E-book
22.05
drukowana A5
46.54
drukowana A5
Kolorowa
69.15
Literozsyp literoklety

Bezpłatny fragment - Literozsyp literoklety

utwory zebrane


4.2
Objętość:
190 str.
ISBN:
978-83-8324-359-7
E-book
za 22.05
drukowana A5
za 46.54
drukowana A5
Kolorowa
za 69.15

CODZIENNOŚĆ ŻYCIA

Amen

Pochylam głowę w zadumie

Pozdrawiam cię Śmierci

Zapalam znicz zwyczajem

By pamiętać o Was.


Teraz widzę że pustka

Szary kamień grobowy

Zapach chryzantem

Cmentarna moda.


Pochylam głowę i myślę

Rachunek z życia

I radość i smutek

To wszystko co tu mamy.


Idę dziś wśród grobów

Szukam odpowiedzi

Żal w sercu po Was

Spoczywajcie w pokoju.

Ballada nieletnich

Hellow, to w regionie malownicza wioska,

Którą lat temu parę opuściła łaska boska.

W popłoch popadli świątobliwi jej mieszkańcy

Gdy dnia pewnego zniknęli wszyscy

popaprańcy.

Czarne chmury nad wioską się zebrały,

Pod figurą Madonny dewotki wciąż klęczały.

Pomimo tego życie biegło swoim torem

Setka domów, dom społeczny

i kościół był z klasztorem.


Bum papa bum papa up

Znów jest kolejny trup

Bum papa bum papa jee

Czas rozpocząć krwawą grę

Bim bam bom, bim bam bom

Będzie zgon

Bim bam bom, bim bam bim

Giń! Tak. Giń!

Hahaha..


Niedawno siedemnaście wiosen mi minęło

I nawet nie wiem kiedy rozpocząłem

zbawcze dzieło.

Przyszedł moment by się wam przedstawić,

Bo w Zorro nie chcę się już bawić.

Na chrzcie, w agonii, imię Eustachy

mi nadano

Choć w wiosce Staś od zawsze

mnie wołano.

Kruczoczarny loczek

spływa mi po czole

Mam młodzieńczy zarost,

którego jeszcze nie golę.

Zieleń mych oczu przyprawia

wszystkich o rumieńce

A kisiel w majtkach mają

dziewczyny i zboczeńce.

Mam ponoć usta gorące

i jak aksamit miękkie

A w dodatku ciało bóstwa

i niezwykle giętkie.


Bum papa bum papa up

Znów jest kolejny trup

Bum papa bum papa jee

Czas rozpocząć krwawą grę

Bim bam bom, bim bam bom

Będzie zgon

Bim bam bom, bim bam bim

Giń! Tak. Giń!

Hahaha..


Naszła raz ochota ojca Konstantyna

Znaleźli go martwego kiedy się wypinał.

Przeora ktoś nocą skrócił o nogi i głowę

A jego zwłoki porzucono

nad głębokim rowem.

Nagiego furtiana przykuto

do klasztornej bramy

A jeszcze przed śmiercią

wyrwano mu męskie organy.

Ojca Boreasza na słup drogowy nadziano

A z jego ust wystawały chryzantemy i siano.

Ostatnią ofiarą zdawać by się mogło

boskiego przekleństwa

Był braciszek Fabian padając martwy

w trakcie nabożeństwa.


Bum papa bum papa up

Znów jest kolejny trup

Bum papa bum papa jee

Czas rozpocząć krwawą grę

Bim bam bom, bim bam bom

Będzie zgon

Bim bam bom, bim bam bim

Giń! Tak. Giń!

Hahaha..


W sali katechetycznej wielebny,

że mną namiętnie flirtował

Gdy niespodziewanie wpadła

grupa szturmowa.

Skuli mi kajdankami ręce i nogi

Widziałem na twarzy klechy oznaki trwogi.

I tak przerwano mi moje zbawcze dzieło,

A zaskoczonych mieszkańców wioski

z nóg ścięło.

Postawili mnie w świetle

prawa przed sądem

Prokurator obleśny z rozkoszą

wydzierał mordę.

Po kilku tygodniach sędzia

i przysięgli przeklęci

Z pasją zboczeńców skazali

mnie na krzesło śmierci.

W agonii głowa ku ziemi mi się chyli

Ale jestem radosny,

że nie ma już tych pedofili.


