Alince, Dorotce,
Agnieszce i Michałowi
Od Autora
Na początek przybliżę swoją osobę
Parę słów o mnie.
Urodziłem się w Głownie w 1968 roku.
W marcu, tzn. w drugiej połowie marca.
Dokładnie 21 marca…
No tyle może o mnie…
Prolog
Nie upilnuje mnie nikt — narodziny
Czwartek
Jak pamiętam ten czwartek w marcu był ciepły i słoneczny
Żadnego śniegu, czy wiosennego błota
Wiatr — co ty nie było wiatru, cisza…
Umarłe drzewa za oknem szpitala
Wyjrzałem tak nieśmiało tak nieśmiało spomiędzy ud
I to jest ten świat?
O to tyle krzyku!
Urażony jak primabalerina zaniosłem się płaczem
9 miesięcy czekania i co? Gdzie te cuda?
Wdech i wydech
Cudownie
Podnoszę powieki
Teraz tylko łokcie i kolana zdarte, aż do krwi
Był czwartek dwudziestego pierwszego marca 1968
Godzina?
Jakoś do południa
Motto:
Dawno temu w marcu 1968 r. na dziedzińcu U.W.
Odbył się protestacyjny wiec
Zgromadzeni przez aklamację przyjęli rezolucję
Stwierdzali m.in.: „My studenci uczelni warszawskich,
(…) oświadczamy:
Nie pozwolimy nikomu deptać Konstytucji PRL
Nigdy nie pozwolimy
Odebrać sobie prawa do obrony
Demokratycznych i niepodległościowych tradycji Narodu
Wczoraj
czyli
Z odrobiną dziewczęcego zażenowania
Motto
Nie zabrną me twory pod żadne strzechy.
Bo wtedy, na szczęście, żadnych strzech nie będzie.
W ogóle z tego żadnej nie będzie uciechy,
I tylko świństwo równomiernie rozpełznie się wszędzie.
Stanisław Ignacy Witkiewicz
Poeci
Poeci
Piszą mnóstwo słów
Podtrzymują w nadziei i trwaniu
Miliony
Później
Z głowami na ramieniu
Szukają pomocnej dłoni
1987
Pisząc do Ciebie
Pisząc do Ciebie
Jakbym nie istniał — nigdy
Co robić?
Z pompą wypychającą leukocyty
O prędkości większej od życia
Aż żyły pęcznieją z wysiłku
Mówię do ciebie
Odpadkami kiedyś pięknych słów
A chciałbym opuchnąć aż do ciszy
08.1989
***
To chyba nie jest mało
To chyba jest ważne
Wstąpiłaś po drodze
Opowiedzieć swoje życie
W łzach i uśmiechu od ucha do ucha
Później czerwoną kredką piszesz poemat na łonach kobiet
Słowami, aż bolą
To będzie rękojmia twojego istnienia
I jeszcze podpiszesz się krwią, tylko, dlatego, że nie lubisz czerwonego koloru
A może lubisz, sam już nie wiem
06.1992
Wizyta
Gdy przyszła wyrzuciłem pospiesznie
Z naszej szafy wszystkie ubrania
A szafę przez okno
Następnie zabrałem się do zdzierania masek z mojej twarzy
Po dojściu do czterysta piątej dałem spokój
Zapaliłem papierosa
Zaciągając się dymem
Oglądam, co zostało z naszego domu
A ona już wyszła
Przez drzwi, które sprzedałem w zeszłym tygodniu
***
Nie wiem, kim oni są
W myślach nazywam ich wysłannikami
Przypominają mnie sprzed kilkuset laty
Mają takie naiwne spojrzenia
Wiem u mnie takie zachowanie będzie głupie i rażące
Jednak z szacunkiem spoglądam na ich błazeńskie twarze
***
Na wpół żartem chętnie się podporządkuję
Od niechcenia nie będę Cię ranił
Jesteś taka niewinna
Na wpół serio skoncentruje uwagę
Na twoich oczach
Wiem ty to nazwiesz grą
I ja tym poważniej zabiorę się do rozgrywki
***
Gdy rąbię drzewo, słucham śpiewu ptaków
Zabiera mi to dużo czasu
Później siadam na łóżku
Wtedy też ulegam złudzeniu, …, że żyję
Nasz absolut
Bezcelowe wstawanie
Dzień
po
dniu
Czekanie
Dzień
po
dniu
Łamanie po kościach
Dzień
po
dniu
I ciągle znów
Od samego początku poprzez kredę i karbon
Rozpacz czyni nas niezdolnym do stawiania oporu
Cel
To twoja najlepsza decyzja
Tak wielu poszło już w tym kierunku
Odkryłeś największą tajemnicę
Czy nie tą którą dawno ogłosili?
Tylko
O jakiej karierze i jakim celu marzysz?
Czy chcesz dojść tak daleko
Abyś mnie nie poznawał
A gdy już oficjalnie uznają twój sukces i pogratulują
To znów mnie czule przywitasz
Bo wszystko ci wolno?
Ja
Jestem bólem ustami pełnymi goryczy
Jestem sercem i wszystkimi tętnicami
Jestem doświadczeniem zmysłów
Jestem mową
Cały jestem uchem swoim
Oczami oglądam jak wstaję z łóżka
Milczenie skryte pod hałdą odpadków mowy
A postać krzyczy
Za co?
Za co to wszystko!