E-book
11.03
drukowana A5
26.78
Magiczne przygody Dawida i Kici

Bezpłatny fragment - Magiczne przygody Dawida i Kici


5
Objętość:
71 str.
ISBN:
978-83-8126-204-0
E-book
za 11.03
drukowana A5
za 26.78

Z dedykacją dla Dawida —

Najbardziej magicznego człowieka jaki istnieje.

Pamiętaj, razem zmienimy świat.

Rozdział 1 — Dawid poznaje Kicię

W zwyczajnym, małym miasteczku, na skraju gęstego lasu, którego przepełniają magiczne historie zamierzchłych czasów, blisko najwyższych szczytów Tatr, w pobliżu rwącego, krętego jak tańcząca wstążka strumienia, z pozoru zwykłego, takiego jak ­­­każdy inny strumień mieszkał sobie mały dziesięcioletni chłopiec imieniem Dawid.

Miał on jasne włosy koloru lśniącej, skąpanej w słońcu pszenicy, koloru złota takiego jakie to zgromadzone mają najbogatsi królowie świata. Subtelnie różowe wargi niczym różyczka i drobny nosek. Oczy jego były niezwykłe, zmieniały kolor w zależności od padania na nie światła i nastroju młodego chłopca: raz były zielone tak bardzo jak tylko może być najbardziej zielony listek na łące, innym razem błękitne koloru letniego nieba, innym razem nabierały ciemny odcień żółto — brązowego drogocennego kamienia z bajecznych krain zza mórz i oceanów. Kto umiał w nie patrzeć ten to widział, lecz wiadomo, że większość ludzi nie zwraca na takie drobne rzeczy swojej cennej uwagi. Chłopiec był nie wysoki, a nawet można by powiedzieć dosyć niski jak na swój wiek, przeciętnej, zwykłej budowy prawdę powiedziawszy, ale jednak miał on w sobie coś magicznego, coś takiego co aż promieniowało z jego serducha.

Był niezwykle kochanym dzieckiem, jego serce wypełnione było miłością i dobrem. Zawsze szczery, zawsze gotowy do niesienia pomocy o każdej porze dnia i nocy każdemu człowiekowi na Ziemi. Takiego zachowania nauczyli go jego kochani rodzice, byli to najlepsi ludzie w całym miasteczku a nawet w całej sąsiedniej okolicy. Cały swój wolny czas poświęcali Rodzinie, to ona była dla nich fundamentalnym składnikiem życia.

Matka była artystką, grającą na pianinie. Precyzyjnie czuła każdą nutę, którą miała pod palcami i pisała mnóstwo utworów muzycznych. Pewnego dnia skomponowała dla swojego synka, który był jeszcze w jej brzuszku piękną kołysankę:

W gwiazdy już ubrał świat,

Całe magiczne niebo,

Księżyc uśmiecha się

Widząc Twoją słodką twarz.


Ref. Zaśnij już, pora spać,

Pragnę utulić Cię,

Zaśnij już, to ten czas,

Wejdź do krainy snów.


Oczka zmruż, otul się

Kołderką spokoju,

Na podusi główkę złóż,

Jutro znów powitasz dzień.


Ref. Zaśnij już, pora spać,

Pragnę utulić Cię,

Zaśnij już, to ten czas,

Wejdź do krainy snów.


Wszystkie dzieci już śpią,

Tak jak małe aniołki,

Fruną na skrzydłach snu,

W tę niezwykłą, piękną noc.


Ref. Zaśnij już, pora spać,

Pragnę utulić Cię,

Zaśnij już, to ten czas,

Wejdź do krainy snów.


Skarbie mój, Ty już śpij,

Ja Ci będę śpiewała,

Przy Tobie cała noc,

Czuwać będę tak jak stróż.


Ref. Zaśnij już, pora spać,

nikt tu nie skrzywdzi Cię,

Zaśnij już, to ten czas,

Ja nie zostawię Cię.

