E-book
17.64
drukowana A5
28.93
Mała przyjaciółka

Bezpłatny fragment - Mała przyjaciółka


Objętość:
65 str.
ISBN:
978-83-8369-110-7
E-book
za 17.64
drukowana A5
za 28.93

Rozdział 1

Choroba

To stało się pierwszy raz, kiedy Julka zachorowała. Była cała rozpalona od gorączki, a mama kazała jej natychmiast kłaść się do łóżka. Kiedy mama próbowała walczyć z temperaturą, Julia zobaczyła coś bardzo, ale to bardzo dziwnego. Na środku ściany, naprzeciwko łóżka tańczyła malutka dziewczynka robiąc co jakiś czas głupie miny i machając do niej! Kilkunastocentymetrowa postać, która nie wiadomo skąd się pojawiła, wyglądała bardzo realnie, a obraz przypominał odbicie w lustrze. Julka miała wrażenie, jakby jej rówieśniczka została w jakiś cudowny sposób pomniejszona i przeniesiona w inną rzeczywistości.

— Mamo, spójrz! Tam ktoś jest! Macha do mnie mała dziewczynka! Zatrzymaj ją jakoś! Złap ją, proszę, proszę, proszę! — Julka zaczęła wręcz krzyczeć, żeby mama koniecznie zatrzymała niezwykłego gościa.

Mama obiecała, że zajmie się tym, ale dopiero jak zmieni okład, który przykładała do rozpalonego czoła córki.

Ale oczywiście tajemnicza postać zniknęła tak samo niespodziewanie, jak się pojawiła i mama nie zdążyła już nic zrobić. Julka była bardzo rozgoryczona i nie mogła przeboleć, że tak po prostu pozwoliły odejść niezwykłej postaci.

Julka zaczęła sobie nawet wyobrażać:

— Ale byłoby fajnie, jakbym miała taką małą koleżankę. Taka Calineczka tylko dla mnie! Schowałabym ją, na przykład do dużego słoika, żeby mi nigdzie nie uciekła i kiedy tylko miałabym ochotę, bawiłabym się z nią.

— Tak, tak, kochanie. — przytaknęła mama, choć myślami była zupełnie gdzie indziej. — Po tym lekarstwie, które połknęłaś, temperatura zacznie spadać. Może spróbuj teraz zasnąć? Sen to najlepsze lekarstwo…

Mama zmieniła jeszcze raz okład na czole córeczki i delikatnie zaczęła głaskać ją po głowie, aż ta w końcu zapadła w niespokojny sen.


***

Na drugi dzień Julka obudziła się bardzo późno. Było już prawie południe, kiedy wreszcie otworzyła oczy. Widać długi sen był jej potrzebny w powrocie do zdrowia. Na szczęście po gorączce nie było śladu. Julka czuła się normalnie i nawet nie pamiętała, że wczoraj jej stan zdrowia nieźle wystraszył mamę. Nie pamiętała też o małej dziewczynce, która, tak po prostu, przechadzała się na ścianie i do niej machała. Przypomniała sobie o niej dopiero, jak mama rozmawiając z babcią przez telefon, wspomniała, że jej wnuczka miała tak wysoką temperaturę, że w pewnej chwili zaczęła nawet majaczyć.

— Jak to majaczyć? — pomyślała Julka. — Muszę się dowiedzieć, co to znaczy.

Jednak dziewczynka szybko przestała sobie zaprzątać głowę dniem wczorajszym, tylko skupiła się na tym, że dziś nie musi iść do szkoły.

