„Na ziemię przyszła miłość w ludzkiej postaci i to my mamy nieść ją dalej. A Boże Narodzenie ma nam o tym przypomnieć.”
Magdalena Kordel — Anioł do wynajęcia
„Święta to nie stół i ozdoby, a ludzie z ich uśmiechami i ciepłymi spojrzeniami. Ludzie są w święta najważniejsi.”
Sylwia Trojanowska — Wigilijna Przystań
Magiczne święta
12 świątecznych opowiadań
Świąteczne prezenty
Tego ranka Karolina obudziła się wcześniej niż zwykle.
Rodzice i młodsza siostra, Alinka, musieli być jeszcze pogrążeni w głębokim śnie, bo w całym domu panowała błoga cisza.
— Ach, jak cudnie! — westchnęła, przeciągając się leniwie.
Za oknem prószył śnieg. Drzewa przed domem pokrywały puchowe pierzyny, ogród też cały tonął w bieli.
To była wymarzona sceneria na święta.
Przez całą noc musiało padać, bo wszędzie leżały grube warstwy śniegu. Jak okiem sięgnąć tylko biel.
Karolina uwielbiała zimę, a na święta czekała z niecierpliwością.
Dzisiaj Wigilia.
„Trzeba jeszcze zapakować prezenty” — pomyślała i odrzuciła kołdrę.
*
Po śniadaniu Karolina ubrana w czerwony sweter i legginsy zamknęła się w swoim pokoju, i wyciągnęła z szafy torby ze świątecznymi upominkami dla całej rodziny.
A było ich sporo, bo Karolina uwielbiała obdarowywać bliskich.
W tym roku już w październiku kupiła pierwsze prezenty, a później tylko dokupywała kolejne, które wpadły jej w oko.
Nie zapomniała też o czymś dla swojej przyjaciółki Martyny, z którą znały się od czasów szkolnych.
Karolina wyciągnęła z szuflady biurka nożyczki i taśmę klejącą, a z wielkiej torby w mikołaje papier ozdobny na prezenty.
Papier był przepiękny, w kolorze głębokiej czerwieni oraz wzorem w złote gwiazdy.
Po pół godzinie w pokoju panował rozgardiasz, a Karolina z obłędem w oczach szukała wstążek, by ozdobić nimi zapakowane prezenty.
Zarumieniona i podniecona z emocji nie zauważyła jak drzwi lekko się uchyliły, i do środka zajrzała rozczochrana głowa, pięcioletniej Alinki.
— Ile prezentów! — wykrzyknęła uradowana, po czym władowała się do pokoju siostry. — Co masz dla mnie?
Karolina zaskoczona widokiem siostrzyczki w ostatniej chwili schowała za siebie pakowany właśnie prezent.
— Alinko, skarbie, to tajemnica. Nie mogę ci pokazać, bo nie będzie niespodzianki.
Słysząc to dziewczynka posmutniała. Chlipnęła, pociągnęła nosem dla lepszego efektu i zerknęła na siostrę. Choć miała dopiero pięć lat wiedziała, jak zagrać na emocjach starszej siostry, by ta pokazała jej, co kupiła.
Karolina już od dawna znała sztuczki małej, więc nie zamierzała ustępować.
Nie tym razem.
Prezent musiał czekać do kolacji wigilijnej.
— Nie mogę, Alinko. Wiesz, że zgodnie z tradycją, prezenty należy rozpakowywać dopiero wtedy, gdy na niebie pojawi się gwiazda wigilijna? — Mówiąc to, uśmiechnęła się przyjaźnie.
Alinka popatrzyła na nią podejrzliwie.
— I nie chcesz mnie oszukać? — Zrobiła podejrzliwą minkę.
— Jasne, że nie. Zapytaj rodziców, jeśli mi nie wierzysz. — Karolina prezentowała iście anielską cierpliwość.
— A kiedy przyjdzie święty Mikołaj? — chciała wiedzieć dziewczynka.
— Po Wigilii, jeśli tylko będziesz grzeczna przez cały dzień, Mikołaj na pewno do ciebie przyjdzie. — Karolina pogłaskała siostrę.
