E-book
23.63
drukowana A5
29.25
Luty

Bezpłatny fragment - Luty


Objętość:
109 str.
ISBN:
978-83-8414-834-1
E-book
za 23.63
drukowana A5
za 29.25
Tylko naszyję jedną łatę
Cichą pamiątkę przeszłości

Prolog

Moje serce jest złamane!

Nie umiem już pisać

Słowa utknęły mi w dłoni

Wypaliły na skórze znamię

Poeta stał się człowiekiem

Pomyślał w przestrachu

Boże nie znaczę już nic

Chcę znów pisać

Chcę jeszcze żyć


Nie umiem już kochać

Bóg uczynił mnie kruchym

Pękły odlane ze szkła uczucia

Wszystko co miałem — odeszło

I zostawiło mnie w histerii

Tak zapłaciłem cenę kochania


Jak długo, Boże

Mam w takim stanie żyć?

Podniosę się z kolan

Tylko nie zostało we mnie

Nic


Patrz, moje serce jest

Złamane!

I w odłamkach daje radę

Bić!


Weź mą miłość

Weź kochanie

Ubierz w czerwień

Poślij w dal

Tylko daj znów

Poetycką siłę

Bo w kochaniu

Pozostanę sam


Jak długo, Boże

Mam z pustką żyć?

Wlej w duszę iskrę

Nim upomni się o mnie

Śmierć


Ja zbyt kruchy, zbyt słaby

Czerwień przystroję dziś

Będę się tułać

Wyrzeknę się miłości

Tylko pozwól mi pisać

Bo w swych słowach

Jeszcze żyję!


Jeszcze serce zdolne bić!

Część 1

Serce

Możecie mnie nazwać królem złamanego serca.

Możecie mnie nazwać straconym istnieniem.

Możecie mnie nazwać upadłym poetą.

Możecie mnie nazwać jak tylko chcecie.


Możecie mieć dość tych smutnych utworów

W których wypruwam z żył każdą emocję.

Lecz wiedzcie, że tamtego lutego

Moje serce naprawdę się złamało.


I pomrzeć musiało

By naprawdę zacząć bić.

Zapałki

Dałeś mi garść zapałek

I żadnego słowa wyjaśnienia

Zabrałeś swoje rzeczy

Wyniosłeś się którejś nocy

Osaczyły mnie wspólne zdjęcia

Siłą położyły do łóżka

Choruję na bezsens życia


Było mi przeraźliwie zimno

Poczułem oddech końca

Ścisnąłem mocniej zapałki

Prawie łamiąc je wpół

Krótki ich żywot

I marny jak me serce

Biją dzwony pogrzebowe


Miałem Cię pokochać

I w końcu znienawidzić

Miałem oddać Ci serce

W zamian za garść

Zapałek


Więc teraz wzniecę ogień

Z tego co zostawiłeś

I zapach ciężkiego dymu

Przypomni mi, że byłem

Ślepcem we mgle uczuć


Parzyło mnie w palce

Wierzyłem, że wrócisz

Gdy się wypalało

Błagałem!

Zabrałeś mi serce

Pożałowałem


I cóż mi zostało?


Daję Ci garść popiołu

Tyle po nas zostało

Spaliłem nasze rzeczy

Reszta została w głowie

Z garści zapałek powstała

Pożoga

I szkoda w tym serca

Kamieniem się stało

Jak krucha zapałka

Bardzo Cię kochało


Tyle nam zostało

Czerwony Zachód

Boję się nocy

Jak wyrok zapada nad głową

Ukrywam się przed osądem

Przed pustką


Boję się nocy

Z bezsenności rodzi się ból

A ból rozlewa się jak krew

Pompuje serce


Umiera dzień

By zrodził się dzień

Słońce zachodzi

By jutro miało wzejść

A moje serce

Boi się mroku

Poznało to miejsce

Nie zniesie tego więcej


Słońce zachodzi

Czerwień zalewa niebo

Co przyniósł mi dzień

Który umiera tak pięknie?


Boję się miłości

Tylko ona może zranić tak

Bym pożałował swego życia

Bym zginął


I mówią miłość

Zdoła przetrwać każdy ból

A jeśli mam już mało czasu

I tylko jedną szansę?


Umiera miłość

Co miłością nie była

Księżyc jaśnieje

Budzi trwogę

A moje serce

Już całe pogubione

Ty kochaj, nie kochaj

Ja czuję, rozsypuję się


Żegnaj kochane Słońce

Jestem wdzięczny

Choć rutyna zabija mnie

Spróbowałbym kochać

Lecz bardzo się boję

I umrę jak każdy dzień

Może równie pięknie

Może samotnie

Ćma

A Ty mnie, Boże

Tak stworzyłeś

Ponure mam skrzydła

Ledwo bijące serce

Budzę lęk w ludziach

I stworzyłeś mnie tak

Że jak oni wszyscy

Chcę kogoś kochać


Tęsknię do światła

W nim upatruję życie

Złamane mam skrzydło

Spadam w ciemność

Już się nie wznoszę


Potrzebuję tylko światła

Trochę innego serca

Moje stanęło lata temu

I nagle jak grom zabiło

Teraz wyzbyć się nie mogę

Przeklętej potrzeby kochania


A Ty mnie, Boże

Tak stworzyłeś

Po cóż dałeś to serce?

