za oknem w deszczu płynie świat,
lecz kiedy w sercu, serce śni
to nawet łzy są takie piękne…
— Green Green —
***pewnego dnia
Pewnego dnia anioł ujrzał duszę na ziemi,
która stała i stała bez ruchu.
W końcu zapytał
— Na co tak czekasz?
— Na słońce.
— Przecież ono pojawia się, co dzień.
— Tak, ale ono jest nie moje.
— Jak nie twoje?
— Moje dawało cień, który nigdy nie znikał.
— Ale przecież dusza nie ma cienia.
— Zobaczysz jak wróci, że mam.
— Szkoda twojego stania nie ma takiego słońca.
— Mylisz się mówiło, że mnie kocha
i będzie nierozłącznym cieniem.
Zamyślił się anioł, jak tu pomóc duszy,
żeby tak wieków nie tkwiła.
Więc znowu zapytał
— A jak znikło, bo kłamało?
— To i tak będę tu stała aż do śmierci.
— Ale twoje ciało już dawno umarło.
— To będę tak stała aż umrę, jako dusza.
— Niemożliwe, dusza jest przecież nieśmiertelna.
— To tak, jak moje słońce, było prawdziwe,
dlatego nie znikło i wróci.
I zapłakał anioł nad duszą, a kiedy chciał ukryć łzy
skrzydłami,
przypadkiem cień z nich nad duszą wzleciał.
— Zobacz! Zobacz! Wróciło.
Mówiłam, że jest prawdziwe — krzyczała dusza.
I choć miała być nieśmiertelna rozpłynęła się w
powietrzu wołając teraz znowu jestem szczęśliwa…
Nigdy anioł już się nie dowiedział czy znikła,
czy narodziła się w nowym ciele.
Rzekł tylko po ciuchu, też bym tak chciał nawet za cenę
życia.
łza
rozkwitło
mrokiem
niebo
pod kroplami
wczorajszego
świtu.
czarne płatki
na powiekach
sen układa
dzisiejszej tęsknoty.
w dotyk rosy
zmieni się
nadzieja,
słońce spojrzy
raz ku tobie
i jak para
duszą wzleci.
kałuża
nie jestem deszczem
to tylko kałuża
rozdeptana butami.
— nie, nie narzekam
przecież nie szyba
nie rozbiją kamieniami
to tylko woda
— a ja jej łzami…
łzy
szept oczu
oswaja duszę,
kiedy wilgotne słowa
jak ciepły wiatr
malują usta.
miłość ołtarzem,
gdy anioł
przychyla nieba,
lecz kiedy kamień
nie serce,
zegar łzami spływa.
pierwsza łza
sen przykryje,
poduszkę deszczem przytuli.
druga dzień zbudzi
i topi w nim życie,
by dusza krew
z łzą trzecią piła,
na czwartą łaskawą czekając
lecz zamiast śmierci
piąta łza ból rodzi,
a szósta myśl drąży
iż wszystko zdaje się martwe
choć żyje.
nie liczę już łez,
a rzeka wciąż płynie
aż do stóp,
po czasu odbicie.
słyszysz…
słyszysz, to moje łzy
pukają w twe serce.
na oknie dusza
za oknem deszcz
skleja pióra,
kałuże lustrem
łowią słowa
sparzone
światłem szczęścia,
a na ziemi śnieg,
może skrzydła
leżą tuż obok dłoni
próbującej palcami
dotknąć marzenia,
lecz cicha noc
gasi obrazy.
już tylko snem…
już tylko snem,
przez oczy patrzę
jak kropla życia
pragnąca anioła,
by chociaż raz
objął ustami usta
tuląc serce.
a potem świt
jak pierwsza łza
maluje dziwny
ten szklany świat
mówiący spójrz,
znowu dusza
na oknie oddycha…
dzień
w dłoniach
rozkwita dusza,
gdy skrzydła
wolne niczym ptak,
gdy…
nie ma chmur
łowiących myśli
i słońce serca
budzi kwiat.
w dłoniach chwytaj
zawsze wiatr,
nim płatki róż
uniesie hen
do gwiazd…
na oknie
na niebie liście
tańczą w deszczu
niczym motyle.
jeden na oknie
cicho siadł
— już nie poleci…
lecz nic to,
albowiem w sercu świat.
— wiesz…
przecież jesteś Aniołem.
słyszysz
jak usta wiatru
pod kamieniem nocy,
gdzie tylko szept
zimny słychać,
z martwego
cieniem wschodzę
— żaden ból
nie powinien być cudzy.
wybacz mi duszo
za łzy księżyca
i skrzydła kruche,
wybacz mi różo dzika
i ty w babci ogrodzie,
gdzie jabłoń rozkwita.
wybacz…
jak świt rosą
powoli już zdrowiem
w piersi dzień tulę
ciii
nic nie mów,
zamknij oczy
i dotknij serca.
— słyszysz
jak tobą oddycha…
gdybyś tak raz
na dłoniach noc
tuli niebo,
serce oddechem
otwiera usta
i dusza szeptem
maluje gwiazdy.
twarz łowi słowa
w kroplach wilgoci,
a wiatr jak anioł
kołysze chmury.
spoglądam w oczy
przez tęskne rzęsy.
