Zwoje drutu
To nie ten dzień i nie ta noc
nie te ptaki
twoje siadały na drutach księżyca
moje śpiewają kołysankę
albo milkną w ciemności.
Nie ten czas i pora roku
deszcz nie ulepi sopli
a sople nie spłyną potokiem
na rozgrzanej skórze.
Nie to miejsce i nie ten dom
obijam głowę o zielona ściane
i myślę
mogło być lepiej gdybyś
nie zwinął drutów księżyca
ptaki nie mają, gdzie usiąść.
Dwa na dwa
Co kryją twe dłonie,
że jestem lawą
za każdym razem dotyku,
co spojrzenie spod kotary rzęs.
Okryci potem
powojem rąk i nóg
nie myślimy o jutrze.
Chowamy się
pod pierzyną marzeń
ulotnych nadziei.
nasze dwa na dwa
jest oazą
z życiodajnym źródłem
chłoniemy oddech
za zamkniętym oknem
nie potrzebujemy masek.
Ptaki
O zmierzchu
ożywają ptaki,
towarzysze samotności.
Uśmiecham się
promieniem
zachodzącego słońca.
Przykładam czoło
do szyby
szukając ukojenia.
i nucę utkaną z mroku
kołysankę
O zmierzchu
samochody brzmią
głośniej
przerywając śpiew
ptaków.
Tylko puchacz
nie boi się
zgiełku.
O zmierzchu
otulam się
ciepłem kokonu
utkanym
z nici pajęczych.
zawieszona
pomiędzy jawą a snem.
Pragnienie
Twe pragnienia
wyryte w spojrzeniu,
twoja twarz,
płomień oczu.
Nie uciekam
przed żarem źrenic
parzących skórę.
Podaję maliny piersi
nabrzmiałych od tęsknot
kołyszesz głębią dłoni,
ust dotykiem
proszących o jeszcze.
Splatasz nóg powoje
ciał zroszony ciężar
tonąc w błękicie oczu
ukojenia.
Gdy biegniesz do mnie
Gdy biegniesz do mnie
szumi las
a kwiaty rozchylają
kolorowe płatki.
Gdy biegniesz do mnie
rosa moczy
twoje stopy
kojąc ból zmęczenia.
Gdy biegniesz do mnie
ptak zaczyna
śpiewać trele
dopingując zmaganiom.
Gdy biegniesz do mnie
zapalam świeczkę
i stawiam w oknie
modląc się
byś nie zbłądził.
Pożegnania
Nie odchodź
nie zostawiaj pustki
wiejącej zimnem
czarnej dziury.
Nie wyrywaj z pamięci
pięknych chwil
spełnionych spełnieniem.
Nie każ oczom
strumienie wylewać
topiąc szczęście
w lodowym uścisku.
Zawiasy twego spojrzenia
ciągle zamykają
firanki mych powiek.
Ekspresja ryby
Powinnam nabrać
wody w usta,
cieszyć się chwilą
nie mówiąc nic.
Milczeć i słuchać
i przytakiwać,
emocjonalność
nie znaczy nic.
Powinnam uczyć się
pragmatyzmu,
matematycznie
ujmować świat.
Nie mówić prawdy
o tym co myślę,
niepokój twój
na piersi siadł.
Powinnam zamknąć
ekspresję słowną
zamienić ją
na kłamstwa moc.
I żyć czekając
na krótkie chwile
i ukradzioną w pośpiechu noc.
Wieczorne pragnienia
Zmierzch,
kołysanka pragnień ukrytych
z szybszym oddechem
spijanych nadziei.
Zmierzch,
zorza dotyków spojrzeń
z zapachem obietnic
nadejscia.
Zmierzch,
muśnięcie wiatru na skórze
rozpalający czułością
dawania.
Zmierzch
odbieranie
każdą cząstką
jestestwa.
Tak pusto
Pustka dotknęła mnie
opuszkami palców
objęła ramieniem
kołysała
szeptała ciszą
nuciła piosenkę.
A ja?