Julka była uczennicą pierwszej klasy i choć właśnie zaczynał się już drugi semestr nauki, jakoś ciągle nie mogła przekonać się do szkoły. Na lekcjach zazwyczaj nudziła się, na przerwach także, bo nie miała się z kim bawić. Ciągle czekała na moment, kiedy nauczycielka wreszcie zacznie mówić o czymś NAPRAWDĘ interesującym. Tylko, że kolejne dni mijały, a lekcje wcale nie były ciekawsze, nikt z klasy nie chciał z nią rozmawiać, a Julka coraz bardziej się zniechęcała… Prawdę mówiąc teraz cieszyła się bardzo, że zostanie w domu, bo nie lubiła szkoły i nie lubiła swojej klasy. Czuła się w niej obco i od samego początku miała poczucie, że do niej nie pasuje.

— Dziś będę mogła robić to, na co mam ochotę i wreszcie nie muszę się nigdzie spieszyć. — pomyślała zadowolona.

Julka wprawdzie nie czuła się już chora, ale miała jednak mniej energii niż zwykle i wiedziała, że musi znaleźć sobie jakieś spokojne zajęcie. Dziewczynka najpierw postanowiła pobawić się swoją kolekcją kart ze zwierzętami, które od paru tygodni zbierała dla niej cała rodzina za zakupy w pobliskim sklepie. Szybko jednak znudziła się tym zajęciem. Rozejrzała się po pokoju i wtedy jej wzrok padł na nowe flamastry. Do tej pory nie miała nawet czasu ich wypróbować. Dostała je kilka dni temu od cioci, a teraz, kiedy nie poszła do szkoły, wreszcie nadarzyła się wspaniała okazja! Julka od razu wiedziała, że musi narysować coś naprawdę wyjątkowego. A że najbardziej lubiła rysować zwierzęta, zaczęła od rysunku pieska. Bo to właśnie psy były dla niej najukochańszymi stworzeniami na ziemi! Niestety, jak do tej pory, rodzice pozostawali nieugięci i nie chcieli się zgodzić na żadne zwierzę w domu, nawet na chomika. Po burzliwych dyskusjach, ostatecznie rodzice skłonni byli zaakceptować rybki, ale Julka sama doszła do wniosku, że to nie dla niej. Po co jej zwierzątko, które pływa w tę i z powrotem za szklaną szybą i nawet nie będzie można go pogłaskać?


Julia zaczęła swój rysunek. Podeszła do zadania niezwykle poważnie — bardzo starannie dobierała kolory i chciała, żeby obrazek był idealny. Kiedy nie mogła się zdecydować, który odcień czerwonego będzie najbardziej pasował do psiej obroży, odniosła wrażenie, że po niezamalowanej części kartki coś przemknęło. Przetarła oczy myśląc, że coś się jej przewidziało. Przyjrzała się dokładniej, ale oprócz zaczętego rysunku nic nie dostrzegła. Znów zabrała się do pracy. Lecz po chwili ponownie TO zobaczyła! Tym razem całkiem wyraźnie. Z boku kartki co rusz wyłaniała się mała główka dziewczynki, tej samej którą widziała podczas gorączki! Kiedy Julce ze zdziwienia wypadł z ręki flamaster, mała dziewczynka ukazała się w całej postaci. Jak gdyby nigdy nic wyszła z boku kartki, niczym zza kurtyny, i zaczęła przechadzać się tam i z powrotem w obrębie papierowych krawędzi. Obraz był płaski, jak na filmie, ale postać dziewczynki była całkowicie realistyczna i wyraźna.

Rozdział 2

Zaria

Dziewczynka, która pojawiła się na kartce, była w podobnym wieku co Julka. Jej jasne włosy uczesane w wysoki kucyk falowały z boku na bok przy każdym ruchu. Ubrana była w niebieską sukienkę z dwoma wielkimi kieszeniami po bokach. Miała może z 20 centymetrów wysokości.

Postać zatrzymała się ostatecznie na środku kartki, wzięła się pod boki i z lekceważącą miną prychnęła niemiło:

— He! Ten obrazek? Wcale nie jest ładny. A te flamastry? Mają beznadziejne kolory!