Bum papa bum papa up

Znów jest kolejny trup

Bum papa bum papa jee

Czas rozpocząć krwawą grę

Bim bam bom, bim bam bom

Będzie zgon

Bim bam bom, bim bam bim

Giń! Tak. Giń!

Hahaha…

Biedacza magia

Na Ojca w niebie i Matkę Ziemię

Przeklinam wszystkie złośliwe cienie

W pełnię księżyca mam takie życzenie

By los przewrotny spełnił me marzenie.


Zaklinam z potęgą i wszelką mocą

Za dnia, o zmroku i ciemną nocą

Zanoszę modły z pierwszą rosą

Przyzywam losu tańcząc nago i boso.


Na wszystko co dobre zaklinam

Potężnych duchów mocy przyzywam

Spełnienia marzeń mych wybije godzina

Niech będę bogaty ja i moja rodzina.

Biegniemy

Nie należy cofać się nawet

o stopę w lasy czasu

Bo partyzantką nie można zbudować

warowni przyszłości

Iść powinno się pod czas

i z czasem czerpiąc z doświadczenia

Choć cel nie zawsze celem

bywa dla nas właściwym

Ale przecież naszą szkołą jest życie

i egzamin się zbliża.

Za dniem miesiąc i rok,

lata ekscytacji,

oraz wieki przeżyć

Zagonieni biegnąc równo z czasem

nie pozwólmy zapomnieć

Bo najpierw były kroczki potem kroki

a na końcu tuptanie

I co dalej człowieku bez zegarka?

Gdzie twój sens życia?

Bezcenne pytania

Co ze mną jest nie tak?

Co odstrasza ludzi?

Co ze mnie jest za kwiat?

Co w innych demony budzi?


Nie umiem odpowiedzieć sam,

Szukam znaków wśród gwiazd,

Żałobny marsz za dnia gram,

A nocą wypijam goryczy łez kwas.


Tylko setki pytań w mojej głowie,

Lęk serce o zawał już prosi.

Może jednak zakończę życie swoje,

By uniknąć kolejnej bezsenności?

Brutalna prawda

Polsko, kiedyś byłaś mi małym

moim światem,

lecz dziś inny świat mnie wzywa,

bo tu Polak Polakowi katem

i tu nikt swej nienawiści nie ukrywa,

bo gdzie nie spojrzysz widzisz szmatę.


Pracodawcy, politycy, księża,

dziwki, robotnicy,

nienawiścią plują w koło,

czy w urzędach,

poczcie, mediach, na ulicy,

już tu nie jest tak wesoło.


Polsko, zawiodłem się na tobie,

wstyd mi być Polakiem,

wrócę gdy będzie grób na grobie,

a śmierć będzie moim znakiem

i wtedy nowych ludzi plemię zrobię.

Celebryci

Przystojną gwiazdą być,

Na łasce i niełasce losu żyć,

Spełniać niespełnione sny.

Tak mało ciągle znaczyć,

Czy ktoś Ci to wybaczy?

Tego nie wie nikt, nawet ty.

Ołtarze pochlebstw

wznosisz bezimiennym bogom,

W najdroższych szatach

przemierzasz korytarze kasyn,

Sądami grozisz nawet

twym najmniejszym wrogom,

I ciągle walczysz o rozgłos

wśród drukarskich maszyn.

Clergyman

Krzyczą z ambon obłudnicy

w złotych szatach

Wchodzą do sypialni

jak bandyci każdej nocy

Głoszą nauki agresywne

o „pedałach” i „szmatach”

Choć ich kręcą szatańsko

nieletni chłopcy.


Clergyman tak poucza mnie

Pytam się po co?

Clergyman mówi co robię źle

I podgląda mnie nocą

Clergyman we wszystko miesza się

A zęby mu się złocą

Clergyman nie wysłucha cię

Tylko przeklina z całą mocą.


Wznoszą modły wyciągając

brudne łapy nad ołtarze

Pożądliwym wzrokiem

ogarniają swą parafie

Za usługi swoje

pobierają niezliczone gaże

I niechciane dzieci

topią nocą w stawie.

