Opowieść pierwsza — Pająk Emil
Pająk Emil obudził się smutny i zły jednocześnie. Oto nadszedł ten dzień. Dzień, którego bał się najbardziej. Dzień, który spędzał mu sen z powiek od zawsze.
„A czegóż to może bać się pająk?” — zapytacie.
Otóż tego, że dzisiaj będzie musiał pójść do przedszkola. Po raz pierwszy.
Ale!
Mylicie się, jeśli myślicie, że Emil bał się rozłąki z rodzicami i domem. Nie. To nie dlatego się bał. Przecież każdy, kogo znał, chodził kiedyś do przedszkola, a potem do szkoły. Uważał, że to normalna kolej rzeczy i nie należy się tego bać. Pająk Emil bał się czegoś innego. Bał się, że inni będą się bali. Jego. Pająka. No bo przecież każdy boi się pająków, prawda?
Wyobrażacie sobie, jak ciężko musi być znaleźć przyjaciół komuś, kto u każdego wzbudza strach i panikę?
„No jak ja znajdę kumpli? No jak? No kto będzie na tyle odważny, żeby się ze mną bawić?” — myślał zasmucony.
— Emiluuuuuuu! Śniadanie gotowe! — zawołała mama z kuchni.
Emil niechętnie wstał z łóżka. Lewą nogą, na dodatek.
„Ach! Gdyby tak można było być kimś innym!” — pomyślał.
Nie to, że Emil nie lubił być pająkiem. Nie. Skądże znowu. Uważał, że to super, że ma osiem nóg i że potrafi prząść pajęczyny, które z każdym dniem stają się gęściejsze i trwalsze! W każdym miejscu mógł zrobić sobie z nich pajęczą huśtawkę i dzięki temu, nigdy się nie nudził. Tylko że wszystko to, w momentach takich jak ten, zupełnie traciło znaczenie. Teraz oddałby wiele, aby być słodką biedronką, gąsienicą, mrówką lub jakimś innym stworem.
„Hmm” — zamyślił się, ponieważ właśnie wpadł mu do głowy pewien pomysł. Otworzył szafę, wyjął z niej swoją ulubioną bluzę z kapturem, schował ją do przedszkolnego plecaka i poszedł do kuchni.
— Emilu, jak tam samopoczucie? — spytała mama. — Gotowy na nowe wyzwania i przygody?
— Nowe wyzwania i przygody to będą mieli inni… jak mnie zobaczą… — westchnął.
— Nie przesadzaj, jesteś kim jesteś i wyglądasz jak wyglądasz. Kiedy inni poznają cię lepiej, przekonają się, że jesteś bardzo milutkim stworzonkiem. — Mama powtórzyła to, co powtarzała mu od dłuższego czasu. Ale Emil nadal się zamartwiał… Chociaż myśl o bluzie w plecaku dodawała mu otuchy. Miał plan.
Pół godziny później, choć zapierał się wszystkimi ośmioma odnóżami, mamie udało się wprowadzić go do środka przedszkola.
— Poszukaj swojego znaczka — poleciła. — I pospiesz się proszę, bo już jestem spóźniona do pracy, a wiesz jak pan Szop nie lubi spóźnialstwa.
Po chwili błądzenia między szafkami, Emil znalazł w końcu swoją półkę. Była oznaczona naklejką przedstawiającą listek a pod spodem widniało jego imię.
— Twoja sala jest tam. — Mama wskazała na zielone drzwi z napisem ANANASY.
Emil usiadł i zaczął zdejmować swoje buty. Trochę to trwało, ponieważ pająki mają więcej odnóży niż ludzie i mama zaczęła martwić się, że jej spóźnienie będzie jeszcze większe.
— Wiesz? Jak chcesz, to możesz już iść. Poradzę sobie — powiedział.
— Jesteś pewien?
— Tak mamo. Na pewno będzie tak, jak powiedziałaś. Przyzwyczają się do mnie.
Mama ucałowała Emila, pożyczyła mu powodzenia i wybiegła z przedszkola. Emil tymczasem pogratulował sobie wypełnienia pierwszego punktu swojego planu — był w szatni sam. W pośpiechu wyjął z plecaka bluzę z kapturem i założył ją tak, aby było widać tylko sześć z ośmiu jego odnóży. Na głowę założył kaptur, zakrywając swoje liczne oczy, które definiowały go jako pająka.
Z bijącym sercem otworzył drzwi z napisem ANANASY i wszedł do środka.
Kilkanaście głów spojrzało od razu w jego stronę.
— Dzień dobry! Miło, że do nas przyszedłeś! Jak ci na imię? — spytała pani ważka — wychowawczyni Ananasów. — Ja jestem pani Asia i będę się tobą opiekować.
