieć. Zamiast tego żyjesz w świecie fantazji, upajając się wymyślonymi obrazami. Trwasz w swojej naiwności i pędzisz do Sopotu nawet po tym, kiedy zobaczysz, jak twój ideał przytula inną. Wyobrażałam sobie, że to jego siostra — przecież jej nie całował. Wszystko przez Roberta, który zasiał w mojej głowie to ziarno nadziei.

***

— Pomyśl sama — mówił — gdyby był w niej zakochany, czy patrzyłby na ciebie? Może to ktoś bliski, ale niekoniecznie jego kobieta?

— Robert — powiedziałam — nie mogę zakotwiczyć się w kimś, kto jest poza moim zasięgiem. Nie ma takiej opcji, ponieważ w tym czasie mogę przegapić prawdziwą, realną miłość.

— Będziesz wciąż zmieniała obiekty zainteresowań?

— A dlaczego nie? — powiedziałam z wyrzutem. — Jestem singielką, mam do tego prawo. A poza tym — dlaczego uczepiłeś się tego faceta z teatru? Gdyby chciał, gdyby był mną zainteresowany, odszukałby mnie.

— Jak, skoro nawet nie wie, kim jesteś?

— Dałam mu szansę. Zostawiłam po sobie ślad.

Kobiety zrobią wszystko, aby sprowokować faceta do zrobienia jakiegokolwiek gestu, a potem wyczekiwać.

— No dobrze — odezwał się Robert. — Co zrobiłaś?

— Skomentowałam spektakl, na którym byłam — odparłam, dumna jak paw. Czekałam na gratulacje.

— Co? I myślisz, że to zobaczył? Że szpera w Internecie, aby odszukać nieznajomą, która zjawia się nie wiadomo skąd i nie wiadomo z kim?

— Tego nie wiem, ale skoro jest tam stałym bywalcem… — urwałam.

Nagle sama zaczęłam wstydzić się swoich naiwnych poczynań. Głupiutkie serce zmusza mnie do dziewczęcych zachowań. A może to wynik rozpaczy, która z jednej strony woła: „Daj mi jakiś znak!”, a z drugiej podpowiada: „Zrób wszystko, co w twojej mocy, aby się upewnić, że niczego więcej zrobić nie możesz”. Za dużo tych myśli.

Dość o tajemniczym fanie spektakli. Dziś czeka mnie coś realnego, a przynajmniej taką mam nadzieję. Jeszcze raz cofnęłam rękę, aby odwlec moment naciśnięcia guzika, który sprawi, że dowiem się, co napisał mój nowy obiekt westchnień.


2.


„Dziękuję za miłą odpowiedź. Pani profil bardzo mnie zaintrygował. Chciałbym poznać Panią bliżej”.

Opuściłam bezradnie ramiona. Nagle poczułam, jakby coś się skończyło. Stanęłam przed możliwością poznania kogoś, wokół kogo zdążyłam już zbudować własne wyobrażenia.

Czy warto? Co odpisać? Dlaczego tak się poczułam? Chyba jestem przewrażliwiona. Przecież to nikt znaczący, to tylko kolejny ktoś. A jednak czułam, jak ręka mi drży, gdy układałam palce na klawiaturze.

„Skoro Panu nie przeszkadza, że nie jestem tamtą kobietą — napisałam — możemy się poznać. Będzie mi bardzo miło. O ile, oczywiście, nie będzie mnie Pan do niej porównywał”.

***

— Tak mu odpisałaś? — ryknął śmiechem Robert. — Ciekawe, co sobie pomyślał, bo mnie ta część o porównywaniu ścięłaby z nóg! — dodał i zamilkł na chwilę. — Wiesz, może to i dobrze, bo jeśli faktycznie cię z kimś pomylił, od razu postawiłaś go do pionu. Chyba tak

często bywa, że porównujemy ludzi do siebie, zwłaszcza obecnych partnerów z byłymi. To porażka, prawda? — zakończył swój wywód.

— No wiesz, może nie porażka, ale nic dobrego z tego nie wynika. Takie podejście tylko utrudnia rozwijanie kolejnej relacji i moim zdaniem oznacza, że przeszły związek na poziomie mentalnym nie jest zakończony. Poza tym porównywanie jest krzywdzące dla obecnego partnera.

— Porównywałaś swoich mężów? — zapytał Robert

— Nigdy tego nie robiłam! — odparłam oburzona. — Nie mogłabym czerpać satysfakcji z bycia z drugim mężem. Może dlatego po ostatnim rozwodzie nie mogłam się zdecydować na odpowiedni typ mężczyzny. Swojego mężczyzny — dodałam. — Bałam się, że wpadnę w tę pułapkę. Bo wiesz, gdy z kimś się wiążesz, możesz podświadomie poszukiwać albo kogoś podobnego, by otrzymać to, co utraciłeś wraz z rozstaniem, czyli zaspokojenie określonych potrzeb, albo kogoś zupełnie innego, mając nadzieję, że tym razem związek będzie wyglądał inaczej.

Robert milczał. Uznałam, że właśnie powiedziałam coś bardzo ważnego, bo on zawsze milczy, gdy chce coś przemyśleć.

***

Tymczasem rozwijała się internetowa znajomość z Nieznajomym. Każdego wieczoru pisaliśmy do siebie. Podobało mi się, że wszystko odbywało się powoli, że robimy małe kroki. Nie znoszę pytań w rodzaju: „Co lubisz?” i zwrotów: „Opowiedz coś o sobie”. Na szczęście ten etap minął szybko i opowiadaliśmy tylko o tym, co robiliśmy danego dnia.

Pisaliśmy o swoich dzieciach i przyjaciołach. Przesyłaliśmy sobie zdjęcia. Dowiedziałam się, że gra w kręgle, gdzie robi zakupy, w jaki sposób odpoczywa, jaki bywa w pracy, a nawet — jakim stylem pływa. Widziałam jego mieszkanie, biuro, córkę. Aż nadto. Gdy oglądałam te zdjęcia i pisałam z nim przez wiele godzin, stworzyłam sobie obraz człowieka, który mieszka zaledwie trzydzieści kilometrów ode mnie.

W ciągu dwóch tygodni ani razu nie wspomniał, że chciałby do mnie przyjechać. Napomknął tylko, że praca pochłania cały jego czas. Zaczęłam się zastanawiać, czy rzeczywiście jest w separacji i czy powinnam mu wierzyć. Z drugiej strony — dlaczego nie? Dlaczego mam go skreślać już na początku znajomości?


3.


Naturalnie wielokrotnie odwiedzałam jego profil, nie znalazłam jednak na nim śladów byłych kobiet. Nie mam odwagi poddawać w wątpliwość jego deklaracji, że jest singlem, i zapytać o to ponownie. Możemy nigdy nie być razem — za dwa miesiące jadę przecież do Polski. Kto wie, czy kiedykolwiek wrócę do Trier? Już w Solingen przecież poznałam równie ciekawego mężczyznę, a jednak po kilku tygodniach kontrakt w innym mieście zakończył nasze intymne spotkania. Dlaczego tym razem miałoby być inaczej?

