E-book
11.03
Mały wyścig wiedźm w Hexanii

Bezpłatny fragment - Mały wyścig wiedźm w Hexanii

Wyścigi wiedźm


Objętość:
418 str.
ISBN:
978-83-8351-263-1

Prolog
Poruszone głazy

Każdy Obdarzony wie, że istnieją miejsca mocy gdzie łatwiej sprowokować magiczne incydenty i wyjątkowe zdarzenia. To tam co jakiś czas budzi się nowa energia. Czasem magia w ciągu nocy wyrasta z ziemi jako drzewo, góra, zamek, nawet całe miasto. Każdy obdarzony mocą marzy by natknąć się na taki cud. Niekiedy pojawia się wcześniej znak, subtelne zapowiedzi, że czas na coś ważnego. Każdy ambitny mag i wiedźma ich wypatrują, ale nie każdy ma szczęście je dostrzec i dożyć ich materializacji. Omeny wybierają komu się ujawnią. Cuda nie są dla wszystkich. Wybrańcy mogą cieszyć się darem niebios, a pechowcy do końca życia żałować szansy, która uciekła im z rąk.

Czasem gdy komuś udaje się przewidzieć zdarzenia, jeśli jest dość silny może skorzystać z okazji i odmienić swój los na zawsze. A nawet dokonać niemożliwego. Czynu który zostanie na zawsze zapamiętany.

Obserwujący ten cud, obdarzeni magią, zazwyczaj wiedzą jak wykorzystać sposobność. Odważniejsi ryzykują, a ostrożniejsi snują plany lub sieci intryg. Dla każdego z nich to pokusa, której prawie nikt nie potrafi się oprzeć.

Niekiedy, bardzo rzadko, Obdarzeni łączyli siły by jak najlepiej wykorzystać sposobność, która się już nie zdarzy. Taka współpraca nie przynosiła zazwyczaj nic dobrego, ale pamiętano o dokonanych przez wybrańców mocy cudach jeszcze długo. Powstawały o nich legendy.

Pokusa często jest silniejsza niż rozsądek, więc gdy kilkoro magów i wiedźm na coś wpada albo walczą ze sobą do upadłego albo współpracują. I tym razem, gdy Wybrani wśród Wybranych prawie jednocześnie ujrzeli w swoich wizjach wyjątkową okazję, której nie mogli się oprzeć i wszyscy stanęli przed wyborem. Mogli się pozabijać, ale zbyt cienili własny żywot i tylko dlatego zawarli pakt by osiągnąć swoje cele. Kontaktowali się ze sobą i sprawdzając prawdziwość przepowiedni, snując swoje plany i odliczając czas do wiekopomnego wydarzenia. Od czasu do czasu zbierali się w opuszczonej baszcie w Sercu Świata i snuli swoje kunsztowne plany.

Tym razem zebrali się choć to nie było konieczne. Mimo to zgromadzili się rozpadającej się, ponurej i pełnej pokracznych podobizn magicznych istot pozostałości po murze obronnym. Od dawna coś wisiało w powietrzu. Najmłodsza w gronie zebranych wiedźm Agnez uważała, że przesadzają krzycząc i krzywiąc się, gdy coś nie szło po ich myśli. Snuli swoje zaklęcia i splatali słowa wierząc, że właśnie tak zbliżają się do swoich marzeń. Poznała już ich najskrytsze pragnienie i żałowała tego. Wszyscy najeżyli się, gdy dostrzegli w wizjach zapowiedź Wyścigu Wiedźm. Zbyt poważne traktowali magię, by ucieszyć się z tego wydarzenia.

— Znowu te jarmarczne rozrywki — powiedziała z pogardą krzywiąc się piękna kobieta o zimnych oczach i ukrytym talencie, potrafiącą posłać niewinnych na śmierć.

— To tradycja — przypomniała jej krótko obcięta niezbyt młoda wiedźma w długim ciemnym płaszczu.

— Psują nam tylko opinie — powiedziała krzywiąc się najsłynniejsza wiedźma w ich gronie. — Nieobdarzeni po każdym wyścigu zaczynają sobie pozwalać na zbyt wiele…

— Często mają racje… te wszystkie szkody… i zamieszanie. Oburzająca, obnażona przed niegodnymi nieudolność… — wyrzucała z siebie piękna kobieta.

— To przecież zazwyczaj dyletantki… one ledwo panują nad swoją mocą… — przypomniał im młody przystojny mag.- Psuja nam tylko opinie.. Ale cóż na to można poradzić? To przecież tradycja.

Zebrane wiedźmy zaczęły się kręcić i mruczeć coś pod nosami. Mimo wszystko ne lubiły gdy ktoś kwestionował ich prawo do tego rytuału mocy.

— Tym razem to będzie Hexania… — zamruczała krótko obcięta wiedźma w płaszczu.

— Co może być ciekawego w takiej zapadłej dziurze? — spytał z uśmiechem przystojny młody mag.

— Stara magia i stare zbrodnie oraz sekrety… — powiedział głucho Pierwszy Mag.

Obdarzenie spojrzeli po sobie. Pewne zdarzenia nie powinny być wspominane, a słowa nie powinny być mówione na głos.

— Tak… to znaczące… — powiedziała powoli piękna kobieta. — Moc jest tam silna.

— To tam jest stary węzeł mocy — przypomniała im krótko obcięta kobieta.

— On od wieków jest niedrożny — wtrąciła się najstarsza wiedźma.

Wiedźmy nie były zadowolone że wiekowa Obdarzona to wspomniała. Wiele z nich uważało że takie zjawiska to świadectwo ich niemocy.

— Wyścig to naprawi — chłodno powiedziała piękna kobieta.

Obdarzeni kiwali głowami.

— Zbierze się wiele Obdarzonych… — cicho powiedział pulchny mag.

— I wiele nowych talentów się ujawni — zauważyła najstarsza z wiedźm.

— Można było się tego spodziewać.

— Wykorzystajmy okazję by się wzbogacić i stać potężnymi — powiedział pulchny mag, który w kółko myślał tylko o pieniądzach i luksusie.

— Zobaczymy co z tego wyniknie.

Wszyscy zgromadzeni mieli własne plany. Magowie znowu mieli okazję by narzekać na szalone kobiece praktyki. Żałowali, że nie mogą wziąć w nich udziału? Chcieli uczestniczyć w wyścigu? Wiedźmy uśmiechały się z wyższością.

— To tylko wyścigi i szukanie skarbów… jako dziecko marzyłem by w nim wygrać i wypowiedzieć życzenie — powiedział cicho Pierwszy Mag. — Magia wydawała mi się kiedyś taka prosta i niewinna.

Dla Agnez zabrzmiało to dość niepokojąco. Wielu Obdarzonych pragnęło łamać praw natury i wykorzystywać magię do osobistych i czasem nieczystych celów.

— On o tym marzył? — zachichotała jedna z wiedźm. — Każdy starzec to nadal mały chłopiec.

Zgromadzone w kręgu wiedźmy zachichotały.

Starzec zmarszczy brwi, rozdrażniony. Agnez była świadoma, że inne Obdarzone tak naprawdę nic o nim nie wiedziały. Ona znała jego sekret i wiedziała komu się zaprzedał. W innych okolicznościach mogła by mu współczuć, ale musiała myśleć o sobie. Na jej życie i ród padł cień przed którym nie mogli uciec. To co planował Pierwszy Mag mogło być jej na rękę. Musiała tylko wykorzystać okazję. Nie mogła się wahać ani wycofać bo zbyt wiele od tego zależało. Miała świadomość że straci wszystko co zdobyła, ale nie było innego wyjścia. Los zbyt wielu bliskich jej osób do tego zależał.

Agnez dyskretnie rozglądała się. Wśród zgromadzonych Obdarzonych byli tacy, którzy parali się ciemnymi interesami. Czemu inni magowie i wiedźmy to tolerowali? Może czerpali z tego zyski, albo było im to obojętne. Młoda wiedźma czasem czuł wstręt do nich a nawet do siebie samej za to w co dała się wplątać. Tak nisko upadła przez nich. Z drugiej strony, czy miała inny wybór? Ubrudziła sobie ręce, ale była już o krok od uwolnienia swojej rodziny od strasznego piętna. Wszystko miało swoją cenę. A zresztą, kto z nich był niewinny? Czy ktokolwiek parający się magią nie miał nic złego na sumieniu? Każdy kto zdobył choć cień mocy chce jej coraz więcej. To było jak choroba. Wykorzystywanie przez innych tej słabości, było tylko kwestią czasu. To dlatego wiekowi Obdarzenie często popadli w szaleństwo. Podejrzliwość stawała się ich druga naturą albo młodo ginęli.

Agnez westchnęła ciężko. Powoli przyzwyczajała się do myśli, że czeka ją nieciekawa przyszłość. Robiła wszystko by zdobyć zaufanie Obdarzonych kroczących po cienistej ścieżce. Szybko odkryła że znając cudze sekrety można było osiągnąć prawie wszystko. Korzystała z tego i przenikała coraz głębiej w sekretne struktury. Dotarła nawet do sekretnej siedziby magów, do której jeszcze niedawno nie wpuszczano kobiet. Miała szczęście, że ją przyjęto i wykorzystała okazje by spojrzeć w oczy temu, który sprowadził na nią i jej rodzinę nieszczęście. Ten którego zawsze demonizowała okazał się niepozorny i wyglądał jak zmęczony starzec ukryty w ciele młodzieńca, ale otaczała go potężna niepokojąca aura prastarej mocy. Ukryła głęboko swoje prawdziwe intencje oraz uczucia i grała dalej swoją rolę. Wielu ludzi wierzyło że daleko zajdzie, a ona to wykorzystywała. Sama Agnez była ostrożnie optymistyczna. Posiadała moc, ale wiedziała, że czasem nie ma się po prostu dość szczęścia by osiągnąć to, czego się pragnie. Długo czekała na odpowiedni moment.

Teraz w tym ponurym miejscu, które odpowiadało gustom staroświeckich magów, zawsze coś się działo. Stół i krzesła stojące wokół Pierwszego Maga zagracały zapomniane artefakty. Wiele z nich należały do starych martwych magów oraz wiedźm i nasiąkły było ich mocą i obsesjami. Młoda wiedźma nie potrafiła opisać dokładnie aury tego miejsca, bo ona cały czas się zmieniało, tak jak otaczająca ją chaotyczna i chora magia. Wszystko co zostało po szalonych Obdarzonych kłębiło się i tylko czekało by znaleźć koleją ofiarę, ne której można by żerować.

Za zgromadzeniem stała długa tradycja. Wiele pokoleń magów i wiedźm ogarniętych obsesjami. W baszcie nieraz doszło do niezwykłych, dramatycznych i krwawych zdarzeń. Za każdym razem gdy umierał kolejna ofiara magii coś mrocznego co tam zaszczepiono rosło i było pewne że znów tam się musiało coś wydarzyć. Kolejne incydenty były nieuchronne. Nic nie dawały próby Obdarzonych by ograniczyć żywotność cieni magii ani oczyszczanie systematycznie tego miejsce.

Młoda wiedźma czuła jak coś niezwykłego żyjącego i wibrującego w ścinach baszty rośnie i zmienia się bez przerwy. To było jak zakażone mroczną magią rośliny, które przybierając dziwne i kuszące kształty wabiły kolejne ofiary. Unoszące się w powietrzu zarodniki lepiły się i przywierały do każdej żywej istoty. Agnez czasem godzinami obserwowała powiększające się błyskawicznie małe stworzenia, które bez litości pochłaniały krew i magię. Niektóre wgryzały się nawet w przekształcone przez energie kamienie. Te twory ewoluowały na oczach młodej wiedźmy. Ten spontaniczny spektakl był bezlitosny i zarazem pouczający. I wolała obserwować go niż zebranych w baszcie Obdarzonych.

Jak Agnez mogłaby opisać samych magów i wiedźmy? Ukrywali przed światem swoje prawdziwe oblicza. Stosowali z wprawą iluzje i sprytne sztuczki a maski zdejmowali tylko w swoim towarzystwie. Nie chodziło o to że chcieli wyglądać na młodszych i urodziwszych. Pragnęli zmiany praw natury. I choć młoda wiedźma znała niektóre ich brudne sekrety, to wiedziała że o wszystkich ich dokonaniach nie miała bladego pojęcia. Wiedziała co nimi kieruje, a przynajmniej tak się jej wydawało. Jednak im dłużej Obdarzeni żyli tym więcej gromadzili tajemnic i tym bardzie stawali się niebezpieczni. Młoda wiedźma musiała mieć się cały czas na baczności.

Obok okna czterech magów w różnym wieku, kłóciło się o jakiś drobiazg. Biła od nich magiczna aura, ale żaden z nich nie był młody ani przystojny. A mimo to do tego męskiego grona dołączyła grupa pięciu wiedźm, w większości i na pierwszy rzut oka dość młodych i ładnych. Agnez wiedziała ile wysiłku kosztuje je utrzymanie pozorów zdrowia, młodości i urody. Te Obdarzone trzymały się razem. Co je wyróżniało i sprawiało że sobie pomagały? Czy tylko wspólne cele? A może chodziło o pokrewieństwo i wspólne przeżycia? Obdarzeni szykowali się do nadchodzącego wyścigu wiedźm. Mieli wiele pomysłów jak wykorzystać to wydarzenie. Chcieli sobie pomagać osiągnąć swoje cele. Większość z nich pragnęła tylko bogactwa, ale jedna z wiedźm pragnęła zemsty. Młoda wiedźma wiedziała, że takie grupy często szybko się rozpadają. Kłócą się ze sobą już teraz ujawniali przyszłe konflikty. Skoro już teraz mieli do siebie pretensje, co będzie potem? Czy zniszczyły je zazdrość i intrygi? Młoda wiedźma wiedziała, że za niektórymi stoi ktoś komu pewne zdarzenie nie są na rękę. W baszcie był ktoś kto utrzymywał ich wszystkich w ryzach.

Pierwszy Mag obserwujący dyskusję Obdarzonych był zamyślony.

— Wyścig wiedźm to nasza szansa by zrobić porządki — powiedział w końcu leciwy mag w wbijając wzrok w przystojnego młodego Obdarzonego.

— Dodatkowa szansa — zgodziła się z nim krótko obcięta wiedźma w płaszczu.

Młodsi Obdarzeni starali się zachować powagę.

— Tak to czas by dokonać czegoś ważnego przed śmiercią — powiedział pulchny mag.

— Trzeba wszystko przygotować — ucięła ostro piękna kobieta. — Nie możemy sobie pozwolić na błędy.

Piękna kobieta mówiła cicho, z powagą. Zgromadzeni mieli wspólny cel i wszyscy byli gotowi go zrealizować, póki nie kolidował z ich osobistymi celami. Pragnienia poszczególnych magów czy wiedźm były zazwyczaj dość przyziemne, ale tym razem zeszły na dalszy plan. Agnez była pod wrażeniem.

— Któraś z nas weźmie udział wyścigu? — spytała jedna z wiedźm.

— Jesteśmy zbyt znane — zauważyła piękna kobieta.

— Mogły byśmy wystartować incognito… — zaproponowała słynna wiedźma. — Albo na przykład wyruszyć w w innej postaci.

Piękna kobieta mocno zacisnęła usta. Z jakiegoś dowodu była niezadowolona. Czyżby to krzyżowało jej plany?

— Lub wysłać ktoś kogo jeszcze inni nie znają zbyt dobrze… — powiedział cicho Pierwszy Mag a wszyscy zebrani spojrzeli na Agnez.

Czuła się nieswojo, ale to była jej szansa. Była im teraz potrzebna. Mogła nimi pokierować i ich wykorzystać. Tylko czy uda jej się zapanować nad nimi? Czy nie straci zimnej krwi?

— Nie wiem czy mi się uda… — powiedziała ostrożnie młoda wiedźma.- Los potrafi zakpić z każdego.

Nie chciała ujawnić swoich prawdziwych emocji. Musiała grać swoją role. I Obdarzeni zareagowali tak tak pragnęła.

— Pomożemy ci — zapewniła ją piękna kobieta.

— Na pewno wygrasz… — powiedział pewny siebie pulchny mag. — A wtedy oddasz nam życzenie… z którego zrobimy dobry użytek… zaufaj nam.

Agnez nie miała zamiaru im zaufać. Chciała jednak by moc Obdarzonych wspomogła ją.

— Ty zyskasz sławę i możliwości, a my przejdziemy do historia magii jak tylko zmienimy bieg historii — powiedział cicho Pierwszy Mag.- To będzie wymagać skupienia i współdziałania, ale na pewno się nam to uda.

— Tak jeśli nikt z nas nie zawiedzie… — zauważył pulchny mag. — Ostatnim razem nie wszystko poszło według palny…

Obdarzeni niespokojnie zaczęli się rozglądać.

— Ostanie zdarzenie chyba każdego z nas czegoś nauczyło — powiedziała na naciskiem krótko obcięta wiedźma w płaszczu. — Do wielu klęsk nie doszło by gdybyśmy skupili się tylko na wspólnym celu…

Wiedźmy i magowie obrzucali się spojrzeniami pełnymi nieufności i złości.

— To było kiedyś — uciął Pierwszy Mag. — Nie powtórzymy już tego błędu… Tym razem wszyscy będziemy trzymać się planu.

Zgromadzeni obiecali nie improwizować i skupić się na wyznaczonym wspólnie celu. Wszystko wydawało się być takie proste, ale Agnez wiedziała, że to tylko pozory. Czy mogła im zaufać? Nie znała ich aż tak dobrze. Niektóre ich cele były niej nieznane, a motywacja ukryta.

— Każde z nas będzie wspomagać młodą wiedźmę, która wygra dla nas wyścig — powiedziała cicho i stanowczo piękna kobieta.- Ona tylko musi przekonać inne wiedźmy i moc że gra czysto…

— Weźmiesz na siebie ten ciężar? — spytał Pierwszy Mag.

Agnez mimo obaw skinęła głową. Taka okazja już się drugi raz nie zdarzy. Będzie musiała sobie poradzić z tym co przyniesie ze sobą wyścig. Zebrani Obdarzeni wyglądali na zadowolonych.

— Dobra dziewczynka — powiedziała najstarsza wiedźma. — Daleko zajdziesz jeśli dobrze się spiszesz…

— Oczywiście że się nam uda — powiedział pewnym siebie tonem pulchny mag.- Co niby miałoby pójść nie tak?

— Zobaczysz że ci się spodoba… — powiedziała niskim głosem piękna kobieta. — Będziesz sławna… a my z tobą…

— To nie jest najważniejsze — przypomniał im Pierwszy Mag. — Nie możemy tracić celu z oczu.

Obdarzeni zaczęli snuć plany, a młoda wiedźma uważnie ich słuchała.

— Trzeba też uważać na świętoszki… — powiedziała łysa wiedźma krzywiąc się.

— Zaaranianki? — spytał pierwszy Mag a wiedźma skinęła głową.

— Ostatnio kręcą się wokół stolicy… i naszych interesów..

— Nie przejmuj się nimi — powiedział stanowczo Pierwszy Mag. — Nie liczą się.

Agnez zwracała uwagę na wszystko co wyjawiali jej zgromadzeni Obdarzeni. Musiała odkryć się się za tym kryje, nim wpakuje się w jakieś poważne kłopoty. Gdyby nie przeklęty Chart de Biesh jej życie wyglądało by zupełnie inaczej.


Trzydziesty drugi mały wyścig wiedźm

I

1.

To był taki sam dzień jak wszystkie inne.

Niebo lśniło i wiał przyjemny wietrzyk, a Paxi zmuszała się by siedzieć w małym, dusznym pokoju pełnym starej wiedzy i wonnych ziół. Na dworze czekało wciąż kilkoro wieśniaków i musiała im pomóc nim zapadnie mrok. Ludzie z wioski nie lubili przebywać obok lasu po zmroku.

Młoda, szczupła wiedźma odrzuciła z lekko skośnych czarnych oczu pasma srebrzystych długich włosów i westchnęła. Nie przepadała za swoim zajęciem, ale ponieważ z tego właśnie żyły wraz ze swoją mentorką, musiała cierpliwie i fachowo świadczyć leczniczo-magiczne usługi okolicznym mieszkańcom. Pocieszała się przypominaniem sobie, że są gorsze zajęcia i ma szczęście, że wieśniacy tak szanują ją i jej nauczycielkę. Magia budziła w niej głód i pasję, która wypełniała jej życie. Chciała wiedzieć i umieć coraz więcej i to jak najszybciej, ale wszyscy jej powtarzali, że musi być cierpliwa.

— Nie bądź dzieckiem Paxi, to delikatne materia, a nie nalewka z leśnych jagód — powtarzali jej wszyscy znajomi mentorki. — Potrzeba czasu i precyzji, którą nabiera się z wiekiem…

Nie miała ochoty ich słuchać, ale wiedziała że nic ich nie uciszy. A ona jeszcze pokaże im że się mylą.

Paxi otarła poplamiona sokiem i wyciągami palce, wstała i otworzyła okno. Od strony lasu nadleciały świecące drobinki. Kiedyś wierzyła, że to zwykłe pyłki, teraz wiedziała że to oznacza że coś się dzieje w lesie. Musi się tym potem zająć. Zaczęła oczyszczać pomieszczenie, wypalając złe energie. Do zadymionego pokoju, w którym pracowała Paxi weszła z trudem staruszka o pomarszczonej twarzy, potarganych pomarańczowych włosach, fioletowych placach, w długiej podniszczonej koronkowej sukni. Staruszka spojrzała na młoda wiedźmę z niezadowoleniem. Paxi była do tego przyzwyczajona, bo Nada nigdy nie była z niej zadowolona.

— Zwalniasz. Coraz wolniej ci idzie — powiedziała skrzekliwym głosem staruszka.

— Muszę chwilę odpocząć — wyjaśniła sucho Paxi, odgarniając po raz kolejny pasmo szarych włosów z oczu.- Ostatniemu biedakowi wycinałam wrośnięte demony. O czymś takim trzeba posprzątać i oczyścić aurę…

Staruszka nie okazała jej zrozumienia.

— Nie szukaj wykrętów, tylko wracaj do pracy… ale już!

Paxi zacisnęła zęby i nie poruszyła się. Potrzebowała jeszcze chwili by się oczyścić i rozluźnić. Miała przecież prawo do przerwy i zadbania o siebie, bo inaczej mogła by popełnić błąd i narobić siebie i innym biedy.

— Przecież lepiej zachować ostrożność, niż potem naprawić błędy, prawda? — zapytała zimnym tonem Paxi.

Wiedziała co trzeba zrobić i dlaczego, ale mentorka lubił ignorować najprostsze zasady. Lubiła chaos i pobieżne łatanie dziur i naprawianie problemów. Cały czas zmuszała ją do wysiłku i sprawdzania do czego jest zdolna. Paxi wolała zawsze panować nad tym co robi, bo to dawało jej poczucie bezpieczeństwa. A może Nada odmawiała jej i tego?

— Musisz zarobić na życie — dręczyła ją staruszka. — Chcesz chyba jeść?

Paxi milczała, choć takie jedzenie lepiej było sobie odpuścić. Żywiła się znajdowanymi w lesie skażonymi starą magią jagodami, ziołami i grzybami. Smakowały starością i złymi snami, ale miały ich pod dostatkiem. Czasem Paxi woła by już głodować niż zapychać sobie brzuch czymś takim. Zatrzymała jednak dla siebie swoją opinię. Jej mentorka wierzyła, że pochłaniając jedzenie w którym jest choćby tak magia rośnie się w siłę.

— Nie obijaj się — powiedziała staruszka i mrucząc coś pod nosem odeszła.

Jej jadowitość potrafiła zatruć każdą radość.

Paxi westchnęła.

To był dzień jak co dzień.

Wstała z krzywego zydla i wyszła na zewnątrz. Rozpadający się mały i bardzo stary drewniany domek, oddalony od wioski zbudowanej z kamienia, którą oddzielono od lasu wysokim murem. Paxi otaczali wieśniacy o ogorzałych twarzach pełnych nadziei na uwolnienie od uroków, kurzajek i innych niedogodność. Zebrani mężczyźni byli ubrani w proste koszule, szerokie spodnie i wysokie buty. Nieufni wieśniacy czasem pokazywali swoje mroczne oblicze, ale obie wiedźmy żyły spokojnie w swoim domu. Wieśniacy wręcz panicznie bali się lasu. Paxi słuchała litanii narzekań przybyłych i myślami błądziła gdzieś daleko.

Góry w oddali stały się złote, pobliskie stare drzewa falowały i szeleścił uspokajająco. Otaczał ją jak zawsze zapach zielono-błękitnego lasu, deszczu i wiatru. W domu zapach ziół i dymu aż dusił. Od ludzi Paxi wolała towarzystwo kotów, kruk, szczurów i nietoperzy. Cieszyła się że mieszka ze starą wiedźmą, która dawała jej dużo swobody. Zwykli ludzie trzymali się od nich na dystans, zbliżając się tylko, gdy magia za bardzo zaszła im za skórę. Bali się ich i podziwiali je, a Paxi to wystarczało.

Paxi była sierotą, która zostawiono na progu domu wiedźmy. Jacy rodzice chcą dla swego dziecka takiego losu? Nie ufała ludziom. I nigdy nie miała przyjaciół. Podobno otaczała ją ta aura, która każe ludziom patrzeć z szacunkiem i uważać na słowa i obietnice. To nie było najgorsze życie.

Paxi zrobiła kilka głębokich wdechów i zaprosiła kolejnego potrzebującego ich pomocy do środka domku wiedźm. Zaprowadziła staruszka do niskiej pełnej leków i ksiąg izdebki. Posadziła chorego na zydlu i wysłuchała jego problemu. Cały czas kiwała głową i w myślach rozważała alternatywne rozwiązania problemu. Znała kilka przepisów na tą dolegliwość i musiała wybrać najlepszy z nich. Pomaganie innym nie było trudne. Od lat przybywający potrzebujący nie zaskakiwali jej niczym.

Leczyła, pocieszyła i pilnowała równowagi światła oraz mroku. Jej dni zapełniało to zajęcie oraz drażnienie się ze staruszką, jak i okazjonalne przeganianie stworów nocy kręcących się po pobliskim lesie. Nocami wyruszała na polowania. Każde takie wydarzenie było dla niej wyzwaniem. To dlatego dopuszczała się kradzieży zaklęć. Szperała w księgach staruszki za jej plecami, by stać się jeszcze lepszą wiedźmą. Pragnęła mocy, ale ukrywała to przed swoją mentorką. Wiedziała czego ta by do niej chciała.

Wypuszczała się na samotne nocne eskapady, śledząc niezwykłe istoty. Igrała z niebezpiecznymi mocami i to ją podniecało. Pewnych granic bała się przekroczyć, ale była coraz silniejsza. Na szczęście staruszka nigdy jej nie przyłapała na myszkowaniu wśród zakazanych ksiąg, ale chyba coś podejrzewała.

— Kiedyś to wszystko będzie twoje, ale na razie trzymaj się z daleka — powtarzała staruszka, chowając księgi, które dość szybko Paxi znów znajdowała.

Nie potrafiła wyrzec się swoich wypadów. To było ciekawsze niż zajmowanie się różnymi mało ważnymi codziennymi sprawami. Uczyła się nowych zaklęć i receptur oraz pilnowała swoich sekretów. Czasem nie mogła narzekać na nudę. Młoda wiedźma zajmująca się interesantami przyciągała dziwaków. Obcy którzy przemierzał jedne z pobliskich szlaków pielgrzymkowych lub kupieckich, zarzucali ją ofertami różnego rodzaju. Przyzwyczaiła się do ludzi, którzy lubili się jej zwierzać. Paxi słuchała ich pochwał i czasem zakamuflowanych propozycji z uprzejmym wyrazem twarzy.

— Jesteś inna niż ta stara… — szeptali niektórzy. — Taka młoda w tak wielkimi talentami…

Zarzucali ją komplementami i zazwyczaj potem starali się ją do czegoś namówić.

— Jesteś dla niej za dobra, gdybyś chciała zrobiła byś wielką karierę. Ktoś może ci w tym pomóc… gdybyś tylko chciała…

Zbywała te sugestie z tajemniczym uśmiechem. Nic o niej nie wiedzieli. Udawała niewiniątko, ale od dawna była dość wyrachowana i cyniczna, tak zimna, że co poniektórzy by przy niej zamarzli by na kość.

Dawała niejednoznaczne odpowiedzi i cały czas tkwiła w małej chatce wiedźmy pomiędzy wioską a prastarym lasem. Nie zadawała się też z żadnym młodzieńcem z wioski. Trzymała się na uboczu, bo nie podobał jej się żaden z wieśniaków. Gdy zrobiła wyjątek szybko tego pożałowała. Zeszłego lata pod wpływem kaprysu, uczyniła kochankiem bogatego panicza, który przyjechał z wizytą do rodziny. I to niestety było wielkie rozczarowanie. Młodzieniec był słaby, zacofany i bardzo nudny. Szybko go rzuciła i podała mu napój, po którym o niej zapomniał. Uznała że tak będzie najlepiej. Od tamtej pory udawała kogoś innego niż była, bo tak było prościej. I ograniczała się do szybki i krótkich romansów z uczniami wiedźm i magów, którzy czasem odwiedzali Nade. To jej odpowiadało.

Skupiała się na magii i szkoleniu swoich zdolności. W snach wsłuchiwała się w wiatr przybywający od mieniących się gór. Czuła, że coś ją wzywa, nie wiedziała tylko co to było. Wierzyła że ta tajemnica mogłaby wyjaśnić jej pochodzenie i przeznaczenie. Czekała aż nadejdzie odpowiednia chwila.

I gdy rzucała prosty czar mający przynieść ulgę wieśniakowi poczuła Paxi coś podobnego jak w swoich snach. Magia unosiła się w powietrzu. Świerzbiły ją palce i koniec nosa. Zmusiła się by spokojnie obsłużyć wszystkich chorych wieśniaków. Mentorka by jej nie wybaczyła, gdyby ich odprawiła lub źle im pomogła.

Coś więcej niż tylko magia wisiało w powietrzu i Nada też to wyczuwała. Przed wieśniakami udawała, że nic się nie stało, ale gdy zostały same staruszka wyszeptała:

— Wiem co to. Znaczy. Ogłoszą wyścig wiedźm…

Paxi zamarła na chwile.

— Skąd to wiesz? — zapytała nieufnie.

— Słyszałam opowieści jak to wygląda — powiedziała podekscytowana staruszka.- Babka opowiadała mi co si wtedy działo… Wyścig wiedźm się zacznie za dwa księżyce.

