Rozdział I
Szymon zostaje magikiem
Nikola ma jedenaście lat, chodzi już do czwartej klasy szkoły podstawowej, ma niebieskie oczy, długie jasne włosy, lubi czytać książki i rysować. W jej pokoju panuje porządek i nie ma żadnego kłopotu, żeby znaleźć to, czego szuka. Jej brat Szymon ma dziewięć lat, a jego pokój jest całkowitym przeciwieństwem pokoju siostry, panuje w nim taki bałagan, że temperówkę można znaleźć w domku chomika, który mieszka w akwarium na komodzie, a zeszyt do matematyki pod szafą, w szufladzie ze skarpetkami nie do pary albo w sejfie zrobionym z tekturowego pudełka po butach. Nikola i Szymon często się kłócili o różne sprawy; kto powinien wymienić trociny chomikowi, bo chociaż mieszkał on w pokoju Szymona, to był wspólnym zwierzątkiem rodzeństwa, kłócili się też o samochodziki Szymona, które były wszędzie, nawet w nowych butach Nikoli, o bałagan, który zostawiał chłopiec, gdziekolwiek się tylko pojawił, ale zawsze jednak potrafili się pogodzić, grali razem w warcaby, w karty i w szachy, bo obydwoje chodzili na kółko szachowe i przygotowywali się do międzyszkolnego turnieju. Nikola była jedyną dziewczynką w całej grupie, która potrafiła grać w szachy i była z tego powodu bardzo dumna. Nikola i Szymon zawsze potrafili się dogadać, mimo nieporozumień, bo byli siostrą i bratem, a nie ma nikogo bliższego na świecie od rodzeństwa, no wiadomo są jeszcze rodzice, koleżanki, koledzy, ale to co innego! Siostra i brat to sprawa wyjątkowa, niezwykła i nierozerwalna, jak prawdziwa przyjaźń. Kiedy więc któregoś dnia Szymon zobaczył, że Nikola jest smutna, od razu zapytał ją o przyczynę:
— Co ty taka smutna jesteś? Stało się coś?
— Mama chce mi zrobić urodziny w domu… — Nikola była bardzo zmartwiona z tego powodu.
— To fajnie! — ucieszył się jej młodszy brat Szymon.
— E, nie… — pokręciła głową Nikola.
— A dlaczego? — dopytywał się Szymon.
— Będzie nudno — martwiła się dziewczynka.
— Nie będzie. Zostanę magikiem na twoich urodzinach.
— Naprawdę? Dasz radę?
— Tak. Zobaczysz! Będzie ciekawie! — obiecał Szymon.
**
Następnego dnia, kiedy Szymon dowiedział się, że Nikola zaprosiła trzy koleżanki i dwóch kolegów popadł w panikę, że na widowni będzie siedziało tak dużo ludzi, i to starszych od niego, i pomyślał sobie wtedy pierwszy raz w życiu, że zanim człowiek złoży obietnicę, to powinien się zastanowić czy da radę jej dotrzymać. No, dobra, ale on nie pomyślał i złożył. I co teraz?! Sprawa była jasna. MUSI dotrzymać obietnicy. Bo obietnice muszą być dotrzymywane. No bo kim by wtedy został, gdyby się teraz wycofał, teraz, kiedy Nikola wręczyła znajomym zaproszenia na urodziny z napisem: występy magika? Zostałby Szymonem, który nie dotrzymuje obietnic. A tego nie chciał. Na to nie pozwoli. Zostanie magikiem!
— Mamo, kupisz mi cylinder, czarną pelerynę i białe rękawiczki?
— A po co? Bal maskowy już był!
— Ale ja muszę zostać magikiem!
— Magikiem? — zdziwiła się mama, a wtedy Szymon powierzył jej swój sekret, że obiecał Nikoli, że na jej urodzinach będzie czarodziejem.
— A ty znasz jakieś sztuczki? — zdziwił się tata — to nie takie proste!
— Wiem, ale kiedyś babcia kupiła mi pudełko magika i tam jest książeczka z opisem sztuczek magicznych.
— To pudełko obrosło kurzem! — stwierdził tata.
— Ale teraz je odkurzę! — nie poddawał się Szymon.
— No dobrze, to może wystarczy jak się przygotujesz z książeczki dołączonej do zestawu… — zaczęła tłumaczyć mama, nie mając widać ochoty na kupowanie cylindra, peleryny i białych rękawiczek.
— Jak to! — przerwał jej płaczliwym głosem Szymon — magik musi mieć tajemniczy strój, inaczej przedstawienie nie będzie dobrze się prezentować.
