Metafora Współczesności

Bezpłatny fragment - Metafora Współczesności

Antologia Bożonarodzeniowa, Tom II/2016

Proza współpczesna
Polski
Objętość:
197 str.
ISBN:
978-83-8104-399-1

Świąteczna magia

W małym miasteczku w mroźny dzień, nieliczni ludzie przemykali się, niosąc siatki z zakupami. Niektórzy wstępowali do budynku poczty, aby nadać, z pewnością już spóźnione, kartki świąteczne. Urzędnicy w granatowych fartuchach, siedzący pod portretami Bieruta i Stalina jeszcze mieli do przepracowania dwie godziny, aby potem zająć się przygotowaniami do świąt. Za oknem śnieg padał równo, wolno i dostojnie. Przypomniał mi się tamten klimat tych dni. Wiem, to sentyment do swojej młodości, tak mówią. Chociaż nie tylko. Widzę różnice, jakie istnieją w tym, co pamiętam a tym, co widzę teraz. Przede wszystkim było cicho. Zimy były normalne, białe, czasem mroźne, śniegowo tunelowe, skrzypiące szronem, kłujące bielą w oczy. Na rynek zajeżdżały furmanki. Konie parskały parą z pobielonych szronem nozdrzy. Woźnice okutani baranicą sadzali obok siebie na koźle okutane w chusty żony. To był dojeżdżający do miasteczka „supermarket” świąteczny. W koszach, w otulonych sianem konwiach, czekały na sprzedaż: wiejski chleb, śmietana i masło, jajka, cielęcina i schab, bez pozwoleń, kontroli, systemów podatkowych i kar. Miasteczkowe gospodynie, jeszcze w jesionkach z codziennymi chustkami na głowach, kupowały to, co jak mówiły: jest lepsze niż to w sklepie „Społem”. W tych sklepach kupowało się karpie, które potem beznadziejnie pływały „w kółko” w baliach do prania lub innych większych misach. Można było palcem pogłaskać je po zimnym i śliskim grzbiecie. Sprzedaż trwała do zmierzchu. Potem jak codziennie noc brała w posiadanie miasteczko, ludzi i śpiące wrony na drzewach. Furmanki już lżejsze zawracały do swoich domów, a zmarznięte konie jakby szybciej przebierały kopytami, wiedząc, że jadą do swoich ciepłych stajni. Delikatnie odczuwało się jakieś podniecenie zbliżającymi się świętami. W oknach kuchni dłużej niż zwykle, paliło się światło. Dzieci zasypiały w piernikowym zapachu. Za oknem panowała noc i cisza. Właściwie to Wigilia następowała gwałtownie. Jeszcze poprzedniego dnia zapachy z kuchni mieszały się z zapachem pasty do podłogi, a już następnego, koło południa, nakrywano stół białym obrusem, ustawiano talerze, na których codziennie się nie jadało. Potem stawiano półmiski z karpiem w galarecie, sałatką jarzynową, chrzanem, masłem i chlebem. Makaronów w sklepach jeszcze nie było. Gospodynie robiły je same, wałkując ciasto do prawie przeźroczystej cienkości, a potem suszyły wielkie placki na stole przykrytym ściereczkami. Potem zwijały w długie rulony i cięły cienkie kluseczki do rosołu na pierwszy dzień świąt. Wtedy już można było jeść potrawy z mięsa. W piekarniku dochodziła gęś lub indyk. To było cudowne świąteczne, „wypasione”, jak powiedziałabym dzisiaj, jedzenie. Odświętny stół czekał na sygnał. Dzieciom kazano wybiegać na dwór i patrzeć w niebo, wypatrując pierwszej gwiazdki.

- Skądś pana znam, ale skąd… Chyba już się gdzieś spotkaliśmy… Ciągle nie mogę skojarzyć — wpatrywałem się w jego starą, pomarszczoną, ale spokojną twarz.

Wtedy magia osiągała swoje apogeum. Jako dziecko stawałam się kimś ważnym, do kogo podchodzą starsi, łamiemy się opłatkiem, i wszyscy po kolei życzą mi, abym była grzeczna i nie chorowała. Przyjmowałam te hołdy z powagą i radością, odurzona chwilą, zapachem jodłowej choinki i podniecona tym, co tam pod jej spodem widziałam. Jakieś upominki, paczuszki owinięte w pakowy szary papier i przewiązane wstążeczką.


Mieliśmy wtedy po kilka lat. Wierzyliśmy w Mikołaja, który nagradzał tylko grzeczne dzieci, a te, które nabroiły, bały się, że pod choinką znajdą rózgę. Mnie jakoś się udawało. Zazwyczaj już sam kształt pakunku zdradzał jego zawartość. Prezentem mogła być czekolada albo kredki, czasem kapcie lub pończochy bawełniane w prążki. W wyjątkowych wypadkach, kiedy przyjechał ktoś bogatszy z rodziny, dostawałam lalkę z celuloidu ze sztucznymi włosami i namalowanymi oczami. Nie mogłam sobie wyobrazić, co stałoby się ze mną, gdybym po rozpakowaniu paczuszki, znalazła tylko rózgę! To byłaby wściekła rozpacz! Co powiedziałabym koleżance, gdyby zapytała, co dostałam od Świętego Mikołaja! Tego bałam się najbardziej. Kiedy zmrożony śnieg chrupał pod butami, a wszystkie gwiazdy usadowiły się na granatowym niebie, ta wigilijna noc stawała się magiczną, niepowtarzalną chwilą w roku. Wolno było nie spać aż do północy. Z sąsiednich domów słychać było kolędy. Niosły się w poświacie z okien, toczyły po białym śniegu, bo gdzieś tam daleko w świecie urodziło się maleństwo, zbawiciel, król naszych dziecięcych duszy. Bardzo było mi go żal, że tylko pieluszką przykryty, w stajence, w drodze urodzony, leży i chyba mu zimno. Zawsze tak wyglądał w stajence, którą ustawiał ktoś w kościele. Miałam ochotę, aby przykryć go choćby moim szalikiem, a na wyciągnięte rączki nałożyć rękawiczki. Kolędy już nie snuły się delikatnie, a wybuchały gromko w kościele zwielokrotnione załomami murów, złotem rzeźb postaci, łukami sufitu, dźwiękami organów. Ludzie jakby natchnieni, niektórzy z wilgotnymi oczami, nie wiadomo czy ze wzruszenia czy zimna, śpiewali, jak kto potrafił. Stawaliśmy się jednym gardłem, jedną wolą, jednym sercem. Czułam podniosłość tej chwili, bo nazajutrz wszyscy szarzeli, znowu byli jak zwykle. W Wigilię „dostawali” skrzydeł. Następne dni, to było jedzenie, jedzenie, gadanie, nowi goście, odwiedzanie się wzajemne i jedzenie, gadanie, jedzenie… I tak przez dwa kolejne dni.


