E-book
3.15
drukowana A5
16.65
drukowana A5
Kolorowa
37.35
Magiczne przygody Anastazji

Bezpłatny fragment - Magiczne przygody Anastazji


4.6
Objętość:
63 str.
ISBN:
978-83-8104-536-0
E-book
za 3.15
drukowana A5
za 16.65
drukowana A5
Kolorowa
za 37.35

Nazywam się Anastazja i jestem przeciętną dziewczynką, ale tylko na pierwszy rzut oka.

Już się zastanawiam, czy was zainteresowałam? Bardzo by mnie to ucieszyło, ale pewnie większość potrzebuje więcej wrażeń, więc zapraszam do niezwykłej podróży po moim zwariowanym świecie.

Urodziłam się w maleńkim miasteczku na południu Polski, w którym mieszkam do dziś. Mamy śliczny nowy rynek, dużo parków (gdzie uwielbiam czytać książki), przepływa tu też rzeka nad którą lubimy się wygrzewać i popływać z koleżankami. Ach zapomniałam napisać jak się nazywa moje miasteczko. Od tego powinnam zacząć, ale mam nadzieję, że mi to wybaczycie to przez moje rozbiegane myśli. Tak więc moje rodzinne miasteczko to Ośli dołek. Teraz zapewne myślicie, że mieszkają tu same osły he he, ja na pewno bym tak to skojarzyła. Po tym co mi się przydarzyło nie zdziwiłoby mnie nawet jak mieszkały by tu ogromne ślimaki z ludzkimi głowami.

Ośli dołek, nazywa się tak, ponieważ leży między dwoma górami, które wyglądają jak ośle uszy. Myślę, że wystarczy tych opisów, bo boję się was wystraszyć nudą. Ja sama nie lubię książek gdzie muszę przebrnąć przez te wszystkie achy, echy jakie to cudne, piękne i w ogóle..

Jak już pisałam nazywam się Anastazja, moja mama to Oliwia, tata Konrad, a brat Kacper i oczywiście jest jeszcze moja kotka Debi. Ona jest moją najlepszą przyjaciółką, jej mogę powierzyć każdą tajemnicę i wiem, że się nie wygada tak jak niektóre moje koleżanki. A wierzcie mi, że tajemnic mam bardzo dużo.

Odkąd pamiętam zawsze przydarzały mi się niezwykłe rzeczy i to zawsze jak się budziłam ze snu, albo lekkiej drzemki. Po raz pierwszy, kiedy pomyślałam, że jest ze mną coś nie tak, to jak po przebudzeniu na poduszce znalazłam kapelusz czarownicy.

Długo się zastanawiałam skąd się wziął i jedyne rozsądne wyjaśnienie jakie mi przyszło do głowy, mama zrobiła mi prezent niespodziankę. Właśnie od tygodnia pochłaniałam książkę o czarownicy Agacie. Pochłaniałam tak to nazywali rodzice, ponieważ twierdzili, że ja nie czytam tylko dosłownie pochłaniam książki. Szło mi to niezwykle szybko. Wtedy byłam jeszcze dość malutka i z reguły czytałam baśnie, ale książka o czarownicy to było już coś. Wracając do znalezionego kapelusza to miałam prawie pewność, że dostałam go od mamy ewentualnie taty, ale w to wątpię, bo z reguły męczyłam moją mamusię opowieściami o Agacie. Chciałam tak jak ona zostać czarownicą, albo przynajmniej czarodziejką i posiadać taki niezwykły kapelusz. Nie namyślając się długo, zbiegłam na dół po schodach z zawrotną prędkością i wpadłam do kuchni gdzie znajdowała się mama. Ucałowałam ją w oba policzki i podziękowałam za prezent. Jakie było moje rozczarowanie, gdy mama wybałuszyła na mnie swoje piękne oczy i powiedziała, że nic nie wie o żadnym kapeluszu. Nie zastanawiając się długo pobiegłam odszukać tatę i to jemu podziękować. Jak zwykle znalazłam go grzebiącego przy samochodzie, jakby tylko na nim świat się kończył. Jednak teraz nie irytowało mnie to. Byłam szczęśliwa, że dał mi taki fajowy prezent. Jak już udało mi się zwrócić uwagę taty na siebie zaraz mu podziękowałam i chciałam biec z powrotem pobawić się moim nowym nabytkiem. Niestety reakcja taty była taka sama jak mamy. Teraz to już naprawdę nie wiedziałam komu podziękować. Został jeszcze kot, ale mimo jego wspaniałości i niesamowitości nie sądzę, że dałby rade kupić mi kapelusz. Ach znowu zapomniałam został jeszcze mój brat. Kacper… nie to było niemożliwe. On jeszcze nigdy nie zrobił mi prezentu. Nie licząc świąt i urodzin, ale to co innego. Tak naprawdę nie wiedziałam kto to mógł być. Babcia, ani żadna ciocia i nikt inny nas dzisiaj nie odwiedzał, a poza tym mało kto wiedział o moim marzeniu. W dalszym ciągu nie mogłam uwierzyć, że to Kacper. Prędzej spodziewałabym się żaby na poduszce. Jak na dzisiaj to miałam dość gaf w postaci dziękowania, więc postanowiłam przestać się przejmować od kogo dostałam kapelusz i pobiegłam się nim pobawić. Niestety nie trwało to długo, następnego ranka już go nie było. Tak jak się pojawił równie szybko znikł. Od tego momentu zaczęłam się zastanawiać, czy ze mną wszystko jest w porządku… Zawsze miałam wybujałą wyobraźnię, ale żeby do tego stopnia?

