E-book
22.05
drukowana A5
68.37
Miejsce końca

Bezpłatny fragment - Miejsce końca


5
Objętość:
340 str.
ISBN:
978-83-8221-592-2
E-book
za 22.05
drukowana A5
za 68.37

Dedykuję jedynemu ojcu, jakiego miałam…

Jarkowi Michałowskiemu

Słowo wstępne

Choroba psychiczna to termin, który słyszał chyba każdy z nas. W większości budzi on silne emocje. Często towarzyszy mu niepokój, a nawet strach, zażenowanie albo wstyd. Może też pojawić się czasowa bezradność lub całkowita bezsilność. U niektórych osób słowa te wywołują dystans, czy wręcz pogardę. Wszystko to zależy od okoliczności, w których owy termin padnie. Jest jednak coś, co bardzo często łączy wszystkie te uczucia — to brak rzetelnej wiedzy.

W obszernym „worku” opatrzonym nazwą choroby psychiczne znajdziemy różnego rodzaju zaburzenia, między innymi obsesyjno-kompulsywne, afektywne, lękowe, psychotyczne, osobowości, czy też zaburzenia neurorozwojowe. Jedną z najpowszechniejszych dziś chorób tego typu jest depresja, która często bywa bagatelizowana i traktowana przez otoczenie chorego, jak fochy albo zwykłe lenistwo.

Powszechny brak wiedzy dotyczy nie tylko istnienia tych zaburzeń, jako realnych jednostek chorobowych, ale i skutecznych terapii oraz metod wspierania osób na nie cierpiących. Ogromny problem stanowi również postrzeganie chorych przez zdrową część społeczeństwa, a nierzadko traktowanie ich wręcz marginalnie. Brak zrozumienia dla tych, którzy są w nieco innej kondycji psychicznej, niż ta przyjęta za normę, jest nadal nagminny. A to po prostu choroba, której nikt nie wybiera. Choroba, jak inna — rak, cukrzyca, nadciśnienie. Choroba, która dobrze zdiagnozowana, może być skutecznie leczona..

Właśnie z takiej potrzeby powstała ta książka. Jest ona krzykiem tych, którzy walczą z czymś, czego nie widać — z wrogiem, który mieszka w nich samych i atakuje bardzo podstępnie. Jest szeptem, który mówi, że czasem wystarczy jedno trudne wydarzenie w życiu, aby rozsypać się na kawałki… Jest także głosem prawdziwych emocji, bo tylko tak można pokazać oblicze czegoś, co dotyka właśnie tej dziedziny — delikatnej i innej u każdego, naszej wrodzonej emocjonalności.

Zapraszam zatem w niezwykłą podróż… Jacy z niej powrócimy, zależy wyłącznie od nas…

Rozdział 1

— Tato, tak bardzo cię kocham. Nie chcę, żebyś odchodził. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. — Alicja nie wypuszczała jego dużej dłoni ze swoich rąk. Siedziała przy ojcu na łóżku i wpatrywała się w jego zamglone oczy. Był okropnie zmęczony. Wykańczał go ból. Leki już nie działały, choć co rano dostawał wysoką dawkę morfiny. Był po niej na wpół przytomny, ale niestety nadal bardzo cierpiał. — Tato, nie zostawiaj nas! Nie zostawiaj mnie, błagam… — matka Alicji, która stała tuż za nią i trzymała dłoń na jej ramieniu, mocniej zacisnęła palce. Jej twarz tonęła we łzach. Wiedząc, że mąż i tak jej nie widzi starała się opanowanym głosem powiedzieć córce, że ojciec potrzebuje odpoczynku. Gdy obie zmierzały w stronę drzwi, odchrząknął nagle i powiedział ledwie słyszalnie:

— Alisiu… — podbiegła natychmiast i pochyliła się nad nim. — Przyjedź jutro z Majeczką… Chciałbym ją jeszcze zobaczyć, zanim… — urwał nagle, a jego twarz wykrzywił grymas bólu.

— Dobrze tatusiu, obiecuję. Tylko proszę cię, nie zostawiaj nas.


Alicja zdawała sobie sprawę, że nie ułatwia tym ojcu odejścia. Widziała, jak bardzo cierpi i lepiej dla niego byłoby, gdyby umarł. Rak zżerał go od środka powodując potworne spustoszenie w narządach wewnętrznych, ale najgorszy ból pochodził z przerzutów do kości. Chemioterapia nie zdała rezultatu, gdyż leczenie podjęto zbyt późno. Ostatnie miesiące życia spędził w szpitalach, z dnia na dzień tracąc siły i niknąc w oczach. Alicji trudno było uwierzyć, że jej zawsze silny i nigdy na nic nie narzekający ojciec, nagle zachorował. To był szok dla całej rodziny. Pewnego dnia zaczęła go boleć wątroba. Był koniec lata. W wakacje często bywali u Kaśki na ogrodzie. Tata uwielbiał grillowane kiełbaski i steki. Żadna wizyta u siostry nie obyła się zatem bez grilla. A że spotkania rodzinne tego lata były czymś wyjątkowo częstym, ich ojciec przekonany, że przeholował, z początku zbagatelizował dolegliwości. Poprosił tylko żonę, żeby gotowała lżejsze potrawy i zaczął łykać jakieś pigułki na wątrobę. Gdy ból nie ustępował, a on zaczął chudnąć w oczach, za namową żony i córek poszedł do lekarza. Ten natychmiast skierował go na badania. W usg wykryto dużą zmianę. Okazało się, że guz ma już pięćdziesiąt sześć milimetrów średnicy. Diagnoza spadła, jak grom z nieba — rak trzonu trzustki z metą w wątrobie. Dalsze badania wykazały, że są przerzuty do kości. Lekarze podjęli natychmiastowe leczenie chemioterapią, gdyż guz był nieoperacyjny. Niestety, chemia bardzo pogorszyła ogólny stan Jerzego. Dostał sześć dawek gemzaru w dwóch seriach, ale jego organizm bardzo źle to znosił. Od początku choroby, czyli przez pięć miesięcy schudł osiemnaście kilogramów. Miał ostre bóle brzucha, często wymiotował, nie miał apetytu i pod koniec karmiono go już sondą i kroplówkami, gdyż nie był w stanie nic przełknąć. Mimo potwornego cierpienia nie uskarżał się na nic. Znosił ciągłe wizyty w szpitalach, kroplówki, badania. Nie marudził, jak to zwykle mężczyźni. Teraz był pod opieką Hospicjum Curae i miał tu zapewnioną najlepsza, fachową pomoc. Alicja odwiedzała go codziennie. Siedziała z ojcem całymi godzinami. Wiedziała, że zaniedbuje dom i Adama, a Maja bardzo za nią tęskni, ale nie wyobrażała sobie, żeby zostawić ukochanego tatę samego. Choć często leżał w jakby letargu, pewnie pod wpływem morfiny i nie było z nim kontaktu czuła, że on zdaje sobie sprawę z jej obecności, i że działa to na niego kojąco. Miała żal do Kaśki, że ta przychodziła odwiedzać tatę tylko dwa razy w tygodniu, a gdy jej o tym powiedziała, Katarzyna odpaliła:

— Przecież tata i tak nic nie kojarzy. On nawet nie wie, że tu jesteśmy. Wiesz, że bardzo go kocham, ale mam mnóstwo spraw na głowie. Ty też masz dom, zapomniałaś o tym?

— Jestem pewna, że tata wie, kiedy tu jesteśmy. Czuje nasze ciepło. Kaśka, on jest w strasznym stanie… Poza tym nie uważasz, że jesteśmy mu to winne. — Alicja nie mogła powstrzymać łez. Była zła na nieczułość siostry. Z drugiej strony wiedziała, że Katarzyna nigdy nie miała z ojcem takiej relacji, jak ona.

— Może ty uważasz, że jesteś mu coś winna. Ja nie rozpatruję tego w takich kategoriach. Przychodzę tu wtedy, kiedy mogę, rozumiesz?

Ostatnią rzeczą, jakiej Alicja wtedy potrzebowała była kłótnia z siostrą. Dlatego tylko kiwnęła z rezygnacją głową i zapewniła z przekonaniem, że tata czuje, gdy go odwiedzają.

Teresa, żona Jerzego starała się przyjeżdżać jak najczęściej, ale w praktyce wychodziło, że bywała dwa, czasem trzy razy w tygodniu. Zima była dość ostra, a od początku stycznia mrozy dochodziły nawet do minus piętnastu stopni. Do tego ostro sypało, a z Piastowych dostać się do centrum było bardzo trudno. Alicja proponowała mamie, że może po nią czasem przyjechać, gdy będzie jechała do taty, ale to nie było po drodze. Teresa nie chciała, żeby córka specjalnie nadrabiała kawał drogi i to w taką pogodę. Dlatego zawsze miała jedną odpowiedź.

— Kochanie, już wszystko sobie przygotowałam i jutro jadę do taty.

— Mamuś, naprawdę mogę po ciebie podjechać. Adam jest z Mają. Nie ma problemu. — Alicja była pewna, że znów usłyszy tę samą odpowiedź, więc zdziwiła się, gdy z drugiej strony padły słowa:

— No dobrze, to podjedź. O której będziesz?

— Za jakieś pół godziny, OK.?

— Dobrze, będę gotowa.


To właśnie tego dnia, gdy przyjechały razem, Jerzy poprosił Alicję, żeby przywiozła ze sobą Maję. Ostatnie dni niewiele mówił, gdyż sprawiało mu to ogromną trudność. Ale tego popołudnia zdobył się na wysiłek i podziękował żonie za wszystko. Później ledwie dostrzegalnym skinieniem ręki wskazał Alicji miejsce na łóżku. Gdy usiadła, wyszeptał:

— Kocham cię, Aliś. Zawsze… — słowa uwięzły mu w gardle i nie był już w stanie dokończyć. Alicja zrozumiała, że ojciec próbuje się chyba pożegnać i wtedy zaczęła prosić, żeby ich nie opuszczał. Był słaby i nie miał już siły walczyć, przeciągać tej agonii. Chciał usłyszeć, że pozwalają mu odejść. Ale one nie potrafiły tego zrobić. Zwłaszcza Alicja nie potrafiła pogodzić się ze stratą najdroższego ojca.

Gdy obie z mamą zapłakane wyszły na korytarz, lekarz zagadnął do Teresy na temat stanu Jerzego, a Alicja wyciągnęła komórkę i wybrała numer do siostry. Ta odebrała po trzecim sygnale.

— Kasiu, jesteśmy z mamą u taty… — głos jej się załamał. — Przyjedź tu jeszcze dziś, jak tylko możesz, gdyż on się z nami żegna. On chyba odchodzi… — zaczęła szlochać do słuchawki.

— Słuchaj, uspokój się. Z nim jest tak już od jakiegoś czasu… — nie zdążyła dokończyć, gdyż Alicja weszła jej w słowo.

— Ale dziś zaczął mówić, z wielkim trudem, ale podziękował mamie za wszystko, a mnie… — nie była w stanie dokończyć.

— OK., Alu. Proszę, uspokój się. Mam spotkanie do dziewiętnastej, nie mogę się z niego urwać, ale jak tylko skończę… Powiedz lekarzowi, że przyjadę do taty wieczorem. Niech uprzedzi recepcjonistkę, żeby mi nie robiła problemów, że przychodzę o dwudziestej pierwszej, dobrze?

— Dobrze, oczywiście powiem. Dziękuję ci. Myślę, że to naprawdę jego ostatnie chwile. Poprosił mnie, żebym jutro przyjechała z Mają. Obiecałam mu. Nie wiem, jak to zrobię, ale…

— Siora, nie mogę teraz rozmawiać. Mam spotkanie. Zadzwonię do ciebie wieczorem, po wizycie u taty, OK.? — i rozłączyła się.


Jerzy dostał podwójną dawkę morfiny i zdawało się, że zasnął. Nie było sensu siedzieć w tej umieralni. Atmosfera w tym miejscu była potwornie przytłaczająca, mimo iż niektórzy pacjenci zdawali się być jeszcze całkiem na chodzie. Uśmiechali się nawet i próbowali żartować. Starszy mężczyzna, któremu czerniak zjadł prawie cały nos, pozostawiając po jednej stronie strasznie wyglądającą dziurę, próbował je pocieszyć mówiąc, że Jerzy jest tutaj dobrym duchem. Patrząc jednak na cierpienie ludzi, którzy w różnym wieku tracili zdrowie, a z nim siły i chęci do życia, ogarniała człowieka złość i zarazem bezsilność. Pojawiały się pytania: dlaczego i skąd tyle cierpienia w tym krótkim życiu? Jaki jest tego sens?

Alicja wiedziała, że ojciec nie będzie już cierpiał i to było jedyną rzeczą, dzięki której myśl o jego śmierci nie rozrywała jej na najdrobniejsze kawałki. Wszystko inne z tym związane po prostu ją przerastało.


Gdy odwoziła mamę do domu, prawie się do siebie nie odzywały. Jechały w zamyśleniu, każda pochłonięta własnymi obawami. Alicja weszła z mamą do domu, gdyż bała się ją teraz zostawić samą. Gdy Teresa wstawiała wodę na herbatę, zadzwoniła do Adama i powiedziała mu, że wróci trochę później. Zapytała, czy w domu wszystko w porządku i pośpiesznie skończyła rozmowę widząc, że mama wchodzi do pokoju.

— Dziecko, powinnaś być już u siebie. Martwię się, że ostatnio tyle czasu spędzasz, hm… no wiesz. Chodzi mi o to, że w domu na pewno za tobą tęsknią.

— Bardzo dobrze sobie radzą. Mamo, Adam doskonale rozumie, że tata jest dla mnie… no… jak ważny dla mnie jest. Wie, jak bardzo go kocham i nie wyobrażam sobie, że mogłabym go teraz zostawić.

— Wiem kochanie. To takie trudne. Gdybym mogła… — nie dokończyła, gdyż woda zaczęła się gotować i wyszła do kuchni zalać herbatę.

Gdy wróciła, postawiła tacę na stole, wzięła do rąk robótkę i usiadła w fotelu. Alicja spojrzała na nią z lekkim niedowierzaniem, ale i z uczuciem ulgi, gdyż to widocznie uspokajało mamę. Sama żałowała, że nie ma nic, żadnej odskoczni, dzięki której miałaby choć chwilę wytchnienia. Rozmyślała o tym przez moment, a gdy znów spojrzała na mamę, ta już zupełnie pochłonięta była pracą nad sweterkiem dla Mai.

— Będzie śliczny. Na pewno jej się spodoba.

— Tak myślisz? — Teresa spojrzała na nią znad okularów. — Myślałam, czy nie dodać więcej czerwonego, ale chyba tak wystarczy, nie?

— Myślę, że tak jest idealnie, mamo. Dopiję herbatę i będę lecieć. Muszę jeszcze wpaść do sklepu, bo Adam mówił, że skończył się chleb i mleko. Wiesz, gdy rozmawiałaś z lekarzem, ja zadzwoniłam do Kasi. Obiecała jeszcze dziś odwiedzić tatę.

— Wiem, przysłała mi sms’a.

— Aha. Nie pogniewasz się, jak już pojadę?

— Ależ skąd, dziecko, Jedź, przecież w domu na ciebie czekają. — uśmiechnęła się blado. Alicja odpowiedziała tym samym, choć miała wyrzuty sumienia, że po tym, co się dziś wydarzyło w Hospicjum zostawia mamę samą.


W drodze powrotnej do domu Alicja dwa razy usłyszała za sobą dźwięk klaksonu. Była tak zamyślona, że nie mogła się skupić na prowadzeniu auta. Zrobiła jeszcze potrzebne zakupy w osiedlowym sklepiku, a gdy wreszcie weszła do domu przywitał ją tupot małych nóżek.

— Mamusia! Pobawimy się?! — Maja rzuciła jej się do nóg, gdy zdejmowała kurtkę.

— Cześć skarbie. Gdzie tatuś? — Alicja próbowała zdjąć buty, ale mała wieszała jej się na szyi. — Już kochanie, poczekaj chwilkę. Mama się najpierw rozbierze, dobrze?

Maja z zaciekawieniem zajrzała do reklamówki z zakupami i z ożywieniem zapytała:

— Kupiłaś mi coś?

— A byłaś grzeczna?

— Zapytaj tatusia. Ja zawsze jestem grzeczna. — powiedziała z szelmowskim uśmiechem, ale jej mina wskazywała, że dłużej nie jest w stanie czekać na odpowiedź. Zaczęła sama grzebać w reklamówce.

— Maju, zostaw to proszę. Kupiłam ci coś, ale sama dam, dobrze? — mina małej wyrażała zniecierpliwienie. — Mamusia jest bardzo zmęczona. Gdzie jest tatuś?

— Ogląda Wiadomości.

— Tu jestem! — Adam krzyknął z pokoju.

Alicja wzięła zakupy do kuchni, podała Mai kupioną dla niej kolorowankę Truskawkowe Ciastko, gdyż mała bardzo lubiła tą bajkę. Mała chwyciła prezent i pobiegła do swojego pokoju. Alicja stanęła w drzwiach salonu.

— Kochanie, możemy porozmawiać?

— Zaraz do ciebie przyjdę. Możesz zrobić kolację? Umieram z głodu…

— Czy Maja już jadła?

— Tak, dałem jej płatki z resztą mleka, ale wystarczyło.

— OK. przyjdź proszę. Muszę ci powiedzieć coś ważnego.


Szykując kanapki zastanawiała się, jak przekonać dziecko do jutrzejszej wizyty w Hospicjum. Mała nie znosiła tam przebywać i nic dziwnego. Miała nadzieję, że Adam jakoś jej pomoże. Gdy opowiadała mu o tym, co się dziś wydarzyło obserwowała, jak powoli zmienia się wyraz jego twarzy i nawet miała wrażenie, że w oczach pojawiły się łzy.

— Adam, on się z nami żegna. On umiera. — powiedziała szlochając.

Podszedł do niej i objął ją ramieniem. — Przed śmiercią chce jeszcze zobaczyć swoją wnuczkę.

— Rozumiem, kochanie. Jakoś sobie poradzimy.

— Majeczko, jutro pojedziemy do dziadziusia. — powiedziała Alicja kąpiąc Maję. Mała jakby nie usłyszała tego zdania. — Słyszysz, kotku? Pojedziemy do dziadka.

— Jest już w domku? — Maja zapytała nie patrząc na mamę, usilnie próbując chwycić w łapki jak najwięcej piany.

— Nie Maju, dziadziuś nadal jest w tym szpitalu. — tak nazywali Hospicjum.

— To ja nie pojadę.

— Dziadziuś bardzo chce cię zobaczyć.

— Ale ja nie chcę tam jechać! — Maja zaczynała krzyczeć. Do łazienki wszedł Adam. Umówili się wcześniej, że pomoże Alicji przekonać małą do wizyty u teścia.

— Co się stało skarbie, dlaczego krzyczysz? — zapytał, jakby nie wiedział, o co chodzi.

— Bo mamusia chce, żebym jutro pojechała do dziadziusia. — powiedziała z zaciętą miną. Była słodka. Jej mokre włoski przyklejone do czółka wydawały się teraz niemal czarne. Oczy miała duże i ciemnobrązowe, mały zadarty nosek i drobne usteczka z wyraźnie pełniejszą dolną wargą.

— Pojedziemy wszyscy. — Adam zdawał się nie zważać na jej złość.

— Ale tam śmierdzi! Tam jest pan, który nie ma ręki! Ja nie chcę, ja się boję! — zaczęła płakać i Alicja przytuliła mokre ciałko do siebie.

— Ciii… kochanie. Wiesz dlaczego to takie ważne? Dziadziuś jest bardzo chory i może umrzeć w każdej chwili. Dlatego mamusia jeździ do niego codziennie. Dzisiaj dziadziuś poprosił mnie, żebym jutro przyjechała razem z tobą. Bardzo chce cię zobaczyć. Tęskni za tobą. Bardzo cię kocha. Wiesz o tym, prawda? — Alicja z trudem powstrzymywała łzy. Jak powiedzieć czteroletniemu dziecku, że umierający człowiek chce się pożegnać.

— Zrobił mi domek dla lalek. Ja też kocham dziadziusia.

— Wiem, że bardzo nie lubisz tam jeździć, bo to smutne miejsce. — Alicja delikatnie wycierała małą i odklejała z czoła jej mokre włosy.

— Mam pomysł. — nagle wszedł jej w słowo Adam. — Wezmę cię na ręce, ty zasłonisz raczkami oczy dopóki nie będziemy u dziadka w pokoju. Nie będziesz nic widzieć. A później pojedziemy do Smyka i wybierzesz sobie jakąś fajną zabawkę. Może być? — Alicja spojrzała na niego z wdzięcznością. Maja ożywiła się nagle, a w jej oczach zabłysły iskierki.

— Obiecujesz, tatusiu?

— Obiecuję. — spojrzał na żonę, posyłając jej półuśmiech, i mrugnął porozumiewawczo.

Wydawało się, że ta sprawa jest załatwiona. Później, gdy Maja już spała, jeszcze długo rozmawiali o tym wszystkim. Adam wziął szybki prysznic i położył się do łóżka, ale Alicja potrzebowała odprężenia. Napuściła wody do wanny i nalała sobie kieliszek czerwonego półsłodkiego wina. Było już po dwudziestej drugiej. Wciąż zerkała na telefon czekając na wiadomość od Kaśki, ale jak dotąd nic nie przyszło. W końcu rozgrzana kąpielą i winem położyła się do łóżka. Siostra nie odezwała się. Może uważała, że jest już za późno i da znać jutro? Gdy ostatni raz spojrzała na zegarek była dwudziesta trzecia piętnaście.

Rozdział 2

Rano Maja była marudna. Nic jej nie pasowało. Najpierw rzeczy, które uszykowała Alicja były nieodpowiednie. Mała sama zaczęła grzebać w szafie i po kolei wyciągać sweterki i spódniczki. Ale jakoś nic nie mogło jej zadowolić. W końcu stanęło na tym, że pójdzie w wiśniowej sztruksowej sukience gdyż, jak stwierdziła, będzie jej pasować do gumek i opaski na włosy. Boże, te dzisiejsze dzieci… — pomyślała zniecierpliwiona Alicja. Gdy szykowała śniadanie, mała najpierw zażyczyła sobie ulubione płatki z mlekiem, ale później w ostatniej chwili zmieniła zdanie. Ostatecznie wybrała chleb z kremem czekoladowym. W pośpiechu, od rana Alicja nie miała czasu zajrzeć do swojej komórki, ale gdyby ktoś dzwonił na pewno by usłyszała. Zastanawiała się, dlaczego Kaśka do tej pory nie dała znać. Była już dziewiąta. Co prawda w sobotę jej siostra lubiła pospać trochę dłużej, ale mimo wszystko. Postanowiła, że zaraz po śniadaniu do niej zadzwoni. Kończyła ustawiać wszystko na kuchennym stole, gdy nagle wpadł Adam.

— Twoja mama do mnie dzwoniła.

— Kiedy? Co się stało? — zapytała z pobladłą twarzą.

— Nie wiem. Mam trzy nieodebrane połączenia. Miałem wyciszony telefon i nie słyszałem, że dzwoni.

Alicja ruszyła biegiem do sypialni, ale gdy spojrzała na swoją komórkę, tylko z jękiem zaklęła. Jej telefon był rozładowany. Szybko go podłączyła. Okazało się, że ma aż siedem nieodebranych połączeń. Trzy od mamy i cztery od siostry.

— Boże, coś się stało. To na pewno coś z tatą. Dzwonię do mamy. Zamknij drzwi i nie pozwól Mai tu wchodzić. — powiedziała do stojącego w progu sypialni Adama.