,,Będziesz najlepszą matką pod Słońcem” — powiedział do niej ukochany mąż całując ją w policzek.

Ojciec i matka chłopca kochali się naprawdę jak mało kto na tym świecie, byli przepełnieni swą potężną miłością, ona nigdy nie słabła, bo oni w nią wierzyli. Wiedzieli, że są sobie przeznaczeni jak dwie idealnie dopasowane połówki gwiazdy i nikt inny nie pasowałby do nich. Dbali o siebie, byli razem szczęśliwi.

Gdy chłopiec przyszedł na świat matka codziennie śpiewała mu kołysankę. Potem malec podrósł i nucił ją wraz z matką, tuląc się w jej ramiona.

Ojciec Dawida był człowiekiem niezwykle mądrym. Czytał dużo książek i nawet zrobił sobie swoje małe laboratorium. Nauczył chłopca robić latawce i drewniane samoloty, opowiadał o sile grawitacji, dinozaurach i pięknie świata. Wszystko zdawałoby się, że jest idealnie…

Niestety, gdy chłopiec skończył sześć lat jego rodzice wybrali się na wycieczkę z okazji rocznicy ślubu do romantycznej Wenecji, było to wielkie marzenie matki. Już nie wrócili…


Po ich śmierci chłopak nie był już taki sam jak dawniej. Mniej się uśmiechał, nie mówił za wiele, jego oczy zalewał smutek a na twarzy pojawiły się kropelki goryczy.

Szybko trafił do nowej rodziny. Przygarnęła go ukochana ciocia Krysia (siostra matki) wraz ze swoim mężem — kochali go i dbali o niego, bo sami nie mogli mieć swoich dzieci, ale to dla Dawida nie było to samo co kiedyś… To nie byli jego ukochani rodzice… Nie umiał się do tego przyzwyczaić. Serduszko nie dawało mu cieszyć się tym co zostało. Na szczęście dla chłopca cała nowa rodzina zamieszkała w jego rodzinnym domu, który był dla niego tak bardzo cenny. Miał tam najpiękniejsze wspomnienia, których nie chciał porzucić.

Do szkoły Dawid chodził chętnie, gdyż lubił poznawać świat, ale znacznie więcej czytał i uczył się sam w swoim małym miętowym, pokoju, leżąc ze stosem książek na miękkim kocu, zamykając się wieczorami przed światem. Tylko on, książki i eksperymenty. Starał się być taki jak jego ojciec. Miał w nim swojego bohatera.

Tak, Dawid lubił bawić się w chemika, już w wieku 5 lat sam zrobił swoje pierwsze mini rakietki. Pasja pochłaniała sporo jego czasu, mimo to wieczorami biegł nad kręty strumień koło domu i śpiewał śliczną kołysankę i inne piosenki a przysłuchiwała się mu wtedy cała przyroda, a nawet cały Wszechświat. Wszystkie kwiaty, drzewa, zwierzęta — cicho kołysały się w dźwięk jego słodkiego głosu. Był dla nich jak mały aniołek. Potem Dawid udawał, że rozmawia z rodzicami i opowiadał im wszystko co przytrafiło się danego dnia: kogo poznał, co się nauczył, co go rozweseliło, zasmuciło, jak wyglądał cały jego dzień.

Chłopiec w środku był bardzo samotny. Z zewnątrz uśmiechał się do wszystkich, ale w serduszku gryzł go smutek. Niestety czasami trzeba zakładać na twarz różne maski, Dawid robił to codziennie.

Pewnego słonecznego dnia, gdy chłopiec jak zwykle wracał samotnie ze szkoły do domu spotkała go dziwna przygoda, a było to tak:

Mały Dawid ubrany w zielony podkoszulek pasujący do jego oczu i błękitne jeansy z łatką na kolanie wbiegł do czerwonego autobusu. Na plecach miał żółty, stary plecak, który dawno temu dostał od rodziców na gwiazdkę. Do szkoły chłopiec miał dokładnie sześć kilometrów i zwykle chodził piechotą, jednak czasami wybierał autobus, żeby coś urozmaicić, albo gdy był bardzo głody i chciał jak najszybciej dojechać do domu na obiad.