Minęło kilka dni i zapomniałam o całej sprawie, książkę o Agacie przeczytałam do końca i wróciła do biblioteki. Nadchodziły wakacje i zaczynałam się przygotowywać do wyjazdu na wieś do mojej babuni Elwiry. Uwielbiałam tam spędzać wakacje, po pierwsze z dala od mojego brata, a po drugie babcia posiadała zbiór naprawdę godny pozazdroszczenia książek. Nie pomyślcie, że interesują mnie tylko książki. To nie tak, po prostu uwielbiałam wieczory kiedy po całym dniu zabawy, babcia czytała mi na dobranoc jakąś ciekawą opowieść. Wreszcie nadszedł dzień wyjazdu, rodzice zapakowali mój skromny bagaż (i oczywiście mnie) do samochodu, a następnie ruszyliśmy w drogę. Po gorących powitaniach, zjadłam obiad, pożegnałam odjeżdżających rodziców i pognałam co sił w nogach poodwiedzać koleżanki. Jak się okazało, część wyjechała na wakacje, ale nie miałam się zamiaru tym przejmować. Natalkę i Sarę zastałam w domu, to mi w zupełności wystarczyło, z nimi zawsze najlepiej się bawiłam. Umówiłyśmy się na następny dzień, że pójdziemy nad jezioro. Jezioro to może za duża nazwa, bo był to zaledwie mały staw, ale jezioro lepiej brzmi, co mi tam. Pogawędziłyśmy trochę i zaczęłam się zbierać do domu na kolację. Tak szczerze to nie mogłam się już doczekać wieczoru i książki jaką mi zaproponuje babcia. Tak więc szybciutko zjadłam, umyłam się i czekałam w łóżku.

Moja cierpliwość została poddana próbie. Nie dość, że babcia przez 15 minut nawoływała psa Atosa, który gdzieś się zapodział to jeszcze przyszła sąsiadka i zacna Elwira musiała jej pomóc zagonić kozę do ogródka. W końcu nadszedł oczekiwany moment i usłyszałam charakterystyczny skrzyp drewnianych schodów. O to nadchodziła babunia do mojego pokoiku, aby mnie przenieść w świat fantazji. Usiadła przy moim łóżku i zaproponowała mi do wyboru książkę o elfach, albo o piratach. Na dzisiaj wybrałam elfy i babcia zaczęła czytać, a ja przeniosłam się w mój ulubiony zaczarowany i magiczny świat.

Elfy są prześlicznymi i bardzo miłymi stworzonkami, ale też bardzo lubią płatać figle. Gdy już zaczęłam przysypiać, babcia dotarła do niesamowicie śmiesznego fragmentu powieści, co na nowo mnie rozbudziło. Pewien psikuśny, mały elf Doro, właśnie wyciągnął swój flet i zaczął na nim grać. Dźwięki płynące z instrumentu okazały się magiczne, każdy kto słyszał melodię zaczynał skakać na jednej nodze. Wyobraziłam sobie kucyka, na których elfy jeździły, skaczącego na jednej nodze i nie mogłam opanować śmiechu. Na tym skończył się mój wieczór z prześlicznymi istotami, bo babcia troszkę się na mnie zezłościła za te głośne śmiechy o tej porze, a było już naprawdę późno. Dostałam całusa na dobranoc i babunia podreptała do siebie. Nie pozostało mi nic innego jak iść spać.

Wstałam dosyć wcześnie, zważywszy o jakim czasie się kładłam. Szybciutko się umyłam i poszłam na śniadanie, ciekawa co smacznego przygotowała mi babcia. Tutaj zawsze mogłam liczyć na coś pysznego, a nie tylko zdrowego jak w domu. Uważam, że moja mama przesadza z tymi wszystkimi jarzynami, owocami i warzywami, aż czasami boję się, że zamienię się w królika. Oby tylko w takiego puszystego i milutkiego zwierzaczka, czasami wyobrażam sobie o wiele gorsze wizje mojej przyszłości. O cho, znowu obudziła się moja wyobraźnia, stop Anastazja, powiedziałam sobie. Wracamy do domu babuni.

Oczywiście nie zawiodłam się, na stole stała jajecznica z pysznym wędzonym boczkiem. Dwa razy nie trzeba było mi powtarzać, abym szybciutko zjadła.

Po śniadaniu wspaniałomyślnie pozmywałam naczynia, trzeba było jakoś przekonać babcię, aby pozwoliła mi iść na cały dzień nad jezioro. Po zapewnieniu, że będę słuchała mamy Natalii i Sary, której na dzisiaj przypadła rola naszej opiekunki. Musiałam także obiecać, że zjem wszystko co babunia mi przygotowała na ten dzień i będę uważała dosłownie na Wszystko! Uff, w końcu mogłam iść. Spakowałam się w minutę i już mnie nie było, a nuż babcia się rozmyśli. Nad jeziorem bawiłyśmy się pysznie, dzień zleciał nie wiadomo kiedy i nadszedł czas powrotu do domu. Muszę przyznać, że już nawet trochę o tym marzyłam. Byłam wykończona, po całym dniu pływania, grania w piłkę wodną i rozrabianiu. Tak się zastanawiam, jak mama Sary i Natalki to wszystko wytrzymała i czy zgodzi się jeszcze zabrać nas nad jezioro, ale tym będę się martwić później.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 3.15
drukowana A5
za 16.65
drukowana A5
Kolorowa
za 37.35