Nad miasteczkiem unosiła się cisza wieczoru. Ulice były prawie puste, tylko gdzieniegdzie przemykały koty, a latarnie rzucały długie cienie na bruk. Igor poprawił okulary zsuwające się z nosa i podniósł wzrok na budynek, który od dawna budził w nim dziwną fascynację. Stara biblioteka wyglądała jak zapomniany relikt innych czasów. Jej mroczne okna przypominały puste oczy, a kamienne mury pokryte były zielonkawym nalotem wilgoci.
Każdy w miasteczku znał to miejsce, ale niewielu tam zaglądało. Dorośli mówili, że to zwykła biblioteka, trochę zaniedbana, pełna starych ksiąg, które nikomu się już nie przydają. Dla dzieci była jednak źródłem strachu i plotek. Mówiono, że niektóre książki same zmieniają miejsce, a regały potrafią się przesuwać, jakby miały własną wolę. Igor słyszał te historie, ale nigdy w nie nie wierzył. Do czasu.
Tego wieczoru coś go tam przyciągnęło. Sam nie wiedział, dlaczego akurat teraz poczuł, że musi wejść do środka. Może to była zwykła ciekawość, a może coś więcej. Gdy nacisnął na ciężką, drewnianą klamkę, drzwi ustąpiły, skrzypiąc głośno, jakby protestowały przeciwko jego obecności.
Zapach starych ksiąg uderzył go od razu — mieszanka kurzu, wilgoci i atramentu. Wysokie regały rzucały długie cienie, a jedyne światło pochodziło z kilku przygaszonych lamp zawieszonych wysoko pod sufitem. Igor przesunął palcami po grzbietach książek. Czuł chłód okładek, niektóre były popękane i pokryte pajęczynami, inne gładkie i błyszczące, jakby ktoś dopiero co je odłożył.
Wtedy zauważył coś, czego wcześniej tu nie było. Na końcu alejki pojawił się nowy regał. Stał samotnie, jakby dopiero co ktoś go postawił, a na jego środku spoczywała księga. Wyglądała inaczej niż wszystkie pozostałe — duża, oprawiona w ciemną skórę, z metalowymi okuciami. Na jej okładce wyryto dziwny symbol przypominający oko otoczone tajemniczymi znakami.
Igor poczuł, jak serce zaczyna bić mu szybciej. Nogi same poniosły go do księgi. Wyciągnął rękę, ale w ostatniej chwili zawahał się. W bibliotece panowała cisza, lecz była to cisza nienaturalna, pełna napięcia, jakby cały budynek wstrzymał oddech, czekając na jego ruch.
Dotknął okładki. Metal był zimny i szorstki. W tej samej chwili książka drgnęła i sama otworzyła się na środku. Jasne, złoto-niebieskie światło buchnęło spomiędzy stron, rozświetlając ciemność wokół niego. Blask odbił się w jego okularach, a na ścianach zatańczyły dziwne cienie.
Podłoga zadrżała, kurz posypał się z sufitu. Między regałami zaczęła formować się brama. Najpierw wyglądała jak mgła unosząca się w powietrzu, potem nabrała kształtu świetlistych drzwi. Światło pulsowało jak serce, bijąc coraz mocniej.
Igor cofnął się o krok, ale księga w jego dłoniach stała się cięższa, jakby nie chciała go wypuścić. Strony przewracały się same, coraz szybciej, a każdy szelest brzmiał jak szept w języku, którego nie znał.
— Czas się rozpoczął... — rozległo się nagle, cicho, lecz wyraźnie. Nie wiadomo skąd.
Igor rozejrzał się przestraszony, ale nikogo nie zobaczył. Świetlista brama rozwarła się szerzej i poczuł, że coś wciąga go do środka. Złapał mocniej księgę, próbując się oprzeć, ale siła była zbyt wielka.
Świat wokół niego zaczął się rozpływać. Regały zamieniły się w smugi światła, podłoga zniknęła spod nóg, a echo jego własnego oddechu odbijało się gdzieś daleko. Chłopiec jeszcze przez chwilę widział miasteczko za oknami biblioteki, ale zaraz potem wszystko ogarnęła jasność.
Gdy otworzył oczy, leżał na miękkiej trawie. Nad nim rozciągało się niebo pełne gwiazd, jaśniejszych niż kiedykolwiek widział w swoim świecie. W oddali majaczyły góry o ostrych szczytach, a powietrze pachniało świeżością, jakiej nigdy wcześniej nie czuł.