Tego dnia wybrał autobus, nie przez głód czy ze względu na urozmaicenie, tylko po prostu poczuł na twarzy delikatne kropelki deszczu, a nie wziął ze sobą parasola. Pogoda niby nie była najgorsza, słońce przebijało się przez chmury, ale Dawid pomyślał, że tego dnia lepiej byłoby nie zmoknąć.

Kilka dni temu zaczął się jakże piękny miesiąc — maj. Świat rodził się do życia. Kwiaty pachniały jeszcze mocniej a ptaki śpiewały jeszcze weselej.

Tak, więc Dawid wszedł do czerwonego autobusu, a w drzwiach radośnie przywitał go pan kierowca. Był to starszy pan z wąsem. Zawsze uśmiechnięty i pełen wigoru.

— Witaj Dawidku! — krzyknął pogodnie.

— Dzień dobry Panie Kaziu! — uśmiechnął się chłopiec, wyciągając swój bilet z kieszeni.

— Jak tam w szkole? Widzę, że dzisiaj wolisz wrócić do domu autobusem. Dobry wybór! Czuję, że może mocno popadać! — powiedział kierowca.

— Tak proszę pana. Dzisiaj wybrałem autobus. — dokończył chłopiec i poszedł wybrać sobie miejsce, gdyż pan Kazio zaczął już powoli ruszać z przystanku. To był bardzo punktualny człowiek. Nigdy się nie spóźniał!

W autobusie praktycznie wszystkie miejsca były już zajęte, wiele starszych pań tego dnia wracało z targu z torbami pełnymi przeróżnych zakupów. Dawid szedł przez siebie i szukał jakiegoś jednego wolnego siedzenia. Nagle w trzecim rzędzie od końca, po prawej stronie chłopiec zobaczył coś co niezwykle go zadziwiło. Ostatnie wolne miejsce w autobusie było obok… czarnego kota! Tak! Kota!

Czarny pół-perski kot siedział sobie spokojnie i patrzył przez szybę na krajobraz, który zmieniał się za oknem. Był taki ciekawy świata. Wszystko się mu podobało. Kot, a w zasadzie Kotka (czego jeszcze chłopiec nie wiedział) miała fascynujące, szmaragdowe oczy i wyglądała z pozoru jak zwyczajna kotka, tyle że bardziej puszysta. Nie, nie była gruba, tylko miała niezwykle puszystą sierść, jak to na pół-persa przystało. Kotka nagle odwróciła się od okna, popatrzyła na chłopca a chłopiec na nią. Dawid nie wiedział czy może tam usiąść, bo przecież to mogło być miejsce właściciela zwierzęcia, jednak nikt inny nie wszedł do autobusu, ani nikt nie zwracał uwagi na kota. Jakby nikt go nie widział…

Chłopiec uśmiechnął się do siebie delikatnie i zwrócił się do kotki:

— Czy mogę obok Ciebie usiąść? — jednak wcale nie liczył na odpowiedź zwrotną, usiadł więc obok kici, spuszczając z niej wzrok.

— Ależ oczywiście, że możesz usiąść obok. To miejsce jest wolne. — odparła kotka spokojnie. Dawid podskoczył z miejsca, prawie przewracając się na ziemię, przestraszył się zwierzęcia a ludzie z autobusu nie zwrócili na to uwagi.

— Ty… Ty… Ty mówisz! — popatrzył na nowo poznanego kota, a w zasadzie kotkę a ta odwróciła się do niego oburzona.

— Tak, mówię. A co to, koty nie mogą mówić? Co?

— Ale… Inne koty nie mówią. — powiedział chłopiec wbijając jeszcze bardziej swój wzrok w gadające zwierzę.

— Ja? Ja jestem magicznym kotem. — mruknęła kicia.