Czas (nie)ostateczny

W samej istocie koniec

epoki się zbliża,

Choć znaki takie

dwuznaczne niby na niby,

Lecz nie ma co liczyć

że Chrystus zejdzie z krzyża,

A ludzkim przemówią

głosem dzieci oraz ryby.


Wieszczą o końcu wróżki

z gazet kolorowych

I podobno o tym ma piszczeć

w oszronionej trawie,

Ale kto posłucha dębów

przydrożnie wiekowych?

Kto uwierzy staruszce

w kościelnej bramie?


Ignorancji i sceptycy,

ateiści i klerycy,

Cała gama ludzkich myśli,

Pragną snu co się ziści,

W domach, na ulicy,

na wsiach i w stolicy,

Chcesz mieć coś?

Zgłoszenie wyślij!

Do Wrocławia wróć

W ramionach Odry rozciągniony

Tu gdzie Ostrów Tumski powstał

Setką pięknych mostów połączony

To moje miasto ten mój Wrocław.


Tu się przeplata narodów kultura

Bo w końcu to miasto spotkań

Choć spotkasz tu czasem szczura

To nie uciekaj tylko do rana zostań.


Posłuchaj hejnału z Ratusza wieży

W fontannie zostaw grosik mały

Odwiedź organy w świątyni żołnierzy

I pręgierz gdzie kiedyś dyby stały.


Pokochasz ten mój magiczny Wrocław

Jak zakochani od pierwszego razu

Wszystko co było za sobą zostaw

Tu spędzisz życie nie marnując czasu.


Zawsze będę pamiętać

Te wrocławskie ulice

Legendą owiane

Kamienic tajemnice

I w Rynku najstarszą

Świdnicką Piwnicę.

W pamięci zostanie

Mostek czarownic

Z daleka widok

Katedralnych dzwonnic,

I Fredro, krasnale,

Pergola w upale,

To wszystko

W mym sercu

Zapisane trwale.

Drzewo Edenu

Głaz ze szczytu nieba

Spadł na twój mały świat

Zniszczył skorupę iluzji

Budowlę kłamstw i zdrad.


Ty mały człowieczku

Co dziurę w sercu łatasz

Powstań jak to czynili inni

I zobacz że już nie upadasz.


Ja rozkładam doświadczeń skrzydła

I choć nie jesteś mą własnością

To zabrać cię pragnę do mojego raju

Byś zawsze był otoczony miłością.


Ty zaś zakazane drzewo uczuć

Rośnij i owocuj w świetle gwiazdy życia

I bądź gotów na każde trzęsienie

Bo taki los twój i nie masz już wyjścia.

Echo ciszy

Drzwi zamykam teraz

Ostatni już raz

Tak myślę

Tylko klucz

Taki z serca

Nie wiem czy utopić?

Może lepiej spalić?

Tak

Najlepiej w wulkanie

Lawą suchych łez zaleje

I zakocham się w pustce…

Będę pustką

Szmerem liści

Cichą deszczu kroplą

Cmentarza ciszą

To koniec

Ego anioł

Jestem istotą ze światła i boskiej materii,

Utkany ręką gwiazd i pomalowany losem,

Zapomniany jednak przez wielkiego Boga,

Rozkazano bym zamieszkał na Ziemi,

I obdarzono mnie rozumu, i serca głosem,

A nienawiść i śmierć dano za wroga.


Upadłym aniołem nazywają mnie,

Chociaż nie jestem wcale złem,

Bo skrzydła wyrwano mi we śnie,

A noc nazwano czarnym dniem,

Lecz mimo to ja wzbijam w górę się,

Bo życie jest złym z natury snem.


Kiedyś byłem aniołem miłości prawdziwej,

Stworzony do dawania świadectwa serca,

Ponad podziałami zawsze się unosiłem,

Lecz wielki bunt sprawił że jestem anioł gej,

Rozkazano bym był wierności piewca,

I męsko-męskiej miłości posłem.

Hymn do jedności Ojczyzny

To jest moja matka, ma Ojczyzna,

To są moi bracia, siostry me,

Nie straszna mi niewola i obczyzna,

Zakusy wrogów podłe, złe.

Mym mottem Bóg, honor i Ojczyzna,

Biało-czerwony sztandar w ręku tkwi,

Niech każdy Polak, Polak przyzna

Że Polskę kocha, wielbi, czci.


