Świąteczna magia
W małym miasteczku w mroźny dzień, nieliczni ludzie przemykali się, niosąc siatki z zakupami. Niektórzy wstępowali do budynku poczty, aby nadać, z pewnością już spóźnione, kartki świąteczne. Urzędnicy w granatowych fartuchach, siedzący pod portretami Bieruta i Stalina jeszcze mieli do przepracowania dwie godziny, aby potem zająć się przygotowaniami do świąt. Za oknem śnieg padał równo, wolno i dostojnie. Przypomniał mi się tamten klimat tych dni. Wiem, to sentyment do swojej młodości, tak mówią. Chociaż nie tylko. Widzę różnice, jakie istnieją w tym, co pamiętam a tym, co widzę teraz. Przede wszystkim było cicho. Zimy były normalne, białe, czasem mroźne, śniegowo tunelowe, skrzypiące szronem, kłujące bielą w oczy. Na rynek zajeżdżały furmanki. Konie parskały parą z pobielonych szronem nozdrzy. Woźnice okutani baranicą sadzali obok siebie na koźle okutane w chusty żony. To był dojeżdżający do miasteczka „supermarket” świąteczny. W koszach, w otulonych sianem konwiach, czekały na sprzedaż: wiejski chleb, śmietana i masło, jajka, cielęcina i schab, bez pozwoleń, kontroli, systemów podatkowych i kar. Miasteczkowe gospodynie, jeszcze w jesionkach z codziennymi chustkami na głowach, kupowały to, co jak mówiły: jest lepsze niż to w sklepie „Społem”. W tych sklepach kupowało się karpie, które potem beznadziejnie pływały „w kółko” w baliach do prania lub innych większych misach. Można było palcem pogłaskać je po zimnym i śliskim grzbiecie. Sprzedaż trwała do zmierzchu. Potem jak codziennie noc brała w posiadanie miasteczko, ludzi i śpiące wrony na drzewach. Furmanki już lżejsze zawracały do swoich domów, a zmarznięte konie jakby szybciej przebierały kopytami, wiedząc, że jadą do swoich ciepłych stajni. Delikatnie odczuwało się jakieś podniecenie zbliżającymi się świętami. W oknach kuchni dłużej niż zwykle, paliło się światło. Dzieci zasypiały w piernikowym zapachu. Za oknem panowała noc i cisza. Właściwie to Wigilia następowała gwałtownie. Jeszcze poprzedniego dnia zapachy z kuchni mieszały się z zapachem pasty do podłogi, a już następnego, koło południa, nakrywano stół białym obrusem, ustawiano talerze, na których codziennie się nie jadało. Potem stawiano półmiski z karpiem w galarecie, sałatką jarzynową, chrzanem, masłem i chlebem. Makaronów w sklepach jeszcze nie było. Gospodynie robiły je same, wałkując ciasto do prawie przeźroczystej cienkości, a potem suszyły wielkie placki na stole przykrytym ściereczkami. Potem zwijały w długie rulony i cięły cienkie kluseczki do rosołu na pierwszy dzień świąt. Wtedy już można było jeść potrawy z mięsa. W piekarniku dochodziła gęś lub indyk. To było cudowne świąteczne, „wypasione”, jak powiedziałabym dzisiaj, jedzenie. Odświętny stół czekał na sygnał. Dzieciom kazano wybiegać na dwór i patrzeć w niebo, wypatrując pierwszej gwiazdki.
- Skądś pana znam, ale skąd… Chyba już się gdzieś spotkaliśmy… Ciągle nie mogę skojarzyć — wpatrywałem się w jego starą, pomarszczoną, ale spokojną twarz.
Wtedy magia osiągała swoje apogeum. Jako dziecko stawałam się kimś ważnym, do kogo podchodzą starsi, łamiemy się opłatkiem, i wszyscy po kolei życzą mi, abym była grzeczna i nie chorowała. Przyjmowałam te hołdy z powagą i radością, odurzona chwilą, zapachem jodłowej choinki i podniecona tym, co tam pod jej spodem widziałam. Jakieś upominki, paczuszki owinięte w pakowy szary papier i przewiązane wstążeczką.
Mieliśmy wtedy po kilka lat. Wierzyliśmy w Mikołaja, który nagradzał tylko grzeczne dzieci, a te, które nabroiły, bały się, że pod choinką znajdą rózgę. Mnie jakoś się udawało. Zazwyczaj już sam kształt pakunku zdradzał jego zawartość. Prezentem mogła być czekolada albo kredki, czasem kapcie lub pończochy bawełniane w prążki. W wyjątkowych wypadkach, kiedy przyjechał ktoś bogatszy z rodziny, dostawałam lalkę z celuloidu ze sztucznymi włosami i namalowanymi oczami. Nie mogłam sobie wyobrazić, co stałoby się ze mną, gdybym po rozpakowaniu paczuszki, znalazła tylko rózgę! To byłaby wściekła rozpacz! Co powiedziałabym koleżance, gdyby zapytała, co dostałam od Świętego Mikołaja! Tego bałam się najbardziej. Kiedy zmrożony śnieg chrupał pod butami, a wszystkie gwiazdy usadowiły się na granatowym niebie, ta wigilijna noc stawała się magiczną, niepowtarzalną chwilą w roku. Wolno było nie spać aż do północy. Z sąsiednich domów słychać było kolędy. Niosły się w poświacie z okien, toczyły po białym śniegu, bo gdzieś tam daleko w świecie urodziło się maleństwo, zbawiciel, król naszych dziecięcych duszy. Bardzo było mi go żal, że tylko pieluszką przykryty, w stajence, w drodze urodzony, leży i chyba mu zimno. Zawsze tak wyglądał w stajence, którą ustawiał ktoś w kościele. Miałam ochotę, aby przykryć go choćby moim szalikiem, a na wyciągnięte rączki nałożyć rękawiczki. Kolędy już nie snuły się delikatnie, a wybuchały gromko w kościele zwielokrotnione załomami murów, złotem rzeźb postaci, łukami sufitu, dźwiękami organów. Ludzie jakby natchnieni, niektórzy z wilgotnymi oczami, nie wiadomo czy ze wzruszenia czy zimna, śpiewali, jak kto potrafił. Stawaliśmy się jednym gardłem, jedną wolą, jednym sercem. Czułam podniosłość tej chwili, bo nazajutrz wszyscy szarzeli, znowu byli jak zwykle. W Wigilię „dostawali” skrzydeł. Następne dni, to było jedzenie, jedzenie, gadanie, nowi goście, odwiedzanie się wzajemne i jedzenie, gadanie, jedzenie… I tak przez dwa kolejne dni.