— Magicznym kotem?

— Tak. A z resztą skąd niby wiesz, że inne koty nie mówią? Pytałeś je? — parsknęła z oburzeniem.

— Nie pytałem. Nie pytałem kotów…

— To sam widzisz. Nie pytałeś. Większość ludzi nie pyta, tylko myśli, że tak jest jak oni chcą żeby było i koniec. Nie ma tematu. Nie dopuszczają do siebie innych rozwiązań, nowości, zmian. Kot ma nie mówić, bo nie. Po co miałby mówić? Kot ma tylko miauczeć. Na pewno nie mówi. Nie ma innej opcji. A może nikt się go nawet nie zapyta czy mówi?! Otóż to błędne podejście. Nic nie jest na pewno czarne, albo na pewno białe. Nic nie jest pewne na 100%. Ludzie widzą za mało kolorów. Też tak myślisz? — zakończyła kicia. Dawid uśmiechnął się delikatnie, widząc jak bardzo rozzłościł zwierzę.

— Przepraszam kocie. Nie wiedziałem. Myślę, że jesteś bardzo zabawnym i miłym kotem. Masz bardzo ładny… głos…

— Oj wypraszam sobie. Jestem poważnym zwierzęciem! Jak masz na imię chłopczyku? — zapytała troszeczkę uspokajając się a potem zaczęła wachlować sobie czarny pyszczek notesikiem z pandą, który podniosła ze swojego fotela. Wyglądało na to, że robiła sobie w nim różne notatki, co było bardzo dziwne, ale prawdziwe.

— Mam na imię Dawid. — powiedział chłopiec. Kotka popatrzyła na niego chwilkę, jej nerwy całkowicie opadły i odezwała się:

— Miło mi. Ja jestem Kicia.

— Kicia? Ładnie. Piękne imię. — chłopiec uśmiechnął się promiennie i wyciągnął z plecaka kruche ciasteczka z marmoladą truskawkową, które spakowała mu ciocia Krysia.

— Co to masz? — zapytała Kicia oblizując się.

— Ciasteczka od mojej cioci, chcesz? Są bardzo dobre, zapomniałem o nich w szkole, więc zjem je teraz. — poczęstował kotkę. Ta od razu zjadła ze smakiem.

— Dziękuję. — powiedziała szczęśliwa i wybrała z pojemniczka ostatnie okruszki.

— Proszę. Gdzie jedziesz Kicia? — zapytał Dawid serdecznie.

— Nie wiem, przed siebie. Jestem magicznym kotem, chcę zmieniać świat. — opowiadała dumnie i pewnie.

— Zmieniać świat? Dobrze słyszę? — chłopiec poczuł jakieś dziwne, przyjemne uczucie. Miał motylki w brzuchu. Na co dzień nie był w ogóle rozmowny a tu prowadził ciekawą dyskusję z kotem.

— Tak, zmieniać świat. Będę jechała tym autobusem, dopóki nie znajdę jakiegoś magicznego, takiego niezwykłego jak ja. Miejsca przy którym poczuj… że muszę w nim zostać. Rozumiesz?

— Skąd będziesz wiedział, że to właśnie to miejsce? — zapytał Dawid zaskoczony.

— Serce mi podpowie. Trzeba go słuchać, bo ono najlepiej wszystko czuje. Słuchasz serca? — zakończyła Kicia patrząc przez okno na pobliskie drzewa.

— Słucham… Jak chcesz zmienić świat? — dopytywał Dawid.

— Zadajesz strasznie dużo pytań Młody. Katastrofito. — machnęła łapką, ale szybko odpowiedziała na pytanie chłopca.