— Mamuś, telefon mi się rozładował. — zaczęła się tłumaczyć, gdy usłyszała po drugiej stronie zapłakany głos mamy.

— Chodzi o ojca. Umarł dziś w nocy.

— Co? Ale… jak… — Alicja straciła głos, nie mogła oddychać i miała wrażenie, że ściany pokoju zaczynają się na nią walić. Od kilku tygodni mogła się spodziewać takiej informacji, a po wczorajszym tym bardziej. Ale człowiek nigdy nie jest przygotowany na wiadomość o śmierci ukochanej osoby.

— Zadzwonili do mnie o szóstej trzydzieści. Pielęgniarka robiąca rano obchód znalazła ojca jako pierwsza, zawołała lekarza i ten stwierdził zgon. — Teresa mówiła zapłakanym, ale mimo wszystko dość opanowanym głosem. — Prawdopodobnie zmarł w nocy. Trudno powiedzieć, kiedy dokładnie.

— Mamo, nie wierzę. To niemożliwe. Tata chciał zobaczyć dziś Maję. Właśnie szykujemy się do wyjścia. — Alicja nie dopuszczała do siebie tego, co usłyszała od matki.

— Kochanie, mnie też trudno w to uwierzyć. Zaraz jedziemy z Katarzyną do Hospicjum. Spotkamy się z wami na miejscu. Trzeba będzie załatwić różne formalności. Boże, jak ja to wytrzymam… — zaczęła łkać do słuchawki. Alicja siedziała na łóżku nie mogąc wydobyć z siebie słowa. Po dłuższej chwili powiedziała łamiącym się głosem.

— Zaraz tam pojedziemy, mamo. — nic więcej nie dała rady dodać. Po prostu się rozłączyła. Tato! Dlaczego? Tatusiu! To nie może być prawda. Nie zostawiłbyś mnie… W jej głowie kłębiły się setki myśli.

Gdy weszła do kuchni Adam z Mają siedzieli przy stole i jedli. Spojrzał na Alicję i od razu domyślił się wszystkiego. Zaprowadził małą do salonu, posadził na kanapie i powiedział, że może dziś wyjątkowo dokończyć śniadanie oglądając bajki. Potem wrócił do żony, która stała ze spuszczoną głową oparta o stół. Jej półdługie jasne włosy opadały kosmkami przysłaniając twarz. Dłonie tak mocno wbijała w blat, że palce zrobiły się białe. Adam podszedł do niej i chciał ją przytulić. Próbował jakoś oderwać ją od tego stołu, ale nie dał rady. Była jak z kamienia. Dostrzegł spadające i uderzające o talerz łzy. Usiadł zatem na krześle, twarzą do niej i czekał. W końcu musiała się odezwać. Z pokoju, co jakiś czas dochodziły piski Mai. Mała nieświadoma niczego dobrze się bawiła. Minęła dłuższa chwila, aż w końcu Alicja powiedziała matowym głosem:

— Tata zmarł dziś w nocy.

— Kochanie, tak mi przykro. — Adam nie krył poruszenia. Wiedział, jak bardzo żona kochała swojego ojca, i jak ogromnym ciosem była dla niej jego choroba. Zdawał sobie również sprawę, że śmierć teścia to kolejny cios, po którym Alicji może być naprawdę trudno wrócić do równowagi.

— Powiedziałam mamie, że zaraz tam pojedziemy. Trzeba coś będzie załatwiać… — nie mogła mówić. Nie była w stanie ogarnąć tego, co się działo, a na samą myśl o jakichś formalnościach robiło jej się jeszcze bardziej słabo.

— Oczywiście. Zadzwonię zaraz do Moniki i zapytam, czy zajęłaby się Mają. — wyszedł do sypialni. Po chwili do kuchni przybiegła Maja trzymając w rączkach pusty talerzyk z podobizną lalki Barbie i wołając:

— Zjadłam wszystko. Mogę jeszcze pooglądać bajki? — zauważyła jednak, że z Alicją coś jest nie tak i zaraz zapytała — Mamusiu, płaczesz? — jej mała twarzyczka wyrażała zatroskanie.

Alicja wzięła od niej talerzyk i odstawiła go na stół, po czym uklękła przed nią i mocną ją przytuliła. Potem spojrzała jej w oczy i starając się mówić spokojnie zaczęła:

— Kochanie, mamusia płacze, bo jest jej bardzo smutno.

— A co się stało, coś cię boli?

— Nie skarbie, chodzi o dziadziusia.

— Nie pojedziemy dziś do niego?

— My z tatusiem musimy jechać, ale nie o to chodzi… Posłuchaj kotku. Wiesz, że dziadziuś był bardzo chory i niestety dzisiaj w nocy umarł. Dlatego mamusi jest tak bardzo smutno. — Alicja patrzyła na poważną minkę Mai i bardzo starała się nie wybuchnąć płaczem.

— Zobaczę się z dziadziusiem?

— Nie kotku, przykro mi.

W tym momencie wszedł Adam z informacją, że Monika może się zająć małą, i że w każdej chwili można ją przyprowadzić.

— Ale ja nie chcę! — krzyknęła Maja. — Ja chcę do dziadziusia! — i wybiegła do swojego pokoju.

— Uszykuj się, a ja z nią porozmawiam. — powiedział Adam i ruszył do dziecięcego pokoju.

Alicja była w łazience, gdy usłyszała szczęk zamka i tupot małych stópek tuż pod drzwiami łazienki z okrzykiem:

— Cześć mamusiu, idę do cioci Moniki.

— Pa, kochanie! Bądź grzeczna.

— Będę! Wzięłam kolorowankę, papa.


Gdy przyjechali do Hospicjum, mama i Katarzyna już tam były. Rozmawiały właśnie z lekarzem. Alicja podeszła do pielęgniarki i zapytała, czy może zobaczyć ojca, ale ta odpowiedziała, że został już przewieziony do kostnicy. Nie bacząc na to, że mama jest zajęta rozmową, podeszła do niej i ją uściskała. Później zatonęła w objęciach Kaśki. Adam także czule przywitał się z teściową i ze szwagierką. Lekarz powiedział, że zostawia ich teraz samych, a jak będą mieli jakieś pytania, to czeka w swoim gabinecie. Trzeba bowiem dokonać paru formalności. Słysząc to Alicja miała ochotę wydłubać mu oczy i wykrzyczeć Zjeżdżaj pan z tymi formalnościami! Właśnie zmarła nam najbliższa osoba, a ty nam tu z papierami?! Z drugiej strony wiedziała jednak, że wykonuje on swoje obowiązki. Ale mimo wszystko mógłby być trochę delikatniejszy.

Gdy się trochę uspokoiły, Adam zaczął rozmawiać z Teresą, pocieszając ją jak tylko potrafił, choć nie leżało to niestety w jego naturze. Alicja natomiast zapytała Kaśkę, czy udało jej się wczoraj odwiedzić tatę.

— Tak, byłam tu o dwudziestej trzydzieści. — mówiła bezbarwnym głosem, a jej oczy zdawały się spoglądać w odległe niewiadomo co. — Tata spał. Siedziałam przy nim. Później otworzył oczy i patrzył nieprzytomnym wzrokiem. Mówiłam do niego, ale chyba mnie nie widział. Myślę, że nawet nie wiedział, że tam jestem. Jego twarz wyrażała tylko cierpienie. Nie mogłam na to patrzeć, Alu. Po prostu dłużej nie mogłam na to patrzeć i powiedziałam mu coś… — urwała nagle i popatrzyła Alicji prosto w oczy. — Powiedziałam mu, że rozmawiałam z tobą i z mamą i powiedziałyście, że rozumiecie, i że pozwalacie mu odejść. Że nie będziemy go już dłużej zatrzymywać… — zamknęła oczy nie mogąc widocznie znieść wyrazu twarzy Alicji.

— Jak mogłaś?! Mieliśmy dziś przyjechać tu z Mają. Prosił mnie wczoraj, żebym ją zabrała. On tak bardzo chciał… — tym razem Kaśka nie mogła tego słuchać.

— Czy ty naprawdę nie rozumiesz? On chciał umrzeć. Nie miał już siły tak żyć. To nie było życie. To była męka. Przeciągał to tylko ze względu na ciebie i mamę. Wy nie pozwalałyście mu odejść. Rozumiesz?

— Jesteś podła! — Alicja nie mogła znieść słów siostry, choć gdzieś pod skórą czuła, że to jest prawda i to bolało jeszcze bardziej.

— Nie mówię tego przeciwko tobie. Wiem, jak bardzo go kochałyście, ja też go kochałam i chciałam, żeby żył, ale nie mogłam już patrzeć, jak się męczy. — jej głos łamał się coraz bardziej. — Dlatego powiedziałam to, gdyż wiedziałam, że to może przynieść mu ulgę.

— Do cholery, Kaśka… jak mogłaś? Trzeba było mówić za siebie. — Alicja odwróciła się od niej czerwona ze złości, a ręce miała zaciśnięte w pięści. Starała się opanować, żeby przypadkiem mama nie zobaczyła, że w takiej chwili sprzeczają się ze siostrą, ale Teresa była zajęta rozmową z Adamem. Właśnie szykowali się, żeby wstać.

— Pójdziemy z mamą porozmawiać jeszcze z lekarzem. Dowiemy się dokładnie, co trzeba załatwić.

— Idziemy z wami — rzuciła Kaśka. Obie wstały z plastikowych krzeseł i wszyscy ruszyli korytarzem do gabinetu doktora Markowskiego.

Okazało się, że formalności było sporo. Hospicjum współpracowało z pewnym domem pogrzebowym i lekarz nalegał oczywiście, żeby skorzystać z usług tegoż właśnie domu pogrzebowego, ale Adam stwierdził, że sami się rozejrzą. Ponieważ ani Teresa, ani Alicja nie miały teraz głowy do takich spraw, najbardziej trzeźwo myśleli w tej chwili Katarzyna i Adam, i to na nich spoczęła odpowiedzialność w kwestii pogrzebu. Gdy wypełnili już wszystkie papiery i sprawa Hospicjum była na razie zakończona, Adam zaproponował, że zawiezie Alicję i Teresę do ich mieszkania, a sami z Kaśką pojadą do miasta i pozałatwiają pozostałe sprawy. Katarzyna pojechała za nimi swoim samochodem i zaparkowała pod blokiem, tuż obok samochodu Adama. Na górę weszli wszyscy razem. Cały czas będąc jakby w jakimś amoku, Alicja wstawiła wodę i zapytała czego się napiją. Gdy spojrzała na zegar dochodziło wpół do pierwszej. Już wcześniej powiedziała mamie, że Maja jest u sąsiadki, ale teraz, gdy byli w domu Teresa chciała jak najszybciej zobaczyć wnuczkę. Pewnie miało jej to przynieść jakąś pociechę. Adam poszedł po małą, a siostry zrobiły w tym czasie kawę.

— Babcia! — wpadła do pokoju, jak piłeczka i rzuciła się Teresie na szyję obcałowując jej twarz.

— Witaj kochanie moje najdroższe! — Teresa przytulała ją mocno do siebie. Była jeszcze trochę zapłakana, ale małej zdawało się to nie przeszkadzać.

— Kolorowałam Truskaweczkę, pokazać ci? Tatuś ma… — spojrzała na Adama i wyciągnęła do niego rączkę. Usadowiła się babci na kolanach i już miała jej pokazywać swoje malunki, jak do pokoju weszły Alicja i Kaśka. Mała znów krzyknęła. — Ciocia! — i podbiegła do niej, obejmując jej nogi.

— Cześć słonko! Słyszałam, że coś tam masz ładnego.

— Chodź zobacz, ciociu. — wróciła na kanapę i pokazała jej miejsce obok siebie. Siedziała pośrodku, między babcią, a ciocią i z wypiekami na policzkach pokazywała swoje rysunki. Obie wpatrywały się to w Maję, to w książeczkę na jej kolanach i starały się ze wszystkich sił okazać zainteresowanie. Nagle Maja zapytała:

— Babciu, a kiedy zobaczę dziadziusia? — powiedziała to swoim ślicznym, dziecięcym głosikiem, nie zdając sobie zupełnie sprawy, ile bólu zadaje tym pytaniem. Teresa zesztywniała, a jej oczy natychmiast napełniły się łzami. Nie miała siły odpowiedzieć. Alicja spojrzała na Adama przerażonym wzrokiem, ale nim zdążyła się odezwać Katarzyna posadziła sobie Maję na kolanach i powiedziała spokojnie:

— Majeczko… Wiesz, że dziadziuś bardzo ciężko chorował?

— Tak. Mamusia powiedziała dzisiaj, że dziadziuś umarł. Ale ja chcę go zobaczyć.

— Kotku, bardzo nam wszystkim przykro, ale to niemożliwe.

— A ty go widziałaś ciociu?

— Dzisiaj nie.

— A mamusia, tatuś i babcia też nie widzieli? — spoglądała na każdego pytającym wzrokiem, toteż każdy tylko kiwał głową.

— Też nie widzieli. Ale ja wczoraj byłam u dziadziusia, kiedy jeszcze żył i powiedział mi, że zawsze będzie cię bardzo kochać. — Kaśka nie miała wyrzutów, że kłamie. Wiedziała, że gdyby tylko Jerzy był w stanie, z pewnością wypowiedziałby te słowa.

Teresa nie mogąc tego dłużej słuchać wyszła do łazienki trzymając się jedną ręką za brzuch, a drugą podnosząc do ust. Maja nie odpuszczała jednak. Po chwili namysłu, z przekrzywioną na bok główką zapytała:

— A jak to jest, że umarł?

— To tak, jakby zasnął… — kontynuowała Kaśka — i już się nie może obudzić.

— A coś mu się śni?

— Nie słonko. — uśmiechnęła się zaskoczona, jak wnikliwe potrafią być małe dzieci.

— To dlaczego już nie mogę go zobaczyć? A co z nim teraz będzie? — Katarzyna pobladła i spojrzała na Alicję i Adama.

— Właśnie musimy o tym porozmawiać z mamusią i z tatusiem. Możesz iść na razie do swojego pokoiku i narysować coś ładnego dla babci. Na pewno bardzo się ucieszy.

Gdy Teresa wróciła z łazienki, wspólnie omówili pewne szczegóły, po czym Adam z Kaśką pojechali do miasta załatwić sprawy związane z pogrzebem.

Rozdział 3

Przez pierwsze dwa dni, tzn. w sobotę i w niedzielę, Alicja jakoś się trzymała. Wynikało to raczej z faktu, że nadal nie dopuszczała do siebie myśli o tym, co się stało. Po prostu nie docierało do niej, że ojciec nie żyje. Pogrzeb miał się odbyć w środę na cmentarzu Pamięci, na Tucholu. Ustalili, że trumna będzie otwarta, a cała ceremonia miała być świecka. Jerzy wierzył w Boga, ale nie był praktykującym katolikiem. Zawsze powtarzał, że nie potrzebuje księdza, żeby móc porozmawiać z Bogiem. Sam powiedział kiedyś, że nie życzy sobie katolickiego pochówku, więc teraz należało uszanować jego wolę. Teresa patrzyła na to wszystko niechętnie, ale nic nie mogła poradzić. Wiedziała, że mąż tego właśnie by sobie życzył. Jerzy szanował poglądy innych wyznań, czasami rozmawiał np. ze Świadkami Jehowy, którzy ich odwiedzali. Później po domu przewalały się różne broszurki, a gdy żona próbowała je uprzątnąć, mawiał:

— Poczytaj sobie najpierw i zobacz, jakie mądre rzeczy oni tam piszą.

Skłaniał się ku wszystkiemu, co nie było obłudne i miało solidne fundamenty. Nienawidził natomiast bigoterii.

Ponieważ Teresa spodziewała się, że część rodziny przyjedzie na pogrzeb z daleka, więc zamówili lokal niedaleko cmentarza, żeby ugościć przyjezdnych poczęstunkiem. Alicja nie miała na to najmniejszej ochoty. Nie znosiła styp, ani tym podobnych spotkań, kiedy to niby powinno się wraz z rodziną opłakiwać zmarłą osobę, a wychodziło na to, że wszyscy napychali sobie brzuchy i dobrze się bawili. Dlatego postanowiła, że urwie się stamtąd jak najszybciej. Miała zresztą słuszną wymówkę — Maję. A jeśli Adam zamierzał siedzieć tam dłużej, to nie mogła mu tego oczywiście zabronić. On miał swój światopogląd, który z biegiem lat ich wspólnego życia zdawał się coraz bardziej różnić od jej wyobrażeń.

Tak więc, wszystko było już ustalone. Kaśka załatwiała ostatnie formalności z ubezpieczalnią ojca w poniedziałek. W niektórych sprawach potrzebna była mama i jej podpisy, toteż trzeba było po nią podjechać, ale ostatecznie wszystko udało się pomyślnie. Teresa już od jakiegoś czasu brała leki na uspokojenie, a po śmierci Jerzego zwiększyła dawkę bez konsultacji z lekarzem i teraz była strasznie otępiała. Katarzyna bardzo się o nią martwiła i namawiała ją do kontaktu z doktorem jeszcze przed pogrzebem, ale Teresa zapewniła, że ma wizytę za tydzień i nie będzie już nic zmieniać. Pozostawało zatem mieć nadzieję, że mama mimo wszystko będzie rozsądnie zażywać leki.

W poniedziałkowy wieczór Kaśka odwiedziła jeszcze Alicję, która wcale się nie odzywała od soboty. Chciała osobiście przekazać siostrze szczegóły związane z ubezpieczeniem ojca i dokładnymi kosztami pogrzebu. W drzwiach przywitał ją Adam. Zaprosił szwagierkę do kuchni, gdyż właśnie szykował kolację dla siebie i Mai.

— Ali nie ma? — zapytała zaskoczona. W świetle lampy widać było, że jej oczy są zaczerwienione, jakby przed chwilą płakała. Twarz miała wyraźnie zmęczoną.

— Leży w sypialni. Zaraz sprawdzę, czy nie zasnęła. Powiem jej, że przyszłaś.

— Zaczekaj. Powiedz mi najpierw jak sobie radzicie? Jak Alicja to znosi? — w jej głosie słychać było zatroskanie, choć przecież sama przeżywała stratę ojca.

— No więc… Jeszcze wczoraj było jakoś znośnie, ale dziś… Mała mówiła, że Alicja prawie cały dzień leżała w łóżku. Wstawała tylko, żeby zrobić jej posiłki i herbatkę. Sama podobno nic nie jadła. Jak wróciłem z pracy po siedemnastej, to w domu panował straszny bałagan, gdyż Maja urządziła sobie wioskę indiańską. Ala leżała i jedyne, co mi powiedziała, to że nie ma na nic siły. Wyglądała potwornie. Miała zmierzwione włosy i worki pod oczami. Zadzwoniłem już do Krzyśka, kolegi z roboty i powiedziałem mu, że w tej sytuacji muszę wziąć urlop do końca tygodnia. Boję się zostawiać ją samą z Majką. Jest bardzo przygnębiona.

— Kurcze, to faktycznie nieciekawie. Ja też przeżywam śmierć taty, ale muszę ci powiedzieć, że z jednej strony odczuwam ulgę. Wiem przynajmniej, że on już nie cierpi. Poza tym od pewnego czasu liczyłam się z jego odejściem i teraz, gdy to się stało owszem, jest mi źle, ale staram się patrzeć na to, jak na naturalną kolej rzeczy. — zrobiła się lekko czerwona na twarzy, jakby się zawstydziła. — Wiem, że to może brzmi bezdusznie, ale takie podejście bardzo mi pomaga. — spuściła wzrok.

— Nie, Kasiu. Uważam, że to brzmi rozsądnie. Chciałbym, żeby Alicja podchodziła do tego w podobny sposób, ale ona jest chyba innej konstrukcji psychicznej. Zawsze była bardziej emocjonalna. Poza tym wiesz, jak bardzo była zżyta z waszym ojcem. To dla niej ogromny cios. — spoglądał na Katarzynę, która tylko ze zrozumieniem potakiwała głową. — Chcesz z nią porozmawiać? — w ostatnich słowach dało się słyszeć nadzieję, że może rozmowa ze siostrą pomoże jego żonie.

— Spróbuję.


— Nie mam siły, rozumiesz?

— Mnie też jest ciężko. Ja też straciłam ojca. — po tych słowach Kaśki Alicja uniosła się na łóżku i spojrzała na siostrę wrogo.

— Czyli, że co? Że muszę tak, jak ty… mieć wszystko w dupie? — w słabym blasku nocnej lampki widać było, że cała jej twarz jest strasznie zapuchnięta, a oczy wyglądają jak wąskie szparki.

— Jesteś niesprawiedliwa. Wiesz, że go kochałam, a to, że nie miałam z nim takich stosunków, jak ty nie oznacza, że…

— Dobra, dobra… Daruj sobie. Prawie go nie odwiedzałaś. Gdybym do ciebie nie zadzwoniła w ten piątek, nie pojechałabyś się z nim pożegnać. Teraz żałuję, że to zrobiłam. Może gdyby nie to, zdążyłby się zobaczyć z Mają. Resztką sił prosił mnie o to, żebym ją przywiozła, a ja mu obiecałam. Rozumiesz? I przez twoje głupie gadanie… — wcisnęła twarz w poduszkę i zaczęła w nią krzyczeć stłumionym głosem. Kasia chciała jej dotknąć, ale wiedziała, że to może tylko pogorszyć sprawę, dlatego nie zrobiła nic czekając, aż siostra trochę się uspokoi.

— Przykro mi, że tak się stało, naprawdę. Nie myślałam…

— A taka jesteś ponoć mądra! — wtrąciła ze złością Alicja. — Idź już. Nie mam ochoty, ani siły z tobą rozmawiać. Zobaczymy się na pogrzebie taty.


Kolejny dzień nie przyniósł większej zmiany. Owszem, udało się wyciągnąć Alicję z łóżka na śniadanie, ale prawnie nic nie zjadła. W zamyśleniu skubała swoją kanapkę, jakby dzióbała ją na kawałeczki dla ptaków. Adam spoglądał na nią z niepokojem, nie odzywając się.

Maja przez dłuższą chwilę obserwowała mamę z miną będącą mieszaniną zdziwienia i lęku. Wreszcie zapytała

— Mamusiu, jesteś chora? — ale ta nie odpowiedziała, będąc myślami gdzieś daleko.

— Mama źle się czuje, skarbie. — Adam szturchnął nogę Alicji pod stołem. Jej reakcja była bardzo spowolniona. Blado uśmiechnęła się do małej.

— Mamusiu, a czy ty umrzesz tak, jak dziadziuś? — jej ciemne oczka wpatrywały się w matkę przenikliwie, jak gdyby we wszystkim, co teraz się stanie chciała doszukać się zaprzeczenia.

— Nie, kochanie. Oczywiście, że nie. — Alicja odpowiedziała siląc się na szeroki uśmiech. Wyciągnęła dłoń w kierunku córki i zaczęła zgarniać opadające na jej czoło włosy, chowając je za małe uszko. — Mamusia po prostu źle się czuje, ale to minie, skarbie. Nie jestem chora, tak jak dziadek. — zerknęła na Adama mając nadzieję, że wesprze ją jakoś, ale on był pochłonięty szykowaniem sobie kolejnej kanapki i nawet na nią nie spojrzał.

— Acha. — Maja wróciła do swoich płatków. Jak widać to wytłumaczenie jej wystarczyło. Alicja odetchnęła w duchu z ulgą, gdyż nie wiedziała, co jeszcze mogłaby powiedzieć córeczce.

Dalszą cześć dnia spędziła w łóżku zbierając siły na pożegnanie ojca.