Alinka przytuliła się, po czym chytrze zerkając za ramię siostry krzyknęła:
— Widziałam! Widziałam, co tam masz! — Roześmiała się perliście.
Słysząc to Karolina też zaczęła się śmiać, tak że aż łzy jej leciały po policzkach.
Akurat tak się szczęśliwie złożyło, że prezent, który pakowała był dla mamy, a nie dla Alinki.
— Mały chochliku! Uciekaj, bo jak cię złapię to wyłaskoczę tak, że będzie cię brzuch bolał. — Śmiejąc się pogroziła jej palcem.
— Nie złapiesz mnie, bo szybko biegam — odparła siostrzyczka i czym prędzej uciekła z pokoju.
Po chwili na schodach słychać było tylko tupot szybko oddalających się kroków.
*
Krótko po szesnastej w całym domu roznosił się wspaniały zapach wanilii i cynamonu.
Na stole przykrytym białym obrusem znajdowało się dwanaście wigilijnych dań, nie zabrakło ryby i barszczu z uszkami.
Na środku stał talerzyk z opłatkiem, obok stroik ze świerku i owoców dzikiej róży.
Nie brakowało też zapachu lasu, który roznosiła stojąca przy oknie choinka, ozdobiona lśniącymi bombkami i lampkami.
A pod nią leżała sterta kolorowych prezentów.
Świąteczny nastrój udzielił się wszystkim domownikom.
Alinka z niecierpliwością wyglądała przez okno, by za chwilę krzyknąć uradowana:
— Jest! Mamo, mamo! Gwiazda!
— Zaraz siadamy do stołu — odkrzyknęła kobieta, niosąc z kuchni półmisek z kutią. — Tadeusz, Karolina, chodźcie, już pora zasiąść do Wigilii.
Po chwili na schodach słychać było kroki, najpierw weszła Karolina, a za nią pojawił się Tomasz. Zarówno córka, jak i ojciec, byli w radosnym nastroju i w odświętnych ubraniach.
Wcześniej wspólnie ustalili, że założą stroje, w których jednym z akcentów kolorystycznych związanych ze świętami będzie jakiś kolor symbolizujący Boże Narodzenie.
I dlatego Karolina założyła czerwoną sukienkę, tata srebrny garnitur. Mama miała na sobie zieloną sukienkę, a Alinka białą w czarne kropki i czerwone wstążki we włosach.
— Siadajmy do stołu kochani — powiedziała mama. — Najpierw podzielimy się opłatkiem. — Mówiąc to, podała talerzyk każdemu z domowników, a gdy wszyscy mieli już opłatek w dłoniach tata Karoliny poprosił o ciszę.
— Kochani — zaczął — w ten szczególny dzień, chciałbym wam i sobie życzyć, by magiczna moc wigilijnego wieczoru przyniosła nam wszystkim spokój i radość, niech każda chwila tych świąt oczaruje nas swym pięknem, pomyślnością i szczęściem. Abyśmy dzięki tym świętom mogli być bliżej siebie, spędzić ten czas razem, w miłości i wzajemnym szacunku. Wesołych świąt, kochani! — W oczach Tadeusza błysnęły łzy wzruszenia.
Karolina podeszła i objęła ojca:
— Wesołych świąt, tato. — Na jej policzkach też błyszczały łzy.
Mama i Alinka również podeszły i wszyscy obejmując się, przytulając i całując, składali sobie życzenia.
„Kocham święta, pomyślała Karolina. Za tę magię, piękno chwil, za niepowtarzalny nastrój i za to, że możemy być wszyscy razem.”
*
Po kolacji wigilijnej przyszła pora na prezenty. Oczywiście Alinka pierwsza dopadła paczek pod choinką i z błyszczącymi oczami chłonęła ten wspaniały widok.
Rumieńce na policzkach dziewczynki, świadczyły o tym, jak bardzo była podekscytowana perspektywą rozpakowywania upominków.
— Który jest dla mnie? Mamo! Mogę je wszystkie rozpakować? Proszę, proszę!
