Luna i Mechaniczny Jednorożec
Noc nad Miastem Szeptów była jasna, choć nie od gwiazd, lecz od elektrycznych świateł, które migotały na szklanych wieżowcach, niczym zaproszenie do niezwykłej przygody. Luna stała w oknie swojego pokoju na najwyższym piętrze domu, obserwując pulsujące ulice poniżej. W jej sercu tliła się odwieczna tęsknota: pragnęła przeżyć coś więcej niż każdy kolejny dzień spędzany w laboratorium ojca, Gienia — genialnego wynalazcy i wizjonera.
Gienio zaklinał, że prawdziwa magia kryje się w machinach, w spiżowych trybach i przewodach, które splatały się w jego wynalazkach jak korzenie w pradawnym lesie. On sam nazywał siebie strażnikiem harmonii między technologią a naturą. Każdego ranka zapraszał Lunę do swojego warsztatu na przedmieściach — pomieszczenia pełnego migoczących punktów świetlnych, błyszczących ekranów i unoszącej się mgły z tajemniczych eliksirów. Tam Luna poznawała tajniki mechaniki, elektronikę i teorie energii astralnej. Była w tym zadziwiająco bystra, a jej niebieskie oczy lśniły ciekawością.
Jednak tego wieczoru coś było inne. W warsztacie panowała cisza, którą przerywał tylko cichy szum generatora i rezonans tajemniczego dźwięku, przypominającego odległy śpiew. Luna wiedziała, że coś się wydarzy. Zsunęła się z parapetu i zeszła po schodach do pracowni ojca.
— Tato? — zapytała, gdy wejście oświetliła jej migocząca lampa naftowa. — Co się dzieje?
Gienio wyjrzał zza ogromnego, mosiężnego mechanizmu, który przypominał połączenie zegara słonecznego, ażurowej świątyni i gigantycznej latarni morskiej. Jego siwe włosy były potargane, a na twarzy pojawiła się oznaka niepokoju.
— Luna, muszę ci coś pokazać. Od miesięcy pracowałem nad projektem, który ma zmienić naszą rzeczywistość. To … to będzie coś, co łączy energię gwiazd z mechaniką. Nazywam to Jednorożcem Astralnym. Chcę, byś zobaczyła pierwszy prototyp.
Luna podeszła bliżej. Odsłoniła długi, aksamitny welon, a pod nim ukazał się kształt smukłego stworzenia. Jego ciało było zbudowane z miedzianych płytek, połączonych jasnożółtymi przewodami, które jak żywe tętnice pulsowały delikatnym światłem. Mechaniczny jednorożec miał elegancko wygiętą szyję, a na czole lśnił szklany kryształ, przypominający rogi bursztynu. Luna poczuła, jak wbija się w nią błękitne światło, odsłaniając wewnętrzną iskrę. To uczucie przypominało dotyk wiatru i łagodny szum strumienia.
— To on — wyszeptał ojciec. — Arion. Jest zdolny do przetwarzania energii astralnej i łączenia jej z idolitem silników, które sam skonstruowałem. Arion może wędrować między światem mechanicznym a światem snów i magii. Ale jeszcze nie wiem, czy będzie stabilny….
Jednocześnie w warsztacie rozległo się ciche zgrzytnięcie. Szklany kryształ na czole Ariona nagle zamigotał jaskrawiej, a potem zamilkł. Luna poczuła za karkiem podmuch, jakby otworzyło się jakieś niewidzialne przejście. W jednej chwili w murze ich pracowni pojawił się wir, wirujący w odcieniach ametystu i lśniącej zieleni. Gienio cofnął się z zaskoczenia, a Luna stanęła jak wryta: była świadkiem czegoś, co przekraczało granice logiki. Wir zaczął wyciągać z warsztatu przesyłki zapachów: ciepłą woń kwiatów, mroźny powiew górskiego szczytu i ultramarynowe światło przypominające nocne niebo.
— Tato, widzisz to? — Luna była podekscytowana i jednocześnie przestraszona.
— Coś otwiera przejście… — wyszeptał Gienio. — W świecie astralnym… w świecie pradawnej magii… coś próbuje się przedostać do naszego świata mechaniki.
W tej samej chwili z wiru wyłoniła się postać. Była to młoda dziewczyna, ubrana w zwiewną, srebrzystą suknię, której brzegi zdobiły runiczne symbole. Miała długie, siwiejące włosy, a jej oczy były jak dwa kawałki rozżarzonego opalu — migotały zielenią i fioletem. Z ust dziewczyny unosiła się myśl, niemal słyszalna w powietrzu: „Ratunku… zatrzymać go… Arion… on musi powrócić…”
Dziewczyna upadła na kolana, a wir zamknął się równie nagle, co się otworzył. Gienio podbiegł, by pomóc nieznajomej, a Luna uklękła obok niej.