W środę rano bardzo ciężko było jej wstać. Pogrzeb miał się odbyć o jedenastej czterdzieści pięć, ale trzeba było pojechać do Domu Pogrzebowego wcześniej, żeby poustawiać kwiaty przy trumnie i dać mistrzowi ceremonii ostatnie wskazówki. Alicja wiedziała już wcześniej, co włoży na tę uroczystość, ale teraz czarna wełniana sukienka za kolano, która delikatnie podkreślała jej kobiecą figurę wydawała się nieodpowiednia. Takie same zastrzeżenia pojawiły się nagle do stroju Adama.

— To jest pogrzeb mojego ojca, a nie rozmowa kwalifikacyjna. — rzuciła z oburzeniem, gdy pojawił się w drzwiach łazienki. Ona właśnie próbowała zatuszować cienie pod oczami.

— Kochanie, przecież wcześniej mówiłaś… — nie zdążył dokończyć.

— Nie masz innej koszuli? — syknęła — A zresztą, wszystko mi jedno. Chcę, żeby już było po wszystkim. Co robi Maja?

— Ogląda Kubusia Puchatka na dvd. Alu, zaraz będziemy musieli wychodzić.

— Kończę. — nakładała właśnie resztki korektora pod oczy. — Mama jedzie już z Kaśką na miejsce. My mamy jeszcze wstąpić po wieniec.

— Wiem, dlatego musimy zaraz jechać.


Gdy dotarli na miejsce, Teresa z córką siedziały na szerokiej drewnianej ławie przed trumną i płakały. Alicja szybko spuściła wzrok. Serce zaczęło walić jej jak oszalałe, a kolana uginały się przy każdym kroku. Trudno jej było oddychać, gdyż mroźne powietrze wbijało się w płuca, jak odłamki szkła. Starała się jakoś opanować, ale sama myśl, że tam leży jej ukochany ojciec po prostu zwalała ją z nóg. W Domu Pogrzebowym było już kilkanaście osób, głównie z rodziny. Wszyscy trzymali przy twarzach chusteczki i pogrążeni byli w głębokim żalu. Adam trzymał Maję na rękach, gdy ta dostrzegła leżącego dziadka i krzyknęła:

— Dziadziuś! Ja chcę do dziadziusia! — zaczęła się wyrywać i wierzgać nóżkami. Adam próbował ją uspokoić i szeptem tłumaczył, że zaraz podejdą i będzie mogła zobaczyć dziadka. Gdy byli już przy ławie, wziął od Alicji wieniec i poprosił, aby usiadła. Posadził jej na kolanach Maję, a sam podszedł do trumny, żeby ustawić kwiaty. Nagle rozległ się szum i usłyszał za plecami:

— Maju, chodź tu! Maju! Nie wolno! — mała już stała na paluszkach przy drewnianej skrzyni i łapką próbowała dotknąć dziadka. Katarzyna podeszła szybkim krokiem, złapała ją w pasie i zabrała z powrotem na ławę. Rozległ się pisk i płacz. Zaczęła tłumaczyć siostrzenicy, że nie wolno dotykać osoby, która nie żyje. Że można tylko popatrzeć i powiedziała, że tatuś zaraz ją zabierze i ostatni raz zobaczy swojego dziadziusia. To ją trochę uspokoiło. Alicja nie była w stanie zająć się teraz dzieckiem. Nie była w stanie zrobić nic. Siedziała tylko oparta głową o ramię Teresy i załzawionymi oczami wpatrywała się w kwiaty przepasane czarnymi wstęgami z napisem „Ostatnie pożegnanie”. Nie mogła unieść oczu wyżej, aby spojrzeć na trumnę. Jakaś jej część bardzo nie chciała zapamiętać ojca martwego. Choć z drugiej strony tak bardzo chciała przypaść do niego i ucałować jego niegdyś ciepłe dłonie.

Gdy Adam skończył układać wieńce, Kaśka szepnęła:

— Weź małą i stań z nią przy trumnie na moment. Niech ostatni raz popatrzy na ojca. To ją uspokoi.

I faktycznie, Maja przestała się wyrywać. Wpatrywała się z zaciekawieniem przez dłuższą chwilę. Patrzyła na jego twarz, ręce ułożone na brzuchu, jedna na drugą, na ciemny garnitur i czarne błyszczące buty. Adam nie spuszczał oka z jej skupionej twarzyczki.

— Chcę do mamusi i babci. — powiedziała po chwili. Posadził ją zatem między nimi, a sam zapukał do pomieszczenia służbowego na tyłach Domu Pogrzebowego. Trzeba było przekazać mistrzowi ceremonii jeszcze parę uwag na przykład, że najbliższa rodzina zmarłego prosi o nie składanie kondolencji, i że dla członków rodziny po zakończeniu uroczystości, o godzinie dwunastej czterdzieści pięć, w restauracji Pamiątka, nieopodal cmentarza odbędzie się poczęstunek. Do rozpoczęcia ceremonii pozostało jeszcze piętnaście minut, ale liczba obecnych powiększała się z minuty na minutę. Adam zajął miejsce obok Alicji, która oparła się o niego i nadal nieobecnym wzrokiem wpatrywała się przed siebie.

— Babciu, nie płacz. Dziadziuś śpi. Widziałam. — Maja wsunęła swoją małą rączkę w dłoń Teresy. Ta spojrzała na wnuczkę zapłakana, ale po tych słowach musiała się uśmiechnąć.

— Och, słoneczko… — westchnęła Teresa i przygarnęła małą ramieniem do siebie. Usłyszała to Katarzyna, która teraz spojrzała na matkę i uśmiechnęła się ledwie widocznie z zaciśniętymi ustami, a po jej policzkach potoczyły się łzy. Pomyślała, że dziecięca szczerość jest rozbrajająca. I tak właśnie było.

Gdy nadszedł czas rozpoczęcia, na mównicy pojawił się mistrz ceremonii ubrany w długą czarną togę z białym plastronem pod szyją i białymi rękawiczkami na dłoniach. Powitał wszystkich zebranych i poprosił o minutę ciszy, aby w ten sposób oddać hołd zmarłemu.

Później przez kilkanaście minut mówił o Jerzym. O tym, jak w przeciągu swojego pięćdziesięciosiedmioletniego życia był najpierw wspaniałym synem nieżyjących już rodziców, później cudownym mężem i ojcem. Opowiadał, jak zawsze można było polegać na jego zaufaniu i mądrości życiowej. Że nigdy nikogo nie skrzywdził, pomagał jak tylko potrafił, a wielka rzesza osób dziś zgromadzonych była tylko potwierdzeniem tego, jak ciepłą i życzliwą był osobą. Powiedział także o tym, że nie ma znaczenia, ile Jerzy zgromadził w swoim życiu wiedzy, ale jak wspaniale potrafił się tą wiedzą dzielić z innymi. I że znaczenie ma to, jakim niezwykłym człowiekiem pozostanie w naszych wspomnieniach, bo póki będziemy o nim pamiętać, póty będzie żył.

Po przemówieniu popłynęła z głośników muzyka. W tym momencie Alicja zaczęła głośno szlochać. Uwielbiała z ojcem słuchać tej piosenki. Zaraził ją pasją do rocka lat siedemdziesiątych. Była to instrumentalna wersja utworu „Stairway To Heawen”, grupy Led Zeppelin. Każdy, kto znał Jerzego wiedział, że był to jeden z jego ulubionych kawałków.

Potem poproszono obecnych o powstanie, nastąpiło zamknięcie trumny i wyprowadzenie jej przez ubranych w czarne togi żałobników. Ustawili ją na karawanie, który czekał już przed głównym wejściem. Poukładali na niej wieńce i ustawili się po trzech z obu stron powozu. Z głośników popłynął marsz żałobny, nadający sytuacji jeszcze więcej powagi. Jako pierwsze, tuż za karawanem podążyły Alicja, Teresa i Katarzyna. Szły pod rękę, po środku prowadząc matkę. Tuż za nimi szedł Adam, trzymając Maję na rękach. Tłum zgromadzonych ludzi był ogromny. Przyjechało mnóstwo rodziny z wielu stron Polski, było też wielu znajomych i sąsiadów. Jednak pogrążone w żalu kobiety zdawały się nie dostrzegać tego, jak również faktu, że podczas ceremonii zaczął padać śnieg i do tej pory nasypało jakieś dwa centymetry świeżej warstwy puchu. Na miejsce spoczynku maszerowali alejkami cmentarza kilka minut. Później nastąpiła najsmutniejsza część, czyli złożenie trumny do grobu, po czym mistrz ceremonii podziękował wszystkim za przybycie i przekazał ostatnie uwagi od rodziny. Następnie grabarze szybko zabrali się za swoją część pracy i obecni zaczęli składać kwiaty na grobie. Przez cały ten czas Alicja, jej matka i siostra stały obejmując się nawzajem i płacząc. Jakby nie mogąc uwierzyć w to, co się dzieje nie patrzyły nawet na to, jak trumna schodzi w dół, i jak zasypują ją ziemią. W pewnym momencie Maja zaczęła strasznie marudzić, że chce jej się siusiu. Adam prosił, żeby wytrzymała, ale wyrywała się. Później zaczęła wołać, że chce do mamusi. Postawił ją obok Alicji, ale ta nawet nie zareagowała. Mała chwyciła matkę za płaszcz i krzyknęła, że chce siusiu. Adam zabrał ją na bok i próbował wytłumaczyć, że tu nie ma toalety, a na dworze jest za zimno i w dodatku pada śnieg, ale mała zaczęła płakać, że zaraz zrobi w majteczki. Musiał odejść z nią spory kawałek, ukrył się w gęstwinie zarośli, zdjął grube ubranie i pomógł wysiusiać. Później szybko powrócił do zgromadzonych. Zauważył, że Alicja szuka go zamglonym wzrokiem. Pomachał do niej ręką. Maja podchwyciła i też pokiwała obiema łapkami. Alicja odpowiedziała tylko skinieniem głowy i odwróciła się w stronę matki, która coś do niej szeptała. Adam patrzył na nią z podziwem. Na głowie miała czarny kapelusz z woalką. Spod płaszczyka retro w tym samym kolorze wystawała również czarna sukienka za kolano. Na nogach miała skórzane sznurowane kozaczki na średnim obcasie w odcieniu bardzo ciemnego bordo i taką też torebkę trzymała w dłoni. Katarzyna natomiast była jej przeciwieństwem. Ubrana w czarną kurtkę odciętą paskiem, głowę chroniła kapturem z futerkiem, natomiast na nogach miała nieśmiertelne spodnie — tym razem od czarnego damskiego garnituru. Teresa jak zawsze łączyła w sobie mieszaninę prostoty i elegancji. Również założyła dziś czarny kapelusz z woalką, a całą jej sylwetkę skrywał długi żałobny płaszcz.

Gdy zebrani zaczęli się powoli rozchodzić, a na zegarze zrobiła się już dwunasta trzydzieści, Adam podszedł do Alicji i szepnął, że już czas.

— Mamuś, musimy już iść. — powiedziała zachrypniętym głosem. — Goście nie będą wiedzieli dokąd mają się udać.

Alicja była pewna, że Kaśka tego dopilnuje, ale jak widać w tej chwili dla niej czas także przestał istnieć. Dobrze, że na Adama można było liczyć. Gdy się odwróciły zobaczyły, że rodzina ustawiła się po jednej stronie za ich plecami w oczekiwaniu na instrukcje. Podeszły zatem do licznej grupki, a widząc, że niektórzy już próbują się rzucać z wyrazami współczucia, Teresa wyciągnęła rękę i powiedziała:

— Kochani, nie tutaj. Teraz musimy iść, ale to bardzo blisko. — i ruszyła z Katarzyną przodem. Alicja szła wsparta o ramię męża. Maja uwieszona na drugiej ręce Adama wesoło nuciła sobie jakąś melodię i szurała bucikami w śniegu. Po chwili wyszli z cmentarza i za moment byli na miejscu. Najpierw podano ciepłe napoje, a po pół godzinie obiad. Składał się z dwóch dań — rosołu z makaronem i kotletów de’volaille z pieczarkami, ziemniaków i zestawu surówek. Później miała być jeszcze kawa i słodkie. Lokal został wynajęty do godziny szesnastej. Alicja jednak tuż po obiedzie poprosiła Adama o odwiezienie jej i Mai do domu. Mała faktycznie była już marudna i chociaż zabawiała zebranych swoim towarzystwem, a wszyscy chcieli ją koniecznie lepiej poznać, Alicja nie dała się przekonać. Miała dość przebywania wśród ludzi. Wydawało jej się, że tak naprawdę stwarzają tylko pozory żalu. Owszem, mama i siostra cierpiały prawdziwie, bo w końcu dla nich był to ktoś najbliższy, ale reszta rodziny? Nawet brat ojca zdawał się nie być przejęty aż tak, jak by tego oczekiwała Alicja. Kilka razy przyłapała go nawet na tym, że się do kogoś śmiał! Boże, jak ja nienawidzę takiego fałszu i pozerstwa! Tak naprawdę wszystko mają w dupie, a w takich sytuacjach najlepiej to widać. — myślała z goryczą obserwując zebranych w Pamiątce. Gdy wychodzili, Adam obiecał teściowej, że wróci. Miał zabrać dwie osoby do hotelu. Część rodziny wyszła wcześniej, gdyż akurat pasowały im pociągi powrotne.

Chociaż uroczystość przebiegła zgodnie z planem i zdawało się, że powinno to ucieszyć lub choćby uspokoić głównych zainteresowanych, to jednak w żaden sposób nie wpłynęło na poprawę nastroju Alicji. Wręcz przeciwnie, zdawała się być jeszcze bardziej przygnębiona i podenerwowana. Gdy tylko znalazła się z Mają w mieszkaniu, zrzuciła z siebie ubrania, nalała małej soku do kubka i położyła się do łóżka. Wtedy córka stanęła nad nią z paczką biszkoptów i poprosiła:

— Otworzysz mi? — podała ciasteczka, a Alicja spojrzała na nią zdziwiona.

— Skąd je wzięłaś?

— Były w szafce. — mała spuściła główkę i zaczęła skubać brzeg sweterka.

— Maju! Tyle razy mówiliśmy ci z tatą, że nie wolno wchodzić do góry na szafki! Możesz spaść i zrobić sobie krzywdę! — powiedziała to stanowczo za ostro i córka zaczęła płakać. Alicja poczuła wyrzuty sumienia, więc wyciągnęła ręce do Mai i mocno ją przytuliła. — Przepraszam cię, kotku, że na ciebie krzyknęłam, ale naprawdę się martwię, że możesz sobie zrobić coś złego. No już, ciii…

— Już nie będę, mamusiu. — wyłkała, pociągając noskiem.

— Chodź, wytrzemy łezki. — sięgnęła do nocnego stolika, na którym stał kartonik jednorazowych chusteczek.

— A czy byłam dziś grzeczna? — Maja zapytała tak nagle, że Alicja w pierwszej chwili zupełnie nie wiedziała, o co chodzi. Dopiero po chwili dotarło to do niej i odpowiedziała, siląc się na uśmiech:

— Tak, kotku. Byłaś naprawdę bardzo grzeczna.

— Czy mogę pooglądać Truskawkowe Ciastko?

— Dobrze, zaraz ci włączę. Obejrzysz, a mamusia w tym czasie sobie poleży, dobrze? Muszę odpocząć, bo jestem zmęczona, skarbie.


Adam wrócił do domu chwilę przed siedemnastą. Gdy wszedł do salonu zastał w nim włączony telewizor i śpiącą na kanapie Maję. Na stoliku przed nią leżała do połowy opróżniona paczka biszkoptów i stał pusty kubek. Podszedł, wyłączył telewizor i nakrył małą kocem. Później zajrzał do sypialni. Drzwi były otwarte, ale Alicja także spała. Zdjął marynarkę, powiesił ją na krześle i sam położył się obok. Przez chwilę obserwował żonę. Nawet podczas snu wyglądała niespokojnie i bardzo smutno.

Rozdział 4

Kolejne dni po pogrzebie wyglądały podobnie. Alicja prawie nie wstawała z łóżka. Co prawda udało się Adamowi skłonić ją do choćby jednego posiłku w ciągu dnia, ale i tak jadła bardzo niewiele. Zeszczuplała na twarzy i oczy jej się zapadły. Na sobotę byli umówieni do Teresy na obiad. Od czasu śmierci Jerzego wprowadziła się do niej na jakiś czas Kaśka, żeby mama nie musiała zostać sama ze swoimi myślami. Miała nadzieję, że to pomoże jej szybciej stanąć na nogi. Alicja jednak nie wykazywała najmniejszej chęci do wyjścia z domu gdziekolwiek, nawet do własnej matki. Zaczynała ogólnie przejawiać lęk przed otoczeniem z zewnątrz. Chowała się w sypialni lub łazience, gdy ktoś dzwonił albo pukał do drzwi. A gdy Adama nie było w mieszkaniu, nie otwierała nikomu.

— Odwołaj to proszę, ja nie pojadę. Albo jak chcesz, to pojedź sam z Mają. — powiedziała podenerwowana w piątkowy wieczór, gdy Adam próbował z nią jakoś ułożyć plany na sobotę.

— Kochanie, ale to przecież twoja mama i siostra. One same są w podobnym stanie i na pewno zrozumieją, że nie masz ochoty na rozmowę.

— Nie pojadę tam i koniec! Nie zmusisz mnie, Adam. — rzuciła stanowczo.

— A możesz mi chociaż wytłumaczyć, dlaczego? Skoro mam tam pojechać bez ciebie, to chyba powinienem im jakoś wyjaśnić…

— Czy ty naprawdę nie rozumiesz? — zapytała ze łzami w oczach. Jej głos wyrażał rezygnację. — Przecież tam wszystko będzie mi się kojarzyło z tatą. — zaczęła płakać. — Tam jest go jeszcze pełno w każdym pokoju, w każdej szafie, na każdej półce… — z trudem wypowiadała słowa — A z drugiej strony już nie mogę go ani zobaczyć, ani usłyszeć, ani dotknąć… Rozumiesz? — jej oczy wyrażały tyle cierpienia, że Adam nie mógł tego znieść. Przytulił ją mocno do siebie i gładząc po głowie odpowiedział cicho:

— Staram się, Alu. Naprawdę. — ale nie rozumiał.


W sobotę Maja dała im wyjątkowo dłużej pospać, choć Alicji w sumie nie robiło to większej różnicy. Od tygodnia bowiem budziła się około jedenastej. Wyjątkiem był jedynie poniedziałek, kiedy Adam poszedł do pracy. Teraz jego urlop miał się jednak skończyć i musieli ustalić, co dalej. Alicja obiecała, że się zastanowi i porozmawiają o tym wieczorem. Po późnym śniadaniu pomogła mężowi uszykować parę rzeczy dla mamy. Maja bardzo się cieszyła na wyjazd do babci, ale chciała koniecznie, żeby Alicja jechała razem z nimi. Nie przepadała za jazdą samochodem tylko z tatą, gdyż Adam nie zwracał na nią wtedy uwagi. Gdy podróżowali razem, Alicja zawsze siadała z małą z tyłu i wspólnie się wygłupiały. Dlatego Maja próbowała przekonać mamę, by wybrała się z nimi i wyszukiwała coraz to zabawniejsze argumenty.

— Kotek babci też już bardzo za tobą tęskni. — mówiła z poważną minką, chodząc za Alicją krok w krok. — I myszki w piwnicy…

— Majeczko, obiecuję ci, że pojadę następnym razem. Dziś bardzo boli mnie brzuszek i nie czuję się dobrze.

— Ty wciąż się czujesz źle! Nie lubię cię! — krzyknęła i pobiegła do swojego pokoju zamykając za sobą drzwi.


Gdy oboje z Adamem w końcu wyszli, napuściła do wanny wody z ulubionym jaśminowo-piżmowym olejkiem i nalała sobie kieliszek wina. Resztę zabrała ze sobą do łazienki i postawiła tuż przy wannie. Gdy zanurzyła się w pachnącej pianie poczuła, jak wszystkie mięśnie, które do tej pory były w ciągłym napięciu powoli odpuszczają. Odprężyła się. Wzięła łyk czerwonego trunku, potem następny. Oddychając powoli zaczęła spokojnie myśleć o tym, jak wyglądały ostatnie miesiące, tygodnie i dni jej życia. Dopóki żył ojciec wszystko jakoś się kręciło. Owszem, jeździła do niego codziennie i spędzała w Hospicjum po dwie, trzy godziny, ale to były głównie późne popołudnia. Od rana przecież normalnie zajmowała się domem i pracą, ostatnio nawet wpadło jej fajne tłumaczenie Juana Goytisolo, a opieka nad Mają nigdy nie sprawiała najmniejszych problemów. Dopiero śmierć Jerzego wywróciła jej życie do góry nogami. Nie miała siły wstawać z łóżka, straciła apetyt i chęć do najprostszych nawet czynności. Praca nad tekstem nabierała coraz większych zaległości, a Maja przeważnie oglądała mamę leżącą i często zapłakaną. Ale na razie Alicja nie umiała tego zmienić. Nie chciała pławić się w tym żalu i bólu. On ją po prostu przenikał i dawał wyraz w każdym działaniu, a ona stawała się wobec niego bezsilna. Rozmyślała o tym wszystkim popijając kolejny kieliszek wina, gdy nagle przypomniała sobie o forum internetowym, na którym zarejestrowała się jakiś czas temu. Udzielały się na nim osoby, które podobnie, jak ona miały w rodzinie chorujących, miedzy innymi na raka. Sama napisała kilka postów, np. o stanie ojca, jak również starała się wspierać na duchu tych, którzy cierpieli po stracie swoich bliskich. Pomyślała, że to może odpowiedni moment, aby zamieścić informację o własnej stracie. Wyszła zatem szybko z kąpieli i otulona szlafrokiem poszła po swojego laptopa i zaniosła go do sypialni. Później wróciła jeszcze do łazienki, spuściła wodę z wanny i zabrała ze sobą kieliszek oraz butelkę. Usadowiła się wygodnie na łóżku, wzięła laptopa na kolana i znalazła stronę forum. Przeglądnęła ją pobieżnie i stwierdziła, że sporo się wydarzyło, odkąd zaglądała tam ostatnio. Nalała sobie kolejną porcję wina i zabrała się do pisania postu. Nie było jej łatwo pisać o śmierci taty, ale mimo wszystko z każdym słowem zaczynała odczuwać coraz większy spokój. A może to wino tak na nią działało? W końcu nie była już nawet pewna, ile go wypiła, ale w butelce zostało zaledwie trochę na dnie. Gdy skończyła i wysłała swój post zauważyła, że w formowej skrzynce pocztowej ma wiadomość. Pisała niejaka Krystyna, która przed pięcioma miesiącami straciła w podobnych okolicznościach męża. Ponieważ wiadomość pochodziła sprzed kilku dni i dotyczyła pytania o stan zdrowia Jerzego, Alicja wysłała jej tylko linka do napisanego przed chwilą postu. Wylogowała się i odłożyła laptopa na bok. Nie miała już siły odnieść go do biura, nakryła się kocem i natychmiast zasnęła.


Gdy Adam z Mają wrócili do domu po dziewiętnastej, Alicja nadal spała. Nie ucieszył go widok stojącej na nocnym stoliku, opróżnionej butelki. Był jednak w stanie przymknąć na to oko, gdyż domyślił się, że skoro korzystała z laptopa, to może próbowała pracować. To była zmiana na plus i ten fakt bardzo go w sumie ucieszył. Maja była już bardzo zmęczona, gdyż wyszalała się u Teresy z Kaśką i Bonifacym. Nie miała nawet ochoty na ulubione płatki, ani kąpiel, dlatego Adam szybko przygotował jej spanie, przeczytał bajkę i położył do łóżka.

— Ale nie powiedziałam mamusi dobranoc. — zmartwiła się Maja. Był to bowiem ich codzienny rytuał.