Paxi poczuła ekscytację, ale wiadomość o terminie wyścigu zaskoczyła ją. Podekscytowana staruszka chodziła bez przerwy po zagraconej izbie. Paxi nie raz słyszała bajki i legendy o tym wyścigu, gdzie można było zdobyć fortunę i niewyobrażalną potęgę. Jako dziewczynka śniła o tym, że wygrywa wyścig i odnajduję rodzinę i szczęście. Potem wyrosła z takich mrzonek. To była ironia losu, że jednak dostanie taką szansę.

Tradycja wyścigu sięgała daleko w zamierzchłą przeszłość. Niektórzy uważali, że to sekretny rytuał, który scalał i chronił świat przed wielką zagładą. Inni że to intryga wpływowych wiedźm które w ten sposób zachowywały kontrole nad siostrami w magii. Mimo opinii o wyścigu chyba każda wiedźma chciała wziąć w nim udział. Lub prawie każda wiedźma. To był zaszczyt i okazja by na zawsze zmienić swoje życie.

— Ja jestem za stara, żeby wziąć w nim udział — powiedziała Nada, krzywiąc się.

Paxi nie skomentowała tej uwagi.

— Ale ty powinnaś wystartować. Można wiele zyskać — dodała staruszka.

— Strata czasu — mruknęła Paxi, choć pragnęła wyruszyć choćby w tej chwili.

Nada zaperzyła się.

— Nie marudź głupia dziewczyno. To dla ciebie zaszczyt!

— To tylko okazja by zrobić bałagan i podrażnić się z nieobdarzonymi — zadziornie oświadczyła Paxi. — Czy w czy tym wyścigu da się zdobyć co ważnego… użytecznego? Strata czasu.

Powiedziała to choć zawsze miała ochotę zobaczyć kawałek świata. Teraz zdarzała się ku temu doskonała okazja.

— Młoda jesteś i głupia — wysyczała Nada.- Nie wiesz co to za szansa!

— To tylko głupia zabawa… co ja na tym zyskam?

Staruszka była zła na nią, a Paxi tylko sprawdzała ile może zyskać przy tej okazji od mentorki.

— Może jakbym się przygotowała… przy pomocy starej wiedzy… miała bym jakieś szanse i było by po co tam lecieć…

Nada zmarszczyła brwi.

— Wiem o czym myślisz — powiedziała staruszka. — Uważaj by mnie nie rozzłościć.

Na szczęście Nada nie miała pojęcia o tym co Paxi myśli. Inaczej nie spała by tak smacznie. Paxi miała nadzieję że staruszka wyjawi jej swoje największe zawodowe sekrety. Odkąd Paxi usłyszała pewne tajemnicze uwagi koleżanek po fachu Nady, jej ciekawość tylko rosła. Nada w młodości dokonała kilka spektakularnych czynów, przez które musiała się długo ukrywać. Paxi aż się paliła by poznać sekrety mentorki.

— Jak potrzebujesz dam ci moje księgi — powiedziała niechętnie staruszka. — Może to cię uspokoi. Ja w twoim wieku ruszyła by od razu i nawet przez chwilę bym się nie zastanawiała.

Paxi wzruszyła ramionami. Nie na to liczyła.

— To dla mnie żadna atrakcja, ale…

— Ja jestem za stara.- powtórzyła staruszka. — Ale ty powinnaś go wygrać z moją pomocą. A raczej moich ksiąg… Nadajesz się. Przygotowywałam cię do tego.

Pax milczała, bo pierwszy raz Nada ją chwaliła.

— Wygrasz i oddasz mi nagrodę — powiedziała staruszka uśmiechając się szeroko.

Paxi nie poruszyła się nawet. Tego się nie spodziewała, ale znając Nadę nie powinna być tym zdziwiona.

— Jesteś mi to winna — twardo oświadczyła Nada. — Nikt cie nie chciał. Nie wiem czemu ja cię tu trzymam.

Paxi nie reagowała na te słowa. Umiała spokojnie przyjąć wszystko, co staruszka jej powiedziała. Jak była mała przejmowała się słowami mentorki, ale z czasem stała się silna i czasem nieposłuszna. Pozwoliła rosnąc swojej niezależności. Kiedyś takie uwagi Nady ją bolały, ale już tylko drażniły. Ciągłe narzekania już przestały przestały robić na niej wrażenie. Nauczyła się wykorzystywać słabości staruszki. Udając że czegoś nie chce, potrafiła więcej zyskać. Najpierw się trochę opierała, a potem udając że daje się przekonać, zawsze coś zdobywała. Teraz też zdobyła obietnicę Nady, że zdobędzie dla niej księgi od swoich koleżanek. Paxi była dość zadowolona z tej wygranej.

Kiedy nadeszła do nich oficjalna wiadomość o wyścigu Nada uważnie przeczytała cała. Na zwoju dostarczonym przez widmowego posłańca był dokładny opis miejsca wyścigu i data jego rozpoczęcia. Tak jak przepowiedziała Nada miał się zacząć za dwa księżyce.

— Hexania — mruczała do siebie Nada.- Kiedyś tam byłam i pamiętam że to ładne miejsce… Jej moc tworzy pięć starożytnych miejsc kultów i punktów mocy. Lubią tam staroświecką magię. Czczą tam nadal stare potężne czarownice, niczym boginie. Wygrana może oznaczać nie tylko bogactwo ale i zaszczyty.

— Przecież nie wiem czy coś wygram w wyścigu — zaznaczyła Paxi.

— Jeśli nie zrobisz wszystkiego by wygrać będziesz głupia.

— Będą tam silne i lepiej niż ja przygotowane wiedźmy.

Nada zrobiła niezadowoloną minę. Jej pewność zwycięstwa zachwiała się. Ruszyła by wydobyć swoje księgi z zaklęciami.

Zadowolona z wygranej w tym sporze Paxi zaczęła demonstracyjnie szykować się do wyścigu. Skoro Nada dotrzymała słowa, musiała dać z siebie wszystko.

Paxi przez dwa tygodnie pilnie czytała księgi Nady w swojej malutkiej sypialni na poddaszu. Cztery stare pełne plam księgi, których okładki nabito kolcami pachniały starością i tajemnicami zdawały się zapełniać całą przestrzeń. Było w nich pełno starych dziwacznych formuł i przepisów. Taka okazja mogła się nie powtórzyć, więc Paxi starała się wszystko zapamiętać. Wiele zaklęć ćwiczyła wielokrotnie i była szczęśliwa jak nigdy wcześniej. Zasypiała mamrocząc zaklęcia.

Młoda wiedźma zaczytywała się też w starych kronikach i legendach o wyścigach wiedźm. Chciała wiedzieć czego się ma spodziewać. W niektóre historie było jej trudno wierzyć. Zwycięskie wiedźmy dokonywały niezwykłych czynów, strasznych i niewyobrażalnych. Najlepsze trafiały do stolicy królestwa. A pracując dla władców w Smitvalld mogły zasłynąć w całej Norstwandii. Czy Paxi też tego chciała? Nie potrafiła zdecydować co jest dla niej ważne i na co liczy biorąc udział w wyścigu.

2.

Czas płynął szybko i nadszedł w końcu dzień Wigilii przed otwarciem Wyścigu Wiedźm.

Paxi wyruszyła o świcie. Ubrała się w ciemną luźną sukienkę na wierzch i grube spodnie pod spód. Zabrała ze sobą trochę ziół i kilka przedmiotów, które mogły by się jej przydać w czasie wyścigu.

Zmieniła się w jaskółkę, bo tą postać lubiła najbardziej. Potrafiła całymi nocami szybować po niebie, strasząc inne stworzenia w lesie lub zapuszczając się daleko na pustkowia. Dzięki ćwiczeniom nabrała wprawy i siły w takim locie. Wierzyła, że to dawało jej jakieś większe szanse w wyścigu. Szybko przekroczyła granice rodzinnego królestwa.

Paxi leciała według wytycznych ze zwoju i czując, że prowadzi ją niewidzialna siła. Cały czas czuła gdzie musi się skierować. To było przyjemne uczucie i rozkoszowała się nim.

Droga zajęła jej kilka godzin, które upłynęły jej aż zbyt szybko. Przekroczyła skaliste góry, lśniąco zielone rzeki i kilka wewnętrznych granic królestwa Hexanii. Pod sobą miała niskie lasy, bogato zdobione zamki, pola, bogate wsie i miasta. Podobała jej się ta podróż i żałowała, że nie może trwać dłużej.

W końcu ze smutkiem Paxi zniżyła lot i wylądowała na wzniesieniu, między starymi kamieniami. Zmieniła się w człowieka i zeszła powoli ze wzgórza.

Miejsce zbiórki zapełnione było wiedźmami i obserwatorami wyścigu. Kolorowe i bogate lub wyblakłe skromne stare stroje mieszały się ze sobą. Tu nie miało znaczenia kim jesteś i ile posiadasz. Paxi rozglądała się onieśmielona taką liczbą sióstr w magii. W oczy rzucały jej się błyszczące nasycone mocą ozdoby lśniące na każdej wiedźmie. Dostrzegała też przedmioty pełne mocy i pulsujące klątwami. Sama nie mogła by się niczym podobny pochwalić.

Zebrane wiedźm były w różnych wieku i pochodził ze wszystkich stron świata. Ich ubrania zaskakiwały lub odrzucały, niektóre przywiozły ze sobą wiele magicznych przedmiotów. Po ich wyglądzie mogła domyślić się ich pochodzenia, choć ich zwyczaje były dla niej zaskoczeniem. Wiedźmy, które podejrzewała o konserwatywne poglądy oceniając po strojach były zaskakująco wyzwolone i na odwrót. To czego można się po nich spodziewać, to gotowość do walki do opadłego o zostanie najlepszą wiedźmą w wyścigu.

Wiedźmy i obserwatorzy mieszali się ze sobą i głośno dyskutowali. Wszyscy ze wszystkimi dzieli się opowieściami i radami. Nie miała pojęcia czy ci ludzie się znali, a może po prostu w tym miejscu miały wszystkie takie same szanse i prawa? Hałas głosów ciągle narastał. Zawiązywano już sojusze. Grupy dyskutujące o czymś powstawały i rozpadały się w mgnieniu oka. Targowano się i coś oferowano. Samotniczki trzymały się na uboczu, podobnie jak rodziny lub grupy, które startowały razem. Paxi wiedziała, że najszybciej podróżuje się w pojedynkę. A i tak nie miała by odwagi by kogoś zaczepić. Nie miała doświadczenia w kontaktach z innymi wiedźmami. Czego powinna się po nich spodziewać? Nie miała pojęcia. Nigdy nie miała przyjaciółek.

Między kobietami kręcili się strażnicy ubrani w lekki czarne zbroje z wymalowanym na nich potrójnym znakiem ochrony. Młoda wiedźma nie miała pojęcia na czym polegała ich rola w tym miejscu. Kto ich przysłał i kto im płacił? Wszyscy strażnicy starali się robić groźne miny i onieśmielić zgromadzone wiedźmy, co zupełnie im nie wychodziło.

Paxi powoli kierowała się ku największej grupie i obserwowała inne wiedźmy. Niezależnie od wieku, ubrane w długie, luźne, ciemne szaty i spiczaste kapelusze lub w obcisłe, seksowne, często kolorowe skórzane ubrania wydawały się dobrze czuć w tym miejscu. Na pierwszy rzut oka wydawało się, że niewiele je łączy, ale wszystkie otaczała wyjątkowa, silna magiczna aura. Paxi czuła się onieśmielona, gdy słuchała ich rozmów. Były pewne siebie, gotowe pokazać o potrafią. Porównywała do nich siebie i swoją nauczycielkę. Czy stara wiedźma też potrafiła to co otaczające ją kobiety? Czy miała dość mocy i tupetu by rzucać wyzwanie potęgom żywiołów, innym wiedźmom i samej śmierci? A może zgromadzone wiedźmy koloryzowały i przesadzały? To o czym opowiadały było prawdą, czy może były tylko wyssanymi z palca opowieściami i przechwałkami? Musiał przecież istnieć sposób by przekonać się kim ma się do czynienia. Paxi przypomniała sobie rozmowy Nady z jej koleżankami. Z ich sporów uczyła się najwięcej. Przyglądała się dłoniom wiedźm. Wiedziała, że te które miały kolorowe palce zajmowały się alchemią. To najczęściej była część magi bojowej. Nieliczne wiedźmy nie miał gładkich czystych dłoni. Zauważyła też znaczki i ozdoby, które mogły świadczyć o pozycji wiedźmy i jej bogactwie. Niektóre z tych ozdób znaczyły przynależność od organizacji i stowarzyszeń, najczęściej starych i pozbawionych już znaczenia i władzy. Tylko nieliczne wiedźmy miały wysoką pozycję i przedmioty świadczące o kunszcie. Zebrane kobiety walczyły o wyższa pozycje i lepszy los. Tak samo jak i ona. Kiedy Paxi uporządkowała wiedzę i swoje myśli poczuła się lepiej. Otaczające ją wiedźmy już nie robiły na niej takiego wrażenia.

Od razu Paxi potrafiła określić czy ma do czynienia z wiedźmami z gór czy znad morza. Te pierwsze były masywniejsze, bardziej konserwatywne, obwieszone kryształami i metalowymi amuletami, kręciły się wśród najgroźniejszych i najsilniejszymi wiedźmami. Wiedźmy morskie były eteryczne, lawirowały między innymi Obdarzonymi. Wolały skromne spokojne ozdoby i niewielkie amulety. Energia wiedźm była odmienna.

Kiedyś myślała, że jest ambitna i chciała więcej, niż oferowała jej mała zapyziała wioska i kilka ksiąg z zaklęciami i prostymi czarami, ale czy była dość silna i bezczelna by sięgnąć po swoje marzenia? Uświadomiła sobie, że niestety brak jej na to odwagi. Nie dokonała do tej pory niczego ważnego czy imponującego. Tylko leczyła wieśniaków i od czasu do czasu ujarzmiała leśne stwory. Czy to by wystarczyło, by zrobić wrażenie na innych wiedźmach?

Docierały do niej rozmowy, z których niewiele rozumiała. Wiedzmy plotkowały o słynnym skandalicznym romansie i tajemniczej śmierci znanego bogacza. Nie miała pojęcia czego dotyczy ta sprawa i intryga. Jeszcze dobitniej Paxi uświadomiła sobie, że do tej pory była zagrzebana na obrzeżach cywilizacji. Prawie bez przerwy porównywała się z innymi, choć starał się nad tym zapanować. Inne wiedźmy były silne, sprytne i dzikie. Czy miała z nimi jakiekolwiek szanse w wyścigu? Znała kilka sztuczek ze starych ksiąg i potrafiła szybować. Tylko czy to wystarczy? By poprawić siebie humor przypomniała sobie bardzo stare księgi Nady i rady z nich. To była zapomniana wiedza i może to będzie dawało jej przewagę. Zawsze była ostrożna i rozsądna, i tak samo oceniała teraz swoje szanse. Nie dla niej były zaszczyty i potęga. Paxi poczuła się rozczarowana samą sobą. Czy zawsze taka była? Nie ryzykowała i wycofywała się. To było przygnębiające odkrycie.

Paxi była w coraz paskudniejszym nastroju. Wysłuchiwała krążących opowieści i kłótni o wydarzeniach, którymi ekscytowały się inne wiedzmy. Wiele z nich wspomniało o wojnie i o zamachu stanu, w którym zginęła cała rodzina królewska z pobliskiego królestwa. Inne kobiety opowiadały o pladze klątw i dziwnych katastrofach na wschodnim krańcu kontynentu.

— Niebieska Watana musiała pracować bez przerwy przez miesiąc nim to opanowała — szeptała blada i pulchna wiedźma o fioletowych włosach.

— Podobno Oxana jej przeszkadzała — podała ciemnoskóra chuda wiedźma o różowych włosach.

— Te dwie zawsze się nienawidziły — zgodziła się wiedźma o fioletowych włosach.

Paxi nigdy o nich nie słyszała. Czy te zdarzenia będą miały wpływ na wyścig? Nie miała o tym pojęcia.

Jakie na nich czekały jeszcze przeszkody? Ktoś mógł ich zaatakować? Mogły wpaść na zamachowców, rebeliantów lub bomby? Paxi zaczęła się denerwować. Nie była gotowa na coś takiego. Może powinna się wycofać? Na miejscu trzymała ją wizje wściekłej Nady i jej bardzo prawdopodobnych narzekań. Latami by jej wypominała tą tchórzliwą ucieczkę.

Paxi zmusiła się do spokoju i zostania wśród wiedźm. Krążyła między zgromadzonymi Obdarzonymi kobietami starając się rozszyfrować inne wiedźmy. Czuła że rośnie stężenie magii w powietrzu.

Po kilku godzinach między kamieniami pojawiły się trzy starsze wiedzmy, odziane w staroświeckie piękne stroje. Otaczała je szczególna, magiczna aura.

Przybyłe rzucił trzy świetlne zaklęcia i rozjaśniły niebo. Wiedźmy i obserwatorzy zaczęli wiwatować i klaskać.

Kobiety powitały zgromadzonych i wyjaśniły im zasady na jakich miał się odbyć wyścig.

— Zasady są proste — powiedziała wiedźma, o krótkich lśniących jak złoto włosach. — Nie wolna zabijać i okaleczać, obrzucać klątwami i zastawiać pułapek na innych uczestników.

— Można kraść i oszukiwać… — dodała druga wiedźma w czarnej prawie przezroczystej sukni i czerwonych włosach. — Nie krzywdząc nikogo fizycznie.

— I psychicznie… — uściśliła trzecia wiedźma, o twarzy czarnej niczym bezksiężycowa noc. — Każdy takie atak będzie surowo karany.

Zebrane wiedźmy zaczęły szeptać. Była w tym niewypowiedziana groźba, co zaskoczyło Paxi. Nie tego się spodziewała. Niektóre wiedzmy od razu zakładały, że będą oszukiwać i krzywdzić inne obdarzone kobiety? To nie była zbyt miła myśl. Ale chyba tylko Paxi się tym przejmowała. Jakby nigdy nic ogłoszenia trwały dalej. Dawno im wskazówki i porady.

— Trasa wyścigu i jego cele zmieniają się za każdym razem… — tłumaczyła wiedźma o czerwonych włosach.

— Wcale nie — przerwała jej wiedźma o ciemnej skórze.

— Jak wiecie trasa się zmienia, jego cele nie — kontynuowała czerwonowłosa wiedźma.- To niczym rytuał. Jest podobny, ale za każdym razem inny…

— Chyba wszyscy o tym wiedzą, ale powtórzymy — powiedziała z uśmiechem krótkowłosa wiedźma.

Paxi ucieszyła się z tego. Nie była pewna czy wie dość wiele o wyścigu by nie popełnić jakiegoś wielkiego błędu.

— Macie się ścigać na trasie i szukać artefaktów.

— Tym razem musicie znaleźć 11 artefaktów.

— Dostaniecie listę przedmiotów, które należy odnaleźć.

— Oraz wszystkie zasady i kary za ich złamanie.

— Nie można zmieniać się w żadne stworzenie lub inną wiedźmę — wyliczała trzecia wiedźma. — Musicie przez to przejść we własnej postaci.

Paxi nie ucieszyła się słysząc o tym. Nie lubiła latać na miotle.

— W czasie wyścigu trzeba wykorzystać co najmniej jeden artefakt — zaznaczyła ciemnoskóra wiedźma.

— Chodzi o energię między artefaktami — wyjaśniła krótkowłosa wiedźma. — Wyścig ma naładować je energią świata.

— Przestań, tylko ty wierzysz w te bzdury… — zadrwiła nagle czerwonowłosa wiedźma.

— Każdy ma prawo wierzyć w co chce — przerwała jej ciemnoskóra wiedźma.

— Ale to bez sensu…

Wiedźma o czerwonych włosach została uciszona. Paxi była spięta. Miała tylko jeden prawie wyczerpany energetycznie artefakt. Czy był sens w ogóle próbować?

— Wyścig zacznie się o świcie — oświadczyła ciemnoskóra wiedźma.

Starsze wiedzmy obdarzyły zgromadzonych uśmiechem i poradziły:

— Odpocznijcie i zbierzcie siły.

— Jutrzejszy dzień zacznie nowy rozdział w waszych życiach.

Młode dziewczęta w podobnych ubraniach rozdawały zrolowane karty.

Paxi rozwinęła swoje kartki i ujrzała mapę i listę jedenastu przedmiotów. Kielichy, księgi i różdżki. Nigdy o nich nie słyszała. Mapa też nic jej nie mówiła. Z trudem domyśliła się miejsca gdzie była i długo szukała tego, do którego musiała dotrzeć. Ale jak ma szukać artefaktów? Nie miała o tym pojęcia. Niebo nad jej głową zabarwiło się na zielono i fioletowo. Zaciekawiło ją czy ta aura utrzyma się do końca wyścigu.

3.

Paxi była zmęczona i przygnębiona.

Już nie spodziewała się, że ukończy ten wyścig. O wygraniu tego wyścig nawet już nie marzyła. Uznała że będzie miała szczęście jak, jakimś cudem, dotrze do mety.

Wszędzie wokoło płonęły ogniska. Nikt nie mógł zasnąć.

Usiadła obok jednego z omszałych głazów. Wielkie kamienie uspokajały ją. Obok niej toczyła się rozmowa o znanych wiedźmom ludziach.

Paxi milczała słuchając z uwagą wymienionych szczodrze plotek o tracących dobre imię ludziach. Nigdy nie słyszała tych imion ani opowieści, które na swój sposób były fascynujące. Nieprzyzwoite, nieostrożne zachowanie, niehonorowe zbrodnie. Dlaczego ludzie tak strasznie sobie komplikowali życie?

W końcu ktoś zwrócił na nią uwagę.

— A ty co, sierota? — zapytała wiedźma w spiętrzonej czarnej sukni, ogolonej głowie i mocny makijażu.

Paxi powoli skinęła głową. Zapadła ciężka cisza, którą przerwało kolejne pytanie:

— A pewnie jeszcze znajdą? — zapytała wiedźma o twarzy wymalowanej na srebrno.

Paxi nie zareagowała, ale po jej minie inne wiedźmy musiały odkryć prawdę. Zgromadzone przy pobliskim ognisku wiedźmy posłały jej mordercze spojrzenia.

— Zawsze się któraś przyplącze… — młoda ubrana na niebiesko wiedźma wymruczała

— Świat jest pełen sierot — zauważyła starsza wiedźma w szarej szacie.

— Przeklęta szczęściara — wymruczała któraś z wiedźm.

— To już kwestia podejścia. Żadne dziecko nie chce zostać samo na świeci…

— Oj przestań…

Cisza stawała się coraz bardziej nieprzyjemna. W końcu Paxi wstała i przeniosła się w inne nowe miejsce. Dlaczego inne wiedźmy uważały, że to kim była dawało jej przewagę w wyścigu? Przytuliła się do głazu i zapadła w drzemkę.

Paxi przebudziła się, gdy przeszły obok niej trzy wiedzmy. Nie zauważyły jej i dzięki mogła usłyszeć ich rozmowę.

— Trzeba mieć na tą nową oko — powiedziała zielonowłosa młoda ciemnoskóra wiedźma.

Paxi nie podobało się, że zwraca na siebie uwagę.

— Ze znajdami nigdy nic nie wiadomo — zauważała blada pulchna wiedźma.- Kto wie kim są jej rodzice?

— Ktoś w ogóle ją zna?

Wiedźmy pokręciły głowami.

— Pierwszy raz ją widzę, a czasem bywam w tych zapadłych wiochach… — powiedziała zielonowłosa wiedźma. — Musi żyć na kompletnym pustkowiu.

— Naiwniaczka?

— Raczej cwaniara.

— Lepiej na nią uważać — powtórzyła jedna z wiedźm.

Paxi popsuło to humor. Nikt nie nabrał się na jej niewinną minkę. Inne wiedzmy przejrzały ją od razu. Po raz kolejny przekonała się, że nie znosiła kiedy z niej kpiono. Ani kiedy wypytywano ją o jej prywatne sprawy. Od dziecka chroniła zazdrośnie swoje sekrety.

Nie mogąc już zasnąć Paxi snuła się między zawodniczkami. Szybko zauważyła zwykłych ludzi kręcący się wokół czarownic. Co tam robili? Przelotnie zastanowiła się na co liczyli i co im oferowali. Płacili im? Była pewna, że chcą coś za swoją pomoc i wsparcie. Obietnice, pakty i szansa współpraca przyciągała obdarzonych. Ale to wszystko było nie dla niej. Ona liczyła tylko na siebie. Była sierotą i nikt nie pomógł by jej nie oczekując niczego w zamian.

Na obrzeżach grupy przyszłych zawodniczek Paxi zauważyła odzianych w mundury ludzi. To byli strażnicy kogoś lub czegoś? Zauważyła, że ci ludzie cały czas odganiali natrętów, którzy za bardzo zbliżali się do zwojów, mioteł lub magicznych przedmiotów. Rozśmieszyło to którąś z wiedźm, która głośno zadrwiła:

— Ci bohaterzy chronią nas przed katastrofami. Złodziejami, sabotażami i zła wolą…

— Raczej przed nami samymi — wtrąciła się ubrana na czarno białowłosa wiedźma.

— Ja się pilnuje sama

— A ja nie — zamruczała uwodzicielsko wiedźma o czarnych długich włosach, wciśnięta w lśniącą suknię, rzucając ku strażnikom znaczące spojrzenia. — O tak, ja potrzebuje takiej ochrony i towarzystwa. Rozpaczliwie…

Wiedźmy prowokowały strażników. Tylko dlaczego? Oddaliła się od hałaśliwych bezczelnych wiedźm. Nie chciała żadnych kłopotów.

Paxi przemieszczała się aż ujrzała między prastarymi kamieniami dwoje młodych strażników. Nie wyglądali jakby umieli sobie poradzić nawet z własną bronią. Wysoki, ciemnowłosy przystojny chłopak wzdrygał się za każdym razem, gdy niewiele starsza strażniczka dotknęła go przypadkiem. Młoda dziewczyn z długim jasnym warkoczem co chwil niby przypadkiem dotykała swojego towarzysza. Może chłopak podobał się tej strażniczce? Nie potrafił poradzi sobie z flirtem, i to taki chłopak miał pilnować wiedźm i porządku? Bardzo surowy wyraz twarzy i ostry ton głosu to za mało, by sobie poradzić z obdarzonymi mocą.

— Taki uroczy chłopiec miałby pilnować by złe wielkie wiedźmy nie robiły niż złego? — kpiły wiedźmy, które mijały przystojnego chłopaka.

— Wcale nie jestem gruba, ty zołzo! — syknęła do towarzyszącej jej wiedźmie pulchniejsza.

— Spokojnie — od razu odpowiedziała jej towarzyszka. — To nie było o tobie.

— Akurat. Ty zawsze znajdziesz pretekst by się nabijać z innych. Ze mnie miałaś już nie żartować… ale oczywiście nie potrafisz się powstrzymać…

Paxi zazdrościła im takiej zażyłości.

— Oj przestań. Jesteś przewrażliwiona — broniła się szczuplejsza wiedźma.

— Na moim miejscu też byś była. Przyjaciółka mnie dręczy.

— Wcale nie dręczę cie przecież… to tylko takie żarty…

Wiedźmy zaczęły się kłócić, oddalając się, ale młody strażnik nie miał ani chwili spokoju.

— Jak by któraś z nas powstrzymał? — zainteresował się jedna z nich wiedźm prowokując go.

Chłopak nie odpowiedział, a wiedźmy drażniły się z nim dalej.

— Ja lubię takich słodkich chłopców. Są najsmaczniejsi — mruczała podstarzała wiedźma z szaro-fioletowymi włosami.

— Ja nie o tym…

— Ty zawsze o tym samym. Nimfomanka.

— Obrażasz mnie. Ja mam zdrowy popęd. Nigdy nikogo nie prześladowałam… jak co po niektóre…

— To było tylko raz i przez miłosny eliksir.- obraziła się wiedźma.

Strażnik ignorował je aż się tym znudziły. Paxi udawała, że jest zajęta czymś inny, ale podsłuchiwała dalej rozmowy o młodym strażniku.

— Co z nim nie tak? -zapytał jeden z obserwatorów.

— Gburowaty młody człowiek jakich wielu — wyjaśnił bogato odziany mężczyzna w średnim wieku. — Nie wróżę mu wielkiej kariery. Nie ma podejścia do innych ludzi…

— Czemu się nim przejmujesz… — zainteresował się stojąc obok nich starzec.

Ktoś wzruszył ramionami.

— Znasz go?

Paxi dojrzała skinięcie głową.

— Zawsze taki był? — dopytywał się ktoś.

Kolejne potwierdzenie.

— Nie miał szczęścia w życiu.

— Los mu nie sprzyja…

Niektórzy obwiniali o swojego pecha kogoś innego. Kogokolwiek często wiedźmę, bo tak było najprościej. Chłopak wpadł na jedną z wiedźm i nie przeprosiwszy szybko się oddalił.

— A jemu co się stało? — zapytała jedną ze stojących niedaleko wiedźm.

— Wiedźma mu charakter zmieniła w kołysce — zażartowała jakaś młoda wiedźma.

— Nie żartuj tak, bo napytasz sobie biedy.

— Czemu?

— Jakiś czas temu panowała tu prawdziwa plaga porwań dzieci. Przez wiedźmy.

— Polowano na nie?

— I obwiniano o wszystko zapewne przy okazji.

— Wiesz jak to jest.

Wiedźmy kiwały głowami i szeptały o czymś ponurym i przyjemnym, a Paxi oddalała się od nich. Wcale to co słyszała jej się nie podobało. Może powinna wrócić do domu nim stanie się coś strasznego? Usiadła na kamieniu i zamyśliła się.

Wiedziała tak niewiele o świecie. Mogła się wpakować w kłopoty. Tylko że niezadowolona z tego staruszka nie dała by jej już nigdy spokoju. Musiała zostać. Będzie udawać, że próbuje coś znaleźć lub zdobyć. I to powinno wystarczyć. Nadzi opowie bajeczkę o ostrej rywalizacji i walce o artefakty.

Nagle Paxi przypomniała sobie, że nie mam jeszcze miotły, na której mogła by lecieć w wyścigu. Wstała nagle i rzuciła się by znaleźć jakikolwiek kawałek drewna i trochę gałęzi.