Choinka stała dumnie i pachniała, rozsiewała las, szyszki i żywicę, pyszniła się anielskimi włosami, kusiła cukierkami w kolorowym „sreberku”, błyszczała uśmiechami bombek i kusiła dzieci, które czasem kładły się pod nią, by chwilkę pobyć w zaczarowanym lesie. Dzieci musiały bawić się swoją fantazją. Radio było dla nich zbyt poważne i niezrozumiałe, a nie istniały inne bodźce, które zajęłyby ich umysły. Można było porozmawiać z lalką lub kotem, a czasem z samą z sobą, patrząc na białe czyste podwórko przed oknem. Za oknem śnieg ustępował wiośnie, całe lata trwał ten spektakl, niezmiennie, nieuchronnie. Wszystkim przybyło lat, tzw. życiowych doświadczeń, niektórym wzrok zmatowiał, niektórym się wyostrzył. Właśnie ci zwrócili uwagę na to, jak bardzo zmienił się ten magiczny dzień świąt. Zatarło się oczekiwanie, nagrodzone chwilą, kiedy udało się kupić karpia, szynkę albo kiedy statek z cytrusami dopłynął do Gdyni i już za kilka dni będą pomarańcze i cytryny… Przede wszystkim jest głośno i jazgotliwie. „Przedświęta” zaczynają się w połowie listopada. Supermarkety stroją się w choinki, Mikołaje, Coca Cola śpiewa „Jingle bells” głośno, nachalnie. Dzieci, z wyjątkiem tych najmniejszych, już wiedzą, że Mikołaj jest w każdym sklepie, ma sztuczna brodę, więc chyba jest z nim coś nie w porządku. Nie wiedzą, że to robotnik, pocący się w czerwonym uniformie, który za pieniądze rozdaje prezenty, i że pracuje do trzeciej, a potem przyjdzie jego zmiennik. Przy kasach ustawia się kosze dla biednych, aby i oni mieli jakiś upominek na święta. My czujemy się lepiej tego dnia. Nasza szczodrość koi nasze sumienie… Tylko ci biedni muszą na nią czekać znowu cały rok… Panienki przebrane w anioły chodzą po sklepie sprzedając… opłatek! Po opłatek chodziło się do kościoła. Sprzedawała je zakonnica, były jakieś bardziej święte niż ten sztuczny od sztucznego anioła. Półki uginają się pod ozdobami choinkowymi. Wszystkie wyprodukowano w Chinach. Sprzedaż, sprzedaż, zysk. Tylko to się liczy. Zysk i reklama. Reklama w sklepie, na billboardzie, w telewizji, w Internecie, wszędzie, gdzie spojrzysz. Kup to! Zobacz, to okazja! Świetny pod choinkę… A ta choinka to chyba dodatek do prezentu, który kupisz, a najlepiej kilka. Zamykam oczy i na moment widzę tamten świat w zimowej ciszy, gdzie jedyną akcją reklamową jest wołanie sąsiadki, że przywieźli cytryny. Dzieci trudno odciągnąć od komputera, aby poszły z nami na spacer do supermarketu, no chyba żeby sobie wybrać nowego iPada albo grę pod konsolę, bo to im się należy. Przecież muszą to mieć, wszyscy to mają w szkole. W samochodzie duży bagażnik pomieści wszystkie pragnienia. Radio samochodowe nadaje „Jingle bell” w jakimś innym wykonaniu. Wieczorem w telewizji będą zapowiedzi programu na wigilijny wieczór. Wspomogą nas gwiazdy estrady, śpiewające za nas kolędy. Przyjemnie jest, jak wraz z dźwiękiem sztućców o talerze przedrze się „Lulajże Jezuniu”. W lodówkach już czekają odebrane z restauracji brzydkie półmiski z rybami, śledzie ze słoika, reszta ze sklepu. Tylko sałatkę z rukoli zrobiła osobiście pani domu. Jeszcze tylko ktoś akurat wolny w tej chwili, bo dzieci grają w gry komputerowe, ubierze choinkę i można zaczynać święta. Z telewizora mruczy kolęda, choinka czasem sztuczna, nie pachnie, chińskie ozdoby jakoś nie pasują do słowiańszczyzny, a prezenty? Każdy wie, co dostanie, wiec tylko rozrywamy ozdobne papiery, opakowania z wielkimi kokardami, i sztucznie zachwycamy się sztucznymi upominkami pod sztuczna choinką, ze sztucznymi kolędami w tle. Świat stał się sztuczny. A co będą miały w pamięci dzisiejsze dzieci?