Słuchałam
rozwartymi oczami
porami skóry
gęsią skórką na rękach
i trwałam zawieszona
na gałązce próżni.
Lubię myśleć
Lubię myśleć,
że jesteś.
Przechwytywać
spojrzenie błądzące
wzdłuż linii
mego ciała.
Enigmatyczny uśmiech
twoich ust.
Lubię wiedzieć,
że jesteś.
Zmysłami wyławiać
zapach tęsknych
pragnień
wyszeptanych w skrytości.
Lubię czuć,
że jesteś.
Każdym skrawkiem
odbierać eksplozję
wybuchu
przy podaniu ręki.
Otwieram oczy
nie myślę
nie wiem
nie czuję.
Rzeczywistość
przybiera odcienie
szarości.
Ukradzione ciepło
Złapałam promień słońca
zatopiony w rosie.
Przycisnęłam do piersi
ogrzej je
niech me serce bije.
Zaniosłam w kołysce dłoni
do domu.
Wypełnij swym światłem
zatańcz tęczą barw
na ścianach.
Zostań ze mną.
Słońce
nie może karać
za zabranie promienia.
Worry Man
Odprawię czary dzisiejszej nocy
by wyprostować splątany zwój
myśli i działań, działań i myśli
i pokręconych życiowych dróg.
Kupiłam świece do rytuału
i ustawiłam w lichtarzu je
mam również jeden mocny element
co Worry’m Manem z polska się zwie.
Zapalę świeczki z mantry zaśpiewem
zapatrzę w ognia tajemną moc
a pod poduszkę położę Mana
jemu powierzę sekretów sto.
Gdy się obudzę jutro nad ranem
poczuję lekkość na duszy mej
znikną problemy mojego życia
gdyż Worry Man przygarnie je.
Teraz
Zachodzące słońce pieści
wachlarze rzęs
ciężkie od pocałunków
czarnej nocy
bezsenności.
Tak jak kiedyś twe usta
i ręce błądzące
po mapie mego ciała.
Ostatni błysk promieni
zatapia się w me włosy
jak twój oddech
na szyi, w zgięciu rąk.
Nie pamiętam już
nóg i dłoni splecionych
chwil pożądania
i twego ciężaru łaknienia.
Pozostał zmierzch
z ostatnim westchnieniem
śpiewający kołysankę.
Anioł do wynajęcia
Chcę wynająć anioła
dziś na popołudnie
gdyż życie nie jest różowe.
Drogo kosztuje?
Cena nie gra roli
on sprawi, zapomnę, że boli.
Przed czym uciekam?
Co nie chcę powiedzieć?
A komu odpowiedź potrzebna.
Chcę nająć anioła
by złożył mnie w całość
ucieczka przed sobą jest zbędna.
Jastine
Zbyt szybko wierzyła
w słowa,
w tysiące zdań
przesłanych
z szybkością wiatru,
obietnic zawieszonych
w cyberprzestrzeni.
Zbyt szybko ufała
ludziom
dobro nie zawsze
idzie w parze
z człowieczeństwem.
Zbyt szybko otwierała
drzwi
wpuszczając
zbłąkane dusze,
one również miewają
nieszczere intencje.
Zbyt szybko odeszła
z bólem wyrytym
w ostatnim tchnieniu.
Nie karz mnie
Nie karz mnie więcej za
niecne uczynki
głębiny tęsknot
pragnienia ukryte
nadzieje ciche
przerwane okrzykiem
i krople potu
po szale dotyku
za uśmiech czuły
skradziony przelotnie
i chwile ciszy
po eksplozji burzy
zamknięcie oczu
w ramienia zagięciu
słuchaniu ciszy
co się nie powtórzy
Nie karz mnie więcej
Proszę o wybaczenie
Zaplątałam się w tęsknotach
zatrzasku powiek
grzechu nadziei
Proszę o wybaczenie
Ciągle czuję ścieżkę twych rąk
mimo, że bolisz czasami.
Moje maleństwo
Dotyk słów
rozpala zmysły
a obietnice
dają nadzieję
na następny dzień.
Czekanie
nie jest już pustka
a odległość
barierą