Przeszukała całą okolicę i szybko przekonała się, że nie ma wielkiego wyboru. Zdecydowała się wykorzystać gałęzie i korzenie powalonego starego drzewa. Wyszeptała inwokacje do duchów natury i poodcinała z drzewa to czego potrzebowała. Po chwili oceniła zgromadzone materiały iuznała że powinno jej wystarczyć. Mogła zacząć tworzyć miotłę. Materiał do jej wyprodukowania nie wyglądał zachęcająco, ale miała przynajmniej jakieś zajęcie. Gwiazdy świeciły nad jej głową, a Paxi sprawnie splatała gałęzie i konary. Wzmacniała je zaklęciami. Miała wielką nadzieję, że miotła nie rozleci się w czasie lotu, kiedy będzie wysoko nad ziemią.

4.

Paxi nie miała czasu na sen, ale nie czuła zmęczenia. Cały czas poprawiała swoją miotłę i ciągle nie była z niej zadowolona. Świt w końcu nastał i rozpoczął się pierwszy dzień wyścigu.

W niebo wystrzeliły czarodziejskie ptaki, i z hukiem i piskiem rozpoczął się wyścig. Wiedźmy kłębiły się na linii startu i najszybsze od razu wystartowały. Kobiety wpadały na siebie i taranowały się. W powietrzu unosiły się krzyk, zaklęcia i przekleństwa. Cierpliwsze wiedzmy poczekały aż najbardziej zawzięte uczestniczki wyścigu odlecą i spokojnie uniosły się w powietrze.

Paxi wyruszyła jako jedna z ostatnich. Miotła, którą zrobiła nie była dobrze wyważona. Ciągle musiała się skupiać na utrzymywaniu równowagi. Nigdy też nie ścigała się na miotle z innymi wiedźmami.

Leciała bardzo wolno i spokojnie. Bała się rozwinąć większą szybkość, bo wtedy mogła by stracić panowanie nad miotłą i zderzyć się z innymi. Powoli oswajała się z pędem i powoli przyśpieszała. W końcu dogoniła inne wiedźmy, tej najstarsze i najspokojniejsze. Wyprzedziła je i do razu poczuła się lepiej. Przynajmniej nie była ostatnia.

Mimo że została daleko w tyle za czołówką wyścigu była zadowolona. Pędziła za innymi uczestniczkami wyścigu i zastanawiała się po co to robi. Nie miała szans na wygraną. Ale nie chciała tak od razu wracać do domu. Mentorka nie tylko robiła by jej cały czas wyrzuty, mogła też ze złości zniszczyć swoje księgi i dawać jej najgorsze zajęcia do wykonania. Nada czasem wpadała w złość i niemądrze było ją wtedy wejść jej w drogę.

Paxi leciała dość szybko i kierowała się tam gdzie inne wiedźmy. Wydawało się jej, że one wiedzą gdzie trzeba lecieć. Paxi nie miała pojęcia co zrobić z mapą i listą, które otrzymała. Mogła tylko trzymać się innych wiedźm i udawać, że wie co robi.

Godziny mijał i w końcu Paxi stała się strasznie głodna, ale nie chciała się zatrzymać. Wolała nie stracić z oczu innych wiedźm, bo bez nich byłaby całkiem zgubiona. W końcu coraz więcej wiedźm kierowały miotły ku ziemi i lądowały. Paxi jeszcze trochę odczekała i zatrzymała się na przerwę obok źródła, gdzie dostrzegą inne uczestniczki wyścigu. Dłonie miała całe w pęcherzach, a uda całe obolałe. Nie była przyzwyczajona do takiego wysiłku i tak długiego lotu. Zerwała kilka ziół, które miały uśmierzyć ból i wzmocnić jej ciało i zaczęła je żuć. Wypiła jeden łyk wody ze źródła siadając obok innych wiedźm. Jedna z kobiet cały czas wbijała wzrok w kryształową kulę. Inne wiedźmy jadły, czesały włosy lub cicho rozmawiały. Paxi żyła swoje zioła licząc że ból szybko zniknie.

— Słyszałyście już? — powiedziała nagle wiedźma pochylona nad kulą.

— O czym? — zapytała najmłodsza wiedźma o różnokolorowych włosach i dziwnym ubraniu ze skóry morskiego stworzenia.

— Znaleziono pierwszy artefakt — powiedziała wiedźma trzymająca kulę, spoglądając na inne kobiety z uśmieszkiem, gdy po jej słowach zapadła ciężka cisza. Paxi nie spodziewała się tego.

— Szybko poszło poszło — mruknęła wiedźma z włosami w wielkim koku.

— Za szybko… To podejrzane — zauważyła wiedźma w czarnej obcisłej sukni.

— Zaza, zawsze tak marudzisz — wytknęła jej kobieta z wielkim kokiem.

— Ktoś miał szczęście — powiedziała młoda wiedźma o różnokolorowych włosach.

— Albo mu pomógł… — zauważyła wiedźma z kryształową kulą.

Paxi czuła gule w gardle. Ktoś wiedział co musi zrobić i robił to. Ona była beznadziejna, bo nie dotarła nawet do miejsca gdzie coś mogło być ukryte. Pocieszało ją tylko to, że innym uczestniczkom też nie szło za dobrze.

— Co to było?

— Kielich obfitości Gharny.

Dwie wiedźmy skrzywiły się słysząc to.

— Gdzie go znaleziono?

— Raczej nie w ulubionym miasteczku tej starej spryciary… — zakpiła młoda wiedźma.

— Nie, podobno gdzieś indziej — wyjawiła wiedźma z kula. — I to przez przypadek.

Wiedźma z kokiem skrzywiła się.

— Nie wierze w takie przypadki — zauważyła wiedźma w czarnej sukni. — Może ktoś tu oszukuje…?

— Kto zdobył kielich?

— Agnez…

Zgromadzone wiedźmy stały się ostrożne. Znały wiedźmę, której się poszczęściło?

— Nie wyjdzie im to na dobre — zauważyła wiedźma z kokiem.

— Jeśli oni są w zmowie szanse na wygnaną dla innych maleją… — z kwaśną miną dodała wiedźma w czarnej sukni.

— I co, wycofujesz się? — zapytała się ją najmłodsza wiedźma.

— Nigdy w życiu — oświadczył zdecydowanym tonem wiedźma w czerni.- Może jeszcze wygram…

Zebrane wiedzmy zaśmiały się.

— Dobra, to pora na nas — powiedziała najstarsza z nich i wyskoczyła na miotłę.

Inne wiedźmy poszły za jej przykładem i Paxi została sama. Wcierała w dłonie maść leczniczą, które na szczęście zabrała ze sobą i gorączkowo się zastanawiała. Nie miała żadnego wsparcia i coraz bardziej marne szanse na zwycięstwo. Po co tam była? Nie miała szans na zwycięstwo. Z drugiej strony gdyby teraz się wycofała do końca życia była by na siebie wściekła. Za to że ze strachu uciekła i nawet nie spróbowała. Paxi czuła że musi dalej się ścigać i przynajmniej nie być ostatnią na mecie.

Wsiadła na miotłę i ostro ruszyła do przodu.

Świat znów się rozmazał. Paxi pędziła jak szalona. Zaczynało jej się to podobać.

Mijała cieniste doliny i leciała nad kolorowymi wzgórzami. Chwilami zapierało jej dech w piersiach. Latanie było cudowne.

5.

Paxi pędziła przed siebie, gdy usłyszała nagle znajomą melodię i pozwoliła by ją poprowadziła. Dotarła do starego lasu i zagłębiła się w nim. Lawirowała między drzewami i ścigała lśniące drobiny jak w dzieciństwie. Zalały ją emocje i wspomnienia. Świat na chwile ponownie stał się magicznym miejscem gdzie mogła bawić się bez końca. Przypomnienie sobie ile ma lat i co musi zrobić podziałało na nią jak kubeł lodowatej wody. Z niechęcią opuściła las. Leciała na polami i wioskami. Gdy dotarła na skraj małego, starego miasteczka zaczęła hamować. Przed nią był pierwszy punkt kontrolny.

Młoda wiedźma z trudem zeszła z miotły. Jej całe ciało było obolałe i zdrętwiałe. Rozmasowała mięśnie, rozglądając się wokoło. Trafiła do starego, uroczego na swój sposób, ale i opustoszałego miasteczka na granicy dwóch królestw. Otaczały ją obdrapane szare domy ozdobione kamiennymi kwiatami i ptakami i smutni, nieufni mieszkańcy w szarych, skromnych ubraniach. To miejsce wyglądało przygnębiająco. Nie chciała by tam mieszkać.

Podeszły do niej dwie starsze wiedźmy i bardzo młody strażnik. Zadali jej kilka pytań i wręczyli sakiewkę z kilkoma przedmiotami. Dali jej kilka rad i przestali się nią interesować. Kiedy tylko mogła wyruszyła dalej.

Uniosła się wysoko. W oddali przed sobą dostrzegała inne wiedzmy. Obserwowała je z daleka, bo niektóre brały zbyt ostre zakręty. Czasem uczestniczki wyścigu zderzyły się ze sobą. Widziała jak z trudem odzyskują równowagę i dalej lecą. Czemu inne wiedźmy decydowały się na na takie ryzykowne posunięcia i zachowanie?

Znała opowieści o wyczynach wiedźm w czasach wyścigów. Niektóre powietrzne katastrofy były spektakularne. W czasie wyścigu były niszczone domy i uprawy na trasie. Zabite przypadkiem zwierzęta podsycały gniew niezadowolonych rolników i hodowców. Ponoszący szkody wieśniacy domagali się zapłaty za swoje straty. Wiedźmy nic sobie z tego nie robiły i z biegiem czasu szkody były coraz większe. Niezadowoleni ludzie składali skargi do władców. A ci w zależności od nastrojów politycznych wykorzystywali to przeciwko wiedźmom lub swoim wrogom. Po ostatnich wyścigach wybuchło kilka wojen i wytoczone tysiące procesów. Kiedyś Paxi nie chciała wierzyć w te historie, ale teraz widziała beztroskę wiedźm na własne oczy.

Jeszcze przed wyścigiem Paxi wiedziała, że to nie będzie czysta gra. W czasie wyścigu panowała ostra rywalizacja między wiedźmami. Wiedźmy często nie liczyły się z niczym i z nikim. Nie powstrzymywały ich nawet wypadki. A mimo to Paxi była wciąż zaskoczona ich zapalczywością. Czego obdarzone magią kobiety aż tak bardzo pragnęły? Czego pragnęła ona sama, że brała udział w wyścigu? Miała wiele planów i skrywanych marzeń oraz życzeń, ale które było dla niej najważniejsze? Chciała dowiedzieć się kim jest i kim byli jej rodzice. Tylko czy to przyniosło by jej zadowolenie i spokój? Pragnęła zdobyć pozycje i majątek, ale czy to uczyni ją szczęśliwą? Pragnęła też wiedzy i potęgi, nawet wiedząc, że zapłaci za to wysoką cenę. Do tej pory zawsze uważała że to kwestia odległej przyszłości, ale przecież teraz działo się to na co liczyła. Dostała szansę, z której niestety bała się skorzystać. Zamyślona leciała coraz wolniej.

Gdy zapadał zmrok Paxi zatrzymała się w małej osadzie obok karczmy, stojącej przy drodze do stolicy. Kiedy tylko stanęła na ziemi młoda wiedźma uświadomiła sobie, że nie ma ochoty na kolejną noc pod gwiazdami.

Nie tylko ona tak zdecydowała, bo obok karczmy ujrzała grupkę wiedźm dyskutujący o czymś gwałtownie. Usłyszała kilka słów i oskarżeń. Wiedźmy skarżyły się na wypadki, pecha i sabotaże innych uczestniczek. Doszło do szeregu awarii magicznych przedmiotów i mioteł. Czyżby inne wiedzmy były aż tak nierozważne i beztroskie i zostawiały swoje rzeczy bez nadzoru? Zaskoczyło ją to. Jej magia jeszcze nigdy nie zawiodła, bo zawsze dbała o to co posiadała. Co prawda nie było tego zbyt dużo, ale przecież nie o to chodziło. Co prawda inne wiedźmy znały więcej sztuczek niż ona, ale zawsze liczyło się to co potrafi się zrobić ze swoją magią. Może i miały nad nią przewagę, ale zaniedbywała podstawowe sprawy. Paxi obiecała sobie że nie będzie powielać ich błędów. Musiała się bez przerwy pilnować. Nie da się nikomu pokonać tak łatwo. I na pewno nie mogła spuszczać swojej miotły z oczu.

Paxi energicznie weszła do środka karczmy i usłyszała strzępy rozmów.

— Ścigające się wiedzmy… to zawsze zły znak… czeka na nas wiele złych lat… — wyrzucał z siebie jadowite słowa wieśniak w średnim wieku z wielkim wrzodem na nosie.

Siedzący obok niego ludzie kiwali głowami.

— Tak to już bywa…

— To zwykłe przesądy — wtrącił się młodych chłopak.

— Jeszcze sam zobaczysz… — zaperzył się mężczyzna z wrzodem na nosie.

— Tym, którzy nie doceniają wiedźm zdarzają się wypadki.

Zabrzmiało to enigmatycznie. Chodziło im o klątwy? Złe uroki rzucane na wrogów? Od wieków oświecone wiedźmy nie robiły czegoś takiego. Zła wola zatruwa, rozsądne wiedźmy unikały toksycznych działań i energii. A mimo to wielu ludzi nadal uważało, że każda wiedźma posługuje się mocą w niecnych egoistycznych celach.

— Nie są zbyt mądre.

— Raczej dobre.

To było bardzo krzywdząca i niesprawiedliwa opinia. Nie miała ochoty i czasu wojować z zacofanymi opiniami i przesądami. Paxi zacisnęła zęby i zamówiła kolację i pokój.

— Został nam tylko pokój na poddaszu… — powiedziała przystojna rudowłosa kobieta w średnim wieku stojąca za długą ladą.

— Może być — powiedziała spokojnie Paxi.

Karczmarka ucieszyła się z jej reakcji i postawiła przed Paxi skromną, sycącą kolację. Gdy tylko młoda wiedźma skończyła jeść, karczmarka podała jej żelazny klucz i poinstruowała:

— Schodami na samą górę i trzecie drzwi po prawej.

Paxi ruszyła do schodów, gdy za sobą usłyszała jadowite szepty:

— Patrzcie to jedna z nich…

— Wszędzie pełno tych wiedźm…

— Trzeba pamiętać o amuletach…

— Lepiej takich nie wpuszczać pod swój dach.

Ktoś powiedział to w taki sposób, że Paxi poczuła się obrażona. Obejrzała się za siebie i ujrzała znajomą twarz ponurego młodzieńca, który pilnował wyścigu i wiedźm. Była zaskoczona widząc go. Co go tam sprowadziło? Chłopak przyglądał się jej podejrzliwie.

Paxi udała, że nic nie zauważyła i skierowała się do wskazanego jej pokoju. I cały czas wspinając się po starych krzywych trzeszczących schodach udała, że nic nie zauważa. Naprawdę przedziwni goście i nietypowa służba chyba nikogo poz nią nie dziwili. Magicznie ożywiona miotła o twarzy wymalowanej na popękanym talerzyku krzątała się na najwyższym piętrze i zeszła Paxi z drogi. Nie spodziewała się, że ujrzy tak mocno nasycone magią dzieło czyjegoś kunsztu. A może ta istot powstała przez przypadek? Paxi weszła szybko do wynajętego pokoju.

Za ścianą ktoś hałasował, ale była zbyt zmęczona by się tym przejmować. Zdjęła część ubrań i położyła się na łóżku. Od razu zasnęła.

Obudziła się w środku nocy i nie mogła już zasnąć, choć przekręcała się co chwilę na wąskim posłaniu. W końcu poddała się i wstała. Włożyła na siebie koszule i opatuliła się szalem. Wyszła przez okno na dach budynku. Księżyc oświetlał całą okolicę i nasycał noc mocą i słodyczą. Zioła, które żuła cały dzień pomogły jej uśmierzyć ból. Wiedziała że w kolejnych dniach będzie już mniej obolała po lataniu.

Zamknęła oczy i zagłębiła się w tym co przynosiły chłodne podmuchy wiatru. Wyczuwała zapachy i smugi magii krążące wszędzie dokoła, a do tego usłyszała otaczających ją ludzi. Szeptali, chrapali, jęczeli i klęli. Ich życie toczyło się zwykłym torem. Może było dobre, może nudne, ale ona tylko ślizgała się po powierzchni ich egzystencji. Każda wiedźm coś tracił ze swego człowieczeństwa, kiedy zaczynała doskonalić swój magiczny talent. Moc zmieniała każdego, kto się o nią choćby otarł. Nigdy nie żałowała tego że została wiedźmą. Tak wiele dostrzegała i doświadczała w każdej chwili. Nawet wsłuchując się tylko w nocną ciszę.

Gdy Paxi otworzyła oczy, w dole na dziedzińcu przed karczmą ujrzała troje ludzi. Dwóch mężczyzn i wiedźmę w brudnym długim płaszczu. Szeptali i coś sobie przekazywali. Paxi słyszała o wiedźmach robiących brudne interesy lub zdradzających swoje siostry za wypchaną sakiewkę, ale do tej pory w to nie wierzyła. Czuła wielkie rozczarowanie. Jak wiele jeszcze zobaczy i jak bardzo zrazi się do ludzi? Nigdy by się tego nie spodziewała.

Zaczęła się wycofywać znad krawędzi dachu i na coś wpadła. A raczej na kogoś. Nie wyczuła go ani nie zobaczyła, gdy nagle się zjawił obok niej młody, ponury strażnik.

— Co tu robisz? — zapytał szorstko.

Nie wiedziała jak ma go traktować, ale wolała go nie drażnić.

— Nie mogłam zasnąć… — powiedziała Paxi bez chwili namysłu. — A poza tym to nie twoja sprawa.

Ostatnie słowa dodała pod wpływem impulsu i spojrzenia chłopaka. Był w nim niechęć i podejrzliwość.

— Mam pilnować żebyście nie rozrabiały — powiedział młodzieniec cedząc słowa.

Niechęć do niej, czarownicy, aż z niego tryskała. Czemu zgłosił się do pilnowania uczestniczek wyścigu, aż tak bardzo nie lubiąc wiedźm? Sam się za coś karał? Nie miała ochoty się w to mieszać.

— Nie jestem dzieckiem, nie trzeba mnie pilnować — burknęła Paxi.- Nauczyłam się już samokontroli.

— Nie powiedziałbym — odgryzł się młody strażnik.- Nocne wędrówki po dachu nie są zbyt zwykłym zachowaniem…

Czemu ją obrażał i się z nią drażnił? O co mu chodziło? Nawet jej nie znał. A sama bezsenność czy spacery w nocy nie były przecież zbrodnią. Skąd jego uprzedzenia?

— Trzeba was pilnować — powiedział chłopak z naciskiem. — Żeby zwykli ludzie mogli spokojnie spać i żyć…

Ta rozmowa nie miała sensu. Paxi chciała zejść z dachu, gdy ujrzała błękitną spadającą gwiazdę. Zamarła zaskoczona. Nie spodziewała się czegoś takiego. Wyczuwała magię.

— To nie jest naturalne — wyszeptała, gdy gwiazda uderzyła w ziemię.

Czuła, że coś ją przyciąga do gwiazdy. Musiała podążyć za nią. Może to nie była wcale gwiazda? Paxi podeszła do krawędzi dachu i zrobiła krok przed siebie. Wyszeptała zaklęcie na lewitację i delikatnie sfrunęła z budynku.

— Gdzie idziesz? — krzyknął za nią ponury strażnik.

— Sprawdzić gdzie upadła gwiazda — odpowiedziała mu Paxi po chwili zastanowienia.

Gdyby milczała mógłby narobić hałasu. On chyba naprawdę wierzył, że chroni świat przez mrocznym złem w jej osobie. Chłopak zaklął pod nosem i ruszył za nią. Zsunął się po ozdobnej rynnie na ziemie. I szybko do niej dołączył.

— Po co?

— Bo była w tym magia i chce to sprawdzić — powiedział Paxi przyśpieszając i lawirując między namiotami w obozowisku.

— Nie podoba mi się to.

— Nie szkodzi.

Nie dawał się zniechęcić. To że był gotów zeskoczyć z dachu i wiąż podążał za nią oznaczało że tak łatwo się go nie pozbędzie.

— Wracaj do pokoju — powiedział strażnik.

— Nie mogę… — wyrzuciła z siebie Paxi.

W spadającej gwieździe było coś co przyciągało ją niczym płomień ćmę. Nie mogła się temu oprzeć.

Zastąpił jej drogę.

— Ale dlaczego? Po co to robisz?

Nie wiedziała jak mu to wyjaśnić.

— Intuicja wiedźmy każe mi to zrobić — powiedziała w końcu.

— Raczej głupota… zwykła głupota wiedźmy.

— Raczej kobieca — pouczyła go zdrewniała wiedźma prawie wtopiona w jedno z drzew, które mijali.

Oboje odskoczyli jak oparzeni od unieruchomionej wiedzmy. Paxi nie lubiła takich niespodzianek.

— Możesz wrócić do hotelu i pilnować kogoś innego — poradziła Paxi ponuremu strażnikowi. — Czemu nadal za mną podążasz?

— To mój obowiązek. Przysiągłem służyć zasadom wyścigu. Pozwoliłem rzucić na siebie czar i teraz zaklęcie każe mi pilnować, by wiedzmy były bezpieczne i by nie zagrażały innym.

Czyżby w tej chwili byli połączeni? Rozbawiło ją to. A może tak naprawdę chłopak chciał tam być z nią?

— Zaklęcia wybiera kogo mam pilnować — powiedział odbierając jej to złudzenie.

Biegli ciemnymi i pustymi ścieżkami między drzewami. Kierowali się do miejsca gdzie spadła gwiazda.

Paxi użyła zaklęcia, które przenosiło ją z miejsca na miejsce. Mimo to młody strażnik dotrzymywał jej kroku.

Opuścili ścieżkę i kierując się blaskiem gwiazdy zaczęli przedzierać się przez krzaki aż dotarli do ruin starej świątyni. Nie tego Paxi się spodziewała.

— Tu są tylko kamienie — powiedział rozczarowany strażnik krążąc między kamieniami.

— Nie, czuje tu magię — powiedziała Paxi wciągając nocne powietrze do płuc.

Wyczuwał dym i specyficzny zapach zaklęć. Magia miała swoje specyficzne cechy. Ktoś tu niedawno czarował i zostawił ślady. Ruszyła tym tropem. Okrążyli ruiny świątyni i dotarli do dolinki pełnej lichych niskich budowli.

— Co tam jest? — zapytał strażnik krzywiąc się. — Strasznie tu śmierdzi.

— To umierające magiczne stwory — powiedziała Paxi ze ściśniętym gardłem.

— To okropne.

— Będzie gorzej kiedy ich krew i śmierć skazi to miejsce… — powiedział przejęta Paxi.

Nie mogła się już wycofać. Musiała zrobić wszystko co w jej mocy by ocalić magię i umierające istoty.

— Co teraz zrobisz? -zapytał nerwowo rozglądając się strażnik.

Paxi gorączkowo się nad tym zastanawiała. Wypuszczone na wolność chore, umierając stwory mogłyby siać zniszczenie i nieszczęście. Powinna je dobić? Nie potrafiła by tak postąpić. Odsunęła od siebie tą decyzję.

— Najpierw rozejrzyjmy się tu i sprawdźmy co tu się dzieje — powiedziała Paxi zbliżając się do jednego z domków. — Postaram się ograniczyć rozlew umierającej magii. Trzymaj się na dystans.

Strażnik zgodził się na to. Nakreśliła na ziemi krąg i wypisała w nim trzy znaki zatrzymujące proces rozpadu. Szybko dodała symbole oczyszczenia. Mruczała zaklęcie pod nosem i zaglądała do najbliższego domku. Dostrzegła w środku skulona nieruchomą postać ludzka obok powleczonego skóra szkieletu latającego rzadkiego stwora. Ku jej zaskoczeniu stworzenie jeszcze oddychało. Musiała zadecydować co robi. Nie potrafiła skazać istoty na natychmiastową śmierć. Pokierowała strumień energii do stwora. W innych domkach też wyczuwała podobne stworzenia. Je też odżywiła magią.

— Co się dzieje? — zapytał strażnik.

— Musimy się wycofać.

Młody strażnik nie był zadowolony, ale pozwolił jej czarować. Prowadziła go zataczając kręgi i oddalając się od chorych istot. Nie było wiadomo jak zareagują kiedy nabiorą sił.

Zajęta wsłuchiwaniem się w dysonansy magi prawie wpadła do jakiegoś dołu. W ostatniej chwili strażnik złapał ją za ramię.

— Uważaj — powiedział chłopak ściskając ją zbyt mocno za ramię. — Co to za pułapki?

— Nie mam pojęcia — wydusiła z siebie Paxi.

Ujrzeli przed sobą wielkie doły, w których siedzieli skuleni ludzie. Zaskakująco mali i chudzi, apatyczni i cisi. Paxi zszokowana wpatrywała się w to co ich otaczało. Magiczne przedmioty i kości magicznych stworów otaczał każdego człowieka niczym prywatna cela. Widziała smugi zaklęć otaczające każdego odurzonego więźnia. Czyżby ludzie władający magią wykorzystywali swoją moc do czegoś tak przerażającego? Czuła jak pasma magi z obdarzonych mocą są odciągane i kumulowane w jakimś pobliskim miejscu mocy. To była prymitywna, dziwaczna, magiczna fabryka gdzie bezlitośnie wykorzystywano żywe istoty. Kto mógł się dopuścić takich potworności?

W niektórych dołach Paxi dostrzegała dzieci i bardzo stare kobiety. Wszystkich otaczała moc odbierająca im magię i życie. Jeszcze żyli, ale byli na krawędzi. Wszyscy uwięzieni byli zbyt osłabieni by się wyrwać z tego więzienia. To było jeszcze gorsze niż uwięzione umierające w lichych domkach stwory. Ludzie byli słabsi, mocniej trzymali się kurczowo magi. Nie potrafili odpuścić. Nadzieja trzymała ich przy życiu. Paxi i strażnik patrzyli w milczeniu na niekończący się koszmar.

— Tam jest chłopiec — powiedział zdziwiony strażnik wskazując chudego, posiniaczonego chłopca o ciemnych włosach. — Co on tu robi?

— To samo co inni — wyjaśniła cierpkim tomem Paxi.- Snuje magię..

Strażnik nie był przekonany.

— Jakim cudem potrafi używać tej magi?

— To rzadki talent u chłopca, ale się zdarza.

Młody strażnik był bardzo poruszony widokiem uwięzionych.

— Co tu się dzieje? -zapytał cicho.

— Kradną im dusze i magię, którą chcą przechować i wykorzystać.

Nie uwierzył jej.

— To tylko te wasze czary… — powiedział cierpkim tonem.- Tworzycie iluzje i zwodzicie dobrych ludzi…

Jako zwykła osoba nie rozumiał czym jest magia. Jak wiele daje i jak wiele potrafi zabrać. Że może być we krwi, spleciona z duszą i by ją odebrać komuś czasem trzeba wyrwać komuś życie i ostatni oddech.

— To więźniowie wiedźm? — zapytał strażnik.

Musiała potwierdzić. Tylko ktoś obdarzony mocą mógł stworzyć to miejsce.

— Przetrzymują ich tu i zmuszają do czegoś? — pytał młodzieniec. — Do niewolniczej pracy?

— Nie, oni robią im coś straszniejszego… To więźniowie magii — Paxi starała się szybko wyrzucić z siebie słowa i wyjaśnić mu wszystko od razu. — Tam są dzieci. Ich moce jeszcze się nie rozwinęły w pełni. To samo dzieje się ze starymi wiedźmami i tamtymi szalonymi magiami. Oni już nie panują nad swoją magia, to ona nad nimi panuje. Ktoś to wykorzystuje i przelewa moc w przedmioty.

Dzieci mimo że miały zamknięte oczy, nie pozostawały ani przez chwilę w bezruchu. Cały czas przestawiano przedmioty, które je otaczały wlewając w nie część swojej mocy. Staruszkowie prawie się nie poruszali. Magi był z nich wyciągana w inny sposób.

— Zabierają im przyszłość i możliwość wyboru — wyszeptała Paxi. — Nawet najstarszym z nich…

Czuła, że dusze pracujących przez sen dzieci i staruszków zostają zespolone z przedmiotami, które zmieniały się dzięki magicznym formułom wiszącym w powietrzu. To wydało jej się straszne. Kto byłby do tego zdolny i kto dopuszczał się takich okropieństw? I to tak blisko ludzkiej siedziby i drogi? Mieszkańcy lub goście karczmy musieli o tym wiedzieć. Paxi poczuła gniew. Wiedziała, że musi coś zrobić. Jeśli odejdzie, do końca życia to będzie ją prześladowało. Tylko jak mogła pomóc uwięzionym? Powinna wywołać zamieszanie i dać im wszystkim okazję do ucieczki? Tylko jak miała to zrobić?

Między dołami ujrzała stosy skrzyń i dziwnych pudeł z wypalonym na nich symbolem kwiatu i siedmiu płatkach. Może w nich będzie coś co jej się przyda? Zrobiła krok ku pakunkom, ale strażnik powstrzymał ją.

— Co chcesz zrobić? — zapytał szeptem.

— Pomóc im.

— Jak?

— Jeszcze nie wiem.

— Wpakujesz tylko się w kłopoty.

Paxi wzruszyła ramionami.

— Nie szkodzi…

— Ale i mnie wpakujesz w kłopoty!

— Odejdź jeśli się o to boisz.

— Wiesz że nie mogę — rozzłościł się strażnik.

Paxi nie przejmowała się tym.

— Jak mi pomożesz to może się udać.

— Ale co?

Nie mogła mu tego jeszcze powiedzieć. Nie wiedziała przecież jeszcze co robi. Paxi szybko przejrzała zawartość skrzyń i pakunków. Znalazła kilka pachnących czarną magią przedmiotów. Wiedziała że są groźne i musiała się z nimi ostrożnie obchodzić. Była świadoma że ich ujemna energia może zburzyć cały system magicznych zaklęć. Zabrała przeklęte przedmioty nad jednym z dołów i zaczęła ostrożnie rozplątywać czar.