Choinka stała dumnie i pachniała, rozsiewała las, szyszki i żywicę, pyszniła się anielskimi włosami, kusiła cukierkami w kolorowym „sreberku”, błyszczała uśmiechami bombek i kusiła dzieci, które czasem kładły się pod nią, by chwilkę pobyć w zaczarowanym lesie. Dzieci musiały bawić się swoją fantazją. Radio było dla nich zbyt poważne i niezrozumiałe, a nie istniały inne bodźce, które zajęłyby ich umysły. Można było porozmawiać z lalką lub kotem, a czasem z samą z sobą, patrząc na białe czyste podwórko przed oknem. Za oknem śnieg ustępował wiośnie, całe lata trwał ten spektakl, niezmiennie, nieuchronnie. Wszystkim przybyło lat, tzw. życiowych doświadczeń, niektórym wzrok zmatowiał, niektórym się wyostrzył. Właśnie ci zwrócili uwagę na to, jak bardzo zmienił się ten magiczny dzień świąt. Zatarło się oczekiwanie, nagrodzone chwilą, kiedy udało się kupić karpia, szynkę albo kiedy statek z cytrusami dopłynął do Gdyni i już za kilka dni będą pomarańcze i cytryny… Przede wszystkim jest głośno i jazgotliwie. „Przedświęta” zaczynają się w połowie listopada. Supermarkety stroją się w choinki, Mikołaje, Coca Cola śpiewa „Jingle bells” głośno, nachalnie. Dzieci, z wyjątkiem tych najmniejszych, już wiedzą, że Mikołaj jest w każdym sklepie, ma sztuczna brodę, więc chyba jest z nim coś nie w porządku. Nie wiedzą, że to robotnik, pocący się w czerwonym uniformie, który za pieniądze rozdaje prezenty, i że pracuje do trzeciej, a potem przyjdzie jego zmiennik. Przy kasach ustawia się kosze dla biednych, aby i oni mieli jakiś upominek na święta. My czujemy się lepiej tego dnia. Nasza szczodrość koi nasze sumienie… Tylko ci biedni muszą na nią czekać znowu cały rok… Panienki przebrane w anioły chodzą po sklepie sprzedając… opłatek! Po opłatek chodziło się do kościoła. Sprzedawała je zakonnica, były jakieś bardziej święte niż ten sztuczny od sztucznego anioła. Półki uginają się pod ozdobami choinkowymi. Wszystkie wyprodukowano w Chinach. Sprzedaż, sprzedaż, zysk. Tylko to się liczy. Zysk i reklama. Reklama w sklepie, na billboardzie, w telewizji, w Internecie, wszędzie, gdzie spojrzysz. Kup to! Zobacz, to okazja! Świetny pod choinkę… A ta choinka to chyba dodatek do prezentu, który kupisz, a najlepiej kilka. Zamykam oczy i na moment widzę tamten świat w zimowej ciszy, gdzie jedyną akcją reklamową jest wołanie sąsiadki, że przywieźli cytryny. Dzieci trudno odciągnąć od komputera, aby poszły z nami na spacer do supermarketu, no chyba żeby sobie wybrać nowego iPada albo grę pod konsolę, bo to im się należy. Przecież muszą to mieć, wszyscy to mają w szkole. W samochodzie duży bagażnik pomieści wszystkie pragnienia. Radio samochodowe nadaje „Jingle bell” w jakimś innym wykonaniu. Wieczorem w telewizji będą zapowiedzi programu na wigilijny wieczór. Wspomogą nas gwiazdy estrady, śpiewające za nas kolędy. Przyjemnie jest, jak wraz z dźwiękiem sztućców o talerze przedrze się „Lulajże Jezuniu”. W lodówkach już czekają odebrane z restauracji brzydkie półmiski z rybami, śledzie ze słoika, reszta ze sklepu. Tylko sałatkę z rukoli zrobiła osobiście pani domu. Jeszcze tylko ktoś akurat wolny w tej chwili, bo dzieci grają w gry komputerowe, ubierze choinkę i można zaczynać święta. Z telewizora mruczy kolęda, choinka czasem sztuczna, nie pachnie, chińskie ozdoby jakoś nie pasują do słowiańszczyzny, a prezenty? Każdy wie, co dostanie, wiec tylko rozrywamy ozdobne papiery, opakowania z wielkimi kokardami, i sztucznie zachwycamy się sztucznymi upominkami pod sztuczna choinką, ze sztucznymi kolędami w tle. Świat stał się sztuczny. A co będą miały w pamięci dzisiejsze dzieci?