— Kotku, ale mamusia śpi.

— To ją obudź. — mocno przytulała ulubionego króliczka, którego Alicja uszyła jej, gdy mała miała dwa latka.

Adam pomyślał, że może faktycznie powinien. W końcu mieli wieczorem porozmawiać. Obawiał się jednak, że żonie może być tym bardziej trudno po spożyciu takiej ilości wina.

— Dobranoc, kochanie… Fajnie się bawiłaś?

— Mamusia! — oczy Mai natychmiast się ożywiły, ale tylko na moment, gdyż natychmiast ziewnęła. Adam odwrócił się i ujrzał stojącą w progu Alicję. Posłała mu lekki uśmiech, ale oczy miała smutne.

— Opowiesz mi jutro, a teraz już śpij.

— Dobrze, mamusiu. Dobranoc. Kolorowych snów. — odwróciła się na boczek, a Adam mocniej nakrył ją kołderką.

— Dobranoc, Majeczko, kolorowych… — Alicja zniknęła w mroku korytarza.


— Jestem strasznie głodny, Alu. Mogłabyś mi uszykować coś do zjedzenia? — zapytał Adam wchodząc do kuchni, gdy Alicja parzyła sobie właśnie herbatę.

— Obiad u mamy się udał? — zapytała siląc się na zainteresowanie. Tak naprawdę nie bardzo miała ochotę tego słuchać. Po dzisiejszych rozmyślaniach doszła do paru wniosków i chciała je omówić z Adamem.

— Tak, było bardzo fajnie. Przygotowały gołąbki. Oczywiście dały dla ciebie. Schowałem już do lodówki.

— Mówiły coś na to, że ja nie przyjechałam?

— Były chyba trochę rozczarowane, ale nic nie mówiły. Mama powiedziała, że jak poczujesz się lepiej, to chciałaby, żebyś jej w czymś pomogła, ale nie mówiła o co chodzi.

— OK.

— Myślę, że całkiem nieźle sobie radzą z sytuacją. — spojrzał na Alicję uważnie, ale już wiedział, że przegiął.

— Chcesz powiedzieć, że w przeciwieństwie do mnie. — rzuciła wyzywająco.

— Nie, Alu. Wcale tego nie powiedziałem.

— Ale tak pomyślałeś. Widzę to po twojej minie. Porównujesz mnie do Kaśki, a doskonale wiesz, że ona nie była tak zżyta z tatą, jak ja. To dla mnie był on nie tylko ojcem, ale nauczycielem i przyjacielem. Zawsze, w każdej sytuacji mogłam na niego liczyć. Już nie pamiętasz? — ostatnie zdanie starała się powiedzieć w taki sposób, aby sprawić Adamowi ból i faktycznie jej się to udało. Spuścił wzrok.

— Alu, naprawdę nie miałem tego na myśli. — powiedział, jakby skruszony. — Chciałem tylko, żebyś wiedziała, że one sobie radzą.

— I dobrze. Ja też sobie poradzę. W końcu.


Straciła wszelką ochotę do dalszej rozmowy, a już tym bardziej do podzielenia się swoimi uczuciami i głębszymi przemyśleniami. Miała wrażenie, że w oczach męża stała się teraz jakąś rozlazłą babą, która nie potrafi wziąć się do kupy. Może faktycznie tak jest? Ale przecież chyba wolno człowiekowi przeżyć żałobę i to po kimś tak wyjątkowym, jak mój tata. Alicja zdawała sobie doskonale sprawę z tego, że każdy jest inny i na życiowe sytuacje reaguje inaczej, a ma na to wpływ wiele czynników. Dlatego tym bardziej krzywdzące było dla niej porównywanie jej do kogokolwiek, nawet do rodzonej siostry.

Gdy Adam próbował ją udobruchać mówiąc, że jak zawsze ratuje go od głodowej śmierci, i że żadne kanapki nie smakują tak wyśmienicie, jak te, które wychodzą spod jej palców, pokazała mu język, po czym uśmiechnęła się wiedząc, jak komiczna jest ta sytuacja.

Gdy zmywała po kolacji, Adam podszedł do niej, objął ją od tyłu i zagłębił twarz w jej szyi, wciągając piękny zapach jej skóry. Po kąpieli pachniała wyjątkowo zmysłowo. Zakręciła wodę i oddała się jego pieszczotom przechylając głowę na bok. Delikatnie chwycił ustami płatek jej ucha i zaczął coś mruczeć. Uwielbiała to. Starała się przypomnieć sobie, kiedy ostatnio się kochali, ale nagle straciło to znaczenie. Adam obrócił ją przodem do siebie i ujął jej twarz w dłonie. Patrzyła mu uważnie w oczy. Chyba potrzebowała teraz chwili zapomnienia. Pochylił się i lekko musnął ustami jej wargi. Odpowiedziała tym samym. Potem zanurzył rękę w jej włosy i wyjął z nich klamrę. Jasne pasma opadły na ramiona. Mimo cierpienia, które towarzyszyło jej od tygodnia, nadal wyglądała pięknie. Zarzuciła mu ręce na szyję i przywarła do niego mocno. Zaczęli się całować, najpierw powoli, jakby leniwie, później coraz namiętniej. Jego dłonie niecierpliwie błądziły po jej ciele, a gdy natrafiły na pasek, rozwiązały go. Szlafrok się rozchylił odsłaniając kobiece piękno Alicji. Adam odsunął ją lekko od siebie i spojrzał zamglonymi oczami z zachwytem. Jęknął. Chwyciła go za rękę i poprowadziła do sypialni. Gdy przestępowali jej próg, celowo zapytała zmysłowym głosem:

— Czy dobrze pamiętam, że mieliśmy o czymś porozmawiać?

— To zdecydowanie może zaczekać do jutra…


Gdy rano Maja wpadła do ich sypialni, była siódma. Spali jeszcze. Alicja wciągnęła ją pod kołdrę i poprosiła, żeby chwilę poleżała spokojnie, ale mała szybko zaczęła się wiercić, czym obudziła także Adama. Po chwili tata z córką wygłupiali się, zaśmiewając się w głos, więc Alicja całkiem straciła nadzieję, że uda jej się jeszcze chwilę zdrzemnąć. Wstała zatem i poszła wziąć prysznic. Gdy ciepła woda spływała po ciele, wydawało jej się, że w jakiś sposób oczyszcza także umysł. Lepiej jej się myślało. Zaczęła się zastanawiać, jak poukładać sprawy, żeby poradzić sobie pod nieobecność Adama. Jutro musiał wracać do pracy. Przecież nie będzie mnie niańczył. Ale ja nadal nie wyobrażam sobie porannego wstawania i zajmowanie się domem i Mają, o pracy już nie wspominając. Kurcze, co się ze mną dzieje? Ja naprawdę nie mam siły… To wszystko mnie przerasta… Może jeszcze, gdyby ktoś zaopiekował się małą? Ale nie mam kogo poprosić o pomoc. Przecież nie będę obciążać mamy! Ona sama potrzebuje wsparcia i dobrze, że ma je od Kaśki. A ja? Co ja mam zrobić? Z rozmyślań wyrwało ją pukanie do drzwi i głos Adama.

— Kochanie, pospiesz się, proszę… Też chciałbym skorzystać z prysznica.

Zajadając jajecznicę na boczku, specjalność Adama, Maja relacjonowała mamie przebieg wczorajszej wizyty na Piastowych. Mówiła z takim entuzjazmem, że aż dostała wypieków. Patrząc na nią Alicja zaczęła obwiniać się w duchu o to, że mając tak urocze i kochane dziecko myśli o tym, że właśnie ono stanowi dla niej w tej chwili jakiś „problem”. Miała jednak świadomość, że córka nie jest pluszakiem, którego na jakiś czas można odstawić na półkę. Ciążyła na niej odpowiedzialność. Bo owszem, mogła zostawić sprzątanie i robienie zakupów, gdyż w tym mógł ją po pracy wyręczyć Adam. Mogła wziąć sobie wolne od tłumaczenia tekstów Goytisiolo, czy też Zaporskiego. Jednak za nic w świecie nie wolno jej było zaniedbywać Mai. I ta świadomość ciążyła jej w tej chwili najbardziej, bo właśnie to robiła od jakiegoś czasu. A choć wyrzuty sumienia coraz bardziej ją zżerały, to jednak nic nie mogła poradzić na przyczynę tego stanu rzeczy. Jej świat się zachwiał, gdyż ojciec — opoka i skała, odszedł i nic nie mogło tego zmienić. Wcześniej wystarczyła jego obecność, aby poskładać myśli i działać zgodnie z podjętym planem. Sam fakt, że gdzieś tam był i myślał o niej ciepło, wspierał ją duchowo. Teraz pozostawało to już tylko wspomnieniem. Tato, tak bardzo mi ciebie brakuje. Nie możesz już dotknąć mojego ramienia. Nie zapytasz mnie już, jak minął dzień, jak bawiła się Maja… Ani ja nie mogę zapytać ciebie, jak się dziś czujesz albo co myślisz o tym, czy o tamtym? Co byś mi poradził w sytuacji, w której teraz jestem? Zawsze potrafiłeś wysłuchać i powiedzieć coś tak celnego. Tatusiu, tak bardzo mi ciężko…


Po śniadaniu postanowili wreszcie usiąść i omówić parę spraw. Adam zapowiedział, że na razie nie może wziąć więcej wolnego, gdyż Krzysiek musiał teraz przejąć jego obowiązki i był z tego powodu niezadowolony. No tak, samopoczucie kolegów jest ważniejsze od mojego — pomyślała Alicja, ale zaraz się za to skarciła, gdyż w końcu Adam wziął tydzień wolnego, żeby zająć się małą i domem, gdy ona nie miała na to siły. Tylko, że ja nadal jej nie mam i nie wiem, skąd ją wziąć… Wspomnieli o Monice, a w zasadzie Adam wspomniał, ale Alicji trudno było sobie wyobrazić, że codziennie prosi o pomoc sąsiadkę. Ta opcja raczej od razu odpadła. Przyszła zatem pora, żeby powrócić do pomysłu z przedszkolem. Już jakiś czas temu rozważali, czy nie posłać małej na kilka godzin, ale skoro Alicja pracowała w domu… Jednak w zaistniałej sytuacji mogło to stanowić jakieś rozwiązanie. Tym bardziej, że Adam mógłby odwozić Maję w drodze do pracy. Kończył się pierwszy tydzień lutego, więc chyba trwały jeszcze ferie, ale obiecał, że jutro zadzwoni i zorientuje się co, i jak. Pozostało tylko przekonać do tego pomysłu córkę, co niewątpliwie nie było łatwym zadaniem. Maja nie przepadała za towarzystwem innych dzieci, więc musieli wybrać odpowiedni sposób argumentacji. Alicja nie chciała też, żeby mała poczuła się przez nią odepchnięta, choć nie dawała sobie ręki uciąć, że już do tego nie doszło. Gdy mówiła mężowi o swoich lękach przed kontaktami z ludźmi i o tym, że ogromną trudność stanowi dla niej wyjście z domu wspomniał, że może dobrze by było, gdyby spróbowała się skonsultować z jakimś specjalistą.

— Chyba nie chcesz ze mnie zrobić wariatki? — w jej głosie dało się wyczuć kpinę, ale i obawę, że mąż faktycznie podejrzewa, że coś z nią nie tak.

— A dlaczego zaraz wariatki? Z tego co wiem, twoja mama bierze jakieś tabletki na uspokojenie, a nigdy nie powiedziałbym o niej, że jest wariatką. — uśmiechnął się serdecznie.

— Uważasz, że ja też potrzebuję takich pigułek? — zaczęła się nad tym zastanawiać.

— Nie wiem kochanie, ale może powinnaś się z kimś skonsultować.

— Nie wiem, Adam. To chyba nie jest dobry pomysł. Najpierw musiałabym opowiedzieć o swojej sytuacji. A ja naprawdę nie mam ochoty opowiadać obcym ludziom o tym, co się dzieje w moim życiu osobistym.

— Zrobisz, jak uważasz, tak tylko podsunąłem…


Później zapytał, czy udało jej się wczoraj coś przetłumaczyć, gdyż widział, że spała w towarzystwie laptopa. Zmartwił się, że to było tylko surfowanie po sieci. Ale gdy opowiedziała dokładnie, że odwiedziła forum i zamieściła informację o śmierci ojca, a później odpowiedziała na maila zauważyła, że chyba poczuł ulgę. Pewnie dostrzegał, że próbuje wychodzić jakoś z tej depresji. Małymi, bo małymi kroczkami, ale jednak do przodu.

Gdy skończyli rozmawiać, Alicja poszła do swojego biura i włączyła komputer. Była ciekawa, czy są jakieś wpisy po jej wczorajszym. W duchu liczyła na to, że teraz ona otrzyma od innych trochę potrzebnego wsparcia. I owszem. Wpisów było sporo. Bardzo dużo wyrazów współczucia i wiele ciepłych słów zrozumienia dla tego, co teraz przeżywa. Była także prywatna wiadomość od Krystyny. Napisała, jak bardzo jej przykro z powodu straty Alicji i zapewniła, że gdy tylko będzie ona miała potrzebę wyrazić swoje uczucia, czy myśli, to może śmiało do niej pisać. Alicja nie wiedziała jeszcze, czy skorzysta z tej propozycji, ale musiała przyznać, że to bardzo miły gest. Podziękowała Krystynie za zainteresowanie i dobre słowo i przyznała się, że na razie nie potrafi mówić o tym, co ją dręczy. Wyraziła jednak wdzięczność za przedstawioną propozycję i zapewniła, że jak tylko poczuje potrzebę wygadania, to być może napisze. Zapytała również, gdyż szczerze ją to interesowało, jak Krystyna radzi sobie emocjonalnie po śmierci męża. W końcu upłynęło pięć miesięcy, więc sprawa nie była aż tak świeża, jak w jej przypadku. Będąc skupiona na czytaniu forum i odpowiadaniu na maila, Alicja zauważyła, że w tym czasie zupełnie inaczej upływały jej minuty. Była jakby zrelaksowana i choć wszystko kręciło się wokół przykrego dla niej tematu, to jednak odczuwała spokój. Czyżby działo się tak dlatego, że tam, w tym nierzeczywistym świecie, wśród wirtualnej społeczności znalazła prawdziwe zrozumienie?


Adam obiecał Mai, że po obiedzie wybiorą się po obiecaną już w zeszłym tygodniu zabawkę do Smyka. Dzieci mają dobrą pamięć i nie odpuszczają łatwo. Bardzo chcieli, żeby Alicja wybrała się z nimi.

— Adam, ale przecież mówiłam ci, że ja… — zaczęła z rezygnacja.

— Alu, ale to tylko sklep dla dzieci. — wszedł jej w słowo Adam, próbując przekonać łagodnie. — Nie będziemy chodzić po markecie.

— Wiesz, jak jest z Majką. Miną godziny, zanim coś sobie wybierze. Nie mam ochoty na kontakt z ludźmi, a wiesz jakie tłumy są w galerii w niedzielę…

— Usiądziesz sobie u Gruszeckiego i zaczekasz, pijąc kawę.

— Ale zobacz, jak ja wyglądam. — rozłożyła bezradnie ręce, spoglądając na siebie z niesmakiem.

— Kochanie, wyglądasz jak zawsze ślicznie. Może jesteś trochę zmęczona, ale wystarczy, że się ubierzesz i podmalujesz i nic nie będzie widać. — wyszczerzył zęby w uśmiechu. Alicji jednak nie było do śmiechu. Nie miała ochoty ani się ubierać, ani malować, ani tym bardziej jeździć po galeriach. Powinnam się przymusić. Ostatnio wciąż odmawiam wszystkiego Mai. Wczoraj też tak bardzo jej zależało, żebym pojechała z nimi, a ja co? Nie mogę się stale zastawiać bolącym brzuchem albo głową. Trudno, jakoś będę musiała to znieść. Dam radę. Wytrzymam. Ale robię to tylko dla niej — rozmyślała, gdy do pokoju przybiegła zapłakana Maja.

— Co się stało, rybko? — uklękła przed córką.

— Kasi… urwała… się… głowa… — wyłkała.

— Ojej. — westchnęła ze współczuciem Alicja. — Może da się to jakoś naprawić? — przytulała płaczącą córeczkę wiedząc, że dla dziecka to naprawdę poważny problem.

— Maju, chodź. — Adam wstał z kanapy. — Pokaż mi, co się stało lalce. Zobaczymy, czy można coś z tym zrobić, dobrze? — chwycił małą za rękę i razem wyszli do jej pokoju. Alicja natomiast zabrała się za szykowanie obiadu.

Rozdział 5

Kolejny tydzień był dla Alicji trudny. Codziennie rano z łóżka wyciągała ją Maja. Przeważnie wyglądało to tak, że mała przybiegała do sypialni, wskakiwała na mamę i wołała:

— Wstawaj mamusiu, jestem głodna.

Z reguły była to godzina ósma. Alicja z przyjemnością pospałaby jeszcze ze dwie godziny, ale niestety musiała zawlec się do kuchni i przygotować małej śniadanie. Była wciąż niewyspana, gdyż od śmierci ojca bardzo źle sypiała w nocy. Owszem, zasypiała wieczorami bez większych problemów, ale po północy wybudzała się i trudno jej było ponownie zasnąć. Gdy w końcu się udało, za jakiś czas znów się budziła. Poza tym męczyły ją koszmary. Często śniło jej się, że podchodzi do ojca leżącego w trumnie, bierze go za rękę, a wtedy jego zimna dłoń zaciska się na jej dłoni i nie chce puścić. Budziła się przerażona i zlana potem, a ręka aż ją paliła. Tak więc oddałaby wiele, by móc odespać rano te męczące noce, ale póki co nie mogła. Adam skontaktował się z przedszkolem i udało mu się umówić na spotkanie z kierowniczką placówki na środę. Z tego, co przekazała mu przez telefon nie było najmniejszych problemów, aby od następnego tygodnia Maja zaczęła uczęszczać razem z innymi dziećmi do grupy „Biedronek”, gdyż tak nazywały się czterolatki. Należało tylko załatwić formalności. Okazało się, że wbrew temu, co wcześniej myśleli, małej wcale nie trzeba było długo przekonywać do tego pomysłu. Wystarczyły argumenty o fajnych paniach, o nowych zabawach i mimo wszystko o kolegach i koleżankach, o niezliczonej ilości kolorowanek i zabawek. Wyszło na to, że w weekend mała nie mogła się już doczekać poniedziałku.

Alicja nadal z trudem myślała o wychodzeniu z domu, aby odbierać małą, ale perspektywa wysypiania się była kusząca. Przez ostatni tydzień niewiele zrobiła w mieszkaniu, gdyż całą uwagę poświęcała córce. Kosztowało ją to wiele wysiłku i gdy tylko Adam wracał do domu, ona natychmiast padała na łóżko. W tygodniu dwa razy odwiedziła ją Kaśka. Raz wpadła tylko na moment. Przywiozła garnek zupy pomidorowej i zapytała, czy nie trzeba Alicji jakichś większych zakupów, gdyż właśnie jedzie do marketu. Ale Adam robił zakupy na bieżąco, w drodze do domu, więc tylko podziękowała siostrze za zainteresowanie. Umówiły się, że na dłużej Kaśka wpadnie za dwa dni. Gdy się spotkały, pierwszy raz od pogrzebu ojca, nie bardzo wiedziały, jak ze sobą rozmawiać. Katarzyna bardzo bała się powiedzieć coś, co mogłoby dotknąć siostrę, natomiast Alicja bała się braku zrozumienia. Rozmawiały zatem o pogodzie, o mamie i Mai oraz o jej planowanym pójściu do przedszkola. Kaśka uznała, że jest to świetny pomysł, że to na pewno korzystnie wpłynie także na rozwój małej. Przyznała, że wie, jak bardzo Alicja stara się wychowywać ją sama, i że robi to naprawdę wspaniale, ale jej zdaniem każde dziecko potrzebuje kontaktu z rówieśnikami.

— My miałyśmy siebie, a ona jest sama.

— Kaśka, przecież ja o tym wiem. Chociaż do tej pory mała nie bardzo wykazywała zainteresowanie dziećmi. — zamyśliła się. — Gdy chodziłyśmy na plac zabaw, Maja wolała zawsze bawić się z boku. Zachęcałam ją, żeby pobawiła się z innymi, ale ona zawsze odpowiadała, że nie chce. Kiedyś nawet sama usiadłam w piaskownicy, w grupie dzieciaczków i zaczęłam z nimi robić babki. — wspominała. — Myślałam, że to ją zachęci, ale tylko spojrzała na mnie z obrażoną minką i poszła na drugi koniec.

— A jak teraz reaguje na wiadomość o przedszkolu?

— Na razie jest ok. Przedstawiliśmy jej przedszkole, jako coś interesującego. Wspomnieliśmy oczywiście o koleżankach i kolegach, ale jak naprawdę będzie, okaże się dopiero, po pierwszych dniach. Trochę boję się histerii. Całe szczęście to Adam będzie ją odwoził.


Później Kaśka pobawiła się jeszcze chwilę z małą, gdyż Maja uwielbiała szaleństwa z ciocią, albo może było na odwrót.

Kilka razy Alicja rozmawiała przez telefon z mamą, która wydawała się faktycznie być już w lepszym nastroju. Teresa wspomniała, że była u swojego lekarza i zapytała córkę, czy nie chciałaby się do niego umówić, ale ta nie miała ochoty na wywody w tym temacie.

Co jakiś czas zaglądała także na forum, gdyż dawało jej to chwilę wytchnienia. Sama nie pisała wiele, ale czytając przeżycia innych nie czuła się osamotniona. Dostała od Krystyny dość obszerną odpowiedź na swoje ostatnie pytanie. Ta napisała o wielu rzeczach, które pomagały i nadal pomagają jej w radzeniu sobie z żalem i innymi trudnymi emocjami, ale uwagę Alicji przykuła wzmianka o psychoterapii. Czy oni się wszyscy zmówili, czy jak? Mąż sugeruje specjalistę, mama też, teraz ta pisze o psychoterapii. No to jest chyba jakaś… nie… no przecież musi być inny sposób na radzenie sobie z takimi problemami. A jeśli oni mają rację? Jeśli to faktycznie byłby dobry pomysł? Tato! Ty byś wiedział. Powiedziałbyś mi od razu. Widząc mój stan, może byś mnie zachęcał. Sam interesowałeś się psychologią. Tylko nie wyobrażam sobie tego wywnętrzniania. To zupełnie nie leży w mojej naturze. Nie, to nie dla mnie. Może by mi to nawet pomogło, ale nie potrafiłabym…

Krystyna była bardzo otwartą i, wydawało się, ciepłą osobą. Napisała nawet sporo o sobie. Okazało się, że mieszkają w tym samym mieście. Jaki ten świat mały. Miała czterdzieści osiem lat, była bibliotekarką w szkole podstawowej i posiadała w domu trzy koty. Alicja pomyślała, że musi być interesującą osobą i natychmiast pomyślała o tym, jakim człowiekiem był jej mąż. Dostała nawet ochotę, żeby bliżej ją poznać.

W odpowiedzi podziękowała za zaufanie i napisała parę słów o sobie. Nie miała jednak odwagi, aby zdradzić aż tyle szczegółów, co jej rozmówczyni. Niemniej dobrze się czuła korespondując z Krystyną.


Gdy w poniedziałek rano obudziła się o dziesiątej trzydzieści, a w domu panowała absolutna cisza, z przerażeniem pobiegła do pokoju Mai. Dopiero zaglądając do środka przypomniała sobie, że mała jest w przedszkolu. Później powróciło wspomnienie małej, którą przecież przytuliła i ucałowała na pożegnanie. Natychmiast wzięła telefon i zadzwoniła do męża.