Pani Kinga roześmiała się słysząc swoją młodszą latorośl, po czym powiedziała próbując zachować powagę:
— Alinko, kochanie, możesz. Ale pomyśl, czy nie będzie smutno tacie i Karolinie, gdy rozpakujesz ich prezenty? Jak oni będą się czuli?
Słysząc słowa mamy dziewczynka chwilę zastanowiła się, po czym odrzekła:
— No dobrze, to rozpakuję tylko swoje. A które są dla mnie? — Mówiąc to, obrzuciła wzrokiem prezenty leżące pod choinką.
Wtedy Karolina podniosła się z zza stołu i podeszła do choinki.
Ukucnęła obok siostry i wyjaśniła:
— Do każdego prezentu przyczepiona jest karteczka. Popatrz… — Wzięła zapakowany w gwiazdki podłużny pakunek i odczytała napis z małej zielonej karteczki:
— Dla taty.
Alinka zerknęła i rzeczywiście okazało się, że prezent nie jest dla niej. Posmutniała.
Karolina widząc to wpadła na pewien pomysł.
— Wiesz co chochliku — powiedziała do siostry — a może chciałabyś pobawić się w pomocnika świętego Mikołaja?
Małej aż zalśniły oczy. Podskakując jak mała piłeczka krzyknęła:
— Tak! Chcę! Chcę! Co mam robić?
Karolina uśmiechnęła się do niej i powiedziała.
— Jak wiesz Święty Mikołaj w Wigilię ma bardzo dużo pracy, bo musi dostarczyć prezenty dla wszystkich dzieci. Dlatego potrzebuje mieć kogoś do pomocy. Dziś ty będziesz jednym z elfów Mikołaja, a twoim zadaniem będzie zobaczyć dla kogo są przyniesione pod choinką prezenty i rozdać je. Chciałabyś?
— Tak. A jak poznam, co mam komu dać?
Karolina pochyliła się i sięgnęła po stojącą pod choinką torbę w bałwanki.
— Zobacz. Musisz przeczytać karteczki dołączone do prezentów i podzielić je, który jest dla kogo: dla mamy, dla taty, dla Alinki, dla Karoliny.
Alinka pokiwała głową.
— Dobrze. Mogę. Jestem już duża i sobie poradzę — zapewniła z dumą wypinając pierś, a jej warkoczyki aż podskoczyły. — Będziesz mi podawała prezenty, a ja będę czytać i je dzielić — oznajmiła, a jej oczy rozbłysły.
Kiedy wszystkie upominki zostały rozdane, a szczęśliwa Alinka bawiła się klockami i lalkami, przyszedł czas na kolędy. Odśpiewali wspólnie „Cichą noc” i „Bóg się rodzi”, a potem postanowili, że ubiorą się i wyjdą przed dom.
Było chłodno, mróz szczypał w policzki, a cisza aż dzwoniła w uszach.
Wszędzie leżał śnieg, ogród zasypany był białym puchem. Na niebie błyszczały gwiazdy.
We trójkę stali i chłonęli ten widok. Tylko mała Alinka nie mogła wytrzymać w bezruchu i biegała po ogródku, strząsając śnieg z gałązek krzewów dzikiej róży.
Widząc ten magiczny obrazek Karolinie zrobiło się cieplej na sercu. Była szczęśliwa. Nic nie mogło teraz zakłócić jej szczęścia.
To były idealne święta.
Magiczne.
Już za nimi tęskniła, bo wiedziała, że na kolejne będzie musiała czekać cały rok.
Zawsze trzeba mieć nadzieję
Pewnego grudniowego poranka, kilka dni przed Wigilią gdy za oknem świeciło słońce, a na trawniku przed domem zieleniła się trawa i wróble ćwierkały jak oszalałe, niczym na wiosnę, mała dziewczynka i jej mama jadły śniadanie.
Śniegu nie widziano tutaj od zeszłego roku.
Od kiedy grudzień zagościł w kalendarzu pogoda przypominała jesienną — padał deszcz, było wietrznie, szaro, brzydko.