Przedsiębiorcy liczą kasę, bo teraz będzie zastój, do Walentynek, a zaraz po nich znowu Wielkanoc… Jakoś się przeżyje. Tylko ta reklama taka droga, gdyby nie to, można by się reklamować więcej, zwłaszcza w telewizji tak, aby programy stały się przerywnikami w blokach reklamowych. Posprzątają sklep z bombek, przygotują walentynkowe serduszka, a potem kurczaczki i baranki. Interes się kręci. Tylko gwiazdka na niebie jakoś przybladła, niebo pojaśniało od reklam, które tę gwiazdkę reklamują, śnieg albo jest, albo go nie ma, bez ładu i składu. Płaczą górale, bo szlag trafił świąteczne dutki. Powycinane choinki leżą w hałdach poświątecznych, ocalałe karpie wrzucą do stawu, niech podrosną do następnego roku!

Tylko ja, szczęśliwa, mam za oknem wierzbę, czekam spokojnie na śnieg i patrzę, jak sikorki z karmnika biorą w dziobek ziarno słonecznika i jedzą go na przystrojonym lampkami wiązie w moim ogródku. Dlaczego szczęśliwa? Bo mam w oczach tamten obraz, nastrój i nikt mi go nie odbierze.

Wiersze przyprószone śniegiem

Józef Baran

Pierwszy śnieg


zza siedmiu gór

zza siódmego nieba

przywędrował

Śnieg

i łudzi

Wielką Przemianą

niemożliwego w możliwe


naszej ślepej uliczki

jeszcze raz w Kosmos

skoro można przemalować

w przeciągu nocy

cały szary świat na Biało


szepcą śnieżynki:

— ani oko nie widziało

ani ucho nie słyszało


miliony płatków

przychylających niebo ziemi

jak miliony

wigilijnych życzeń

oświeconych gwiazdą betlejemską


zmartwychwstają w nich na powrót

wszystkie

obietnice

i tęsknoty zduszone w skrytkach serc

o których istnieniu

wiemy tylko my

i nikt więcej


Pastorałka


tyle drogi uszliśmy tyle czasu uszło

nigdzie śladu miasteczka Gwiazdy ni Zajazdu

padając oddajemy wnukom nasze buty

i oddech podajemy sobie z ust do ust

padając oddajemy wnukom nasze sny

nasze serca co marszu wybijały rytm

lecz nie widać początku ni końca w oddali

powraca tylko echo naszego wołania

może zabłądziliśmy może nie tą Drogą

należało iść może na lewo na prawo

ciemno że oko wykol i wiatr w oczy prószy

bezradnie obracamy w rękach stare mapy


a możeś ty Zajazdem Gwiazdą Mesjaszem

Drogo nasza zbłąkana bez początku końca

nasza alfo omego znikąd prowadząca

prowadź nas więc donikąd jak najdłużej prowadź

my ci zaś zaśpiewamy kolędę podróżną

i złożymy mirrę kadzidło i złoto

na kolana padniemy w twym kurzu i błocie

Drogo nasza zbłąkana nasz jedyny Boże

Rozalia Aleksandrowa (Bułgaria)

* * *

Kiedy

nauczymy się

wybaczać,

będziemy

prawie

jak anioły.

I poprzez

igły

zapomnienia

wrócimy

radość

pieśni.

Enrico Bagnato (Italia)

Boże Narodzenie w metropolii


Słychać było kolędę

Ty z gwiazd schodzisz…*

Rozglądałem się wokół,

patrząc w ślepia metropolii.

Migotały światełka, błyszczały ozdoby,

kolorowe girlandy na wystawach.

W delikatnej mżawce, w śniegu z deszczem

chaotyczną rzeką przepływał uliczny ruch,

przechodnie przyśpieszali kroku otoczeni śmieciami,

w smrodzie wydobywającym się z rur wydechowych.

W oknach domów na przedmieściu

skromne choinkowe ozdoby.

obok trędowatych ścian, koszy na śmieci,

starzy z oczyma wlepionymi w ciemność,

chude dzieci bez zabawek na chłodzie.

I znów ta kolęda, Ty z gwiazd schodzisz,

unosząca się w mżawce.


* „Tu scendi dalle stelle”, typowa włoska kolęda.


Tłumaczenie Joanna Kalinowska

Wojciech Banach

Święta starych ludzi

Przygotowaliśmy wszystko

jak co roku choć

choinka coraz mniejsza

życzenia coraz krótsze

kolędy coraz cichsze

Bóg jeden wie

czy to jeszcze Boże Narodzenie

czy już Christmas lub Weichnachten

Nie zapowiadał się żaden

Święty Mikołaj

Gwiazdor

ani Dziadek Mróz

Nikt się nie zapowiadał

i znów zastanawiamy się

ile talerzy postawić na stole?


Przed godziną zero


łyk kompotu

umycie rąk z rybiego tłuszczu

pomarańcze (te najbardziej nadgniłe)

komplet srebrnych noży - do szuflady

papieros

herbata

papieros i można wyjść

o tej porze żłób jest już

pełny


Kalendarz z reprodukcjami


Odbite twarze aniołów

niepewnych swojej płci

skuteczności skrzydeł i miecza

wyrażają nadzieję spędzenia świąt

ze starą polską rodziną

najchętniej w Chicago


Co powiedzą sąsiedzi

władze i miejscowa policja

widząc długowłosych

uzbrojonych cudzoziemców

o kolorowych twarzach


***

Ludzie mają święto

choć nikt im nie dał

wódki żeby było weselej

światła żeby trafili

chodzą po ciemku

nawet żadna suka

nie przygarnie na 48 godzin

dzieci cieszą się

w domu pełne lodówki

dwa dni wolne dostał Chrystus

żeby mógł się narodzić

jak człowiek

na razie pachnie lasem

ciepło

ludzie mają święto

śpią parę godzin dłużej.

Katarzyna Bandrowska

Bez Ciebie


Biała posadzka okryła ziemię,

kropki zasypują niebo.