Szeptała słowa przecinające zaklęcia i wzmacniała ich moc mroczną magia z przeklętych przedmiotów. Koncentrowała się na uwolnieniu śpiących i umierających. Czuła wzrost energii, która szukała nowego ujścia. Nie spodziewała się tak gwałtownego uwolnienie magi i mocy uwięzionych. Moc wibrowała i narowiła się. Musiała ją gdzieś skierować, wybrała ziemię pod stopami i doprowadziła do trzęsienia. Powstrzymując emocje i nerwy rzucała czary ochronne starając się kontrolować zniszczenia. Jeszcze nigdy nie robiła czegoś takiego. Pilnowała usypujących się ścian dołów i starała się ochronić wszystkich uwięzionych. Budzili się i ich głosy coraz bardziej jej przeszkadzały w skupieniu. Wszyscy zadawali pytania, wołali bliskich i wyrzucali z siebie groźby. Stworzyła dla nich pochylnie, po których mogli się wydostać na górę. W dość szybkim tempie z dołów wydostali się wszyscy uwięzieni.

Paxi była z siebie zadowolona. Wraz ze strażnikiem wycofali się w mrok pod drzewami i obserwowali bieg zdarzeń.

Większość uwięzionych radziła sobie sama. Niektóre dzieci były bardziej aktywne, inne płakały i wołały matki. Staruszki przeczesywały zgromadzone pudła i skrzynie. Większe i silniejsze dzieci niszczyły klatki, kradły cenne przedmioty i znikały w ciemnościach. Paxi ucieszyła się, że nie będzie musiała się nimi zajmować. Uwolnieni pomagali sobie i szybko się oddalali.

— Zauważyłaś? — zapytał młody strażnik kiedy wszyscy odeszli.

— Co?

— Nigdzie nie widzieliśmy strażników tego koszmaru.

Paxi wiedziała chłopak że miał rację. Ona nie zwróciła na to uwagi. Wcale jej się to nie podobało. Rozglądał się zaniepokojona.

Słyszała niepokojące krzyki i wrzaski magicznych istot. Była w nich siła i gniew. Nie było by dobrze gdyby te stwory się na nich rzuciły, bo musiała by z nimi walczyć.

— Myślę, że coś odciągnęło strażników tego miejsca — powiedział młody strażnik.

— Skąd wiesz?

— Pracowałem jako strażnik skarbca i nawiedzonego muzeum. Tam zostawili swoje rzeczy — wskazał na leżące na ziemi butelki i fajki. — Nie porzucili by tego… Odeszli tylko na chwile…

— Pora byśmy też stąd zniknęli.

Ruszyli w kierunku karczmy i drogi. Nad głowami przeleciały im wielkie stwory. Czy strażnik też to zauważył?

— Udawajmy, że o niczym nie wiemy — powiedział młody strażnik gdy ujrzeli z daleka światła karczmy. — Naraziliśmy się groźnymi ludziom.

— Komu?

— Tym którzy sprowadzili tam ich wszystkich.

Paxi nie pomyślała o tym w ten sposób. Chciała tylko pomoc uwięzionym i naprawić wielką niesprawiedliwość.

— Domyślam się, że sporo na tym zarabiali, a my im to zabraliśmy.

O tym Paxi też nie pomyślała. Jak zawsze wpakowała się kłopoty. Liczyła że magia pomoże je, ale może liczyła na zbyt wiele?

— Ciekawe skąd brali dzieci — Paxi zastawiała się na głos.

— Wszędzie jest sporo sierot… — cierpko zauważył strażnik. — Niektóre dzieci mogły zostać porwane z domów…

— Tak, to smutne…

Wspięli się na dach karczmy i tą drogą wrócili do swoich pokojów. Paxi obejrzała się po raz ostatni za znikającym strażnikiem. Pomógł jej. Nie był taki zły. Tylko strasznie mroczny i humorzasty.

Padła na łóżko.

Gdy zasypiała Paxi uświadomiła sobie coś. Przeoczyła pewną sprawę. Ktoś wysłał tą niezwykłą gwiazdę która ją zaprowadziła do dołów. Czyżby ktoś z uwięzionych ją wysłał? Jakim cudem ktoś stamtąd posiadał tak wielką moc., by tego dokonać nawet pomimo czaru? Czemu ten ktoś to ukrywał? Czemu nie uwolnił się sam? Nie chciał zostawić tam kogoś dla siebie ważnego? A może nie ujawniał się, bo nie chciał by oni zmusili go do czegoś strasznego?

A sam mroczny proceder? Kto za nim stał? To musieli być wpływowi, potężni i bezwzględni ludzie. Do czego jeszcze byli zdolni?

Nie były to przyjemne rozmyślania.

II

1.

Paxi obudziła się późno. Bolało ją całe ciało i miała magicznego kaca. Zetknęła się z tak wielką ilością zaklęć i to z domieszka czarnej magii, że czuła się jak otumaniona i ogłuszona.

Wstała i zeszła na dół. I wtedy przekonała się, że inne wiedzmy dawno już wystartowały.

Paxi wyszła na dziedziniec i przygotowywała się do startu. Słyszała za sobą złośliwe komentarze i śmiechy. Otaczali ją obserwujący wyścig ludzie. To byli arystokraci, badacze, werbownicy, krętacze i kombinatorzy. Drażniło ją to co mówili. Wiedźmy nie były okazami fauny czy flory. Mogły ukarać za afront, często ściągając na siebie tym kłopoty.

Wśród zgromadzonych ujrzała młodego, ponurego strażnika. Nie patrzył w jej stronę, wiec też dawała, że nie zwraca na niego uwagi.

Czy ktoś wiedział co się zdarzyło w nocy? Miała wrażenie, że ciągle widzi czyjąś znajomą twarz w tłumie. Była śledzona? Paxi skupiła się na locie.

Na niebie ujrzała wiedźmy lecące na południe. Uniosła się wyżej w powietrze i ruszyła za nimi. Mijała kolejne punkty kontrolne i jak na razie nikt jej nie zatrzymał, choć Paxi wciąż miała wrażenie, że ktoś ją śledzi. Stała się nerwowa i kilka razy wykonała akrobacje, których wcale nie chciała. Słyszała złośliwe komentarze, ale tylko przyśpieszała.

Ze zdziwieniem Paxi zauważyła, że ścigające się wiedzmy mają nową eskortę. To były brudne i zaniedbane dzieci na miotłach, które zaczepiały je i lubiły się popisywać. Czasem specjalnie nagle zatrzymywały się przed czarownicami. Lecąc za ścigającymi się wiedźmami wciąż im przeszkadzały, plącząc się pod nogami. Z uwagą Paxi wymijała te małe kłopotliwe przeszkody. Nie tylko jej przeszkadzały te nieznośne dzieciaki. Na każdym postoju kręcili się między wiedźmami, zaczepiając je i prowokując.

— Są niebezpieczni — narzekały starsze wiedźmy.

— A na dokładkę do tego że są źle wychowani to jeszcze nie panują nad swoją mocą…

— Przez nich dojdzie jeszcze do wypadku.

Paxi idąc do jednej ze starszych wiedźm by się zapytać o zasadę wyścigu, usłyszała jak grupa dzieciaków przekrzykując się żąda by pozwolono im się ścigać. Wiedźmy za każdym razem im odmawiały.

— Czemu nie możemy wziąć udziału w wyścigu? — dopytywały się dzieci.

— Nie zgłosiliście się na starcie.

— To głupie zasady.

— Możecie wziąć udział w kolejnym wyścigu — powiedziała z poważną miną jedna z młodszych wiedźm.

Dzieciaki ją wyśmiały.

— To będzie za sto lat…

— Tak długo nie będziemy żyć…

— To już nie nasza sprawa — odpowiadała im młoda wiedźma.- Los tak chciał…

Dzieciaki zaczęły się przekrzykiwać. Drwiły i żebrały o pozwolenie na lot z wiedźmami. Paxi nie chciała dać się im sprowokować. W tych dzieciakach było coś upiornego i znajomego. Czy ona już je gdzieś widziała? Czyżby to były dzieci które uwolniła poprzedniej nocy? Jeśli tak, to była by za nie odpowiedzialna. Wolała o tym nie myśleć.

— Zagarniacie dla siebie całą zabawę — żaliły się dzieciaki.- Chciwe, stare zazdrośnice. Jeszcze za to zapłacicie!

Paxie przeszedł dreszcz. Za tymi infantylnymi pogróżkami coś się kryło. Co mogło się stać z obdarzonymi którzy tak długo byli pod wpływem czaru, który ich ograbiał z mocy?

— Nic nie wskóracie — pouczała dzieciaki starsza wiedźma obsypana wręcz kamieniami szlachetnymi. — Żadna wiedźma nie ma wpływu na zasady wyścigu.

— Grasz według zasad albo wylatujesz — dodała inna kobieta w średnim wieku.

Jeden z dzieciaków wydał usta.

— To nudne.

— Ale takie już są zasady — pouczała go staruszka.

— A teraz już znikajcie, bo tylko nam przeszkadzacie — ostro oświadczyła wiedźma w średnim wieku.

Jedna z kobiet użyła magi by odsunąć od siebie nieznośne dzieciaki. Inne wiedźmy poszły w jej ślady. Przegonione dzieciaki obrzucił wiedźmy zgniłymi owocami. Skąd one je wzięły?

Paxi podeszła do najstarszej wiedźmy o spokojnej twarzy i zapytała ją o zasadę wymiany mocy i darów. Starsze wiedźmy wymieniły się spojrzeniami.

— Nie liczyłaby na to…

— To nie te czasy dziecko.

Paxi była na to przygotowana. Stare opowieści mówiły o wyścigu jako o święcie magi i wspólnoty obdarzonych. Wiedźmy dzieliły się wiedzą i mocą. Jednak minęło już dużo czasu do okresu świetności.

— A nagroda pocieszenia wyścigu?

Zapadła cisza. Nada opowiadała jej o niej, ale zapytane wiedźmy nigdy o tym nie słyszały.

— Samo uczestnictwo i zakończenie wyścigu to zaszczyt, nie licz na nic więcej — powiedziała w końcu jedna z wiedźm.

— Nawet na wymianę zaklęć? — dopytywała się rozczarowana Paxi.

Wiedźmy wymieniły się spojrzeniami. Jakby zwęszyły okazję. Paxi wiedziała że musi zachować ostrożność. Wykradanie zaklęć nie było rzadkością wśród wiedźm. Wiedźmy zdawały się porozumiewać wzrokiem.

— Jakich? — zapytała w końcu jedna z nich.

— Tych na zdrowie — od razu powiedziała Paxi.

Wiedźmy wyglądały na rozczarowane.

— To na nich najlepiej zarabiają wioskowe wiedźmy, ale dla nas są niewiele warte. — W głosie wiedźmy zabrzmiał pogarda.

Paxi zaczerwieniła się gwałtownie. Jakże żałośnie zabrzmiała jej prośba i propozycja. Znała świetne i skuteczne zaklęcia, ale okazało się, że niewiele znaczyły one dla innych obdarzonych.

— Ja myślałam o zaklęciu wodnego oddechu — mruczała jedna z młodszych wiedźm.

— Nikt się nie podzieli z tobą swoimi zaklęciami… — powiedziała spokojnie najstarsza wiedźma.- Są zbyt cenne dla nas.

— Trzeba je samemu zdobyć — oświadczyła najmłodsza wiedźma.- Choćby podstępem i przemocą.

— Lub od przyjaciółek… — dodała najstarsza wiedźma z uśmiechem.

— Raczej oddanych wrogów — weszła jej w słowo inna wiedźma.

Paxi przyglądała się wiedźmom które musiały się bardzo dobrze znać. I chyba miały racje. To co było cenne chroniono zazdrośnie. Była sama i nie mogła liczyć na niczyją pomoc.

Wycofała się i ruszyła w dalszą drogę. Była zawstydzona. Była naiwna licząc, że ktoś da jej coś za nic. O wszystko w życiu trzeba było walczyć.

Leciała starając się uspokoić oddech i myśli. Te wyścig był dla niej szansą by spróbować czegoś nowego i sprawdzić na co ją stać. Leciała między innymi wiedźmami i starała dodać sobie odwagi. Jeśli będzie się starać nie powinno być tak źle.

Na następnym postoju Paxi do razu zauważyła, że inne wiedźmy były przejęte. Wszystkie szeptały między sobą, krążąc między namiotami stojącymi pomiędzy runami starych domostw.

— Co się stało? — Paxi zapytała się najbliżej wiedźmy.

— Znowu coś znaleźli.

Oczywiście chodziło o kolejny artefakt z listy. Jakim cudem ktoś mógł znaleźć je tak szybko? Inne wiedźmy też nie były z tego zadowolone.

— Już znaleźli? — zdziwiła się staroświecko odziana wiedźma. — Co to było?

— Obraz Marazy.

— Tak szybko go znaleźli? Ona podobno miało paranoje… i wszystko chowała.

— I to byli znowu oni — zamruczała wiedźma w czarnej obcisłej sukni. — To nie może być przypadek.

— To pewnie jakaś szajka.

Niektóre wiedźmy były wściekłe.

— To nie przypadek. To spisek…

— Co z tym zrobimy? — pytały niektóre wiedźmy z gór.

— Z czym?

— Z tymi oszustwami.

Zapytane kobiety wzruszały ramionami.

— I z tymi hałaśliwymi żebraczkami na miotłach — dodały inne wiedźmy z wybrzeża.

Ten problem dopiekł wszystkim uczestniczkom wyścigu.

— Te dzieciaki tylko nam przeszkadzają.

— Prowokują.

— Sami proszą się o kłopoty.

— Raczej o lanie…

— I dostaną za swoje.

— Strażnicy nie mają z nimi szans…

— Mediatorki zajmą się nimi.

Paxi była zaniepokojona. Co się stanie z nieznośnymi dziećmi? Czy będą jej coś zarzucać jeśli ktoś odkryje skąd się wzięły? To był kolejny problem, który na siebie ściągnęła. Nawet nie wiedziała czy te dzieci na miotłach to były tymi samymi, które uwolniła w nocy. Jeśli tak, to odpowiadała za to wydarzy się z nimi potem. Nie podobała jej się taka odpowiedzialność.

Paxi doszła do punktu, gdzie zebrali się obserwujący wyścig. Bogaci ludzie na smokach i istotach latających lub maszynach. Namolni obserwatorzy, czasami przeszkadzający w wyścigu.

Przejęci swoimi interesami i planami traktowali wiedźmy z góry. Paxi odnosiła wrażenie jakby czasem to wiedźmy im przeszkadzały.

W tłumie obserwatorów znów ujrzała znajomą twarz. Młody, ponury strażnik udawał, że jej nie widzi. Zarazem to ją drażniło i cieszyło. Nikt nie powinien wiedzieć, że coś ich łączyło.

Wśród zgromadzonych obserwatorów wyróżniał się wysoki, dobrze ubrany mężczyzna o skośnych czarnych oczach i lekko błękitnej skórze. To był bardzo przystojny mężczyzna, który zdawał się znać wszystkich. Jedna z młodych wiedźm podeszła do niego i zaczęła się nim o coś kłócić. Je zachowanie rozwścieczyło mężczyznę. Z trudem się hamował, a wiedźma nic sobie nie robiła. Wyrzucił z siebie jakieś słowo, od którego wiedźma drgnęła, a po jej twarzy popłynęły krwawe łzy. Na twarzy mężczyzny ujrzała mroczną satysfakcję. Jakie były jego zamiary? Do czego był jeszcze zdolny i czemu robił to tej wiedźmie? Kiedy wiedźma ją minęła Paxi udawała, że nic nie widzi. Błękitnoskóry szeptał z innymi obserwatorami. Nie czuła się dobrze wiedząc, że w czasie wyścigu prowadzi się podejrzane interesy.

2.

Paxi ruszyła w dalszą drogę i zatrzymywała się tylko kiedy musiała. Przez głowę przelatywały jej niezbyt przyjemne myśli. Nie mogła się zatrzymać i zawrócić. Musiała lecieć przed siebie. To było oczywiste, ale po co się ścigała? Nie miała szans na żaden artefakt. Konkurencja była zbyt ostra, ale ona nie nadawała się do rywalizacji i chyba do tego wyścigu.

Nie potrafiła się jednak wycofać. Już nie liczyło się co by powiedziała jej nauczycielka. Chciała skorzystać z tego co się działo. Może powinna wykorzystać okazję do zakupów i zdobycia doświadczenia oraz korzystnych kontaktów? Jeszcze nie wiedziała jak się za to zabierze, ale cieszyła się na to, co ją jeszcze czekało. Zaczęła się rozglądać się za miejscem, gdzie skupiała się magia.

Paxi doleciawszy nad zaludnione tereny starej części królestwa zatrzymała się i weszła do małego sklepiku na skraju zaspanego miasteczka, go którego sprowadził ja obietnica magii. Wcześniej, na wszelki wypadek sprawdziła, czy zasady wyścigu nie zabraniały jej zakupów. Nabyła ze straganu kilka małych amuletów które mogły się spodobać wieśniakom. Zapłaciła monetami, które dostała od organizatorów. Sprzedawca był bardzo zadowolony z tej transakcji i chętnie dzielił się swoją wiedzą. Mieszkańcy miasteczka szeptali między sobą i proponowali jej przysługi. Odmówiła ale podobały jej się te przywileje.

Skierowała się ku małemu sklepikowi, od którego biła aż magiczna aura. Paxi prawie dotarła do lady, za którą stała pyzata kobieta z czarnymi lokami i szerokim uśmiechem. Kobieta w szerokiej zielonej sukni zaprosiła ją do zakupów. Gdy dotarło do Paxi, że widzi znajoma twarz niemalże wycofała się ze sklepu. Wysoka, dobrze zbudowana wiedźma, o śniadej skórze i zielonych długich włosach obrzuciła ją gniewnym spojrzeniem. Paxi miała ochotę się wycofać, ale przecież ona też miała prawo tam być. Zacisnęła zęby i weszła głębiej między półki z przeróżnymi towarami.

Paxi kręciła się między pólkami i ignorowała obecność innej wiedźmy. Co za zbieg okoliczności, że obie trafiły do jednego sklepu. Co ją tam sprowadziło? Zielonowłosa kręciła się między towarami. Paxi trzymała się z daleka od wysokiej wiedźmy. Jej uwagę przyciągnęły słoje z eliksirami i niecodziennymi okazami oraz stare zakurzone księgi. Właścicielka sklepu zachwalała swoje towary.

— Lepszego nie ma nigdzie w całej okolicy — powtarzała z szerokim uśmiechem.

Paxi wierzyła w prawdziwość tych słów, bo mieścinę otaczały lasy i bagna. To było pustkowie gdzie nikt obcy się nie zapuszczał. Kobietę zza lady pasjonowały plotki, czemu Paxi się nie dziwiła.

— Podobno sama księżna obserwuje wyścig — powiedziała przejęta sprzedawczyni.

Dla Paxi zaciekawieni wyścigiem ludzie byli raczej uprzykrzeniem, ale nie można było im zabronić podążania za ścigającymi się wiedźmami.

— To takie ekscytujące — trajkotała dalej sprzedawczyni. — Wielki zaszczyt dla naszej krainy. Choć oczywiście niektórzy narzekają…

Zielonowłosa wiedźma coś odpowiedziała kobiecie z czarnymi lokami.

— Słyszałam bajki o potężnych wiedźma, ale te które widziałam wcale nie są one tak straszne jak je opisują — ekscytowała się kobieta.

— Niektóre są — mruknęła zielonowłosa wiedźma.

Sprzedawczyni zaśmiała się.

— To pewnie tylko pozory… — powiedziała świdrując wiedźmę oczami, chcąc chyba by ta jej coś opowiedziała.

— Te wiedźmy które znam są zdolne do wszystkiego… o ile im si to opłaci. I są dość potężne by im się to udało.

— Przenoszą góry?

— Na to są zbyt leniwe — mruknęła zielonowłosa.- ale robią inne niesamowite rzeczy…

Paxi bezwstydnie podsłuchiwała.

— Jak wiedźmy znajdują te wszystko przedmioty? — zaciekawiła się właścicielka sklepu.

— Mają zaklęcia, które wskazują im to czego pragną lub czego potrzebują — wyjaśniła zielonowłosa wiedźma.

— Jakieś to zmyślne i pomocne… — zainteresowała się sprzedawczyni. — Ja tak często coś gubię i nie potrafię tego znaleźć… drogie jest takie zaklęcie?

— Dość drogie i co gorsze jednorazowe — wyjawiła zielonowłosa wiedźma.

Sprzedawczyni była rozczarowana.

— Szkoda — mruknęła kobieta za ladą, porządkując towar obok sobie.

Paxi była podekscytowana, bo nie przyszło jej wcześniej do głowy wykorzystanie zaklęcia. A do tego znalazła dwie księgi, które zawierały zaklęcia o jakich jeszcze nigdy nie słyszała. Zapragnęła je rozszyfrować i wypróbować. Wiedziała że musi kupić te księgi. Wybrała też trochę błyskotek, i kilka kawałków czystego płótna oraz cztery słoiki z tłuszczem, i smoczym sadłem, rzadki do zdobycia eliksir i wyjątkowo skuteczny krem na pryszcze. Powinna nieźle na nich zarobić po powrocie do domu.

Sprzedawczyni kiwała głową, kiedy Paxi kładła swoje zakupy na ladzie.

— Jesteśmy dumni z naszych produktów. — Sprzedawczyni skrzywiła się dopiero, gdy ujrzała stare księgi.- A te skąd się tu wzięły?

— Nie są na sprzedaż? — zmartwiła się Paxi.

Sprzedawczyni była niezdecydowana.

— Mają ładne zdobienia i obrazki ale… to stare bezużyteczne księgi… Leża tu od wielu lat — wyjaśniła sprzedawczyni. — Po co ci one panienko?

— Znalazłam tam kilka ciekawych zaklęć… — wyjawiła nieśmiało Paxi.

Sprzedawczyni kartowała jedną z ksiąg.

— My tu nie znamy tego języka.

— Ja go znam.

Kobieta zaciekawiła się.

— Jak to możliwe?

— Leczyłam wędrowca, który go mnie nauczył — wyjawiła Paxi.

Sprzedawczyni była pod wrażeniem.

— Długo był chory?

— Cała zimę.

— Wiele cię nauczył? — zapytała przekrzywiając głowę kobieta z czarnymi lokami.

— Dość dużo bym zrozumiała o czym jest księga… — mruknęła Paxi udając że nie dostrzega dwuznaczności w pytaniu.

— A skąd był ten włóczykij? — zapytała sprzedawczyni.

Paxi nigdy tego nie odkrył, a przybysz unikał powiedzenia jej tego.

— Gdzieś z dalekiej północy… — odpowiedziała Paxi, snując tylko swoje domysły.

Sprzedawczyni skrzywiła się.

— Nic dobrego stamtąd nie pochodzi…

— Wędrowiec był całkiem miły i wiele mnie nauczył… a magia północy jest potężna …

Sprzedawczyni mocno zacisnęła usta. Stojąca nieopodal wiedźma obrzuciła Paxi uważnym spojrzeniem. Może nie powinna była ujawniać tak wiele?

— Mogę je kupić? — zapytała z nadzieją Paxi, wskazując na księgi.

Sprzedawczyni po chwili namysłu skinęła głową. Paxi odetchnęła z ulgą i spytała o cenę. Na szczęście nie była wygórowana. Sięgnęła do sakiewki z monetami, które dostała od organizatorów wyścigu.

— Czy mogę zapłacić moneta z wyścigu? -zapytała sprzedawczynię.

— Oczywiście, przyjmujemy je — powiedziała kobieta z czarnymi lokami, szeroko się uśmiechając. — Wielu kolekcjonerów ich szuka.

— Są cenne? — zdziwiła się Paxi.

— To zwykle monety. Ale dla niektórych to zarazem pamiątka po wyścigu — wyjaśniła kobieta przeliczając monety.

Zadowolona z zakupów Paxi wyszła na zewnątrz ze swoimi skarbami. Druga wiedźma została jeszcze w środku.

Paxi schowała cenne zakupione przedmioty i rozejrzała się. Gdzie powinna się skierować?

Co mogła zrobić by zwiększyć swoje szanse w wyścigu? Przyszło jej znów na myśl zaklęcie poszukujące, o którym wspomniała zielonowłosa wiedźma. Czemu Paxi o tym sama nie pomyślała? Znała jedno przydatne zaklęcie, które mogłaby wykorzystać.

Oddaliła się od miasteczka i wylądowała na pustkowiu.

Przygotowała się i rzuciła to proste i czasem przydatne zaklęcie. Po rzuceniu takich zaleć często bolała ją całymi dniami głowa, więc ich unikała. Paaxi wyszeptała zaklęcie, a od jej złączonych dłoni oderwał się świetlisty motyl i poszybował na zachód. W bok od trasy wyścigu.

Paxi śledziła lot niezwykłego motyla i zastanawiała się gorączkowo co robić. Gdzie ten magiczny motyl ją zaprowadzi? Motyl zawrócił i tańczył przed jej twarzą. Zrozumiała o co mu chodzi. Nie było sensu tracić czasu.

Ruszyła za nim.

3.

Paxi uniosła się do góry i podążyła za motylem. Leciała nad lasami i polami, aż dotarła do małej polanki, na której wylądował motyl.

Usiadła na ziemi i rozejrzała się. Dotarła do ruin starego domu ukrytego pośrodku niezwykłego ogrodu. Co było wyjątkowego w tym dość zwykłym dużym domu? Otaczał go ogród, który mógł należeć tylko do wiedźmy. Co zniszczyło dom? Co mogła w nim znaleźć? Czy był tam kolejny artefakt?

Paxi przeszukała ruiny domu oraz cały ogród i nie znalazła tam nic przydatnego.

Magiczny motyl wzleciał w powietrze i poszybował między drzewa. Szła za nim, aż dotarła do małego cmentarza. Motyl usiadł na jednym z nagrobków. Znaki nam nim sugerowały, że grób zawiera kości wiedzmy. Po co motyl ją tam zaprowadzi? Przecież nie będzie bezcześcić grobu innej wiedzmy. Rubella de Windd zmarła przeszło sto lat wcześniej i należał jej się spokój. Czy miała coś wspólnego z wyścigiem wiedźm lub artefaktami? Nie pamiętała daty ostatniego wyścigu. I nie miała pojęcia o jego uczestnikach.

Stała niezdecydowana co dalej robić, gdy wyczuła czyjąś obecność. Obejrzała się i ujrzała zielonowłosą wiedźmę stojącą obok innego nagrobka. Czyżby ta wiedźma śledziła ją? Po co miała by to robić? Kolejne spotkanie z wrogo nastawioną wiedźmą speszyło ją. Była rozwiedziona że rzucone zaklęcie okazało się fiaskiem. Nic nie znalazła. Paxi zaczęła się wycofywać.

Paxi dosiadła miotły i wzbiła się w powietrze. Odetchnęła z ulgą, gdy dostrzegła inne wiedźmy na miotłach. Leciała za grupą wiedźm, rezygnując z zdobywania artefaktów. Widocznie nie była do tego stworzona. Szkoda że nie będzie mogła się pochwalić niczym po wyścigu, ale cóż mogła na to poradzić?

Odpędziła od siebie takie myśli. Może nie powinna zbyt wiele oczekiwać? Nie była jak inne wiedźmy. Niestety nie miała ambicji i lubiła spokój oraz te same zaklęcia. Jako dziecko poznała wiele bajek o wyczynach wiedźm i to wpłynęło na jej wiele wyborów. Podziwiała je, ale kiedy zaczęła zajmować się czarami, zrozumiała jak trudne było rzucanie niektórych zaklęć. Mimo to nie poddawała się. Studiowała zaklęcia i wyznaczała sobie kolejne wyzwania. Była coraz lepsza, ale jej talent magiczny ograniczał się do dzikiej magi i sił natury. Bardziej subtelne i dochodowe rodzaje magii sprawiały jej wiele trudności.

Paxi wolała się zadowolić tym co już znała, ale wiedźma musi się cały czas uczyć, by nie pochłonęła jej duszy jej własna magia. Wiedziała, że może być silniejsza, ale czy się na to odważy? Niektóre marzenia i plany odłożyła na potem i zajęła się przyziemnymi, codziennymi sprawami. Robiła tak od lat. Jako dziecko marzyła by stać się kimś ważnymi potężnym, ale zawsze miała wiele obowiązków na głowie. I nie miała żadnego wsparcia. Mogła liczyć tylko na siebie. A brakowało jej odwagi by się przebić i otwarcie postawić na swoim. Szybko przekonała się, że dla jej nauczycielki liczą się tylko szybkie korzyści i ewentualne straty. Stara wiedźma zawsze kalkulowała i bezlitośnie niszczyła jej marzenia i plany. Już się do tego przyzwyczaiła, choć nadal po nocach śniła o niezwykłych dokonaniach.

Leciała za innymi wiedźmami i zastanawiała się jak nawiązać z nimi znajomości. Nie miała śmiałości wobec obcych, i od dziecka trzymała się na uboczu. Paxi postanowiła być śmielsza i zdobyć nowe przyjaciółki.

Wylądowała z grupą wiedźm w starym złocistym forcie nad brzegiem wielkiego granatowego jeziora. Widoki ją zachwyciły, ale wyczuwała wiszące w powietrzu napięcie.

Między wiedźmami kręcili się jacyś obcy ludzie. Odziani w skóry i metalowe ozdoby obrzucili kobiety taksującymi spojrzeniami. Niektóre wiedźmy odebrały to jako prowokację. I szybko musieli interweniować strażnicy. Rozdzielali wiedźmy i podejrzanych ponurych ludzi, ale coś nadal wisiało w powietrzu.

Jeden z dzikich ludzi odziany w płaszcz ze skóry wilka ignorował próby zażegnania konfliktu. Prowokował jedną z młodych wiedźm pokrytych wzorzystym tatuażem. Starszy strażnik bez większych sukcesów starał się uspokoić wiedźmę i przemówić jej do rozsądku.

— Ich lepiej nie zaczepiaj — powtarzał. — To potomkowie łupieżców z północy.

— A ja jestem wiedźmą z rodziny potężnej wiedźm — warknęła młoda wojowniczo nastawiona wiedźma.

— A oni byli zabójcami — zaznaczył strażnik.

Młoda wiedźma zrobiła minę sugerującą, że nie robi to na niej wrażenia.

— Dała bym sobie z nimi rade.

— Nie przekonasz się o tym przy mnie…

Młoda wiedźma parsknęła śmiechem.

— Ja wiem o tym — powiedziała pewna siebie młoda kobieta pokryta tatuażami.

— A ja mam utrzymywać spokój — powiedział spokojnie strażnik.

Dotknął ozdoby na szyi, a potem odznaki na ramieniu, a wiedźma niespodziewanie wycofała się. Strażnik spojrzał groźnie na ludzi w futrach, a ci udawali, że go nie widzą.

