E-book
1.47
drukowana A5
8.95
Lot 101

Bezpłatny fragment - Lot 101


Objętość:
19 str.
ISBN:
978-83-8221-686-8
E-book
za 1.47
drukowana A5
za 8.95

Ann

Ann spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Pierwsze zmarszczki pojawiły się kilka miesięcy temu. Myślała o tym, żeby iść do kosmetyczki, ale jakoś praca ciągle nie pozwalała jej na ten krok. Życie po czterdziestce oznaczało dla niej nieustanną pracę, ostatnio awansowała na głównego księgowego w firmie doradczej i teraz pracowała nad fuzją dwóch gigantów sieciowych. Pracowała do późna i wracała bardzo zmęczona. Ostatecznie udało się dopiąć wszystko i klienci byli zadowoleni z efektów pracy jej firmy, Leonard and Co, zajmującej się obsługą wielkich korporacji. W ramach podziękowania dostała sowitą premię i możliwość zrealizowania zaległego urlopu. Na urlopie Ann nie była chyba już od dwóch lat.

Dwa lata temu rozstała się ze swoim stały partnerem, Thomasem, który prowadził interesy na Wall Street. Z tego powodu szybko przeniosła się z Nowego Yorku na drugi koniec Stanów, do Minneapolis. Nie było to jak się okazało przedsięwzięcie chybione. W tym mieście, które nie było tak sławne i wielkie jak Nowy York, potrzebowali ludzi z doświadczeniem. Stamtąd młode talenty raczej wyjeżdżały niż wracały. To było typowe, wszyscy chcieli pracować w Wielkim Jabłku, jak nazywano miasto jej byłego męża. Nie mieli dzieci. Zresztą nie bardzo mieli na nie czas. Ożenili się zaledwie kilka lat temu. Thomas robił karierę w finansach, poznali się na jakimś przyjęciu z okazji otwarcia jakiejś restauracji i po kilku drinkach skończyli razem w jednym łóżku. On był już dwukrotnym rozwodnikiem, miał dzieci z inną kobietą, ale te były już dorosłe. Był starszy od Ann od dziesięć lat. Ona sama cierpiała na rzadką dolegliwość, chorobę a właściwie defekt, który jak się okazało odziedziczyła po swojej prababce. Nie mogła mieć dzieci a w każdym razie ich posiadanie wiązałoby się z wieloma wyrzeczeniami, setkami wizyt u lekarza i pewnie czymś więcej, może jakąś operacją albo sztucznym zapłodnieniem. Ann nie była domatorką i nie wyobrażała sobie, że będzie siedzieć z piątką bachorów zamknięta sama w domu. Jak jej siostra, Keith.

Ann dokończyła makijaż, przykrywając zmarszczki retuszem z kosmetyków od Pret-a-Porter, w końcu było ją stać. Kiedy była młoda malowała się tanimi kosmetykami, za które obwiniała teraz wczesne zmarszczki. Ale właściwie było jej to obojętne. I tak nie zamierzała się z nikim wiązać, miała dość wiecznych kłótni i problemów. Thomas był miły i kochający, kiedy chciał, ale gdy sprawy szły nie po jego myśli stawał się wielkim wstrętnym dzieckiem, które bije wszystkich naokoło, bo nie dostało zabawki. Jeszcze jeden powód, aby nie cierpieć małych dzieci. Ann wyszła z łazienki na wąski hol jej nowego mieszkania i włożyła do czerwonej torebki kopertę z biletem. Bilet zarezerwowała przez Internet, przyszedł następnego dnia. Wycieczka na wyspy Gualuga u wybrzeży Meksyku. Taka mała rajska wyspa, gdzie wszyscy chodzą w spódniczkach z kokosów i piją Martini a młodzi chłopcy biegają półnago po plaży. Taka miła odmiana. Mimo wszystko, chociaż nie chciała się znowu wikłać w związki i wynikające z tego problemy emocjonalne, nie zrezygnowała, by z okazji poznania jakiejś przygodnej miłostki, zwłaszcza gdyby ta ostatnia miała dwadzieścia plus i wysportowane torso. Aż tak stara jeszcze nie była. Długie szczupłe nogi, ciemne naturalne włosy, póki co bez grama siwizny, atrakcyjna twarz, duże dziewczęce oczy. Miała co pokazać światu. Zresztą podejrzewała, że niektórzy z jej biura przez pół zmiany myślą wcale nie o liczbach tylko o tym jak wyglądałaby nago na biurku.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 1.47
drukowana A5
za 8.95