Przedsiębiorcy liczą kasę, bo teraz będzie zastój, do Walentynek, a zaraz po nich znowu Wielkanoc… Jakoś się przeżyje. Tylko ta reklama taka droga, gdyby nie to, można by się reklamować więcej, zwłaszcza w telewizji tak, aby programy stały się przerywnikami w blokach reklamowych. Posprzątają sklep z bombek, przygotują walentynkowe serduszka, a potem kurczaczki i baranki. Interes się kręci. Tylko gwiazdka na niebie jakoś przybladła, niebo pojaśniało od reklam, które tę gwiazdkę reklamują, śnieg albo jest, albo go nie ma, bez ładu i składu. Płaczą górale, bo szlag trafił świąteczne dutki. Powycinane choinki leżą w hałdach poświątecznych, ocalałe karpie wrzucą do stawu, niech podrosną do następnego roku!
Tylko ja, szczęśliwa, mam za oknem wierzbę, czekam spokojnie na śnieg i patrzę, jak sikorki z karmnika biorą w dziobek ziarno słonecznika i jedzą go na przystrojonym lampkami wiązie w moim ogródku. Dlaczego szczęśliwa? Bo mam w oczach tamten obraz, nastrój i nikt mi go nie odbierze.
Wiersze przyprószone śniegiem
Józef Baran
Pierwszy śnieg
zza siedmiu gór
zza siódmego nieba
przywędrował
Śnieg
i łudzi
Wielką Przemianą
niemożliwego w możliwe
naszej ślepej uliczki
jeszcze raz w Kosmos
skoro można przemalować
w przeciągu nocy
cały szary świat na Biało
szepcą śnieżynki:
— ani oko nie widziało
ani ucho nie słyszało
miliony płatków
przychylających niebo ziemi
jak miliony
wigilijnych życzeń
oświeconych gwiazdą betlejemską
zmartwychwstają w nich na powrót
wszystkie
obietnice
i tęsknoty zduszone w skrytkach serc
o których istnieniu
wiemy tylko my
i nikt więcej
Pastorałka
tyle drogi uszliśmy tyle czasu uszło
nigdzie śladu miasteczka Gwiazdy ni Zajazdu
padając oddajemy wnukom nasze buty
i oddech podajemy sobie z ust do ust
padając oddajemy wnukom nasze sny
nasze serca co marszu wybijały rytm
lecz nie widać początku ni końca w oddali
powraca tylko echo naszego wołania
może zabłądziliśmy może nie tą Drogą
należało iść może na lewo na prawo
ciemno że oko wykol i wiatr w oczy prószy
bezradnie obracamy w rękach stare mapy
a możeś ty Zajazdem Gwiazdą Mesjaszem
Drogo nasza zbłąkana bez początku końca
nasza alfo omego znikąd prowadząca
prowadź nas więc donikąd jak najdłużej prowadź
my ci zaś zaśpiewamy kolędę podróżną
i złożymy mirrę kadzidło i złoto
na kolana padniemy w twym kurzu i błocie
Drogo nasza zbłąkana nasz jedyny Boże
Rozalia Aleksandrowa (Bułgaria)
* * *
Kiedy
nauczymy się
wybaczać,
będziemy
prawie
jak anioły.
I poprzez
igły
zapomnienia
wrócimy
radość
pieśni.
Enrico Bagnato (Italia)
Boże Narodzenie w metropolii
Słychać było kolędę
Ty z gwiazd schodzisz…*
Rozglądałem się wokół,
patrząc w ślepia metropolii.
Migotały światełka, błyszczały ozdoby,
kolorowe girlandy na wystawach.
W delikatnej mżawce, w śniegu z deszczem
chaotyczną rzeką przepływał uliczny ruch,
przechodnie przyśpieszali kroku otoczeni śmieciami,
w smrodzie wydobywającym się z rur wydechowych.
W oknach domów na przedmieściu
skromne choinkowe ozdoby.
obok trędowatych ścian, koszy na śmieci,
starzy z oczyma wlepionymi w ciemność,
chude dzieci bez zabawek na chłodzie.
I znów ta kolęda, Ty z gwiazd schodzisz,
unosząca się w mżawce.
* „Tu scendi dalle stelle”, typowa włoska kolęda.
Tłumaczenie Joanna Kalinowska
Wojciech Banach
Święta starych ludzi
Przygotowaliśmy wszystko
jak co roku choć
choinka coraz mniejsza
życzenia coraz krótsze
kolędy coraz cichsze
Bóg jeden wie
czy to jeszcze Boże Narodzenie
czy już Christmas lub Weichnachten
Nie zapowiadał się żaden
Święty Mikołaj
Gwiazdor
ani Dziadek Mróz
Nikt się nie zapowiadał
i znów zastanawiamy się
ile talerzy postawić na stole?
Przed godziną zero
łyk kompotu
umycie rąk z rybiego tłuszczu
pomarańcze (te najbardziej nadgniłe)
komplet srebrnych noży - do szuflady
papieros
herbata
papieros i można wyjść
o tej porze żłób jest już
pełny
Kalendarz z reprodukcjami
Odbite twarze aniołów
niepewnych swojej płci
skuteczności skrzydeł i miecza
wyrażają nadzieję spędzenia świąt
ze starą polską rodziną
najchętniej w Chicago
Co powiedzą sąsiedzi
władze i miejscowa policja
widząc długowłosych
uzbrojonych cudzoziemców
o kolorowych twarzach
***
Ludzie mają święto
choć nikt im nie dał
wódki żeby było weselej
światła żeby trafili
chodzą po ciemku
nawet żadna suka
nie przygarnie na 48 godzin
dzieci cieszą się
w domu pełne lodówki
dwa dni wolne dostał Chrystus
żeby mógł się narodzić
jak człowiek
na razie pachnie lasem
ciepło
ludzie mają święto
śpią parę godzin dłużej.
Katarzyna Bandrowska
Bez Ciebie
Biała posadzka okryła ziemię,
kropki zasypują niebo.
Wiatr wieje mocniej i zimniej.
Choinka przystrojona.
Potrawy i opłatek na stole.
Zdjęcie stoi w rogu.