Mała dziewczynka ciągnęła dalej swoją wypowiedź lekceważącym tonem:

— Poza tym nie wiem, dlaczego nie nauczyłaś się do tej pory porządnie rysować zwierząt. A przynajmniej psów. Przecież tak je lubisz… — drwiąco kontynuowała.

Julkę zamurowało: — Mam chyba znów te majaczenia, o których wspominała mama. To ta sama zjawa, którą widziałam, kiedy gorączkowałam. Nie jest ze mną chyba zbyt dobrze, jeśli ostatnio często choruję a potem widzę i słyszę coś, co nie istnieje. — powiedziała do siebie na głos zmartwiona Julka.

Kilkakrotnie zacisnęła mocno oczy co, jak przypuszczała, pomoże jej w pozbyciu się nierealnego obrazu. Nic to jednak nie dało, a mała dziewczynka jak stała na środku kartki, tak stała i z jeszcze bardziej bezczelną miną spoglądała na Julkę:

— Że niby ja nie istnieję? — powiedziała oburzona. — A jeszcze wczoraj chciałaś mnie złapać i zamknąć w SŁOIKU! — Mała dziewczynka potrząsnęła z oburzenia głową. — Wszystko słyszałam! Mnie? Zamknąć w słoiku albo uwięzić w klatce?! Jak, jak… te biedne zwierzęta w zoo? — kontynuowała naburmuszona.

Julka miała chyba najgłupszą minę, jaką kiedykolwiek w życiu udało się jej zrobić. Ze zdziwienia jej oczy były wielkie jak nigdy dotąd, a buzia otworzyła się w niekontrolowany sposób.

— No i co nic nie mówisz, tylko robisz głupkowatą minę? — postać z kartki wycelowała oskarżycielsko swój malutki palec prosto w Julkę.

Po tym pytaniu nie pozostało jej nic innego, jak w końcu odezwać się. Dziewczynka niepewnie i przepraszająco rzekła:

— Nie no… Wcale nie chciałam cię zamykać. To znaczy… to prawda, że tak powiedziałam, ale tylko dlatego, żebyś mi… nie uciekła. — tłumaczyła się.

Julka poprawiła się po chwili namysłu i ze spuszczoną głową szepnęła cichutko: — Po prostu bardzo zależało mi, żebyś ze mną została. Pomyślałam, że tak fajnie byłoby mieć kogoś, z kim można sobie porozmawiać. Taką koleżankę, która z czasem może nawet zostać… prawdziwą przyjaciółką.

Groźna mina małej postaci znacznie złagodniała, a tłumaczenia Juli wydawały się ją w jakimś stopniu udobruchać.

Po chwili rzekła:

— No tak, przecież nie od razu zostaje się przyjaciółką. Rozumiem, co masz na myśli. Najpierw trzeba udowodnić, że na przyjaźń się zasługuje, zdobyć zaufanie i tak dalej. Dla mnie posiadanie prawdziwej przyjaciółki, to nie jest takie byle co, tylko sprawa najwyższej wagi.

Julka szybko zapewniła: — Ale dla mnie też! Prawdziwa przyjaciółka to jedna z najważniejszych rzeczy na świecie! — Zaraz dodała jednak ze smutkiem: — A ja, póki co, nie mam nawet jednej koleżanki…

Po słowach wypowiedzianych przez Julkę, dziewczynka z kartki znacząco zmieniła swoje zachowanie. Mała postać już nie miała groźnej, nadąsanej i atakującej miny, a raczej na jej twarzy malowały się współczucie i troska. Dodała po chwili łagodnie i pojednawczo:

— Wielkodusznie wybaczam ci słowa o przetrzymywaniu w słoiku. Tylko obiecaj, że nigdy więcej nie będziesz mówić takich rzeczy. I nigdy nie wykorzystuj tego, że jestem dużo mniejsza od ciebie… No, ale cieszę się, że przynajmniej zgadzamy się w jednej ważnej kwestii — przyjaźni…

W tym momencie rozmowę przerwało wołanie mamy z kuchni:

— Julia umyj proszę ręce i chodź na obiad!