— Słuchaj nie wiem jak zmienić świat, na razie mam ideę. Chciałabym, żeby ludzie zaczęli inaczej patrzeć na życie. W tym świecie, w którym teraz jesteśmy ludzie zaczęli się zatracać, zagubili się, jakby byli w labiryncie. Wiesz, zamiast robić to co lubią, co kochają, poświęcać czas na rodzinę, pasję, poprawę zdrowia — przepracowują się w pogoni nawet nie wiedzą za czym i ani się nie spostrzegą a już muszą umierać, bo ich czas tutaj się kończy. Potem żałują swojego postępowania, ale niestety zwykle dzieje się to już za późno. Zamiast być dla siebie nawzajem dobrymi, kładą innym kłody pod nogi, zazdroszczą, plotkują, gdy innym lepiej się układa. Nie lubią pomagać, kłamią, oszukują… Nie podoba mi się to chłopczyku. To właśnie zmieniam. I pomagam też dobrym duszyczkom spełniać marzenia. — Kicia popatrzyła pewnie na Dawida a ten mimo młodego wieku naprawdę czuł to co mówi małe zwierzę i rozumiał.

— Masz rację Kiciu.

— Tak. Trzymaj za mnie kciuki, by mi się udało! To jest mój notesik spełnionych marzeń. Zapisuję sobie wszystko. — miauknęła.

— Będę trzymał za ciebie kciuki! A kiciu czemu inni ludzie nie dziwią się, że z tobą rozmawiam. — Dawid popatrzył wkoło na ludzi z autobusu.

— Dam ci dobrą radę kolego: nigdy nie przejmuj się innymi. Nawet jakby widzieli, że rozmawiasz z kotem. Heh… Rób to co czujesz, że jest słuszne. A oni — wskazała na ludzi — mnie nie słuchają, dlatego mnie nie słyszą. Nigdy też nie zapytali mnie o nic, oni tylko rozkazują: idź stąd, albo mówią: wredny kot, czy coś podobnego a ty zapytałeś czy możesz przy mnie usiąść tak więc tobie odpowiedziałam i mnie usłyszałeś. Wydajesz się dobrym dzieckiem. Lubię Cię Mały. — powiedziała Kicia.

— Dziękuję ci kotko. A skąd jesteś? Masz jakiś dom?

— Mój dom jest tam, gdzie obecnie się znajduję. Tam, gdzie moje serce. A urodziłam się i mieszkałam w magicznej krainie do której wstęp mają tylko nieliczni, istoty z wielką wyobraźnią. Znajduje się ona daleko stąd, ja nazywam ją Dimeterminą. Żyją tam sobie przecudowne postacie, o przedziwnym wyglądzie, kwiaty umieją śpiewać, nawet kamienie mają głos. Panuje tam nieskończone dobro i szczęście, jest idealnie. — oznajmiła kotka.

— Jest takie miejsce? Kiciu to co ty tu robisz, czemu stamtąd odeszłaś skoro było tak fajnie? — zapytał chłopiec.

— Tam jest już idealnie, dlatego przybyłam tutaj. Muszę teraz poprawić życie tych istot — ludzi. Czuję, że tak trzeba. — Kicia położyła łapkę na ręce chłopca.

— To co mi powiedziałaś, jest niesamowite. Wiesz, niestety za chwilkę wysiadam, ale miło było cię poznać magiczny kocie. — pożegnał się Dawid

— Ciebie również… — zasmuciła się Kicia. Widocznie ona też była bardzo samotna. Dawid zobaczył to i zamyślił się. Chciał jeszcze chwilę porozmawiać z nową znajomą, która tak dobrze go rozumiała. Czuł, że odnalazł dawno wyczekiwanego przyjaciela. Już od wielu miesięcy z nikim mu się tak swobodnie i dobrze nie rozmawiało. Chociaż była to krótka rozmowa, nie chciał by Kicia po prostu odeszła, by zmieniać świat i już nigdy nie powróciła.

Odwrócił się do niej i powiedział:

— Kiciu…

— Tak?

— Może chciałabyś pójść ze mną?

— Z tobą?