Od kilku dni jednak zrobiło się cieplej, zaczęło świecić słońce, zazieleniło się w sadzie i w ogrodzie.
A przecież kalendarz nie kłamał — był dwudziesty grudnia!
Pogoda zdecydowania płatała figla, nic sobie z tego nie robiąc.
— Mamo? — zagadnęła mała.
Dziewczynka miała na sobie żółtą sukienkę i czerwone wstążki we włosach. Śliczną twarzyczkę w kształcie serca okalały blond loki. Wyglądała jak mała porcelanowa laleczka.
— Tak, Zuziu? — odpowiedziała jej mama.
Kobieta była wysoka i szczupła, ubrana w białą bluzkę i jeansy. Włosy spięła spinką, by nie wpadały jej do oczu, bo były bujne i długie.
— Z czym ci się kojarzy zima?
— Biało, zdecydowanie tak… Śnieg, mróz, szron na drzewach — wyjaśniła jej, podpierając brodę łokciem. — Tak powinna wyglądać zima.
— Ja tak dawno nie widziałam prawdziwej zimy — westchnęła Zuzia. — A czemu w tym roku nie ma śniegu, mamo?
— Jak by ci to wyjaśnić kochanie… — zamyśliła się na chwilę kobieta — klimat się ocieplił, temperatura wzrosła o kilka stopni, i dlatego zamiast śniegu pada deszcz — wyjaśniła po chwili.
— To już nie będę mogła ulepić bałwana? Pojeździć na sankach? — Posmutniała dziewczynka, słysząc odpowiedź mamy.
— Będziesz, córeczko. Zima na pewno do nas wróci. Musimy tylko trochę jeszcze na nią poczekać…
— Obiecujesz? — Córka spojrzała na nią z powagą.
Kobieta uśmiechnęła się. Wierzyła w to, że jej zapewnienia się potwierdzą. Nie chciała robić przykrości małej.
— Tak, Zuziu, bądź cierpliwa. Zima na pewno do nas przyjdzie — przekonywała.
— To super mamo, bo ja bardzo lubię zimę. Lubię jak śnieg prószy, jak mróz szczypie mnie w policzki, jak szron osiada mi na włosach. A najbardziej lubię lepić bałwana i zjeżdżać na sankach z górki za domem. Tęsknię za tym mamo…
— Wiem, Zuziu. — Kobieta podeszła i przytuliła dziewczynkę. Pocałowała ją w głowę. — Jest dopiero grudzień, zima choć się spóźnia, przyjdzie jak nie w teraz, to w styczniu, sypnie śniegiem, mrozem skuje jezioro, las za domem zamieni w bajkową, śnieżną krainę. Będzie pięknie… — Rozmarzyła się.
Zuzia też przymknęła oczy i wyobraziła sobie to, co opisywała jej mama.
— To wiesz, co mamo? Może ja pobiegnę teraz do swojego pokoju i przygotuję sobie zimowe buty i kurtkę? A później pomożesz mi poszukać sanek, dobrze? — Spojrzała na matkę z nadzieją.
— Tak Zuziu, pomogę. Razem przygotujemy się na przyjście zimy — odpowiedziała kobieta, głaszcząc córkę po głowie i uśmiechając się ciepło. — Tylko dojedz płatki i możemy iść.
— Super! — ucieszyła się Zuzia i zaczęła z apetytem jeść.
Jej mama spoważniała i zapatrzyła się zamyślona za okno. Na szczęście prognozy pogody zapowiadały kilkustopniowe ochłodzenie, podobno wkrótce miały nadejść mroźne dni. Czapka i szalik z pewnością się przydadzą.
Ale czy spadnie śnieg?
Tego kobieta nie wiedziała, ale nie chciała robić przykrości córce. Przecież zawsze trzeba mieć nadzieję, nie odbierze jej dziecku, które z niecierpliwością czeka na zimę, śnieg i zabawę w białym puchu.
I kiedy skończyły jeść śniadanie, podbudowana tymi słowami wzięła córkę za rękę i razem poszły przygotować się na przyjście zimy.