— Ocho. No tak, koniec pogawędki. — podsumowała nieznajoma i trochę drwiącym tonem dodała — Musisz iść na obiadek. Ciekawe, co tam mama ci upichciła i czy będzie to smaczne. Hmmm, właściwie ja też jestem głodna i też powinnam coś zjeść, ale zanim się rozejdziemy, jeszcze jedno. Gdybyś zapytała, jak mam na imię, to odpowiedziałabym, że… — tu mała postać zrobiła pełną napięcia przerwę, aby w końcu dodać ze śmiechem: — najładniej na świecie.

— Czyli jak? — szybko dopytała Julia, bo czuła, że jej nowa znajoma tego właśnie oczekuje.

— Czyli… Zaria — odpowiedziała z uśmiechem i już zupełnie innym tonem niż na początku. Mała postać, po tym jak oficjalnie przedstawiła się, odwróciła się na pięcie i zaraz zniknęła, jakby schodząc ze sceny, którą była kartka.

Rozdział 3

Problemy rodzinne

Julia miała wrażenie, że przysnęła, a wołanie na obiad wyrwało ją z drzemki. Dziewczynka leżała na podłodze, a przed nią znajdowała się papierowa kartka z niedokończonym obrazkiem. Spojrzała na nią krytycznym okiem. Piesek, którego jeszcze przed chwilą tak starannie rysowała, wydał jej się wyjątkowo pokraczny i brzydki. Z pewnością nie był to udany rysunek.

— Chyba mam sen, który śnię po kawałku. Znów widziałam, a nawet rozmawiałam, z małą dziewczynką. — uśmiechnęła się w myślach Julka.

Dziewczynka niespiesznie wstała i powędrowała do łazienki umyć ręce przed jedzeniem. Kiedy zasiadła do stołu, rzuciła wzrokiem na dwa talerze przygotowane przez mamę i… od razu posmutniała. Do niedawna obiady jedli prawie zawsze we trójkę: mama, tata i Julka. Teraz tata wyprowadził się z domu i lada dzień ma wyjechać na miesięczny kontrakt za granicę. Jej rodzice pewnie się rozwiodą, tak jak rodzice Magdy z jej klasy. Magdę dwa razy w tygodniu do szkoły odwoził tata. Wtedy wiadomo było, że u niego nocowała i były to “dni taty”, w pozostałe Magda zostawała u mamy…

Tata Julki mówi, że jak mu się przez ten miesiąc spodoba, to wyjedzie za granicę na kilkuletni kontrakt. I to do Australii. Więc jakby tak się stało, to Julka nie będzie mogła nawet u niego zostawać, choćby na te dwa dni w tygodniu jak Magda u swojego taty! Pewnie będzie go widywała raz do roku, w wakacje. Tata mówił, że nawet jak wyjedzie, to przecież codziennie będą mogli ze sobą rozmawiać, i że Jula będzie nadal mogła mu o wszystkim opowiadać na bieżąco. Ale to przecież nie to samo. Poza tym Australia to drugi koniec świata. Kiedy u Julki będzie dzień, w Australii będzie środek nocy. Tata snuł plany, że jakby się tam urządził, to mógłby zabrać Julkę może nawet na stałe, żeby mogła chodzić tam do szkoły i nauczyć się języka angielskiego. Ale co wtedy z mamą, dziadkami?

Julia miała żal. W sumie nikt z rodziny nie porozmawiał z nią na temat wyprowadzki taty. Wszyscy dorośli milczeli w tej sprawie jak zaklęci. Każdy udawał przed nią, że przecież nic takiego się nie dzieje. I to było dla niej najgorsze. Traktowali ją jak małe dziecko, które nic nie rozumie. A ona przecież straciła z dnia na dzień, to, co do tej pory było takie oczywiste: wspólne, rodzinne posiłki, wieczorne rozmowy z tatą i buziaka na dobranoc. Nie było już wygłupów przed snem, snucia planów i poważnych dyskusji. Skończyły się codzienne rozmowy, np. gdzie wyjechać na wakacje, jaką najlepiej przeczytać książkę lub jaki wybrać film, zabrakło tłumaczeń taty, dlaczego samoloty latają albo komputery łapią wirusy.