My z rodu Lecha, lud wspaniały

Waleczny tak jak mało kto,

Dla naszej Matki, nie dla chwały

Poświęćmy życie, młodość swą.

My z rodu Piasta, ród królewski,

W niewolach przetrwał setkę lat,

Na ustach zawsze hymn zwycięski

Niech to pamięta cały świat.


W koronie złotej orzeł biały,

To nasze godło, to nasz znak,

Z Bałtykiem sojusz zawsze trwały

Jak z Warsem Sawa, jak z Wandą Krak.

Łączy nas wspólna pamięć i tożsamość,

Łączą nas wspólne więzy krwi,

Historia, język, smutek, radość

Polska! Polacy! Na zawsze my.


Nie zniszczył nas wojenny grom,

Choć bohaterów krew przelana.

Tyś nasza Polska, tyś nasz dom

Tyś nasza matka ukochana.

Niech dziś zabije głośno dzwon

I zabrzmi hymn wolności

Tyś nasza Polska, tyś nasz dom

Korona naszej niepodległości.

Jesienne zdarzenia

W okna deszcz puka od rana

Stary klon walczy z chłodem

Rumiane jabłko uderzyło trawę

A jeż tylko na to czekał.


W kominku ogień jakiś niespokojny

Czajnik chce zalać filiżankę kawy

Tylko kot jak zwykle ma otwarte oko

I śledzi szuranie moich kapci.


Tak, właśnie przyszła łaskawie wena

Zapukał do mych myśli i kartek

Jeszcze tylko pióro wyjmę z kosza

By list na liściu napisać… kap… kap…

Krzyk krzywdy

Każdy z nas ma taki dzień

Taki jeden nie raz w roku

Gdy słońce chmurne rzuca cień

A budzik budzić chce o zmroku.


Każdy z nas ma takie chwile

Których nie chce się pamiętać

Kiedy krew się burzy w żyle

Gdy ze złości chce się pękać.


Każdy kiedyś komuś coś

Nieumyślnie czy w afekcie

By rozładować swoją złość

Krzywdę zrobił tak w efekcie.


Zastanówcie się moi mili

Śledząc całe swoje życie

Ileście upiornego zła uczynili

Niechcący i naumyślnie…

Łza i nadzieja

Nie rań mnie!

Proszę Cię

Błagam Cię

Nie rań mnie!

W zapomnienie zamień się!

Zaczynam nowy dzień!

Piękny dzień!

Dobry dzień!

W przeszłość zamień się!

Gdy pytam, odpowiedz,

W życiu tak nie miało być.

Nie mogę już dłużej

Nie chcę w kłamstwie żyć.

Twój świat utkany z aluzji

Po co to wszystko i Ty?

Zapaść się pod ziemię chcę

By tylko przestały boleć łzy.

Bez sumienia tak w oczy drwisz

Zabijasz każdy promień słońca.

Za ten pusty album na stole

Znienawidzę Cię już do końca.

Chcę i potrafię być bez Ciebie

Na co mi twoje słowa?

Nowy dzień niesie mi nadzieję

By wszystko zacząć od nowa.

Myśl taka

Patrząc w przeszłość

trudno zobaczyć przyszłość

mając niejasną teraźniejszość.

Analizując dziś

nie mogę myśleć

pozytywnie o jutrze

a co dopiero o pojutrze.

Wszystko takie na wczoraj

i takie na już.

Zagonieni, zagubieni, zakompleksieni.

W takim przyszło mi świecie…

świecie ludzi żyć.

Czas goni czas,

pieniądz rodzi pieniądz

a wzbogacenie biedę,

nierówność i nienawiść.

Komercja to nowy bóg

w którego wierzą wszyscy

ale jest to martwy bóg

więc wierzący również umarli

bez nadziei zmartwychwstania.

Przychodzi więc zapytać:

co jest istotą życia w tym zmaterializowanym,

zakłamanym świecie?

Nadziei już brak?

Zostało tylko czekanie

jak zapuka koniec świata.

W białej sukni zatańczy,

lecz bez kosy tylko z fenolem.

Czekam obojętny, bo życie

bez spełnionych marzeń to dno.

Głupie serce wciąż wierzy,

że Bóg istnieje nie na niby.

Rozum już dawno wysnuł teorię,

że świat tylko dla bogaczy.

Rozpadam się w głębi,

choć ciało jeszcze młode.