— Cześć, kochanie. Wstałaś już? — wydawał się być w dobrym nastroju.

— Powiedz mi lepiej, co z małą? — rzuciła podniecona. — Jak ona to zniosła?

— Całkiem nieźle. Na początku nie chciała mnie puścić, ale gdy pani Anita, o ile dobrze pamiętam, kucnęła przed nią i opowiedziała jej, jaki mają na dziś plan, Maja się zainteresowała. Chciała jednak, żebym z nią został. Tłumaczyłam, że muszę jechać do pracy. Wtedy pani wzięła ją za rękę i zaprowadziła do pokoju, w którym było już sporo dzieci i pokazała, że nie ma tam ani mam, ani tatusiów. Maja niechętnie, ale zgodziła się zostać. Myślę, że jak na pierwszy dzień, to wielki sukces. Nawet nie płakała.

Alicja pochłaniała z uwagą każde słowo, a gdy skończył zapytała:

— A pamiętałeś, żeby zabrać dla niej paputki na przebranie?

— Tak, mała sama mi przypomniała. — zaśmiał się.

— No to w porządku. Ciekawa jestem, jak jej mija czas i czy bardzo tęskni. — zamyśliła się przywołując na pamięć twarz zasmuconej córeczki.

— Nie zamartwiaj się. Na pewno świetnie się bawi. A gdy ją odbierzesz będzie ci miała mnóstwo do opowiadania.

— Tak, jasne… — na myśl o wyjściu z domu Alicję ścisnęło w dołku.

— Jadłaś już coś? — nagle zmienił temat.

— Nie, jeszcze nie zdążyłam. Chciałam najpierw wiedzieć…

— Alu, przepraszam cię, ale muszę kończyć. Pa. Aha! I zjedz śniadanie.

— Pa.


Miała odebrać małą o czternastej, więc zostało jej jeszcze sporo czasu. Najpierw zaparzyła sobie dobrej kawy i uszykowała dwie małe kromki żytniego chleba. Nie była specjalnie głodna, ale jeszcze z domu rodziców pozostał jej zwyczaj, że najważniejszym posiłkiem dnia jest śniadanie. Tak więc zjadła bez apetytu popijając kawą. Cały czas myślała o Mai, o tym, czy spodoba jej się w nowym miejscu i czy będzie tam chodziła z przyjemnością. Do rozstań z małą już przywykła, gdyż czasem zdarzało się, że dziadkowie zabierali ją do siebie na dwa, trzy dni. Ale świadomość, że jej dziecko jest teraz w zupełnie obcym miejscu, z nieznanymi sobie ludźmi napawała ją obawą. Miała jednak nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Później rozmyślała, jak rozplanować czas i czym się najpierw zająć, ale każda rzecz wymagała wysiłku do którego Alicja zdawała się nie być w tej chwili zdolna. Po śniadaniu postanowiła nastawić pranie i spróbować chociaż usiąść nad którymś z tekstów. Miała do wyboru tłumaczenie z hiszpańskiego na polski i z polskiego na angielski. Wybrała drugą opcję, chociaż na tekst Goytisolo wiązał ją z wydawnictwem terminowy kontrakt, ale do hiszpańskiego zupełnie nie miała natchnienia. Poszła zatem do biura, włączyła komputer i wzięła do ręki „Dziecię Lilii” Zaporskiego. Odszukała zaznaczony fragment i otworzyła odpowiedni plik na pulpicie. Przeczytała kawałek, ale zupełnie nie mogła się skupić. Nie wiedziała, o czym czyta. Spróbowała ponownie i nadal nic. W głowie miała zupełną pustkę. Złapała się na tym, że biegnie myślami w kierunku Krystyny i jej metod radzenia sobie z emocjami. Zaczęła też zastanawiać się nad sugestią mamy. Bała się jednak, że jeśli pójdzie do jej lekarza, ten przepisze jej leki, które wpłyną na nią zbyt otępiająco. Alicja w ogóle była wrogiem wszelkich chemicznych i syntetycznych „wspomagaczy”. Nie uznawała konwencjonalnych metod leczenia, no chyba, że już naprawdę zachodziła taka konieczność. Sama przecież przyłączyła się do Katarzyny, gdy ta namawiała ojca na wizytę u lekarza, ale wtedy naprawdę sprawa wyglądała poważnie. Jerzy uskarżał się na ostre bóle w brzuchu, miał wysadzoną wątrobę i strasznie chudł. Ona natomiast nie była chora, przynajmniej nie z fizycznego punktu widzenia. A i z emocjonalnego, czy też psychicznego uważała się przecież za osobę zdrową. Jedyne, co stanowiło problem, to jej niemożność poradzenia sobie z … Właśnie … z czym? Czy chodzi o to, że nie akceptuję tego, że odszedłeś tato? Że się na to nie godzę? Że nie godzę się na to, żebyś mnie zostawił. Wiem, że mam męża, ale potrzebuję też ciebie i dobrze o tym wiesz. Ja po prostu nie potrafię teraz poukładać sobie tego wszystkiego. Nie dociera do mnie, że cię nie ma. Owszem, nie jeżdżę do hospicjum i czasem aż mam ochotę się za to skarcić. Ale ciebie tam przecież nie ma, a ja nie mogę sobie znaleźć miejsca. Nie umiem nic ze sobą zrobić, na niczym na dłużej skupić uwagi. Wszystko przelatuje mi między palcami. Dlaczego odszedłeś, tato? Z tobą wszystko było łatwiejsze… Dlaczego mnie zostawiłeś?

Z rozmyślań wyrwał ją nagły hałas. To jej telefon komórkowy zostawiony na kuchennym stole. Nie rozpoznała numeru i w pierwszej chwili chciała przerwać połączenie, ale w ostatniej chwili pomyślała, że to może być ktoś z przedszkola, więc odebrała. Okazało się, że dzwonili z wydawnictwa z zapytaniem ile rozdziałów udało jej się przetłumaczyć i czy przewiduje możliwość wcześniejszego oddania książki do druku. Nie byli zachwyceni opóźnieniami, ale wyjaśniła, że to nagła sytuacja rodzinna, i że postara się nadrobić zaległości jak najszybciej. Zakończyła rozmowę, gdy tylko nadarzyła się sposobność. Teraz pozostało sprawić jakoś, by umiejętność pracowania pełną parą, jak to miała w zwyczaju, powróciła do niej. Aż zaczęła zazdrościć Kaśce, że ona bez problemu pracuje dalej po pogrzebie i nawet nie wzięła sobie wolnego. Jak sama powiedziała, kontakt z dziećmi jest dla niej lekarstwem na smutki. Ale Alicja była z innej gliny. Wróciła do komputera i znalazła wiadomość od Krystyny. Chciała jeszcze raz przeczytać o tym, co jej pomagało w tym najtrudniejszym okresie. Bardzo uważnie próbowała się doszukać wszystkich praktycznych wskazówek, jednak wyraźnie wynikało, że największą pomocą dla Krystyny były rozmowy z psychoterapeutą. To dzięki nim potrafiła w miarę rozpoznawać dopadające ją emocje i odpowiednio na nie reagować. Alicja nie była pewna, czy tego akurat potrzebuje, ale zaciekawił ją ten wątek. Może gdybym wiedziała, jak zareagować na własne emocje w odpowiednim momenciepotrafiłabym odzyskać, albo jakoś przegrupować siły? Chyba są na ten temat jakieś mądre książki. Nie trzeba od razu latać ze wszystkim na terapię. Weszła w przeglądarkę i wpisała hasło „panowanie nad emocjami”, ale nie znalazła żadnej publikacji. Spróbowała z „kontrolą emocji” i udało jej się coś znaleźć. Zaczęła zatem szukać więcej informacji, gdy mimochodem spojrzała na zegarek. Było już dwadzieścia po trzynastej, a ona nadal chodziła po domu w piżamie. Zerwała się na równe nogi i omal nie wpadła w panikę. Nie mogła zebrać myśli, żeby skoncentrować się na działaniu. Zaczęła oddychać, ale robiła to zdecydowanie za szybko, co groziło hiperwentylacją. Usiadła zatem, spuściła głowę i starała się wziąć oddech, a później mocno i do ostatka wypuścić całe powietrze. Najważniejsze było, żeby wypuścić nadmiar powietrza. Tej techniki nauczył ją ojciec, gdy była jeszcze mała i często zdarzało jej się w nadmiarze emocji i wzruszeń doprowadzić się do omdlenia. Wzięła jeszcze kilka spokojnych oddechów pamiętając, aby wypuścić wszystko do końca i jej serce zaczęło się uspokajać. Mogła wstać i szybko się ubrać. Spojrzała do lustra. Boże… ale masakra. Wyglądam jak jakiś wypłosz… No cóż, nic już nie zdążę z tym zrobić. Wzięła tylko klamrę i spięła pośpiesznie włosy. Wyjrzała przez okno, śniegu już co prawda nie było, ale termometr wskazywał minus sześć stopni. Ubrała grubą puchową kurtkę taliowaną w pasie i wełnianą czapkę z doczepionym z boku, szydełkowym kwiatem. Mogłabym podjechać autem, ale tyle czasu stało nieużywane, że akumulator na pewno siadł w takie mrozy. Całe szczęście to niedaleko. Znalazła klucze, zamknęła mieszkanie i z bijącym sercem wyszła z domu. Przed blokiem spotkała sąsiadkę, która chciała chyba złożyć jej wyrazy współczucia, ale Alicja rzuciła tylko, że bardzo się spieszy. Nie miała ochoty rozmawiać z kimkolwiek znajomym. Bardziej znośne wydawało jej się w tej chwili zamienienie kilku słów z zupełnie obcymi ludźmi. Szła szybkim krokiem ze spuszczoną głową, ręce trzymając w kieszeniach. Kilka razy nerwowo spoglądała w ekran komórki, żeby sprawdzić godzinę. Gdy dotarła na miejsce była za dwie czternasta. Samą siebie zaskoczyła tak dobrym wynikiem, ale zarazem obiecała sobie, że już więcej nie popełni takiego opieszalstwa. Gdy wchodziła do budynku przedszkola uderzył ją podmuch ciepłego powietrza i szczebiot dziecięcych głosików. Myślała, że placówka jest mniejsza, a w rzeczywistości było tym wiele pokoi, czy też sal i nie miała pojęcia, w której z nich znajduje się Maja. Zauważyła w korytarzu jakąś kobietę i podeszła do niej. Ta wskazała jej klasę „Biedronek” i uśmiechając się przyjaźnie, zapytała:

— Pierwszy dzień?

— Tak, jestem cała nerwowa. — Alicja nie kryła poruszenia i już ruszyła w stronę odpowiednich drzwi.

— Niepotrzebnie. — tamta wciąż się uśmiechała. — Dzieci wychodzą od nas zadowolone.

Alicja odwróciła się, gdyż chciała podziękować za pomoc. Rozejrzała się. Dziwne, jakby zapadła się pod ziemię.

Gdy zapukała i otworzyła drzwi, dzieci akurat siedziały na dywanie i były czymś zajęte. Jedna z wychowawczyń podeszła i przedstawiła się. Alicja gorączkowo szukała wśród maluchów swojej pociechy, a gdy rozpoznała główkę Mai, która pochłonięta była wskazywaniem czegoś na podłodze, uspokoiła się. Wychowawczyni o imieniu Magda A więc ta druga, to Anita zapewniła, że Maja bardzo ładnie się aklimatyzuje. Nie płakała za mężem i tylko raz doszło do małego nieporozumienia między nią, a jedną z dziewczynek. Ale to podobno zupełnie naturalne, więc nie ma się absolutnie czym przejmować. Zasugerowała jeszcze, aby nie naciskać małej, żeby o wszystkim natychmiast opowiadała, tylko dać jej trochę czasu na oswojenie się z nowymi przeżyciami. Mała tak była pochłonięta tą zagadkową zabawą, że do tej pory nie zauważyła pojawienia się mamy. Alicja już wychodziła z siebie, żeby wreszcie wziąć małą w objęcia, a pani Magda domyślając się tego zawołała ją w końcu. Radość na widok mamy była jednak ogromna.

Gdy wracały do domu, buzia Mai się nie zamykała. Alicja kilka razy musiała ją upomnieć, żeby tyle nie mówiła, gdyż jest za zimno, że zaraz będą w domu, i tam jej wszystko opowie. Mała trajkotała jak najęta, kilka razy wymieniając imiona Zuzi i Hubercika. Alicja niewiele z tego rozumiała. Raz, że miała naciągniętą na uszy czapkę; dwa, że samochody zagłuszały głos dziecka; a trzy, gdy Maja była podekscytowana mówiła szybko i niewyraźnie.

— Kochanie, opowiesz mi to wszystko jeszcze raz, jak będziemy już w domku, dobrze? A teraz zamknij już buźkę, bo nałykasz się zimnego powietrza i się przeziębisz. A chora nie będziesz mogła chodzić do przedszkola.

Ten argument widocznie zadziałał, gdyż maja umilkła, a Alicja wyciągnęła z tego wniosek, że małej musiało się tam bardzo spodobać. Gdy mijały ostatnie skrzyżowanie, na jednym z budynków dostrzegła duży niebieski szyld, na którym widniał napis PRYWATNY GABINET PSYCHOLOGICZNY. Choć przechodziła tamtędy wiele razy, nigdy wcześniej nie zwróciła na niego uwagi.

W domu wysłuchała opowieści o różnych ciekawych rzeczach, które jej córka robiła w przedszkolu, o fajnej pani Anicie i niefajnej pani Magdzie, o Zuzi i o Huberciku. Później Maja poszła do siebie, a gdy po jakimś czasie Alicja do niej zajrzała, zastała córeczkę śpiącą na łóżku. Dobrze, że mała zjadła tam obiad. Ja też z przyjemnością się teraz położę, gdyż czuję się wykończona.

Rozdział 6

Następne dni mijały bardzo podobnie. Alicja próbowała pracować, ale zupełnie nic z tego nie wychodziło. Miała już naprawdę spore zaległości i to ją coraz bardziej przerażało. Im większą presję próbowała na sobie wywrzeć, tym było gorzej. Dom był w ogólnym nieładzie. Wszędzie zalegały warstwy kurzu, gdyż sprzątać też nie miała siły, a Adam nie przywiązywał do tego większej wagi. Ostatnio zrobione pranie zaczęło już gnić w pralce, gdy przypomniała sobie o nim po dwóch dniach, bo chciała nastawiać kolejne. Jedyną rzeczą, którą wykonywała na czas było odbieranie Mai z przedszkola. Wytężała wszystkie siły, żeby ubrać się i wyjść z domu, jednak z dnia na dzień przychodziło jej to coraz łatwiej. Podładowali akumulator i mogła już podjeżdżać autem. Sporo czasu spędzała przed komputerem, szukając informacji na temat umiejętności radzenia sobie ze stresem i kontrolowania emocji, ale wszystko wydawało się nieosiągalne. Aby się uspokoić, często mówiła do Jerzego, tak jakby z nim rozmawiała. Pytała go o różne rzeczy, a potem sfrustrowana, że nie otrzymuje odpowiedzi, zaczynała płakać. Nadal było w niej mnóstwo żalu i złości, że ojciec odszedł, zostawiając ją samą. Jako taką przyjemność, o ile zdolna była ją odczuwać, dawała jej korespondencja z Krystyną. Pisały do siebie codziennie. Rozmawiały o pracy, o literaturze, która im obu była bardzo bliska, o dzieciach. Krystyna bowiem miała malutką wnuczkę. Alicja nabrała do niej zaufania i nawet zdradziła, że mieszka w tym samym mieście. Tamta nie kryła zadowolenia z tego faktu. Alicja zapytała także o kilka rzeczy związanych z psychoterapią. Ten temat coraz bardziej ją nurtował. Rozumiały się nawzajem i to stanowiło podstawę tej znajomości.


W piątek przed południem przyjechały Kaśka z mamą. Gdy zobaczyły Alicję, nie kryły zmartwienia. Wyglądała niedobrze. Twarz miała bladą, sińce pod oczami. Jej niegdyś bujne i lśniące włosy były teraz matowe.

— Alu, źle wyglądasz. — powiedziała z niepokojem Teresa, gdy siedziały przy kuchennym stole.

— Dzięki, mamuś. Nie ma to, jak słowa otuchy. — próbowała to obrócić w żart.

— Dziecko, schudłaś przynajmniej dwa kilo. Czy ty coś jadasz?

— Mama ma rację. Bardzo zeszczuplałaś. Te spodnie na tobie wiszą. — wtrąciła z dezaprobatą Kaśka.

— Jejku, nooo… Przestańcie. Teraz obie będziecie mi prawić kazanie? Jem, tyle ile mogę. Ale faktycznie nie mam apetytu i często się zmuszam. — powiedziała zniecierpliwiona Alicja. Bardzo nie lubiła czuć się atakowana, nawet, jeśli było to przejawem troski. — Powiedzcie lepiej, co u was?

— O nie, kochana. — rzekła stanowczo Teresa. — Najpierw ty mi powiesz, jak sobie moja wnusia radzi w przedszkolu. — uśmiechnęła się dumnie.

— No siora, opowiadaj…

Gdy zdała im dość obszerną i szczegółową relację obie wyraziły zdanie, że pomysł z przedszkolem był bardzo dobry. Później chciały wiedzieć, jak Alicja sobie radzi z pracą i innymi obowiązkami. Powiedziała zgodnie z prawdą, że sobie nie radzi. Mama po raz kolejny zapytała ją, czy nie zechciałaby pójść do jej lekarza. Wtedy wtrąciła się Kaśka.

— Alu, wiem jaki masz do tego stosunek, że to chemia i tak dalej… Ale od śmierci taty mijają trzy tygodnie, a ty nadal jesteś w takim stanie. Obawiam się, że to może być depresja. Moja koleżanka przez to przechodziła, więc znam objawy. Jeśli nie chcesz brać leków, to może spróbowałabyś terapii. Znam bardzo dobrego…

— Nie Kaśka. Dzięki, ale nie skorzystam. Nie będę opowiadać obcej osobie o swoich problemach. Wiesz, że nie należę do takich…

— Wcale nie musisz opowiadać o wszystkich swoich problemach. Ludzie myślą, że będą musieli jak u księdza na spowiedzi wyznać wszystkie grzechy. Powiesz tylko, co sprawia ci największą trudność, a terapeuta będzie wiedział, jak dalej z tobą pracować.

— Akurat. — rzuciła z powątpiewaniem.

— Powiedz, co ci szkodzi pójść i się przekonać?

— Nie wiem, ale mam jakieś wewnętrzne opory.

— To je pokonaj. To ci może naprawdę pomóc.

Alicja pomyślała o Krystynie, która z takim przekonaniem wypowiadała się na ten temat. Może faktycznie coś w tym jest? Tato, czy powinnam pójść? Czy to mi pomoże?


Gdy w sobotę po obiedzie siedzieli w salonie przy kawie, a Maja bawiła się w swoim pokoju, Alicja opowiedziała Adamowi o obawach i sugestiach Katarzyny. On sam był podobnego zdania, więc podchwycił ten pomysł. Powiedziała mu także o tym, że Krystyna, z którą utrzymuje kontakt mailowy, także korzysta z takiej formy pomocy i bardzo ją sobie chwali. Tylko, że sama Alicja nie miała co do tego przekonania. Adam wpadł na pomysł, że może spotkałaby się osobiście ze swoją internetową znajomą i dowiedziała czegoś więcej. Na początku wydało jej się to absurdalne. Ale gdy myślała o tym dłużej, to mogło być nawet całkiem ciekawe. Polubiła Krystynę, miały naprawdę wiele wspólnego, więc w sumie dlaczego nie? Im dłużej to rozważała, tym bardziej była do tego przekonana. Miała jednak obawy, jak jej propozycja zostanie odebrana. Powiedziała Adamowi, że musi to jeszcze rozważyć, a ponieważ lubiła rozmyślać jeżdżąc bez celu po mieście, wzięła kluczyki i powiedziała, że wróci za jakieś pół godziny. Po drodze „radziła” się oczywiście ojca, ale na próżno czekała na jakąkolwiek podpowiedź. Gdy wróciła do domu siadła przed komputerem i napisała do Krystyny. Przyznała, że bardzo lubi z nią korespondować, że uważa, iż mają wiele wspólnego i chętnie by ją poznała. Na razie nie pisała wprost o spotkaniu. Chciała wybadać sytuację. Pomyślała, że jeśli tamta będzie również wyrażała chęć bliższego poznania, to być może sama zaproponuje spotkanie. Nie czekając ani chwili dłużej, aby się czasem nie rozmyślić, wysłała wiadomość. Do późnego wieczora nie mogła niczym innym zająć myśli i co jakiś czas sprawdzała formową skrzynkę. Niestety, wiadomość od Krystyny nie przychodziła. Alicja miała straszne wątpliwości, czy postąpiła słusznie. Może spłoszyłam ją swoją otwartością? A jeśli już nie będzie chciała ze mną korespondować? Mogłam to jednak lepiej przemyśleć. Że też musiałam, jak zawsze zadziałać pod wpływem emocji. Cholerne emocje, ostatnio rozpieprzają mi życie. Długo myślała o tym leżąc w łóżku. W końcu wbiła się w poczucie winy, które doprowadziło do tego, że nie mogła zasnąć. Wstała, wyciągnęła z lodówki butelkę wina i nalała sobie do wysokiej szklanki. A co tam… Zdrówko, tatuś… Gdy poczuła, że zaczyna jej się lekko kręcić w głowie, położyła się i zasnęła.


Następnego ranka obudziła się wyjątkowo pierwsza. Była zdziwiona, że Maja jeszcze śpi. W sumie ona też mogłaby jeszcze poleżeć, ale gdy przypomniała sobie o Krystynie, natychmiast narzuciła szlafrok i wyszła do biura. Włączyła komputer i w duchu prosiła, żeby tylko była od niej jakaś odpowiedź. Gdy zalogowała się na forum stwierdziła, że nie ma żadnej nowej wiadomości. Kurcze, chyba naprawdę sknociłam sprawę. Była bardzo rozczarowana i zła na siebie. Teraz, kiedy znalazła jakieś zrozumienie, sama, przez własną nierozwagę je straciła. Otworzyła jeszcze raz swoją wiadomość i przeczytała ją uważnie. Czy faktycznie było w niej coś, co mogło do tego stopnia zrazić Krystynę? Owszem, była szczera i otwarta i faktycznie można się było między wierszami domyślić, że zależy jej na spotkaniu. Byłam zbyt nachalna. Wystraszyłam ją. Ja sama nie umówiłabym się z kimś takim po trzech tygodniach wirtualnej znajomości. Boże, czego ja oczekiwałam? Zrezygnowana poszła wziąć prysznic.

Gdy robiła śniadanie do kuchni wszedł Adam. Miał bardzo zaskoczoną minę. Jego zmierzwione, czarne włosy nadawały mu wygląd dużego chłopca.

— Kochanie, ty już na nogach? Jest dopiero… — spojrzał na zegar — dziewiąta. — uśmiechnął się szeroko. Alicja nie odpowiedziała. Miała zmartwioną minę, ale inaczej niż dotąd i Adam to zauważył. — Coś się stało, Alu?

— Krystyna nie odpowiedziała. Pewnie ją wystraszyłam, albo obraziłam. Przykro mi i głupio. Poza tym jestem na siebie wściekła. — wyrzuciła jednym tchem.

— Ale napisałaś do niej wczoraj popołudniu, tak? — odpowiedziała skinieniem głowy. — To może jeszcze nie zdążyła tego nawet przeczytać. Pamiętaj, że teraz jest weekend i ludzie czasem wyjeżdżają.

