E-book
7.35
drukowana A5
21.28
drukowana A5
Kolorowa
42.07
Melancholia wśród róż

Bezpłatny fragment - Melancholia wśród róż

Wiersze wybrane


5
Objętość:
64 str.
ISBN:
978-83-8155-822-8
E-book
za 7.35
drukowana A5
za 21.28
drukowana A5
Kolorowa
za 42.07

Melancholia jest ojczyzną myśli.

(Kazimierz Przerwa-Tetmajer

Wstęp

Drogi czytelniku.

W niniejszym tomiku znajdziesz różne odcienie melancholii. To uczucie dosyć często towarzyszy mi podczas pisania. Melancholia to nie tylko smutek, to również zaduma, refleksja. Mimo, że uważana za uczucie „niemodne” towarzyszy nam podczas podróży zwanej życiem. U mnie gości może częściej niż u innych. Zdefiniowałabym ją jako tęsknotę za czymś czego nie potrafię określić, za czymś nieosiągalnym, odległym, nieuchwytnym. Niepokój serca, które chciałoby więcej i więcej.

Zapraszam do krainy mojej melancholii.


Marianna Góralska

Melancholia wśród róż

delikatne jak puch

płatki róż

opadły na twarz moją

przymykam oczy

ku niebu płynę

zieleń

nastraja mnie melancholią


Wiersze wybrane

OSWOIĆ CISZĘ


jak oswoić ciszę

do najlżejszego szeptu

przywołać rozedrgane emocje

— próżny trud

serce — drżące pisklę

w powłoce z ciała — jego gnieździe

trzepocze się — chce się wyrwać na wolność

wciąż zbyt słabe

łaknie powietrza

skazując się na udrękę

nieodwzajemnionej miłości

iluzji prawdziwego uczucia


chce zatonąć

pod powierzchnię wchłonąć

gwiazdy z wieczornego nieba

i skraść choć jeden

zakazany pocałunek


JAK DALEKO


jak daleko jestem

jaką myślą obejmuję

jedną łodygę kwiatu twojej czułości

czerwieńszej niż płatki maków rzucone w niebo

przez pocałunkami znaczone linie

uczę się na nowo poznawać ich kształt i kolor

nigdy dość

jak blisko jesteś

tylko w oddechu zawarłeś to jedno słowo

wyrastające jak kłosy zbóż

na żyznej ziemi codzienności


JAK JA


przytul mnie do siebie

nocy czerwcowa

schowaj pod powiekami

niepokój o jutro


ukołysz

w ramionach rozpiętych

niecierpliwością

napełnij koniuszki palców


życiodajną siłą

uczyń mnie naczyniem

które można wypełnić

miłością po brzegi


nie karz

za pragnienia nieosiągalne

zawieszone nade mną

wyżej niż księżyc


nie wiem czemu

ptaki w ciemnych skrzydłach

ukrywają tęsknotę

ale wiem


jak potrafi serce zadawać ból

który bólem istnienia się staje

a noc sprzymierzeńcem

ma takie same smutne oczy


jak ja


BEZCZAS


a jak się wiąże dłonie

do oczu

czy trzeba przybliżać do ust

twardy kasztan

bezlistny konar

żeby poczuć chropowatość świata


w bezwietrzny dzień

uśmiech na wargach

rozlał się szkarłatnym słońcem

po niebie bezczasu

trwam

ważka przyklejona do liścia


a jak się wiąże dłonie

czy serce da się przyszpilić

do pnia drzewa

zostawić drżące w oczekiwaniu

na miłość albo na śmierć


JAKIE PIĘKNE NIEBO


jakie piękne niebo

jakim błękitem odczarowuje

szary poranek

tysiące uderzeń pulsu


na widok znajomej sylwetki

jakie piękne bywają w wyobraźni

powitania spragnionych ust

— płatków róż


jaki lekki wydaje się być

oderwany od ziemi

kamień — moje serce

takie poranione


jakie słowa mogłyby wyrazić

tysiące sprzecznych uczuć

kłębiących się we mnie

— płonne nadzieje


świat powoli umiera

kwiaty więdną śniąc o tęsknocie

moje palce zapuszczają korzenie

w ziemię wrastają liśćmi


jaki piękny byłby poranek

gdybyś tylko mógł powitać go ze mną

i w pocałunkach słońca zostać

jak fotografia utrwalić się


i być… po postu być…



JEŚLI ZECHCESZ ODEJŚĆ


nie czekaj

zanim świt się zdąży zarumienić

tylko wyjdź najciszej jak zdołasz

żeby nie zbudzić moich łez

— jeszcze na to zbyt wcześnie


jeśli zechcesz odejść

nie zapomnij

czerwonego szalika z reniferem

szpilek do mankietu

krawata z plamą od wina

małej muszli znad morza

— one będę za tobą tęsknić


jeśli zechcesz odejść

zabierz ze sobą

także wspomnienia

żeby szarość dni mogły rozjaśnić

weź czerwień z warg — i tak zbledną

błękit odbierz spojrzeniu

— i tak nie będzie mi potrzebne


bez ciebie

nic już nie będzie takie jak kiedyś

nawet ja bez ciebie

nie będę sobą…


JAK ATRAMENT


stań się słońcem

płomienną kulą

na niebie codzienności

podążaj w ślad za mną


czasem pojaw się na moment

— ledwie oddech

nim znikniesz

jak gwiazda srebrno

zaświeć się


nim pamięć

zamknie piękno

tej jednej chwili

a noc

stanie się ciemna jak atrament


NAUCZYŁAM KIEDYŚ USTA


nauczyłam kiedyś usta

jak mają milczeć

i łzom zabroniłam płynąć

słono przez twarz


ludzie pytali mnie wtedy

skąd ten nagły smutek

i czemu ramiona tak

rzeźbi mi strach


udawałam kroplę rosy

na drżącym liściu

nakładając woal uśmiechu

na twarz


i tak pięknie kłamałam

że to tylko złudzenie

w lustrze odbity promień

w cieniu skrywając własne ja


PARYŻ


ulice płaczą deszczem

w oddali wieża Eiffela

iglicą nakłuwa

szare obłoki


wyblakłe parasole płyną chodnikiem

w rondach kapeluszy przyczaiła się

melancholia


drzewa przyoblekły szkarłatem

niesione wiatrem liście


spójrz

schyłek dnia popielatą smugą

wita plac Pigalle


PO DRUGIEJ STRONIE


po drugiej stronie lustra

kryję twarz w cieniu

nietrwałych wspomnień


purpurą płoną zachody słońca

słono przez twarz płyną

niespełnione nadzieje


tak trudno o oddech

gdy świt niesie rozczarowanie

przenika chłód


pod powierzchnią słów

tylko cisza

bliska jak nigdy


wystarczy przymknąć powieki

a wszechświat zawiruje

i rozbłyśnie tysiącem iskier


RANEK ZAWSZE JEST ZIMNY


ranek zawsze jest zimny

niczym ocean wznosi

firanki moich rzęs

szukającej twojej dłoni

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 7.35
drukowana A5
za 21.28
drukowana A5
Kolorowa
za 42.07