E-book
23.52
drukowana A5
Kolorowa
44.34
audiobook
21.84
Magiczna podróż Rysia

Bezpłatny fragment - Magiczna podróż Rysia


5
Objętość:
86 str.
ISBN:
978-83-8273-619-9
E-book
za 23.52
drukowana A5
Kolorowa
za 44.34
audiobook
za 21.84

Psikus Rysia

Rysio obudził się w świetnym humorze. Tak dobrym, że postanowił zacząć dzień od jakiegoś figla. Co by tu spsocić? — zastanawiał się. Rysio uwielbiał robić psikusy. Codziennie już od rana obmyślał nowe żarty. Czasem chował tacie klucze do swojej skrzynki z zabawkami, innym razem wkładał babciną ścierkę do naczyń pod poduszkę.

Tym razem Rysio postanowił ukryć się za firanką. Akurat zbliżała się godzina, gdy rodzice — jak co rano — mieli zabrać go do przedszkola. To nie tak, że Rysio nie lubił chodzić do przedszkola. Było tam przecież tyle pięknych zabawek i działo się tyle ciekawych rzeczy. Rysio najbardziej lubił bawić się ze swoim przyjacielem Kazikiem w policjantów albo w wyścigi. Mimo to chłopiec uwielbiał uciekać rodzicom, kiedy ci w pośpiechu próbowali dostarczyć go do przedszkola i nie spóźnić się do pracy. Wtedy właśnie tarzał się po podłodze i wierzgał nóżkami, nie pozwalając się ubrać.


Kiedy mama weszła do pokoju, nie zastała synka w łóżeczku.

— Rysiu, gdzie jesteś? Ojej, pewnie sam poszedł do przedszkola — usłyszał ku swojej coraz to większej uciesze i już nie mógł powstrzymać chichotu.

— Tato, czy nie widziałeś gdzieś Rysia? — zawołała mama.

— Ależ nie, nie mam pojęcia, gdzie on się mógł podziać. Pewnie jakaś magia zabrała go na drugi koniec świata.

Rysio nie mógł już dłużej wytrzymać. Zanosząc się głośnym śmiechem, wypadł zza firanki i zaczął się turlać po podłodze.

Rublin

— Hej, Kaziku! A czy ty już dzisiaj coś spsikusowałeś? — zapytał Rysio swojego najlepszego przyjaciela, kiedy znalazł się w przedszkolu.

— Nie, dzisiaj jeszcze nie — odpowiedział Kazik.

— A ja schowałem się tak dobrze, że mój tata pomyślał, że jakaś magia zaniosła mnie na koniec świata — pochwalił się drugi z chłopców.

— Ojej, naprawdę? Fantastycznie! Ja to bym chciał, żeby mnie taka magia zabrała na jakąś przygodę. Myślisz, że nam się to może zdarzyć?

— No nie wiem, Kaziku. Mama mówiła, że nie ma rzeczy niemożliwych, ale trzeba mieć zafufanie.

— A co to jest to zafufanie?

— Hmm… Może zapytajmy panią Kasię? — zaproponował Rysio.

— Lepiej nie, bo jeszcze się domyśli, że planujemy magiczną podróż. Mam przeczucie, że mogłaby nam zabronić.

— Masz rację. Lepiej po prostu zafufajmy — zadecydował Rysio.

Po śniadaniu dzieci jak zwykle wyszły pobawić się do przedszkolnego ogródka. Dzień był piękny, cieplutkie słońce jasno świeciło na błękitnym niebie, motylki latały nad pachnącymi, kolorowymi kwiatkami, a wiatr delikatnie szeleścił listkami wysokich, rozłożystych drzew. Rysio bawił się z Kazikiem w policjantów. Kiedy czaił się na złodziejaszka, ukryty w bazie między krzakami, nagle jego wzrok przykuł śliczny, błyszczący, czerwony kamyczek.

— Ej, Kaziku! Chodź szybko. Coś tu znalazłem! — zawołał przyjaciela.

— Wow! Widziałem już coś takiego w jednej bajce. To chyba jakiś rublin! Czyli skarb!

— Skarb piratów? — zdumiał się Rysio. — Ale mama przecież mówiła, że w Polsce nie ma piratów.

— Jeśli chcecie odnaleźć jeszcze piękniejszy i cenniejszy skarb, musicie wyruszyć w podróż — przemówił kamień.

Kamyczek rozbłysł tysiącem kolorów i rozświetlił wszystko dookoła tak, że krzaczki, wśród których stały dzieci, wyglądały jak jakaś magiczna, tajemnicza, kolorowa jaskinia.

— Czy chcecie wyruszyć w magiczną podróż na drugi koniec świata?

— Chcemy! Tylko taka podróż to chyba bardzo długo trwa. Pani Kasia będzie się niepokoić, jeśli nie wrócimy na obiadek — odpowiedział Rysio.

— Nic się nie przejmujcie. Obiecuję, że wrócicie tutaj jeszcze przed obiadkiem — odpowiedział kamyk. — No już, chłopaki! Dotknijcie mnie i zamknijcie oczka, jeśli chcecie odnaleźć skarb.

Lot bańką

Rysio i Kazik zrobili, jak polecił kamyczek, chichocząc przy tym radośnie. Nie mogli się doczekać magicznej przygody, jaka na nich czekała. Wtem dzieci poczuły się jak na najszybszej karuzeli świata. Wirowały tak szybko, jak jeszcze nigdy na żadnym placu zabaw. Aż w końcu wylądowały na mięciutkim, ciepłym piasku. Wokół słychać było tylko szum fal. Chłopcy otworzyli oczy.

— Hej, Rysiu — odezwał się Kazik. — Gdzie my jesteśmy?

— Hmm… To chyba jakiś ocean — ocenił naukowo sytuację Rysio.

Dzieci siedziały same na pięknej plaży, pełnej muszelek o najróżniejszych kształtach i wędrujących gdzieniegdzie małych krewetek. W powietrzu latały też bańki, które w jasnych promieniach porannego słońca mieniły się nieskończoną ilością odcieni pasteli. Niektóre wydawały się bardziej fioletowe, inne błękitne, różowe, a nawet pomarańczowe czy zielone.

— Ale kto te bańki puszcza? — zapytał filozoficznie Rysio.

Z szeroko otwartymi oczami dzieci obserwowały piękny widok, jaki roztaczał się przed nimi. Delektowały się przyjemnym ciepłem słońca i świeżym zapachem morskiej bryzy.

— Ale… Kaziku, tak właściwie to gdzie może być ten skarb, o którym opowiadał kamyczek? — zaczął się zastanawiać Rysio.

— No wiesz. To tak jak w bajkach. Myślę, że trzeba go odszukać. Na pewno trzeba bardzo długo iść i przeprawić się przez ciemny las, a potem znowu iść i szukać — odparł przyjaciel.

— No tak! — rozentuzjazmował się Rysio.

Zastanawiał się, czemu wcześniej sam na to nie wpadł. Przecież to takie oczywiste! Teraz wszystko było jasne i proste.

— Dobra. To w którą stronę idziemy? — Rysio chciał od razu wkroczyć do akcji.

— Ja coś tak czuję, że powinniśmy przeprawić się przez ten ocean — powiedział Kazio.

— Wiesz, Kaziku, to bardzo dziwne, bo ja też tak czuję — zauważył drugi z chłopców. — Ale czy ty umiesz pływać?

— Nie…

— Ja też nie.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 23.52
drukowana A5
Kolorowa
za 44.34
audiobook
za 21.84