Wiatr wieje mocniej i zimniej.


Choinka przystrojona.

Potrawy i opłatek na stole.

Zdjęcie stoi w rogu.


Kiedyś biegałyśmy po śniegu.

Łapałyśmy śnieżynki,

roztapiały się na rękawiczkach.


Poprawiałaś niedbale zawiązany szalik,

Trzymam w kieszeni czapkę,

którą  naciągałaś.


Nie jest tak pięknie jak dawniej.

Potrawy zgubiły smak,

a nieprzełamany opłatek radość.


Spoglądam na zdjęcie.

Zawsze czeka nakrycie.

Przyjdź choćby we snach.

Gaetano Bucci (Italia)

Sonet Bożonarodzeniowy 2016


Choć przyszedł mróz i ochłodzenie

Nie zdaje się, że to Boże Narodzenie.

z Ziemi spoglądamy wysoko w niebiosa

co z wiatrem zatrute chmury nam niosą.


Spoza ogromnej zasłony żałości

Nie widać na tym świecie radości,

U krzyżowca co szuka zażyłości

Ze sunnitą o niezłomnej twardości.


Koran z Biblią nie jest w sprzeczności

Takie nam wieści Franciszek przynosi

Jezus rodzi się z najczystszej miłości.


Pomiędzy Ziemią a Niebem się wznosi

Jak lilii kwiat niezwykłej białości

Odkrycie tajemnic prawdziwej Miłości.


Tłumaczenie Joanna Kalinowska

Aleksandra Baltissen
(Holandia)

Świąteczna choinka

Aniołek,

cukierek i wstążka,

gwiazda, jabłuszko i bombka,

oraz lampki, kolorowe łańcuchy;

wyczaruję pod drzewkiem też prezenty

ku radości dzieci, dorosłych, wszystkich ludzi…

Piernik,

ciastka i orzechy,

zimne ognie, może świeczki

oraz z nieba płatki śniegu, ciut-ciut waty;

wyczaruję pod jodełką, świerkiem też uśmiechy

ku radości znajomych, przyjaciół, dla całej rodziny…

Bibuła,

piórka i papierki

ozdoby wykonane przez maluchy,

oraz Gwiazda Betlejemska na wierzchołku;

wyczaruję pod choineczką też barwne sny do poduchy

ku radości serc bliźnich sióstr, braci i w stajence Dzieciątku…

*

**

***

****

*****

******

********

Z pańskiego żłóbka

Łyżka po łyżce

do szczęścia prowadzi

jak na świat przychodzi

Dziecię Boże.


Zapach wspomnień

przy świątecznym stole

łączy serca wszystkie

aromatyczny grudzień.


Kołysze dobrem

wigilijna gwiazdka

z Pańskiego Żłóbka

i Twoim Perełko sercem.

Anna Buchalska

Magia świąt

W powietrzu już czuć zapach świąt Bożego Narodzenia

Magia

Dzieci jak nigdy czekają cierpliwie

Ojciec wyjechał

wrócił w postaci Mikołaja

roześmiane twarze nie wiedzą

kim jest

Matka właśnie w jednej chwili ze zmęczonej twarzy czyni

świeżą

Stanęli przy stole pokrytym wdzięcznością

W oddali cichutko kolędy płyną

Płomienie świec chwieją się od oddechów

Zapach świerku splata się z zapachem potraw

Zawieszona jemioła zaprasza

Odgłos łamiącego opłatka ściska za gardło

Dziś słowa nabierają szczególnego znaczenia

Dzieci już siedzą na kolanach Mikołaja

radośnie spychając

jeden drugiego

Czyny zamieniają się w bezcenne dary

a walka nie jest walką o zwycięstwo

Nawet Dziadek Mróz zagląda przez szyby

malując coraz piękniejsze obrazy

Uczestniczy w uroczystości

poczuł się zaproszony

pusty talerz czeka

Nadzieja

Gdy po świecie rozchodzi się

donośne obwieszczenie

Bóg się rodzi

chylimy głowy przed potęgą

narodzin maleńkiego Stwórcy

Jak płomyczki świec

tak iskrzą się oczka

spoglądając w jutro przez pryzmat

dnia wczorajszego

i rozpala się nadzieja

Nad żłobkiem skruszeni

szukamy odpowiedzi

Wracając do domów

w każdym kącie poukładane słowa

Rozświetlona choinka

i mały prezent dziś taki aż ponad marzenia

można już teraz otworzyć

Jadwiga Bujak–Pisarek

W ten wieczór

Pamiętam mój dom —

zawsze pachniał świerkiem,

wonią starannie czyszczonej podłogi.


Od drzwi rozchodził się

zapach wigilii —

grzybów, kompotu z suszu,

smażonego karpia.


Jednak obraz, który żyje

tuż pod powiekami

i mimo lat,

czas nie zatarł śladów.


To stół bielusieńki,

przy nim dzieci, wnuki

i drżąca dłoń babci, kiedy w opłatku

podawała nam narodzonego Jezusa.

*

**

***

****

******

********

**********

**

Moje Boże Narodzenie

Wiesz dziecinko,

przygotowałam wieczerzę.

Zanim rozpocznę rozmawiać z Jezusem

usiądź przy mnie na chwilę.


Niech zniknie odległość,

dzieląca nam domy.

Opłatek znowu wypełni życzenia —

takie nasze, cichutkie.


A ty, jak dawniej

ogrzej moje dłonie —

zastygłe w tęsknocie.