A kilka dni później w Wigilią mróz ściął ziemię, a z nieba zaczęły sypać się białe płatki śniegu.
Zuzia szczęśliwa i radosna biegała po podwórku przed domem, a oczy błyszczały jej jak gwiazdy.
Radość dziecka była najwspanialszą nagrodą dla matki. Ona również cieszyła się widząc zadowolenie córki.
A zima nie zawiodła, choć trochę spóźniona, przyszła.
I to było najważniejsze.
Bo nigdy nie należy tracić nadziei, nawet wtedy, gdy wydaje nam się, że coś jest niemożliwe.
Czasem życie potrafi nas zaskoczyć i jest szansa, że zaskoczy nas jeszcze nie jeden raz.
A wiara czyni cuda, jak to mówią.
Święta, które pachną wanilią i cynamonem
Dwudziestopięcioletnia Weronika Mikołajewska jak co dnia tuż po trzeciej opuszczała budynek firmy.
Pracowała w jednym z największych czasopism kobiecych w mieście. Była asystentką redaktor naczelnej.
Posadę otrzymała będąc jeszcze na trzecim roku studiów, gdy kończyła dziennikarstwo zaocznie.
Znajoma wspomniała jej, że w „Kobiecie luksusowej” szukają kogoś na staż. Weronika złożyła podanie i szybko o tym zapomniała w ferworze codziennych zajęć.
Jakie było jej zdziwienie, gdy po tygodniu otrzymała telefon z propozycją rozmowy kwalifikacyjnej, którą zresztą przeszła śpiewająco.
Już po dwóch tygodniach mogła zacząć staż, a po trzech miesiącach od rozpoczęcia pracy dostała od szefowej propozycję objęcia stanowiska asystentki za koleżankę, która odchodziła na urlop macierzyński.
Teraz upływało równo pół roku od tamtego czasu. Weronika zajmowała się nie tylko bieżącymi sprawami, terminarzem szefowej, spotkaniami, ale również redagowała artykuły, robiła korektę przed drukiem, prowadziła też kącik listów do redakcji, gdzie odpowiadała na pytania czytelniczek.
Rubryka ta cieszyła się dużą popularnością, więc Weronika miała ręce pełne roboty. Codziennie odpowiadała na dwadzieścia listów, z czego trzy najciekawsze trafiały na łamy gazety. Resztę wrzucała na stronę internetową czasopisma.
Jej grafik był napięty do granic możliwości. Zwykle kładła się spać tuż przed północą. A zdarzało się, że przed zamknięciem numeru siedziała nad korektą do trzeciej nad ranem.
Praca zajmowała ją do tego stopnia, że zapominała o tym, co jest najważniejsze.
Zmienił to jeden list.
Wieczorem Weronika zabrała się do przejrzenia listów od czytelników.
W okresie przedświątecznym ich liczba podwoiła się i młoda dziennikarka musiała poświęcić więcej czasu na rubrykę „Porady nie od parady”, którą prowadziła.
Usiadła na sofie, w szlafroku i z kubkiem aromatycznej herbaty z cytryną, imbirem i miodem, po czym sięgnęła po laptopa i zalogowała się na skrzynkę mailową z listami od czytelników.
Pierwszy dotyczył porady na najlepszy barszcz z uszkami, w drugim czytelniczka Ania prosiła o sposób na wywabienie plamy z czerwonego wina, w kolejnym było pytanie pani Haliny o krem pod oczy, w innym czytelniczka Beata prosiła o poradę na temat odżywki do włosów.
Weronika odpowiedziała na listy, większość z nich nie stanowiła żadnego zaskoczenia. Jej palce szybko stukały w klawiaturę i po chwili większość porad była gotowa.
— Został jeszcze jeden list — zauważyła, przeciągając się i tłumiąc ziewnięcie. — Uwinę się z nim raz dwa i kładę się spać — zdecydowała, patrząc na zegar na ścianie, który wskazywał 21.35.
Kobieta otworzyła wiadomość z listem i zaczęła czytać, po kilku sekundach jej oczy zaczęły robić się wilgotne, a usta drżeć. Otarła wierzchem dłoni łzę spływającą po policzku i raz jeszcze przeczytała list.