Choć ustaliliśmy, że na początku musimy się przekonać, czy między nami jest chemia, wciąż analizowałam jego zachowanie. Teraz skupiłam się na fakcie, że ani razu nie zadzwonił. Nie wiem dlaczego, jednak nie mogłam przestać o tym myśleć. Wahałam się napisać pierwsza. Bałam się, że jego separacja może okazać się nieprawdą.

Może to kwestia moich doświadczenia? Może informacji, jakimi karmią nas media, o oszustach wyłudzających w Sieci dane i pieniądze, którzy podają się za samotnych i rozkochują w sobie kobiety, a którzy w rzeczywistości tworzą szczęśliwe związki, grzeszne uczynki zostawiając na naszych wycieraczkach?

Skoro mu nie ufałam, może należało to zakończyć?

A jednak brnęłam dalej, z nadzieją, że moja droga nie okaże się ślepą uliczką. Dlaczego? Bo jest mi z nim dobrze. Nie słodzi, nie pisze o seksie, w delikatny sposób zastanawiamy się tylko, czy zaiskrzy między nami. Nie narzuca mi się i nie dzielę z nim codziennych zmartwień. Taki bezpieczny świat, do którego nie zaprasza się ani obcych, ani przyjaciół. Intymny świat dwojga ludzi, spragnionych… no właśnie — czego? Bliskości? Seksu? Wyłączności?

***

— Nie wiem, Wioletta — powiedział bezradnie Robert, kiedy kolejny raz zawracałam mu głowę swoimi miłostkami. — Nie mogę skreślić faceta, który do ciebie nie dzwoni, za to, że nie dzwoni! — dodał stanowczo. — Może jest w separacji, a może cię oszukuje. Ale jaki ma w tym cel, skoro nawet nie chce przespać się z tobą? Skoro nawet nie pisze tych wszystkich głupot: „Podobasz mi się, z chęcią bym cię teraz zerżnął”. Nie wiem, może obrał inną taktykę, może zna się na kobietach, może wie, jak je podejść i uderzyć w najczulszy punkt. A może po prostu jest inny? — zastanawiał się. — Może jest właśnie taki, jakiego sobie wyobraziłaś? Będziesz z nim albo nie. Niezależnie od tego emocje, jakich ci dostarcza, chyba zapewniają ci pożądane wrażenia? W końcu po trzech latach zadeklarowałaś, że chcesz wejść w związek.

— No tak, ale ilu facetów mam poznać, zanim spotkam tego właściwego? — Kolejny raz odezwał się mój brak cierpliwości.

— Sama mówisz, że fajnie jest poznawać różnych mężczyzn, bo dzięki temu wciąż weryfikujesz swoje oczekiwania wobec przyszłego partnera. Uważam, że pewnego dnia, gdy się zakochasz, twoja lista plusów i minusów rozleci się w pył — roześmiał się. — Ale nie zapomnij: jesteś warta najlepszego. Najlepsze przyjdzie do ciebie, choćby miało rodzić się w bólach.

Gdy Robert coś powie, od razu kieruje człowieka na właściwe tory.

Czy to Nieznajomy wywołał we mnie ten stan, że tak bardzo pragnę miłości drugiego człowieka? Nie wiem tego jeszcze, ale się dowiem. I znam siebie na tyle, by wiedzieć, że pozostanę sobą. Mimo wielu lustrzanych neuronów umiem odpuścić. Tak mi się przynajmniej wydaje. Może chcę, żeby mnie uwiódł, chociażby dla samego seksu…?

Uśmiechnęłam się lekko do siebie.

***

Po kilku dniach pisania z Nieznajomym zaczęłam otrzymywać od niego wiadomości na dzień dobry i w porze obiadowej. Podobał mi się ten rytuał. Nagle uwzględnił mnie w swoim grafiku!

Czwartek! Czy czwartek mi pasuje? Przecież nie odpowiem od razu, że tak, że tylko na to czekam. Zgodziłam się, chociaż wolałam piątek. Nie odpuściłam jednak godziny spotkania i stanęło na 18.00.

Byłam z siebie dumna. „Kobiety uwielbiają wygrywać takie gierki! — zadźwięczały mi nagle w głowie słowa Roberta. — Ale wojny i tak my wygrywamy”. Usłyszałam jego śmiech. Teraz myślę, że może ma rację. „Nie, trochę żartuję — dodał, gdy oburzyłam się na jego słowa. — Wiesz, tak naprawdę ta odrobina naiwności, ta kobieca niemoc, ten lekki upór intrygują nas i podniecają. Bez nich nie byłoby magii. Lubimy czuć się ważni, ale kobieta nie powinna od razu nam dziękować. W końcu robimy to po części dla siebie. Ustępujemy, przytrzymujemy drzwi, kupujemy prezenty i zabieramy na romantyczne spacery z czystego egoizmu — aby poczuć się bardziej męscy, niż jesteśmy. Ot, cała tajemnica” — zakończył.

Może i tak. Może za mało ze sobą rozmawiamy? Może niczego nie wiemy o płci przeciwnej i opieramy się jedynie na domysłach?

***

Do czwartku jeszcze kilka dni. Jak je przeżyć? Jak pracować efektywnie? Jak pisać? Jak się uczyć? Jedyne, na co mam teraz ochotę, to taniec w ogrodzie przy Cohenie.

***

Któregoś razu Nieznajomy zasugerował, że mogłabym o nas napisać. Odparłam, że już to zrobiłam, bo lubię pisać pod wpływem chwili — obrazy nie są przekłamane, a słowa zawierają wszystkie odcienie emocji, jakie odczuwałam danego dnia.

Zapytał, czy opowiem mu o tym, co napisałam, bo nie zna polskiego. Obiecałam, że to zrobię, a jednocześnie zaczęłam się zastanawiać, czy to dobry moment, aby zapytać, dlaczego ani razu do mnie nie zadzwonił. Niezmiennie mnie to zastanawiało. Szybko jednak zadałam sobie zupełnie inne pytanie: czy chcę go stawiać w sytuacji niekomfortowej? Kiedy ucinam jakiś temat, on nigdy go nie drąży. Ba, do dziś nie wie, że byłam dwukrotnie zamężna. Dlaczego? Wychodzę z założenia, że na takim etapie znajomości nie muszę zdradzać mu całego swojego życiorysu. Gdy kiedyś poprosił, abym opowiedziała mu coś o sobie, odpisałam, że żyję na tym świecie czterdzieści lat, więc musiałby spędzić ze mną przynajmniej rok, aby dowiedzieć się czegoś o mnie.

***

— Zastanawiam się, skąd w waszych głowach tyle myśli — powiedział Robert. — Skoro decyduję się na spotkanie, owszem, czekam na nie, nawet myślę o kobiecie, ale tylko pod prysznicem, ewentualnie wtedy, kiedy leżę w łóżku, bo w telewizji nie ma niczego ciekawego.

— A widzisz — podłapałam temat — ja nie zasypiam przed telewizorem. Jest tylko cisza. Jest głęboka analiza…

— …penetracja każdego słowa, które napisał? — roześmiał się Robert. — Odmieniasz słowo „miłość” przez wszystkie przypadki, w nadziei, że coś więcej się za nim kryje? A może jednak w zdaniu: „Ja też chcę cię poznać w realu” kryje się cała paleta głębokich uczuć lub emocji seksualnych? — ciągnął ironicznie.