Danuta Błaszak (USA)

***

jeden extra talerzyk dla kogoś kto jest samotny

co powiesz jeśli naprawdę przyjdę do was

siądę przed talerzykiem

dotknę sianka…


ciocia Anula uczyła: pierwsza powiedz dzień dobry

pierwsza się ukłoń. pierwsza uśmiechnij się do lustra

zanim odpowie grymasem. pierwsza wyciągnij talerzyk

zanim zatrzasną przed tobą drzwi.


patrzę w rozświetlone kwadraty okien

pada śnieg

zamykają sie okna i ściany


ciocia Anulka uczyła: nigdy nie przychodź

nieproszona


wiesz kupiłam paczkę jednorazowych papierowych

talerzyków

nie bój się — jednorazowych

nie przyjdę na długo nie będę się narzucać

tylko jeden raz


dziewczynka

z papierowymi talerzykami

niech będzie jak w bajce


***


święta wspomnienia tych wszystkich których tu dziś

z nami nie ma.

w Ameryce handel zwiększa obroty.

Chris się zdziwił że pytam o rybę. czy to żydowski zwyczaj?

nie obchodzą wigilii. prezenty będą jutro rano.

opłatek? Kate mówi ze słyszała o czymś takim

komunia w katolickim kościele

też jest tam coś takiego.

wesoła muzyka bez znaczeń. upieram się

że to muszą być kolędy. Janetka słucha kolęd

już wiem to jakaś kościelna muzyka mówi…

święta w Ameryce

kolęda dla boga

nawet jeśli go tu z nami dziś nie ma

***

choinka to rodzaj drzewka genealogicznego

kolorowe lampki mrugają wspomnienia

tych których dziś tu z nami nie ma

rozkołysane bombki okrągłe

biodra śmiech dzieciaków


sól oczu wata na gałązkach srebrne łańcuchy

jak śnieg mówi ona

pamiętasz jak kupiliśmy cioci Anulce tę zieloną bluzkę…

a potem na pierwszy dzień świąt jak Ryszard przyniósł

kurczaka w soli…


iglaste drzewko genealogiczne

wspólne kolędy

miliony igieł — anteny ku bogu

Enrico Castrovilli (Italia)

Boże Narodzenie w toku


Jest północ i jeszcze śnieży.

Wydaje się, że nie przestanie padać.


W pobliżu pokoiku do wynajęcia,

wysoko świeci

wielka gwiazda — kometa.


Wychodzi dziecko trzymając

mocno w rękach bladego

noworodka z terakoty,

który jest do niego podobny.

I wtedy wznosi się śpiew,

i w blasku świec słyszy:

„Jezus nam się narodził”.


Tłumaczenie Joanna Kalinowska

Rehmat Changaizi (Pakistan)

Maria
Spostrzegłem odległą
Gwiazdkę
Na tajemniczym niebie, Poczułem samotność…
Smutek, onieśmielenie. Inne gwiazdy błyszczały
Tak jasno, Tak szczęśliwie. Zapłakałem!…
Była piękną niewiastą
Stojącą samotnie
Wśród wichrów życia. Jej złote włosy
Opadały w kierunku serca. Mogłem ich prawie dotknąć
Palcami
Gdybym tylko spróbował!…
Były lśniące
Błyszczały tak jak uczciwość…
Nagle
Zobaczyłem dołeczki w policzkach, W czasie gdy jej oczy i usta
Promieniały Miłością
Pełną skromności


Tłumaczenie Alicja Kuberska

Magdalena Cybulska

Szopka

Białe owieczki kręcą się wokół

roześmiane twarze aniołów pasterzy i królów

osiołek taki mądry

i wszyscy sobie równi

dobro od nich promienieje

przychodzą i odchodzą

nie wiem na ile tego dobra

im wystarczy

czy komuś je zaniosą

czy zatrzymają tylko dla siebie

jak największy skarb

a jeśli nie wystarczy

to znaczy że wzięli za mało

albo byli za słabi aby więcej unieść

potknęli się o krawężnik

wysypało się dobro

będą musieli cały rok czekać

na następne

aż staną przy starej posiwiałej szopce

nad którą dynda Gwiazda Betlejemska

wycięta z kawałka styropianu

który na nic więcej już

nie mógł się przydać

*

**

***

****

Boże Narodzenie

Czekali na niego

z zupą grzybową

z pierogami karpiem w galarecie

czekał łańcuch na choince

zrobiony przez małe dłonie

prezenty pod zielonymi gałązkami

samolot nie przyleciał

samochód się popsuł

zabrakło zwyczajnych słów


czekali

przyszedł z pierwszą gwiazdą

zapłakał jak dziecko

nie spróbował kapusty z grochem

przestraszył się świętego Mikołaja

rękawiczki z reniferami były na Niego za duże

ale to przecież nic nie szkodzi

za rok będą dobre


zawsze czekamy na kogoś innego

a przychodzi ktoś kogo się nie spodziewamy

o tej porze

w tym miejscu

zdejmuje buty w przedpokoju

uśmiecha się ciepło w zimowy wieczór

świat staje się bardziej ludzki

pełen śladów prowadzących do domu

Marek Dobrowolski

Prezent

pierwszy raz na Gwiazdkę

dostałam słodką bułkę

jej słodycz pamiętam do dziś

to nic że była trochę sucha

była moja

moja cała


bezwiednie wyszłam na dziedziniec

okryty śniegowym pudrem

jakbym chciała pokazać światu

swój prezent

swój pierwszy w życiu prezent


nad głową przeleciał ptak

samotnie szybował od łąk

aż w piersiach zakłuło nadzieją

to znak

to na pewno znak

że wrócą rodzice z powojennej tułaczki


za rok

Wigilia będzie w domu

w przytuleniu matki

na kolanach ojca


nie wrócili

Tadeusz Dudek

Bożonarodzeniowe haiku

na to istnienie

już od początku dziejów

był zapis w gwiazdach


wśród nocnej ciszy

słowo stało się ciałem

ducha bez granic


dobra nowina

dzieli mieszkańców ziemi

to Bóg czy człowiek


prawda i miłość

nie wolno nam rozdzielać

tych braci syjamskich


błądząc bez celu

w końcu i ja dojrzałem

światło w tunelu

Sakrament chwili obecnej

Zakwitły już gwiazdy betlejemskie,

a w mroku świecą iglaki, w szczelinach czasu

roziskrzyły się chwile. Zanurzyłem się w cichej wodzie

i teraz mnie rwie. Nie chciałem strzępić języka,

lecz w taki dzień nawet osioł

musiał przemówić.