— Tak, chciałbym pomóc ci zmieniać świat. Może to nie przypadek, że akurat dzisiaj wracałem do domu tym autobusem co ty. — Dawid był pewny swoich słów, kotka popatrzyła na niego chwilkę i wstała z czerwonego fotela merdając ogonkiem.

— Tak, ja też tak myślę. Nic nigdy nie dzieje się przypadkiem. Dobrze. Zostaniemy, więc przyjaciółmi! Uwaga idzie Kicia! — i kotka podeszła do chłopca, który stał już przy drzwiach autobusu. Dawid pogłaskał ją po głowie a kierowca zdziwił się widząc stojącego obok chłopca czarnego kota. Teraz zobaczył zwierzę.

— Dawidku, masz kota? Jak ty go tu wniosłeś? Ale wiesz, że nie może on jeździć autobusem, nigdy go więcej nie bierz ze sobą. Wielu ludzi ma alergię na zwierzęta a korzystają z mojego autobusu. — powiedział surowo. Dawid zdziwił się, ale kiwnął głową na znak, że rozumie. Gdy już wyszedł z Kicią z autobusu zwrócił się do niej miłym głosem:

— Kiciu, jak znalazłaś się w autobusie, że wcześniej kierowca cię nie zauważył?

— Hmm… Jestem magicznym kotem, jakoś się udało. — zamruczała Kicia.

Pogoda poprawiła się, słoneczko wzeszło zza chmur, a wiatr przegonił deszcz. Dawid szedł sobie wesoło z Kicią do jego domu.

— Ciekawe co powie ciocia Krysia na to, że przyprowadzę kota. — zamyślił się głośno.

— Ciocia Krysia?

— Tak, to ona i wujek Piotr opiekują się mną. — chłopiec nie chciał powiedzieć dlaczego a Kicię gryzła ciekawość. Oj to była bardzo ciekawska zwierzyna.

— Czemu się tobą opiekują? — spytała.

Chłopiec nie odpowiedział, ale po jego policzku popłynęła wielka i słona łza. Kicia zobaczyła to i nie drążyła więcej tematu, kroczyła sobie spokojnie za chłopcem.

W drzwiach domu czekała już Ciocia Krysia, która dopiero co wywiesiła na zewnątrz białe prześcieradła. Gdy zobaczyła Dawida zaczęła energicznie do niego machać, ale chłopiec nie zwracał na to większej uwagi, był oschły w stosunku do niej. Kochał ją mocno, ale nie umiał tego pokazać.

— Witaj Dawidku! — krzyknęła radośnie.

Kicia poparzyła na chłopca:

— Czemu nie odpowiesz cioci? Wydaje się być miłą kobietą.

— Nic nie zrozumiesz Kiciu. — powiedział Dawid.

Rozdział 2 — Początki wielkiej przyjaźni

Dawid i Kicia podeszli do cioci Krysi, która uśmiechała się radośnie. Miała takie dobre, łagodne oczy. Nie tak dawno były jej urodziny. Skończyła 40 lat, była dużo starszą siostrą mamy Dawida.

Tego dnia ciocia Krysia upięła swoje kasztanowe włosy w kok. Chłopiec nie chciał za bardzo z nią rozmawiać, ale musiał jakoś wejść do domu.

— A co to masz Dawidku? — zapytała ubrana w zwiewną sukienkę w różowe kwiaty, wskazując na kota.

— To jest Kicia, poznałem ją dziś w autobusie i zostaliśmy przyjaciółmi. — powiedział dziesięcioletni chłopczyk patrząc na tulącą się do jego nogi kotkę. Była taka śliczna i miała takie mięciutkie futerko, od razu spodobała się cioci.

— Oj, jest taka piękna! Pewnie ktoś jej szuka! Wygląda na rasowego kota.

— Nie Ciociu, nikt jej nie szuka! — Dawid nigdy nie powiedział do niej mamo, a ona czekała na to z utęsknieniem, dlatego że nie mogła mieć własnych dzieci. Chłopiec po prostu czuł, że jego jedyna matka zmarła a innej nie może tak nazywać, inna nie ma do tego najmniejszego prawa.

