Gdzieś ~pomiędzy~
Między piekłem a niebem
Na dnie siebie schowana
— Doświadcza życia —
Dusza w ciało ubrana…
Xyz…
Złożeni z ludzkiej powłoki
I duchowej świadomości
Oprócz wody i chleba
Potrzebujemy miłości
Eksplozja kobiecości
Niczym róża rozkwita
Tuląc resztki niewinności
Kruche płatki oplatają
Jej dziewiczą duszę
Barwiąc na kolory myśli
Warstwami kobiecości
Podstępna godzina
Nasze <wczoraj> uleciało zgliszczem
Żaru ognia podstępnej godziny
Dusze olśnione pięknem chwili
Zawstydził wyrzut adrenaliny
Czas pędził nieubłaganie do przodu
↑ Gnany obowiązkiem mijania
Szczęście zalśniło łzą w oczach
Lecz dzień minął bez pożegnania
Namiętność gaszona przyzwoitością
Ogarniała nasze niespokojne ciała
Nieznany dreszcz kradł nas powoli
Uciekłam -choć uciec nie chciałam
Nieśmiałe dotyki warg… żywe tętna
Ach, jednej godziny tyle wzruszenia
Pośród drzew romantyczna sceneria
Ty i ja -za wachlarzem zaprzeczenia
<Dziś> dzieli już nas tylko czas
Cierpliwość z miłością się gania
Twoje usta i moje wciąż cierpią
Gdyż chcą poznać też nasze ciała
Lawina pragnień
—
Przemijają bezkresy pragnień wieczności
W nurcie miłości od pierwszego wejrzenia
Mijają sny odkrytej nieprzyzwoitości
W odmęcie odwiecznego braku spełnienia
Zarys twej twarzy krainą niezdobytą
Wspólny poranek skrytym marzeniem
W natłoku emocji połączeni tęsknotą
Żal w sercu otulamy westchnieniem
Inicjatywę wciąż tłumi głosu rozsądek
Pozostawiając w nieładzie odczucia
Ostudza eksplozji zmysłów wrzątek
Entuzjazm zastyga u progu wyklucia
Rozwiane nadzieje doznań eskalacji
Brak proporcjonalności naszych uczuć
Pragniemy dusz i ciał synchronizacji
Złoża fizyczności maksymalnie poczuć
Wciąż ostrożni w swej spontaniczności
W hierarchii potrzeb ziemskiego istnienia
Pragniemy zatrzymać czas -dla miłości
Bez słodko-gorzkich wyrzutów sumienia
Ekspresja uniesienia
Zarys tak osobliwej i doskonałej miernoty
Przyjemność użyteczności emocjonalnej
Zdobywcy w całej krasie wzajemnej cnoty
Dziś zburzyliśmy mury etykiety moralnej
Ekspresja uniesienia, co rozkosz ma na imie
Zalegając na dnie serca tajemnicą zostanie
Brak poczucia winy w zadowoleniu ginie
Kochaliśmy się lecz w krainy snu bramie
Zażegnany strach co szczypał nas w oczy
Zrodzona łza, która świadkiem zostanie
W księżycowej księdze wpisany wśród nocy
Niewidzialny napis: pragnę cię kochanie
Sen niegrzeczny
Wczoraj
Dotknął mnie
Musnął
Dziką
Delikatnością
Zaraził
Szczęściem
Upoił
Miłością
Cielesną
I duchową
Wczoraj był
TYLKO mój
Ach, tak
Zmysłowy
Pełen świętości
I grzeszny
W swej doskonałości
W bezczasie
Zawieszony
~Sen~
Niedokończony
Koniec początku
W miejskim parku
Się poznali
Na ławeczce
Pośród drzew
I się w sobie
Zakochali
Przekonani
Że to grzech
Gdy na pamięć
Już się znali
To zabrakło
Tylko słów
Więc przed sobą
Uciekali
Zaglądając
Do swych snów
Życie czasem
Za nos wodzi
Na swą miłość
Wciąż zbyt młodzi
I choć zgodnie
Im się żyło
Nim zaczęło
Już skończyło
→ ←
A gdy dorośli —
Z siebie wyrośli
Amplituda bliskości
Przywiał wiatr pieszczące wonności twojej skóry
Dotyk ciepłych dłoni rozgonił tęsknoty chmury
Wilgotne muśnięcie na plecach twojego języka
Jeszcze nikt przedtem mnie tak nie dotykał
Rozchylam wargi, udami wokół twych bioder się wiję
Zatracam w czułości czując, że tej nocy nie przeżyję
Rozpływam w doznań mroku, endorfiny chłonę
Nie wiem w którą świata uciec ciałem stronę
Oślepiona łuną rozkoszy ma dusza zadrżała
Zagłuszona biciem serc oddałam ci się dziś cała
I zastał ranek szczęśliwą w twe ramiona wtuloną
Wykorzystał promyk pocałunkami czujność zmąconą
Wśliznął się pod kołdrę i osuszył strugę potu z czoła
Miotam się w objęciach, chcę na brzeg łóżka schować
— Lecz uciec nie potrafię targana sprzecznymi emocjami
Kochamy się, kochamy w noc bez początku, końca i granic
Zachłanna noc
Ująłeś moją twarz w swoje obie dłonie
Wędrując oczami po nagim mym ciele
Wzrok mój w twoim niebawem utonie
~Zostało nam czasu dla siebie niewiele
Me usta za twoim spojrzeniem podążają
Chcą muskać powieki, dotknąć policzka
Miękkich warg tak zachłannie pożądają
Smakować aż zabraknie nam powietrza
Uwięzione me palce pomiędzy twoimi
Słone usta celebrujące rytuał miłosny
Żegnają żarłocznie z wargami moimi
Wygięły się plecy w łuk przeżałosny…
Ukryłam twarz w klatce piersiowej
Czując drgania i ciało me pulsujące
~Upływający czas mnie zaniepokoił
Pieściły me policzki łzy napływające
Ręce w bezruchu zastygły bezwładnie
Me oczy śledziły twarzy twej kontury
Wilgotne usta uśmiechały bezradnie
Dzisiejszy dzień zamieniłeś w tortury
Objęłam twoją szyję i ścisnęłam czule
Cicho westchnęłam wtulona w twe ciało
Zabłyszczały się oczy poprzez serca bóle
Zostało nam czasu dla siebie tak mało
Oczy spuszczone w zupełnej rezygnacji
Zagryzione wargi do uśmiechu zmuszone
Zaczerpnęły powietrza i przełknęły ślinę
➢Ach, ostatnie minuty nami wypełnione
Już wyjechałeś — i w łóżko się zapadłam
Bezsensownie wygładzam wzory narzuty
Tępo gapię w przestrzeń, łez się najadłam
Mięsistych jak słodko-gorzkie grejpfruty
Ręce wyrównują wszystkie zagniecenia
Pozostałe po MIŁOŚCI, która wyjechała
Ostatniej łzie krzyknęłam -do widzenia!