— Najważniejsze, żeby sztuczki się udały! — poparł mamę tata, a to oznaczało jedno — żegnaj peleryno, cylindrze, nie wspominając już o białych rękawiczkach.
— Zaraz, zaraz, przecież dziadek był kiedyś dyrygentem, miał czarny, elegancki frak i cylinder, i batutę, z której można zrobić czarodziejską różdżkę. W piwnicy stoi stara skrzynia z rzeczami po dziadku -przypomniała sobie mama. Dziadek już od roku nie mieszkał z rodzicami Nikoli i Szymona. Pojechał w swoją ostatnią, tajemniczą podróż i mieszka teraz w niebie. Żadnych rzeczy już nie potrzebował, więc skrzynia z jego rzeczami znalazła swoje miejsce w piwnicy. Mama razem z Szymonem odnaleźli w piwnicy frak, cylinder, batutę i nawet białe rękawiczki. Szymon był szczęśliwy i teraz wierzył, że jego przedstawienie się naprawdę uda. Myślał tak dopóki nie przeczytał instrukcji do sztuczek. Tata miał rację. To wcale nie było takie proste. Trzeba było wiele czytania a potem prób, żeby wykonać chociaż jedną iluzję. A do urodzin zostało zaledwie kilka dni. Najpierw kilka, a potem nagle tylko jeden, a potem okazało się, że już za minutę Szymon ubrany w czarny frak, który mama przerobiła tak, że wyglądał jak peleryna, i cylinder, i rękawiczki, miał przedstawić swoją pierwszą sztuczkę.
— Uwaga, uwaga, magik Szymon zaprasza na przedstawienie! — głośno zapowiedział swoje wystąpienie chłopiec przez zabawkowy mikrofon. W ciemnym pokoju rozległy się oklaski, a potem Nikola zapaliła lampę niby reflektor, skierowany na stolik magika przykryty aksamitną zasłoną z czerwonego materiału. Wszyscy z ciekawością wpatrywali się w Szymona, który teraz nie był już Szymonem, tylko prawdziwym magikiem.
Rozdział II
Jasnowidz
W pierwszym rzędzie, na miękkich pufach, siedziała Nikola i jej trzy koleżanki, a w drugim rzędzie ustawionym z krzeseł z salonu, dwóch kolegów Nikoli.
Szymon rozłożył na stoliku kolorowe karteczki, wyjął długopis i zapowiedział:
— A teraz każdy z was poda mi swoje imię. Te imiona pozapisuję na tych oto karteczkach.
Wszyscy podali po kolei swoje imiona: Nikola, Zosia, Majka, Wiktoria, Kuba i Jaś.
Szymon pozapisywał imiona na karteczkach, a następnie każdą z nich złożył w mały kwadracik i powrzucał je do cylindra. Machnął nad cylindrem batutą, która teraz stała się różdżką i wypowiedział zaklęcie:
— Abra abrakadabra, niech poznam imię, które ktoś wylosuje!
Następnie Szymon zaprosił do stolika Zosię, która wylosowała jedną z karteczek.
— Zobacz, jaki imię jest napisane na karteczce, pokaż je wszystkim, oprócz mnie. Ja się odwrócę tyłem, żeby nic nie widzieć, a potem odgadnę, jakie imię wylosowałaś.
Zosia odwinęła karteczkę i pokazała wszystkim, że widniał na niej napis: Jaś.
Szymon odczekał dwie minuty i znowu spojrzał na widownię. Uczynił w powietrzu zygzak swoją różdżką i uroczystym głosem powiedział:
— Imię, które wylosowałaś brzmi: Jaś!
— Tak! — krzyknęła zdumiona Zosia i wszyscy zaczęli bić brawo.
Potem Szymon pokazał kolejną sztuczkę, w której pokazał wszystkim pusty kapelusz, a po chwili zakrył go na chwilę czarną chustą, zamachał różdżką, po czym wyciągnął z kapelusza...chomika. W kolejnej sztuce zza ucha Kuby wyciągnął monetę pięciozłotową, odgadywał karty wylosowane przez Majkę i Wiktorię z talii kart, wyczarował też wstążki kolorowe z pustego pudełka, a na koniec wysadził w powietrze torebkę z kolorowym konfetti. Goście byli zachwyceni. Po występie wszyscy zjedli pyszny tort truskawkowy, pili lemoniadę przez kolorowe słomki, jedli chipsy, a na końcu pizzę. Wszyscy byli ciekawi jak Szymon mógł odgadnąć to imię z kolorowych karteczek, bo widać było, że chomika miał w rękawie i przerzucił go do cylindra, na karty wylosowane przez dziewczynki, zerkał ukradkiem, monetę też miał w rękawie, wstążki w podmienionym pudełku, ale imię?!