— Krystyna zawsze odpowiadała po najwyżej kilku godzinach. Nawet mnie to czasem dziwiło, ale tak było, widocznie dużo czasu spędza w necie. — przekonywała Alicja.

— Nie wiem, ale ja na twoim miejscu nie przejmowałbym się tak bardzo. Jest dopiero niedziela rano. Hej no… — podszedł do niej i próbował ją objąć, ale odtrąciła jego rękę.

— Idź lepiej zobacz, co z Mają. Dość długo śpi.


Adam stanął pod drzwiami córki, słuchając dochodzących z pokoju odgłosów. Po chwili wszedł. Mała była już ubrana, siedziała na podłodze w towarzystwie wszystkich lalek i misiów.

— Co robisz, skarbie? — Adam próbował ukryć rozbawienie. Maja nigdy dotąd nie zachowywała się w ten sposób.

— Robię przedszkole. Jestem panią Anitą, a to są dzieci. — wskazała na lalki i misia i przedstawiła ojcu Zuzię, Hubercika i siebie.

— Mhm… A co teraz robicie?

— Czytam im bajkę. — wskazała na trzymaną w rączkach książeczkę.

— Ach tak… I co, podoba im się? — zapytał zainteresowany.

— Tak, tylko Hubercik wciąż przeszkadza. — zrobiła zabawną minkę, jakby próbowała kogoś naśladować.

— Oj oj. — Adam udał, że grozi palcem misiowi — Dokończysz czytać im później, bo teraz mamusia zrobiła już śniadanie. Chodźmy…


Zaplanowali wcześniej, że w niedzielę pojadą na większe zakupy do marketu. Alicja nie miała na to ochoty, ale wreszcie wszystko zaczęło się w domu kończyć, a pewne rzeczy tylko ona mogła wybrać, więc się zgodziła. Jednak w zaistniałej sytuacji tym bardziej nie mogła się skupić na zakupach. Niby zrobili z Adamem listę potrzebnych pozycji, ale i tak nie wiedziała, co wybrać. Brała do ręki jakiś produkt, później odstawiała go na półkę. Po chwili wracała po niego i wkładała do wózka. Adam patrzył na nią z niepokojem. W oczach Alicji czaił się lekki obłęd. Maja chciała oczywiście pójść na stoisko z zabawkami. Musiała wszystko dokładnie pooglądać. W pewnym momencie Alicja nie wytrzymała.

— Dość tego, Maju. Idziemy. — powiedziała stanowczo.

Mała spojrzała na nią i zrobiła smutną minkę. Adam pomógł jej odłożyć trzymaną w rękach Barbie.

— Chodźmy, mamusia jest już zmęczona. — próbował uspokoić córkę, która wyglądała tak, jakby miała się zaraz rozpłakać.

Pierwszą rzeczą, którą zrobiła po powrocie do domu było sprawdzenie poczty. Niestety, mimo iż dochodziła już dziewiętnasta od Krystyny nie było żadnej odpowiedzi. Zaczęła sobie znów zarzucać, tym razem, że niepotrzebnie posłuchała rady Adama. Że jedyną osobą w jej życiu, która udzielała mądrych rad, był ojciec, i że bez niego nie potrafi sobie z niczym poradzić. Nakręcała spiralę i wpędzała się w coraz większe poczucie bezwartościowości, a gdy przyszła pora spania, znów nie mogła zasnąć. Powtórzył się scenariusz z poprzedniego wieczoru. Szklanka wina załatwiła sprawę.


Następnego dnia obudził ją potworny ból głowy. Chwilę potrwało, zanim przypomniała sobie, że Maja jest w przedszkolu. Tym razem nawet nie zarejestrowała, że mała przyszła się z nią przed wyjściem pożegnać. Nie miała siły wstać, w skroni strasznie łupało. Podejrzewała, że to z powodu stresów. Dawno nie miała bólów migrenowych i zapomniała już, jak okropne potrafią być. Spróbowała jednak powoli wstać i nieśpiesznie ruszyła do kuchni. Nalała sobie wody i sięgnęła do szuflady po paracetamol. No tak. Jak wezmę to na pusty żołądek, to będzie jeszcze gorzej, bo zacznę rzygać… Muszę najpierw coś przegryźć. Wyciągnęła z chlebaka bułkę, urwała kawałek i zjadła parę kęsów. Potem połknęła tabletkę, popiła wodą i wróciła do łóżka. Po jakimś czasie ból zaczął ustępować, wstała więc i poszła zaparzyć sobie kawy. Była jedenasta trzydzieści. Zjadła trochę i przeszła z kawą do biura. Włączyła komputer i pomyślała, że spróbuje poszukać informacji na temat rodzajów terapii. Siedząc jednak przed monitorem nie mogła się skupić na niczym innym, dopóki nie sprawdziła poczty. Czuła, że i tak nic nie przyszło, ale musiała to zobaczyć. Ku jej zaskoczeniu okazało się, że ma nową wiadomość. Serce zaczęło bić jej szybko i krew uderzyła do głowy. Powróciło pulsowanie w lewej skroni. Gdy zaczęła czytać była tak podekscytowana, że literki rozmazywały jej się przed oczami. Musiała się uspokoić. Krystyna przepraszała, że odpisuje dopiero teraz, ale była u córki i cały czas zajmowała się wnuczką. Poza tym nie miała tam zasięgu sieci, a więc net nie działał. Bardzo ją ucieszyło to, co napisała Alicja. Ona również chętnie poznałaby ją bliżej i zna na to tylko jeden sposób. „Co powiesz Alu, żebyśmy spotkały się gdzieś na mieście? Może w jakiejś kawiarni, albo choćby w Mc’Donaldzie?” A więc jednak. Nie mogła w to uwierzyć. Była już pewna, że wszystko zniszczyła, a okazało się, że jest zupełnie przeciwnie. Adam miał jednak rację i to w obu sprawach. Teraz gratulowała sobie, że go posłuchała w pierwszej i karciła za to, że nie zrobiła tego samego w drugiej. Jeszcze kilka razy przeczytała wiadomość od Krystyny rozważając znaczenie każdego słowa.

Odpowiedź znajomej podziałała na nią tak pozytywnie, że gdy wróciła z Mają do domu, poprosiła małą o to, żeby ta pooglądała sobie bajki albo pobawiła się u siebie, bo „mamusia spróbuje popracować”. Prowadząc wewnętrzny dialog z Jerzym, bo przecież musiała mu się pochwalić, jak ostatecznie zakończyła się ta sprawa, zaczęła przygotowywać tekst i odpowiedni plik na komputerze. Tym razem spróbowała ruszyć „La cuarentena” Goytisolo. Udało jej się przełożyć na polski dwa akapity, po czym odczuła głębokie zmęczenie. Wydanie, z którego korzystała miało sto dziesięć stron, a ona była dopiero na czterdziestej trzeciej. Nie mam pojęcia, kiedy ja to skończę. Jeśli pójdzie mi to w takim tempie, to się do jesieni nie wyrobię. Tekst miał być oddany najpóźniej do końca kwietnia, ale w wydawnictwie chcieli, żeby poszedł do druku wcześniej, niż było to zapowiadane. Alicja uważała, że „Kwarantanna” na pewno bardzo wzbogaci naszą literaturę, choć z pewnością nie była to łatwa lektura. Niemniej jednak bardzo ciężko pracowało jej się nad tą pozycją zwłaszcza teraz, kiedy jej głowę zaprzątały inne sprawy. W tej chwili najbardziej interesowało ją to, jak wypadnie spotkanie z Krystyną. Nie podała żadnego konkretnego terminu, gdyż ona była dyspozycyjna czasowo i pasował jej praktycznie każdy dzień. Napisała, że o czternastej odbiera córkę z przedszkola i w tym czasie nie może, ale wcześniej albo od godziny osiemnastej już jej pasuje. Podzieliła się też informacją, że bardzo lubi małą kawiarenkę Kominek przy Starym Rynku i jeżeli dla Krystyny nie będzie to za daleko, to chętnie by się z nią tam właśnie spotkała. Pozostało czekać na odpowiedź.

Gdy Adam wrócił z pracy, Alicja odgrzała mu obiad, którego niestety sama nie ugotowała, a gdy jadł opowiedziała pokrótce, jak minął dzień. Był bardzo zadowolony słysząc, że udało jej się popracować.

— Ale to tylko dwa krótkie akapity. Zaledwie kilkadzieścia zdań. — powiedziała z niesmakiem.

— Skarbie, od czegoś trzeba zacząć. Miałaś długą przerwę. Nie od razu Kraków zbudowano. — próbował ją podnieść na duchu.

— Tak, tylko jeśli będę pracować w takim tempie zerwą ze mną kontrakt. I przepadnie zaliczka.

— A z jakiej racji? Przecież część tekstu i tak by dostali. — próbował ustalić fakty.

— Oj, Adam. Nie wiesz, jak to jest? Nie wywiążesz się z umowy, to dupa blada, noo… — Alicja zaczynała się nakręcać, więc zmienił temat.

— Cieszę się, że z tą, yyy… Krystyną się tak ułożyło. — jego mina zdawała się wyrażać zdanie „A nie mówiłem?”

— Kamień spadł mi z serca, gdy przeczytałam wiadomość od niej. Naprawdę myślałam, że już po sprawie. — teraz była znów podekscytowana. — Czekam właśnie na jej odpowiedź w sprawie spotkania. Musimy się jakoś umówić. Zaproponowałam Kominek, fajnie, nie? — zamyśliła się głęboko. Wiedział, że powróciły wspomnienia. Dobre wspomnienia.


Mail przyszedł wieczorem. Właśnie położyła Maję spać i chciała zrobić sobie kąpiel, ale przedtem poszła jeszcze sprawdzić pocztę. Krystyna zaproponowała środę pod wieczór lub czwartek około jedenastej. Odpowiadała jej wybrana przez Alicję kawiarenka, tak więc do Alicji należała ostateczna decyzja. Natychmiast pobiegła do salonu. Adam oglądał właśnie jakiś film.

— Co powiesz, gdybym spotkała się z nią w środę około osiemnastej trzydzieści? — była podniecona tą perspektywą. Adam musiał chwilę pomyśleć, gdyż oderwała go od ciekawej sceny.

— Kochanie, przecież w środę po pracy jeżdżę z twoją mamą na cmentarz do ojca, zapomniałaś? Może wybrałabyś się z nami tym razem?

— Nie, nie odczuwam takiej potrzeby. Czyli w czwartek do południa. — mówiła już bardziej do siebie. — Dla mnie ojciec nadal żyje. — dodała wychodząc. Adam spojrzał na nią zdziwiony, ale zaraz wrócił do oglądania filmu.

Odpowiedziała zatem, że pasuje jej czwartkowy termin. Zadała jeszcze pytanie, jak się rozpoznają nawzajem, w końcu na temat wyglądu nigdy nie rozmawiały. Wysłała wiadomość i poszła się kąpać. Cały czas zastanawiała się, jak to będzie wyglądało, o co zapytać, czego lepiej nie mówić i czy rozmowa będzie się kleiła. Nigdy wcześniej nie spotykała się z kimś poznanym w ten sposób, więc była pełna obaw, ale i nadziei. Potrzebowała zrozumienia, a ze strony Krystyny je otrzymywała. Gdy wyszła z wanny poszła jeszcze sprawdzić pocztę. Wiadomość brzmiała „Rozpoznasz mnie. Mam rude włosy i czeszę je w kok. Do czwartku.”

Rozdział 7

W czwartek Alicja nastawiła sobie budzik na ósmą trzydzieści, ale wstała już, gdy Adam z Mają wychodzili z domu. Chciała się odpowiednio przygotować. Umyła włosy i zaparzyła sobie kawę. Po śniadaniu poszła do sypialni, otworzyła szafę i przejrzała wiszące w niej ubrania. Nie mogła się zdecydować, co włożyć. W końcu wybrała czarną wełnianą spódnicę do kolan i dopasowany kaszmirowy golf. Ułożyła rzeczy na łóżku. Zima już znacznie ustąpiła, ale temperatura nadal utrzymywała się w granicach zera. Gdy wysuszyła włosy i popatrzyła na swoją poszarzałą twarz stwierdziła, że musi się pomalować, gdyż wygląda, jak własna matka. Nie miała jeszcze zmarszczek, jednak skóra twarzy była wyraźnie zmęczona. Przydałaby się jakaś maseczka, ale nie mam do tego głowy. Jestem ostatnio tak zaniedbana… Aż dziwię się, że Adam sypia ze mną jeszcze w jednym łóżku.

Alicja zawsze lubiła o siebie dbać. Przed śmiercią Jerzego, nawet, gdy był już w ciężkim stanie, zawsze chodziła ładnie ubrana, uczesana i pomalowana. Gdy teraz spoglądała w lustro, widziała jak okropnie wygląda i z jednej strony nienawidziła siebie za to, a z drugiej to olewała. Nie miała ochoty stroić się, ani malować. Te sprawy straciły na znaczeniu, ale dziś chciała prezentować się przynajmniej przyzwoicie. Wiedziała, że aby dojechać na czas, będzie musiała wyjść z domu o dziesiątej piętnaście. Chciała być chwilę wcześniej, żeby móc ze spokojem zająć stolik i obserwować klientów Kominka, kiedy miałaby się w nim pojawić Krystyna. Była gotowa już przed dziesiątą. Zniecierpliwiona obserwowała przesuwające się powoli wskazówki. Dłonie miała spocone, a serce biło jej mocniej. Czuła się trochę tak, jak przed pierwszą randką. Dziwne emocje. Ciekawe, czy Krystyna przeżywa to podobnie. Chciała wypaść jak najlepiej, nie popełniając żadnej gafy. Zależało jej na tym, aby przypaść znajomej do gustu. Miała również nadzieję, że Krystyna okaże się w rzeczywistości tak miłą osobą, jaką wydawała się być z e’maili. Nie mogła wytrzymać i nie czekając dłużej wyszła z domu o dziesiątej. Dojazd zajął jej pół godziny. Na dojście pozostało kilka minut, miała zatem sporo czasu. Mijała po drodze Rossmana i postanowiła wejść na chwilę. Może jednak zobaczę jakąś maseczkę. Ale wybór był tak duży, że musiałaby tu chyba przesiedzieć kilkanaście minut, żeby się zdecydować. Przeszła zatem między regałami i zatrzymała się przy damskich perfumach. Zwróciła uwagę na nowość Halle Berry. Spodobał jej się. Psiknęła się za uchem. Lubiła ładnie pachnieć. To zawsze poprawiało jej nastrój. Wyszła ze sklepu i ruszyła szybkim krokiem do Kominka. Była piętnaście minut przed czasem. Gdy weszła do środka nie zauważyła w pierwszej chwili nikogo. O tej godzinie z reguły było mało klientów. Dopiero wieszając kurtkę, za filarem, przy swoim ulubionym stoliku ujrzała rudowłosą kobietę. Spoglądała na nią i niepewnie się uśmiechała. Podeszła ze ściśniętym gardłem i uśmiechem na ustach. Krystyna wstała. Okazała się wyższą od Alicji o jakieś pięć centymetrów, szczupłą kobietą o łagodnych rysach twarzy. Lekko spiczasty nos nadawał jej wyrazistości. Nosiła luźno upięty kok i pojedyncze pasemka włosów opadały gdzieniegdzie na ramiona. Biło od niej jakieś ciepło. Alicja miała wrażenie, że spotkała osobę z innego świata.

— Witaj, jestem Alicja. — uśmiechnęła się szerzej i podała jej dłoń.

— Witaj Alu, miło mi cię poznać. Krystyna, ale możesz mi mówić, jak chcesz. — uśmiechnęła się serdecznie i uścisnęła dłoń Alicji biorąc ją w obie ręce. Tym miłym gestem sprawiła, że ta poczuła się spokojniejsza. Usiadły. Po chwili zjawił się kelner i patrząc na Alicję zapytał, czy coś podać. Ona z kolei spojrzała na Krystynę, ale tamta podziękowała. Zamówiła więc dla siebie herbatę z cytryną. Z początku rozmawiały niepewnie, badając grunt, ale gdy wyczuły, że nadają na jednej fali rozmowa szybko nabrała rumieńców. Dyskutowały właśnie o pracy Alicji i o tym, jak teraz ciężko jej się na niej skupić, gdy Krystyna powiedziała, że miała podobne problemy po śmierci Leszka. Dzieci w szkole przychodziły wypożyczać lektury, a ona gubiła się wśród dobrze znanych sobie książek. Pytały, co mogłaby polecić, a ona miała zupełną pustkę w głowie. Doskonale zatem rozumiała stan Alicji. Gdy jednak ta zapytała o sposoby, jakimi udało jej się z tym uporać, Krystyna powiedziała otwarcie, że nie poradziłaby sobie bez wsparcia i pomocy doktora Sikorskiego. Nadal do niego uczęszcza i jest bardzo zadowolona z pracy, jaką udało jej się wykonać nad sobą. Alicja słuchała, jak zahipnotyzowana. W głowie kotłowało jej się pytanie Czy to coś dla mnie? Tato, błagam daj mi jakiś znak. Jeśli to coś dla mnie i ja też powinnam skorzystać, daj mi znak.

Na kominku palił się ogień. W kawiarni oprócz nich nie było nikogo. Mimo, że siedziały w sporej odległości od baru i starały się mówić cicho, Alicja zauważyła, że kelner dziwnie im się od jakiegoś czasu przygląda. Powiedziała o tym Krystynie.

— Alu, a czemu się dziwisz? Jesteś bardzo atrakcyjną kobietą. Nic dziwnego, że się gapi. — powiedziała, uśmiechając się szczerze. Miała mnóstwo drobniutkich piegów i zaróżowione policzki.

— Może jednak zamówisz sobie coś?

— Nie Alu, jest już prawie pierwsza. Bardzo miło mi się z tobą rozmawia. Naprawdę, nie wiem, jak ten czas zleciał…

— Przyznam, że mnie z tobą również. Mam wrażenie, że nadajemy na tej samej fali. — wtrąciła Alicja, ale szybko umilkła, gdyż widziała, że Krystyna chciała coś dodać.

— Ale dziś będę już musiała lecieć. Obiecałam koleżance, że pomogę jej zrobić na zapleczu porządek z książkami. Biblioteka jest dziś czynna do czternastej, tak więc akurat zajadę na czas.

— Rozumiem. Mam jednak nadzieję, że się jeszcze spotkamy? — powiedziała z nadzieją Alicja.

— Ależ oczywiście. Będziemy miały jeszcze wiele okazji. Na pewno.

Alicję bardzo ucieszyły te słowa. Pierwszy raz od pogrzebu miała poczucie miło spędzonych chwil. Pierwszy raz od śmierci ojca oderwała się od domowej codzienności i nie miała z tego powodu wyrzutów sumienia. To był naprawdę miło i dobrze spędzony czas.

Gdy wracała do samochodu weszła ponownie do Rossmana, miała bowiem jeszcze trochę czasu, żeby odebrać Maję. Po kilkunastu minutach wybrała wreszcie maseczkę odpowiednią do swojego typu cery i podeszła do kasy. Nie zabrała gotówki, więc musiała płacić kartą. Gdy przyszło wpisać pin stanęła, jak wmurowana. Przełknęła ślinę, a serce zaczęło jej łomotać. Kurcze, jak to było? Zapomniałam…

— Proszę podać pin i wcisnąć zielony. — powtórzyła kasjerka.

— Tak, już, momencik… — powiedziała zakłopotana Alicja. Czuła, że robi jej się gorąco i zaczyna się pocić. Klientka za nią już wzdychała i przestępowała z nogi na nogę.

— Będzie pani płacić? — zapytała ekspedientka, gdyż terminal przerwał połączenie z powodu zbyt długiego oczekiwania.

— Przepraszam, ale zapomniałam pinu. — Alicja była czerwona na twarzy i miała ochotę zapaść się pod ziemię.

— Zdarza się. — pocieszała kasjerka. — Czyli co, anulujemy?

— Tak. — spuściła wzrok. — Jeszcze raz przepraszam.


W drodze po Maję zachodziła w głowę, jak mogła zapomnieć cztery cyfry. Przecież używała tej karty od dwóch lat. Nigdy wcześniej jej się to nie zdarzyło. Nadal nie mogła sobie przypomnieć. Nie wiedziała z czym powiązać tą liczbę. W głowie miała pustkę. Postanowiła nie przyznawać się do tego mężowi, gdyż spodziewała się jego reakcji. Zapewne by ją wyśmiał. Przez ostatnie trzy tygodnie starał się być wyrozumiały, ale zauważyła, że już kończy mu się cierpliwość. Powoli wracał dawny Adam. Już jakiś czas po ślubie zauważyła, że nie bardzo może liczyć na jego wsparcie w trudnych momentach. Na początku bardzo ją to bolało, ale z czasem przywykła. Miała przecież oparcie w ojcu i gdy tylko potrzebowała się wyżalić, czy poprosić o radę w jakiejś trudnej sprawie, to zawsze mogła liczyć na jego pomoc. Niestety, teraz to się zmieniło i Alicja czuła się jak małe dziecko, które zgubiło się w supermarkecie. Nie wiedziała zupełnie, jak odnaleźć się z tej sytuacji.

Gdy wchodziła z małą do klatki, spotkała Monikę. Sąsiadka mówiła, że już stęskniła się za ich wieczorkami przy herbatce i serdecznie zapraszała ją do siebie. Alicja podziękowała i powiedziała, że być może skorzysta, gdy poczuje się lepiej. Szczerze mówiąc nie miała nastroju, ani ochoty na „plotki”. Owszem, Monika była bardzo fajną kumpelką. Zawsze można było liczyć na jej pomoc, ale żyła zupełnie innym życiem. Alicja obawiała się, że w tej chwili nie znajdą wspólnego języka. Być może potrzebowała odskoczni, ale czy takiej?


Po powrocie z pracy Adam był ciekawy, jak się udało spotkanie. Opowiedziała pokrótce, celowo nie wdając się w szczegóły, a on nie wypytywał. Podkreśliła jednak, że Krystyna zrobiła na niej wyjątkowe wrażenie swoim ciepłem i dobrodusznością.

— Rzadko się dzisiaj spotyka takich ludzi, wiesz? — powiedziała w zamyśleniu.

— Hm… Chyba naprawdę musi coś w sobie mieć. Z reguły jesteś nieufna w stosunku do obcych. — był zaskoczony, ale zachowanie żony w ostatnim czasie znacznie odbiegało od normy. Znał to jednak z przeszłości.

— Tak. Z pewnością coś w sobie ma. — nagle wyrwała się z zamyślenia. — Zaraz odgrzeją ci pizze.

— W porządku. Zajrzę do Mai.


Kiedy rozmawiała w piątek z Teresą i ta zapytała ją, czy nie przyjechaliby w sobotę albo w niedzielę, Alicja zamarła. Nie wiedziała, co odpowiedzieć matce. Nie chciała po raz kolejny kłamać, ale jak powiedzieć prawdę? Teresa nigdy jej za bardzo nie rozumiała. Fakt, starała się być dobrą matką, ale empatia nie była jej mocną stroną. Gdy Alicja próbowała jej coś opowiedzieć albo wytłumaczyć, szybko traciła cierpliwość i kwitowała:

— Wiesz, bo ja na twoim miejscu…

— Ale nie jesteś na moim miejscu, mamo. — mówiła zrezygnowanym tonem Alicja i to był zawsze koniec każdej rozmowy. Bolało ją, iż matka nie potrafi zrozumieć, że ona jest inna. Że różni się od niej pod wieloma względami. Że jej wrażliwość i wycofanie często jest powodem wielu problemów. Tata zawsze uważnie jej słuchał. Nigdy nie przerywał. Czasem tylko zadawał jakieś pytania, aby dowiedzieć się więcej. Próbował wczuć się w jej położenie, a później pomóc jej znaleźć jak najlepsze wyjście z sytuacji. Tak bardzo brakowało jej go teraz. Jak miała powiedzieć mamie, że nie chce do niej przyjechać, bo w tym domu jest tak wiele rzeczy ojca. Że nie może jej odwiedzić, bo gdy się tam pojawi, to wszystko runie…

Gdy Alicja częściowo wytłumaczyła matce, co jest powodem jej niechęci do odwiedzin na Piastowych, Teresa odpowiedziała

— Kochanie, większość rzeczy już uporządkowałyśmy i powynosiłyśmy z Katarzyną…

Co?! Jak?! Alicja była w takim szoku, że zupełnie nie docierało do niej to, co matka dalej mówiła. Uporządkowały, jak? Jak one mogły? Co to w ogóle znaczy „powynosiłyśmy”? W głowie kłębiły jej się dziesiątki pytań, gdy nagle usłyszała głośniejsze:

— Halo! Alicja… Jesteś tam? — Teresa zdawała się być zniecierpliwiona.