Duch zdeterminowany podcina

tętnice, i nie umiera.

Jakiż to melodramat, tragedia,

z której śmieją się dzieci.

Sfrustrowany wzrok szuka

w ciemnościach jak kot.

Słuch utonął w dźwiękach

stukającego czasu.

I tylko język mamrocze coś

pod nosem, że słone.

Nic, zupełnie nic tylko ta cisza

przerywana świstem oddechu.

Ta samotność tak boli,

nawet umarli wiedzą o tym.

Kiedy stracona wiara to

i miłości przepadła

a nadzieja stchórzyła jak zawsze.

Nie ego

Jestem człowiekiem

Ale ludzki też bywam

Bez serca dla ciebie

Idę z nurtem tłumu…


Jestem głosem sumienia

Lecz nie mam głosu

Bo nikt przecież nie słucha

W tym ludzkim pseudo ulu…


Jestem kimś kimkolwiek jestem

Anonimową jednostką ludu

Która służy by żyć dla pracy

I dla uciechy życia królów.

Nowe stworzenie

Stworzę od jutra swój raj

Bez poznania dobra i zła

Wtedy zawsze będzie maj

Tu władza moja, rządy i gra.


Stworzę na nowo swój świat

Bez potrzeby uwielbienia

Hipokryzję wymażę z kart

Powstanie lepsza ziemia.


Stworzę całkiem na nowo siebie

Bez zbędnych uczuć i wad

Inne zaświeci słońce na niebie

Bez zawiści i fałszywych rad.

Odpocznij od łez

Nie płacz już

Osusz smutek swój

Bo łzy próżne są

Płyną kiedy chcą


Nie płacz już

Słońce wzeszło

Nastał nowy dzień

Smutki odgoń w cień


Nie płacz już

Los nową szansę da

Uwierz w siebie już

W nową drogę rusz


Nie płacz już

Przyjaciół ciągle masz

Posłuchaj rady tej

Dystans do smutku miej

Oni i my?

Dzielimy wszystko na gorsze czy lepsze,

Sami nie jesteśmy bez winy.

Ocen i pogardy nie żałujemy innym,

Zapominamy skrytykować siebie.

Przy zgaszonym świetle znajdujemy winnych,

Lecz sami kradniemy w światłach jupiterów.

Pełni banalnych wymówek

bez wiary traktujemy wszystko,

Siebie stawiamy za wzór wszelkich cnót.

Opadły liść

W cieniu piekła moje życie tkwi

Choć do nieba tylko parę drzwi

To ja ciągle trwam samotny u swych bram

Bo nie powiedział nikt

Że życie to nie tylko taniec i śmiech

Że szczęście to kłamstwo jest

Że kieruje nami chaos i grzechów grzech

Nie powiedział nikt że świat to nie my

Bo przecież są jeszcze inni wśród gwiazd.

Kim jest człowiek tak wielki że mały?

Nie wiem

Ja tylko w cieniem

minionego czasu jestem…?

Pijana bajka

Biegnie kotek drogą, wstrząsa jedną nogą,

Przy drodze piesek stoi i kot się go nie boi,

Na pieska wilk się czai z rozkazu matki Gai,

Która jest znów w ciąży,

nad ziemią ciągle krąży,

A Ziemia się obraca w orbicie lecząc kaca,

Zaś kac pijaka dręczy, wysusza oraz męczy,

Zmęczenie mnie dopadło i wenę mi ukradło,

A kradzież to jest hańba i tu się kończy bajka.

Pluszowy miś

Kiedyś będziesz szedł mój drogi

i nie poznasz mnie,

Zrzucę czapkę ci pod nogi,

nie przeproszę cię,

Za te chwilę pełne trwogi,

tak okrutnie zemszczę się,

Nie przerazi wzrok twój wrogi

ani krzyk, co to to nie.


Mogłeś mnie mieć na jutro i dziś,

Mogłeś chcieć tylko dla mnie być.

Odchodzę na strych ja pluszowy miś,

Nowym swym życiem zacznę żyć.


Kiedyś przyjdzie ten ostatni czas,

o ironio losu,

Kiedy ujdzie z piwa gaz

i nikt nie usłyszy twego głosu,

Zniknie włosów bujny las,

a posiłkiem będzie rosół,

I przepadniesz niczym głaz

w krainie zapomnianych osób.