Igor podniósł się, wciąż ściskając księgę w rękach. Nie miał pojęcia, gdzie jest ani jak się tu znalazł. Ale jedno wiedział na pewno — to już nie była zwykła biblioteka. Igor powoli wstał z trawy i rozejrzał się dookoła. Teren wyglądał obco, ale jednocześnie znajomo — jakby znał to miejsce z książek albo snów. Wysokie drzewa o srebrzystych liściach szumiały lekko na wietrze, a ich konary zdawały się tworzyć łukowate sklepienie nad polaną, na której się znalazł. Gdzieś w oddali słychać było plusk wody, a powietrze wibrowało cichym brzęczeniem, jakby sam świat tętnił życiem.
Księga, którą wciąż ściskał, była ciężka, ale Igor czuł, że nie może jej zostawić. Okładka pulsowała delikatnym światłem, które zdawało się wskazywać mu kierunek. Chłopiec podszedł kilka kroków przed siebie, gdy nagle wśród krzaków rozległ się szelest. Igor zamarł.
Z liści wyskoczyło stworzenie, jakiego nigdy wcześniej nie widział. Przypominało królika, ale miało dłuższe uszy zakończone świecącymi na niebiesko końcówkami. Spojrzało na Igora wielkimi oczami i wydało z siebie dźwięk, który brzmiał jak mieszanina gwizdu i mruczenia. Chłopiec cofnął się, lecz zwierzę nie wyglądało groźnie — bardziej zaciekawione niż niebezpieczne.
— No cześć... — szepnął Igor, sam nie wierząc, że mówi do dziwnego stwora.
Ku jego zdziwieniu stworzenie zbliżyło się, obwąchało księgę i zaraz potem uciekło w stronę lasu, jakby chciało go prowadzić. Igor zawahał się tylko chwilę. W końcu i tak nie wiedział, dokąd iść, więc postanowił pójść za nim.
Ścieżka prowadziła w głąb lasu. Z każdą minutą robiło się ciemniej, choć na niebie wciąż świeciły gwiazdy. W pewnym momencie Igor dostrzegł przed sobą światło — ognisko palące się na małej polanie. Obok siedziała postać w kapturze, pochylona nad garnkiem, z którego unosiła się para.
Igor zatrzymał się na skraju polany. Nie wiedział, czy powinien podejść, ale stworzenie, które go tu przyprowadziło, wyskoczyło na otwarte miejsce i usiadło spokojnie obok ognia. Kapturowa postać uniosła głowę, a jej twarz rozświetlił blask płomieni. Był to mężczyzna o surowych rysach i siwiejącej brodzie. Jego oczy błyszczały niezwykłym blaskiem, jakby widział więcej niż zwykli ludzie.
— Wiedziałem, że w końcu przyjdziesz — powiedział głębokim głosem, spoglądając prosto na Igora. — Artefakt wybrał swojego strażnika.
Igor poczuł, że serce podchodzi mu do gardła. Chciał zaprzeczyć, że nic nie wie, że znalazł księgę przypadkiem, ale słowa uwięzły mu w gardle. Podszedł powoli bliżej, nie spuszczając wzroku z nieznajomego.
— Kim pan jest? — zapytał niepewnie.
Mężczyzna uśmiechnął się lekko, jakby czekał na to pytanie.
— Jestem tylko przewodnikiem. Nazywają mnie Elias. A ty... jesteś tym, którego przepowiednia nazywa „kluczem do bramy”.
Igor zmarszczył brwi, nie rozumiejąc ani słowa. Elias wskazał na księgę.
— To, co trzymasz, to nie zwykła książka. To Artefakt, jeden z najstarszych, jakie istnieją. Dzięki niemu świat, w którym teraz jesteś, może przetrwać... albo upaść.
Słowa mężczyzny brzmiały poważnie, a ich ciężar przytłaczał Igora. Chciał zapytać o tysiące rzeczy naraz, ale Elias podniósł rękę, jakby chciał go uciszyć.
— Czas na pytania nadejdzie. Teraz musisz wiedzieć tylko jedno: nie jesteś tu przypadkiem. Brama otworzyła się, bo świat potrzebował kogoś takiego jak ty.
Ogień w kominku zasyczał, a wokół polany rozległo się echo, jakby las nagle ożył. W oddali dało się słyszeć ciężkie kroki i trzask łamanych gałęzi. Elias spojrzał w tamtym kierunku i zmrużył oczy.
— Znaleźli nas szybciej, niż myślałem — mruknął. — Przygotuj się, chłopcze. Pierwsza próba nadchodzi.
Igor nie zdążył zapytać, kto nadchodził, gdy nagle z ciemności wyłoniły się sylwetki. Były wysokie, odziane w czarne płaszcze, a ich twarze ukrywały maski przypominające czaszki. Każdy trzymał w dłoni długą, zakrzywioną broń. Atmosfera zgęstniała, a serce Igora biło jak szalone.