— Yy… Tak, jestem. — odchrząknęła.

— Więc pytałam, czy będziesz chciała je zabrać?

— Co zabrać? — zapytała zdezorientowana, nadal będąc pod wpływem tego, co usłyszała wcześniej. Miała ochotę wykrzyczeć matce, co myśli, ale była w takim szoku, że nie mogła zebrać myśli.

— Te rzeczy ojca, o których mówiłam.

— Wybacz mamo, ale nie jestem w stanie teraz o tym rozmawiać. — i rozłączyła się.


Ta wiadomość strasznie wytrąciła ją z równowagi. Starała się zrozumieć Teresę, ale nie potrafiła. Wyobrażała sobie, że matce nie jest łatwo mieszkać w otoczeniu przedmiotów należących do zmarłego męża, ale mimo wszystko… Tak po prostu pousuwać ślady ojca? To było oburzające. Nie potrafiła pojąć, jak można kogoś przez tyle lat kochać i żyć z nim pod jednym dachem przez trzydzieści pięć lat, a potem go „uporządkować i powynosić”. W tym momencie wszystko zawaliło jej się po raz kolejny. Jakoś sobie wymyśliła, że on nadal tam jest. Przez te wszystkie pozostawione po sobie rzeczy, zdjęcia, przedmioty, które sam wykonał był obecny w tym domu i tylko jej wizyta w nim mogłaby to wyobrażenie zepsuć. Dlatego do tej pory unikała odwiedzin w rodzinnym domu. Chciała w ten sposób podtrzymać iluzję, że ojciec żyje. Teraz ta iluzja rozpłynęła się w dwóch słowach, a Alicja nie potrafiła spojrzeć prawdzie w oczy.

Nie dam rady. Nie poradzę sobie sama. Nie umiem. Nie wiem od czego zacząć. Teraz już wszystko się rozsypało… Usiadła przed komputerem i postanowiła napisać do Krystyny. Poprosiła o podanie namiarów do swojego terapeuty. Napisała, że przemyślała sprawę i wie, że sama nie wyprowadzi siebie z obecnego stanu, więc jeśli ona nie ma nic przeciwko, to chętnie skorzystałaby z pomocy kogoś sprawdzonego.


Przez resztę weekendu chodziła, jak struta. Nie pojechała do matki. Teresa zadzwoniła jeszcze w sobotę rano, ale Adam powiedział, że Alicję chyba złapało przeziębienie. W tej sytuacji przyjechały z Kaśką następnego dnia. Przywiozły placek i wyciągnęły ją na chwilę z łóżka. Była zła. Nie miała na to najmniejszej ochoty. Po tym, co usłyszała w piątek nie mogła na nie patrzeć, a z drugiej strony nie mogła patrzeć na siebie za to, że jest taka surowa. Cierpiała i to powodowało, że nie potrafiła racjonalnie ocenić sytuacji i spojrzeć na sprawę z dystansu.

Adam był sfrustrowany. Widział, że jej stan znów się pogorszył, ale nie wiedział do końca, co jest przyczyną. Alicja, bojąc się oceny, przestała dzielić się własnymi przemyśleniami i odczuciami. Jeszcze bardziej zamknęła się w sobie i tylko zdawkowo informowała go o tym, co konieczne. Nauczona doświadczeniem wiedziała, że nie może polegać na jego współczuciu. Okazywanie zrozumienia nie należało do jego mocnych stron. Sam zdawał sobie z tego sprawę. Doskonale wiedział, że nie raz zawiódł. Choćby wtedy, gdy po urodzeniu Mai, Alicja wpadła w depresję poporodową. Zamiast być z nią wtedy, pomóc i wesprzeć, bardzo szybko uciekł w pracę. Postarał się nawet o wyjazdy w delegacje. Wszystko po to, żeby nie musieć wstawać po nocach do małej, gdyż płacz dziecka działał mu strasznie na nerwy. Nie mógł też przyzwyczaić się do nowej wersji swojej zawsze wcześniej atrakcyjnej żony. Tak więc, nie był zaskoczony tym, że Alicja nie szuka w nim oparcia i nie zwierza się z tego, co ją trapi. Zastanawiał się tylko, gdzie znajdzie pomoc i wsparcie, których potrzebuje, bo że ich potrzebowała nie ulegało wątpliwości.


W poniedziałek rano wstała w bardzo kiepskim nastroju. Nie miała zupełnie ochoty nic zjeść, więc wypiła tylko kawę. Myślała o tym, żeby pojechać na Rejtana, gdyż tam mieścił się ośrodek, w którym przyjmował doktor Sikorski. Krystyna wytłumaczyła jej, że budynek znajduje się w głębi, nie zaraz przy ulicy, że jest parterowy i na pewno go znajdzie, gdyż jest oznakowany. Alicja biła się jeszcze z myślami, nadal miała wątpliwości. Jednak wiedziała, że bez pomocy specjalisty wychodzenie z tego stanu zajmie jej sto lat. Na to nie mogła sobie pozwolić. Ubrała się, dla pewności zapisała na kartce adres i pojechała. Zaparkowała na ulicy. Musiała znaleźć parkomat, gdyż była to strefa. Później sprawdziła numer, ale coś się nie zgadzało. Weszła do dużego ośrodka zdrowia, mimo, że stał on niemal zaraz przy ulicy. Nie było tam jednak specjalizacji z zakresu zdrowia psychicznego. Wyszła zatem i ruszyła ulicą w kierunku przeciwnym do tego, z którego przyszła. Za drzewami ujrzała niski budynek z tabliczką NFZu. Serce zabiło jej mocniej. Udała się w kierunku wejścia. Na wprost znajdowała się rejestracja. Alicja poczuła nagle, że ma strasznie sucho w ustach. Podeszła do okienka i zapytała o doktora Sikorskiego. Usłyszała w odpowiedzi, że dziś nie przyjmuje. Powiedziała, że chciałaby się do niego zapisać na pierwszą wizytę. Poprosiła o możliwie jak najszybszy termin. Kobieta w rejestracji sprawdziła terminarz i powiedziała, że jutro godzina dziesiąta piętnaście jest wolna, gdyż pacjent zrezygnował. Alicja poprosiła, żeby ją zapisać.

Wyszła, sama do końca nie wierząc w to, co się stało. Ale podjęła już decyzję. Postanowiła sobie pomóc i miała nadzieję, że to słuszna droga.

Rozdział 8

W poczekalni było dwóch pacjentów. Siedzieli oni jednak po przeciwnej od rejestracji stronie korytarza i Alicja domyśliła się, że czekają do psychiatry. Była strasznie zdenerwowana. Nie wiedziała czego się spodziewać. Zapomniała nawet zapytać Krystynę, w jakim wieku jest doktor. Miała nadzieję, że nie będzie to jakiś młodziak zaraz po studiach. Poczuła, że cała się trzęsie. Zastanawiała się, czy z emocji, czy z zimna. Wydawało jej się, że panuje tam dziwny chłód, jakby kaloryfery nie grzały. Po chwili drzwi się otworzyły i usłyszała „Proszę”. Wstała, ale nogi miała jak z waty. Pokonała jednak stres i weszła do gabinetu. Był dość duży, ale mało umeblowany. Stała w nim zaledwie przeszklona do połowy szafa, biurko i krzesło dla pacjenta. Na drugim siedział doktor Sikorski. Wstał, żeby się z nią przywitać. Był to mężczyzna średniego wzrostu i postury, dobrze po pięćdziesiątce. Jego ciemne włosy gdzieniegdzie przykrywała siwizna. Nosił okulary, a pod nosem krótko przystrzyżonego wąsika. Wyciągnął do Alicji rękę, przedstawił się i usiadł wskazując jej drugie krzesło. Zajęła miejsce nie zdejmując płaszcza. Nadal się trzęsła.

Chwilę popatrzeli na siebie w milczeniu, po czym doktor oparł się o biurko, zsunął lekko okulary i spojrzał na nią znad szkieł.

— To może na początek coś mi pani o sobie opowie. Tyle ile chce pani, żebym wiedział. Jeśli będę chciał wiedzieć więcej, to wtedy dopytam, ale jeśli nie będzie pani chciała odpowiedzieć, to w porządku. OK.?

— Dobrze. — westchnęła. — Więc… to nie jest takie proste. — spojrzała na niego z ukosa. Zebrała myśli i zaczęła. — W maju skończę trzydzieści dwa lata, jestem matką czteroletniej dziewczynki, mam męża. Trzydziestego stycznia zmarł mój ojciec i od tego czasu wszystko mi się zawaliło. Nie potrafię zajmować się domem, nie mogę się skupić na pracy zawodowej, trudności sprawia mi nawet bycie matką. Jestem niedobrą córką, chociaż wiem, że moja mama też przeżywa stratę, ale nie umiem się pogodzić z tym, że taty już nie ma…

— Mhm… W jakich okolicznościach zmarł pani ojciec?

— Chorował na raka. Ostatnie sześć tygodni życia spędził w Hospicjum. Tam umarł.

— Mówi pani, że jest mężatką. Od jak dawna?

— Sześć i pół roku. Ale w sumie razem jesteśmy od dziewięciu lat.

— Mhm… Mieszkają państwo razem z pani rodzicami? To znaczy, czy mieszkali państwo razem…

— Nie, mamy z mężem swoje mieszkanie. — Alicję zaczynały dziwić te wszystkie pytania.

— OK. Przepraszam, ale muszę ustalić parę faktów. Czego oczekiwałaby pani od terapii? W czym miałbym pani pomóc?

Alicja przez dłuższą chwilę się nad tym zastanawiała. Nie potrafiła sprecyzować swoich potrzeb. Spuściła głowę i zamknęła oczy. Wsłuchała się w siebie i wyrzuciła:

— Chcę wyrazić żal po stracie ukochanego człowieka i poradzić sobie z towarzyszącymi temu innymi emocjami, które wpływają na całe moje życie.

— Rozumiem. Na początek pomogę pani przeżyć żałobę po ojcu. Nie mogę zabrać pani bólu, ani sprawić, aby był mniejszy, ale mogę i chcę w nim pani towarzyszyć.

Alicję bardzo ukoiły te słowa. To było to, czego teraz potrzebowała. Kogoś, kto będzie przy niej. Nie bardzo wiedziała w jaki sposób ma się to zadziać, ale mimo wszystko było to krzepiące. Świadomość, że nie będzie z tym bólem sama dodawała jej otuchy.

— Dziękuję, chyba właśnie to jest mi potrzebne.

— Czy zechciałaby pani opowiedzieć mi więcej o ojcu?

— Tak, oczywiście. Tata jest, znaczy był dla mnie najwspanialszym ojcem, jakiego mogłam sobie wyobrazić. Zawsze poświęcał mi czas i uwagę, nawet wtedy, gdy dorosłam i założyłam rodzinę. Zawsze też służył dobrą radą i obiecał, że nigdy mnie nie opuści… — Alicja zaczęła płakać. Schowała twarz w dłoniach i nie mogła się uspokoić. Doktor podsunął jej stojące na biurku pudełko z chusteczkami. Wyciągnęła kilka i przytknęła do nosa. — Mówił, że zawsze będzie ze mną… — znów łzy potoczyły się strużkami po jej pobladłych policzkach. — A teraz go nie ma. Jednak mnie zostawił.

Gdy Alicja mówiła, on słuchał czasem notując coś na jakiejś karcie.

— Czuje się pani opuszczona przez ojca?

— W pewnym sensie — wyłkała po dłuższej chwili.

— Mhm… — nie naciskał. Chciał, żeby sama mówiła.

— W pewnym sensie, bo przecież nie zachorował celowo i nie umarł też celowo. — powiedziała po chwili dłuższego zastanowienia.

Doktor wpatrywał się w nią bez słowa przenikliwym wzrokiem, ale jego twarz nie była surowa. Po prostu cierpliwie czekał, aż będzie w stanie dalej mówić.

— Wiedział jednak, jak bardzo go potrzebuję, że jest moim przyjacielem i wsparciem, a mimo to… — Alicja nie była w stanie tego powiedzieć. Nie mogła! Nie wolno jej było! Wstała i zaczęła nerwowo krążyć po gabinecie. Miała na to sporo miejsca. Jak ty w ogóle możesz tak myśleć?! Jak ci to przyszło do głowy?!

Doktor obserwował Alicję i domyślał się, jaki wewnętrzny bój toczy ona z samą sobą. Po jakimś czasie usłyszała za drzwiami hałasy i czyjeś głosy. To przywołało ją do teraźniejszości i wróciła na miejsce.

— Panie doktorze, nie mogę. To dla mnie za trudne. — była rozdygotana.

— Rozumiem, że jest pani ciężko. Myślę jednak, że właśnie uświadomiła sobie pani ważną rzecz. A to, co pani czuje nie jest ani dobre, ani złe. To emocje, do których każdy człowiek ma prawo. Są naturalną częścią naszego bytu. — mówił powoli, a jego głos działał na Alicję uspokajająco. — Smutek, złość, strach to uczucia, które są tak samo potrzebne, jak radość, spokój, czy pewność. To, że odczuwa pani którekolwiek z nich nie oznacza, że jest pani złą córką, żoną, czy matką. Ma pani prawo do swoich uczuć. A tu może je pani bezpiecznie wyrażać.

Alicja westchnęła głośno. To, co mówił było takie dobre. Chciałaby uwierzyć, że tak jest naprawdę. Zaczęła ponownie już trochę spokojniej.

— Chodzi o to, że… — znów się zacięła — Że on się poddał. — wydusiła wreszcie i popatrzyła z przerażeniem na doktora, ale jego twarz się nie zmieniała. Nadal miała ten sam, pełen skupienia, ale i współczucia wyraz. To ją zachęciło, aby mówić dalej. — Przestał walczyć. Przecież tyle się słyszy, że ludzie wychodzą z najgorszego, jeśli mają odpowiednie nastawienie, jeśli się psychicznie nie poddają. Myślę, że on sobie odpuścił, gdy się dowiedział, że ma raka. Nastawił się na to, że umrze i w tym sensie mnie opuścił. — dokończyła szlochając. Nie mogła uwierzyć, że to powiedziała, że w pewnym sensie oskarżyła ojca. Zakręciło jej się w głowie i zrobiło słabo. Pozwolił jej pobyć z tymi uczuciami przez chwilę, a później zapytał:

— Czy umie pani nazwać to uczucie, które teraz najbardziej w pani wzbiera?

— Nie wiem, złość?

— A gdzie je pani czuje? Gdy mi pani o tym opowiadała, to proszę sobie przypomnieć, co pani czuła? Co się działo z pani ciałem?

Alicja wsłuchiwała się w siebie przez dłuższą chwilę.

— Ściska mi żołądek i wnętrzności, płaczę i czuję się ogólnie słabo. — zamyśliła się. — To chyba nie jest złość… To raczej jakiś ból albo żal. — powiedziała ze smutkiem.

Uświadomienie sobie, że ma żal do ukochanego ojca, który umarł na raka nie było przyjemnym odkryciem. Ale chyba zrozumiała, że nie może wypierać z siebie tego, co czuje. Próbowała to robić przez cały miesiąc i skutki tego były opłakane.

— Pięknie, to jest żal. Każdy z nas odczuwa go trochę inaczej, ale niewątpliwie podobnie. Teraz, gdy poznała pani jedną z emocji, które towarzyszą jej żałobie, dobrze byłoby ten żal oswoić i zaakceptować. Po prostu pozwolić mu być i poprzyglądać mu się. Możemy to zrobić razem na następnej sesji.

— Dobrze. — zgodziła się. Nie bardzo rozumiała, co doktor ma na myśli pod pojęciem „poprzyglądać”.

— Dziś chciałbym jeszcze na koniec poprosić panią o to, by… Wiem, jak dziwnie to może zabrzmieć, gdyż dopiero mnie pani poznała, a na to potrzeba czasu. Jednak chciałbym panią prosić, by spróbowała mi pani zaufać. — spojrzał na Alicję znad okularów i uśmiechnął się delikatnie. Mimo całej swojej nieufności do ludzi musiała przyznać, że ten człowiek budził jej sympatię. Nie umiała jeszcze powiedzieć, czy wiąże się to z zaufaniem, ale wzbudzał jakiś posłuch. A jego głos działał na nią kojąco.

— Żal, który pani odczuwa jest czymś oczywistym w obliczu śmierci kogoś bliskiego. Chciałbym, aby go pani spróbowała dopuścić także do swoich myśli. Aby się pani nie bała wniosków, które wypłyną. A gdy spotkamy się następnym razem, porozmawiamy o nich. Dobrze?

Alicja była nieco zaskoczona.

— To wszystko?

— Proszę mi wierzyć, że będzie pani miała pełną głowę roboty. — zaśmiał się serdecznie, a ona odpowiedziała niepewnym uśmiechem. — Jak się pani teraz czuje?

To pytanie zbiło ją z tropu. Szczerze mówiąc nie umiała na nie odpowiedzieć. Miała tak wymieszane w głowie i uczuciach, że nie potrafiła określić.

— Nie wiem. Nie umiem powiedzieć. Dziwnie.

— Mhm… Rozumiem, że nie jest łatwo nazwać tego, co się teraz w pani dzieje. Będziemy się przyglądać różnym emocjom, żeby się nauczyć je określać. Następne spotkanie proponowałbym za tydzień, czyli dziewiątego marca. Mam wolną godzinę dwunastą, pasowałoby pani?

— Tak, może być.

— W takim razie do zobaczenia. — wstał i podał jej dłoń.

— Dziękuję, do widzenia. — odpowiedziała skołowana. Pozostało wyjść i po sprawie. Ale nie bardzo miała ochotę stamtąd wychodzić. Gdy była przy drzwiach, odwróciła się i posłała doktorowi słaby uśmiech. Odpowiedział serdecznym skinieniem głowy i wrócił do papierów na biurku.

Gdy wyszła, jeden z pacjentów nadal siedział pod gabinetem. Przechodząc obok rejestracji i skręcając do wyjścia usłyszała.

— Przepraszam panią bardzo… miałaby pani dwa złote? Nie mam na chleb. — mówił niewyraźnie. Czuć od niego było alkoholem i wyglądał na brudnego. Alicja sięgnęła do torebki. Ojciec nauczył ją, że nie należy odmawiać potrzebującym. Pomyślała, że może ten człowiek dużo wydaje na leki. Wyciągnęła pięciozłotówkę i podała mu.

— Ślicznie pani dziękuję, naprawdę! Niech pani Bóg błogosławi i… — mówił coś jeszcze, ale Alicja już nie słyszała, gdyż wyszła na zewnątrz. Był wyjątkowo słoneczny dzień. Żałowała, że nie wzięła okularów przeciwsłonecznych, bo aż trudno było patrzeć. Wreszcie koniec tej ciężkiej zimy. Przeszła kawałek w stronę pobliskiego parku. I co dalej? Mam dopuścić żal do swoich myśli i wyciągnąć wnioski… Hmm… Każdy ma prawo do odczuwania emocji, gdyż są one naturalną częścią bytu. A jeśli wszystko mi w życiu rozpieprzają, to też OK.? Zapomniałam o to zapytać. Usiadła na ławce i wystawiła twarz do słońca. Posiedziała kilka minut. Mimo wszystko w powietrzu czuć było chłód. Wstała i powoli ruszyła w kierunku samochodu. Gdy zerknęła do komórki była jedenasta dziesięć. Miała zatem sporo czasu, żeby odebrać Maję. Dziwnie się czuła po tej wizycie. Z jednej strony była to jakaś ulga, z drugiej niedosyt. Poza tym miała sama wykonać pewną część pracy i obawiała się, że nie podoła. Ale ogólne wrażenie było pozytywne. Odczuwała nawet swego rodzaju dumę, że już na pierwszej sesji udało jej się dokonać jakiegoś „odkrycia”. Czuła, że z niecierpliwością będzie czekać na kolejny wtorek. Teraz chciała się jak najszybciej podzielić wrażeniami z Krystyną.


Gdy włączyła komputer i weszła na stronę forum, miała już od niej wiadomość z pytaniem „Jak poszło?”

Napisała pokrótce i dodała, że wolałaby szczegółowiej opowiedzieć jej to osobiście, gdy się spotkają. Podała numer swojej komórki, bijąc się dłonią w czoło, że nie pomyślała wcześniej, żeby zaproponować, by wymieniły się numerami i wysłała wiadomość. Później ogarnęła trochę kuchnię i wyszła po córkę.

Wracając z Mają do domu, podjechała do Lidla i zrobiła parę najpotrzebniejszych zakupów. Zaopatrzyła się też w maseczkę do twarzy. Później próbowała wysłuchać opowieści córki o tym, jak dziś wyszli z panią na spacer, a Karolek się przewrócił i leciała mu krew. Udawała przejętą, ale jej myśli były zupełnie gdzie indziej. Gdy Adam wrócił z pracy, chciał wiedzieć, jak poszła wizyta u Sikorskiego. Myślał, że do niego zadzwoni, ale gdy powiedziała, że miała mętlik w głowie i musiała trochę ochłonąć, chyba zrozumiał. Nie wdawała się w szczegóły. Uznała, że to jej osobista sprawa, a że Adama nie interesowała treść, tylko bardziej forma, miała ułatwione zadanie. Pod wieczór odebrała od Krystyny wiadomość z propozycją spotkania się w czwartek, w tym samym miejscu i o tej samej godzinie, co ostatnio. Była usatysfakcjonowana. Po dziewiętnastej zadzwoniła Teresa.

— Witaj Alu, jak się czujesz?

— Cześć mamuś. Już mi lepiej, dzięki. — siliła się na serdeczny ton.

— Dałabyś radę przyjechać do mnie jutro? — Teresa spodziewała się usłyszeć odmowną odpowiedź.

Masz prawo czuć żal. To naturalne emocje. Wyciągaj wnioski.

— Tak mamo. — powiedziała po chwili namysłu. — Mogłabym do południa, zanim odbiorę Majkę z przedszkola.

— Idealnie. Tak się cieszę. — Teresa nie kryła zadowolenia.

— Dobrze mamuś, porozmawiamy jutro. Teraz muszę szykować kąpiel dla małej…

— Tak, tak. Oczywiście. To do jutra, kochanie.

— Dobranoc, mamuś.


Kąpiąc Maję Alicja zastanawiała się, jak będzie wyglądała wizyta na Piastowych. Miała wątpliwości, czy postąpiła słusznie godząc się na zaproszenie. Nie miała na razie zamiaru mówić mamie, ani Kaśce o tym, że zapisała się na psychoterapię. Z jakiegoś powodu chciała, aby to było tylko jej. Z wiadomych powodów Adam musiał wiedzieć, ale poprosiła go, żeby zachował dyskrecję. Pod tym względem mu ufała.