Płyń w nieznane

Płynie woda, płynie życie,

szybko płynie czas.

Gaśnie ogień, gaśnie chwila

i przeszłość traci blask.

Płyną statki, płyną liście,

też popłynę ja.

Niebo zniknie, ziemia zniknie,

zniknie światło dnia.


Pokochaj dziś, nie marnuj lat,

zielony liść, rozkwitły kwiat.

Pokochaj tak, pokochaj bo…

Nim zniknie świat,

gdy przyjdzie zło,

Ty ciągle trwaj,

za rękę złap,

Swe serce mu daj

i w oczy się gap

Na zawsze trwaj.


Płynie nuta, płynie łezka

i krew w żyłach płynie też.

Wyschło serce, wyschła róża,

wysechł nawet deszcz.

Płyną chmury, płyną słowa,

popłynęły strugi potu.

Już nie czekam, już nie myślę

i za chwilę będę gotów.

Postulat

Nie Mickiewicza

Nie Słowackiego

Temu kraju trzeba

Lecz wodza i wieszcza

Z chwały i łaski nieba!


Nie Roty Konopnickiej

Co krzepiła kiedyś ducha

Nie trenów Kochanowskiego

Co Orszuli tęskno szukał

Dziś trzeba rozsądku i rozumu

By do głupich głów zapukał.


Obudź się głupia lachska pustogłowo

Ocknij się tępy lachski moczymordo

Przyszłość przedłuż nad puste słowo

Planami nie okrywaj się jak kołdrą

Bo tylko tak zbudujmy ten kraj na nowo.

Praca

Wstajesz przed słońcem

Kubek kawy na blacie

Masz nowe plany na dzień

Siadasz do biurka

I nadzieja umiera

Minuta po minucie

Tak wlecze się czas

A obowiązek nie maleje

I myślisz by wrócić

Tam gdzie został ostatni sen

I budzisz się na nowo

Bo czas napędza życie

Lecz kiedyś zaśniesz

By nigdy nie wstać

Nie dokończywszy pracy.

Przystanek myśli

Człowiek zakochany to ślepa istota

Człowiek zaślepiony to głupi ktoś

Więc wierz rozumowi, zło cię nie spotka

Choć wtedy sercu zrobisz na złość.


Dobra rada pewnie z rozumnej głowy

Dla tych co bawią się uczuciami innych

Karma ukarze was larwą w kupie krowy

I przygotuje atrakcji masę dla winnych.


Choć śmieszne to jest dla was krętacze

I bezkarnie depczecie naiwną miłość

Pamiętajcie że fortuna nigdy nie skacze

Jak cyrkiel nakreśla podłą przyszłości.

Pytając marzenia

Tak szybko marzenia płoną

na stosie niezrealizowanych celów

Że zapomina człowiek jakie

jest jego życia przeznaczenie

I tylko zrywa talizmany

z ramion smaganych biczem czasu

Idzie pod górę tocząc łajno zmartwień

I narastających smutków

A przecież ze szczytu kula się stoczy

Rozbijając się o śmierć.


Po co życie takie tylko na niby?

Po co śmierć która nie jest końcem?

A myśli po co skoro rozum głupieje?

Wszystko takie za nic, bo na nic?

Pytanie o życie

Idziemy gdzieś tak często do celu

A może to wszystko jest na niby

By błądzić w ciemnej puszczy życia

By okradać się z naszych marzeń

By pozostać głupcem w tali kart

By nigdy nie wiedzieć gdzie, co i jak?


Jeśli życie to tylko wymysł człowieka

A tak naprawdę jesteśmy tylko snem

By ku uciesze stwórcy być pacynką

By śmiać się z samych siebie

By nigdy nie być realnym jakimś kimś

By zawsze znosić humory swego ego?

Psotna śnieżynka

Przyszła na chwilę, oszroniła trawy,

na oknach zostawiła rajskie ogrody,

rozgorączkowała parę zapitych mord,

odkryła bielą goliznę drzew,

obudziła Gwiazdora i reniferom

dorobiła czerwone noski,

posypałam śnieżnym brokatem

ponure kamienice,

zagrała na klaksonach kierowcom,

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 22.05
drukowana A5
za 46.54
drukowana A5
Kolorowa
za 69.15