Między przeszłością a przyszłością

rozpięte schematy myśli nie pozwalają mi uchwycić

drobiazgu, istoty rzeczy, misterium trwania

wszelkiego stworzenia.


Przeciekam


i lśnię,


gdy w skupieniu

palcami duszy wyczuwam

czyjąś obecność.


Czekam


jak na zbawienie.

Michał Janusz Doyniak

Priorytety


Żłóbek

Lecz taki bez Jezusa

Wczesna kolęda

Od listopada

Market

Jak śledź na wigilijnym stole

Pasterka po kielichu

Święta

Zmęczone puste krzesło przy stole

Na którym nigdy nikt nie siedzi

Pan Bóg jak wcześniak

W klepsydrze

Handlowego

Czasu


Jezus patrzy


Nostalgia

Ponad radością

Człowiek

Postawił nawet puste krzesło

Przy stole

Gdzie sami swoi

Oby nie przyszedł

Jakiś obcy

Tylu tu kręci się uchodźców

Jeśli nadejdzie

Umyję ręce

W nocy w kościele

Zabrzmią pieśni

Moc się obudzi

Noc struchleje


W słowach

Przepięknych świętych

Słowach


Miłowanie


Słyszę

Jak prószy bielą

Śnieg utulony w zamyślenia


Widzę

Jak jodły szturmują niebo

Nabrzmiałe strzały ostrymi groty


Góry

Nad głową pokój w niebie

Świąt przesypanych w klepsydrze czasu


Płynę

Na wyżach cichej pokory

Przez mgłę uniesień dotykam Boga


Biel dookoła

Czysta czci godna

Płonę jak watra na polanie spotkań


Z Jezusem

Gaetano Finizio (Italia)

Miłość Uniwersalna


zrodziła się gwiazda niepokonana

ofiarowując nam Światło Prawdy,

Betlejem czystość Ludzkiej Rodziny

w duchowej symbiozie synergii

promieniujące piękno ognia boskiej mądrości

filar wzniosłych spraw,

wzbudza w nas refleksję

by ożywić sens miłości

Tego, który przyszedł od Słońca Wschodu

pomiędzy dwoma kolumnami

nie dla sprawiedliwych, ale dla nas grzeszników

świadomy cierpienia,

Jego łaska kieruje nas do świata bardziej sprawiedliwego,

ku Uniwersalnej Miłości.


Tłumaczenie Joanna Kalinowska


***

Jerzy Fryckowski

List wigilijny do matki

Syneczku, zapach siana gaśnie pod obrusem,

Wciąż omijając Boga modlisz się o matkę,

Ja za twoje zwątpienie rumienić się muszę,

Twoje grzeszne modlitwy przyjmować ukradkiem.


Synku, na nic twe rany, krwawiące kolana.

Bóg nie jest w krwi i winie, choć myślą tak ludzie,

Musiałam odejść młodo, zostałam wybrana

Uczyć cię dorosłości i pozbawiać złudzeń.


Synku, podziel opłatek, rodzina już czeka,

Urosłeś mi tak nagle bez mojej opieki,

Wiem, że nosisz mój obraz pod mokrą powieką,

Też śnię jak parzysz kawę, jak niesiesz mi leki.


Synku, pachnie choinka, jest ciepło i jasno,

Mróz skrzypi pod butami, w oknie srebrna cisza.

Czemu nie widzę wnuków? Powiedz, jak mam zasnąć

I wrócić tak cichutko, aby Bóg nie słyszał?

Tren XXVI

Spójrz matko, zimną gwiazdę wigilia zapala,

U sąsiadów za ścianą łamią się opłatki,

Tylko mój ciągle cały, bez rysy i gładki

Wspomnienie nagłej śmierci swą bielą wyzwala.


Z moich oczu do barszczu prószą słone płatki,

A na jego dnie milczy pusta, biała sala,

Widzę teraz dokładnie, to jest biel szpitala

Biała jak ta wigilia, biedna brakiem Matki.


I milczy również ojciec, twoich wspomnień łowca,

Zadumany nad życiem mądrością człowieka,

On też jak ja nie ruszył kupnego makowca.


Na chwilę nasze myśli wracają z daleka,

Darmo tego samego czekamy wędrowca,

A z nami do północy pusty talerz czeka.


Choinka


Nie umarła na ostrzu siekiery

chociaż dłonie lepią się żywicą

jak krwią

wciąż rośnie w oczach

i jak rozrzutna kobieta

pozwala się ubierać

odbija w bombkach

duże oczy Matki

i cień skradającego się Ojca

który skrywa za plecami

marzenia o klockach

opłatek skrzypi jak mróz

a ognie

chociaż też zimne

żarem budzą

z dziecięcej zadumy

Daniele Giancane (Italia)

Alleluja, mamy Boże Narodzenie


Nagle rozpływa się w sercu

nieznana czułość

jak melodyjny zaśpiew

prowadzący ku odległemu dzieciństwu,


ku ołowianym żołnierzykom,

gałgankowym lalkom

i górze słodyczy

zamkniętej na klucz w salonie.