— jesteś…
jesteś jak księżyc,
a ja,
jak lunatyk
nawlekam rosę
w różaniec wiosny.
a potem znowu
unoszę dłonie
próbując złapać
kapiące serce,
lecz tylko łzy
ciche i ciepłe,
przez palce czasu
topią zegary.
— jesteś…
jesteś dniem, nocą,
minutą, godziną,
a ja wciąż wczoraj
biegnę do dzisiaj.
gdybyś tak raz
sekundą
chciała
nadzieję zatrzymać,
nie musiałbym
ciągle umierać…
jesienna herbata
chmura na niebie
tuli złote włosy,
a w rzęsach drzewa
purpurowe usta
tańczą wiatrem.
wzrok gładzi odbicie
ciepło karmi dłonie,
a z filiżanki mały duszek
uśmiecha się na szybie
pachnąc jaśminem.
jesień
na drzewach czerwień
cichutko nuci,
a w morzu nieba
żurawie płyną.
deszcz puka w okna
dłoń kreśli słowa,
zegar spogląda
ciekawie w dźwięki
lecz to nie jego,
a duszy nuty
zakwitły sercem.
listopadowe światełko
blaskiem patrzy
kwiat jak słońce,
mrok się zmienia
w światło.
różą pachną oczy…
kolce dłonią
delikatną,
tulą słowa świecy.
pamięć cicho
wiatr unosi
— słyszysz?
dobrzy ludzie
żyją w sercu…
listopad
na dłoni wiatr
przytula serce,
a z oczu wosk
układa świecę.
łza płonie cicho,
szept kołysze światło.
jesteś wiatrem
słońcem i deszczem
jesteś mną, a ja tobą
na zawsze…
po czas
nie lękam się panie,
gdy bliskość twa w duszy
płynie przez ciało,
a szept ziemię gładzi
i serce w kielich opada.
grzech świata w ramionach
noc i dzień dźwiga,
lecz jedna zbyt jasna,
a druga tak ciemna
by w oczach ujrzeć człowieka.
wiem…
na nic wzrok i słowa
póty palec prawdy szuka.
dniem więc jestem,
dziś, bez jutra
i wczoraj.
a kiedy proszę
słyszę w sercu,
że łza czysta
grzechu nie nosi
i rzeką ma płynąć,
a ciało
ma się nie bronić.
nie lękam się zatem,
niech płyną zegary
po czas…
po brzeg jaki mi dany.
niech tylko zaczeka…
już świt
już świt,
a na szybie sen
jeszcze żywy
— jeszcze oddycha
nawlekam słońce
sznurując usta,
cóż one bez duszy
i po co ciału,
kiedy bez ciebie
nawet mnie
we mnie nie ma.
w duszy
próbowałem nie tęsknić
ściągałem skórę
i siadałem obok duszy
myślałem,
że jak zapomnę o sobie
to przestanę istnieć,
a wtedy umrze serce.
nie wiedziałem,
że świat żyje w duszy
i będę tęsknił,
już wiecznie.
dłonie
spoglądam w dłonie
i widzę życie.
spoglądam w twarze
i widzę lustro
z promieniem słońca.
usta w półszepcie
czekają życzeń,
a w oczach tańczą
świąteczne serca.
bo nic tak bardzo
jak dłoń na świecie,
kiedy przytula,
uściskiem wita,
nie daje szczęścia.
i mogą to być
przeróżne święta,
lecz zawsze razem
serce przy sercu,
z dłonią dla dłoni
drugiego człowieka.
nawet niebo
za oknem
wiosna dotyka jesieni,
krople rosy
całują ziemię,
a niebo kołyszą Anioły
i serce cichutko śpiewa
tuląc sen twoją twarzą.
w poduszce ciepłe łzy
uśmiechem duszy
całują usta,
a noc rozświetla księżyc.
zobacz
nawet niebo
zakwitło gwiazdami…
***mała myszka
Mała myszka zauważyła siedzącego chłopca.
I nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie to,
że przychodził on przed świtem i zachodem słońca.
Siadał na górce i w milczeniu patrzył na niebo.
W końcu ciekawość wzięła górę.
Myszka podeszła i zapytała:
— Przepraszam, widzę ciebie jak co dzień przychodzisz tu
i patrzysz w niebo.
Patrzyłam też, ale nic nie widzę. Możesz powiedzieć na
co tak patrzysz?
— Na słońce kiedy rano pierwszymi promieniami budzi dzień
do życia i gdy przed snem przytula na dobranoc.
— I tylko po to przychodzisz, aby je zobaczyć?
— Tak. Widzisz to drzewo?
— Tak.
— Dziadek mówił mi, że przychodził tu, ze swoim tatą,
więc pewno ma około 200 lat.
— My myszy tak długo nie żyjemy.
— My ludzie też. Nie mam tyle czasu co to drzewo dlatego
kiedy tylko mogę przychodzę cieszyć się pięknem.
Widzisz tam rano słońce wschodzi — rodzi się
i wędruje po niebie — ogrzewa i karmi ciepłem,
a tam zmęczone odchodzi płynąc czerwienią serca.
— Dlaczego czerwienią?
— Bo wszystko co dobre bierze się z serca…
I żeby pamiętać nim ono uśnie, aby zawsze
dzielić się miłością kiedy życie ma jeszcze czas…
jeden krok, powoli jeszcze raz,
by ujrzeć w słońcu świat,
jeden dzień i jedna noc
nim uschnie na policzku łza
— po śmierci nie ma jeszcze raz…