„So what if I’m crazier than crazy?
So what if I’m sicker than sick?
So what if I’m out of control?
Maybe that’s what I like about it”
~ Three Days Grace, „So What”
Wstęp
Witaj drogi Czytelniku!
Jest mi naprawdę niezmierni miło, że zdecydowałeś się przeczytać mój tomik poezji. Jednak zanim zaczniesz, mam do Ciebie kilka słów.
Przede wszystkim — nie bierz wszystkiego dosłownie i na poważnie. Nie miałem absolutnie na celu kogokolwiek urazić, a jeśli jednak to zrobiłem, naprawdę przepraszam. Ale moim celem nie było stworzenie bezpiecznego, uniwersalnego i zrozumiałego dla wszystkich tekstu. Nie. Może i są tacy, którzy to lubią i którzy się w tym spełniają — ja jednak do nich nie należę. W pisaniu oraz ogólnie pojętej sztuce wysoce cenię sobie wolność. To, że gdy mam ochotę na przykład rozładować na kimś swoją złość, mogę bez problemu przelać tę chęć na papier, bez żadnych problemów z prawem czy przykrych konsekwencji. Dlatego właśnie to kocham — bo, przynajmniej w dużej mierze, mam wolność. Nikt nie narzuca i nikt nigdy nie narzuci mi co mam pisać. Bo gdy tak się stanie, co obiecuję i sobie i Wam, porzucę pisanie w kąt. (Nie mówię tutaj oczywiście o różnych konkursach, prośbach, propozycjach; mam na myśli zmuszanie mnie do czegoś, a konkretniej — do pisania o czymś, o jakimś konkretnym temacie itd.). Właśnie dlatego w tym tomiku przelałem to, co chciałem, tak jak chciałem. I efekt tego przelewania prezentuję Wam, właśnie tutaj, właśnie teraz. Proszę. Możecie to kochać, ale możecie to też nienawidzić. Proszę bardzo. Róbcie, co chcecie.
I jeszcze jedna rzecz — teraz będę całkowicie szczery — sam niekiedy nie rozumiem mojej poezji. Naprawdę. Piszę, a potem czytam, co napisałem i zastanawiam się, co właściwie mogło mi przyjść do głowy. Nie jest tak zawsze, absolutnie. Ale jest kilka takich wierszy, których nawet ja, jako autor, nie umiałbym poprawnie zinterpretować. Lecz tak właściwie — po co to robić? Po co rozumieć jakiś tekst, obraz, film itp.? Uważam, że dopóki odbiorca czerpie przyjemność z danego rodzaju rozrywki, jego rozumienie i poprawna interpretacja nie jest konieczna. I tej filozofii jak najbardziej trzymałem się, pisząc ten tomik. Także nie zrażajcie się, jeśli czegoś nie rozumiecie, jeśli na próżno poszukujecie jakiejś odpowiedzi w moich wierszach. Bo całkiem możliwe, że ta odpowiedź po prostu nie istnieje.
To by było chyba na tyle. Bez zbędnego przedłużania, zapraszam do czytania!
~ Szymon Czardybon, autor
1. „Gdy zamykam oczy, widzę przyszłość”
Opieram zmęczone ręce na zimnej umywalce
I podnoszę wzrok na lustro
Stare
Brudne
Popękane i porysowane
Widzę w nim siebie
Widzę zmarszczki
Blizny
Siwiejące włosy
Widzę przeszłość
Dawne błędy
Złe decyzje
I ludzi
Którzy odeszli już na zawsze
Widzę trasę jaką biegło moje życie
I dobrze wiem
Że raczej nie należę do szczęściarzy
Każda twarz mija mi przed oczami
Co zadziwiające
Od zawsze miałem do nich wyjątkowy zmysł
Słyszę głosy
W mojej głowie czy nie
To nie ważne
Starym ludziom pozwala się na więcej szaleństwa
A czy jestem już stary?
Pamiętam czasy tak odległe
Że mógłbym pisać książki o historii
Jednak dalej czuję się
Jakby to wszystko było jedynie krok ode mnie
Gdybym cofnął się zaledwie o metr
Znów poczułbym zapach dzieciństwa
Gdybym wystarczająco się skupił
Znów ujrzałbym jej żywą twarz
Ale nie
Tego już za dużo
Zamykam oczy
I widzę tylko przyszłość
Siebie z gromadką dzieci
U boku nieznanej mi jeszcze żony
Piękny dom
Z ogromnym ogródkiem
Wypasiony samochód
Którego zazdrościliby wszyscy sąsiedzi
Widzę przyszłość
Która na pewno jeszcze się kiedyś wydarzy
Widzę przyszość
Którą pamiętam od tak dawna
Znowu otwieram te przeklęte oczy
Czemu akurat one muszą dalej działać?
I rozglądam się w około
Gdybym miał określić to jednym słowem
To
Cóż
Sam nie wiem
Burdel?
Bałagan?