W ludzkich oczach

widzi się coś nowego,

niezwykłe szczęście,

cud, co ma się wydarzyć


Alleluja, mamy Boże Narodzenie


Tłumaczenie: Joanna Kalinowska

Norbert Góra

Wycinek ze świątecznej radości

skrzypi pod nogami

śnieżnego daru oblicze

kolorowe oczy świątecznych lamp

obejmują wzrokiem ulicę


dźwięki utkane z radości

przemierzają gwieździste niebo

nuty pełne miłości

wyzwolone z jarzma muzycznych linijek

dzisiejszej nocy rozbrzmiewają na wolności


zapach dwunastu potraw

jak dym w powietrzu gęstnieje

w ramiona ciotki i wuja wpycha mnie

bożonarodzeniowy wiatr

niech jutro, pojutrze, za tydzień, za miesiąc

z równą intensywnością wieje


nie wstydzę się szklistych oczu

kropel łez tchniętych przez rodzinną bliskość

nie dbam o ciemną twarz tego świata

w ten familijny wieczór

liczą się tylko słowa mamy, taty, siostry i brata

Kamila Gurgul

Boże bezdomności


Na ulicy Brackiej siedzi żebrak

Zbiera na chleb, choćby pewnie karpia zjadł

Inny z załamania pod pociąg się rzucił i padł

Dlaczego Boże, spotyka ich taki los?

Przecież to czas świąt!

Jeden pije z rozpaczy... Z głupoty, przez hazard

majątek stracił!

Drugi ćpa na dworcu, nie mając już skruchy w sercu

Pewien udał się do przytułka

Tam czeka na niego tylko herbata i bułka. Znowu

inny N leży na cmentarzu, odwiedza go kolega

bez nogi, marzący o talerzu zupy,

kładąc stare znicze

–śmietnikowe łupy. Narkotyki go zgubiły,

kolesie za długi pobiły

kikuta na pamiątkę zostawiły… Los nie jest dla nich

łatwy…

Bądź dla nich Panie łaskawy!

Karl Grenzler (Niemcy)

Kolęda

wyjęta z porządku

czasu noc

cicha radosna

dziecięcymi oczami

puchem świateł i bieli otulona

cicha radosna

noc spełnienia

tajemnic wyśpiewanych

pod zielonym zapachem

serc uwolnionych

noc dzielona

opłatkami miłości

w ciszy w radości


Kraków grudzień 2015


***

Jolanta Maria Grotte

Wigilia nad morzem

Słyszysz… Jak wieje wiatr

Słyszysz… Jak szumi morze

Wezbrane siłą grudniowych fal

Wybija oczekiwania czas


W stalowej szacie odcieni

Groźnie, ponuro mruczy

Srogo sapie tajemnicą rozkoszy

Grozą oddycha głębin uniesień


Słońca nie widać rankiem

Skryte w chmurach siedzi

Jedynie promyk przeciska się przez nie

By ciemne wody rozświetlić po nocy


Dziś spokojniej jest na plaży

Nawet piasek się nie rusza

Jakby zastygł, znieruchomiał

Jakby czekał na Pasterzy Króla


Również mewy dziś nie krzyczą

Tylko śledzą wyciszone

Czasem wzbiją się do góry

Pofiglują przed oczami


Wiatr nie wciska się za kołnierz

Jest przyjazny i spokojny

Szepcze tylko nam do ucha

Boże Narodzenie przed nami.


Sarbinowo, 24 grudnia 2015 r.

Pierwsza gwizdka

Zabłysła gwiazdka na niebie,

Wczesnym wieczorem, ta pierwsza.

Rzuciła smugę jasną za siebie,

Dziś droga do… Jaśniejsza i szersza…


Święte światło wysoko,

Na grudniowym ciemnym niebie.

Nie pozwól gwiazdo dziś nikomu,

W samotności zostać w domu!


Grudzień, gość czekany stuknął mrozem w okno,

Świąteczny, o tej porze ubrany na biało.