Kiedyś biegałyśmy po śniegu.
Łapałyśmy śnieżynki,
roztapiały się na rękawiczkach.
Poprawiałaś niedbale zawiązany szalik,
Trzymam w kieszeni czapkę,
którą naciągałaś.
Nie jest tak pięknie jak dawniej.
Potrawy zgubiły smak,
a nieprzełamany opłatek radość.
Spoglądam na zdjęcie.
Zawsze czeka nakrycie.
Przyjdź choćby we snach.
Gaetano Bucci (Italia)
Sonet Bożonarodzeniowy 2016
Choć przyszedł mróz i ochłodzenie
Nie zdaje się, że to Boże Narodzenie.
z Ziemi spoglądamy wysoko w niebiosa
co z wiatrem zatrute chmury nam niosą.
Spoza ogromnej zasłony żałości
Nie widać na tym świecie radości,
U krzyżowca co szuka zażyłości
Ze sunnitą o niezłomnej twardości.
Koran z Biblią nie jest w sprzeczności
Takie nam wieści Franciszek przynosi
Jezus rodzi się z najczystszej miłości.
Pomiędzy Ziemią a Niebem się wznosi
Jak lilii kwiat niezwykłej białości
Odkrycie tajemnic prawdziwej Miłości.
Tłumaczenie Joanna Kalinowska
Aleksandra Baltissen
(Holandia)
Świąteczna choinka
Aniołek,
cukierek i wstążka,
gwiazda, jabłuszko i bombka,
oraz lampki, kolorowe łańcuchy;
wyczaruję pod drzewkiem też prezenty
ku radości dzieci, dorosłych, wszystkich ludzi…
Piernik,
ciastka i orzechy,
zimne ognie, może świeczki
oraz z nieba płatki śniegu, ciut-ciut waty;
wyczaruję pod jodełką, świerkiem też uśmiechy
ku radości znajomych, przyjaciół, dla całej rodziny…
Bibuła,
piórka i papierki
ozdoby wykonane przez maluchy,
oraz Gwiazda Betlejemska na wierzchołku;
wyczaruję pod choineczką też barwne sny do poduchy
ku radości serc bliźnich sióstr, braci i w stajence Dzieciątku…
*
**
***
****
*****
******
********
Z pańskiego żłóbka
Łyżka po łyżce
do szczęścia prowadzi
jak na świat przychodzi
Dziecię Boże.
Zapach wspomnień
przy świątecznym stole
łączy serca wszystkie
aromatyczny grudzień.
Kołysze dobrem
wigilijna gwiazdka
z Pańskiego Żłóbka
i Twoim Perełko sercem.
Anna Buchalska
Magia świąt
W powietrzu już czuć zapach świąt Bożego Narodzenia
Magia
Dzieci jak nigdy czekają cierpliwie
Ojciec wyjechał
wrócił w postaci Mikołaja
roześmiane twarze nie wiedzą
kim jest
Matka właśnie w jednej chwili ze zmęczonej twarzy czyni
świeżą
Stanęli przy stole pokrytym wdzięcznością
W oddali cichutko kolędy płyną
Płomienie świec chwieją się od oddechów
Zapach świerku splata się z zapachem potraw
Zawieszona jemioła zaprasza
Odgłos łamiącego opłatka ściska za gardło
Dziś słowa nabierają szczególnego znaczenia
Dzieci już siedzą na kolanach Mikołaja
radośnie spychając
jeden drugiego
Czyny zamieniają się w bezcenne dary
a walka nie jest walką o zwycięstwo
Nawet Dziadek Mróz zagląda przez szyby
malując coraz piękniejsze obrazy
Uczestniczy w uroczystości
poczuł się zaproszony
pusty talerz czeka
Nadzieja
Gdy po świecie rozchodzi się
donośne obwieszczenie
Bóg się rodzi
chylimy głowy przed potęgą
narodzin maleńkiego Stwórcy
Jak płomyczki świec
tak iskrzą się oczka
spoglądając w jutro przez pryzmat
dnia wczorajszego
i rozpala się nadzieja
Nad żłobkiem skruszeni
szukamy odpowiedzi
Wracając do domów
w każdym kącie poukładane słowa
Rozświetlona choinka
i mały prezent dziś taki aż ponad marzenia
można już teraz otworzyć
Jadwiga Bujak–Pisarek
W ten wieczór
Pamiętam mój dom —
zawsze pachniał świerkiem,
wonią starannie czyszczonej podłogi.
Od drzwi rozchodził się
zapach wigilii —
grzybów, kompotu z suszu,
smażonego karpia.
Jednak obraz, który żyje
tuż pod powiekami
i mimo lat,
czas nie zatarł śladów.
To stół bielusieńki,
przy nim dzieci, wnuki
i drżąca dłoń babci, kiedy w opłatku
podawała nam narodzonego Jezusa.
*
**
***
****
******
********
**********
**
Moje Boże Narodzenie
Wiesz dziecinko,
przygotowałam wieczerzę.
Zanim rozpocznę rozmawiać z Jezusem
usiądź przy mnie na chwilę.
Niech zniknie odległość,
dzieląca nam domy.
Opłatek znowu wypełni życzenia —
takie nasze, cichutkie.
A ty, jak dawniej
ogrzej moje dłonie —
zastygłe w tęsknocie.