— Ja… eeee ja jestem… Emil — odpowiedział nieśmiało pajączek.
— Witaj Emilu. Zapraszam do środka. Poznasz swoich nowych kolegów i koleżanki.
Emil jeszcze nigdy w życiu tak bardzo się nie bał. Pociły mu się wszystkie ręce i nogi, drżał głos i waliło serce.
— Na razie… eee usiądę i popatrzę — wybełkotał.
— Oczywiście, jeśli chcesz weź sobie kartkę i kredki lub jakąś zabawkę — odparła pani Asia i oddaliła się.
— Emil usiadł w kąciku i rozejrzał się po sali. Było tam kilkanaścioro innych małych żyjątek. Mrówki, muchy, osy, żuki, gąsienice, biedronki i koniki polne. Żadnego pająka.
Wszyscy podobierali się w małe grupy i bawili. Na razie nie było źle. Dzięki przebraniu, nikt nie zauważył, że Emil jest pająkiem. Nikt nie krzyczał z przerażenia i nie mdlał. Zdecydował, że będzie tak siedział i obserwował do końca dnia.
— Cześć! Chcesz się ze mną pobawić? Jestem Inka. — Na głos małej biedronki, Emil aż podskoczył ze strachu.
— Nie, dzięki. Posiedzę tutaj — odpowiedział cicho, nasuwając kaptur na oczy.
— Szkoda, a mogę posiedzieć z tobą? — zapytała. — Możemy coś razem porysować.
Emil speszył się jeszcze bardziej. Nie mógł pozwolić, żeby ktoś go zdemaskował. Szczególnie nie dziewczyna. Wiadomo bowiem nie od dziś, że dziewczyny boją się pająków trzy razy bardziej niż chłopcy. Albo cztery.
— Jak chcesz, to możesz rysować. Ja tylko posiedzę — odpowiedział Emil, licząc na to, że Inka wreszcie się zniechęci. Przeliczył się jednak. Z dziewczynami nie ma łatwo.
— Wiesz? Okropnie bałam się tu dzisiaj przyjść. Bałam się, że nikt nie będzie chciał się ze mną bawić. Wszyscy mówią, że strasznie dużo gadam i przez to trudno się ze mną przyjaźnić. To po pierwsze, a po drugie… jest coś jeszcze, coś znacznie gorszego… — zamilkła.
Emil poczuł się odrobinkę lepiej, kiedy dowiedział się, że ktoś mógł mieć podobne zmartwienia jak on sam. Był ciekaw, czego jeszcze boi się Inka.
— Bo wiesz… jest taki żuczek… Staszek. To mój sąsiad. I on mi strasznie dokucza. Cały czas. Raz, na przykład, zakradł się do mnie w czasie mojej poobiedniej drzemki i zamalował mi wszystkie kropki czerwoną farbą. Potem nawet mama nie mogła mnie rozpoznać i cały wieczór mnie szukała, chociaż byłam tuż obok i krzyczałam „Mamo, mamo to ja!” — Ince na samo wspomnienie oczy zwęziły się w cienkie szparki ze złości. — Innym razem — ciągnęła — dosypał mi soli do soku, który wzięłam na wycieczkę. Przylepiał mi też kartki z głupimi napisami na plecy i potem cały dzień chodziłam podpisana „Od dzisiaj nazywam się Antoni” albo „Właśnie puściłam bąka”.
— Ha, ha, ha — zaśmiał się Emil i w jednej chwili zdał sobie sprawę, że dał plamę. — Przepraszam… — dodał.
Inka popatrzyła na niego ze złością!
— Ciebie to śmieszy? — zapytała.
— Przeprosiłem przecież… mów dalej.
— No i właśnie chodzi o to… — Inka z trudem wypowiadała słowa — że Staszek będzie z nami w grupie Ananasów. I już mi zapowiedział, żebym przygotowała się na nową porcję żartów każdego dnia…
Emil spojrzał na Inkę. W jej biedronkowych oczkach pojawiły się łzy.
— Hej, nie płacz… Chyba mam pomysł, jak ci pomóc ale musisz mi coś powiedzieć.
Inka podniosła wzrok, wytarła nos w rękę i odpowiedziała:
— Co tylko chcesz. Wszystko powiem. Nie na darmo nazywają mnie gadułą.
Pająk wziął głęboki oddech.
— Wymień wszystkie rzeczy, których się boisz. Ale wszystkie! Niczego nie pomiń.
— Hmm — zamyśliła się. — Sporo tego jest. Więc… boję się: burzy, gwałtownego deszczu, ciemności, ciasnych pomieszczeń, żółtych owoców…