Przyniósł życzenia każdej rodzinie,

Dziadkom, rodzicom i każdej dziecinie…

Krystyna Grys

Kołysanka

Uśnij Maleńki

odpocznij

nim zaczniesz

człowieczą dolę


Otulę Ciebie

kołdrą wyciszenia

spiętą srebrną gwiazdą

zawieszoną

na sklepieniu nieba


Dzisiaj śpiewam

kołysankę płynącą

potokiem miłości


Odpocznij Dziecinko

zanim na Golgotę

przyniesiemy Ci

naręcza naszych krzyży

Pejzaż wigilijny

Poezja zimy

otula ziemię

dziewiczą bielą


Magia Wigilii

wprowadza nas

w mistyczny nastrój


Na żywicznej choince

migają rzęsy gwiazd

Kolorowym łańcuchem

wije się kolęda

Zapalają lampki oczu

Czułym gestem opłatek

rozdaje uśmiechy

łamią się słowa


Przy rodzinnym stole

wzniosłe oczekiwanie

oto rodzi się w nas

B Ó G

***

Samotna Wigilia


W izbie przesiąkniętej

samotnością i oczekiwaniem

siedzi pochylona

nad talerzem

pełnym łez


Z komody patrzą

nieruchome oczy

dzieci i wnuków


Dla nich wymoszczone

siano pod bielą obrusa

parafialna świeca

i opłatek

kruchy jak jej życie

Krystyna Gudel

Tajemnica Wieczoru

i znowu dłoń

zbliża się do dłoni


maleńki Okruch

w bieli


dzielony łączy

w Tajemnicy Wieczoru

Puste miejsce

To miejsce

ma różne oblicza


Kiedyś dziadek

w spracowanych dłoniach

tulił białą kruchość


Babcia powtarzała

błogosławieństwo

jak mantrę


Potem ojciec

łzę w rękawie topił

by nie spłynęła

na płócienny obrus


Nad pustym talerzem

pełno obecności

* * *

w adwentowych soplach

przezroczystość

rozgrzewa serdecznością

spływa

do stóp Maleńkiego


na niemej życzliwości

lodowata przestrzeń


okruchy uwielbienia

choćby na krze

dopłyną

Jarosław Stanisław Jackiewicz

Szklanka herbaty


kiedy odejdą już wszyscy

zostanie z Tobą

samotność

jak wierny pies


będziesz karmić ją książkami

zabierać na długie spacery

upijać się na smutno

mozolnie kleić połamane skrzydła


zostanie Twoim aniołem stróżem

Szymonem z Cyreny

wyrozumiałym łagodnym cieniem

szklanką mocnej herbaty


kiedy odejdą już wszyscy

zostanie z Tobą jeszcze

jak wierny pies

N a d z i e j a - -

*

**

***

****

*****

******


***


kocham cię staruszku

kocham cię staruszko


trzymamy się za ręce

choć jesień

choć zima

trzymamy się za ręce

jak zawsze


uśmiechnij się do mnie

bo choć życie gorzkie

rok jeden jeszcze

podarował nam los


a kiedy dni się wypełnią

w wieczność wejdziemy

szczęśliwi i młodzi


spójrz o spójrz

jakie dziś

gwiazdy

duże


kocham cię dziewczyno

kocham cię mój chłopcze


i załóż proszę ten szalik

znowu się przeziębisz

Joanna Jakubik

Kromka chleba dla wędrowca

Ta kromka chleba, którą się podzielę,

z tobą wędrowcze, gdy zapukasz do mnie,

nic nie odmieni, to przecież niewiele

lecz jakże łatwo jest o niej zapomnieć,

gdy czasem w życiu dobrze ci się wiedzie,

choć inni ciągle pozostają w biedzie.


Biesiadowaniem świątecznym zajęci,

nie pamiętając o trudzie i troskach,

jednak myślimy o tym, że się święci

ten dzień radosny, aby mógł pozostać

i w naszych domach dostatek i spokój,

aby tak było do przyszłego roku.


Gdy zasiądziemy przy stole z rodziną

by między dzieci opłatek rozdzielić,

myśląc o czasie co tak szybko minął,

gdy nasi bliscy, przed chwilą weseli,

byli tu z nami i o ich odejściach,

tak jak co roku życzmy sobie szczęścia.

Świąteczne życzenia

Wśród świątecznych zakupów, w przygotowań pędzie,

odnajdując znów spokój i kolejność rzeczy,

lukrowanym piernikiem, w świątecznym obrzędzie,

wszystkie troski próbujesz uleczyć.


Oszalałe w marketach świąteczne promocje,

chociaż chmarą do kasy z bombkami się cisną,

nie zastąpią tej chwili i życzeń owocnej

drogi dalszej i szczęścia na przyszłość.


I co roku tak wszystko się ciągle powtarza.

Kołowrotek rodzinny, gdzie zmienia się tylko

to co wkoło, co w środku, w domowych ołtarzach

ustawiamy. A życie jest chwilką.


A więc “spieszmy się kochać” i bliskością cieszmy,

choć zdarzają się smutki, nie pamiętaj tego,

znów Wesołych Świąt życząc zwyczajem odwiecznym.

Dobre duchy niech domu nam strzegą.

Ewa Jowik

Stół

Znów zaścielę obrusem ten blat, co pół wieku nam służył,

na rodzinę poczekam stawiając talerze na stół.

Może jeszcze samotny wędrowiec tu zbłądzi z podróży,

zadbam o to, by z nami świątecznie, swobodnie się czuł.


Siadaliśmy we dwoje tak jeszcze niedawno do stołu,

czasem świece paliłeś by smak nabrał kartkowy kęs

jakiejś ryby, wystanej z innymi głodnymi pospołu

i by łzy nikt nie widział, gdy spływa cichutko spod rzęs.


Potem z nami siadały trzy białe, radosne anioły,

choć czasami się obrus poplamił, mówiłeś: — A, niech…

Już talerze czekały, gdy biegły do domu ze szkoły,

nad plackami i zupą unosił się dziecięcy śmiech.


Wyfrunęły po latach, a stół stał się dla nas za duży,

lecz się starał nam służyć, choć kiedyś wcisnąłeś go w kąt.

Mediatorem był często i godził nas zwykle po burzy,

przypominał, że warto poczekać na anielski zlot.


Znów zaścielę obrusem ten blat, co pół wieku nam służył,

na rodzinę poczekam stawiając talerze na stół.

Żadna chmura tej chwili z rodziną dziś już nie zburzy,

a śmiech wnucząt wśród potraw zapachu znów będzie się

snuł.

***

Boże Narodzenie

Przyszedł bez patosu, bezradny i goły,

okryjże go Matko i do snu ukołysz.

Utul kiedy płacze, ogrzej swoim oddechem,

pozwól, by maluczkim rósł on na pociechę.

Syn twój każdym słowem dla niebieskiej chwały,

będzie kiedyś kruszył w ludzkich sercach skały.

Nie szczędź więc dzieciątku matczynej miłości,

pozwól, niech doń przyjdą z hołdem ludzie prości.

Daj mu Matko Święta z każdą kroplą mleka

łaskę wybaczenia słabości człowieka.

Pozwól, by Syn Boży w zapachu jedliny

przysiadł do wieczerzy wśród każdej rodziny.

Joanna Kalinowska (Italia)

Dzisiaj w Betlejem…


Przybieżeli do Betlejem pasterze

By zagrać na flecie i lirze.

Zwierzątka w stajni się dziwują

Krówki cichutko pomrukują.

Każdy rozgląda się sobie

Nie znaleźli dzieciątka w żłobie,

Panna Maria poroniła

Bo ubogą przecież była.

Agata Kalinowska-Bouvy (Francja)

Na święta


Ślę życzenia moje na Narodzenie Boże

Łącząc serdeczne braterskie pozdrowienie

Pokój, miłość niech zstąpią na te wszystkie ziemie

Gdzie wspólnie zasiądziemy o wieczornej porze


I w miastach ludnych i w odległym borze

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.