Danuta Błaszak (USA)
***
jeden extra talerzyk dla kogoś kto jest samotny
co powiesz jeśli naprawdę przyjdę do was
siądę przed talerzykiem
dotknę sianka…
ciocia Anula uczyła: pierwsza powiedz dzień dobry
pierwsza się ukłoń. pierwsza uśmiechnij się do lustra
zanim odpowie grymasem. pierwsza wyciągnij talerzyk
zanim zatrzasną przed tobą drzwi.
patrzę w rozświetlone kwadraty okien
pada śnieg
zamykają sie okna i ściany
ciocia Anulka uczyła: nigdy nie przychodź
nieproszona
wiesz kupiłam paczkę jednorazowych papierowych
talerzyków
nie bój się — jednorazowych
nie przyjdę na długo nie będę się narzucać
tylko jeden raz
dziewczynka
z papierowymi talerzykami
niech będzie jak w bajce
***
święta wspomnienia tych wszystkich których tu dziś
z nami nie ma.
w Ameryce handel zwiększa obroty.
Chris się zdziwił że pytam o rybę. czy to żydowski zwyczaj?
nie obchodzą wigilii. prezenty będą jutro rano.
opłatek? Kate mówi ze słyszała o czymś takim
komunia w katolickim kościele
też jest tam coś takiego.
wesoła muzyka bez znaczeń. upieram się
że to muszą być kolędy. Janetka słucha kolęd
już wiem to jakaś kościelna muzyka mówi…
święta w Ameryce
kolęda dla boga
nawet jeśli go tu z nami dziś nie ma
***
choinka to rodzaj drzewka genealogicznego
kolorowe lampki mrugają wspomnienia
tych których dziś tu z nami nie ma
rozkołysane bombki okrągłe
biodra śmiech dzieciaków
sól oczu wata na gałązkach srebrne łańcuchy
jak śnieg mówi ona
pamiętasz jak kupiliśmy cioci Anulce tę zieloną bluzkę…
a potem na pierwszy dzień świąt jak Ryszard przyniósł
kurczaka w soli…
iglaste drzewko genealogiczne
wspólne kolędy
miliony igieł — anteny ku bogu
Enrico Castrovilli (Italia)
Boże Narodzenie w toku
Jest północ i jeszcze śnieży.
Wydaje się, że nie przestanie padać.
W pobliżu pokoiku do wynajęcia,
wysoko świeci
wielka gwiazda — kometa.
Wychodzi dziecko trzymając
mocno w rękach bladego
noworodka z terakoty,
który jest do niego podobny.
I wtedy wznosi się śpiew,
i w blasku świec słyszy:
„Jezus nam się narodził”.
Tłumaczenie Joanna Kalinowska
Rehmat Changaizi (Pakistan)
Maria
Spostrzegłem odległą
Gwiazdkę
Na tajemniczym niebie, Poczułem samotność…
Smutek, onieśmielenie. Inne gwiazdy błyszczały
Tak jasno, Tak szczęśliwie. Zapłakałem!…
Była piękną niewiastą
Stojącą samotnie
Wśród wichrów życia. Jej złote włosy
Opadały w kierunku serca. Mogłem ich prawie dotknąć
Palcami
Gdybym tylko spróbował!…
Były lśniące
Błyszczały tak jak uczciwość…
Nagle
Zobaczyłem dołeczki w policzkach, W czasie gdy jej oczy i usta
Promieniały Miłością
Pełną skromności
Tłumaczenie Alicja Kuberska
Magdalena Cybulska
Szopka
Białe owieczki kręcą się wokół
roześmiane twarze aniołów pasterzy i królów
osiołek taki mądry
i wszyscy sobie równi
dobro od nich promienieje
przychodzą i odchodzą
nie wiem na ile tego dobra
im wystarczy
czy komuś je zaniosą
czy zatrzymają tylko dla siebie
jak największy skarb
a jeśli nie wystarczy
to znaczy że wzięli za mało
albo byli za słabi aby więcej unieść
potknęli się o krawężnik
wysypało się dobro
będą musieli cały rok czekać
na następne
aż staną przy starej posiwiałej szopce
nad którą dynda Gwiazda Betlejemska
wycięta z kawałka styropianu
który na nic więcej już
nie mógł się przydać
*
**
***
****
Boże Narodzenie
Czekali na niego
z zupą grzybową
z pierogami karpiem w galarecie
czekał łańcuch na choince
zrobiony przez małe dłonie
prezenty pod zielonymi gałązkami
samolot nie przyleciał
samochód się popsuł
zabrakło zwyczajnych słów
czekali
przyszedł z pierwszą gwiazdą
zapłakał jak dziecko
nie spróbował kapusty z grochem
przestraszył się świętego Mikołaja
rękawiczki z reniferami były na Niego za duże
ale to przecież nic nie szkodzi
za rok będą dobre
zawsze czekamy na kogoś innego
a przychodzi ktoś kogo się nie spodziewamy
o tej porze
w tym miejscu
zdejmuje buty w przedpokoju
uśmiecha się ciepło w zimowy wieczór
świat staje się bardziej ludzki
pełen śladów prowadzących do domu
Marek Dobrowolski
Prezent
pierwszy raz na Gwiazdkę
dostałam słodką bułkę
jej słodycz pamiętam do dziś
to nic że była trochę sucha
była moja
moja cała
bezwiednie wyszłam na dziedziniec
okryty śniegowym pudrem
jakbym chciała pokazać światu
swój prezent
swój pierwszy w życiu prezent
nad głową przeleciał ptak
samotnie szybował od łąk
aż w piersiach zakłuło nadzieją
to znak
to na pewno znak
że wrócą rodzice z powojennej tułaczki
za rok
Wigilia będzie w domu
w przytuleniu matki
na kolanach ojca
nie wrócili
Tadeusz Dudek
Bożonarodzeniowe haiku
na to istnienie
już od początku dziejów
był zapis w gwiazdach
wśród nocnej ciszy
słowo stało się ciałem
ducha bez granic
dobra nowina
dzieli mieszkańców ziemi
to Bóg czy człowiek
prawda i miłość
nie wolno nam rozdzielać
tych braci syjamskich
błądząc bez celu
w końcu i ja dojrzałem
światło w tunelu
Sakrament chwili obecnej
Zakwitły już gwiazdy betlejemskie,
a w mroku świecą iglaki, w szczelinach czasu
roziskrzyły się chwile. Zanurzyłem się w cichej wodzie
i teraz mnie rwie. Nie chciałem strzępić języka,
lecz w taki dzień nawet osioł
musiał przemówić.