Większość wiedźm szybko ruszyła w w dalszą drogę.

Paxi czuła na sobie spojrzenia ludzi w futrach. W ich wzroku było coś nieprzyjaznego i zarazem obiecującego zaspokojenie mrocznych pragnień. Przeszedł ją dreszcz. To byli naprawdę podejrzani, niebezpieczni ludzie. Coś ich przyciągnęło do wyścigu. Czy to był magia, a może okazja do zysku?

Pośpiesznie Paxi dopełniła formalności i gdy tylko mogła wzbiła się szybko w powietrze. Czuła na sobie wzrok ludzi w futrach i skórach. Czego oni chcieli od nich? Pilnowali czegoś lub kogoś? A może szukali tu czegoś? To nie mogło być nic dobrego. Paxi unikała takich ludzi zawsze kiedy mogła. Za to jej nauczycielka miała słabość do takich mężczyzn i zawsze na tym traciła. W takim towarzystwie Paxi udawała, że nie wie o co chodzi. Przesadzała ze swoją naiwnością, aż się zniechęcali. Zazwyczaj ta metoda była skuteczna. Naiwność i głupota potrafiła czasem odstraszyć.

Młoda wiedźma przyśpieszała. Przed sobą Paxi miała grupę wiedźm. Nie śpieszyła się i leciała za nimi. Nie było sensu się ścigać, bo i tak przecież niczego nie znajdzie. Paxi już się tym pogodziła.

Skupiła się na dostrzeganym z oddali morzu. Po kilku godzinach lotu zmęczona zniżyła lot i usiadła na małej plaży. Nigdy do tej pory nie widziała morza. Było potężne, groźne i piękne. Zachwyciło ją.

Wgryzając się w kawałek czerstwego chleba i kilka zasuszonych owoców Paxi obserwowała spektakl przyrody. Opadająca na morze zasłona mgły skrywała odległe wysepki i skały. Paxi zdawało się, że widzi w nich niezwykle kształty. Kobietę o ognistych długich włosach kroczącą po powierzchni wody. Zjawa zdawała się ją przywoływać i prosić by do nie dołączyła. Zaniepokoił ją ten widok, ale nawet nie ruszyła się z miejsca chłonąc niezwykły spektakl przyrody. Kiedy zapadł zmierzch młoda wiedźma szybko wstała i wsiadła na miotłę.

Wzniosła się znów w powietrze i już z góry ujrzała postać na skalistym brzegu. Jakaś kobieta starała się dotrzeć do malowniczych ruin na wysokim brzegu. Paxi zniżyła lot miotły i dzięki temu dostrzegła szczegóły. Rozpoznała śniadą wiedźmę po zielonym kolorze włosów i czarnym ubraniu. To była znowu ta nieuprzejma wiedźma. Chciała lecieć dalej, gdy coś ją powstrzymało przed tym. Szybciej poczuła niż zobaczyła, że młoda wiedźma ma problemy. Wpadła w magiczną pułapkę. Miała mała szanse wydostać się samodzielnie i potrzebowała czyjejś pomocy. Czy wiedźma wiedziała o niej? Jak ona Paxi powinna się zachować?

Wahała się co zrobić, tkwiąc w powietrzu.

Paxi nieczęsto pomaga komuś kto był dla niej nieuprzejmy. Ale przecież nie mogła jej tak zostawić. Nie miała pojęcia czy zasady wyścigu każą za taki postępek, ale przecież nie o to chodziło. Wierzyła w prawa równowagi Heksiny, żyjącej przed trzema stuleciami wiedźmy, która służyła trzem królom i kilka razy uciekała spod katowskiego topora. Napisała książkę o swoich przeżyciach i filozofii życiowej. To był słynny kiedyś tekst, pomagający wiedźmom utrzymać się pomiędzy światłem i mrokiem, który Paxi odkryła jako dziecko wśród ksiąg swojej opiekunki. Księga zrobiła już wtedy na niej wielkie wrażenie. Czytała ją wielokrotnie i starała się postępować według jej zasad. A jedna z nich głosiła: „pomagaj kiedy możesz to zrobić. Zmieniaj świat na lepsze, a nie na gorsze”. Jej nauczycielka wyśmiewała się się z tych zasad i jej prób. Z krzywym uśmiechem mawiała:

— Jak komuś pomagasz, masz go potem na głowie. Albo gorzej, bo on tylko wciąga cię ze sobą w swoje bagno.

Kilka razy miała racje, ale Paxi z uporem robiła co mogła. Wolała by świat dawał się ulepszyć i poprawić. „Ktoś musi pchać ten świat do przodu. Pozwól by czasem kierowała tobą wyższa wola” głosiła księga Heksiny.

Dlatego i teraz Paxi zawróciła.

Wylądowała w pewnej odległości od wiedźmy i niepewnie zaczęła się do niej zbliżać. Jej wątpliwości rosły z każdym krokiem. Może się myliła i nic się nie stanie? Wyjdzie wtedy na nachalną idiotkę. Prawie zawróciła, kiedy spomiędzy kamieni wystrzeliła dziwna wstęga i oplotła zielonowłosa wiedźmę.

Młoda śniada wiedźma rzuciła kilka zaklęć i gestem przecięła wstęgę, która się rozpadała się w pył. Paxi zamarła. Ta wiedźma potrafiła sobie poradzić, ale nie dostrzegła pędu z ostrymi cierniami, który wystrzelił w jej kierunku. Paxi ścięła go zaklęciem ognia.

Zaskoczona zielonowłosa wiedźma obejrzała się w jej stronę zapytała:

— A ty co tu robisz?

Paxi nie odpowiedziała jej, tylko krzyknęła:

— Uważaj!

Spomiędzy kamieni rzuciło się w ich kierunku stado czarnych ptaków ulepionych z ziemi i mgły oraz więcej pnączy. Zareagowały. Rzucając zaklęcia odstraszały ptaki i zaklęte rośliny, co nie zniszczyło głównego zaklęcia. Paxi wiedziała że zabicie takich istot przynosiło często więcej szkody niż korzyści. Przekształcająca się magia stawała się coraz bardziej zabójcza. Przybierała nowe kształty, mając ten sam cel. Najczęściej zabicie intruzów.

Walczyły z magią i i wycofywały się. Poza pewną granicą ani ptaki ani pnącza już ich nie goniły. Obie miały pełno drobnych ran na twarzach i dłoniach. Upadły na ziemię i leżały ciężko dysząc. To było wyczerpujące magiczne wyzwanie.

— Co tam robiłaś? — zapytała zaspana Paxi powoli wstając.

Zielonowłosa wiedźma zrobiła niezadowoloną minę, ale po chwili odpowiedziała:

— Chciałam obejrzeć stary zamek śpiącej wiedźmy.

— Dlaczego? -zapytała zdziwiona Paxi.

To nie była poważna atrakcja magiczna. Spontaniczna magia której resztki pozostały w tym miejscu była kapryśna i mało widowiskowa. Zdecydowanie kłopotliwa. Zielonowłosa wiedźma wyprostowała się i jednym gestem dłoni zasklepiła ranki na twarzy.

— Wiele o nim słyszałam jako dziecko… to był kaprys — wyznała z ociąganiem. — Myślałam że to miejsce już wygasło.

— To był tylko pozór — oceniła Paxi — Sprytne oszustwo. Ono czekało na ciekawskich.

To co wiedźmy zostawiały po sobie często czyhało na nieuważnych. Czasem długo po śmierci rzucającej je wiedźmy, jej zaklęcia czyli często jej wola i testament były żywe.

— Skąd to wiesz? -zapytała zielonowłosa wiedźma.

— Czuje takie rzeczy — wyznała Paxi. — To miejsce drży, jakby miało puls. Coś tu czeka na kogoś kogo opanuje narzucając mu swoją wole… to bardzo potężne zaklęcie.

Śniada wiedźma przyglądała się jej z namysłem, przez co Paxi czuła się nieswojo.

— Czemu mi pomogłaś? — zapytała w końcu zielonowłosa wiedźma.- Nie wiesz, że w wyścigu każdy musi dbać tylko o siebie.

— Poza wyścigiem też — zgodziła się Paxi.

Już przekonała się że nie ma co liczyć na solidarność obradzonych mocą. Wiedźmy pomagały sobie kiedyś, ale te czasy już dawno minęły. Paxi nie wiedziała co powiedzieć, a śniada wiedźma patrzyła na nią wyczekująco. Czy nieznajoma wyśmieje ją kiedy Paxi się przyzna do swoich powodów? Cisza przedłużała się.

— To przez zasady Heksiny — przyznała w końcu zawstydzona Paxi.

Wiedźma zareagowała inaczej niż się spodziewała.

— Aha. Rozumiem — powiedziała i ruszyła do swojej miotły.

Nie spodziewała się takiej reakcji. Nagle olśniło ją.

— Ty też w to co głosiła Heksina wierzysz? — zapytała nieśmiało.

Zielonowłosa wiedźma wzruszyła ramionami.

— Tak, jest całkiem niezła. Pomaga spojrzeć na świat jako coś wyjątkowego i wymagającego czasem ochrony… Nie uważasz?

Paxi skinęła głową. Zielonowłosa wiedźma uśmiechnęła się szeroko. Była bardzo ładna i może nawet sympatyczna. Niespodziewanie powstało między nimi porozumienie.

— No i pomaga mi to czasem z samą sobą wytrzymać — powiedziała napierając odwagi Paxi. — I z innymi.

Zielonowłosa wiedźma skinęła głową.

— Mi też.

Paxi też wstały i razem ruszyły ku krawędzi brzegu.

— Dziękuje — z trudem z siebie wydusiła zielonowłosa wiedźma.

Paxi skinęła głową. Pomogła komuś wtrącając się w jego sprawy i nie było tak źle jak się obawiała.

— Gdzie lecisz? — zapytała śniada wiedźma.

Paxi wskazała przed siebie na wschód.

— Ja też tam — ucieszyła się zielonowłosa wiedźma. — Jestem Mada, Mada dir Reh, a ty?

— Paxi Nuv.

Śniada wiedźma znów olśniewająco się uśmiechnęła i oderwała stopy od ziemi. Poczekała aż Paxi do niej dołączy. Wzbiły się w powietrze prawie równocześnie.

4.

Paxi mocno ściskała trzonek miotły. Wzlatywały coraz wyżej i było jej coraz zimniej. Nigdy tak wysoko nie latała. Nie mogła jednak pokazać po sobie, że się boi. Jej nowa towarzyszka lubiła chyba takie popisy, a może była do nich już przyzwyczajona i nie zwracała uwagi na takie sprawy. Były bardzo wysoko i oddychanie było coraz mniej przyjemne. A do tego Mada pędziła przed siebie jak szalona. Paxi z trudem dotrzymywała jej tempa. I odetchnęła z ulga gdy ujrzała w dole światła. Skierowały się w ich stronę.

Wylądowały w obozowisku przy starym lesie. Mada miała wielu znajomych. Otoczyły ją wiedźmy w różnym wieku, w najdziwniejszych strojach jakie kiedykolwiek Paxi widziała. To były rasowe ekscentryczki. Otwarcie się jej przyglądały i krytykowały.

— A to kto? -zapytała w końcu któraś z dziwacznych wiedźm.

— Nowa znajoma? — dopytywała się bardzo młoda i jaśniejąca poświatą wiedźma.

— Mam wobec niej dług… — powiedziała Mada.- Pomogła mi…

Ekscentryczki spojrzały po sobie.

— No tak, ty zawsze spłacasz długi — powiedziała młodsza z wiedźm i zaśmiały się obie. — Takaś honorowa…

Paxi poczuła ukłócie smutku. Czy będą się przyjaźnić tylko póki Mada nie spłaci wobec niej tego długu? Nie tego się spodziewała. Było jej smutno i czuła się zawiedziona. Ale jak sama siebie przekonywała, lepsze to niż nic i bycie samą. Nowe wiedźmy wyśmiewały się z niej, ale jednocześnie dzieli się niż jedzeniem i orzeźwiający aromatycznym napitkiem. Musiała zaakceptować to co zsyła i proponuje jej los.

— Nie przejmuj się nimi, są bardzo bezpośrednie — pocieszyła ją Mada.

— To dość nieprzyjemne — wyszeptała Paxi.

Mada zaśmiała się kiwając głową.

— W sumie to tak, ale i tak mniej nieprzyjemne niż nieszczerość i obłuda.

Paxi odbierała to inaczej. Wolała nie być obiektem kpin. Nie powiedziała jednak tego głośno. Nauczyła się przy Nadzie milczeć i postępować po swojemu.

— Od dawna je znasz? — zapytała Paxi. — To dobre przyjaciółki?

— Wiem czego się po nich mogę spodziewać — Mada powiedziała i zacisnęła mocno usta.

Paxi chciała coś dodać, ale Mada dodała znów z naciskiem:

— Wierz mi, wole szczerość, nawet taką bolesną.

— Szczerość nie musi być taka nieprzyjemna.

Mada wzruszyła ramionami.

— Ich i tak nic nie zmieni. One już takie są. Przyzwyczaisz się — powiedziała i nagle dodała: — Nadal uważam, że to dziwne iż mi pomogłaś. Wiedźmy sobie nie pomagają jeśli im to się nie opłaca.

— Uznałam, że tak powinnam postąpić — powiedziała Paxi.

— Niektóre wiedźmy wykorzystują każdą okazje by ze sobą walczyć — prowokowała Mada.- Nawet jak się nie znają wolą rywalizować niż współpracować.

— Czułam że powinnam, to był taki impuls — powtórzyła Paxi.

— Dziwne podejście — mruknęła Mada.- Większość wiedźmy jest ostrożna i pamiętliwa, bo wiemy, że niektóre z nas wyrównują rachunki nawet po wielu latach — wyjaśniała Mada rozglądają się. — Stare urazy są wieczne, a teraz jest najlepszy czas by do nich wrócić… Najczęściej powodem są romanse i jakieś irracjonalne intrygi.

— To niemądre.

Mada wzruszyła ramionami.

— I co z tego? Nauczyliśmy się że lepiej by nikt postronny nie mógł się w to mieszać. Pozwalamy na pojedynki wiedźm i uznajemy, że to ich prywatne sprawy.

Paxi wierzyła w słowa Mady. Nauczycielka starała się jej przekazać zasady świata wiedźm, w którym własne korzyści i cudze straty były najważniejsze. Wiele czasu każda wiedźma poświęcała na kalkulacje. I na zdobywanie pozycji i wpływów. Oraz na uwalnianie się z paktów, które były jej już nie na rękę. Wiedzmy zajmowały niekończące się intrygi i plany, które miały im dać tego co pragnęły. Gdyby współpracowały mogły by szybciej osiągnąć to czego pragnęły, ale żadna wiedźm nie chciała wchodzić pomagać komuś bezinteresownie.

— Dla kogo się ścigasz? — spytała nagle Mada, a Paxi nie wiedziała co powiedzieć.

To było dziwne pytanie. Czemu nie spytała: „dlaczego się ścigasz?”

— Po prostu chcesz wygrać? Zostać sławna, potężna i bogatą? — dopytywała się Mada.

Paxi wzruszyła ramionami.

— Nauczycielka kazała mi spróbować, sprawdzić na co mnie stać — wyznała Paxi.

Mada spoważniała.

— Ja muszę zadowolić moją rodzinę — przyznała zielonowłosa wiedźma.- Ale mam pecha i zawsze jestem w nieodpowiednim miejscu. A cieszyła bym się z jednego artefaktu… Rodzina mnie zabije jak nic nie znajdę.

— Tak, to straszny wstyd nic nie osiągnąć w wyścigu… — zgodziła się Paxi.

— Ale i tak najgorzej było by wygrać… — powiedziała niespodziewania Mada. — Wtedy wszyscy by wtedy czegoś ode mnie chcieli…

Paxi nigdy do tej pory nie myślała o cenie sukcesu. Czy rodzina i przyjaciele wtedy wysuwała żądania? A może oni zawsze czegoś chcą?

— Możemy sobie pomóc… — zaproponowała Mada. — Musimy tylko coś wymyślić… To co, zgaszasz się?

Paxi skinęła głową a Mada szeroko się uśmiechnęła.

— Trzeba zebrać informacje — oświadczyła Mada zdecydowanym tonem.

Paxi się zgodziła i na to i rozeszły się w dwóch kierunkach, krążąc między innymi wiedźmami. Wszędzie wokoło plotkowano o mniej ważnych sprawach. Niektóre wiedźmy omawiały znalezione już przedmioty. Wyliczano te które jeszcze można było znaleźć. Paxi była zdziwiona jak szybko odnaleziono artefakty.

— Wspólnie mają już sześć… — mruczała niezadowolona wiedźma w starszym wieku i obcisłym czerwonym stroju. — Agnez i ta druga, Zora mają niewiarygodne szczęście…

— Szybko im poszło dotarcie do nich — zauważyła inna wiedźma. — To nie jest normalne…

Nikomu nie podobało im się to, że dwie wiedźmy zagarnęły wszystkie artefakty.

— Ktoś musi im pomagać — mruczały niezadowolone wiedźmy. — Inaczej ktoś inny też by coś znalazł, choćby przypadkiem lub dzięki uśmiechowi losu.

— Jeśli maczali w tym palce Wyznaczeni nie mamy szans…

— Tak oni znają wiele sztuczek.

— I wiedzą jak przeszkadzać innym..

Wiedźmy okazywały niezadowolenie. Faworyzowanie kogoś przez elitę obdarzonych od razu odbierało szansę reszcie uczestniczek wyścigu. Jeśli to była prawda wyścig nie miał sensu. Na to Paxi nie zwróciła wcześniej uwagi. Zaczęła słuchać uważniej. Czyżby wszystkie sposoby, które wykorzystywały inne wiedźmy były nieskuteczne?

— Co zostało? — spytała wiedźma o różowych długich włosach.

— Tylko pięć mniej cennych artefaktów. Łuk Zerosa, strzałę Rinki, kocioł Linkki, zegar Orkhi i miotłę podwójnej Minny.

Wiedźmy kiwały głowami.

— Zaklęcie naprowadzające zwodzi… — mruczała wiedźma w fioletowym makijażu.- Jak myślicie, ktoś maczał w tym palce?

— A jak ci się wydaje?

— Nawet nić nigdzie nie prowadzi.

Paxi podeszła do niej Mada, która wyglądała na bardzo niezadowoloną.

— Zaklęcie poszukujące ani jasnowidzenie czy wróżby nie są przydatne — wyliczała zielonowłosa wiedźma. — Ktoś musiał przy nich majstrować…

— Podobno Wyznaczeni — powiedziała szybko Paxi. — Tak mówią inne wiedźmy.

Mada zaklęła pod nosem.

— Będzie trudniej ale coś musi zadziałać — powiedziała śniada wiedźma marszcząc brwi.- Pamiętasz tamten sklepik gdzie się spotkałyśmy?

Paxi skinęła głową.

— A ty skąd go znasz?

— Często tam zaglądam — powiedziała Mada.

— Jak się o nim dowiedziałaś? — zapytała szybko Paxi.

— Moja rodzina zna go od pokoleń — wyjaśniła Mada, myśląc o czymś innym. — Zawsze tam zaglądam jak jestem w okolicy.

— Wyglądał dość przeciętnie… — paplała Paxi.

Czuła, że Mada myśli o czymś niebezpiecznym. Czy chciała dać się w to wciągnąć?

— To tylko pozory. Mają dobrych dostawców i można na nich polegać — powiedziała Mada i nagle zapytała: — Co tam kupiłaś?

— Smalec, maść, sadło smoka i eliksir — wyliczała Paxi.

— Sadło smoka? — zdziwiła się Mada. — Po co ci ono?

— Jest przydatne.

Najcenniejszy były substancje i wyciągi z czegoś co jest bardzo trudno spotkać. Lub te najbardziej nietrwałe. Jednak Madzie nie o nie chodziło.

— A księgi? — spytała zielonowłosa wiedźma.- Mogą być przydatne.

Paxi sięgnęła do swojej torby i wyciągnęła dwie stare sfatygowane księgi a Mada od razu przejrzała je.

— Rozumiesz ten język? -zapytała zielonowłosa wiedźma.

— Mniej więcej — mruknęła Paxi.

— Sprawdź jakie tam są zaklęcia — niecierpliwie zażądała śniada wiedźma.- Może któreś by się nam teraz przydało…

Paxi wzięła od niej księgi i zaczęła je kartkować. Powoli tłumaczyła tekst i mamrotała pod nosem. Mada była zaintrygowana.

— Jeszcze nigdy tego nie słyszałam… — powtarzała co chwilę zielonowłosa wiedźma. — To muszą być bardzo stare zaklęcia, wiele z nich już pewnie zapomniano…

Paxi kiwała głową i przerzucała dalej kartki. Tłumaczenie szło jej coraz sprawniej.

— Spróbujmy jedno zaklęcie rzucić — zaproponowała nagle Mada.

— Które?

Mada wskazała niezbyt trudne zaklęcie, które miało zaprowadzić je tam gdzie powinno na nie czekać na nie coś dla nich bardzo ważnego. Paxi zgodziła się spróbować.

— Dawno z nikim nie czarowałam — powiedziała Mada. — Trzeba ufać temu z kim się czaruje…

— Ja nigdy nie miałam przyjaciółek… — przyznała Paxi.

— Wystarczy do tego tylko ktoś komu nie opłaca się z tobą zadzierać… — mruknęła Mada.

Paxi nie była o tym przekonana. Nada czasem z kimś czarowała, ale nikomu nie chciała oddać swoich najcenniejszych zaklęć. Może to był wyjątek? Czy zawsze w towarzystwie drugiej czarującej kobiety, inne wiedźmy czuły się pewniej i na więcej sobie pozwalały?

— Ja też nigdy nie miałam prawdziwych przyjaciółki — powiedziała nagle Mada wykonując dziwny gest lewą dłonią. — Moje znajome zawsze mnie zdradzały i obmawiały.

— To znaczy, że to nie były przyjaciółkami — powiedziała cicho Paxi.

Czy Mada też czuła się czasem samotna?

— To chyba prawda — zielonowłosa wiedźma westchnęła.

Mimo wszystko chyba się tym nie przejmowała.

— Nie mam szczęścia do ludzi. Ani do rodziny ani do nieznajomych… — powiedziała Mada i wyprostowała się.

Rozłożyły między sobą mapę i zaczęły wypowiadać słowa zaklęcia.

Paxi wypowiedziała słowa zaklęcia, a zielonowłosa wiedźma od razu poprawnie je powtórzyła. Mada o wiele pewniej rzucała zaklęcia. Nawet te które widziała pierwszy raz na oczy. Paxi była pod wrażeniem. Tak bardzo się od siebie różniły. Mada była popychana do rywalizacji i walki. Oczekiwano że wszystko zrobi doskonale i zdobędzie w końcu sławę i bogactwo, bardziej dla rodziny niż siebie. Za nią stały pokolenia wiedźm z którego mogła korzystać. Paxi nie miała nic i mogła liczyć tylko na siebie.

Szybko się zsynchronizowały. Paxi czuła przepływ mocy i energii. I przyjemny żar bijący od magii drugiej wiedźmy. Powietrze aż zadrgało od magia. Mada miała potargane włosy. Obie jak na komendę spojrzały w dół.

Na rozłożonej mapie dostrzegły trzy małe wypalone znaki.

— Tego się nie spodziewałam — powiedziała cicho Mada.

Paxi była podekscytowana.

— I co teraz? Wybierzemy jeden z nich?

Mada powoli pokręciła głową.

— Sprawdźmy wszystkie trzy — powiedziała zdecydowanym tonem.

— Który pierwszy? — zapytała Paxi i wskazała na jeden z punktów. — Ten najbliższy?

Mada skrzywiła się.

— Znam to miejsce, wiem co na nas tam czeka — wcale nie wyglądała jakby miała ochotę się tam udać. — Tam było ny nam dotrzeć najtrudniej…

Paxi była zaskoczona ale zaufała jej. Ruszyły na skraj obozowiska.

Idąc wsłuchiwała się w prowadzone wokoło rozmowy. Wszędzie po królestwie krążyły plotki i powtarzano straszne opowieści.

Niektóre wiedźmy niepokoiły się porwaniami obdarzonych kobiet. Podejrzewano, że biedaczki są zmuszane do czegoś mrocznego i nieprzyjemnego.

— To tylko bajki dla niegrzecznych dzieci — powiedziała wysoka brzydka wiedźma otoczona trzema kotami.

— Wcale nie — zaprotestowała niska pulchna wiedźm z wielkim garbem.- Sama widziałam uwięzionych. I to nie były tylko kobiety…

— I co? — zapytano się od razu. — Nic nie zrobiłaś?

— Musiałam się wycofać — garbata wiedźma pokazała na ranę na przedramieniu i na udzie.- To co chroniło więźniów, nie było z tego świata…

Wiedźmy nie były zadowolone słysząc takie tłumaczenie.

— Trzeba coś zrobić — szeptały wiedźmy.

— Teraz? A wyścig? — przypomniały inne obdarzone mocą kobiety.

— A co jest ważniejsze? Wyścig i czy życie tych biedactw?

Wiedźmy patrzyły po sobie.

— To nie nasza sprawa i nie nasz obowiązek — powiedziała spokojna szarowłosa wiedźma we wzorzystej sukni.- Pierwsi w magi powinni się tym zająć.

Stojące obok niej wiedzmy zaczęły od razu szeptać.

— Ty to zawsze zwalasz na innych przykre obowiązki — powiedziała głośniej ciemnoskóra młoda wiedźma.

— To były trzymane w niewoli wiedźmy — przypomniała im garbata wiedźma. — To mogło się przytrafić każdej z nas…

Zapadła głęboka cisza.

— Były na wpół oszalałe — powiedziała cicho garbata wiedźma. — Nie kontrolowały zaklęć… ani swojej magi. A to może zagrozić nam wszystkim.

— Jak myślisz, poddano im coś? — zapytała szarowłosa wiedźma.

— Nie chciały uciekać — przypomniała garbata wiedźma.

— Było im wszystko jedno? — dopytywała się ciemnoskóra wiedźma.

— Nie wiem — garbata wiedźma zmarszczyła brwi.- Nie udało mi się sprawić by zwróciły na mnie uwagę… Wyglądały jak lunatyczki.

Wiedźmy były w coraz bardziej wojowniczym nastroju.

— Nie wolno do tego dopuszczać — oświadczyła szarowłosa wiedźma.

— I co chcesz zrobić?

Wiedźmy spojrzały po sobie.

— Na początek sprawdzimy to.

— Nie wierzycie mi? — obraziła się garbata wiedźma.

— Czasem koloryzujesz — mruknęła wiedźma stojąca z boku.

— I zmyślasz…

— No wiecie…. w takiej sprawie?

— Jak dowiemy się co się wydarzyło zaczniemy działać…

— Nikt nie będzie tak traktował żadnej z nas.

Wojownicze okrzyki rozbrzmiewały zewsząd. Zebrane kobiety szykowały się do wyprawy ratunkowej. Paxi też chciała się przyłączyć, ale Mada pociągnęła ją za sobą.

— Chodź, my mamy inne plany — powiedziała zielonowłosa wiedźma, ale widząc jej minę zapytała: — Wolisz zająć się czymś innym?

— Chyba nie — powiedziała cicho Paxi.

Miała wrażenie, że tylko by przeszkadzała by innym wiedźmom. Nie potrafiła wyrwać chorych ze śpiączki lub transu. Jej mentorka zajmowała się takimi przypadkami. Powinny zająć się swoimi sprawami.

Paxi westchnęła, a po chwili dwie młode wiedźmy wzbiły się powietrze.

5.

Paxi miała wyrzuty sumienia. Ale czy była na tyle silna by pomóc innym wiedźmom? Może szukała tylko wykrętów? Nie miała dość wiedzy i doświadczenia by być przydatną w poważnych sprawach. Pewnie tylko by innym tylko zawadzała. Gryzła się tym, ale nie zwróciła.

Mada prowadziła i nie pozwalała im ani na chwilę zwolnić. W końcu po kilku godzinach lotu wylądowały w ruinach starej wieży. Obie były zaskoczone tym, że czar i mapa wskazała właśnie to miejsce.

— Tu nic nie ma — powiedziała rozczarowana Mada. — Tylko jakieś śmieci.

Krążyły między szczątkami starych sprzętów i ogromnymi głazami.

— To coś cenne na pewno tu jest? — zapytała rozczarowana Paxi

— Na pewno — mruczała Mada. — Szukaj dalej.

Paxi się poddał i usiadła na jednym z kamienia ale Mada ciągle się kręciła. Zielonowłosa wiedźma z niezadowoloną miną podeszła do resztek bramy z kamienia. Zamiast drzwi była tam wypolerowana i gładka jak lustro powierzchnia niezwykłej skały.

— Tam coś jest, czujesz to? — powiedziała Mada nagle odzyskując humor.

— Nie — opowiedziała szczerze Paxi.

— A ja słyszę wołanie — ekscytowała się Mada. — Z drugiej strony…

Paxi rozejrzała się zdezorientowana. Ona nic nie czuła ani nie słyszała. Może Mada miała jakieś specjalne zdolności i talenty? Mada dotknęła jednej ze ścian, która niespodziewanie się rozsypała. Obie się przestraszyły. Czyżby coś było nie tak z tym miejscem?

— To tylko korozja i czas.

Mada zaczęła szeptać zaklęcia. Rzuciła trzy, ale nic się nie stało. Może nie miała racji?

— I co teraz? — spytała Paxi.

— Musimy dostać się do środka — oświadczyła Mada, która nie miała zamiaru się poddać.

— Ale jak? — zapytała zaniepokojona Paxi.

Mada przez chwile milczała, zanim powiedziała:

— Tego jeszcze nie wiem.

— Może nie warto? — zasugerowała Paxi.

— Jeśli są tu zabezpieczenia, w środku musi być coś bardzo cennego — z pewną miną oświadczyła Mada.

— Albo groźnego.

Mada wzruszyła ramionami.

— Potem się będziemy martwić, teraz trzeba się tam dostać.

Mada próbowała wielu czarów, ale mimo porażek nie poddawała się. Paxi podziwiała ją za to. Jasnowłosa wiedźma siedziała i udawała, że się nie nudzi.

— Może zajrzyj do tej swojej księgi? — zaproponowała w końcu Mada.

Paxi nie miała na to ochoty, ale nie chciała stracić nowej przyjaciółki. Wyjęła jedną z ksiąg i zbliżyła się z nią do lustrzanej powierzchni, która nagle zaczęła falować.

