E-book
15.75
drukowana A5
31.87
drukowana A5
Kolorowa
54.47
Między czasem a sobą

Bezpłatny fragment - Między czasem a sobą

List z Bardo o duchowości mężczyzny, zbroi i czułości

Objętość:
77 str.
ISBN:
978-83-8431-130-1
E-book
za 15.75
drukowana A5
za 31.87
drukowana A5
Kolorowa
za 54.47

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Żadna część tej publikacji nie może być kopiowana, powielana, reprodukowana, przechowywana w systemach informatycznych ani przekazywana w jakiejkolwiek formie i za pomocą jakichkolwiek środków — elektronicznych, mechanicznych, fotograficznych, nagrywających czy innych — bez pisemnej zgody autora.

Niniejsza publikacja została zgłoszona do ochrony praw autorskich.

Wszelkie naruszenia będą egzekwowane zgodnie z obowiązującym prawem.

*Wejdź spokojnie.*

Tu nie trzeba niczego wiedzieć.

Tu zbroje zostają przed drzwiami.

Słowo Cię nie oceni.

Otwiera.

Dedykacja

Dla tych, którzy zostawili zbroję.

Dla tych, którzy nie muszą już udawać, że wszystko wiedzą.

Dla tych, którzy siedzą w ciszy — i nie uciekają.

I dla siebie — który musiał długo dojrzewać, by napisać to nie z głowy, lecz z serca.

Prolog — List z Bardo

Czasem pierwsza książka to inicjacja. Kolejna — droga.

A ta? Ta jest listem z Bardo.

Nie piszę z początku życia ani z jego końca,

lecz z przestrzeni pomiędzy,

gdzie zbroja opadła, a czułość trwa.

To miejsce nie jest snem ani jawą.

Tu duch spotyka ciało.

Tu piasek pachnie potem… ale też ciszą.

Tu nie walczy się o przetrwanie —

tu odkrywa się lepsze trwanie.

Nie wiem, czy mam więcej odpowiedzi niż wtedy.

Ale wiem, że słucham inaczej.

I że ten list nie musi być doskonały —

by był prawdziwy.

Jeśli czytasz te słowa, być może i Ty jesteś w swoim Bardo.

I dobrze. To znaczy, że jesteś już… po tej odpowiedniej stronie

Jak korzystać z tej książki

Ta książka nie jest podręcznikiem ani zestawem gotowych recept. To raczej zaproszenie do podróży — w głąb siebie, przez momenty przejścia, zawieszenia i przemiany.

Możesz czytać ją w całości lub sięgać po rozdziały, które w danym momencie najbardziej Cię dotykają.

Znajdziesz tu zarówno teoretyczne wyjaśnienia, jak i praktyczne ćwiczenia — zapraszam Cię do zatrzymania się, refleksji i zanurzenia w ciszę między słowami.

Nie spiesz się, pozwól, by każde zdanie rezonowało w Tobie na swój sposób.

Jeśli poczujesz, że potrzebujesz, sięgnij po pióro i zapisz swoje myśli lub odpowiedzi na pytania zawarte w ćwiczeniach — to część procesu uzdrowienia i transformacji.

Ta książka jest Twoim towarzyszem — a Ty jesteś autorem swojej własnej drogi.

Rozdział 1 — Przestrzeń

Czasem to nie Ty wybierasz to miejsce

To ono wybiera Ciebie

Nie wiem, dlaczego przyszła ta potrzeba. Ale przyszła — odnowić przestrzeń, w której pracuję, oddycham, piszę.

Nie całe mieszkanie. Tylko ten jeden, konkretny pokój. Ten, w którym coś się zmienia — choć nic nie mówi.

Wyrzuciłem stare meble. Została biel. Nie śnieżna, nie zimna — tylko głęboka.

Biel, która śni. Biel, która wie. Biel, która nie oczekuje niczego poza obecnością.

A wtedy przypomniałem sobie: to nie pierwszy raz, kiedy zrzuciłem zbroję.

Jastarnia. Ceremonia.

Grzebałem siebie w piasku. Własnymi rękami wykopałem dom, który miał być grobem — lecz stał się bramą.

Ceremonia śmierci wojownika. Nie rytuał dla efektu, lecz dla uwolnienia.

Zbroja została na brzegu. Pachniała potem, walką, lękiem.

Ja — wszedłem w ziemię.

W piasku, w ciszy, w sobie — coś się skończyło. I coś się zaczęło.

Mój mistrz powtarzał mi wtedy: „Włodek, ty wszystko mieszasz.”

Ale ja już wtedy czułem: Ja nie mieszam. Ja łączę.