Elias wstał powoli, wyciągnął z pod płaszcza starożytny miecz, który zabłysnął srebrnym światłem. Spojrzał na chłopca, który wciąż ściskał księgę.
— Nie bój się. To dopiero początek.Ciemne postacie otoczyły polanę. Było ich co najmniej pięciu, a każdy poruszał się z nienaturalną płynnością, jakby stopy ledwo dotykały ziemi. Płomienie ogniska drżały, jakby bały się ich obecności. Igor cofnął się odruchowo, przyciskając księgę mocniej do piersi.
Elias podniósł miecz i uniósł go w stronę napastników. Ostrze zadrżało i zapłonęło srebrnym światłem, które na moment rozgoniło ciemność wokół.
— To są Cieniowi Jeźdźcy — powiedział cicho, nie odrywając wzroku od wrogów. — Służą tym, którzy pragną odebrać ci artefakt.
Igor chciał coś powiedzieć, ale w tej samej chwili pierwszy z przeciwników ruszył do ataku. Jego broń przecięła powietrze z sykiem. Elias odparł cios, a echo zderzających się ostrzy rozniosło się po lesie. Pozostali otoczyli ich, krążąc jak wilki.
Chłopiec czuł, że nogi drżą mu ze strachu. Chciał uciec, ale księga rozgrzała się w jego rękach, jakby próbowała powiedzieć mu, że ma zostać. Na jej stronach pojawiły się migoczące symbole, układające się w kształt, którego nie rozumiał.
— Igor! — krzyknął Elias, walcząc z dwoma przeciwnikami naraz. — Otwórz ją!
— Co?! — zawołał Igor, spanikowany.
— Księga cię poprowadzi!
Igor nie wiedział, co robić, ale instynkt kazał mu posłuchać. Otworzył artefakt na przypadkowej stronie. Zadrżał, gdy litery rozbłysły i uniosły się w powietrze jak świetliste owady. Słowa układały się w spiralę, która wirowała nad jego głową, a z księgi buchnął podmuch energii.
Jeden z Cieniowych Jeźdźców został odepchnięty do tyłu, upadł na ziemię i z sykiem rozpłynął się w powietrzu, jak dym rozwiany przez wiatr. Igor nie wierzył własnym oczom.
— Tak! Właśnie tak! — krzyknął Elias. — Artefakt rozpoznaje swojego właściciela!
Pozostali napastnicy zawahali się na moment, ale szybko ruszyli naprzód. Igor nie wiedział, jak powtórzyć to, co zrobił, ale księga zaczęła przewracać strony sama. Na kolejnej pojawił się rysunek — znak przypominający płomień. Bez zastanowienia Igor dotknął symbolu.
Światło wybuchło z jego dłoni jak ogień, ale nie parzyło. Strumień płomieni uderzył w dwóch przeciwników, którzy krzyknęli przeraźliwie i rozpłynęli się w powietrzu.
Ogień zatańczył wokół polany, a Elias wykorzystał zamieszanie, by powalić kolejnych. Ostatni z Jeźdźców wydał z siebie skrzek przypominający ryk, po czym zniknął w ciemności, znikając tak nagle, jak się pojawił.
Cisza znów spadła na polanę. Igor dyszał ciężko, wpatrując się w swoje dłonie i księgę, która wciąż pulsowała światłem. Elias odetchnął głęboko i schował miecz.
— Dobrze się spisałeś — powiedział poważnie. — Ale to dopiero początek.
Igor opadł na ziemię, nie czując nóg. — Ja… ja nie wiem, co się dzieje. To wszystko jest niemożliwe.
Elias podszedł do niego i uklęknął, spoglądając prosto w jego oczy.
— Posłuchaj mnie, Igorze. Ta księga nie trafiła do ciebie przypadkiem. Ona wybiera swojego strażnika. A jeśli przepowiednia jest prawdziwa… tylko ty możesz otworzyć Bramę, zanim zrobią to oni.
— Jaka brama? — zapytał Igor, choć serce mówiło mu, że zna odpowiedź.
Elias wskazał na księgę. — Brama między światami. Ta sama, która sprowadziła cię tutaj. Ale są i inne. Jeśli wpadną w niepowołane ręce, oba światy — twój i mój — przepadną.
Igor przełknął ślinę, czując, że ciężar księgi w jego rękach jest czymś więcej niż zwykłym ciężarem. Był to ciężar odpowiedzialności.
Zanim zdążył odpowiedzieć, dziwne stworzenie, które wcześniej go tu sprowadziło, wybiegło na polanę i zapiszczało głośno. Potem pobiegło w stronę lasu, zatrzymując się co chwilę, jakby chciało, by poszli za nim.