Za to teraz mama chodziła cały czas smutna i zamyślona. I nawet nikt już na Julkę nie krzyczał, że zostawia bałagan lub ociąga się z odrabianiem lekcji. Zupełnie jakby to wszystko nie było takie ważne jak kiedyś.

Mama wyczuwając o czym myśli Julka i próbując odwrócić jej myśli, z troską w głosie zapytała:

— I jak się czujesz? Chyba już całkiem nieźle, bo wyglądasz dużo lepiej. Masz jakieś pomysły, co chcesz dziś robić? Może poczytasz tę nową książkę, którą dostałaś od taty? — zaproponowała. — A może przejdziemy się na spacer? Jest piękna pogoda, możemy spokojnie pospacerować, tak żebyś się nie przemęczała.

Julka zaczęła jeść obiad. W odpowiedzi na pytanie mamy poprosiła:

— Mamo, czy mogę po prostu zostać w swoim pokoju? Mam wreszcie czas, na to wszystko, na co normalnie mi go brakuje. Zrobię porządek w swojej kolekcji kart ze zwierzakami, a potem chcę trochę porysować. Ostatni obrazek psa, zupełnie mi nie wyszedł i muszę zrobić nowy.

— Teraz takie mamy czasy, że wszystkim brakuje czasu. Nawet wam dzieciom — powiedziała filozoficznie mama i westchnęła ciężko. — No dobrze. Ja muszę jeszcze dziś coś załatwić. Tylko proszę cię, żebyś mi za chwilę nie marudziła, że się nudzisz, ok?

Julia przytaknęła skinieniem głowy, dokończyła obiad, sprzątnęła ze stołu i poszła do swojego pokoju. Doskonale wiedziała, że mama za wszelką cenę próbuje zachowywać się, jak gdyby nic się nie stało, ale tak naprawdę była strzępkiem nerwów. W nocy, kiedy myślała, że Julka już dawno śpi, nieraz można było usłyszeć, jak płacze, albo ciągle rozmawia szeptem przez telefon z ciocią Anią.

Rozdział 4

Kolejne spotkanie

Julka spojrzała na flamastry i kartkę, które leżały rozrzucone na podłodze. Na kartce, obok niezbyt udanego rysunku psa, była tylko biała powierzchnia i nie biegała po niej żadna dziewczynka. I choć Julia podejrzewała, że wcześniej po prostu przysnęła, a mała postać się jej zwyczajnie przyśniła, to bardzo chciała przypomnieć sobie niespotykane imię, które usłyszała.

— Jak ona się nazywała? — próbowała skupić się Julka. — Zania, Zarka, Zaria? Tak, to chyba była Zaria!

Julka patrząc na białą część kartki powiedziała na głos:

— Zaria… jakieś dziwne to imię. Nigdy nie słyszałam, żeby ktoś tak się nazywał. Ale w sumie fajnie byłoby ją znów zobaczyć.

Julka wzięła kartkę i zaczęła oglądać ją pod różnymi kątami, tak jakby chciała podejrzeć, gdzie mogłaby ukryć się zjawa. Kartka wyglądała jednak zupełnie zwyczajnie i nie różniła się niczym od tysięcy innych kartek. Jedynie trochę koślawo narysowany piesek spoglądał na Julkę z wyrzutem, jakby pytał: dlaczego nie narysowałaś mnie ładniejszym?

— No tak — Julka pomyślała zrezygnowana. — Chyba tak bardzo nie chciałam być sama, że wymyśliłam sobie małą koleżankę.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 17.64
drukowana A5
za 28.93