Syf?
Widzę strzępki mego życia
Porozrzucane po brudnej podłodze
Widzę połamane meble
Które nie oparły się szaleńczej furii
I widzę lustro
Które zaraz znowu dostanie porządną nauczkę
Chociaż
Pięści bolą mnie już od bicia
Z poranionych knykci leje się krew
Właściwie nigdy nie byłem w tym dobry
Chociaż
Może kiedyś zostałbym bokserem
Hmm
Może
Kiedyś jeszcze spojrzę na to z daleka i uśmiechnę się pod nosem
Tak
Tak będzie
Powiem sobie
Co za dziwak
Przejmował się takimi błahostkami
I pomyślę to
Leżąc o boku wspaniałej żony
Gdy dzieci będą spały za ścianą
O tak
Gdy dzieci będą spały za ścianą
Wtedy będę myśleć o przeszłości
Już nie ważne
Że dalej za nią tęsknie
Nie
Przejdzie
Tak?
Wszystko przejdzie
Będę starszy
Dojrzalszy
I będzie dobrze
Dokładnie
Znajdę sobie dobrą pracę
O wiele lepszą od tamtej
I tam
Tak
Właśnie tam
Będzie moje miejsce
Nie
Nie będą się ze mnie śmiać
To było kiedyś
Kiedyś to tak się ze mnie śmiali
Że aż szkoda gadać
Kiedyś
Kiedyś to w ogóle byłem okropnym człowiekiem
Ale kiedyś
Kiedyś będę tak wspaniały
Że postawią mi pomnik
O tak
Pomnik w środku miasta
Ale to kiedyś
Na razie
Cóż
Chyba dalej tkwię w syfie
Ale jak to mówią
Pierwsze kilka…
Kilkanaście…
Kilkadziesiąt lat życia przeżyj w nędzy
By potem rozkosz była słodsza
Tak
Tak będzie
Odsuwam się od lustra
To będzie dobre życie
Zacznę od jutra
A dzisiaj?
Hmm
Dzisiaj opiję mój przyszły sukces
O tak
Wczoraj i przedwczoraj już to robiłem
Ale nie ważne
To nie było to
Dzisiaj
Dzisiaj opiję go tak
Że wszystko mi kiedyś wyjdzie
Uśmiecham się do siebie
Tak
Wszystko mi kiedyś wyjdzie
Wyjdzie mi tak
Że życie już przestanie być ciągłą udręką
Co nie?
Będzie mi tak dobrze
Że nawet ból pleców odpuści
A smutek?
Hm
Też
Po co będzie dalej mnie nawiedzać jak będę szczęśliwy?
Nie to co teraz
Nie
Teraz to to nie życie
To raczej koszmar
Z którego szybko się obudzę
Dokładnie tak!
Jutro wstanę jakbym miał zacząć nowe życie
Zapomnę o troskach
A o przeszłości
Jak ustaliłem
Będę myśleć gdy dzieci pójdą spać za ścianą
Skoro plan już mam
Chyba lepiej pójdę go opić
Odchodzę od lustra
I sięgam po butelkę czystej wódki
Za moje zdrowie!
Za zdrowie moje przyszłej żony!
Za zdrowie moich przyszłych dzieci!
Za błędy przeszłości!
Za wszystkie zmarnowane okazje!
Za wszystkich za którymi tęsknię!
Za nowe
Wspaniałe życie!
2. „Lista ludzi, do których bym strzelał”
Załóżmy
Że mam pistolet
A do niego osiem naboi
Tylko osiem naboi
Nie za dużo
Nie za mało
Gdybym nie chybił ani razu
O co byłoby raczej ciężko
Starczyłoby na ośmiu ludzi
Ja jednak ograniczę się do sześciu
Sześć na osiem
Chyba właśnie takim strzelcem jestem
Obracałbym go powoli w dłoni
Głaskał
Przerzucał z ręki do ręki
Nie wiem czemu
Ale to wydaje mi się całkiem zwyczajną reakcją
Coś jak głaskanie konia zanim się na niego wsiądzie
Nie żebym zajmował się jeździectwem
Po prostu tak mi się wydaje
Ale wracając
Pistolet
Osiem naboi
Sześciu do odstrzelenia
Bo tak
Podjąłem już decyzję
Że będę strzelał
Sześciu ludzi
Hmm
Raczej ciężko będzie tak bez planu
Łapię więc za ołówek i piszę wielkimi literami
„LISTA LUDZI, DO KTÓRYCH BYM STRZELAŁ”
Z zadowolenia oblizuję wargi
Dobrze
To kto na pierwszy ogień?
Na pewno ja gdzieś bym się tam znalazł
Ale to na końcu
Pośmiertnie nie pociągnę za spust
Moja lista nie będzie chronologiczna
To by było zbyt proste
A wydaje mi się
Że strzelanie do ludzi nie powinno być proste
O nie
Jeśli już mam pozbawić kogoś życia
Niech przynajmniej ma świadomość
Że trochę się przy tym wymęczyłem
Ale dobra
Hmm
„Ja” wpiszę na trzecie miejsce
Chyba tak będzie dobrze
Drugie
Może moja była?