— Aleś ty mądry…! Ciekawe, po kim to masz? — powiedziałam z przekąsem i uśmiechnęłam się.

— To co, nowa kiecka kupiona? — dopytywał Robert.

— Przecież wiesz, że mam szlaban na ciuchy — powiedziałam, obniżając głos.

— Taa, jasne! Sama go sobie dałaś, więc sama go sobie zdejmiesz.

Zapadła cisza. Liczył, że przyznam mu rację.

— Kieckę to nie, ale wymyśliłam sobie, że pójdę w dżinsach i białej koszuli.

— Biała koszula zamiast białej seksownej kiecki? Hmm… Aż tak skromna chcesz być?

— Nie dokuczaj mi — udałam obrażoną.

Po chwili jak zwykle zaczęliśmy się histerycznie śmiać.


4.


Nieznajomy codziennie prosił o moje zdjęcia. Gdy na początkowym etapie znajomości ani razu nie zadzwonił, uznałam, że na pisaniu się skończy, więc wysłałam mu swoje zdjęcie w białej sukience.

ON: To ty? — zapytał.

JA: Nie, moja siostra bliźniaczka, ale o połowę młodsza i szczu­plejsza — odparłam.

ON: Piękna — podsumował.

Później stale wracał do mojego obrazu w bieli. Podobało mi się, że robił to po to, aby podrażnić się ze mną. Pomyślałam, że jest nie tylko przystojny, lecz także inteligentny.

Coś jednak zaczęło mnie niepokoić. Był estetą — tak mówię o facetach, którzy oczekują, że zobaczą idealne kobiece kształty. Coraz bardziej utwierdzałam się w tym przekonaniu, gdy zadręczał się niewielką nadwagą, która w moim przekonaniu oznaczała zaledwie niewielki brzuszek.

***

— Nie akceptuje siebie? — rzucił Robert. — A może tylko się tłumaczy?

— Jeśli nie akceptuje siebie, to jak mógłby zaakceptować wady u kobiety? — zapytałam.

— Wiola, jeśli ciebie nie zaakceptuje, po prostu go zignorujesz. Odwrócisz się na pięcie i odejdziesz. Przecież nie powiększysz sobie piersi.

— To co, mam kupić te dżinsy? — zapytałam znienacka, jakbym prosiła o pozwolenie.

— Dżinsów nie masz?

— Mam, ale nie tu! — wyjęczałam rozpaczliwie. — Nie sądziłam, że w Niemczech będę chodzić na randki. Powinnam się wystroić? — zapytałam po chwili.

— A jak myślisz? — rzucił Robert.

— Uważam, że powinnam czuć się dobrze, a „dobrze” oznacza również „atrakcyjnie”. Powinnam czuć się jak milion dolarów, bo chciałabym, żeby i on przywiązywał wagę do swojego wyglądu. Oczekujmy tego, co sami jesteśmy w stanie dać.

— Wiesz, Wiolka — przerwał mi Robert — masz rację. Facet też powinien przyjść na spotkanie ubrany tak, jakby od tego zależało jego życie. Jakby miał podpisać kontrakt swojego życia. Chyba z wiekiem dorastamy do takiego podejścia — dodał.

— Tę białą koszulę, którą widziałam na wystawie, też mam sobie kupić? — wróciłam do tematu.

Jego wzrok i uśmiech rekompensowały mi wszystkie obawy związane z moimi niedoskonałościami.

***

ON: Co na siebie założysz? Będziesz w tej białej sukience? A może bez? — zażartował.

JA: Wiesz, taką miałam ideę. Ale zrezygnowałam i jeszcze nie wiem — odparłam, chociaż w szafie już wisiały nowe spodnie. — A ty? Założysz czarną koszulkę polo, w której tak mi się podobasz i którą sam lubisz?

ON: O, tak! Lubię czarny kolor!

JA: I niebieski — dodałam, bo na zdjęciach często miał na sobie błękitną koszulę.

ON: I jasnoniebieski — napisał w tym samym czasie.

***

— Na randki z moim pierwszym mężem chodziłam w dresach i bez makijażu — przyznałam nieśmiało.

— Wiola, byłaś dwadzieścia lat młodsza — powiedział Robert. — Mnie podobają się kobiety, które akceptują swój wiek i wszystko, co się z nim wiąże.

— A wiesz, że nie miałam odwagi wysłać mu zdjęcia bez makijażu?

— Jak to: nie miałaś odwagi? — zapytał zdziwiony Robert. — Może i dobrze — dodał po chwili. — Przecież tak daleko nie zaszliście.

Zaczęliśmy się śmiać.

Wieczorem zastanawiałam się nad upływającym czasem. Czy po kilku romansach, związkach, przeżyciach zamykamy się i zostawiamy coś dla siebie? Czy otwartość nastolatki ustępuje tajemniczości dojrzałej kobiety? A co z wadami ciała? Co dzieje się w kobiecej głowie, jeśli kobieta nie potrafi zaakceptować własnego ciała: cellitu, zbędnych kilogramów, mało jędrnych piersi? Czy to normalne, że po osiągnięciu pewnego wieku pragniemy większej akceptacji drugiej strony?

***

Dżinsy są, biała koszula jest. Czy zachowuję się jak małolata? Czy przesadzam i niepotrzebnie się nakręcam? Z drugiej strony przecież w dzień spotkania wszystko może się skończyć. Dlaczego już teraz miałabym odmawiać sobie możliwości upojenia?

***

Nieznajomy od rana wprowadzał mnie w dobry nastrój.

Przywitaliśmy się zdjęciami filiżanek kawy i skierowaliśmy rozmowę na temat pogody. Lato tego roku było upalne, więc wyraził, oczywiście, chęć wzięcia ze mną prysznica. Odpowiedziałam, żeby przyszedł, choć jeszcze nie czas na teleportację. A szkoda.

ON: To zrób zdjęcie.

JA: Nie! — odpisałam stanowczo.

Choć po południu dostałam tylko kwiatka, wieczorem żadne z nas nie chciało skończyć pisać. Opowiadał, co robił, później udał obrażonego, ponieważ nie dostał żadnego zdjęcia. Sporo żartowaliśmy na temat naszego spotkania.

ON: Jeżeli nie spodobamy się sobie, po piętnastu minutach odwiozę cię do domu.

JA: Szkoda piętnastu minut. Gdy wysiądziesz z auta i nie zaiskrzy, po dwóch minutach wracam.

ON: Nie, po trzech.

Zawsze starał się postawić na swoim.

Gdy zażartował, że chciałby zobaczyć moje aktualne zdjęcie, aby podczas spotkania przypadkiem nie doznać szoku, w odpowiedzi przesłałam mu zdjęcie stopy wystającej z wanny.

JA: Prawda, że piękny widok?

W ramach rewanżu otrzymałam zdjęcie jego prawej nogi.

Dwoje ludzi, czterdziestka na karku… Czy nie jest wspaniale odnaleźć w sobie odrobinę dziecka? Śmiać się z niczego i poddawać urokowi chwili i dziwnemu podnieceniu?

Nawet jeśli cokolwiek pójdzie nie tak, chcę zatrzymać w sobie te uczucia.