— Jestem po prostu jasnowidzem! — zapewniał Szymon.
Czy naprawdę Szymon był jasnowidzem? A czy Wy znacie rozwiązanie tej sztuczki?
Rozwiązanie znajdziecie na końcu książki.
Rozdział III
Magik do wynajęcia
Wieści bardzo szybko się rozchodzą i po urodzinach Nikoli wszystkie dzieci z całego osiedla już wiedziały, że Szymon jest magikiem, a że wkrótce inne dzieci też obchodziły swoje urodziny, wszyscy po kolei prosili Szymona, żeby uświetnił również ich urodziny przedstawieniem magicznym. I tak Szymon stał się magikiem do wynajęcia. Coraz lepiej wychodziły mu sztuczki, nikt już nie potrafił dostrzec, że chomik jest ukryty w rękawie i każdy ze zdumieniem przyjmował jasnowidzenie Szymona, który potrafił odgadnąć wylosowane z kapelusza imię. W dodatku Szymon poprosił Nikolę, by towarzyszyła mu podczas najbardziej widowiskowej sztuczce, na którą wpadł po tym, jak rodzice kupili nową lodówkę i chcieli wyrzucić na śmietnik opakowanie po niej.
— Mamo, nie wyrzucaj tego! — zawołał Szymon w panice, że tak wspaniałe opakowanie mogłoby znaleźć się na śmietniku, a on miał co do niego kompletnie inne plany. Mama zgodziła się dla dobra sztuki magicznej podarować Szymonowi opakowanie po lodowce. Szymon pomalował je na czarno i ponaklejał na nie złote i srebrne gwiazdy, tak, że wyglądało bardzo tajemniczo. Trochę poczytał o sztuczkach, trochę sam pomyślał, aż w końcu poprosił Nikolę by weszła do „zaczarowanej szafy”, bo to nie było już opakowanie po lodowce, ale właśnie — zaczarowana szafa. Sztuczka Szymona i Nikoli budziła wielkie emocje na osiedlowych urodzinach. Nikola wchodziła do szafy, Szymon zamykał ją w niej, tak, ze nie było jej widać, a następnie brał wbijał w tę zaczarowaną szafę trzy miecze świetlne, które kiedyś dostał od świętego Mikołaja na Boże Narodzenie. Za każdym razem, kiedy przecinał mieczem tekturową szafę, dzieci na widowni krzyczały, bo wyglądało na to, że zrobi krzywdę Nikoli, zamkniętej w środku. Ona jednak po zakończeniu sztuczki wyskakiwała z zaczarowanej szafy cała, zdrowa i roześmiana. Jak to możliwe? Czy już wiecie?
Rozdział IV
Nikola odkrywa tajemnicę opuszczonego młyna
Rodzice Nikoli i Szymona na początku lipca zapowiedzieli, że przedstawienia magiczne muszą zostać przerwane na czas wakacji, bo Nikola i Szymon pojadą do cioci, na wieś, żeby mogli tam odpocząć od zgiełku miasta. Z jednej strony rodzeństwo cieszyło się na wyjazd, z drugiej żal im było trochę, że nie będą już przygotowywać przedstawień magicznych. Wkrótce jednak bardzo tajemnicza sprawa pochłonęła całkowici ich umysły, okazało się bowiem, że we wsi, w której mieszkała ich ciocia, znajduje się opuszczony, tajemniczy młyn. O młynie dowiedzieli się od Oli, dziewczynki, która mieszkała w domu, obok ich cioci. Ola miała czarne włosy i oczy, i sama wyglądała też bardzo tajemniczo. A kiedy opowiedziała Nikoli i Szymonowi o młynie, to poczuli aż dreszcze przerażenia na plecach, zwłaszcza kiedy weszli do środka….
Drzwi do młyna, stare dębowe, z żelaznymi okuciami, były tak spróchniałe, że kiedy Ola je uchyliła, w jednym miejscu drewno odpadło od całości i rozsypało się w pył. Przed całą trójką z półmroku wyłaniał się bardzo długi korytarz, widać było po jego obydwu stronach ślady po ogniu.
— W tym młynie wiele lat temu wybuchł pożar — opowiadała Ola przyciszonym głosem, co jeszcze bardzie potęgowało grozę tego miejsca.
— A kto tu mieszkał? — zapytała Nikola, kiedy weszli do opuszczonego salonu, w którym pod oknem stało rozpadające się pianino, też nadpalone przez ogień, a na ziemi leżała pożółkła fotografia. Nikola podniosła zdjęcie i długo wpatrywała się w przepiękną twarz kobiety o bujnych ciemnych włosach i przenikliwym spojrzeniu czarnych oczu.