Między przeszłością a przyszłością
rozpięte schematy myśli nie pozwalają mi uchwycić
drobiazgu, istoty rzeczy, misterium trwania
wszelkiego stworzenia.
Przeciekam
i lśnię,
gdy w skupieniu
palcami duszy wyczuwam
czyjąś obecność.
Czekam
jak na zbawienie.
Michał Janusz Doyniak
Priorytety
Żłóbek
Lecz taki bez Jezusa
Wczesna kolęda
Od listopada
Market
Jak śledź na wigilijnym stole
Pasterka po kielichu
Święta
Zmęczone puste krzesło przy stole
Na którym nigdy nikt nie siedzi
Pan Bóg jak wcześniak
W klepsydrze
Handlowego
Czasu
Jezus patrzy
Nostalgia
Ponad radością
Człowiek
Postawił nawet puste krzesło
Przy stole
Gdzie sami swoi
Oby nie przyszedł
Jakiś obcy
Tylu tu kręci się uchodźców
Jeśli nadejdzie
Umyję ręce
W nocy w kościele
Zabrzmią pieśni
Moc się obudzi
Noc struchleje
W słowach
Przepięknych świętych
Słowach
Miłowanie
Słyszę
Jak prószy bielą
Śnieg utulony w zamyślenia
Widzę
Jak jodły szturmują niebo
Nabrzmiałe strzały ostrymi groty
Góry
Nad głową pokój w niebie
Świąt przesypanych w klepsydrze czasu
Płynę
Na wyżach cichej pokory
Przez mgłę uniesień dotykam Boga
Biel dookoła
Czysta czci godna
Płonę jak watra na polanie spotkań
Z Jezusem
Gaetano Finizio (Italia)
Miłość Uniwersalna
zrodziła się gwiazda niepokonana
ofiarowując nam Światło Prawdy,
Betlejem czystość Ludzkiej Rodziny
w duchowej symbiozie synergii
promieniujące piękno ognia boskiej mądrości
filar wzniosłych spraw,
wzbudza w nas refleksję
by ożywić sens miłości
Tego, który przyszedł od Słońca Wschodu
pomiędzy dwoma kolumnami
nie dla sprawiedliwych, ale dla nas grzeszników
świadomy cierpienia,
Jego łaska kieruje nas do świata bardziej sprawiedliwego,
ku Uniwersalnej Miłości.
Tłumaczenie Joanna Kalinowska
***
Jerzy Fryckowski
List wigilijny do matki
Syneczku, zapach siana gaśnie pod obrusem,
Wciąż omijając Boga modlisz się o matkę,
Ja za twoje zwątpienie rumienić się muszę,
Twoje grzeszne modlitwy przyjmować ukradkiem.
Synku, na nic twe rany, krwawiące kolana.
Bóg nie jest w krwi i winie, choć myślą tak ludzie,
Musiałam odejść młodo, zostałam wybrana
Uczyć cię dorosłości i pozbawiać złudzeń.
Synku, podziel opłatek, rodzina już czeka,
Urosłeś mi tak nagle bez mojej opieki,
Wiem, że nosisz mój obraz pod mokrą powieką,
Też śnię jak parzysz kawę, jak niesiesz mi leki.
Synku, pachnie choinka, jest ciepło i jasno,
Mróz skrzypi pod butami, w oknie srebrna cisza.
Czemu nie widzę wnuków? Powiedz, jak mam zasnąć
I wrócić tak cichutko, aby Bóg nie słyszał?
Tren XXVI
Spójrz matko, zimną gwiazdę wigilia zapala,
U sąsiadów za ścianą łamią się opłatki,
Tylko mój ciągle cały, bez rysy i gładki
Wspomnienie nagłej śmierci swą bielą wyzwala.
Z moich oczu do barszczu prószą słone płatki,
A na jego dnie milczy pusta, biała sala,
Widzę teraz dokładnie, to jest biel szpitala
Biała jak ta wigilia, biedna brakiem Matki.
I milczy również ojciec, twoich wspomnień łowca,
Zadumany nad życiem mądrością człowieka,
On też jak ja nie ruszył kupnego makowca.
Na chwilę nasze myśli wracają z daleka,
Darmo tego samego czekamy wędrowca,
A z nami do północy pusty talerz czeka.
Choinka
Nie umarła na ostrzu siekiery
chociaż dłonie lepią się żywicą
jak krwią
wciąż rośnie w oczach
i jak rozrzutna kobieta
pozwala się ubierać
odbija w bombkach
duże oczy Matki
i cień skradającego się Ojca
który skrywa za plecami
marzenia o klockach
opłatek skrzypi jak mróz
a ognie
chociaż też zimne
żarem budzą
z dziecięcej zadumy
Daniele Giancane (Italia)
Alleluja, mamy Boże Narodzenie
Nagle rozpływa się w sercu
nieznana czułość
jak melodyjny zaśpiew
prowadzący ku odległemu dzieciństwu,
ku ołowianym żołnierzykom,
gałgankowym lalkom
i górze słodyczy
zamkniętej na klucz w salonie.