***

— Robert, czy to oznacza, że duchem się nie zestarzałam? Że mimo wielu zawodów miłosnych nie stałam się oziębła? Że jeszcze czuję?

— A co, masz poczucie winy, bo odczuwasz emocje? — nie dowierzał.

— Nie czuję się winna, ale jakoś mi wstyd, że tak podniecam się tą randką — odpowiedziałam.

— Już ci mówiłem, że ja nie okazuję emocji, ale chciałbym, aby moja kobieta tak przeżywała spotkanie ze mną. Nieznajomy to szczęściarz — dodał i uśmiechnął się.

— Kto mu to powie? — rzuciłam.

— Chyba dałaś mu to do zrozumienia? — zapytał ironicznym głosem. Doskonale wiedział, co zaraz usłyszy.

— Robert — zniżyłam głos — nie licz, że się zmieniłam! Nawet koszulę uprałam i w spodniach trochę pochodziłam, aby nie pomyślał, że to nowe rzeczy, kupione specjalnie na spotkanie — dodałam po chwili.

Myślałam, że nie przestanie się śmiać. Nie dał mi dojść do głosu.

— Więcej nic nie powiem — rzuciłam po chwili, udając obrażoną. — Nie mam zamiaru się tłumaczyć. Po prostu chcę powiedzieć, że jest w nim coś takiego, co mnie prowokuje do nieracjonalnego zachowania.

— To znaczy, że on nie jest dla ciebie — z powagą powiedział Robert.

— Może i nie — powiedziałam, nabierając w płuca powietrza i wypuszczając je z taką siłą, jakbym nagle poczuła olbrzymią ulgę.

— No coś ty, tak tylko powiedziałem — usłyszałam. — Szykuj się na tę randkę. W sobotę wszystko mi opowiesz.

***

Była 1.00, gdy Nieznajomy napisał, że jest zmęczony.

ON: Idziemy spać?

JA: Razem? — zapytałam zaczepnie.

ON: Taaak. Chcesz tego?

JA: Teraz… tak. Jutro… nie wiem. A ty?

ON: 50/50.

Nie pozostał mi dłużny.

JA: Sporo tych szans!

ON: No wiesz, po piętnastu minutach spędzonych razem moje plany mogą ulec zmianie.

JA: Ach tak! Dużo spotkań masz jutro umówionych? — zapytałam tak, aby wyczuł nutkę kobiecej zazdrości.

ON: Tylko z Wiolettą. Ale nie wiem, jak długo potrwa.

JA: Ta Wioletta to ma dobrze.

ON: Też tak myślę.

Nici ze spania. Zapytałam o wzrost. Nie odpowiedział.

Jakie to pokręcone! Gdy spotykasz kogoś w realu, jest o wiele łatwiej, bo nie ma pytań o wzrost ani obaw, że ten ktoś mógłby okazać się niższy. Patrzysz i wiesz, że już nic cię nie interesuje. Znajomości w Sieci konstruują pytania. Goni cię czas.

ON: Ale jeśli się sobie nie spodobamy, to powiemy to sobie? — zapytał już całkiem poważnie.

JA: Oczywiście, przecież nie jesteśmy dziećmi.

W odpowiedzi wysłał buziaka.

JA: Dziś tylko jeden? — zapytałam. Chyba dlatego przeciągaliśmy tę pisaninę, bo zdawaliśmy sobie sprawę, że jeżeli jutro nie zaiskrzy, skończy się również pisanie, nawet jeśli tak dobrze nam wychodzi.

ON: Może jutro otrzymasz więcej — przeczytałam tylko. Lubisz się całować? — zapytał, nie pierwszy już raz.

JA: Tak.

ON: Pierwszy pocałunek jest bardzo romantyczny.

JA: Pierwszy jest pierwszy.

ON: Tak, ale po pierwszym staję się niebezpieczny.

JA: Mam się już bać?

ON: Tak, bój się. Albo nie!

JA: Chcę się bać — zażartowałam. — Czekam.

ON: Ja też czekam.

Po chwili złośliwie wspomniał o zdjęciu — to był jego rewanż za moje wcześniejsze: „Chcę cię”, które w następnej linijce uzupełniłam przewortnym: „poznać”.

Maślanymi oczami patrzyłam na malutki ekran smartfonu. Było mi na zmianę gorąco i zimno. To stres — uznałam, kiedy układałam się do snu. Zanim się rozłączyliśmy, napisałam mu jeszcze, tak na wszelki wypadek, że zawsze potrafi mnie rozśmieszyć, i podziękowałam mu za to. „To wypływa od ciebie — odpisał. — Bo jesteś bardzo miła”.

***

Są słowa, których nie umiemy wypowiedzieć. Nie wiem, czy wynika to z nieśmiałości, czy z obawy przed tym, że zamiast usłyszeć szczerą odpowiedź, zobaczymy tylko plecy rozmówcy.

***

Dwa tygodnie pisania.

Ostatnie dni przed spotkaniem sypialiśmy po pięć godzin. Straciłam apetyt. W wieczór przed randką pojawił się we mnie niepokój. Tak żyć mogą tylko ludzie, którzy znajdują się w pierwszej fazie miłości, trwającej do kilku miesięcy. Byle nie umrzeć z wyczerpania, bo człowiek czuje się tak, jakby był na haju.

Jak długo będę bujać w obłokach?

***

Kiedy opisywałam tę historię, każdego dnia odkrywałam siebie na nowo. Zmieniał się każdy centymetr mojego umysłu. Wszystko było inne.

Ludzie nas zmieniają, a raczej to my zmieniamy się pod wpływem ludzkich zachowań. Odkrywamy, co z nami rezonuje, a co nie. To dar samoświadomości, umiejętność wsłuchiwania się w siebie i patrzenia na to, co się dzieje wokół nas. Kiedy w ten sposób doświadczasz życia, z jednej strony możesz odczuwać ból, z drugiej zaś masz szansę zweryfikować swoje wartości i przekonania. To wtedy dokonujesz ostrych cięć i zostawisz dla siebie tylko to, co pod każdym względem jest cenne i wartościowe.


5.


O 17.45 zapinałam ostatni guzik koszuli.

Czułam się piękna, pewna siebie, a zarazem zestresowana. Już zapomniałam o tym uczuciu.

Idę, nie idę… A może się nie pojawi, skoro niczego więcej nie napisał poza porannym „Dzień dobry”? Przyjedzie, przecież jesteśmy dorośli. Gdyby coś było nie tak, na pewno dałby znać. Na pewno. A jeśli nie przyjedzie? Jeśli mnie wystawi? Przerabiałam to już kiedyś.

***

Kilka tygodni przed poznaniem Nieznajomego poznałam w Sieci fajnego faceta. Jak się okazało, dla niego był to tylko jednorazowy skok w bok. A szkoda, bo jego pocałunki mroziły krew w żyłach. Dokładnie wiedział, czym jest punkt „G”, i że długość gry wstępnej odgrywa istotną rolę. Wiedział również, że jestem sama. Pomyślał, że skoro nie może się ze mną spotykać, przekaże kuzynowi mój numer telefonu.

Olek, niezwykle przystojny, męski i młodszy ode mnie, miał czelność skorzystać z mojego numeru.