— Na tym zdjęciu jest pani tego domu, pani Lilianna. Była nauczycielką w tutejszej szkole, a jej mąż — młynarzem. Mieszkali w tym młynie razem z trzema synami i byli bardzo szczęśliwą, kochająca się rodziną — opowiadała dalej Ola.
— I co się stało? — szeptem zapytał Szymon, kiedy z salonu przeszli do dawnego pokoju dziecinnego, w którym pod ścianą stało łóżeczko drewniane z połamanymi szczebelkami.
— Pewnej burzliwej nocy, wybuchł w młynie pożar. Młynarza wtedy nie było, dzień wcześniej pojechał do miasta, żeby sprzedać pieczywo i miał wrócić dopiero nazajutrz. Cały młyn stanął w płomieniach. Wszyscy mieszkańcy wsi przybiegli na pomoc i wiadrami z wodą próbowali ugasić szalejący żywioł. Niestety. Młyn spłonął a cała rodzina młynarza zginęła w pożarze. Kiedy młynarz wrócił do domu i dowiedział się, co się stało, osiwiał cały w jednym momencie, płakał i krzyczał, a potem zamknął się w młynie, wołając, żeby nikt tutaj nie wchodził. Pękło mu serce z rozpaczy. Umarł w tym młynie, a jego duch krąży nocami po wszystkich pomieszczeniach i straszy każdego, kto tutaj wejdzie — zakończyła swoją opowieść Ola, a Szymon i Nikola zadrżeli ze strachu, bo w pokoju, w którym właśnie stali, otworzyło się nagle z trzaskiem okno i wielka gałąź drzewa przebiła szybę i z upadła na podłogę, tuż pod ich nogi.
— To młynarz! — krzyknął Szymon.
Nikola krzyknęła. Ola krzyknęła i cała trójka ruszyła biegiem w kierunku wyjścia. Niestety drzwi się zacięły i nie mogli się wydostać z młyna.
— Młynarz już nas stąd nie wypuści — pisnęła blada ze strachu Ola.
Nagle drzwi otworzył ktoś od zewnątrz i dzieci na progu zobaczyły bardzo wysokiego mężczyznę.
— Czy to mły...narz? — wyjąkał Szymon.
— Jaki młynarz?! — głośno zapytał potężnie zbudowany człowiek — co wy tu robicie, nie wolno tu wchodzić, ten młyn grozi zawaleniem.
— To pan nie jest młynarzem? — koniecznie chciał wiedzieć Szymon.
— Nie. Jestem jego synem — odparł mężczyzna.
— Jak to? To pan jest duchem i straszy pan tutaj zamiast ojca?! — zapytała Nikola.
— Olu, co ty im naopowiadałaś?! — zwrócił się wysoki pan do dziewczynki, która jeszcze przed chwilą twierdziła, że cała rodzina młynarza zginęła w pożarze.
— Chciałam, żeby przeżyli tajemnicze wakacje… — próbowała wyjaśnić Ola.
— O co tutaj chodzi? — chciała wiedzieć Nikola.
— To pan nie zginął w pożarze? — zapytał Szymon.
Mężczyzna podwinął wtedy rękaw koszuli i oczom dzieci ukazała się rozległa blizna na całym jego przedramieniu.
— Mało brakowało — powiedział — Olu, czy powiesz im prawdę, czy dalej będziesz wymyślać swoje bajki?
— No, dobrze — powiedziała z niechęcią Ola — ale to już nie będzie takie fascynujące i tajemnicze — dodała.
— Ten pan to mój tata — przyznała Ola, a Szymon i Nikola patrzyli, i słuchali z okrągłymi ze zdziwienia oczami. — Młynarz był jego tatą, czyli moim dziadkiem — ciągnęła dalej swoją nową, tym razem prawdziwą opowieść Ola. Mój tata razem ze swoimi starszymi braćmi na festynie kupili fajerwerki, które w nocy wysadzili w powietrze na strychu domu, aż zapalił się cały dach. Cała trójka zdążyła jednak zbiec na dół, obudzić mamę i wybiec na zewnątrz. Wszyscy się uratowali. Cały dach młyna spłonął, zostały tylko ściany, kiedy mój dziadek wrócił z miasta następnego dnia, załamał ręce, ale przede wszystkim cieszył się, że jego ukochana żona i dzieci ocaleli z pożaru. Dziadek należał do ludzi, którzy nigdy się nie załamują tylko działają. Razem z sąsiadami, którzy mu pomogli, wybudował mały, biały domek, niedaleko młyna i cała jego rodzina w nim zamieszkała. A teraz ja w nim mieszkam z rodzicami. Dziadkowie już mieszkają w niebie, a starsi bracia taty wyjechali do miasta i tam mieszkają. Młyn został tutaj i dzięki niemu mogę straszyć letników legendą o duchu młynarza, który mieszka w opuszczonym salonie.