Świata nie zbawi

Siebie nie odkupi

I stworzyłeś mnie tak

Że za dużo mam wiary

Jestem nocą

Chłodem

Samotnością


Tęsknię do światła

Do zakazanych mi rzeczy

Moje szare skrzydła

Oblewają się szkarłatem

To ostatki mojej siły


Potrzebuję tylko światła

Ni wody, ni powietrza

Tylko jednego pocałunku

Jedynej nocy


Otulę Cię płaszczem

Zranionych skrzydeł

To moje wszystko

Gdy zrodzi się dzień

Odfrunę stąd

Nieszczęśliwy

Tamte Momenty

Nie mogę jeszcze wrócić

Do Tamtych Momentów

Sprawiają mi ból

Testują serce


Tamte Momenty bywały ciepłe

Dziś wywołują wielki chłód

Poczucie straty

Zaćmienie Słońca


W Tamtych Momentach

Wierzyłem w trwałość

I cóż, Fortuno?

Wszystko inne


Niech ktoś mi pozwoli

Drgnąć wskazówką zegara

Niech ktoś obudzi serce

Z chorobliwego letargu

Co na lata mnie zamknął

W pułapce rannej głowy


Mówię sobie szeptem

Przecież miłość istnieje

I za mało jej w świecie

Poszukuję


Święte Tamte Momenty

Wyniosę Was na ołtarze

Tęsknotę czuję

Mam cichy sentyment


Czego chcę się dopatrzeć

W minionych Momentach?

Może młodości

Większej beztroski


Bez Tamtych Momentów

Dziś inne serce bym nosił

Jestem zgubiony

Jak czas jestem

Stracony


Zabierzcie ode mnie zegar

Brońcie dotknąć wskazówki

Moje serce zdoła się obudzić

Gdy znajdzie podobne sobie


I chcę mówić szeptem

Przecież miłość istnieje

Za mało jej w tym świecie

W Tamtych Momentach

Było niewiele więcej


Tamte Momenty stworzyły

Nową szatę dla mnie

Teraz jestem samotnikiem

Do kiedyś

Z miłości

Z miłości piszę kilka słów

Właśnie się rozstaliśmy

I potrzebuję się pożegnać

Coś zrobiłem dla nas źle

Teraz osuwam się w cień


Z miłości drży mi serce

Zlękło się samotności

Muszę mu wytłumaczyć

Nie skradniesz mi już nocy

Nie mogę czekać Cię w progu


Z miłości padam na kolana

Składam ręce do modlitwy

I błagam Boga o litość

By odebrał ze mnie czucie

Zamienił mi serce na próżnię


Pozwól mi umrzeć

Z tęsknoty za Tobą

Miłości się nie zapomina

Nawet gdy przeżywa kres

I choć trzeba Ci odejść

W sercu Cię schowam

Pewnie niejedna myśl zaboli

Nie żałuję nas, o jedno proszę

Wymaż mnie z życia powoli

Powoli


Z miłości straciłem swe imię

Cały majątek dzieliłem na dwa

I proszę, nie oddawaj mi nic

Nie chcę zatracać się w wojnie

Nie chcę rozpaść się przy Tobie


Z miłości muszę wziąć lekcję

Przeżyć żałobę, ostudzić krew

Muszę umrzeć, żeby dalej żyć

I kiedy przestanie dławić mi głos

Zadzwonię, by spytać o zdrowie


Z miłości muszę Ci wyznać

Wiedz, że zawsze będziesz

Ważną częścią mojej duszy

I choć teraz widzisz jak płaczę

Obiecuję, to kiedyś minie

Zawalczę o siebie, przeżyję

Pozwolę sercu na inne kochanie


Pozwól mi umrzeć

Z tęsknoty za Tobą

Miłości się nie zapomina

Nawet gdy przeżywa kres

I choć trzeba Ci odejść

W sercu Cię schowam

Pewnie niejedna myśl zaboli

Nie żałuję nas, o jedno proszę

Wymaż mnie z życia powoli

Powoli


Z miłości dziś umieram

Z miłości kiedyś się ułożę

Może łatwiej jest nie kochać

Lecz gdybym nigdy nie kochał

Całe życie straciłoby sens

Toń

Za długo dźwigałem nas

Moja siła pękła jak kości

Grymas bólu przeciął twarz

Ugiąłem się przed słabością

Wybacz mi


Zapomniałem jak to jest

Grać w życiu człowieka

I teraz zmęczyłem się wielce

Wypuściłem wszystko z rąk

To koniec


Niech mnie porwie woda

Rozbije resztki o skały

I niech mnie pochłonie toń

Tak kończę kilka ostatnich lat

Połamany


Niech mi dziś wybaczy Bóg

Że już nie chcę tego serca

Łatwiej byłoby mi umrzeć

Niż dźwigać więcej pustki


Coś zgasiło oczy

Wypaliło

Została mi toń i łzy

Tonę we łzach

Nad ruiną

Nad zwłokami


Niech mi dziś wybaczy Bóg

Że popadłem w bezsilność

Wstydzę się własnego odbicia

Boję się dostrzec człowieka


Jak daleko jest brzeg

O który rozbiję się?

Walerianie, wybacz mi

Za długo dźwigałem nas

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 23.63
drukowana A5
za 29.25