Długo tłumaczył, w jaki sposób go zdobył. Przyznał, że widział wcześniej moje zdjęcia, że bardzo mu się spodobałam, i że Karol odpuścił ze względu na niego. Z jednej strony czułam wściekłość, z drugiej podobał mi się fakt, że wyszukiwał słowa, którym mogłabym ulec.

Aby z gracją wyjść z sytuacji, powiedziałam, że jest dla mnie za młody. Dodałam, że gustuję w mężczyznach, którzy mogą zaoferować mi coś więcej niż tylko akrobacje łóżkowe.

Po tych słowach odpuścił, ale tylko na dwa tygodnie. Ponownie złożył ofertę. Pech chciał, że w tym czasie poznałam małego Luisa, z którym umówiłam się na randkę. Resztką kamuflowanej lojalności przerwałam pisanie z Olkiem w momencie, w którym oznajmił, że „naprawdę nie ma nikogo, a teraz leży sam w łóżku i trochę się nudzi”. Samotny? Samotny i użalający się nad sobą facet? To tak teraz podrywa się kobiety?

Po dwóch tygodniach postanowiłam odpisać. Metodycznie podszedł do sprawy. „Kim jesteś? — zapytał. „Już o mnie zapomniałeś?” — zaczęłam, nie spodziewając się, że za chwilę przeczytam litanię faktów z mojego życia. Zanim skończył zapewniać mnie, że jest urzeczony moją urodą, zadzwonił i umówiliśmy się na spotkanie.

Rano przesłał mi kolejną porcję komplementów, w południe stwierdził, że zadzwoni, bo jeszcze raz chce mnie usłyszeć. Nie mogliśmy wyznaczyć ani konkretnej godziny, ani miejsca randki, ponieważ po pracy miał umówione spotkanie z szefem. Nie przeszkadzało mi to, bo umówiłam się ze znajomymi na mecz.

Podobało mi się, że moje słowa o akrobacjach łóżkowych nie poszły w eter. Zapytał, co chcę robić. Spacer? Kino? Kawa na mieście? Kolacja? „Pomyślimy, jak się zobaczymy” — odpowiedziałam tylko i spokojnie wróciłam do pracy.

Wieczorem stanęłam przed szafą i zastanawiałam się, w czym będę wyglądać o dziesięć lat młodziej. Tuż przed wyjściem spojrzałam na telefon. Nie było żadnej wiadomości. Godzinę później również nie było. Nie było nawet wtedy, gdy nasi przegrywali. Nie było, gdy śmiejąc się, wracałam do domu. Sama! I chociaż jego numer do dziś mam zapisany, nigdy z niego nie skorzystałam. On z mojego też nie.

***

— Robert, nigdy tak się nie czułam — powiedziałam. — Jeszcze

teraz nie mogę opanować śmiechu na samą myśl o Olku.

— Dostałaś nauczkę — śmiał się Robert. — Nie igra się z męskimi uczuciami.

— Albo zachciankami — dodałam z przekąsem, aby nie dopuścić do siebie myśli, że pomyliłam się co do Olka, bo może faktycznie zależało mu na poznaniu mnie bliżej. — Robert, ale tak poważnie: dlaczego tak jest, że faceci flirtują online, a gdy ma do czegoś dojść, wykręcają się i nie dochodzi do spotkania? — zapytałam mojego eksperta.

— No wiesz, albo są to żonaci faceci, którzy szukają tylko pożywki dla swojego ego i potwierdzenia, że jakaś laska jeszcze na nich leci, albo to ich najzwyczajniej w świecie podnieca, albo boją się. Po prostu.

— Boją się? Czego? — zapytałam, a raczej niemal wykrzyczałam mu do ucha.

— Wiola, w tym wieku nie zawsze można stanąć na wysokości zadania. To zabija — roześmiał się Robert, ale jego śmiech nie był ironiczny.

— Zdarzyło ci się? — zapytałam, bo z natury jestem ciekawska. Jeśli chodzi o facetów, chciałabym wiedzieć wszystko.

— Czy zdarzyło mi się? — zapytał i zamilkł. — Będę szczery. Za szybko skończyłem i czułem się jak mały chłopiec, który nie widział nigdy kiecki. To trochę żenujące. Obiecaj, że mnie nie wydasz — zakończył.

— Nie wydam, tylko opiszę w moim kolejnym artykule — rzuciłam.

— Ani się waż! — krzyknął do słuchawki.

— Proszę, pozwól mi — żebrałam takim tonem, jakbym była nastolatką proszącą rodziców o pozwolenie na wyjście do dyskoteki. — To coś ci opowiem — dodałam, chcąc go przekupić.

— I tak zrobisz, jak zechcesz — poddał się. — Mów!

— To mogę, tak? — upewniłam się.

— Tak, możesz. A teraz dawaj — rzucił pospiesznie.

— Temu ostatniemu, temu „draniowi”, jak go ochrzciłeś, powiedziałam, że owszem, jest fajny w te klocki, ale że było stanowczo za krótko. I że ja nic z tego nie miałam.

— Ups — wyrwało się Robertowi. — Mam nadzieję, że facet zignorował twoją wypowiedź?

— Jak to: zignorował? — rzuciłam zdziwiona. — To była dla niego ważna informacja do przemyślenia!

— Raczej powód do dołowania. „Weź, facet! Idź sobie! Jesteś do bani!”. Chciałabyś usłyszeć coś takiego? Bo tak mógł to odebrać — mówił do mnie szybko, na wydechu, abym przypadkiem nie zdążyła zaprzeczyć.

— Ale ja mogę długo — zaśmiałam się.

— Wredota jesteś i cwaniara. Możesz, bo nic nie musi ci stać, a na dodatek nawet jak masz orgazm, to możesz dalej.

— Poważna sprawa — odparłam, udając zadumaną. — No tak, winę chciał zrzucić na mnie, że niby go tak podnieciłam. A czytałam, że to zależy od ilości oksytocyny.

— Tym bardziej pani trener powinna być bardziej wyrozumiała — zaśmiał się Robert. — A ty obwiniasz faceta za coś, czemu nie jest winien.

— Mógł coś wymyśleć! Jakoś inaczej zakończyć — broniłam swojego stanowiska.

— Samolub, co? — zaśmiał się Robert. — I pewnie więcej się nie odezwał, co?

— A żebyś wiedział, że samolub. Więcej się nie spotkaliśmy — odpowiedziałam jak obrażone dziecko, z zadziorną miną krzyżując ręce na piersi.

Właśnie między innymi z takich powodów opuściłam portal.

Nieznajomemu i małemu Luisowi zostawiłam wiadomość, że się wypisuję, i podałam im numer telefonu, jeżeli chcieliby utrzymać ze mną kontakt. Odczekałam, aż obaj przeczytają, i triumfalnie nacisnęłam guzik „Usuń!”.

Tamtego dnia odezwał się tylko mały Luis, choć już nazajutrz Nieznajomy zaprosił mnie do grona znajomych na FB. „No proszę — pomyślałam wtedy — jak chce, to potrafi”. Za chwilę jednak mnie olśniło: przecież mógł napisać mi SMS. Albo skontaktować się za pośrednictwem aplikacji What’sUp. Dlaczego Facebook? Bo tu nie poznam jego numeru telefonu!