— Tak się ciesze, że ta historia ma szczęśliwe zakończenie — roześmiała się radośnie Nikola.
— A gałąź i okno? Jednak jakiś duch tam mieszka — stwierdził z przekonaniem Szymon.
— To tylko wiatr. Drzewa w ogrodzie obok młyna są stare i spróchniałe, byle wietrzyk je łamie.
Przecież słaba gałązka nie przebiłaby szyby — pomyślał Szymon — jednak nic już nie powiedział, po prostu wiedział swoje.
Ostatni tydzień wakacji nie był już taki tajemniczy, ale za to bardzo radosny i smaczny. Zaraz po śniadaniu Nikola i Szymon pomagali cioci zrobić zakupy i posprzątać dom albo zbierali jagody i truskawki na popołudniowy deser. Potem szli razem z Ola pływać w jeziorze. Po powrocie czekała na nich ciocia z pysznym obiadem — były kotleciki mielone, ziemniaki i buraczki, a na deser lody z bitą śmietaną, z jagodami i truskawki. W dniu wyjazdu, w momencie, w którym Nikola i Szymon za chwilę mieli wsiadać do samochodu, bo tata właśnie po nich przyjechał, przybiegła do nich Ola, żeby się pożegnać.
— Chciałabym, żebyście znowu przyjechali w przyszłym roku. Wymyślę dla was nową tajemniczą historię — powiedziała Ola z nieprzeniknionym uśmiechem.
— Chętnie przyjedziemy — odparła Nikola.
— O, tak! — przytaknął Szymon.
— A, jeszcze jedno, spotkałam jednego pana koło młyna, kazał mi przekazać wam ten liścik — powiedziała nagle Ola, wyjmując zgiętą na pół karteczkę.
— Przeczytajcie to podczas podróży, napiszcie mi potem, co było napisane w tej wiadomości, bo to chyba jakiś szyfr — tajemniczo uśmiechnęła się Ola, pomachała im na pożegnanie i biegiem ruszyła w kierunku jeziora.
W samochodzie Szymon uroczyście, powoli otworzył karteczkę. Były na niej cyfry. Ola miała rację. Wiadomość była zakodowana. A brzmiała tak:
4, 21, 3, 8, 25, 14, 13, 24, 15, 1
— Co to może być? To tylko cyfry a nie żadna wiadomość — zdziwiła się Nikola.
— To szyfr — zaświeciły się oczy Szymonowi, który uwielbiał zagadki.
— Spróbujmy to rozszyfrować najprostszym kodem, może się uda — powiedział — gdyby każdej literze alfabetu odpowiadał kolejny numer, to uda nam się tę wiadomość rozszyfrować.
Nikola wyjęła z plecaka długopis i notes. Coś tam zapisała a po dłuższej chwili powiedziała.
— Miałeś rację. Już wiem, co tu jest napisane!
A Wy wiecie?
Rozdział V
Złoty pierścionek Nikoli
Szymon i Nikola ucieszyli się z powrotu do domu, no bo wiecie, wszędzie fajnie, ale w domu najlepiej! Jest mama, która usmażyła naleśniki z dżemem truskawkowym i tata, który przyniósł z paczkomatu prezent dla Szymona, o który chłopiec prosił przed wyjazdem.
— O, moje magnesy! — zawołał z radością Szymon.
Magnesy były mu potrzebne do sztuczki o znikających ze stolika monetach. Szymon miał zamiar ukryć magnes w chustce, którą przykryje na chwilę lezącą na stole monetę, a kiedy ją uniesie, moneta zniknie, bo przylgnie do magnesu. A Nikola też była bardzo szczęśliwa, bo okazało się, że na nią też czekał prezent. Kiedy tylko Nikola przyjechała do domu, przyszedł się z nią przywitać jej kolega Kuba i wręczył jej małe, czerwone pudełeczko, w którym był… pierścionek!
— To złoty pierścionek — powiedział Kuba — specjalnie dla ciebie, bo jesteś moją najlepszą koleżanką.
— Dziękuję — ucieszyła się dziewczynka.
Nikola pochwaliła się rodzicom i Szymonowi swoim prezentem.
— Ojej, złoty pierścionek, to za drogi prezent — zmartwiła się mama.
— Złoty, akurat! — wątpił Szymon.