Leżąc w łóżku długo nie mogła zasnąć. Myślała o spotkaniu z doktorem Sikorskim i o tym, co mu powiedziała. Zaczynały ją dręczyć wyrzuty sumienia. Czy faktycznie miała prawo oskarżać ojca o to, że się poddał? Zawiodłam cię. Pewnie jesteś mną rozczarowany. Ale to naprawdę boli, tato. Po prostu odszedłeś, a ja nadal muszę żyć na tym nieszczęsnym świecie. Sama. A Adam? No cóż… Teraz wreszcie mogę ci przyznać rację. Nie myliłeś się. Wiedziałeś, że nie zapewni mi zrozumienia i wsparcia. Ale ja byłam zakochana. Wybacz, że mam żal. Chyba nie powinnam go mieć. Może powinnam zmienić sposób myślenia, ale nie wiem, jak to zrobić. Na razie. Czuję się zbyt samotna. Choć od kiedy poznałam Krystynę jest trochę lepiej. Brakuje mi ciebie, bardzo…


Gdy podjechała pod dom rodziców, brama była otwarta. Serce waliło jej, jak młotem. Ostatni raz była tu w dzień przed śmiercią ojca. Bała się, jak zareaguje w środku, gdy wrócą wspomnienia. Poczuła, że zaczyna jej pulsować w skroni. Zaparkowała na podjeździe przed garażem i zgasiła silnik. Wejściowe drzwi otworzyły się i Teresa stanęła w nich z uśmiechem. Wyciągnęła rękę, aby objąć córkę. Alicja odpowiedziała tym samym. Gdy weszły do środka przywitał ją intensywny zapach, ale zupełnie inny od tego, który dobrze znała. Zaskoczyło ją to, ale postanowiła nie dawać nic po sobie poznać. Gdy weszły do salonu od razu zwróciła uwagę na nowe, kwieciste zasłonki. Zrobiła duże oczy i spojrzała na mamę, a ta zapytała:

— Podobają ci się? — widać było, że jest z nich dumna.

— Tak, są bardzo ładne. — Alicja czuła się dziwnie z tymi zmianami. — Pasują do poduszek na sofie. — o jej nogi zaczął się ocierać Bonifacy.

— Tak, właśnie. Kupiłyśmy je z Katarzyną w zeszłym tygodniu. — Teresa podziwiała nowy nabytek. — A ten zapach, który być może czujesz, to z tych świec. — wskazała na stojące na komodzie słoje. — Chcesz zostać w salonie, czy pójdziemy do kuchni? Muszę wstawić wodę. Czego się napijesz?

— Możesz mi zrobić kawy. Chodźmy do kuchni. — Alicji nie podobały się te nowości, ale nie chciała sprawiać matce przykrości. Nie potrafiła powiedzieć, ilu znajomych rzeczy w nim brakuje, ale pokój wydawał jej się zupełnie obcy. Pogłaskała kota, który wygiął się w łuk i zamruczał.

— Kaśki nie ma? — zapytała w drodze do kuchni tak dla pewności, bo przecież nie widziała przed domem jej samochodu.

— Nie. Jest w szkole. Będzie dziś jeszcze dłużej, bo ma dodatkowo zastępstwo z inną klasą. Później, jak zawsze zebranie. Ostatnio dzieci dają jej się we znaki. Przyszła któregoś dnia zdenerwowana, bo jakiś uczeń strasznie jej pyskował i zapowiedziała, że wezwie rodziców. A to druga klasa. Co mają powiedzieć wychowawcy starszych klas? Dzieci są dziś bardzo krnąbrne. — Teresa nie kryła rozczarowania, ale po chwili uśmiechnęła się. — A jak tam moja Majeczka sobie radzi?

Alicja zdała matce relację. Starała się opowiadać szczegółowo, aby zadowolić babciną dumę. Później rozmawiały trochę o sprawach związanych z ogrodem i o pracy Alicji. Na koniec Teresa wspomniała o rzeczach, które przygotowała dla niej po ojcu. Powiedziała, że są w dużym kartonie w pokoju Jerzego, i że Alicja może iść je przejrzeć, jeśli chce. Ta jednak nie miała na to w tej chwili najmniejszej ochoty, więc powiedziała, że zabierze je do domu i ze spokojem zobaczy, jak będzie miała nastrój. Teresa pomogła córce zapakować pudło do samochodu, a na pożegnanie powiedziała jeszcze.

— Cieszę się, że przyjechałaś. Pojedziesz dziś z nami na grób taty?

— Nie wiem, mamo. Chyba nie jestem na to jeszcze gotowa.

— Rozumiem. — Teresa zrobiła zbolałą minę. Nie rozumiała jednak.

Rozdział 9

W czwartek wstała razem z Adamem. Przygotowała śniadanie dla niego i dla Mai. Był zaskoczony, że udało jej się obudzić tak wcześnie i nie krył zadowolenia. Postanowiła, że przed wyjściem spróbuje jeszcze chwilę popracować. Gdy została sama, zaparzyła sobie kawy i jak zawsze zjadła dwie kromki żytniego chleba. Później przeszła do biura i włączyła komputer. Wzięła do ręki Goytisolo i otworzyła na ostatnio skończonym fragmencie. Przeczytała akapit raz, potem drugi i zastanowiła się chwilę. Jakich słów użyć, aby to najlepiej oddać? O… już wiem. Kliknęła myszką na odpowiedni plik i zaczęła pisać. Przetłumaczyła dwa akapity po czym spojrzała na zegarek. Było już dwadzieścia po dziewiątej. Zapisała wszystko na dysk i wyłączyła komputer. Musiała się pospieszyć, jeśli chciała zdążyć na czas. Ale była zadowolona, że udało jej się zrobić aż tyle.

Ubrała czarną sukienkę, a na szyję założyła komin w delikatne kwiatuszki. Włosy oczywiście spięła klamrą. Po maseczce, którą wczoraj położyła, jej twarz wyglądała znacznie promienniej. Nie potrzebowała nawet pudru. Zrobiła tylko kreski, żeby podkreślić trochę oczy i korektorem zatuszowała cienie. Zadowolona z efektu o dziesiątej dziesięć wychodziła z domu.

Tym razem dojazd zajął jej trochę więcej czasu, gdyż po drodze zdarzył się jakiś wypadek i pas, którym jechała był zamknięty. Policja zorganizowała ruch wahadłowy, więc jazda trwała dłużej. Zdążyła jednak na jedenastą, a gdy wchodziła do kawiarni dostrzegła Krystynę przy tym samym stoliku, co poprzednio. Odwiesiła płaszcz i z serdecznym uśmiechem podeszła się przywitać. Tym razem uściskały się. Zainicjowała to Krystyna, ale Alicja poddała się z wielką przyjemnością. Odwzajemniła uścisk z żarliwością. Naprawdę bardzo polubiła tę kobietę. Gdy usiadły Krystyna zaczęła:

— No to opowiadaj. — nie kryła ciekawości.

— Wiesz… Po pierwsze ucieszyło mnie to, że jest w tym wieku. Mógłby być moim ojcem. — zamyśliła się i na moment posmutniała, ale za chwilę ciągnęła dalej. — Spodobało mi się, jak ze mną rozmawia. Nie naciskał, niczego na siłę nie wyciągał. — Krystyna uważnie słuchała i z uśmiechem potakiwała głową. — Zadawał ciekawe pytania, a to co powiedział bardzo mnie uspokoiło. Ogólnie czuję się lepiej po tej wizycie, choć cały czas się zastanawiam nad zadaniem, jakie mi dał.

— Też dostaję zadania domowe. — powiedziała z uśmiechem. — Chcesz coś więcej o tym powiedzieć?

— Tak. Mam yy… czekaj, jak on to ujął? Dopuścić żal do swoich myśli i wyciągnąć wnioski.

— Mhm. Nie rozumiesz tego?

— No tak nie do końca chyba. — powiedziała pocierając palcem brodę.

— Czujesz żal. I to się dzieje bardziej tu — wskazała dłonią klatkę piersiową. — w sercu. Chodzi o to, żebyś także pozwoliła sobie wpuścić myśl o nim tu — teraz pokazała głowę. — do umysłu. Jeśli przyznasz sama przed sobą, że faktycznie odczuwasz żal i zastanowisz się, skąd on się bierze i jakiemu celowi ma służyć, będziesz mogła wyciągnąć wiele ciekawych wniosków. — mówiła spokojnie i miło było jej słuchać.

— Teraz już kumam. — złożyła ręce i oparła na nich brodę. — Dziękuję, że mi to wyjaśniłaś. Dopuszczam już myśl o żalu. Tak mi się przynajmniej wydaje. Teraz muszę to przeanalizować. — powiedziała mrużąc oczy. Z zamyślenia wyrwał ją głos kelnera.

— Coś podać?

— Ja dziękuję. — szepnęła Krystyna.

— Dla mnie herbata z cytryną.

— Dlaczego nie wzięłaś sobie choćby herbaty? — zapytała zmartwiona — Ja stawiam.

— Nie mogę kochana, bo później w drodze do domu ganiałabym, szukając toalety.

— Nawet po małej filiżaneczce? — Alicja była wyraźnie niepocieszona.

— Nawet, kochana… Nawet.


Rozmawiały długo i dużo się śmiały. Czas upływał im naprawdę szybko i ani się obróciły, a zegar wskazał trzynastą piętnaście. Gdy się rozstawały przed Kominkiem, każda bowiem szła w inną stronę, Krystyna szepnęła:

— Chyba wpadłaś w oko temu kelnerowi. — uścisnęła Alicji rękę.

— Tak wiem, znów się gapił. Na następny raz pokażę mu język.

— Ha, ha. — zaśmiała się. — Dobre.

— Trzymaj się Krysiu. Jesteśmy w kontakcie.

— Ty też się trzymaj Alu i jakby co, to dzwoń. Pa…

— Pa.


Odebrała Maję i wróciły do domu, a ponieważ była w dobrym nastroju, chciała dalej popracować. Mała była marudna i powiedziała, że chce spać. Alicja położyła ją i przeszła do biura. Uruchomiła komputer. Nie odczuwała nawet głodu. Kolejny raz była zadowolona z tego, że córka jada obiadki w przedszkolu. Wzięła do ręki książkę i przeczytała fragment, ale nie wiedziała o czym czyta. Nie mogła się jednak skupić na pracy. W umyśle zaczęły się kłębić pytania. Tato, mam prawo czuć ten żal, czy nie? Poddałeś się, czy nie? Opuściłeś mnie, czy nie? Zastanawiała się nad tym dość długo. Zachorowałeś nagle. Diagnoza była jednoznaczna — rak, IV stopień złośliwości z licznymi przerzutami. Przecież to, jak wyrok śmierci. Dzielnie znosiłeś chemioterapię, choć pewnie zdawałeś sobie sprawę, że jest już za późno. Nie uskarżałeś się i do końca, dopóki byłeś w stanie, starałeś się być ze mną w kontakcie. Nie mogłeś nic poradzić na to, że umierasz. Potem, gdy cierpiałeś… Mimo wszystko byłeś. Pewnie chciałeś już odejść i Kaśka miała rację. Nie pozwalałam ci na to. Jak mogłam patrzeć na twoje cierpienie? A teraz oskarżam cię o to, że się poddałeś? Tatusiu, wybacz mi. Owszem, czuję żal. Ale nie do ciebie, że mnie opuściłeś, tylko… Że ta paskudna choroba i śmierć zniszczyły tą wspaniałą więź, która była między nami, i że się tego nie da odzyskać. Wzięła kawałek kartki i zaczęła notować. Później wstała i poszła na korytarz, po drodze zaglądając do pokoju Mai. Mała spała. Odsunęła drzwi od dużej wnękowej szafy, wyciągnęła z niej pudło i zaniosła do sypialni. Usiadła na łóżku i z ciężkim sercem otworzyła karton. Ręce jej się trzęsły. Na samym wierzchu leżał złożony w kostkę, ulubiony niebieski sweter ojca. Poczuła silne wzruszenie, a w oczach pojawiły jej się łzy. Wyciągnęła go ostrożnie i przytknęła do twarzy wciągając zapach. Pachniał Jerzym, jego wodą po goleniu. Alicja przytuliła sweter mocno do siebie i trwała tak przez dłuższą chwilę, a potem go ubrała. Otarła łzy i z ciekawością pochyliła się nad pudłem. Było w nim sporo książek, głównie z dziedziny psychologii. Z boku zauważyła dobrze znaną sobie z dzieciństwa, drewnianą skrzyneczkę. Była wetknięta między ścianę kartonu, a podręczniki. Znów łzy napłynęły jej do oczu. Jako mała dziewczynka zawsze chciała to mieć. Kaśka także. W zabawach z tatą często z tego korzystali, jednak Jerzy chował później ten skarb przed dziewczynkami tłumacząc, że to pamiątka po dziadku. Wyjęła pudełko i otworzyła je delikatnie. W zestawie nie brakowało ani jednej kostki. Były dokładnie takie, jak je zapamiętała, tylko teraz wydawały się mniejsze. Małe, drewniane kostki do gry, zrobione przez pradziadka Juliana należały teraz do niej. Boże, to okrutne i niesprawiedliwe. Maja miała je dostać od dziadka na szóste urodziny. Znów pojawił się żal, któremu dała upust. Płakała długo, ale tym razem świadomie.

Z tego stanu wyrwał ją przeciągły krzyk Mai. Zerwała się na nogi i pobiegła do niej.

— Ciii… kochanie, to tylko zły sen. Już się skończył. — usiadła na łóżku i objęła małą. Ta nadal krzyczała, a w zasadzie zanosiła się głośnym płaczem. Dopiero teraz Alicja poczuła, że Maja jest rozpalona.

— Aa… boli… aa… — mała nie dawała się uspokoić. Rączkę trzymała przy uszku.

Alicja domyśliła się, że to może być zapalenie ucha. Już raz przez to przechodzili, gdy mała miała dwa i pół roku. Wzięła ją na ręce i poszła do kuchni.

— Już, kotku. Mamusia zaraz da ci syropik, po którym przestanie cię boleć. — starała się ukoić córkę, głaszcząc ją po pleckach, ale niewiele to pomagało. Posadziła ją na krześle i wyciągnęła ze szuflady lek przeciwzapalny. Sprawdziła datę ważności, nalała do szklanki trochę wody i podała małej odpowiednią dawkę.

— Wiem, że cię boli, kochanie, ale po tym powinno trochę przejść. Masz wysoką gorączkę. Gdy spadnie, pojedziemy na dyżur do szpitala.

— Nie chcę do szpitala! — Maja zerwała się z krzesła i pobiegła do swojego pokoju, płacząc po drodze. Alicja ruszyła za nią. Znalazła ją schowaną w kąciku za szafą. Rączkę cały czas trzymała przy uchu i głośno pociągała noskiem. Alicja uklękła na podłodze.

— Majeczko, skarbie… Nie zostaniesz w szpitalu. Pojedziemy tylko, żeby pani doktor obejrzała twoje uszko i zapisała lekarstwo.

— Dałaś mi już syropek! — Maja była nieugięta.

— Ale on nie wyleczy twojego uszka. Pomoże tylko troszkę na ból i gorączkę. Potrzebne jest inne lekarstwo. — tłumaczyła Alicja, starając się mówić najspokojniej, jak potrafiła. Wiedziała, że potrzebny będzie antybiotyk i tak, jak ich nienawidziła, tak w tym przypadku musiała się na niego zgodzić. — Nie możemy iść do naszej przychodni, bo pani doktor już skończyła pracę na dziś. Dlatego musimy pojechać do szpitala na dyżur. Ale obiecuję, że to nie będzie bolało i przez cały czas będę z tobą, dobrze?

— A tatuś też pojedzie? — Maja wyglądała jak przestraszone zwierzątko. Alicja spojrzała na zegarek. Adam powinien był wrócić za jakieś czterdzieści minut.

— Dobrze. Zaczekamy na tatusia. — zgodziła się.


— Adam, mała dostała zapalenie ucha. Obiecałam jej, że jak wrócisz, to pojedziemy razem na Podolską. Musi dostać antybiotyk. Wytrzymasz bez obiadu.

— Biedna mała. — w jego głosie zabrzmiało współczucie. — Spoko, wciągnę po drodze jakąś bułę. A do Mrugalskiej nie możesz pójść?

— Dziś czwartek. Już nie przyjmuje. Trzeba jechać do szpitala.

— OK., postaram się być jak najszybciej. Bardzo ją boli? Dałaś jej coś?

— Tak, spała i obudziła się z krzykiem, podałam jej syrop przeciwbólowy i przeciwgorączkowy, ale to pomoże na chwilę.

— W porządku, będę za pół godziny. Pa


Na Podolskiej przyjął ich młody lekarz. Miał bardzo fajne podejście. Zainteresował się najpierw króliczkiem Mai i zapytał, czy on też ma chore ucho. Ku zaskoczeniu Alicji mała powiedziała, że tak i trzeba najpierw jego zbadać. Lekarz zademonstrował zatem małej na czym będzie polegało badanie, a potem poprosił, żeby usiadła na krzesełku i zajął się jej uchem. Była bardzo dzielna. Pan doktor zapisał antybiotyk w zawiesinie wraz z probiotykiem i polecił podawać paracetamol przeciwbólowo. Zalecił także kropelki do nosa i płukanie uszka wodą utlenioną. Wypisał skierowanie do poradni laryngologicznej na kontrolę za siedem, góra dziesięć dni i na koniec wręczył małej pacjentce naklejkę za to, że była taka odważna.

Wracając wykupili potrzebny lek, a gdy byli w domu Maja natychmiast powędrowała do łóżka. Była bardzo osłabiona. Alicja odgrzała Adamowi spaghetti. Gdy mała zasnęła, poszli do salonu porozmawiać o tym pełnym wrażeń dniu.


Alicja długo przewracała się w pościeli. Zazdrościła mężowi jego głębokiego snu. Ona nie mogła zasnąć. Gdy Maja chorowała, stawała się nerwowa i po jakimś czasie dopadało ją przygnębienie. Było tak za każdym razem. Obwiniała siebie, że nie dość zadbała o córkę, że czegoś nie dopilnowała, że nie była dość dobrą matką. Zwłaszcza ostatnio miała mnóstwo powodów, aby tak o sobie myśleć. Wstała i po raz kolejny sprawdziła, co u małej. Dotknęła jej czoła, ale było w miarę chłodne. Usiadła na chwilę na łóżku. Tak bardzo cię kocham, kruszynko. Wybacz, że ostatnio nie jestem najlepszą matką. Staram się, ale ciężko mi poukładać pewne sprawy. Mam nadzieję, że to się niebawem zmieni. Że odzyskasz dawną mamę. Tak bardzo bym tego chciała, kochanie… Poprawiła kołderkę i wyszła z pokoju. Wiedziała, że nie zaśnie, więc poszła do kuchni. Wyciągnęła z lodówki butelkę i wlała do szklanki trochę wina. Gdy poczuła w ustach cierpki smak, uspokoiła się. Wróciła do łóżka. Po kilkunastu minutach zasnęła.


W sobotę odwiedziły ich Teresa z Katarzyną. Przyjechały głównie ze względu na Maję. Przywiozły jej w prezencie dużego pluszowego misia i ulubione kolorowanki. Mała była zachwycona. Antybiotyk zadziałał już i ucho przestało boleć, była jednak bardzo słaba. Mimo to chętnie pobawiła się z ciocią w układanie puzzli.

Alicja dzień wcześniej rozmawiała z Adamem na temat wtorku. Maja przez tydzień nie mogła chodzić do przedszkola, potrzebna zatem była opieka do niej. Zapytała go, czy nie będzie mógł wziąć na ten dzień wolnego, ale powiedział, że taka opcja nie wchodzi w grę. Jak zawsze mogę na ciebie liczyć. — pomyślała tylko z żalem. Moniki nie miała co poprosić o pomoc, gdyż ta pracowała. Pozostało zapytać mamę. Nie chciała jednak tłumaczyć dokąd idzie, a wiedziała, że nie uniknie pytań. Trudno, postanowiła zaryzykować.

— Mamuś, potrzebowałabym na wtorek opieki do Mai. — starała się mówić swobodnie, ale czuła w gardle kluchę. — Na dwunastą mam spotkanie i nie mam jej z kim zostawić.

— O której musisz wyjść? Daleko masz to spotkanie? — Teresa była wyraźnie zaciekawiona.

— Muszę wyjść czterdzieści minut wcześniej. Dałabyś radę przyjechać tu przed jedenastą? — Alicja próbowała unikać szczegółów.

— Oczywiście, że przyjadę do mojej wnusi. Masz spotkanie zawodowe? — drążyła Teresa.

— Tak, mamuś, ale na razie nie chcę o tym mówić, żeby nie zapeszyć. — sama była zdziwiona, jak gładko przyszło jej to kłamstwo. Po chwili pomyślała, że dopiero później będzie się musiała dużo bardziej nagimnastykować, ale póki co starała się nad tym nie zastanawiać.

— Cieszę się. — mama wyglądała na zadowoloną. — Dobrze, że wychodzisz na prostą.

Alicja zastanowiła się, co tak naprawdę pomyślałaby sobie matka, gdyby znała całą prawdę. Ile byłaby w stanie zrozumieć? Nie miała odwagi tego sprawdzać, powiedziała jednak z ulgą:

— Dzięki mamuś, to dla mnie ważne. Naprawdę, bardzo mi pomagasz, dzięki.


Wieczorem Adam próbował się do niej przytulać, ale ona nie miała ochoty na seks. Była zmęczona, a w głowie wciąż kłębiło jej się od niepokojących myśli. Dręczyły ją wyrzuty sumienia, że okłamała matkę, i że chcąc być konsekwentną będzie musiała okłamać ją po raz kolejny. Nie znosiła takich sytuacji. Jednak z jakiegoś powodu nie chciała na razie mówić jej prawdy. Może po części powodem był wstyd, że jeszcze niedawno zarzekała się, iż to nie dla niej, a teraz z podkulonym ogonem miałaby przyznać rację młodszej siostrze? Poza tym Kaśka chciała jej kogoś polecić. Jak miałaby wytłumaczyć, że wolała skorzystać z polecenia znajomej, którą niedawno poznała. I to w jakich okolicznościach? Byłyby z pewnością bardzo zaskoczone jej postępowaniem. Ona sama nie potrafiłaby go uzasadnić. Tak więc wolała na razie nic nie mówić. Może przyjdzie na to odpowiedni moment. Teraz z niecierpliwością wyczekiwała wtorku. Chciała jak najszybciej podzielić się przemyśleniami z doktorem Sikorskim.

Rozdział 10

Teresa przyjechała już o dziesiątej. To było Alicji bardzo nie na rękę. Wiedziała, że matka będzie próbowała z niej wyciągnąć jak najwięcej, jeszcze zanim wyjdzie z domu. Dlatego poprosiła mamę, żeby pobawiła się z Mają, a ona w tym czasie ze spokojem się przygotuje. Poszła do biura i przeglądała zrobione notatki. Zastanawiała się, czy o takie wnioski chodziło doktorowi. Nie wiedziała jeszcze dlaczego, ale chciała, żeby był z niej zadowolony. Później wyszła i poprawiła makijaż. Pokazała mamie gdzie są leki i dała jej ostatnie wskazówki w razie „w”.

— Kochanie, poradzimy sobie. — uśmiechała się pobłażliwie Teresa.

Alicja nie lubiła zostawiać małej, gdy ta była chora. Nawet pod opieką babci. Zależało jej jednak, aby nie stracić dzisiejszej wizyty, wiec musiała to jakoś przeboleć. W życiu zawsze coś dzieje się kosztem czegoś. Nie wiedzieć czemu, pomyślała o kostkach dziadka Juliana. Dostała je kosztem śmierci ojca.


Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 22.05
drukowana A5
za 68.37