***

— Ty przebiegła lisico! — śmiał się ze mnie Robert, gdy opowiadałam o swoich przemyśleniach. — Daj sobie spokój. Facet może miał jakieś przykre doświadczenia — bronił męskiego nasienia.

— Albo uważa się za bożyszcze, któremu mogę nie dawać spokoju — rzuciłam.

— Nie zna cię. Skoro nie ma rozwodu, po co mu problemy? Ty jesteś wolna. Teraz — podkreślił to słowo. — Pamiętasz, jak po rozwodzie przez rok nie chciałaś rejestrować się na portalach randkowych? Pamiętasz, co mi powiedziałaś, gdy postanowiłaś spotkać się z tym z Solingen? — naciskał na mnie Robert.

— Tak, pamiętam. Nie chciałam pokazywać zdjęć, bo miałam nadzieję, że mąż do mnie wróci. Jakby to wtedy wyglądało? Tu niby czekam, a moje zdjęcia w necie z podpisem: „Umówię się z…” — dodałam i zamilkłam.

No cóż, szybko zapominamy o swoich zachowaniach. Na szczęście mam Roberta, który wszystko mi wypomni — uśmiechnęłam się do siebie. Jeszcze raz spojrzałam w lustro, nabrałam powierza, wyprostowałam plecy, uniosłam podbródek i wyszłam na spotkanie nowej przygodzie.


6.


Wiedziałam, że przyjedzie czarnym autem, i czułam, że nie wysiądzie z niego.

Wydawało mi się, że idę i idę. Dwa razy obejrzałam się za siebie, jakbym sprawdzała, czy nikt mnie nie widzi. Co ja robię? Co ja robię?

Znasz to uczucie? Nogi jak z waty, zupełnie jak przed egzaminem. Bo to chyba był egzamin: ktoś właśnie cię ocenia, obserwuje, choć sam siedzi spokojnie. Plątały mi się nogi. Musiałam sobie powtarzać: „Uśmiechaj się! Uśmiech, Wioletta! Nie zrób tej swojej standardowej miny i nie zadzieraj nosa!”. Przypomniała mi się moja przyjaciółka, która doskonale mnie naśladuje w takiej sytuacji: „Idziesz taka dumna, nie patrzysz na nikogo. Jak faceci mają cię poderwać?!”. To trwało wieczność.

— Hej — usłyszałam jego głos, kiedy nachylił się nad siedzeniem pasażera, by otworzyć mi drzwi.

— Hej — wydobyłam z siebie.

— Wsiadasz? — zapytał.

— Tak — odparłam. „Jak tylko przyzwyczaję się do twojego wyglądu” — dodałam w myślach.

Aparat dodał mu jakieś dziesięć lat. Oto obok mnie siedzi facet, który wyglądałby na trzydziestolatka, gdyby nie jego siwe włosy. Jak ja kocham siwe włosy! I te niewielkie zmarszczki pod oczami. I obłędny zapach perfum. I czarna koszula. Tylko okulary dodawały mu powagi, ale o tym chyba wiedział, bo zdjął je, gdy witał się ze mną.

— Co robimy? — zapytał.

— Nie wiem, odczekajmy te dwie minuty — odparłam, uśmiechając się.

— Trzy — poprawił mnie.

No tak, przecież musiało być tak, jak on chciał.

— Jedziemy coś zjeść? — zapytał.

Tylko te słowa utkwiły mi w pamięci.

Pytał mnie kiedyś, czy jestem otwarta i rozmowna, czy raczej wstydliwa. Powiedziałam, że początkowo wstydliwa.

On na to, że nic nie szkodzi, bo on nie jest nieśmiały.

Usiedliśmy przy stoliku. Słońce nagle przestało świecić. Zdjęłam okulary.

— Masz piękne oczy — powiedział. — Takie niebieskie. A przy tym patrzysz w niezwykły sposób.

Zawstydził mnie. Uwielbiam patrzeć na mężczyznę, który mi się podoba, który mnie interesuje, i robię to otwarcie.

Nie jadłam niczego, poprosiłam tylko o lampkę różowego wina. Nie mógł ze mną rozmawiać. Cały czas uciekał wzrokiem, choć obiecywał, że będzie rozmowny. W końcu poprosił, abym opowiedział, jak wygląda mój zwykły dzień, o czym piszę. Wtedy się rozgadałam. W pewnym momencie straciłam rozeznanie, czy mnie rozumie, czy mówię wystarczająco poprawnie.

— Oczywiście, że tak — odpowiedział tylko, kiedy o to zapytałam.

— To teraz ty mi coś opowiedz — rzuciłam.

Nie bardzo mu wychodziło. Zapytał, czy możemy już wyjść i kontynuować rozmowę w aucie.

Zaczął padać deszcz. W samochodzie zdjął zamoczone okulary i zaczął je czyścić.

— Masz już inne plany w tym terminie? — zażartowałam, aby rozładować atmosferę.

— A co, chcesz jechać do domu? — odpowiedział pytaniem.

— To ja pytam — odrzekłam.

— Chcesz się ze mną spotykać? — wydusił. — Tylko wiesz, tak jak ci mówiłem, nie uda mi się wyrywać codziennie. Nie mam czasu.

Czułam, jakby prowadził monolog. Zaledwie od czasu do czasu zerkał w moją stronę.

— Poczekaj — powstrzymałam go. — To znaczy, że z twojej strony jest chemia?

Nie zrozumiał pytania, bo z nerwów zapomniałam, jak wymawia się po niemiecku słowo „chemia”. W końcu dłużej zatrzymał na mnie wzrok.

— Ciebie chcę — usłyszałam. — Chcę cię pocałować.

Nagle świat pękł na pół. Runęło moje wyobrażenie, aby powoli budować pomost między jego a moją połową. Spojrzał na mnie tak, jak nie powinien spojrzeć. Pachniał tak, jak nie powinien pachnieć. Zaczął mnie całować tak, jak nigdy nie powinien całować.

Kiedy otworzyłam oczy, nie odwrócił wzroku. Pochylił się nad moją szyją. Przestałam wierzyć w wolną wolę.

— Jedziemy? — wyszeptał.

— Tak…

— Masz dużo czasu? — zapytał już znajomy.

***

W samochodzie poczuł się bardziej pewny siebie. Opowiadał o swojej firmie i ludziach, których poznał. Słuchałam go, ale niewiele rozumiałam. Nie wiem, czy mówił w ojczystym języku, czy po niemiecku. Chciałam tylko, aby dłońmi, którymi zdecydowanie trzymał kierownicę, błądził po mich udach. Chciałam poczuć na sobie ciężar jego ciała, smakować jego perfumy, wpleść palce w jego nienagannie ułożone włosy i poczuć, jak jego palce wspinają się coraz wyżej. Pragnęłam podążać za jego pragnieniem i trwać zniewolona między naszymi ciałami.

Stanęliśmy na poboczu. Mokra szyba zasłoniła świat. Kontrolki paliły się niczym świece; tworzyły intymność, na którą czekałam. Byliśmy tylko on i ja, tacy prawdziwi, niedoskonali, rozpaleni nadzieją na niekończącą się opowieść. Czując wzniosłość tego, czego właśnie doświadczaliśmy, rozpinaliśmy w ogłupieniu pierwsze guziki, by ukazać całą prawdę o sobie.