— To może być klucz — Mada była podniecona i prawie wyrwała jej księgę z rąk.

Paxi potknęła się i wpadła na Madę, która zniknęła z księga w bramie. Po krótkiej chwili wychyliła się i wyciągnęła dłoń do Paxi.

— Chodź — powiedziała i pociągnęła ją ku sobie.

Paxi zrobiła tylko jeden krok i już obie były w środku wieży. Było ciemno. Nad sobą miały kamienna sufit, a wokół nich było kilka korytarzy.

— To całkiem inne miejsce — powiedziała szeptem podekscytowana Mada. — Niesamowite. Ciekawe jak to zrobili…

Paxi nerwowo się rozglądała, gdy Mada podała jej księgę.

— Musimy znaleźć to co nas tu sprowadziło — powiedziała zielonowłosa wiedźma zdecydowanie ruszając przed sobie.

Paxi podążała za nią. Nie była zadowolona, ale przegapiała swoją okazję by się wycofać. Czym było to coś z czego powodu tu trafiły? Zaczęły penetrować korytarze, zostawiając znaki by się nie zgubić. Godzinami błądziły po ciemnych korytarzach, i gdy w końcu ujrzały przed sobą silne światło Paxi była zadowolona. Lecz tylko do chwili, gdy sobie uświadomiła gdzie trafiły.

Od razu wyczuła, że to było magiczne miejsce poza czasem i znaną im przestrzenią.

Mada energicznie wkroczyła do wielkiego pomieszczenia, do którego wpadało z góry światło. Paxi ostrożnie podążała za nią. Na środku pomieszczenia stała przezroczysta skrzynia, w której dostrzegły szczupłą postać w rozpadającej się, porwanej szarej koszuli. Żal było patrzeć na unieruchomioną istotę. Paxi nie miała pojęcia czy to istota ludzka czy może sztucznie stworzony obiekt badań.

— To cela — powiedziała cicho Mada.

— A ta skrzynia? — zapytała Paxi.

— Więzienie w więzieniu? — wyszeptała Mada zbliżając się do skrzyni. — Jest pełna gazu… widać jak opalizuje. Musi być cenny.

— I zapewne szkodliwy — powiedziała Paxi cofając się na bezpieczna odległość. — Nie powinnyśmy niszczyć skrzynie.

Mada skinęła głową.

— Musi tu być coś jeszcze — powiedziała zielonowłosa wiedźma i zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu.

Spojrzenie Paxi co chwilę wracało do więźniarki. Postać otoczona była dziwnymi lśniącymi linami. Dostrzegła igły wbite w kobietę i dostarczające do jej ciała różnokolorowe substancje.

— Co to może być? — zapytała Paxi pokazując pojemniki, z których wychodziły substancje.

— Może kwasy i trucizny? — zasugerowała Mada przesuwając stare naczynia z resztkami substancji.

— Dlaczego ktoś miał by tak torturować ta kobietę? — zastanawiała się na głos Paxi.

Mada wzruszyła ramionami.

— A może to jej ratuje życie? — zapytała chlupocząc czarną substancją w małej fiolce.

Paxi nie była o tym przekonana. Mada grzebała w starych księgach i stosach z ślicznymi małymi fiolkami. Czytała etykiety i była coraz bardziej przejęta.

— Już nie robią takich mikstur — powtarzała co chwilę.

— Mogą być już za stare… — powiedziała Paxi.

— Może masz rację, ale jak myślisz… może udało by się na, odtworzyć ich skład, co? -zapytała podekscytowana Mada. — Nie uważasz? To było by warte fortunę…

Paxi milczała. Chciała już opuścić to miejsce, bo strasznie ją przygnębiało. Rozglądała się, ale nigdzie nie wiedziała przedmiotów, które mogły by je tu sprowadzić.

Mada zatrzymała się obok dziwnego masywnego stosu przedmiotów pokrytych kurzem i pajęczynami. Przywołała Paxi do siebie.

— Wiesz co to jest? — zapytała zielonowłosa wiedźma wskazując przedmioty.

Paxi pokręciła głową.

— To stary model magicznego urządzenia, które jest niczym magnes na magię — tłumaczyła jej Mada. — Widziałam takie u mojej mentorki. Potrafił dokonać prawdziwych cudów…

— To jakiś artefakt? — zapytała rozczarowana Paxi.

Mada zaczęła kręcić głową.

— Nie. Ono je tu przyciągnie — wyjaśniła zielonowłosa wiedźma. — Myślę, że to właśnie przez to urządzenie tu trafiłyśmy.

Paxi przyjrzała się uważniej stercie starych przedmiotów otaczających to co wywoływało taki entuzjazm u Mady. Wydawało się ze wszystkie przedmioty były ze sobą połączone, ale nie wyglądały na specjalnie magiczne.

— Ono jeszcze działa? — zapytała towarzyszkę.

— Na pewno — z zapałem powiedziała Mada.- Musimy je tylko włączyć.

Mada zaczęła ustawiać urządzenie i doczepiać do niego jakieś przesuwane wielkie pudła. Paxi była pod wrażeniem wiedzy towarzyszki.

— Trzymaj tu rękę — Mada wskazała w końcu na kryształową rączkę.

Z szerokim uśmiechem włączyła urządzenie, które wydało siebie bardzo wysoki dźwięk. Przez chwilę nic się nie działo, a potem usłyszały stukanie.

— Jeszcze tylko chwila… — wyszeptała Mada, gdy przylatujące przedmioty wybiły dziurę w ścinach i przebiły przewody prowadzące do przezroczystej klatki.- I proszę oto nasza nagroda!

Paxi spojrzała na ozdobiony kamieniami nóż i starą czarną różdżkę, które przykleiły się do urządzenia. Nie wyglądały na zbyt cenne. Była rozczarowana. Im dłużej przyglądał się sprowadzonym przedmiotom tym bardziej żałowała, że trafiła do dziwnej wieży. Zawsze najpierw działała, a dopiero potem myślała o konsekwencjach. Paxi podniosła głowę i ujrzała jak postać w klatce poruszyła się. Istota wyprostowała się i spojrzała wprost na nie. Uwieziona zaczęła wyrywać to co wbito w jej ciało i po chwili zaczęła uderzać pięściami w ścianę przed sobą. Paxi nie podobał się wyraz twarzy uwięzionej kobiety.

— Chyba jest wściekła — zauważyła beztrosko Mada. — Nie dziwie się jej.

— Lepiej stąd uciekać — powiedziała Paxi patrząc znacząco na Madę. — Jeśli się uwolni, to ten dym może nas zabić…. Albo otruć.

— Jeszcze chwilę.

— Co chcesz jeszcze tu zrobisz? — zapytała Paxi.

— Możemy coś jeszcze przyciągnąć.

— Po co?

— Im więcej tym lepiej.

Paxi była rozdrażniona takim podejściem. Miały po artefakcie i to powinno wystarczyć, ale Mada nie zwracała na nią uwagi.

— Nagrzewa się. I to mocno — mruczała Mada manipulując przy urządzeniu.- To nie dobrze.

Paxi poczuła nieprzyjemny dym unoszący się nad urządzeniem. Przeczuwając kłopoty zagarnęła artefakty do swojej torby.

— Niestety nic z tego — powiedziała Mada wyszarpując jakieś przewody z maszynerii.

— Znikajmy stąd — poprosiła Paxi.

— Jeszcze chwileczkę… — Mada wyprostowała się kiedy kobieta w końcu zniszczyła przezroczysta ścianę.

Otoczyła je natychmiast chmura gryzącego w gardło gazu. Kaszląc rzuciły się do wyjścia z komnaty. Zrobiły tylko kilka kroków i zabrakło im powietrz w płucach.

Kobieta, która się uwolniła zbliżyła się do nich. Jej koszula rozpadła się ze starości odsłaniając wychudzone, pokryte bliznami ciało. Okrywały ją już tylko długie do kolan skołtunione szare włosy. Jej oczy były równie szare jak jej skóra, skupione i pełne złości. Paxi próbowała się od niej odsunąć, ale za sobą miała tylko kamienną ścianę. Czy więźniarka rzuci się na nie? Paxi nie była tego pewna. Otaczała kobietę aura mocy. Musiała być potężną wiedźmą. I do tego wściekłą na kogoś. Gotową też rozrywać na strzępy każdego kto się jej nawinie po rękę?

Na szczęście kobieta nie na nie chciała skierować swoją furię. Uwolniona spojrzała w bok w kierunku skąd przyszły i ruszyła tam. Paxi i Mada odetchnęły z ulgą, kiedy kobieta odeszła. Dym się rozrzedzał i po kilku chwilach mogła się już poruszyć.

Paxi była wykończona. Po głowie tłukły się jej różne myśli. Czy wszyscy, którzy kogoś ratują, nawet niechcący, muszą liczyć się z tym, że zamiast wdzięczności staną się ofiarą uwalnianego? To było niebezpieczne i zniechęcające doświadczenie. Młode wiedźmy ruszyły do wyjścia, idąc ostrożnie i ze sporym trudem.

Czemu tak wolno idziesz? — spytała nagle Mada.

— Nie chce się na nią natknąć — odpowiedziała Paxi.

— Na pewno na nas nie czeka.

— Skąd to wiesz?

— Po prostu wiem.

Paxi przyśpieszyła. Na zewnątrz ujrzały wypalony krąg ziemi. Czuły żar bijący od ziemi i ruin. Starały się nie wdychać tego zapachu.

— Co za zaduchu — poskarżyła się Paxi.

— Ciekawe… — powiedziała Mada rozglądając się wkoło.- Chyba ta biedna wiedźma kogoś tu spotkała…

— I bez trudu go unicestwiła — mruknęła Paxi.

Nie wiedziała czy ona współczuje uwolnionej kobiecie. To była potężna i groźna wiedźma.

— Najwidoczniej… — zgodziła się Mada.- Po takim czasie uwięzienia nadal miała siły by walczyć? To imponujące.

Może miały szczęście, że uwolniona wiedźma tak bardzo chciała się wydostać ze swego więzienia?

— Może nie powinnyśmy były jej uwalniać? — powiedziała Paxi dzieląc się swoimi wątpliwościami.

— To był przypadek — przypomniała jej Mada.- Nie zrobiłyśmy tego specjalnie.

— Wypuściłyśmy zło na świat — oświadczyła z ponurą miną Paxi.

Mada zaśmiała się.

— Nie przesadzaj. To była tylko wściekła wiedźma. Pełno takich wszędzie. Sama znam takich setki…

— Ja też, ale ona była wyjątkowa. Nie czułaś tego?

— Tylko jej gniew. Moc mniej…

— To czasem jedno i to samo — zauważyła Paxi.

Mada skinęła głową i nagle zachichotała.

— Nawet nam nie podziękowała.

— Chyba lepiej, że nie zwracała na nas uwagi zbyt długo… — oświadczyła pewna tego Paxi.- Nie chciałabym się jej narazić.

— Chyba nasz rację, to by było wysoce szkodliwie — zgodziła się Mada.

Napięcie powoli z nich uchodziło. Chichotały i przerzucały się kiepskimi żartami.

— Ta wiedźma okazała karygodny brak jej manier i stylu — z wyniosłą miną mówiła Mada.- Kto się tak zachowuje?

— Obdarzona tak potężną mocą, że nie musi przejmować się innymi? — zapytała Paxi i aż dostała czkawki.

— No oczywiście. Wielka moc to wielka duma.

Chichotały ocierając płynąc z oczu łzy. Młode wiedźmy powoli się uspokajały.

— Ktoś ją tam umieścił — powiedziała Paxi już spokojniejszym tonem.

— Może nie bez powodu… — zauważyła Mada dość beztrosko.

— To była by straszna kara.

— Takie już jest życie.

Mada zupełnie nie przejmowała się tą kwestią, tylko wyjęła z kieszeni kilka fiolek zabranych z labiryntu. Co w sobie zawierały? Mada była zafascynowana zabranymi fiolkami.

— Widzisz ten znaki — zielonowłosa wiedźma wskazała na folki.- Nikt ich nie używa od prawie trzystu lat.

Paxi wpatrywała się dziwne subtelne znaki wtopione w kryształ. Dostrzegała trójkąt i linie faliste.

— Znam też znaki z urządzenia i pojemników — powiedziała Mada powoli do Paxi. — Mają co najmniej po czterysta lat.

— Jak myślisz, czy od tak dawna tamta kobieta tam tkwiła?

— O ile to prawda, to świetnie się trzyma jak swój wiek — niezbyt przejmując się tym zauważyła Mada.- To była dokładnie przemyślana pułapka. W takie sprawy lepiej się nie mieszać.

Paxi wolała nie zastanawiać się zbyt długo kto i dlaczego zrobił coś takiego jakiejś wiedźmie. Czym zajmowała się ta bardzo stara wiedźma? Czy przedmiot, który przywoływał inne magiczne przedmioty należał do niej? Paxi przypominała sobie o artefaktach i wyjęła je z torby.

Mada się ożywiła.

— Zobaczmy co przyciągnęła nasza cudowna maszyna.

Obie obejrzała uważnie nóż i różdżkę. Potem spojrzała na listę artefaktów, których miały szukać w wyścigu.

— To musi być nóż, który rozcina to co się chce — powiedziała Mada. — A różdżka pomaga ujrzeć prawdziwe oblicze i odszukać ukrytą ścieżkę… i to dziwne… te przedmioty podobno już zostały znalezione…

— I co to znaczy?

Mada wzruszyła ramionami.

— Nie mam pojęcia — powiedziała oglądając artefakty.- No no, nie najgorsze zdobycze.

Paxi skinęła głową. Inaczej sobie wyobrażała zdobywanie artefaktów, ale czy mogła wybrzydzać? Skoro jakimś cudem zdobyła artefakt, musiała się z tego cieszyć.

— Co chcesz zabrać? — zapytała Mada z trudem powstrzymując się do wyboru.

— Wszystko mi jedno — bąknęła Paxi.

— Więc ja wybieram nóż. Zgadzasz się?

— Ta różdżka powinna być przydatna…

— Oczywiście trzeba tylko umieć ją wykorzystać.

Paxi schowała swój artefakt do torby.

— Co teraz? — Zapytała towarzyszkę spodziewając się co ta odpowie.

— Może sprawdzimy kolejny punkt wypalony na mapie? — zaproponowała Mada.- Nie jest aż tak daleko… od trasy wyścigu

Paxi nie była zaskoczona. Mogła się tego właśnie spodziewać, że Madzie nigdy nie było dość. Chciała coraz więcej i więcej. Magii, przepisów, artefaktów i zaklęć. Dopadła ją chciwość jak smoki z bajek.

Mada sprawdziła, którą trasą dotarły by szybciej co celu i od razu ruszyły w dalszą drogę. Paxi bez słowa sprzeciwu podążyła za nią.

6.

Wylądowały zanim zapadł zmrok. Wybrały osłoniętą kotlinkę pełną krzewów, z szemrzącym źródełkiem. Rozpaliły ognisko i usiadły obok niego. Mada przeglądała mapę.

— Szkoda, że nie dotarłyśmy tam jeszcze tego samego dnia… — zielonowłosa wiedźma powtarzała co chwilę.- To by było coś.

— To tylko przedmioty — powiedziała po raz kolejny Paxi.

— Nie, to władza i wolność — zaprzeczyła z ogniem Mada.

— Obie nie dają szczęścia — wytknęła jej Paxi.

— Ale można tak kupić szanse na szczęście….- upierała się Mada. — I wolność.

— I jak ci idzie to wykupywanie się?

Zielonowłosa wiedźma zmarkotniała.

— Tak sobie. Ale się nie poddaje.

— Warto się tak wysilać?

— Jak nie walczysz to jesteś martwa.

— Co? — zdziwiła się Paxi

— Nie znasz tego powiedzenia? — Mada była zaskoczona.- W mojej rodzinie wszyscy je powtarzają.

— To musi być… motywujące.

— Jak diabli — mruknęła Mada.- Od dziecka muszę cały czas udowadniać co potrafię i jak wiele zniosę.

Paxi nie wiedziała co powiedzieć. Nie brzmiało to być przyjemnie.

— Cały czas słyszałam, że stać mnie na więcej i że muszę odpłacić się rodzinie za ich dobrą wolę i pozwolenie na zajmowanie się magia.

— Mogli ci tego zabronić? — zdziwiła się Paxi.- Przecież jak magia cię wybiera ty nie masz wybory i musisz ją przyjąć albo oszalejesz i umrzesz…

— Moja rodzina była gotowa zaryzykować moim zdrowiem i życiem — powiedziała Mada głosem pełnym goryczy. — Ukrywali mnie przed wiedźmami i starali się oddzielić moc od mojego ciała. To mnie prawie zabiło… długo próbowali. Ale w końcu się poddali i pozwolili mi uczyć się magii.

— To straszne.

— W naszej rodzinie przede mną nie było wiedźm. Moi krewni uważali to za jakąś przekleństwo i wielki dyshonor…

Mada nagle zmilkła.

— Ale przecież jesteś silna, nikt nie powinien mówić ci co masz robić — powiedziała Paxi.

— Silni ludzie nie robią tego co chcą inni — ponurym tonem powiedziała Mada. —

— Ale siły nie daje im magia czy władza nad innymi.

Mada zaśmiała się.

— Żyjemy w kompletnie innych światach — powiedziała z krzywym uśmiechem.

Paxi była zbyt zmęczona, by się o to kłócić. Poza tym żyła na skraju lasu, obok wioski zabitej dechami z mentorką, która kłóciła się z cieniami i wędrownymi sprzedawcami. Co ona Paxi mogła wiedzieć o świecie?

Mada wyjęła coś z kieszeni. Mały dziwny przedmiot, który wydawał z siebie niepokojące odgłosy.

— Co to?

— Nie mam pojęcia- przyznała zielonowłosa wiedźma. — Zabrałam to stamtąd.

— Po co?

— Na pamiątkę.

Paxi wpatrywała się w trzymany przez Madę przedmiot. Był pięknie zdobiony i dziwnie ją do siebie przyciągał.

— Co to robi?

— Chyba mogło by nam pomóc znaleźć inne artefakt — powiedziała Mada.

— Skąd to wiesz?

— Ma nadzieję…

— Czasem lepiej nie wypowiadać swoich życzeń na głos, bo mogą się spełnić.

— Chciałbym wygrać wyścig… — wyszeptała Mada bawiąc się małym przedmiotem. — Mimo wszystko…

— Dlaczego?

— Bo to było by coś — powiedziała głośniej Mada. — Zwyciężczyni przechodzi do historii. Wszyscy o niej pamiętają. Muszą się z nią liczyć…

— Trzeba za to zapłacić wysoką cenę… — przypomniała jej Paxi.

— Jak za wszystko w życiu — powiedziała zimnym tonem Mada. — Cały czas trzeba walczyć i się starać być lepszym do innych…

— I nic się z tego nie ma… — zauważyła z ponurą miną Paxi.

Mada zaśmiała się cicho.

— I co lepiej nic nie robić? — zapytała Mada z przekorną miną. — I czekać na nie wiadomo co?

Paxi wiedziała że jest pesymistką, ale nauczyła się, że jeśli się goni za marzeniami ktoś to zawsze wykorzysta. Nada drwiła z niej kiedy coś się jej nie udawało. Wytykała jej błędy i skutecznie zniechęcała ją do próbowania. Czy to dlatego Paxi tak szybko w czasie wyścigu straciła ochotę na rywalizację? Teraz była zmęczona i pełna wątpliwości czy lubi przygody, ale nie chciała się tak całkiem poddać.

— W życiu lepiej nie liczyć na zbyt wiele.

— A najlepiej położyć się i czekać na litościwą.

— No bez przesady…

— Po co się męczyć w życiu? I tak wszyscy skończymy tak samo… — drwiła Mada. — Życie to tylko pasmo rozczarowań… I można tylko czekać na nieuchronne… albo pokazać innym na co nas stać i zrobić tyle zmieszania ile się uda.

— To właśnie chcesz zrobić?

— Oczywiście! Będę jak moją skandaliczna babka Manhina.

— A jakie Manhina wywołała skandale? -zainteresowała się Paxi.

Mada ucichła.

— Niejednego dokonała… uwiodła niejednego bogacza i go ograbiła ze wszystkiego, doprowadziła trzy rody do ruiny i szaleństwa, czego jej nigdy nie wybaczono — wymamrotała zielonowłosa wiedźma rumieniąc się. — Przed niczym się nie cofnęła i wypowiedziała wojnę swoim krewnym. Zdobyła na własną rękę fortunę i ją przepuściła. Robiła co chciała. W końcu zachorowała, ale nie czekała na śmierć tylko wyruszyła na jej spotkanie. Odkryła cztery prastare świątynie… została przeklęta i zabita magią…

— I to wszystko zrobiła jedna kobieta w ciągu jednego żywota?

Mada była przejęta.

— Tak była niesamowita. Też bym tak chciała…

Paxi z trudem zachowała powagę.

— I co tylko tego dokonała? -zapytała z niewinną miną Paxi.

— Oczywiście że nie… — Mada była poruszona. — Przed samą śmiercią doprowadziła do wielkiej rewolucji na dalekim południu… podobno do dziś ją tam pamiętają…

Jeszcze długo Mada opowiadała o swojej przodkini, którą jej rodzina wyklęła. Chyba ją podziwiała, choć niektóre występki przodkini nawet ją bulwersowały.

Paxi sennie wpatrywała się w ogień słuchając niesamowitych opowieści. Nagle jej towarzyszka znieruchomiała. Zamarła wpatrzona w ogień. Mada miała nieobecny, lekko przerażający wyraz twarzy.

— Co się stało? — zapytała Paxi, ale Mada milczała, przez co jasnowłosa wiedźma się zaniepokoiła.- Dobrze się czujesz?

Zielonowłosa wiedźma nie odpowiedziała tylko nagle wstała. Paxi obserwowała ją z niepokojem. Czy Mada ją słyszała? Paxi obserwowała uważnie zielonowłosą wiedźmę. Czy tak wygląda ktoś kto zostaje przez coś przywołany? Może Mada została opanowana przez jakieś złe moce?

Mada bez słowa zaczęła się oddalać.

— Gdzie idziesz? — zawołała za nią Paxi.

Zielonowłosa wiedźma nie odpowiedziała, obejrzała się tylko. Paxi wstała, ale Mada ją powstrzymała.

— Nie idź za mną — powiedziała z trudem wypowiadając słowa. — To sprawa rodzinna. Muszę do nich dołączyć… teraz.

To zabolało, ale Paxi dość spokojnie zapytała:

— Wrócisz?

— Jeszcze nie wiem… nie mam pojęcia czego ode mnie będą żądać…

— I co teraz zrobisz?

— To co muszę — powiedziała Mada z zawziętym wyrazem twarzy.

Nagle zielonowłosa wiedźma zniknęła, a Paxi została sama przy ognisku pośrodku pustkowia. Poczuła się zdradzona. I zabolało ją nie zachowanie Mady, ale to że znów została sama. Uświadomiła sobie nagle, że nie chce już być sama. Musi znaleźć inne artefakty i pokazać na co ją stać. Zwrócić na siebie czyjąś uwagę. Tylko jak mogła to zrobić? Nie znała się na tych sprawach. Nie miała pojęcia, które zaklęcia były przydatne w wyściga, a które bezużyteczne. Zielonowłosa wiedźma o wiele lepiej niż ona orientowała się w tych sprawach. Za bardzo zaczęła polegać na Madzie.

Nagle Paxi zauważyła, że jej towarzyszka zostawiła swoje dziwaczne małe urządzenie. Nie miała pojęcia jak działało, ale sięgnęła po nie. Chciała się czymś zająć.

Urządzenie było niewielkie i ozdobione magicznymi znaki i symbolami. Z nudów Paxi zaczęła się nim bawić. Próbowała je rozkręcić i otworzyć. Opierało się jej ale czuła, że robi się coraz cieplejsze i wibruje.

Nagle urządzenie zalśniło zielenią i zapiszczał, o a Paxi poczuła, że jakaś siła odrywa ją od ciała i że spada w otchłań.

7.

Paxi leciała w dół. Starała się czegokolwiek uchwycić, ale nie mogła niczego dotknąć. W końcu o coś uderzyła.

Otworzyła oczy. Wokół siebie miała jasną oświetloną zielonym światłem, pustą przestrzeń, podzieloną liniami. Rozglądała się zaskoczona. Gdzie była? Co to za miejsce?

Powoli wstała. Poruszyła się i wpatrywała w zmianę, która zachodziła w pustce. Przestrzeń zakrzywił się i stworzyła ścianę przed nią. Zalśniły na niej znaki które Nada nazywała drogowskazami w magii, a po chwili pokazały się drzwi oraz schody.

Czy miała wybrać jedno z nich? Paxi zbliżyła się do nich ostrożnie.

Pod jej stopami pojawiały się kolorowe kształty. I Paxi już wiedziała co to jest. Słyszała o czymś takim. To była zabawka. Magiczne zamki i pułapki oraz ścieżki prowadzące do skarbu. Zabawka jaką wręczano wybitnie utalentowanym magicznie dzieciom, by nauczyć je kontroli nad swoją mocą. Słyszała, że istniały też groźniejsze wersje tego urządzenia, w których można było się zatracić, a nawet umrzeć. Jak mogła się stamtąd wydostać? Śmierć od trucizny lub klątwy nie była według niej atrakcyjną przygoda, nawet w drodze do wielkiego skarbu.

Paxi przyjrzała się uważnie otaczającym ją znakom i symbolom. Wiedziała, że niektóre pozwalają wydostać się ze ścieżki przed dotarciem do skarbu. Musiała je tylko znaleźć. Podchodziła do każdego znaku i próbowała go dotknąć. Przez niektóre jej palce przechodziły na wylot, inne ją parzyły. Gdy dotknęła ostatni znak wszystkie uciekły od niej i ukryły się poza jej zasięgiem. Musiała znaleźć inne rozwiązanie.

Rozejrzała się. Wciąż były tam drzwi i schody, które gdzieś musiały prowadzić. Po namyśle Paxi wybrała schody. Zaczęła po nich wchodzić.

Stopień po stopniu wznosiła się coraz wyżej, aż ujrzała w końcu ponad sobą sufit. Mimo to nie mogła zwrócić. Jakaś siła pchała ją do przodu. Zbliżała się do wysokiej jasnej ściany, która pulsowała światłem.

Była już o dwa metry od płaszczyzny sufity, gdy nagle schody pod nią zadrżały i zaczęły się rozsypywać. Przed sobą ujrzała mały podest, który był jej jedyną szansą. Rzuciła się do przodu i cudem chwyciła krawędzi. Wdrapała się na podest i zaczęła nim przesuwać wzdłuż ściany. Przed nią podest się tworzył, za nią rozsypywał. Nie miała wyboru, musiała iść do przodu. Obeszła dokoła wielką salę i przed nią ułożył się most prowadzący nad pustką na drugą stronę. Nie mając innego wyjścia ruszyła po nim.

Gdy była na środku mostu, w przestrzeni pod nim ujrzała wielki lśniący klucz. Coś jej podpowiedziało, że od niego zależało czy dotrze do celu i wydostanie się z tego miejsca. Przez chwilę się wahała, ale potem skoczyła. Przeleciała obok klucza, który udało jej się stracić i spadła na miękką powierzchnie. Zadowolona że jeszcze żyje wstała i zrzedła jej mina. Wokół niej wyrosły ściany. Była w labiryncie, w którym miała odszukać klucz. Pamiętała że klucz był przed nią. Ruszyła w tamtym kierunku, ale to nie było takie proste. Wędrowała po labiryncie i od razu zgubiła się w nim. Wszystko wyglądało tak samo.

Wiedziała że musi zdobyć klucz by się wydostać. Miotała się i chodziła po labiryncie kilka godzin nim usiadła zmęczona. Nie miała już sił ani ochoty na takie przygody. Czemu jakie dzieci miałyby by się w nim dobrze bawić?

Paxi westchnęła. Czemu miała aż takiego pecha i ciągle się pakowała w jakieś kłopoty? Jej mentorka drwiła z niej, bo szybko się zawsze poddawała. Nie lubiła rywalizacji i takich pełnych wyzwań zabaw. Uważała że są bez sensu. Wolała na spokojnie coś rozważyć i poszukać najlepszego rozwiązania.

Idąc za swoim instynktem położyła się na ziemi i wbiła spojrzenie w sufit. Wiedziała, że nikt poza nią nie pomoże jej się stąd wydostać. Nikt jej nie pomoże, bo nikt nie wiedział gdzie utknęła. Leżała długo bez ruchu i pozwalając by ponure myśli nią zawładnęły. To w niczym nie pomogło. Nie wymyśliła żadnego rozwiązania swojego problemu. Wzięła się w garść i usiadła. Ujrzała przed sobą kobietę w staroświeckiej zielonej sukni i w wielkim zielonym kapeluszu. Czyżby ona też trafiła do tej pułapki? Może znała wyjście? Paxi zawołała do kobiety prosząc o pomoc, ale kobieta nie zareagowała, tylko ruszyła jedną z alejek. Paxi poderwała się i pobiegła za kobietą w głąb labiryntu.

Paxi nie zatrzymywała się tylko parła do przodu. Nie chciała zostać znowu sama. Była pewna, że kobieta jest za którymś z kolejnym z zakrętów. Docierała do niego, ale nigdzie nie ujrzała kobiety. Szla dalej, bo nie było sensu się cofać. Nie mogła nigdzie dostrzec kobiety w kapeluszu, ale zamiast do niej dotarła do klucza, który szukała. Była zdziwiona, bo klucz bardzo się skurczył od kiedy widziała go ostatnio. Podeszła do unoszącego się w powietrzu klucza i dotknęła go nieśmiało. Nic się nie stało, więc ujęła go ostrożnie. Zacisnęła na nim palce i wtedy pod jej stopami zalśniła wielka układanka. Do tego momentu Paxi miała nadzieję, że samo dotarcie do klucza uwolni ją, ale to by było przecież zbyt proste. Westchnęła. Musiała brać w to dalej, by się wydostać z tego miejsca.

Spojrzała z niechęcią na układankę pod stopami. Wydawało jej się że zna umieszczone tam znaki, ale te ciągle się zmieniały. Uważnie się im przyglądała. Zbliżyła do nich klucz i wtedy symbole znieruchomiały. Z ulgą odkryła, że znała prawie wszystkie zebrane na posadzce symbole. To była podstawowa wiedza magiczna. Znaki opisujące żywioły i do tego cztery fundamentalne zasady magii. Były tam znaki określające moce ziemi, wody, powietrza, ognia, metali i czasu. I symbole zasad cykliczności, równowagi, przyciągania i ceny. Przyglądała się układance. Co miała z nią zrobić? Obchodziła układankę z każdej strony i sprawdzała co się stanie.