Układam puzzle. Czasem czekam na ten jeden brakujący fragment, który wszystko scali.

I kiedy przychodzi — jakby wszystkie dotychczas rozsypane obrazy w mojej głowie nagle ustawiły się w jedną, spójną mapę.


Wahadło.

Moje narzędzie — opatentowane, nie do sprzedaży, lecz do słuchania duszy. Tworzone z daty urodzenia, dla każdego — inne.

Niektórzy widzą w tym mistykę. Inni — przypadek.

Dla mnie to: Intuicja ubrana w formę.

Intuicja nie mieszka w logice. Nie rozkłada spraw na analizy. Nie tłumaczy się nikomu.

Ale prowadzi. Prowadziła mnie nawet wtedy, gdy inni mówili: „Nie rozumiem cię.” „Za dużo mieszasz.” „To się nie łączy.”

Ale czy naprawdę?

Czy naprawdę świat duchowy ma być prosty, liniowy, jednoznaczny?


Jung mówił:

„Widzimy człowieka w dziesięciu procentach. Reszta to cień.”

Nie oceniajmy.

Bo gdy mówimy o kimś „miesza” — może po prostu nie widzimy całości.

Może nie rozumiemy tylko dlatego, że nie znamy języka, którym ten ktoś mówi — języka snów, głosu wewnętrznego, pozazmysłowej percepcji.

Ja nigdy nie chciałem uciekać w ezoterykę. Chciałem tylko zrozumieć więcej. Łączyć to, co się wydaje pozornie sprzeczne.


I w tym właśnie pokoju, teraz odnowionym, zasiadam.

Nie jako mistrz. Nie jako wojownik.

Ale jako ten, który słucha.

Tu nie ma ikon, świec, kadzideł.

A jednak — to jest moja świątynia. To jest mój kokon. To jest pokój przejścia — pomiędzy dawnym mną, a tym, który się rodzi.

Ćwiczenia refleksyjne — Pokój Przejścia

Pięć zasad pięć nowych pojęć to nie Rejki, nie filozofia, lecz osobista droga. Subtelna, ale mocna różnica.


— Oczyść przestrzeń wokół siebie. Zrób to nie dla estetyki. Zrób to, jakbyś zapraszał własną duszę na herbatę. Co musi odejść, by Ona mogła wejść?


— Usiądź w milczeniu. Zamknij oczy. Zapytaj: Czego oczekuje ode mnie ta biel? Nie musisz odpowiadać. Wystarczy, że usłyszysz pytanie.


— Zidentyfikuj zbroję. Co nosisz codziennie? Co pachnie walką, wstydem, lękiem? Wyobraź sobie, że zostawiasz to na brzegu — i że ten brzeg to początek.


— Narysuj własne wahadło. Niech nie będzie idealne. Niech będzie intuicją w kolorze. Nie pytaj, dokąd prowadzi. Po prostu — podążaj.


— Zadaj sobie pytanie: „Czy naprawdę mieszam?” A jeśli tak — może to dlatego, że widzisz więcej niż inni. I próbujesz to ocalić w całości.

Pięć Zasad Przejścia

(nie filozofia, lecz wewnętrzny kierunek)

Cisza ponad analizą — duch nie mówi w definicjach. Prowadzi przez odczucia.


Rytuał jako gest, nie system — nie chodzi o powtarzalność. Chodzi o intencję.


Intuicja przed logiką — to nie dowód, że „działa”. To zaproszenie, by słuchać.


Obecność jako świątynia — nie potrzebujesz przestrzeni świętej — potrzebujesz być tu.


Transformacja przez połączenie — mieszanie nie jest chaosem. To alchemia znaczeń.

Pięć Pojęć Drogi Wewnętrznej

(język tej praktyki)

— Zbroja — to, co chroni i ogranicza. Rolą jest zauważyć, nie walczyć.


— Brzeg — miejsce decyzji, symbol progu pomiędzy starym a nowym.


— Wahadło — forma intuicji, osobisty kompas, wyraz nie-słownego kierunku.


— Biel — przestrzeń oczyszczona z interpretacji, gotowa na obecność.


— Pokój Przejścia — nie miejsce fizyczne, lecz stan gotowości — do narodzin czegoś nowego.

Rozdział 2 — Ceremoniał Śmierci Wojownika

Niebo było wtedy jak płótno.

A ja — jak ktoś, kto chce zniknąć z powierzchni życia.
Byłem na spotkaniu prowadzonym przez osobę o szczególnym darze — kimś, kto nie tylko organizował rytuał, ale umiał przeprowadzać przez procesy głębokie, osobiste, często niewidzialne. Spotkanie odbywało się w Jastarni, nad morzem. W miejscu, gdzie ziemia styka się z oddechem fal, a człowiek może w końcu usłyszeć siebie.