I nagle poczułam ten ból. Przestraszyłam się, że to może koniec, że dalej nie będzie już nic. Pojawiło się coraz więcej myśli. Po chwili zapomnienia musiałam przejąć kontrolę nad tym, co się działo. Co ja tu robię? Jaka pierwsza randka bez seksu? Gdzie jest ten, który chciał być szarmancki? Odsunęłam się.

— Przepraszam — powiedział. — Nie chciałem. Jeśli nie chcesz mnie całować, to powiedz.

Czekał na moją odpowiedź. Moja lewa półkula mózgu przejęła dowodzenie. Włączyła logiczne i analityczne myślenie. Zaczęła się zimna kalkulacja.

Uśmiechnęłam się.

— Właśnie ci mówię — powiedziałam.

— O, to nie słyszałem — zareagował szybko. Na jego twarzy pojawiły się zmieszanie i zdumienie.

— Bo nie mogłeś — uspokoiłam go.

— Jak to? — Patrzył osłupiały, jakby chciał powiedzieć: „Coś tu kręcisz”.

Faktycznie, sama się zaplątałam, więc musiałam sprostować.

— Nie sądziłam, że dojdzie dziś do tego. Po prostu odsunęłam się, aby przemyśleć, czy tego chcę — wytłumaczyłam swoją reakcję.

— Musisz to przemyśleć? — zapytał jeszcze bardziej zdziwiony.

I podjęłam decyzję.

Oceniamy nasze postępowanie według norm, których sami nie ustalaliśmy. Jesteśmy niewolnikami czegoś, co jest utopią. Nie znamy dnia sądu i kary za grzeszność naszych ciał, a jednak pozwalamy, aby zasady moralności trzymały nas z dala od emocji, za którymi tak często tęsknimy.

A może się mylę? Może tylko szukam wytłumaczenia dla

czynów w afekcie? A może warto powiedzieć: „Dość”? Mieć siłę, aby odrzucić to, co może nigdy później nam się nie przydarzyć? Jeżeli zbyt często nie przeżywamy rozkoszy, może szanujemy jej każdą sekundę, gdy wreszcie nadejdzie?

Nie chciałam znać odpowiedzi. Położyłam dłoń na jego policzku i patrzyłam z pożądaniem na każdą zmarszczkę pod jego oczami. Kciukiem dotykałam jego ust — wydawało mi się, że szepczą o miłości. Przyłożyłam swoje usta i skończyło się wyczekiwanie.

Kiedy oderwaliśmy się od siebie, okazało się, że mamy rozpięte koszule. Moje ciało, wciąż zniewolone pod wpływem jego dotyku, wydawało się nie moje. Nie umiałam zapiąć guzików.

— Kiedy mi ją rozpięłaś? — próbował żartować.

— Wtedy, kiedy ty rozpinałeś moją — odpowiedziałam, patrząc w jego błyszczące oczy.

Ruszyliśmy.

Gdy znaleźliśmy się pod moim domem, ogarnął mnie żal. Już wiedziałam, co zrobię.

— Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy — powiedział, kiedy wysiadałam z samochodu.

Chciałabym powiedzieć, że złapał mnie za rękę, że jeszcze raz pocałował, że nie chciał puścić, ale tak nie było. Uniosłam brwi, jakbym chciała powiedzieć: „Może”, lecz powiedziałam: „Tak”. Nie obejrzałam się. Słyszałam, jak odjeżdża. Wewnątrz mnie toczyła się walka. Chcę, aby tu wrócił, czy wolałabym, aby przestał do mnie pisać? Co on sobie myśli? Kim jesteś, Nieznajomy?

Była 20.35. Przeklęłam, wchodząc do domu.

***

— Rozumiesz? Byłam na randce dwie i pół godziny, a moje ciało, rozgrzane do czerwoności po tak krótkim czasie, wyszło z jego auta! Gdzie był mój umysł, tego sama nie wiem.

Robert słuchał moich narzekań.

— Dlaczego nie zjadłaś z nim kolacji? — zaskoczył mnie pytaniem. — Dlaczego mu odmówiłaś?

— Nie wiem — powiedziałam, wzruszając ramionami. — Chyba nie lubię jeść z nieznajomym — dodałam po chwili.

— Wiola, gdybym zaprosił kobietę na kolację, a ona by odmówiła, nie wiem, jak bym się poczuł. Szczerze nie wiem.

— Czyli to moja wina?! — rzuciłam przez zaciśnięte zęby.

— Nie, nie twoja, ale dlaczego katujesz siebie za to, że byliście tak krótko? Czego oczekiwałaś? — bombardował mnie pytaniami. Nie wiem, czy z ciekawości, czy dlatego, aby pomóc mi określić, czego tak naprawdę oczekiwałam po tej randce.

— Że podtrzyma temat. Mogliśmy przecież wypić ze dwie lampki wina. Mogliśmy… już sama nie wiem co. — Położyłam głowę na kolanach. Robert gładził moje plecy.

— Może ten pocałunek był potrzebny? A że doszło do czegoś więcej…

Zaczął mnie szturchać; wiedział, że mam łaskotki.

— W aucie? Nie chcę obściskiwać się w aucie — lamentowałam.

— To co, miał zabrać cię do hotelu i zostać z tobą do rana? — Robert postanowił zapytać wprost.

— A dlaczego by nie? — Od razu ocknęła się we mnie bestia. — Skoro pragnął mnie w aucie, to mogliśmy zostać razem przez całą noc. Albo chociaż do północy.

Zaczęłam śmiać się chyba sama z siebie, bo uzmysłowiłam sobie, że chciałam się wyżalić przyjacielowi, a zaczęłam marudzić jak małe dziecko.

— Wiesz, gdy weszłam do domu, byłam pewna, że zaraz z niego wyjdę. Całą drogę do centrum mój mózg parował od natłoku myśli. Nie o nim, ale o tym, dlaczego nie mogę spotkać

kogoś, kto mnie pokocha. Nic się nie działo! Cisza. Żadnej muzyki. Chciałam zgubić się w tłumie, zapomnieć na chwilę o tym, co się stało, tymczasem to wielotysięczne miasto położyło się spać o dziewiątej. Dobrze, że pamiętałam drogę do knajpy, w której byłam z małym Luisem. Gdy do niej weszłam, usiadłam przy barze. Zamówiłam lampkę wina i coś do jedzenia. Uspokoiłam się dopiero wtedy, gdy popatrzyłam na uśmiechniętych ludzi.

— Dlaczego nie zadzwoniłaś? — zapytał Robert.

— Nie chciałam o tym rozmawiać — rzuciłam krótko.

— Pomogło?

— Tak. Ale teraz ty mi opowiedz, jak podróż — zmieniłam temat. — Co u was?

Robert wiedział, że na razie mam dość; wiedział, że nie jestem w stanie myśleć. Opowiadał więc o jakichś rzeczach bez znaczenia, tak abym mogła się pośmiać.

Odleciałam myślami.

— Chcesz coś do picia? — przerwał moje rozmyślania.

— Tak, poproszę.