Na próbę zaczęła przesuwać wielkie panele układanki. Szło jej to z wielkim trudem, ale nie chciała się teraz poddać. Niektóre panele tylko zalśniły, inne zniknęły. Przypadkiem udało jej się nałożyć na siebie niektóre panele. Powstały nowe znaki i symbole. Połączone ze sobą elementy lśniły i same się poruszały. Czuła, że coś zostało uruchomione.

— Nadchodzi czas próby — powiedziała cichy kobiecy głos przy uchu Paxi. — Magia zmieni swoje zasady. Wiedźmy muszą sobie z tym poradzić.

Paxi gdy usłyszała szept zamarła. Wydawało się jej że jest sama, więc jak to było możliwe? Po chwili obejrzała się wokoło, ale tak jak myślała była sama. Paxi zaczęła się zastanawiać czyj to mógł być głos. Ktoś został w tym miejscu uwięziony? Wolała by już nie usłyszeć takiego głosu. Cierpła jej od niego skóra.

— Tego się nie spodziewaliśmy… — jak echo dotarł do niej męski głos.

Paxi szybko obejrzała się ale znów nikogo nie zobaczyła.

— Nikt nie spodziewał — odpowiedział kobiecy głos. — Choć ona miała przeczucie.

— Nie żartuj… Ona zawsze tak mówi. Po fakcie każdy jest mądry…

— Tym razem jej się udało ujrzeć przyszłość…

— I nic jej z tego nie przyszło.

— Każdemu może się trafić.

— I co z tego wynika?

— Wiele. Magia przestaje być przewidywalna. I trzeba coś z tym zrobić.

— Nie da się tego powstrzymać. Zmiana jest nieuchronna.

— Tak ci się tylko wydaje… — powiedział złowrogo męski głos.

— To co z tym zrobisz?

— Wiesz co muszę zrobić.

— Ale przecież jeszcze nie teraz…

— Lepiej już to teraz zrobić.

— Ale to może wszystko zniszczyć.

— Będę uważał…

— Już to kiedyś słyszałam… a potem trzeba było złożyć sto ofiar i dar.

Paxi przeszedł dreszcz na te słowa.

— Taka była cena.

— A to tylko jedno z zagrożeń?

— Za dużo myślisz. Kiedy chronisz magię musisz być gotowym na poświęcenia i straty… A teraz już patrz.

Paxi stała bez ruchu, wstrzymując oddech. Usłyszała za sobą chichot. Nie mogła się teraz obejrzeć, bo jej uwagę przyciągnęło to co stało się z układanką. Pojawiły się na niej całkiem nowe znaki. Żywioły łączyły się i przenikały. Fundamentalne zasady magi zmieniały się. Paxi czuła że to w czym w tej chwili uczestniczyła była jak najgorsza profanacja. Dlaczego to się działo?

Czy rozmawiające ze sobą te dwa upiorne duchy wpływały na układankę czy na cały świat i magię? Nie potrafiła tego ustalić. Czuła coraz większy ból głowy. Dodane elementy lśniły, a cała układanka się wybrzuszyła. Układały się różne kształty, aż w końcu zastygły w ludzkiej postaci. Paxi ujrzała drobną wdzięczną podobna do drobnego człowieka postać, która tańczyła. Paxi obserwowała ją i nie miała pojęcia o co w tym chodzi.

Kiedy stała z oczami utkwionymi w tańczącej postaci świat wokół Paxi zaczął się zmieniać. Usłyszała nieprzyjemne buczenie, a potem wibracje, które zatrzęsły całym światem. A przynajmniej tak się Paxi zdawało.

Chciała krzyknąć, ale ciało jej się słuchało. Coś w nią uderzyło z lewej strony i powaliło na ziemie. Zamknęła oczy i skuliła się, a kiedy je otworzyła otaczał ją mrok i cisza.

Na początku się przestraszyła, bo całe ciało paliło ją żywym ogniem. Ale kiedy dotarły do niej dźwięki nocnego życia lasu odetchnęła z ulgą. Była wolna. Wszystko powoli ucichło się i uspokoiło. Mięśnie przestały jej w końcu drżeć. Nie miała pojęcia na jak długo ugrzęzła w magicznej dziecinnej zabawce, ale czuła silny ból mięśni i wielkie zmęczenie. Mimo to była zadowolona.

Na szczęście wydostała się z pułapki.

Leżała nieruchomo oddychając zimnym powietrzem, aż poczuła głód. Usiadła i uświadomiła sobie, że wciąż ściska w dłoni małe urządzenie. Spojrzała na nie z niechęcią. Powinna je wyrzucić, ale z jakiegoś powodu nie potrafiła. Przyglądała się mu. Co pomagało jej przetrwać tą zabawę?

Gdy poczuła, że urządzenie się nagrzewało przestraszyła się. Odrzuciła od siebie przedmiot. Nie cierpiała techniki i maszyn. Gdy uwolniła się od urządzenia poczuła ulgę.

Nie miała pojęcia co jej zrobiło. Czy to co tam zobaczyła w środku było czymś realnym? Kim były postacie, które widziała lub słyszała gdy została przeniesiona do środka zabawki? Jak trafili do tego urządzenia? Byli prawdziwi?

Paxi obeszła urządzenie na około. Nie chciała znowu przypadkiem czegoś uruchomić. Wolała porzucić cenny przedmiot niż znowu dać się mu uwięzić. Powoli zaczęła się oddalać od urządzenia, które hałasowało.

Musiała coś postanowić i zacząć działać. Nie była zadowolona ze swoich postępów w wyścigu i tego co czuła. Chciała wiele zmienić. Nie miała pojęcia czemu wcześniej tego nie zrobiła.

Uświadomiła sobie jak bardzo nie chciała być sama i aż ją to zaskoczyło. Zebrała swoje rzeczy i przygotowała się do dalszego lotu. Uznała, że za nic nie zostanie w tym miejscu sama. Poderwała się w powietrze i lecąc w mroku szukała źródeł światła.

III

1.

Noc się kończyła a Paxi nadal leciała i szukała towarzystwa innych ludzi. Chłód i wilgoć wzmagały się. Świat wydawał się być uśpiony.

Paxi ucieszyła się, gdy w końcu ujrzała kilka jasnych punktów na ziemi.

Skierowała się tam od razu i ku swojemu zaskoczeniu ujrzała całkiem spory obóz. Dostrzegła kilka znajomych uczestniczek wyścigu i strażników. Trafiła do miejsca, gdzie było więcej strażników niż wiedźm. Czuła się wśród nich nieswojo, ale czy chciała dalej szukać?

Strażnicy nie odgonili jej. Może ja rozpoznali? Większość z nich udawała, że jej nie widzi. Rozmawiali tak jakby jej tam nie było.

— Wiedźmy plotkują o przedmiotach, które znikają — powiedział młody jasnowłosy strażnik obok którego Paxi przechodziła.

— Posądzają siebie, nas i wszystko wokoło o to — mruknął strażnik w średnim wieku.- Tak zawsze robią nieudacznicy.

— Sam widziałem jak znika jeden z przedmiotów… — wtrącił się pokryty zmarszczkami strażnik. — I to było coś innego niż ta ich magia.

— To co to było?

— Może ingerencja…

Słyszący to strażnicy wybuchnęli śmiechem.

— To tylko jeszcze jedna bajka.

— Oni specjalnie rozpuszczają takie plotki.

Paxi mocno ścisnęła swoją torbę. Co inne wiedźmy jej zrobią, jak odkryją, że to ona za tym stała? Nawet jeśli nie ona to zrobiła, napytała tym sobie biedy. Nikt nie mógł się dowiedzieć w co się wmieszała. Czy Mada też musiała się mieć się na baczności, gdziekolwiek teraz była?

Paxi zastanawiała się co zrobić, gdy obok niej stanął wysoki chudy mężczyzna w mundurze.

— Zgubiłaś się młoda wiedźmo? — zapytał oficjalnym tonem.

Powoli skinęła głową.

— Większość wiedźm jest teraz przy szklanym murze — powiedział życzliwy strażnik.- Tam są teraz twoje siostry.

To był spory kawałek drogi. Nie miało ochoty po nocy się tam udawać.

— Zostanę tu do rana — powiedziała cicho.

Strażnik skinął tylko głową.

— Skoro tak wolisz. Tylko nie rozrabiaj… — powiedział strażnik i oddalił się.

Cieszyła, się że strażnicy nie kazali jej ruszać w dalszą drogę. Była zbyt zmęczona i senna, by to było bezpieczne. Poszła poszukać sobie miejsca na nocleg. Znajomy młody ponury strażnik siedział sam na uboczu. Wyczuwała w nim napięcie. Usiadła niedaleko niego.

— Coś się stało? — zapytała nieśmiało.

Przez chwilę zastanawiała się czy surowe zasady, które ich obowiązywały nie każą mu milczeć w takiej sytuacji, ale strażnik po namyśle odpowiedział jej.

— Jeden ze strażników zginął.

Paxi była zszokowano. Nie spodziewa się czegoś takiego. Czy to stało się przez wyścig, magię lub którąś z wiedźm?

— Jak to się stało? — zapytała Paxi starając się zapanować nad głosem.

Czy to dlatego strażnicy byli spięci i nieprzyjaźni?

— Jeszcze nie wiemy — powiedział strażnik.- Dochodzenie ciągle trwa.

— Byle nie zatuszowano tej sprawa — wtrącił się strażnik, którego Paxi dopiero w tamtej chwili zauważyła. — Jest w nie coś podejrzanego…

— Nie przesadzaj — obruszył się ponury młody strażnik.- Najprawdopodobniej to był wypadek.

Starszy strażnik skrzywił się.

— Tego nie wiadomo — powiedział i dodał: — Ktoś potężny się w to wmieszał. Mówię ci…

— I co, teraz chcą to ukryć?

— Jak zawsze. To przecież nie byłby pierwszy raz… Sam o tym wiesz najlepiej.

Obaj strażnicy byli rozgoryczeni. Chyba nie spodziewali się, że któregoś z nich spotka taki los. Co by się stało, gdyby okazało się, że któraś wiedźm ma z tym coś wspólnego? Przeszedł ją dreszcz.

Ponury młody strażnik wstał i doszedł. Paxi została sama z nieznajomym. Nie chciała tam zostać więc też wstała. Zaczęła się kręcić po obozie szukając miejsca, gdzie mogła by się położyć. Jednak kiedy zatrzymywała się na dłużej wśród strażników, zaczynano się ją wypytywać o różne sprawy. Szybo odkryła, że strażnicy byli jeszcze bardziej wścibscy niż wiedźmy. Wypytywali ja nawet o bardzo osobiste sprawy. I do tego traktowali ją jak dziwadło. Wcale jej się to nie podobało. Swoje sprawy wolała trzymać w sekrecie. Po kilku odpowiedziach i wykrętach dochodziła i szła dalej.

W końcu Paxi znalazła spokojny kąt między namiotami najstarszych i najnudniejszych strażników. Ci szybko poszli spać i Paxi miała spokój. Cieszyła się, że w otoczeniu strażników nie musiała się przejmować groźnymi ludźmi, którzy kręcili się przy biorących udział w wyścigu wiedźmach. Dostrzegła kilku obserwatorów poza obozem strażników. Ci wszyscy ludzie budzili w niej niepokój. Nie wiedziała do czego są zdolni i to było jeszcze gorsze. Zasypiając zastanawiała się czego to dziwne towarzystwo szukało na przykład w tym miejscu? Nie miała pojęcia co ich przyciąga. Stanowczo za mało znała świat i jego sprawy. Powinna przetrwać jakoś wyścig i wrócić do swojej wioski. Jakiś głosik w jej głowie mówił, że jeśli się jej to uda, powinna być zadowolona z tego sukcesu. I że na nic więcej nie powinna liczyć. Zmęczona nie miała sił się z nim kłócić.

Oparła się o drzewo i poddała zmęczeniu. Zasypiała ukołysana śmiechami, sprośnymi piosenkami i pijackimi rozmowami. Śniła o dziwnych szalonych podróżach. Jej sen stawał się coraz bardziej nieprzyjemny i mroczny. Leciała na miotle, a coś ją goniło. Czuła za swoimi plecami obecność czegoś złowrogiego i wściekłego na nią. Mimo strachu nie mogła się obudzić, i mogła tylko uciekać. Męczyła się, z uporem uciekając przed złem pozbawionym twarzy.

Gdy słońce stało już wysoko na niebie, Paxi nagle usiadła na posłaniu. Leżała skulona obok drzewa nakryta kocem. Coś ją obudziło, tylko nie miała pojęcia co. Czujnie nasłuchiwała ale otaczała ją cisza i spokój. Wsłuchiwała się w cisze panująca w obozie, w której jednak coś się kryło. Większość wiedźm musiała już wyruszyć w drogę. Za nimi ruszyli obserwatorzy i strażnicy.

Paxi wiedziała, że powinna wstać i ruszyć w dalszą drogę, ale nadal była zmęczona. Postanowiła dać sobie jeszcze kilka godzin odpoczynku. Położyła się na ziemi i starała sobie przypomnieć co jej się śniło. To były dość mroczne obrazy, budzące w niej silne odczucia i emocje.

Usłyszała jakiś szmer i nerwowo się poderwała z ziemi. Nikogo nie było w pobliżu. Paxi powoli się uspokajała. Chciała już położyć się, gdy dostrzegła ruch między namiotami. Ujrzała dwóch, wyjątkowo podejrzanie wyglądających, ludzi. Szeptali między sobą i wymieniali się drobnymi błyszczącymi przedmiotami. Młoda wiedźma nie wahała się ani chwili, szybko wstała, spakowała się i zaczęła skradać się za nimi.

Ujrzała, że szykują się do czegoś podejrzanego. Oblewali jeden z namiotów lśniącą czerwoną substancją. Wcale jej się to nie podobało i obleciał ją strach. Gdyby dowiedzieli się że ich podgląda mogli zrobić jej krzywdę. Może powinna się wycofać? Zrobiła krok do tyłu i wpadła coś. A a raczej na kogoś. Na młodego ponurego strażnika, który miał bardzo niezadowoloną minę. Chciała się odezwać, ale on gestem kazał jej być cicho.

Z przystojnym młodzieńcem u boku od razu poczuła się odważniejsza. Przy tym młodym strażniku była bezpieczna, bo chroniła ją przysięga, którą złożył.

Młody strażnik skradał się zbliżając do intruzów. Śledzeni ludzie dołączyli do trzech innych podejrzanych typów. Mężczyźni zaczęli się kłócić, a potem skierowali się ku pobliskim drzewom. Mężczyźni wędrowali jakiś czas, a potem nagle się odwrócili i zaczęli na coś pokazywać. Paxi szybko sobie uświadomiła co to było. W obozie który opuścili wybuch pożar. Smuga czarnego dymu

— To była substancja samozapalająca się… — wyszeptała Paxi.

— A ja byłem głupcem. Powinienem był się domyślić… — wyrzucał sobie strażnik.

— Wracamy? — zapytała z nadzieją Paxi.

Młody strażnik pokręcił głową.

— Nie, poradzą sobie sami. I obóz jest prawie pusty.

— Pewnie obwiną o to jakieś wiedźmy.

— Pewnie tak — zgodził się strażnik.

Nie przejmował się tym i nadal podążał za tajemniczą grupą. Paxi przez chwile zastanawiała się nad powrotem do obozu, ale ciekawość wzięła górę. Mężczyźni ominęli kilka wielkich powalonych drzew i dotarli do strumienia. Przekroczyli go i rzucili przed siebie kilak świecących kul. Kule wybuchły i ogień odsłonił kilka starych budowli. Mężczyźni zniszczyli kilka kamieni a potem okrążyli ruiny i dotarli do starych niskich budynków pokrytych czarną farbą. Paxi obserwowała ich zaniepokojona. Co oni tam robili? Dziwnie się zachowywali i najwidoczniej znali stare ceremonie. A to nie wróżyło niczego dobrego. Mężczyźni zaczęli rozbierać jedną ze ścian starej budowli. Młoda wiedźma jeszcze nigdy nie słyszała o czymś takim. Nawet nie starali się odszukać wejścia do środka budowli. Tylko niszczyli ruiny. To musiały być jakieś podejrzane i zapewne nielegalne praktyki.

— Co oni robią? — Paxi zapytała szeptem strażnika.

— Niszczą stare miejsce kultu — podpowiedział niechętnie.- To całkowicie nielegalne działanie.

Pax była podobnego zdania. Straciła ochotę by ich szpiegować. Niebezpieczni ludzie zrobili sporą dziurę w ścianie budowli i znikali w wyrwie, którą stworzyli.

— Co teraz robimy? — Paxi zapytała strażnika, licząc że strażnik będzie rozsądny.

Ponury młodzieniec poruszył się. Po jego minie wiedziała, że nie na co liczyć.

— Śledźmy ich dalej — powiedział zdecydowanym tonem.

— To niebezpieczne — zauważyła Paxi.

— Oczywiście — powiedział strażnik i zaproponował: — Jak chcesz możesz tu zostać.

Paxi nie chciała zostać sama, w miejscu gdzie magia była niestabilna.

— Nie rozdzielajmy się — powiedziała zdecydowanym tonem.

Strażnik skinął głową, zadowolony z siebie i ruszył ku ruinom. Paxi z westchnieniem ruszył za ponurym młodzieńcem. Przed wyrwą w ścianie zatrzymała się niepewnie.

— Nie powinniśmy iść za nimi tędy… mogą tam na nas czekać… — powiedziała Paxi rozglądając się wokoło.

— To jak chcesz wejść do środka? — zapytał dość ostro strażnik.

— Znajdę inną drogę — oświadczyła pewnym siebie tonem Paxi.

Wyszeptała zaklęcie, a jego rezultat nawet ją zaskoczył. Gdy tylko wypowiedziała ostatnie słowo wiedziała, że uruchomiła coś wielkiego i dotarła do potężnych pokładów magii. Jeszcze nigdy tak dobrze nie wyszedł jej żaden czar. Oboje poczuli przepływającą wszędzie dookoła moc i ujrzeli ukryte drzwi. Ruszyli do nich jednocześnie. Paxi była zdezorientowana. Czy strażnik powinien widzieć to co ona?

— Masz wiedźmę w rodzinie? — zapytała zaintrygowana towarzysza.

Strażnik zaczerwienił się.

— Na pewno nie — zaprzeczył gwałtownie, ale po chwili dodał ciszej: — Tak mi się wydaje… Nie mam co do tego pewności…

— Jak to? -zaciekawiła się Paxi

— Nie wiem wiele o moich przodkach… — przerwał, bo otarli do wielkiej podziemnej komnaty pełnej rzeźb i kolumn.

To miejsce robiło niesamowite wrażenie. Rozglądali się niepewnie.

— Czego oni mogą tu szukać? — zastanawiał się na głos strażnik.

Paxi wyczuwała wszechobecną moc, ale przecież tego nie mogli stąd zabrać. Na pewno nie po to przybyli mężczyźni.

— Niech każde z nas poszuka w innym miejscu — powiedziała Paxi rozglądając się wokoło.- Tak będzie szybciej.

Młodzieniec niechętnie się na to zgodził. Krążyli po ogromnej ciemnej przestrzeni. Młoda wiedźma wszędzie dostrzegała znaki magiczne i cenne prastare artefakty. Do żadnego się nie zbliżała, bo nie wiedziała czy opanowała by taką moc. Moce kusiła, ale nie chciała sprawdzać na sobie samej ile by zniosła.

— Widzisz w ciemnościach? — spytał strażnik ostrożnie zbliżając się do niej.

Skinęła głową. Strażnik omijał przeszkody i posuwał się wciąż przed siebie.

— Ty też sobie dobrze radzisz — zauważyła Paxi.- Może sam masz jakieś zdolności magiczne?

Ponury młodzieniec nic nie odpowiedział.

Młoda wiedźma ujrzała na jednej ze ścian komnaty niezwykłe znaki. Od razu widziała, że coś tam musi być. Czyżby tam była skrytka? Dotknęła wzorów. Najpierw nieśmiało, potem coraz szybciej i pewniej. Miała wrażenie jakby już kiedyś to robiła.

Splatała zaklęcie i czuła jak moc rośnie. Nie zauważyła, że obok niej stanął strażnik. W milczeniu ją obserwował. Straciła pewność siebie. Coraz wolniej dotykała kamieni, bojąc się pomyłki. Odetchnęła z ulgą, gdy ściana drgnęła i się przesunęła.

— Co tam jest? — spytał strażnik zaglądając w otwór.

— Jakieś pomieszczenie — powiedziała dość szorstko Paxi.

Strażnik zapalił latarnie, która miał przy sobie.

— Czemu dopiero teraz z niej korzystasz? — zdziwiła się Paxi.

— Do tej pory nie potrzebowałem tego.

O co mu chodziło? Może naprawdę świetnie widział w ciemnościach. Tak jak ona. Nie podobała jej się ta myśl.

W przytłumionym świetle ujrzeli niewielką komnatę. Na jej środku stał postument, na którym leżał stos lśniących niezwykłą tęczową poświatą materiałów. Paxu podeszła do niego i ze zdziwieniem w środku między materiałami ujrzała małe kilkuletnie dziecko ściskające coś w ramionach.

— To dziecko? — zdziwił się strażnik stając obok Paxi. — Co on tu robi?

— Nie dotykaj! — Paxi powstrzymała go w ostatniej chwili. — Ono zostało uśpione… i lepiej żeby tak zostało…

— Dlaczego?

— Zobacz co trzyma to dziecko…

— To tylko jajo.

— Tak to magiczne jajo…

Strażnik był pod wrażeniem.

— Dziecko naprawdę śpi? — spytał po chwili strażnik.

Paxi potwierdziła.

— Jest pod wpływem zaklęcia?

Skinęła głową. Nie wiedziała w jakim celu ukryto i uśpiono dziecko ale dostrzegała sieć zaklęć. Były mocne i niepokojąco perfekcyjne. Podejrzewała, że cała budowla jest częścią zaklęcia. Tak jak od razu widziała co przyciska do siebie dziecko. Od jak dawna dziecko tkwiło w magicznym kręgu? I dlaczego to zrobiono? Na myśl o tym przechodziły ją dreszcze. O pewnych sprawach wolała nie myśleć.

— Słyszysz? — spytał nagle strażnik.

Paxi zamarła. Nasłuchiwała. Z oddali dochodziły do nich słowa i odgłosy uderzeń. Mężczyźni, których wcześniej śledzili, byli coraz bliżej. Przebijali się przez kolejną ścianę. Paxi czuła, że nie może pozwolić im wygrać. Nie mogła zostawić tam niezwykłego dziecka ani jaja. Chwyciła dziecko i zamknęła skrytkę.

— Co robisz? — zapytał cicho strażnik. — To przecież niebezpieczne…

— Nie zostawię ich tutaj — powiedziała zimnym tonem Paxi. — To źli ludzie i nie wiadomo co by im zrobili…

— Ale…

— Nie czas na dyskusje — kategorycznie oświadczyła Paxi. — Jak nas tu znajdą to będzie nasz koniec… oni nie wyglądają na gotowych do rozsądnych decyzji lub uznania porażki…

— Inaczej bym to ujął.

— Ale zgadzasz się że musimy się im wymknąć, prawda?

Strażnik skinął głową. Ucieszyła się, że ponury młodzieniec nie rwie się do walki. Schowali się w kącie komnaty, a Paxi rzuciła na nich czar maskujący. Strażnikowi nie spodobało to się, ale przecież to nie miało teraz znaczenia.

2.

Usłyszeli huk i jedna ze ścian została zniszczona. Przybysze wkroczyli do sali i zaczęli po niej krążyć. Paxi zdziwiła się zauważając, że mieli przy sobie narzędzia. Od czas do czasu przybysze uderzali swoimi młotami, w którąś ze ścian. Krzywiła się za każdym razem gdy to robili. Coraz mniej się jej podobali. Potrafili tylko niszczyć. Paxi przyciskała do siebie zaklęte dziecko i smocze jajo. Gorączkowo się zastanawiała co musi zrobić. Musieli wydostać się z ruin i znaleźć dziecku oraz jaju jakieś schronienie.

— Tu jest normalne zejście — oburzył się jeden z przybyszów.- I po się tak męczyliśmy?

— Nie było z nami żadnej wiedźmy — zauważył inny z przybyłych.- Żadna by się za nic nie zgodziła na to…

— Nie narzekaj — wtrącił się trzeci z mężczyzn. — Dostaliśmy się tu. Szukacie, to musi tu gdzieś być.

Gdy przybysze się zbliżali do nich, wycofywali się. Strażnik był czujny, ale nie zrobił nic co by ich zdradziło.

— Dobrze szukajcie — pouczał towarzyszy jeden z intruzów. — Jeśli będzie trzeba nie zostawimy tu kamienia na kamieniu.

Mężczyźni zaczęli uderzać młotami w kamienne ściany. Paxi cierpła skóra. Przerażali ją tacy ludzie, bo tylko to potrafili robić. Niszczyć.

Strażnik spojrzał na Paxi ze złością. Był na nią zły, bo to przez nią znaleźli się w takim położeniu? Wiedziała że wcześniej czy później ich znajdą. Mieszając się w coś tak podejrzanego sami na siebie sprowadzali nieszczęście. Zaczęła się szykować od ucieczki.

— Za ciemno tu — powiedział jeden z przybyłych mężczyzn. — Trzeba rozpalić ognisko.

— Dobrze, ale niezbyt duże.

Strażnik zbliżył się do Paxi i złapał ją za rękę.

— Musimy uciekać — wyszeptał i szarpnął ją.

Paxi rzuciła jeden z czarów dekoncentracji. Uznała, że to powinno im ułatwić zadanie. Zaczęli kierować się ku wyjściu, którym przyszli. Mężczyźnie nie widzieli ich, ani nie słyszeli. Mieli szczęście i wymknęli się między mężczyznami. Paxi wyczuwała od nich niezwykłą woń magiczną, zatęchłą i dziwną. Ten zapach nie pochodził od nich. Kto za nimi stał? Musiał nimi kierować ktoś to posiadał ogromna wiedzę o magii i przeszłości. Paxi wcale się to nie podobało.

Wolni i cicho wracali po swoich śladach. Strażnik milczał, i cały czas był czujny oraz gotowy do działania. Paxi odetchnęła z ulgą, kiedy wyszli z budowli. Miała wrażenie że magia budowli ich chroni i im pomaga. Czyżby niezwykłe dziecko pilnujące jaja było aż tak ważne? Już dawno minęły czasy potwornych smoków i rycerzy. Już nikt nie powierzał im żadnych ważnych misji. Byli przeżytkiem. Niezwykłe było to, że ktoś ich otoczył ochronnymi zaklęciami i uśpił na wiele lat.

Na powierzchni przyjrzeli się temu co wyniosła Paxi. Dziecko było większe niż jakiś czas temu. Strażnik obejrzał je i zauważył mało odkrywczo:

— Ocaliliśmy dziecko i jajo. I co teraz?

Paxi wzruszyła ramionami. Nie miała pojęcia. To był impuls by zaopiekować się magicznie uśpionymi. Czemu mu uległa? Bała się myśleć co będzie kiedy dziecko się obudzi a jajo wykluje. Nie potrafiła się zajmować nic dziećmi ani magicznymi istotami.

— Musimy odkryć co robili w budowli.

— Dlaczego?

— Ci którzy próbują odmienić czyjeś przeznaczenie fatalnie kończą. Z magia nam żartów.

Strażnik przyglądał się jej z namysłem.

— Czyli znaleźliśmy tych dwoje i wynieśliśmy ich dlatego, że tak chciała magia, która ich chroni? — zapytał powoli ponury młodzieniec.

Paxi potwierdziła.

— No wspaniale. A wiesz przynajmniej co to za jajko? — zapytał młodzieniec

— Chyba smocze.

— Naprawdę? — Zainteresował się strażnik.

Dotknął powierzchni jaja i oczy mu zalśniły.

— Musi być bardzo cenne — powiedział cicho jakby do siebie. — One są bardzo rzadkie, prawda?

Skinęła głową. Wyjątkowe jaja magicznych istot chowano i obrzucano czarami. Robiono tak bo chciano ocalić, niektóre prastare gatunki. Ale czemu obok jednego z nich było dziecko? Czyżby zadecydowano że ich los jest związany?

— Ono zapewne ma go strzec — wyszeptała Paxi.

— Dziecko? Jak by sobie z tym poradziło?

— Specjalne je wybrano i zaklęto. Kiedy magia cię wybierze wszystko zazwyczaj układa się dobrze.

— Biedakowi narzucono coś takiego? — powiedział z kpiną strażnik. — To wielki obowiązek.

Znowu się z nim zgodziła. Czuła smutek, bo wiedziała jak to jest robić to co chcieli inni. Dziecko może i miało odpowiednie zdolności by zapanować nad magiczną istota, ale odebrało mu wybór jak chce żyć.

— Ono i tak umrze — powiedziała ponuro Paxi. — Tak jak jajo… Bez smoczego ognia, niezbędnego po koniec okresu inkubacji, już jest po nich…

— Skąd wiesz że już ich potrzebują?

— Po prostu wiem.

— To dlatego teraz odnaleźliśmy je?

— Może… — mruknęła Paxi dotykając skorupki jajka.

Jak mogła mu pomóc? Wręczyła strażnikowi dziecko oraz jajo i przeszukała swoją torbę. Pod palcami wyczuła pewien kształt, a w jej umyśle wykiełkował pomysł.

— Co zrobisz? — zapytał stojący obok strażnik.

— Mam pomysł.

Paxi wyciągnęła zdobyty niedawno magiczny przedmiot. Nie wiedziała czy prawidłowo wykorzystuje różdżkę, ale musiała spróbować. Zaczęła nią machać koncentrując się na tym czego pragnęła. Czy coś z tego wyjdzie? Chciała się o tym przekonać.

Stojący obok strażnik tylko jej przeszkadzał.

— Co robisz z tą różdżką? — zapytał podchodząc zbyt blisko.

— Nie przeszkadzaj mi teraz…

— A co, będziesz czarować? — spytał niezrażony strażnik. — Po co?

— Nie mamy innej możliwości jeśli chcemy ich ocalić — tłumaczyła mu cierpliwie Paxi.