Usiadłem na piasku. Wziąłem łopatę. Wokół trwały ćwiczenia. Walka z mieczem, krąg, ruch. A ja — czekałem.

Zakopałem się w piasku.
Nie jako ucieczka. Nie jako teatr. Ale jako gest śmierci roli, która już mnie nie chroniła, tylko więziła.
Zrobiłem to powoli. Dłoń za dłonią. Oddech za oddechem.
Piasek na klatce piersiowej. Piasek na twarzy.
Cisza w sercu.

Ciało zasypywane przez piach układało się w gest pokory. Ręce spoczywały wzdłuż tułowia, jedna — położona na klatce piersiowej. Nie z napięcia, lecz z troski. Dłoń miała odciążyć klatkę, by pomóc oddechowi przetrwać nacisk mokrego, morskiego piachu.

Na twarzy — przezroczysta folia.
Narzędzie ratunku.
Oddech, który trwał mimo przygniatającego ciężaru.

Każde ziarenko piachu miało swój ciężar. Każde — jak wspomnienie cudzych oczekiwań.
Piach stawał się coraz cięższy — i coraz bardziej prawdziwy.

Zbroja. Miała swoje imiona: „Silny mężczyzna.” „Nieokazujący emocji.” „Zawsze gotowy do walki.”
Ale pachniała czymś innym: strachem, przytłumionym wstydem, historiami, które nie były moje — a które wziąłem na siebie. Zbroja nie chroniła mnie przed bólem. Chroniła innych przed moją prawdą. I to właśnie ją zostawiłem na brzegu.

Piach przygniatał. Nie tylko ciało. Przygniatał zbroję, która przez lata rosła — a teraz została zakopana.

Ciało.
Nie jako narzędzie.
Nie jako forma do „osiągania celów.”
Ciało — jako miejsce zamieszkania duszy.
Każda komórka pamięta to, co nie zostało wypowiedziane.
Każdy mięsień niesie mikro-skurcz tego, co przemilczane.

Prawdziwa siła nie mieszka w spięciu barków, ale w rozluźnieniu brzucha.
Nie krzyczy — lecz oddycha.
Nie walczy — lecz jest obecna.

Cisza.
Prawdziwa siła nie błyszczy.
Nie robi wrażenia.
Nie potrzebuje widowni.
Ma zapach skóry i ziemi.
Ma dźwięk oddechu.
Ma kształt człowieka, który pozwala sobie być nieidealnym.

W tej ciszy usłyszałem głos.
To był szept prowadzącego. Nie nazwany, ale obecny.
Mistrz, nauczyciel, prezes cechu.
Który, znał rytuały przekraczania.

Powiedział: „Włodek, pamiętaj. Oddech. Oddychaj rytmem swojego pulsu.”

To było ostatnie, co usłyszałem.
Potem była cisza.

Cisza — nie jako brak dźwięku.
Cisza — jako dom.
Cisza — jako pozwolenie na to, by coś się skończyło.

Tam, w piasku, umarł wojownik.
Nie człowiek.
Nie serce.
Nie dusza.

Zginęła tylko rola, która nie była już potrzebna.

Zostało ciało — odzyskane.
Została obecność — narodzona.
Została przestrzeń, w której mogę być nie bohaterem, nie naprawiaczem, nie twardzielem — ale sobą.

By umrzeć jako rola, trzeba najpierw odważyć się być człowiekiem — takim, który czuje, który nie udaje, który nie gra.


Rytuał nie naprawia. Rytuał żegna. Rytuał nie ocala starego. Otwiera drzwi temu, który się rodzi.

Rozdział 3 — Język bieli

i wewnętrzny kompas terapeuty

Cztery kierunki obecności

i dusza jako środek mapy

Nie każda siła musi mówić. Nie każda obecność musi działać.

Są terapeuci, których nie rozpoznasz po słowach — ale po tym, że coś w Tobie zaczyna być słyszane, gdy oni milczą.

To nie metoda. To obecność. To kompas — nie taki z instrukcją, lecz taki, który żyje w ciele, w oddechu, w duszy.

Kompas, który nie mówi: „tu idź”, lecz pyta: „czy jesteś?”

Ten kompas ma cztery kierunki. I jeden środek.

Cztery kierunki nie pojawiły się tu przypadkiem. A może właśnie z przypadku — z tajemniczej logiki duszy, która, gdy nie musi się tłumaczyć, wybiera to, co porusza.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 15.75
drukowana A5
za 31.87
drukowana A5
Kolorowa
za 54.47