— Naprawdę napisałaś mu, że wydaje ci się, że pod ubraniem jesteś dla niego zbyt mało ekskluzywna? — Robert próbował zmusić mnie do dalszych zwierzeń, choć widziałam, że z trudem powstrzymywał śmiech.

— No, napisałam. Ten tekst powstał w mojej głowi już wcześniej. Bo wiesz, on jeszcze na żywo tłumaczył się ze swojej nadwagi, jak to określa… Ale ciało ma fajne — rozmarzyłam się.

— Serio? A kiedy ciało faceta jest fajne? — zapytał Robert, dziwnie przechylając głowę.

— Rany…! Powiedziałam to na głos? — udałam zdumioną. — Oj, Robert — powiedziałam przeciągle, dając mu do zrozumienia, aby sobie darował — przecież nie będziemy rozmawiać o męskich torsach.

— No co, może czegoś się dowiem i coś ze sobą zrobię? — śmiał się.

— Niczego ci nie brakuje. Wystarczająco często wyginasz się na siłowni — powiedziałam.

— Ale w piątek napisał do ciebie? — nie dawał za wygraną.

— Szczerze? Zaskoczył mnie — przyznałam szybko.

— Dlaczego? Co ty w ogóle o nim myślisz? Że co? Że pocałował cię, było fajnie, a teraz nie chce cię widzieć? — tłumaczył i pytał jednocześnie.

— Nie, Robert. Wbiłam sobie do głowy, że to będzie jeden z tych niezapomnianych wieczorów, tymczasem spędziłam go sama. W „Luizjanie” było miło. Jacyś obcy ludzie uśmiechali się do mnie, barmani zagadywali. Poczułam się jak wśród swoich i nagle zrozumiałam, że właśnie to jest realny świat, a mój „Big” był wyidealizowany. Kiedy przerwałam nasz pocałunek, część mnie chciała trzasnąć drzwiami i wyjść obrażona, ale ta druga Wioletta pomyślała: „A jeśli przez długi, długi czas nikt mnie już tak nie pocałuje?” i zapytała siebie: „Chcesz jutro nie wiedzieć, jak wczoraj było?”.

— No właśnie, jesteś dorosłą kobietą i w twoim wieku głupoty robi się z premedytacją i dla czystej przyjemności — powiedział. — Wiola, nigdy nie wiemy, co nas czeka. Poza tym ilu facetów nie spróbowałoby pocałować pięknej kobiety mimo złożonej obietnicy? Może tylko ci nieśmiali, za którymi zresztą nie przepadasz. — Uśmiechnął się do mnie mój kumpel, który w końcu żyje dziesięć lat dłużej niż ja i niejedną kobietę miał w aucie — to znaczy niejedna obok niego siedziała.

***

Kiedy w czwartek kładłam się do łóżka, czułam się spokojna. Zasnęłam prawie natychmiast.

W piątek odzyskałam apetyt i nawet mile mnie zaskoczyła wiadomość od Nieznajomego. Pisał, że jest z córką w Trier i za chwilę będą pić kawę.

Z kolei wieczorem napisał, że było mu ze mną dobrze. Trochę się tłumaczył, trochę opisywał smak mojego ciała i twierdził, że nie może wyjść z podziwu. Tyle że tym razem każde jego słowo odbierałam z dużym chłodem i ostrożnością. Może dobrze mi było w świecie fantazji, która za bardzo mnie pochłonęła? Nie żałuję jednak, ponieważ w porę zaczęłam dostrzegać, gdzie przebiega cienka granica między tym, co jest wymyślone, a tym, co rzeczywiste.

Nie wiem, czy kiedyś dotrzyma lekko rzucanych słów, że następnym razem przeżyjemy interesujący i ciekawy wieczór. Za dużo mam lat, aby nie mówić facetowi wprost o swoich potrzebach, jak również o tym, że zaspokojenie mojej osoby wymaga nieco czasu.

***

— Chcę o nim zapomnieć! — wykrzyczałam Robertowi do słuchawki. — Dobrze wiem, że to nie jest facet, jakiego szukam.

— Już kiedyś zadałem ci to pytanie — rzucił Robert.

— Dobrze pamiętałam, ale wówczas nie mogłam wydać sensownego werdyktu. Wówczas nie byłam pewna, czy pozwolę Nieznajomemu wkładać ręce pod moją koszulę.

Czy on jest dla mnie? Nagle dotarło do mnie, że nie mam pewności. I nie sądzę, abym jej nabrała po kolejnym spotkaniu. Właściwie skąd mam to wiedzieć? Czy da się to jakoś zmierzyć, zważyć, wyliczyć? Jak dokonać pomiaru? A może istnieje specjalny zestaw pytań, o którego istnieniu nic mi nie wiadomo, i dlatego pakuję się w znajomości bez przyszłości?

— No co ci zrobił? — drwił sobie Robert. Wiem, że chciał mi pokazać, że martwi się o mnie. — Wyżal się.

— Czuję się rozczarowana! Chyba nigdy nie zrozumiem facetów — zniżyłam głos. — Właściwie po co w ogóle próbować was rozumieć?!

— Może i masz rację — przyznał Robert. — Nie tłumacz żadnego faceta, że może to, może tamto. My dajemy bardzo jasne komunikaty. Czarne to czarne. Pod słowem „może” nie kryje się żadna tajemnica, tylko zwykły brak zdecydowania. Jeśli mówimy, że jutro, to oznacza, że za tydzień, a jeśli przynosimy kwiaty, to dlatego, że ktoś nam je wcisnął — dodał, starając się rozładować napięcie, którym kopałam nawet na odległość, ale również po to, by wróciła mi świadomość. To zawsze mu się udaje; no, może prawie zawsze, bo tym razem nie chciałam dać za wygraną.

— Tak, wiem, tylko wiesz, co mnie wkurza? — zapytałam.

— No co? — zaśmiał się Robert.

— Że po tym, jak przestał do mnie pisać, mógł się w ogóle nie odzywać. Żaden z jego poprzedników nie zawraca mi głowy. Żaden. Było fajnie, koniec i kropka. Nawet jeśli przez chwilę czułam smutek, z perspektywy kilku tygodni mogę się pośmiać i każdy z tych epizodów potraktować jak przygodę. Tymczasem on nagle wyskakuje z wiadomością…!

— Oj, Wiola — przerwał Robert. — No co mam ci powiedzieć? Że na swój sposób cię zaliczył, a teraz zachowuje się jak pies ogrodnika? Od ciebie zależy, jak do tego podejdziesz.

— Jasne — odparłam, przyparta do muru. — Dobra — postanowiłam zmienić temat. — Mów, co u ciebie.

— U mnie cisza i posucha — przyznał Robert. — Nikogo na horyzoncie. A, prawie bym zapomniał — dodał żywo. — Przywiozłem fantastyczne wino. Możemy umówić się na jutro.

Dobrze wiedział, że mu nie odmówię, bo żadnej randki nie planuję, na żadną imprezę nie idę, a samotnie spędzona sobota i tak zawsze kończy się telefonem do niego i pytaniem o jego plany. Czasami wychodzimy gdzieś na drinka, czasami spotykamy się ze znajomymi, a czasami oglądamy film lub rozmawiamy o kłusownictwie seksualnym.


7.


Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 26.78
drukowana A5
za 47.66
drukowana A5
Kolorowa
za 70.35