Strażnik wyglądał na przekonanego. Nie wierzył, że jej się uda? Czemu był taki irytujący? Zacisnęła mocniej powieki i koncentrowała się bardziej. Starała się dostrzec wzorzec z mocy, która przenikała artefakt. Wiedziała, że jeśli jej się to uda całość się rozżarzy. To trwało strasznie długo i prawie się poddała, gdy poczuła żar. Wypowiedziała w myślach życzenie. Otworzyła oczy i spostrzegła, że otoczył ich ogniowy pierścień.

— Nie spodziewałem się, że ci się uda — powiedział strażnik.

— Też nie byłam tego pewna — przyznała Paxi.

— I co teraz?

Nie odpowiedziała mu, bo starała się zacieśniać wyczarowany magiczny substytut smoczego ognistego pierścienia wokół jaja i dziecka. Spociła się, nim jej to się udało.

— To pomaga jaju i dziecku? — zapytał strażnik, który do tej pory na szczęście zachował ciszę.

Nie była pewna.

— Zobaczymy czy to coś da… — mruknęła Paxi otaczając dziecko, jajo i pierścień ochronnym magicznym kokonem.

Cała operacja wykończyła ją. Usiadła na kamieniu i przyglądała się swojemu dziełu. Dokonała czegoś wielkiego, ale co dalej? Ma zająć się tym dzieckiem i jajem? A co wtedy będzie z wyścigiem? I nie była pewna czy mentorka przyjęła by ją z powrotem, gdy by ich ze sobą zabrała.

— Co z nimi zrobimy? — zapytała w końcu. — Trzeba się nimi zająć… Gdzieś ich ukryć…

Strażnik przyglądał się jej z dziwnym wyrazem twarzy.

— Znam pewne miejsce… — powiedział w końcu strażnik podnosząc kokon. — To niedaleko stąd.

Paxi ucieszyła się z tej możliwości. Ktoś inny byłby wtedy odpowiedzialny na niezwykłe dziecko i niewyklutą istotę. Odpowiadało jej to.

— Polecimy tam od razu? — zapytała z nadzieją.

Długo się namyślał, a końcu skinął głową. Paxi wzmocniła zaklęciem miotłę i przesunęła się na sam jej początek. Strażnik usiadł za nią, trzymając kokon w ramionach. Miotła uniosła ich wszystkich w górę.

3.

Strażnik dawał jej instrukcje, bo Paxi nie miała pojęcia gdzie lecą. Co jakiś czas wskazywał jej nowy kierunek. Mijały godziny, a oni nie dotarli do celu. Pod nimi były rozległe pola, a potem małe domku otoczone ogrodami i mniejszymi polami. Paxi prawie stracił nadzieję na szybkie zakończenie tej sprawy gdy w końcu przed sobą ujrzeli wielki ponury i zniszczony dom.

— To tam — strażnik wskazał na duży zniszczony dom.

Paxi spodziewała się tego. Powoli wylądowała obok kamiennego zrujnowanego domu o wielu oknach i wyjściach.

— Co to za miejsce? — zapytała młoda wiedźma rozglądając się.

Dość zapuszczony ogród był pełen drzew owocowych i zarośniętych chwastami warzyw. Ktoś mieszkał w tym miejscu, ale nie dbał o nie.

— Mój dom — powiedział po chwili cicho strażnik.

Zaskoczona Paxi rozglądała się wokoło. To tutaj wychował się ten nieuprzejmy chłopak? Ściany pokryte były wyblakłymi rysunkami i napisami. Czym był ten niezwykły dom? Kto mieszkał w tym miejsce?

Paxi ujrzała w oknach i drzwiach budowli małe twarze, a po chwili drobne postacie wysypały się przed dom. Otoczyły ich dzieci w różny wieku odziane w przedziwne ubranka. Wszystkie patrzyły na nią z nadzieją, która ją niepokoiła. Spojrzała na ponurego młodzieńca.

— To sieroty — cicho powiedział strażnik.

— Znajdy? — ciszej zapytała Paxi.

Strażnik skinął głową.

Paxi poczuła się nieswojo. Gdyby Naga jej nie chciała zatrzymać, sama wylądowałaby w takim miejscu.

— To sierociniec? — spytała Paxi zdziwiona resztkami ozdób na ścianach budynku.

Strażnik znowu skinął głową.

— Dom długo stał pusty więc go przekazano sierocińcowi. Nie było tu tak źle — odparł wodząc wzrokiem po ostatnim piętrze budowli.

Z domu wyłoniło się troje dorosłych. Dwaj wysocy nieogoleni mężczyźni i drobna kobieta w długiej skromnej zielonej sukni. Mężczyźni zatrzymali się obok drzwi, a podeszła do nich tylko leciwa kobieta wołając:

— Co tam robicie? Odejdźcie od tych obcych.

— Chyba nie jestem tu obcy babciu — powiedział strażnik pierwszy raz uśmiechający się w obecności Paxi.

Stara kobieta zmrużyła oczy i przyśpieszyła.

— Gran! To ty? Nie spodziewałam się zobaczyć cię właśnie teraz… podobno masz teraz ważną pracę… — kobieta ściskała i całowała strażnika jakby byli krewnymi. — Nie było cię tu tak długo…

— Byłem bardzo zajęty… ale często o was wszystkich myślałem.

Staruszka wyglądała na wzruszona. Nie zwracała uwagi na Paxi, ani na kokon czy jej miotłę. Skinęła tylko głową kiedy strażnik ją przedstawił.

— Chodźcie, chodźcie do środka — zapraszała ich staruszka.- Pewnie jesteście głodni.

Staruszka zabrała ich do wielkiej jadalni, gdzie stał długi zniszczony stół otoczony ławami na których siedziały dziesiątki dzieci w różnym wieku. Na stołach rozłożono nakrycia i proste tanie potrawy. Na szczęście było tu dużo jedzenia. Nim Paxi się zorientowała siedzieli przy stole i wchłaniali słodkie ciasto i galaretkę. Obok kłębiły się dzieciaki umorusane słodkim dżemem i aż lepiące się.

— Mieliśmy dobry rok — tłumaczyła im staruszka, wycierająca brudne buzie.- Owoce obrodziły i dzięki temu dzieci mają co jeść.

Strażnik kiwał głową i wpychał w siebie słodkości jakby nie jadł od wielu tygodni.

— Opowiadaj, co teraz robisz?

— Nic ciekawego — powiedział ponury młodzieniec i dodał: — Jestem strażnikiem w wyścigu. Tylko tam mnie chcieli przyjąć… jak wiesz, nie mam żadnych koneksji…

W jego głosie było słychać żal. Czy stąd brała się jego gorycz?

— To nie najgorzej… ale dlaczego nas odwiedziłeś? — chciała wiedzieć staruszka.

Strażnik usiadł wyprostowany.

— Mam prośbę — powiedział patrząc starej kobiecie prosto w oczy. — Czy moglibyśmy zostawić tu coś.

— A co?

— Ten kokon — ponury młodzieniec wskazał na trzymany w ramionach przez Paxi ciężar.

Stara kobieta zmarszczyła brwi.

— Co w nim jest?

— Dziecko… — powiedział cicho strażnik.

Kobieta nie okazała zdziwienia.

— Magiczne? — spytała spokojnie.

— Tak.

Staruszka westchnęła.

— Z nimi zawsze są większe kłopoty. Po ostatnim obiecałam sobie że już nigdy żadnego nie przygarnę…

— To ważne. Życie wielu ludzi od tego może zależeć — powiedział młody strażnik. — Jak będziemy mogli, któreś z nas po nie wróci.

— Oczywiści. Już nieraz to słyszałam… ale to nie twoje dziecko? — nagle zapytała staruszka przyglądając się badawczo strażnikowi, który zaczerwienił się gwałtownie.

— Nie — zaprzeczył stanowczo. — Ja…

Nie skończył mówić, bo do sali weszła śliczna ciemnowłosa młoda dziewczyna, w prostej jasnej sukience. Zbliżyła się do nich, a strażnik jakby zaniemówił na jaj widok. Dziewczyna się uśmiechnęła i spojrzała na staruszkę.

— Znowu przyszli… — powiedziała dziewczyna cichym melodyjnym głosem. — I nie chcą słuchać kiedy ich odprawiam.

Starsza kobieta z westchnieniem wstała.

— Co za uparci ludzie. Nie przejmujcie i się jedźcie dalej, ja zaraz wrócę — powiedziała staruszka i wyszła z pokoju.

Za nią podążała dziewczyna, z której strażnik nie spuszczał wzroku.

— Ciekawe co się dzieje — mruknął młodzieniec i wstał zza stołu.

Paxi poszła w jego ślady. Podeszli do okna i przyglądali się z ukrycia grupie kilku ludzi. Wyglądali podejrzanie ubrani w jaskrawe szaty i przystrojeni pstrokatymi ozdobami. Gestykulowali i robili wiele zamieszania. Co robili tacy ludzie w sierocińcu?

— Praca dla dzieci — powtarzała bardzo głośno jedna z kobiet. — Przyuczymy ich. Damy fach… zyskają dobrą przyszłość…

— Praca jest niezbyt ciężka… — powtarzali kolorowo ubrani ludzie.

Co tak naprawdę oferowali przybyli?

— Przyuczymy ich. — powtarzała jedna z kobiet.

— Te dzieci wiele przeszły i do tego nie są zbyt bystre — powiedziała nieprzyjemnym głosem staruszka.- Trzeba się nimi opiekować.

— Nie szkodzi. I to nawet lepiej, że są potulne… tacy ludzie lepiej pracują.

— Tyle z nimi pracy i kłopotów… trzeba się nimi ciągle zajmować… Część przechodzi teraz zaraźliwą chorobę — narzekała opiekunka z sierocińca. — To taki kłopot.

Przybyli ludzie nie dawali się łatwo zniechęcić. Namawiali staruszkę i starali się nawet ją przekupić. Staruszka udawała, że nie rozumie ich propozycji. Mimo to nadal kusili ją i upierali się przy swoim.

Do pokoju wróciła śliczna dziewczyna i podeszła do strażnika i Paxi.

— Czemu nie chcecie im oddać dzieci? — zapytała śliczną dziewczynę Paxi.

— Nie wyglądają odpowiednio — odpowiedziała ta z powagą. — Nie oddalibyśmy komuś takiemu żadnego dziecka. Na pewno spotkało by je coś złego.

— Ale szukacie dzieciom nowych domów? -zapytała Paxi.

— Na pewno nie u takich ludzi.

Może nie chcieli oddawać dzieci? Natręci kusi staruszkę, obiecując jej złote góry. Ta ciągle odmawiała, wygłaszając jakieś wykręty. Czemu tak bardzo im na tym zależało? W końcu przybyłych wystraszył głośny, parchaty pies, który zaczął się wokół nich kręcić. Z niechęcią odeszli.

Staruszka wróciła do domu i podeszła do nich.

— W końcu sobie poszli — powiedziała z uśmiechem. — Martwię się takimi odwiedzinami. Nie wiem co ta naprawdę ich tu sprowadza. Cuchną mroczną magią… Kilkoro dzieci już nam zniknęło.

Strażnik spiął się.

— Nie mamy pojęcia co się z nimi stało… — dodała młoda dziewczyna.

— Nie szukaliście ich? — zapytała Paxi.

Staruszka westchnęła.

— Gdzie mieliśmy szukać? Dzieci wyszły i nie wróciły. Nikt nie widział ich w okolicy…

Paxi poczuła zaniepokojenie.

— Te dzieci czymś się wyróżniły? Może miały dar? — pytała dalej młoda wiedźma.

— Nie wiemy tego. Nie sprawdzamy dzieci. Tylko dajemy im dom.

Paxi nie pytała dalej. Było jednak możliwe, że to z takich sierocińców pochodziły dzieci, które razem ze strażnikiem uwolniła. Bez mentorów był nie tylko narażone na wykorzystanie przez innych, ale i na zniszczenie samych siebie własną magią. Czy dało się je chronić? Paxi nie miała pojęcia jaki to by było możliwe. Póki nie opanuje się swojej mocy jest się bezbronnym.

— Niestety nie mogę zostać by was chronić. Mam inne obowiązki- powiedział strażnik.- Jak zakończę moje zadanie zobaczę co uda mi się zrobić dla was.

Ta deklaracja wywołała różne reakcje. Śliczna dziewczyna się uśmiechnęła i zarumieniła, staruszka za to posmutniała.

— No cóż zobaczymy… — Staruszka spojrzała na kokon, który przynieśli. — To co z tym waszym tajemniczym kokonem?

— Może tu zostać? — zapytała Paxi.

— Co trzeba z nim robić?

Strażnik i młoda wiedźma spojrzeli po sobie.

— Na razie nic — powiedziała powoli Paxi. — Wystarczy że się go ukryjecie.

— Gdzie?

— Tam gdzie jest ciepło i pusto.

— Może być stary komin?

Paxi powoli pokiwała głową.

— Wydaje się że tak.

Staruszka zaprowadziła ich długim korytarzem do pustej sali z wielkim kamiennym kominem. Strażnik i Paxi wspólnymi siłami wepchnęli kokon do komina. W pomieszczeniu prawie nie było mebli. Nikt tam nie przebywał, co odpowiadało Paxi.

— Tam powinni być bezpieczni — mruknęła Paxi gdy się uporali ze swoim zadaniem.

— Co będzie jak jajo się wykluje? -zapytał szeptem strażnik.

— Da sobie rade.

— A nie zniszczy całego domu?

Paxi powoli pokręciła głową. Nie była tego pewna, ale po co niepokoić strażnika?

— Dziecko powinno nad tym stworzeniem zapanować.

— To tylko dziecko.

— Nie jest zwykłym dzieckiem jeśli zostało wybrane. Założę się ze rzucono na nie sporo czarów, które maja mu pomóc…

Strażnik nie był przekonany.

— Na wszelki wypadek nich nikt nie kręci się po tej sali.

Staruszka skinęła głową.

— I tak nie wpuszczamy tu dzieci.

Paxi wyszeptała jeszcze jedno ochronne zaklęcie, które powinno trzymać wszystkich w bezpiecznej odległości.

— To na nas już pora — powiedział strażnik kierując się ku drzwiom.

Wyszli przed budynek, przed którym bawiły się dzieci.

— Musimy już lecieć… — powiedział strażnik wbijając wzrok w śliczną dziewczynę. — Niedługo tu wrócę. Obiecuję.

Staruszka pokiwała głową. Paxi wskoczyła na miotłę a strażnik do niej dołączył. Wszyscy im machali, gdy wzbijali się w powietrze.

— Odwiedź nas jeszcze! — krzyczały dzieci.

Przez drogę powrotna strażnik był milczący i zamyślony. Odlecieli spory kawałek, i byli prawie w obozie który opuści, gdy nagle strażnik wskazał na ziemię.

— Tam są strażnicy — powiedział zdecydowanie. — Powinienem do nich dołączyć.

Paxi wylądowała na ziemi obok pustego wozu strażników.

— Udało nam się zrobić coś dobrego… — powiedziała cicho Paxi.

— Mam nadzieję…

Strażnik spojrzał na nią z namysłem.

— To dziecko to może być przydatny sojusznik dla króla. W przyszłości.

— Może kiedyś — zgodziła się Paxi. — A ty wrócisz tam?

— Teraz muszę zająć się obowiązkami… — powiedział strażnik.- Ale wcześniej czy później zawsze tam wracam… tam jest mój dom… jedyny jaki znam. Chciałbym zrobić coś dla nich, ale… — strażnik nie skończył mówić.

Młody strażnik rozglądał się po okolicy.

— Jak myślisz że jest tu gdzieś niedaleko jakiś wróż?

— Wróże są wszędzie… po co ci on?

— Może mógłby mi o czymś powiedzieć…

Co on planował? Lubił ryzykowne zachowanie i bohaterskie czyny. Czemu tak się zachowywał? Chciał sobie coś udowodnić? A może próbował zwrócić na siebie uwagę? Awans społeczny w jego sytuacji były wielkim wyczynem.

— Masz taki dziwny błysk w oku — powiedziała Paxi.

— Naprawdę?

— Chcesz poszukać zaginionych dzieci? — zapytała Paxi.

— Tak. Ktoś musi im pomóc — powiedział strażnik z pewną miną. — Zrobię to jak tylko będę wolny…

Porywał się na szalony czyn, ale nie powstrzymywała go. To była jego sprawa. Ona powinna zająć się czymś innym.

Rozeszli się. Strażnik dołączył do swoich towarzyszy a Paxi chwyciła swoją miotłę.

4.

Paxi wzbiła się powietrze. Nie zdążyła poczuć się samotnie, bo ujrzała przed sobą grupę wiedźm. Leciała za nimi i wylądowała tam gdzie i one.

Wiedźmy spoglądały w jej stronę z uwagą. Paxi nie chciała się do nich zbliżyć, wystarczyło jej że wyznaczali jej kierunek w którym powinna lecieć. Utrzymywała dystans. I przyglądała się im z ciekawością. Wiedźmy wyglądały podobnie. Miały podobne szmaragdowe ubrania, lśniące prawie białe miotły, a nawet potargane fryzury i czarne ozdoby. Były grupą czy rodziną? A może to były wiedźmy na czyichś usługach? Paxi słyszała o tym. Grupa wiedźm, która ze sobą współpracuje, czy im się to podoba czy nie musiała robić to co wyznaczał im przywódca.

Wiedźmy pieszo kierowały się leśną drogą ku skupisku magi. Paxi je wyczuwała. Podążając za grupą wiedźm dotarła do obozowiska, gdzie wiedźmy mieszały się obserwatorami. Magia pulsowała i kłębiła się wszędzie wokoło ludzi.

Paxi trzymała się na uboczu, gdy podeszła do niej wysoka chuda kobieta. Młoda wiedźma była zaskoczona kiedy zaczepiła ją samotną wrogo nastawiona wiedźma.

— To moje — powiedziała wysoka wiedźma wskazując w kierunku torby Paxi. — Ja pierwsza to znalazłam, a ty mi to ukradłaś…

Paxi zamarła. Kobieta mówiła o różdżce? W oczach niemłodej wiedźmy Paxi dostrzegała szaleństwo. Paxi powoli wyjęła różdżkę. Miała poczucie winy od kiedy ją zdobyła.

— Walczy o nią! — wyrzuciła z siebie chuda wiedźma, czym przestraszyła Paxi.

Czy jej samej aż tak bardzo zależało an tym przedmiocie? Ten artefakt może i był przydatny, o czym wiedziała bo już go wypróbowała, ale czy był dla niej aż tak cenny, by o niego walczyć? Czy sam wyścig coś dla niej znaczył? Uświadomiła sobie, że nie była w stanie o to walczyć. Ta szybka wysoka i na pewno groźna wiedźma, w której oczach dostrzegała szaleństwo, gotowa była poświęcić wiele by tylko wygrać.

Paxi nie chciała walczyć. Mogły by przypadkiem zabić kogoś z postronnych. Wiedźmy stojącej naprzeciwko niej nic to nie obchodziło. Tego była pewna.

Powoli położyła różdżkę na ziemi i odsunęła się. Wiedźma patrzyła na nią z niedowierzaniem. Dostrzegła w jej wzroku pogardę. Były całkiem inne. Paxi wycofywała się. Odwróciła się i przekonała że były obserwowane.

— Łatwo go oddałaś — powiedziała wiedźma w średnim wieku pokryta bliznami i tatuażami.

Paxi wzruszyła ramionami. Może powinno być jej wstyd, ale po co walczyć o coś o co się nie dba? Dla samej zasady?

— Nie był wart mojego życia — powiedziała zdecydowanie.- Lub życia kogoś innego.

Wiedźma pokręciła głową.

— Z takim podejściem nigdy nie wygrasz. Ani do niczego nie dojdziesz.

Paxi znowu wzruszyła ramionami. Wcale jej na tym nie zależało. Chciała tylko więcej wiedzieć i być szczęśliwa. Ruszyła dalej przed siebie.

Wędrowała między wiedźmami, zastanawiając się czego tak naprawdę pragnęła poza tym by zajmować się tajemnicami magia w spokoju.

Słyszała rozmowy wiedźm. Wyścig prawie się zakończył i szukano już ostatnich artefaktów. Ktoś chciał je zdobyć za wszelką cenę.

Ostatnia, najświeższa wiadomość zelektryzowała wszystkie ścigające się kobiety.

— Zdobyła go — powtarzano sobie szeptem.- Ostatnie dwa artefakty.

Tego Paxi się nie spodziewała. Przecież wyścig dopiero się zaczął. Nie minęło wiele dni i już było po wszystkim?

— To już koniec wyścigu? — zapytała Paxi stojącą obok wiedźmę.

Tą się uśmiechnęła szeroko i powiedziała cicho:

— Nie, bo pojawiło się coś nowego.

To była świeża jeszcze nie potwierdzona plotka, którą mimo to sobie powtarzano. Dla wszystkich to było wielkie zaskoczenie.

— Często to się dzieje? — spytała Paxi.

— Czasem dzieje — przyznała zapytana wiedźma. — Ktoś musiał dotrzeć do starych zagadek.

— A co to takiego?

Zapytana wiedźma spojrzała na nią z wyższością, ale odpowiedziała:

— Sekrety, które mogą przynieść bogactwo lub śmierć. Najpotężniejsze wiedźmy lubią je zostawiać dla potomnych. Kiedy się ujawniają wielu stara się je rozwiązać i na tym skorzystać…

— Tym razem to podobno krwawe trio — wtrąciła się stojąca niedaleko czarnoskóra pulchna wiedźma.

To zrobiło wrażenie na wiedźmie która wyjaśniała wszystko Paxi.

— No co ty… one zostawił po sobie i bogactwo i zapasy magicznych artefaktów — kobieta kiwała głową i uśmiechała się do siebie. — Znaleźć to co zostawiły to by było coś…

Paxi nie rozumiała o czym mówią inne wiedźmy.

— Jesteś pewna?

Ciemnoskóra pulchna wiedźma pokręciła głową.

— Na razie tylko wiadomo że pojawiło się więcej artefaktów — powiedziała pulchna wiedźma. — Spontanicznie…

Wiedźmy zachichotały.

— I co teraz? — zapytała Paxi.

— Nic.

— Ale te nowe artefakty, one nie są przecież przypadkowe, prawda? — upierała się Paxi.

— Uaktywniły się i na razie to wszystko — powiedziała wiedźma z tatuażami. — Są częścią rytuału wyścigu, ale to jeszcze nic nie znaczy…

— Można na tym skorzystać — zamruczała pulchna ciemnoskóra wiedźma.

— Te wymienione w liście wyścigu są najcenniejsze — zauważyła wiedźma z bliznami.

— Ale te nowe są wyjątkowe i niektórzy już planują zapolować na nie.

Paxi była ciekawa czym były te dodatkowe artefakty.

— Dwadzieścia nowych artefaktów — podkreśliła pulchna ciemnoskóra wiedźma.

— Nareszcie jest o co powalczyć… — powiedziała wiedźma z bliznami.

Paxi patrzyła na obie cieszące się wiedźmy i zastanawiała się czy to tez jej szansa. Czy to co się ujawniło było potężną bronią? Nowe artefakty rozbudziły w wielu nadzieję.

— Żadna wiedźma nie przepuści takiej okazji — oświadczyła wiedźma z bliznami.

— Tylko że nie wiadomo jeszcze czego szukać — przypomniała jej pulchna wiedźma.

Paxi była zadowolona, bo jeszcze nie musiała wracać do domu. Jeszcze przez jakiś czas nie nasłucha się narzekań swojej mentorki. Tylko z tego powodu warto było pomęczyć się i zaangażować w poszukiwania.

Paxi szła za wiedźmami, które gromadziły się na polanie. Obserwujący wyścig zagadywali wiedźmy i wyciągali od nich strzępy wiadomości. Paxi odsuwała się od ciekawskich. Nie miała nic co mogło by ich zainteresować, ale i tak czuła na sobie spojrzenia. To nie było przyjemne odczucie.

Podeszła do niej jedna ze ścigających się wiedźm i szepnęła:

— Chodź z nami.

Paxi skinęła głową. Podążała za grupą wiedźm, które rzucały za siebie zaklęcia mające odstraszać nie obdarzonych.

— Gdzie idziemy? — zapytała Paxi gdy opuściły las.

— Na zebranie wszystkich wiedźm.

— Zebranie? Coś się stało?

Wiedźma skinęła głową.

Paxi bała się dalej pytać. I tak przecież za chwilę przekona się o co w tym chodzi.

Szła za grupą wiedźm, aż dotarła do pustego domu, gdzie zgromadziły się dziesiątki wiedźm. To była wielka ponura budowla z czarnego drewna i szarego kamienia. Miała małe okienka i tylko jedne drzwi. Do drzwi prowadzał pochylony podest.

— To był kiedyś magazyn magicznych podróbek — powiedziała przyciszonym głosem jedna z wiedźm o siwych włosach i gładkiej twarzy. — Praktykowałam w nim…. Wyłapywałam autentyki. To były czasy…

Paxi weszła do wielkiego pustego, pachnącego kurzem i moczem pomieszczenia z licznymi dziwami i schodami prowadzącymi na piętro i skierowała się do pobliskiego kąta. Była zaskoczona, że obdarzone magią potrafiły zebrać się w jakimś miejscu nie prowokując się nawzajem do walki. Paxi usiadła na odwróconej drewnianej skrzynce. Zapowiadało się długie i nudne spotkanie.

W tłumie Paxi zauważyła uwolnioną z wieży wiedźmę. Była inaczej ubrana, ale od razu ją poznała. W jej twarzy dostrzegała dziwną determinację. Czemu uwolniona zjawiła się na wyścigu? Mogła brać w nim udział? Młoda wiedźma nie miała pojęcia czy regulamin dopuszcza by ktoś przyłączył się w trakcie wyścigu. A może ta wiedźma tylko chciała znaleźć się między innymi wiedźmami? Co nią kierowało? Paxi starała się nie zwraca na siebie uwagi. Dyskretnie rozglądała się i przysłuchiwała w prowadzone wokoło rozmowy.

Do magazynu wkroczyły bogato ubrane w jedwab i futra wiedźmy z insygniami władzy. Przywitały je okrzyki i gwizdy. Przybyłe weszły na schody i przemawiały do nich z góry. Wiedźmy stały się uciszyć obdarzone, ale hałas był coraz większy. Wszyscy pytali wiedźm, które świetnie znały historie wyścigów, czy wyścig na pewno trwa dalej.

— Tak, wyścig trwa póki ostatni aktywny artefakt nie zostanie znaleziony — powiedziała wiedźma w złocistej sukni. — Do tego czasu wszystko jest zawieszone.

— O co chodzi z tymi nowymi artefaktami? — zapytała stojąca niedaleko wiedźma.

— Coś co zrobiłyście w czasie wyścigu musiało uruchomić zagadkę.

Wiedźmy były podekscytowane.

— Ale dlaczego?

Wiedźma w złotej sukni wzruszyła ramionami.

— Czasem tak się dzieje.

Wiedźmy szeptały między sobą.

— To już się zdarzyło w przeszłości.

— Ile razy?

— Około sześciu.

— A te nowe ujawniające się artefakty były cenne? — drążyła temat, któraś z wiedźm.

— Tak. Najczęściej przez długi czas były zaginione i ukryte. I przez to bezcenne.

Zgromadzone kobiety były zadowolone. Wyścig znów zaczynał być ekscytujący.

— Są jakieś nowe dodatkowe zasady?

— Kto pierwszy ten lepszy.

Ta wiadomość ucieszyła wszystkich.

— Ktoś wie co to jest?

Zapanowało milczenie.

— Jak ktoś się dowie niech opowie o tym innym.

— Akurat w to wierze… — prychnęła wiedźma obok Paxi.

Paxi była podobnego zdania. Każda cząstką wiedzy te tej magicznej, była zazdrośnie strzeżona przez posiadaczkę. Sama przecież też miała sekrety, których pilnie strzegła przed innymi.

W tłumie przed sobą Paxi zobaczyła zielone włosy. Od razu wiedziała do kogo należy ta fryzura, ale udawała, że nic nie dostrzega. Mada zbliżyła się do niej.

— Będziesz szukać tych artefaktów? — zapytała zielonowłosa wiedźma jakby nigdy nic.

— Chyba tak, skoro nie mam żadnego — chłodno odpowiedziała Paxi.

— Jak to? A różdżka? — zdziwiła się Mada.

Paxi spuściła oczy.

— Nie cieszyłam się nim długo — powiedziała cicho.- Ktoś wyzwał mnie na pojedynek i zabrał mi różdżkę.

Mada uniosła brwi.

— Czy była aż tak cenna?

Paxi nie miał ochoty o tym dyskutować.

— A twój artefakt? — zapytała zmieniając temat. — Masz go jeszcze?

Mada podrapała się w nos.

— Nie, oddalam go rodzinie.

Obie straciły artefakty. To że przytrafiło im się coś podobnego, podniosło Paxi na duchu.

— Sama lecisz na poszukiwania? — pytała dalej Mada.

Paxi zacisnęła mocno usta.

— Jeszcze nie wiem — powiedziała po chwili.

— Może polecimy razem? — zaproponowała Mada.

Paxi udała że się namyśla. Potem skinęła głową. Wcale nie chciała zostać sama. Ale nie chciała też dopuścić do tego by młoda wiedźma znów ją zraniła.

W czasie ich poprzedniego spotkania, Paxi poczuła się przez zachowanie Mady fatalnie. Teraz była chłodna i trzymała dystans, tak jak sobie obiecała, a Mada szybko dostosowała się do jej zachowania.

Wycofały się z magazynu. Sporo innych wiedźm już wyruszyło na dalsze poszukiwania artefaktów.

— Gdzie wyruszymy? -zapytała Paxi gdy oddalały się od magazynu.

— Może do drugiego miejsca na mapie? — zaproponowała Mada.

Paxi zgodziła się. Wyjęła mapę i razem ją obejrzały.

— Jest poza trasą i poza Hexanią… — zamruczała Mada.- Nie wiadomo co tam znajdziemy…

— Coś tam musi być — zgodziła się Paxi.

— To zawsze ryzyko. Na tym polega zabawa.

— To może się przeciągnąć?

Mada wzruszyła ramionami.

— Kto wie…

Paxi była rozdarta. Chciała pokazać co potrafi i zdobyć choć jeden artefakt sama. To wiązało się z ryzykiem. Nie przeszkadzała jej dłuższa wyprawa. Nie miała się do czego spieszyć.

— Może być niebezpiecznie — powiedziała cicho Paxi, a Mada szeroko się uśmiechnęła.

— I to to chodzi — powiedziała zielonowłosa wiedźma. — Jesteś gotowa na ryzyko i przygody?

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.