Zdradzała mnie
Szmata
Chociaż
Właściwie też ją zdradzałem
Może nie powinienem być tak surowy
Albo
Ja poniosę moją karę
Ona też
Tak będzie sprawiedliwie
Tak
Tak będzie sprawiedliwie
Myśląc to zapisuję „Moja była” na drugim miejscu
Nawet nie pamiętam jej imienia
Ale nie ważne
Nie ja będę robić nagrobek
Miejsce pierwsze
To chyba zostawię na koniec
Czwarte
Jedyne co przychodzi mi do głowy to nauczyciel
Strasznie mnie męczył
Ale czy zasługuje na śmierć?
Przyjrzałem się jeszcze raz liście
Powiedzmy
Najwyżej go skreślę
Piąte
Kolega
Nie oddał kilku złotych
Naprawdę kończą mi się pomysły
Hmm
Zostawię go
Tak na przestrogę dla innych
Zginie heroiczną śmiercią
O!
Tak mi się ten wyraz spodobał
Że aż zapisałem go na marginesie
„Heroiczna śmierć”
Szóste chyba skreślę
Uznajmy
Że ręka tak mi się będzie trząść z poddenerwowania
Że chybię aż trzy razy
Tak będzie lepiej
I pierwsze miejsce
Tu będzie ktoś przypadkowy
Czemu właściwie nie wolno mi wyjść na ulicę i kogoś od tak zastrzelić?
Może ma coś na sumieniu
Pewnie jest złym człowiekiem
O tak
Jest paskudny
Okrutny
Okropny
To też mi się spodobało
„Zły człowiek”
Tak
Na pewno trafię na kogoś z nieczystym sumieniem
No dobra!
Lista skończona
Zostaje tylko przeładować i zacząć strzelać
Ale ah
No tak
Zapomniałem
To tylko hipoteczna sytuacja
No cóż
I takie rzeczy się zdarzają
Pociąłem kartkę i wrzuciłem do kominka
Patrzyłem jak płonie
Pewnie już nigdy nie będę planować zabójstwa aż sześciu osób na raz
Przepraszam
Aż pięciu osób na raz
Pewnie już nigdy nie wrócę do tego wspomnienia
Ale jakby co
W głowie dalej mam listę
I jakby kiedyś dostał mi się w ręce pistolet
Przynajmniej wiem już
Do kogo mam strzelać
Zakładając oczywiście
Że umiałbym strzelać
Że umiałbym strzelać…
3. „Czasami mam ochotę zniknąć”
Czasami tak myślę
Że w sumie
Dobrze byłoby tak zniknąć
Rozpłynąć się w powietrzu
Puf!
I mnie nie ma
Ale nie umrzeć
Śmierć to poważne przedsięwzięcie
Są kwiaty
I goście
Nie
Śmierć jest zbyt wyrafinowana
Gdy umrzesz
Każdy patrzy na twoje ciało z żalem
I mówi
„Och! Jak go szkoda”
A ja nie chciałbym
Żeby gapili się na moje ciało
Jak mówiłem
Chciałbym zniknąć
Prosta sprawa
Jestem
Cyk!
I już mnie nie ma
Chociaż
Może nie zniknąć na zawsze
Bo na zawsze to całkiem długo
Nawet jeden dzień strasznie mi się dłuży
A co dopiero ich nieskończoność?
Zniknąć tak
Na dłuższą chwilę
Gdy zniknę
Nie będę mógł upaść
O tak!
Nawet gdy będę chciał
Nie uderzę twarzą w twardy grunt
Nawet gdy z rozpędu wbiegnę w ścianę
Nic mi się nie stanie
Nawet gdy przyłożę nóż do krtani
Krew nie poleci
Nie będę musiał nic
Bo nawet mnie nie będzie
Serce zaczyna mi szybciej bić
Bo to tak ekscytująca myśl!
Przyjdzie kurier i zadzwoni do drzwi
A ja nie otworze
Zrezygnowany zostawi awizo
A ja nigdy nie odbiorę paczki
Potem przyjdzie stara znajoma
O jak się zdziwi
Że mnie nie ma!
Chyba dalej myśli
Że każdy jest wieczny
A to kłamstwo
Chyba
Bo raczej nie mi to oceniać
Dobra!
Już pomyślałem
Zaplanowałem
Czas przejść do działania!
Tabletki już zaczynają działać
Rozłożę się wygodnie i
Puf!
Zniknę
A wrócę gdy będę mieć ochotę
Najwyżej wezmę
Inne ciało
Ooo tak
O wiele lepsze
Od tego truchła
Nadszedł czas
Cyk!
I już mnie nie ma
4. „Pusto jak w lodówce niedzielą”