Elias spojrzał w ten sam kierunek i spoważniał.
— Wygląda na to, że nasz mały przyjaciel wie więcej, niż pokazuje. Chodź, Igorze. Droga dopiero się zaczyna.
Igor wstał, wciąż niepewny, ale coś w jego wnętrzu mówiło mu, że Elias ma rację. Ruszyli za świecącymi uszami dziwnego zwierzęcia, a noc wokół nich zdawała się gęstnieć, kryjąc tajemnice, które dopiero mieli odkryć. Igor i Elias szli za stworzeniem, które co chwilę odwracało się, upewniając się, że podążają za nim. Jego uszy świeciły jak małe lampy, prowadząc ich przez ciemny las. Noc zdawała się gęstnieć, ale przy tym miejscu było coś niezwykłego — zamiast zwykłego strachu Igor czuł dziwną ekscytację, jakby każdy krok miał odkryć przed nim coś, czego nigdy wcześniej nie widział.
Wkrótce dotarli do polany, na której rosło ogromne drzewo. Było tak wielkie, że jego konary znikały gdzieś w ciemności nieba, a pień miał szerokość domu. Na jego korze wyrzeźbione były symbole, podobne do tych, które Igor widział w księdze. Gdy tylko się zbliżyli, symbole rozbłysły bladym światłem.
— To Drzewo Pamięci — wyjaśnił Elias cicho, jakby bał się, że głośne słowa mogłyby je obrazić. — Pamięta każdy czyn, każdą historię, która wydarzyła się w tym świecie. Ale otwiera się tylko przed tymi, którzy zostali wybrani.
Igor spojrzał na niego z niedowierzaniem. — Pan myśli, że… ja…?
Elias kiwnął głową. — Dotknij go.
Igor podszedł powoli i wyciągnął rękę. Gdy jego dłoń dotknęła kory, świat wokół niego zniknął. Poczuł, jakby spadał w głąb siebie, a obrazy zaczęły przesuwać się przed jego oczami.
Zobaczył wojowników walczących na polach bitew, zamki wznoszące się na szczytach gór, oceany pełne statków i potworów. Zobaczył też ludzi podobnych do siebie, zwykłych chłopców i dziewczyn, którzy nagle stawali się bohaterami. A w centrum każdego obrazu była księga — ta sama, którą trzymał teraz w dłoniach.
Gdy wizja się skończyła, Igor zachwiał się i prawie upadł, ale Elias złapał go za ramię.
— Teraz rozumiesz — powiedział poważnie. — Ta księga łączy twoje przeznaczenie z tym światem. Jeśli ją otworzysz we właściwym miejscu, Brama otworzy się w pełni. Ale pamiętaj — są tacy, którzy zrobią wszystko, by cię powstrzymać.
Igor przełknął ślinę i spojrzał na Eliasza. — Kim oni są?
Elias odwrócił wzrok ku ciemności lasu. — Strażnicy Cienia. Służą tym, którzy kiedyś utracili władzę nad księgą i teraz pragną ją odzyskać. Ale ich moc rośnie. Jeśli zdobędą artefakt, twój świat też nie będzie bezpieczny.
Chłopiec poczuł, jak serce bije mu szybciej. Myśl o tym, że nie tylko ten dziwny świat, ale i jego własny dom, szkoła, mama i tata, wszystko, co znał, może być zagrożone, sprawiła, że poczuł odpowiedzialność większą, niż kiedykolwiek wcześniej.
Nagle ciszę przerwał dziwny dźwięk. Było to coś pomiędzy grzmotem a rykiem, dochodzące z daleka. Ziemia lekko zadrżała, a Drzewo Pamięci zadrżało, jakby bało się tego, co nadchodziło.
Elias zmrużył oczy. — Nie mamy czasu. Musimy dostać się do Portu Wędrowców. Tam znajdziemy statek, który zabierze nas na Wyspę Bramy. Tylko tam możesz otworzyć księgę w pełni.
Igor uniósł głowę, czując narastającą falę lęku i ekscytacji jednocześnie. Nigdy w życiu nie był dalej niż w sąsiednim mieście, a teraz miał płynąć statkiem na tajemniczą wyspę, by uratować dwa światy.
— Ale jak tam dotrzemy? — zapytał.
Elias uśmiechnął się lekko. — Tak, jak zawsze dociera się do Portu Wędrowców. Z pomocą tych, którzy znają ukryte drogi.
Nagle z ciemności wyłoniła się nowa postać. Była to dziewczyna mniej więcej w wieku Igora, ubrana w skórzaną kurtkę i pas z małym nożem u boku. Jej włosy były potargane, a w oczach błyszczała odwaga zmieszana z ciekawością.