W ludzkich oczach
widzi się coś nowego,
niezwykłe szczęście,
cud, co ma się wydarzyć
Alleluja, mamy Boże Narodzenie
Tłumaczenie: Joanna Kalinowska
Norbert Góra
Wycinek ze świątecznej radości
skrzypi pod nogami
śnieżnego daru oblicze
kolorowe oczy świątecznych lamp
obejmują wzrokiem ulicę
dźwięki utkane z radości
przemierzają gwieździste niebo
nuty pełne miłości
wyzwolone z jarzma muzycznych linijek
dzisiejszej nocy rozbrzmiewają na wolności
zapach dwunastu potraw
jak dym w powietrzu gęstnieje
w ramiona ciotki i wuja wpycha mnie
bożonarodzeniowy wiatr
niech jutro, pojutrze, za tydzień, za miesiąc
z równą intensywnością wieje
nie wstydzę się szklistych oczu
kropel łez tchniętych przez rodzinną bliskość
nie dbam o ciemną twarz tego świata
w ten familijny wieczór
liczą się tylko słowa mamy, taty, siostry i brata
Kamila Gurgul
Boże bezdomności
Na ulicy Brackiej siedzi żebrak
Zbiera na chleb, choćby pewnie karpia zjadł
Inny z załamania pod pociąg się rzucił i padł
Dlaczego Boże, spotyka ich taki los?
Przecież to czas świąt!
Jeden pije z rozpaczy... Z głupoty, przez hazard
majątek stracił!
Drugi ćpa na dworcu, nie mając już skruchy w sercu
Pewien udał się do przytułka
Tam czeka na niego tylko herbata i bułka. Znowu
inny N leży na cmentarzu, odwiedza go kolega
bez nogi, marzący o talerzu zupy,
kładąc stare znicze
–śmietnikowe łupy. Narkotyki go zgubiły,
kolesie za długi pobiły
kikuta na pamiątkę zostawiły… Los nie jest dla nich
łatwy…
Bądź dla nich Panie łaskawy!
Karl Grenzler (Niemcy)
Kolęda
wyjęta z porządku
czasu noc
cicha radosna
dziecięcymi oczami
puchem świateł i bieli otulona
cicha radosna
noc spełnienia
tajemnic wyśpiewanych
pod zielonym zapachem
serc uwolnionych
noc dzielona
opłatkami miłości
w ciszy w radości
Kraków grudzień 2015
***
Jolanta Maria Grotte
Wigilia nad morzem
Słyszysz… Jak wieje wiatr
Słyszysz… Jak szumi morze
Wezbrane siłą grudniowych fal
Wybija oczekiwania czas
W stalowej szacie odcieni
Groźnie, ponuro mruczy
Srogo sapie tajemnicą rozkoszy
Grozą oddycha głębin uniesień
Słońca nie widać rankiem
Skryte w chmurach siedzi
Jedynie promyk przeciska się przez nie
By ciemne wody rozświetlić po nocy
Dziś spokojniej jest na plaży
Nawet piasek się nie rusza
Jakby zastygł, znieruchomiał
Jakby czekał na Pasterzy i Króla
Również mewy dziś nie krzyczą
Tylko śledzą wyciszone
Czasem wzbiją się do góry
Pofiglują przed oczami
Wiatr nie wciska się za kołnierz
Jest przyjazny i spokojny
Szepcze tylko nam do ucha
Boże Narodzenie przed nami.
Sarbinowo, 24 grudnia 2015 r.
Pierwsza gwizdka
Zabłysła gwiazdka na niebie,
Wczesnym wieczorem, ta pierwsza.
Rzuciła smugę jasną za siebie,
Dziś droga do… Jaśniejsza i szersza…
Święte światło wysoko,
Na grudniowym ciemnym niebie.
Nie pozwól gwiazdo dziś nikomu,
W samotności zostać w domu!
Grudzień, gość czekany stuknął mrozem w okno,
Świąteczny, o tej porze ubrany na biało.
Przyniósł życzenia każdej rodzinie,
Dziadkom, rodzicom i każdej dziecinie…
Krystyna Grys
Kołysanka
Uśnij Maleńki
odpocznij
nim zaczniesz
człowieczą dolę
Otulę Ciebie
kołdrą wyciszenia
spiętą srebrną gwiazdą
zawieszoną
na sklepieniu nieba
Dzisiaj śpiewam
kołysankę płynącą
potokiem miłości
Odpocznij Dziecinko
zanim na Golgotę
przyniesiemy Ci
naręcza naszych krzyży
Pejzaż wigilijny
Poezja zimy
otula ziemię
dziewiczą bielą
Magia Wigilii
wprowadza nas
w mistyczny nastrój
Na żywicznej choince
migają rzęsy gwiazd
Kolorowym łańcuchem
wije się kolęda
Zapalają lampki oczu
Czułym gestem opłatek
rozdaje uśmiechy
łamią się słowa
Przy rodzinnym stole
wzniosłe oczekiwanie
oto rodzi się w nas
B Ó G
***
Samotna Wigilia
W izbie przesiąkniętej
samotnością i oczekiwaniem
siedzi pochylona
nad talerzem
pełnym łez
Z komody patrzą
nieruchome oczy
dzieci i wnuków
Dla nich wymoszczone
siano pod bielą obrusa
parafialna świeca
i opłatek
kruchy jak jej życie
Krystyna Gudel
Tajemnica Wieczoru
i znowu dłoń
zbliża się do dłoni
maleńki Okruch
w bieli
dzielony łączy
w Tajemnicy Wieczoru
Puste miejsce
To miejsce
ma różne oblicza
Kiedyś dziadek
w spracowanych dłoniach
tulił białą kruchość
Babcia powtarzała
błogosławieństwo
jak mantrę
Potem ojciec
łzę w rękawie topił
by nie spłynęła
na płócienny obrus
Nad pustym talerzem
pełno obecności
* * *
w adwentowych soplach
przezroczystość
rozgrzewa serdecznością
spływa
do stóp Maleńkiego
na niemej życzliwości
lodowata przestrzeń
okruchy uwielbienia
choćby na krze
dopłyną
Jarosław Stanisław Jackiewicz
Szklanka herbaty
kiedy odejdą już wszyscy
zostanie z Tobą
samotność
jak wierny pies
będziesz karmić ją książkami
zabierać na długie spacery
upijać się na smutno
mozolnie kleić połamane skrzydła
zostanie Twoim aniołem stróżem
Szymonem z Cyreny
wyrozumiałym łagodnym cieniem
szklanką mocnej herbaty
kiedy odejdą już wszyscy
zostanie z Tobą jeszcze
jak wierny pies
N a d z i e j a - -
*
**
***
****
*****
******
***
kocham cię staruszku
kocham cię staruszko
trzymamy się za ręce
choć jesień
choć zima
trzymamy się za ręce
jak zawsze
uśmiechnij się do mnie
bo choć życie gorzkie
rok jeden jeszcze
podarował nam los
a kiedy dni się wypełnią
w wieczność wejdziemy
szczęśliwi i młodzi
spójrz o spójrz
jakie dziś
gwiazdy
duże
kocham cię dziewczyno
kocham cię mój chłopcze
i załóż proszę ten szalik
znowu się przeziębisz
Joanna Jakubik
Kromka chleba dla wędrowca
Ta kromka chleba, którą się podzielę,
z tobą wędrowcze, gdy zapukasz do mnie,
nic nie odmieni, to przecież niewiele
lecz jakże łatwo jest o niej zapomnieć,
gdy czasem w życiu dobrze ci się wiedzie,
choć inni ciągle pozostają w biedzie.