— Nikt jej nie szuka, rozmawiałem z nią. Ona nie jest niczyją własnością, po prostu chodzi sobie po świecie i chce go zmieniać na lepsze. — wytłumaczył chłopiec bardzo poważnie.

— Nie wiem czy możemy mieć w domu zwierzątko… Jeśli ktoś się po nią zgłosi, musimy ją oddać. Dobrze? — zamyśliła się, myśląc o swoim mężu, który nie chciał nigdy by jakieś zwierzę plątało się po jego domu. Mimo to kobieta chciała uszczęśliwić małego chłopca, który nadal cierpiał po stracie rodziców i doskwierała mu samotność, tego dnia wyglądał na mniej przygnębionego niż zwykle. Dawid zgodził się kiwając głową.

— Zwierzątko dobrze mu zrobi… — pomyślała spokojnie i schyliła się by pogłaskać czarnego kota.

— Czy Kicia może zostać Ciociu? — zapytał Dawidek.

— Zapytam Piotra, ale myślę, że póki nikt jej nie szuka to jak najbardziej może zostać. — zgodziła się kobieta.

— Dziękuję! — chłopiec rzucił się na nią z uściskiem. Nie był on długi, jednak był całkowicie szczery. Później Dawid wziął Kicię na ręce i zwrócił się do niej:

— Teraz pokażę ci mój dom. — kotka tylko miauknęła.

Ciocia Krysia ucieszyła się, że dziecko znalazło przyjaciela.

— Kiciu przy innych ludziach nie mówisz? — zapytał Dawid oprowadzając ją po domu.

— Twoja ciocia jest przesympatyczna, jednak żeby ktoś mnie usłyszał muszą zaistnieć odpowiednie warunki. — zaśmiała się, biorąc sobie z lodówki całą laskę kiełbasy.

— Jakie?

— Trzeba być naprawdę dobrym człowiekiem, ten warunek spełnia. Należy mieć silną wiarę, tutaj niestety nie daje sobie rady, ponieważ ciocia Krysia w zasadzie w nic nie wierzy. Najgorsze jest to, że nie wierzy nawet w siebie! — powiedziała smutno Kicia.

— Co to oznacza?

— Twoja ciocia żyje sobie tak z dnia na dzień. Nie ma marzeń. Stała się takim życiowym zombie. Wstaje rano, daje ci śniadanko, idzie do pracy, sprząta, gotuje, coś podziała, idzie spać… I tak cały czas. To smutne! Jak była młodsza miała takie piękne marzenia. Wiedziałeś, że chciała być pilotem samolotu i lecieć w podróż dookoła świata.

— Ciocia Krysia?! — zdziwił się chłopiec.

— Tak! Ale rodzice mówili jej, że się nie nadaje i że ma wybić sobie to z głowy. Koleżanki się z niej śmiały i poddała się… A szkoda! Była by świetnym pilotem! Ma do tego serce! Dobrze, że jestem magicznym kotem, wszystko wiem. Twoja ciocia nienawidzi swojej pracy! Chodzi tam, przytłacza się ciężarem obowiązków, zarabia na zapłacenie rachunków i odkłada marne grosze na wycieczkę co roku nad morze. Ona się marnuje. Człowiek powinien robić to co lubi a nie to co każą mu inni. — powiedziała Kicia.

— Lubię ciocię Krysię, chciałbym jej pomóc.

— W swoim czasie Mały, w swoim czasie. Podpowiedz jej troszkę w którą stronę ma podążać, aby przypomniały się jej marzenia chociaż wiem, że jednak mało kto będzie słuchał dziecka co jest śmieszne, bo takie maluchy są mądrzejsze niż dorośli. Lepiej czują, więcej widzą, są szczere i dobre. Są autentyczne. Ale przypomnij jej o samolocie! — skończyła Kicia dojadając kiełbaskę.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 11.03
drukowana A5
za 26.78