„Droga redakcjo”
Piszę do was, ponieważ moja mama bardzo lubi to pismo i wiem, że je czyta. Mam na imię Julka i mam 9 lat. Bardzo lubię czas Bożego Narodzenia i chciałabym spędzić magiczne święta, takie z choinką, prezentami, pachnące piernikiem, cynamonem i goździkami. A przede wszystkim z rodziną, żebyśmy byli wszyscy razem. Chciałabym znów przeżyć takie święta, jakie były, kiedy jeszcze żyła babcia Halinka. Co zrobić, żeby w moim domu znów zagościła atmosfera świąt?
Julka Majewska
Weronikę bardzo wzruszył list od dziewczynki i postanowiła, że pomoże jej spełnić świąteczne marzenie.
Nie można przecież zwątpić w magię świąt.
Bo jak mawiała kiedyś ciocia Zosia:
— Jeżeli ludzie przestaną wierzyć w magię świąt, nieuchronnie doprowadzi to do końca świąt Bożego Narodzenia.
A przecież to jedno z najpiękniejszych świąt w roku.
Weronika pomyślała o swojej rodzinie. Oni również byli tak zabiegani, że na co dzień zapominali o tym, co jest najważniejsze — o byciu razem. Mijali się w drodze do i z pracy, a kiedy mieli już chwilę dla siebie włączali Netflixa albo siedzieli z nosami w smartfonach.
„To smutne i przykre, jak się od siebie potrafiliśmy oddalić”, myślała.
— Przecież lada chwila są święta, a to czas, kiedy możemy zrobić coś dobrego dla innych — powiedziała do siebie. — Pomogę tej dziewczynce, może choć na jednej twarzy zagości uśmiech.
„Jak ja chciałabym spędzić święta?”, pomyślała.
I po chwili zaczęła pisać.
„Droga Julko,
Bardzo wzruszył mnie twój list i przyznam szczerze, że z początku nie wiedziałam, czy i co ci odpisać.
Jak wiesz Boże Narodzenie to czas radości, refleksji i właśnie czas na spędzenie go z rodziną.
Jak sprawić, żeby były one magiczne?
Myślę, że wspólne przygotowanie świąt z rodzicami sprawi, że takie będą. Poproś mamę i tatę o pomoc, z pewnością się zgodzą.
Przygotowania najlepiej zacząć od odpowiedniego wystroju domu. Ciepły, przytulny, pachnący choinką dom sprawi, że będziecie czuć atmosferę świąt. Wspólne ubieranie choinki z tatą może być świetną zabawą. Możecie zrobić własnoręczne ozdoby choinkowe, bombki, łańcuchy. Pięknie będzie wyglądała też na świątecznym stole dekoracja ze świerku, szyszek, dzikiej róży i świec. A do lampy na suficie koniecznie należy przywiesić jemiołę, ozdobić ją wstążką. Można przystroić cały dom lampkami, świątecznymi skarpetkami, kolorowymi figurkami Mikołajów, aniołków, a nawet gwiazdami wykonanymi z kolorowego papieru, tektury i brokatu.
Nie wolno zapomnieć o pachnących świecach, które ocieplą pomieszczenie, i nadadzą mu niepowtarzalny, przytulny klimat. Nie mówiąc już o zapachu, który kojarzy się ze świętami — cynamonu, pieczonego jabłka czy świerku.
I właśnie zapach jest tym, co tworzy atmosferę świąt. Może warto namówić mamę na wspólne pieczenie pierników i innych korzennych ciasteczek z dodatkiem pomarańczy, goździków? Pieczenie może być świetną okazją do wspólnych rozmów, do spędzenia czasu razem.
Możesz również poprosić rodziców, aby opowiedzieli ci o tym, jak oni w dzieciństwie spędzali święta Bożego Narodzenia. Na co najbardziej czekali? Na pierwszą gwiazdkę? Ubieranie choinki? Pójście na pasterkę? Kulig? A może na jakąś wigilijną potrawę?