Biesiadowaniem świątecznym zajęci,
nie pamiętając o trudzie i troskach,
jednak myślimy o tym, że się święci
ten dzień radosny, aby mógł pozostać
i w naszych domach dostatek i spokój,
aby tak było do przyszłego roku.
Gdy zasiądziemy przy stole z rodziną
by między dzieci opłatek rozdzielić,
myśląc o czasie co tak szybko minął,
gdy nasi bliscy, przed chwilą weseli,
byli tu z nami i o ich odejściach,
tak jak co roku życzmy sobie szczęścia.
Świąteczne życzenia
Wśród świątecznych zakupów, w przygotowań pędzie,
odnajdując znów spokój i kolejność rzeczy,
lukrowanym piernikiem, w świątecznym obrzędzie,
wszystkie troski próbujesz uleczyć.
Oszalałe w marketach świąteczne promocje,
chociaż chmarą do kasy z bombkami się cisną,
nie zastąpią tej chwili i życzeń owocnej
drogi dalszej i szczęścia na przyszłość.
I co roku tak wszystko się ciągle powtarza.
Kołowrotek rodzinny, gdzie zmienia się tylko
to co wkoło, co w środku, w domowych ołtarzach
ustawiamy. A życie jest chwilką.
A więc “spieszmy się kochać” i bliskością cieszmy,
choć zdarzają się smutki, nie pamiętaj tego,
znów Wesołych Świąt życząc zwyczajem odwiecznym.
Dobre duchy niech domu nam strzegą.
Ewa Jowik
Stół
Znów zaścielę obrusem ten blat, co pół wieku nam służył,
na rodzinę poczekam stawiając talerze na stół.
Może jeszcze samotny wędrowiec tu zbłądzi z podróży,
zadbam o to, by z nami świątecznie, swobodnie się czuł.
Siadaliśmy we dwoje tak jeszcze niedawno do stołu,
czasem świece paliłeś by smak nabrał kartkowy kęs
jakiejś ryby, wystanej z innymi głodnymi pospołu
i by łzy nikt nie widział, gdy spływa cichutko spod rzęs.
Potem z nami siadały trzy białe, radosne anioły,
choć czasami się obrus poplamił, mówiłeś: — A, niech…
Już talerze czekały, gdy biegły do domu ze szkoły,
nad plackami i zupą unosił się dziecięcy śmiech.
Wyfrunęły po latach, a stół stał się dla nas za duży,
lecz się starał nam służyć, choć kiedyś wcisnąłeś go w kąt.
Mediatorem był często i godził nas zwykle po burzy,
przypominał, że warto poczekać na anielski zlot.
Znów zaścielę obrusem ten blat, co pół wieku nam służył,
na rodzinę poczekam stawiając talerze na stół.
Żadna chmura tej chwili z rodziną dziś już nie zburzy,
a śmiech wnucząt wśród potraw zapachu znów będzie się
snuł.
***
Boże Narodzenie
Przyszedł bez patosu, bezradny i goły,
okryjże go Matko i do snu ukołysz.
Utul kiedy płacze, ogrzej swoim oddechem,
pozwól, by maluczkim rósł on na pociechę.
Syn twój każdym słowem dla niebieskiej chwały,
będzie kiedyś kruszył w ludzkich sercach skały.
Nie szczędź więc dzieciątku matczynej miłości,
pozwól, niech doń przyjdą z hołdem ludzie prości.
Daj mu Matko Święta z każdą kroplą mleka
łaskę wybaczenia słabości człowieka.
Pozwól, by Syn Boży w zapachu jedliny
przysiadł do wieczerzy wśród każdej rodziny.
Joanna Kalinowska (Italia)
Dzisiaj w Betlejem…
Przybieżeli do Betlejem pasterze
By zagrać na flecie i lirze.
Zwierzątka w stajni się dziwują
Krówki cichutko pomrukują.
Każdy rozgląda się sobie
Nie znaleźli dzieciątka w żłobie,
Panna Maria poroniła
Bo ubogą przecież była.
Agata Kalinowska-Bouvy (Francja)
Na święta
Ślę życzenia moje na Narodzenie Boże
Łącząc serdeczne braterskie pozdrowienie
Pokój, miłość niech zstąpią na te wszystkie ziemie
Gdzie wspólnie zasiądziemy o wieczornej porze
I w miastach ludnych i w odległym borze