Lot niekontrolowany
Gdyby człowiek wiedział po co go stworzono,
Pakowałby manatki i spierniczał jak najdalej z tego układu gwiezdnego (Arakis, Księga Mądrości)
No i lata takie coś nad głową i człowiek się zastanawia czy mu to coś nie spadnie na głowę. W końcu po kilku incydentach na lotniskach ktoś wpadł na pomysł że trzeba to ustrojstwo jakoś zakwalifikować jako obiekt latający i wprowadzić prawo, które będzie regulować co można a czego nie. Teraz administracja też chce tego używać, do sprawdzania czy komuś dym z komina nie leci. Zapewne następnym pomysłem będzie, żeby sprawdzać dronem co kto robi w domu. Wystarczy takim podlecieć do szyby, wyciągnąć czujniki i jak na dobrego szpiega przystało, sprawdzić czy Kowalski przypadkiem czegoś nie ukrył przed spisem powszechnym.
Spis powszechny ma zapewne coś wspólnego z Wielką Zmianą. To nowy plan ekipy rządzącej który ma zmienić kraj a może nawet świat. Tak, znamy te plany, wiemy wszyscy że te plany nigdy nie są dokańczane a porażki związane z ich realizacją przekuwane są na triumfalne mity. Potem zawsze można będzie powiedzieć, że przecież ekipa chciała ale lud był niesprawiedliwy i nie chciał się dać poprowadzić w kierunku lepszego jutra.
Ostatni sprawiedliwy to będzie ten, kto zgasi światło, żeby nikt już więcej nie musiał oglądać przymusowo tego serialu. Zaufanie którym obywatele darzą czasami władze, w nadziei że wreszcie może tym razem będzie dla nich coś lepiej bardzo szybko obraca się przeciwko nim. Nie ma instrumentów innych niż wybory aby powiedzieć stanowcze nie. Ale nawet jeśli się powie nie, to i tak znajdą się całe hordy tych, którzy wierni do końca i zlęknieni jutrem będą głosować na tych, którzy i tak już zawiedli. Przyjdą nowi, obiecają, porzucają garściami obietnic, sypną trochę grosza, drugie tyle do kieszeni, sobie, a potem hajda na wierchuszkę i stołki. A potem znowu to samo. Zawiedzeni obywatele i tak dalej.
Niesamowite, jak długo trwa demokracja. A raczej populistyczna demokracja partyjna, bo z prawdziwą demokracją, gdzie każdy miał prawo głosu na forum, nie ma to nic wspólnego. Jedynym rozwiązaniem byłoby wprowadzenie możliwości internetowego oddawania głosów w każdej sprawie. Zamiast Sejmu głosowali by obywatele. We wszystkich sprawach. A partie polityczne zostałyby zdelegalizowane. W końcu reprezentują członków swojej partii a nie interesy jakiegoś mniej określonego ogółu. Wiara w to że mimo iż wybiera się tą samą metodę osiągnie się inne rezultaty jest absolutnym fenomenem zbiorowego kretynizmu.
To nie oznacza że jednostki to kretyni. Wręcz przeciwnie. Jednak zbiorowość to co innego. Teraz ta zbiorowość ma nowe twarze wyzierające spomiędzy internetowych portali. Tyłek, ręka. Nic złego. Gorzej jeśli to tyłek kogoś znanego albo niezgrabna poza kogoś ważnego. Wtedy ten ktoś może mieć kłopoty. Ludzie zabijają się z powodu wpisów na internecie na ich temat. Inni ludzie poszukują możliwości realizowania własnych zboczonych potrzeb przez internet. Przestępcy szukają w ten sposób ofiar. Nikomu jak dotąd nie przyszło do głowy że wyłączenie tego ustrojstwa choćby dla przykładu na miesiąc mogłoby rozwiązać połowę problemów świata. A na pewno sprawić, że wreszcie ludzie zaczęliby się interesować tym co trzeba a nie tym, co ktoś chce żeby się interesowali.
Oczywiście, każdy ma wolną wolę. Każdy podejrzewa jakiś spisek i wyraża swoje poglądy, oczywiście negatywne, na forach internetowych. Ale to przecież pozory. Możemy tyle na ile nam pozwolono a i z tym jest obecnie coraz więcej problemów. Rodo stało się kagańcem, będzie ich więcej. Skarbówka może zaglądać nam na internetowe konta, pracodawca może sprawdzić co robimy w wolnym czasie i tak dalej. Nie jest to chyba ta wolność, o której fikcyjny poeta Jan Żabka pisał: Gdybym był właścicielem sklepu, byłbym wolny od podaży i popytu na rynku pracy oraz od zuchwałych prób przystosowania mnie do kultury jakiejś firmy. A przecież Pan Żabka istnieje naprawdę. I całkiem nieźle zarabia.
Na co komu dziś wczorajsze jutro… coraz częściej dochodzą do nas wiadomości kosmiczne. Zwykle do nich nikt nie przywiązuje wagi poza znawcami science fiction. Co prawda jakieś tam asteroidy latają nad naszymi głowami i może któraś w końcu łaskawie trafi w naszą planetę i skończy ten żenujący spektakl, ale to chyba kwestia przyszłości. Zresztą filmy uczą nas, że w takich sprawach amerykanie na pewno pomogą, wyślą herosa który w osobie znanego aktora uratuje świat poświęcając własne życie. Wywierci dziurę w słońcu i tyle z takich pogróżek.