Poskromić tęsknotę za tobą próbowałam
Talerze z kolacji wzrok mój przyciągnęły
Przypominając co było kilka godzin temu
Narzutę moje dłonie gwałtownie ścisnęły
Pomogły pająkowi -w sieć zaplątanemu
W nieludzkiej ciszy co tak nagle zapadła
Serce we mnie bije w rytmie niezgodnym
Pieprzona rzeczywistość ciebie mi ukradła
Oddalając ode mnie krokiem swobodnym
Zacisnęłam usta walcząc z potężną falą
Która kilka godzin temu twarz mi zalała
Szarpnęłam głową w gwałtownym geście
I jakaś część mnie samej dziko zadrżała
Nagle …oderwała się ode mnie i uciekła
Niszcząc kobietę, którą jak dotąd byłam
W twoim sercu mam drugie miejsce :(((
I dzielić się tobą już nie chcę -odkryłam
Patrząc prawdzie w oczy poczułam gniew
Deszczowa muzyka przerywa nocną ciszę
Szmer szumu liści przemokniętych drzew
Plusk kropel i wiatr do snu mnie kołysze
Gdybym nie spotkała cię dnia pewnego
I tak beznadziejnie się nie zakochała
Cóż — całkiem inne byłoby moje życie
Lecz!!! -cofnąć czasu bym nie chciała!
[.] Uczucie nadziei w talii mnie objęło
Zmyłam makijaż, sprzątnęłam talerze
Pieprzone życie mi ciebie nie zabrało
Bo wrócisz, prawda?? -Ja w to wierzę
Dialog tęsknoty
Co czuję siedząc w samym środku nocy
Patrząc przed siebie w szarzyznę ścian?
Od łzy się zaczęło i w łzach się kończy
Radość i uśmiech przepadły w otchłań
Co czuję siedząc w czterech ścianach
Patrząc w zegar i aksamit bieli sufitu?
Niekompetentność, klęczę na kolanach
Tęsknota boli, byle dotrwać do świtu
Co czuję siedząc ze wzrokiem w oknie
Patrząc na gwiazdy i czarne sklepienie?
Potworny smutek, od łez twarz moknie
Nadwrażliwa dusza przytula cierpienie
Co czuję siedząc tak sama w pokoju
Patrząc na puste miejsce w pościeli?
Wewnętrzne napięcie, spadek nastroju
— Był naturalnym źródłem energii
Lęk czuję przed stratą mojego szczęścia
Patrząc na mokre od łez prześcieradło
Wyczekuję mężczyzny mojego nadejścia
Subtelnie czas pcha podwójne wahadło
Burza słów
WCZORAJ
Grzmiała burza
Niebo jak twe oczy
Zachmurzone
W strugach deszczu
Po >niczyich< policzkach
Krople spływały
Złością natchnione
WCZORAJ
Krzyczałam
Pełnymi wody ustami
Myśli i włosy
Wiatru tańcem potargane
A w powietrzu deszcz
Mieszał się z łzami
DZIŚ
Słońce się śmieje
Lecz serce wciąż płacze
Nie z braku spokoju
A z jego nadmiaru
JUTRO
Cię nie zobaczę
Ani nie usłyszę
(Muszę polubić ciszę)
Zatrzymany czas
Za oknem wciąż pada-pada-pada
Ponure niebo deszczem płacze
A godziny w odcieniach szarości
Kroplami spływają w monotonii
Tak nieuchwytnej powtarzalności
— Czas okradziony z ciebie —
C-i-ą-g-n-i-e się … zatrzymuje
I w nostalgii wewnętrznej harmonii
O szybę zamgloną dudniąc echem
Dni moje wypełnia tylko oddechem
Tu i teraz
Uległe spojrzenie szklanego błękitu
Taneczne ruchy soczystych warg
Roz-ko-ły-sa-na delikatność dłoni
Myśli głaszczą kuszący nagi kark
Blask złota puszystych włosów
Upiętych niedbale w luźny kok
Taką mnie widzisz i pragniesz
Posiąść w tę gwiaździstą noc
Więc przyjdź -tu i teraz- proszę
Splećmy ciała mocnym uściskiem
Niech przytulą się nasze serca
Pękną cugle wstrzemięźliwości
Dotknij najczulej jak potrafisz
Uspokój mnie swoim ciepłem
Pocałuj i obejmij spojrzeniem
Pięścią rozkrusz wątpliwości…